O co chodzi z tym Lightningiem?
- Kategoria: Felietony
- Tomasz Karasiński
Niespełna miesiąc temu firma Apple zaprezentowała najnowszą generację iPhone'a na konferencji prasowej w San Francisco. Wiem to, bo jeden z moich przyjaciół jest wielkim fanem marki i mało nie uszkodził sobie zawieszenia kiedy wracając z pracy wyskakiwał w powietrze na każdej hopce oby tylko zdążyć na transmisję z tego wydarzenia. Siedząc z boku i zajmując się swoimi sprawami, słyszałem tylko jak jakiś facet z mocno naciąganą ekscytacją w głosie opowiada o podwójnych aparatach, wodoszczelnych obudowach i innych rzeczach, które inni producenci telefonów stosują już od jakiegoś czasu. Ryknąłem śmiechem, kiedy ujawniono, że iPhone 7 będzie miał dźwięk stereo i z tej okazji puszczono filmik o tym, jak to znakomicie słucha się muzyki z dwóch mikroskopijnych głośniczków umieszczonych na końcach telefonu. Wiele audiofilskich firm uznałoby to za punktowe źródło dźwieku! Jako użytkownik iPhone'a 5s po raz kolejny ucieszyłem się, że z mojego punktu widzenia nie ma żadnego powodu abym wydał cztery tysiące złotych i przesiadł się na nowszy model. Fajnie, ale jedna informacja przyćmiła wszystkie procesory i aparaty, a jak się później okazało - mocno poruszyła wszystkich melomanów. Tak, potwierdziło się - iPhone 7 nie będzie miał gniazda jack! Zamiast standardowego 3,5-mm złącza słuchawkowego użytkownicy będą korzystać z Lightninga. Jak? Z czym? Po co? Jak mawiali starożytni Amerykanie, to są bardzo dobre pytania.
Ponieważ każda wzmianka o sprzęcie Apple'a wywołuje kolejną wojnę jego zwolenników i przeciwnikiów, na początku ustalmy jedną rzecz - osobiście nie należę ani do jednego, ani drugiego obozu. Mój iPhone 5s jest jedynym urządzeniem tej marki, z jakiego obecnie korzystam. Wcześniej miałem małego iPoda Shuffle, ale też nie było to spowodowane jakąś bezgraniczną miłością do nadgryzionego jabłuszka, wiarą w nadprzyrodzone moce Steve'a Jobsa czy innymi filozoficznymi względami. iPod Shuffle był mały, prosty i fajnie grał, a iPhone 5s robi z grubsza to samo jako telefon. Nie wiem też czym dokładnie różnią się poszczególne modele jeśli chodzi o zastosowane wewnątrz części. Jestem audiofilem, a nie smartfonofilem, więc generalnie się nie znam. Ale jeżeli jakaś firma, wszystko jedno jaka, wycofuje ze swoich produktów gniazdo 3,5 mm, które jest ogólnie przyjętym standardem stosowanym chyba od czasów wiktoriańskich, to natychmiast zaczynam się zastanawiać - o co chodzi?!
Czy ktoś nagle uznał, że takie złącze ogranicza jakość brzmienia? A może jest, nie wiem, niewygodne? Może projektanci postanowili rozwiązać problem przecierających się kabli? Hmm... Chociaż tu swoją drogą powinni popracować nad Lightningami dołączanymi do telefonów, bo mój oryginalny przewód "poszedł" tuż przy wtyczce, a drugi, kupiony w firmowym salonie za niemałe pieniądze, też już zaczyna się w tym miejscu łamać. A zatem jakie są korzyści z zamiany normalnego jacka na firmowe, płaskie złącze? Oglądając z kumplem dalszy ciąg konferencji, zaczęliśmy się nad tym zastanawiać i szczerze mówiąc żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła nam do głowy. Podobno firma uznała, że nowy telefon jest już tak cienki, że 3,5-mm gniazdo zwyczajnie się nie zmieści. Hmm... Sprawdziłem - iPhone 7 ma grubość 7,1 mm więc w porządku, rozumiem że dookoła dziurki na słuchawki też musi coś być - jakaś obudowa, kawałek plastiku lub coś podobnego. No ale skoro telefon jest dwukrotnie grubszy, to chyba przy obecnym poziomie miniaturyzacji jakoś dałoby radę, nie? Drugie wytłumaczenie jest takie, że zwykły jack nie jest wodoodporny. Czyli mam rozumieć, że przez okrągłe gniazdo woda wlewałaby się do środka, a przez płaskie już nie? Chyba Samsung, Sony i inne firmy produkujące wodoodporne smartfony z wtykiem 3,5 mm mają na ten temat inne zdanie.
Każdy, kto ostrzył sobie zęby na nowego iPhone'a, ale ma już porządne słuchawki za które również słono zapłacił, może się w tym momencie zastanawiać jak u licha ma połączyć sobie jedno z drugim. Firma przygotowała tu odpowiedź w postaci przejściówki. Takie rozwiązanie będzie pewnie trochę niewygodne, ale powiedzmy, że fani marki jakoś się przemęczą. Ale zaraz, zaraz... Jak słuchać muzyki podczas ładowania telefonu? Każdy posiadacz takiego czy innego smartfona zna ten problem. To już nie jest Nokia z monochromatycznym wyświetlaczem, która potrafiła trzymać na baterii tydzień albo i dłużej. Dzisiejsze telefony trzeba ładować codziennie, a przy intensywnym użytkowaniu - kilka razy na dobę. Załóżmy więc, że siedzimy sobie w pracy, słuchamy muzyki z telefonu, idziemy na lunch, brunch czy jak się tam teraz ładnie mówi na obiad, po czym wracamy, zakładamy słuchawki na głowę i okazuje się, że mamy 10% baterii. Podłączymy ładowarkę - nie ma gniazda na słuchawki. Nie podłączymy - zdechnie. Powiecie, że wymyślam jakieś dziwne scenariusze? Sam w naszym biurze słucham muzyki z telefonu, najczęściej jednocześnie go przy tym ładując albo nawet zgrywając sobie zdjęcia na komputer. Ładowarka idzie do Lightninga, słuchawki - do jacka. Jak to zrobić w nowej "siódemce". Okazuje się, że nie ja jeden się nad tym zastanawiałem. Na jednym z portali zrzeszających fanów amerykańskiej firmy natknąłem się na wątek, którego autorzy rozkminili jak to zrobić. W skrócie - potrzebne są do tego jeszcze chyba ze dwa kable i jakiś platikowy rozgałęziacz. Generalnie żeby zrobić prostą rzecz, trzeba skonstruować pajęczynę przypominającą jeden z tych naprawdę skomplikowanych węzłów żeglarskich. No dramat...
Rozwiązaniem mogą być słuchawki bezprzewodowe, które zresztą firma zaprezentowała na tej samej konferencji. Nie będę nawet wspominał jaką falę beki wywołały w sieci. Ostatnio widziałem filmik którego autorzy lekko zmodyfikowali główki od elektrycznej szczoteczki do zębów, po czym podchodzili do przechodniów i informowali ich, że oto mają najnowsze bezprzewodowe słuchawki Apple'a i proszą o ich szybkie przetestowanie. Autorzy dowcipu prosili nawet o krótką recenzję brzmienia tych "słuchawek". Kiedy włączali muzykę na telefonie, za wkręcaną osobą pojawiał się kolejny osobnik trzymający w rękach dwa głośniki bezprzewodowe. Śmieszne, ale i straszne, bo ludzie najwyraźniej się na to nabierali. Dobra wiadomość jest taka, że nie musimy korzystać z firmowych słuchaweczek - dzięki łączności Bluetooth możemy kupić sobie takie słuchawki bezprzewodowe, jakie nam się podobają. Mogą to być Sennheisery, Bowersy, AKG, B&O, Jabry - co tam chcecie. Fajnie, tyle że dla wielu audiofilów jakość brzmienia takich słuchawek jest z gruntu mocno ograniczona - o wiele gorsza w porównaniu z takim samym modelem przewodowym. Sytuacja być może poprawi się kiedy upowszechni się Bluetooth z kodekiem aptX HD, zaprezentowanym niedawno przez Qualcomma i wprowadzonym już chociażby przez firmę Astell&Kern w modelu XB10. Wykorzystanie tej technologii pozwala na bezprzewodowe przesyłanie dźwieku w 24-bitowej jakości. Jest tylko jedno ale... Kto zagwarantuje, że kiedy melomani w odpowiedzi na iPhone'a bez jacka kupią sobie słuchawki na Bluetooth, Apple nagle nie stwierdzi, że Bluetooth też trzeba wyrzucić i zrobić słuchawki działające na AirPlay? Nie zrobią tego? Tiaa... Podobno firma zaczęła już pytać swoich fanów jak często korzystają z 3,5-mm gniazda słuchawkowego w swoich MacBookach. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać - użytkownicy tych komputerów domyślili się jakie są intencje firmy i zgodnie odpowiedzieli "No, not the MacBook, don't you dare!" i ciekawy jestem, czy producent ich posłucha. Obstawiam, że raczej zrobi po swojemu i będzie czekał na oklaski za innowacyjność.
A teraz krótka puenta całej tej historii. Tuż po konferencji Apple'a postanowiliśmy, że mimo oczywistego hejtu, jaki przetaczał się przez sieć po ogłoszeniu wycofania jacka z nowego iPhone'a, zbierzemy do testu kilka modeli słuchawek ze złączem Lightning. No bo skoro już tak postanowiono, to wypadałoby sprawdzić co w trawie piszczy. Spodziewałem się nawet fali maili z informacjami prasowymi o nowych modelach wszystkich większych producentów słuchawek, ale w ciągu kilku dni dostałem tylko jednego - były to dokanałówki JBL Reflect Aware, które zresztą pokazano na jednym ze slajdów podczas konferencji jako dowód na to, że słuchawki z Lightningiem już funkcjonują na rynku. Do dzieła - dzwonię, zaczynając od kilku największych firm i dystrybutorów. Na pytanie czy mają już w swojej ofercie słuchawki z Lightningiem albo czy w najbliższej przyszłości będą takie mieć, zdecydowana większość odpowiedziała - nie! Oprócz wspomnianych JBL-i namierzyłem tylko Philipsy Fidelio M2L i Audeze Sine. Poza tym - cisza i pustka. Generalnie nie ma z czego robić testu grupowego. Czy to przypadek, że branża słuchawkowa zbiorowo "olała" Lightninga? A może producenci nauszników uznali, że mimo ogromnej popularności iPhone'a, wprowadzanie osobnych modeli z inną wtyczką zupełnie się nie opłaca? Swoją drogą domyślam się, że każda z tych firm musiałaby słono zapłacić za samą możliwość montowania Apple'owskiej wtyczki w swoich nausznikach. Spodziewałem się, że zaraz po konferencji na rynku pojawi się dwadzieścia modeli marki Beats wyposażonych w złącze Lightning, ale jakoś i tutaj żadne wieści do mnie nie dotarły.
Co więc wyjdzie z tego całego zamieszania? O ile jeszcze trzy tygodnie temu słyszałem głosy, że Apple chce zawłaszczyć rynek słuchawek, tak teraz wydaje się, że firma mocno przestrzeliła i jedyne, co udało jej się osiągnąć, to wkurzyć wszystkich użytkowników, którym naprawdę zależy na muzyce. Dla audiofilów sytuacja jest prosta - jeżeli Apple ostatecznie jakoś przepchnie ten pomysł, to inni producenci smartfonów, tabletów i laptopów prawdopodobnie również pójdą tą drogą. Jeśli tak się stanie, za kilka lat zamiast jednego standardu wtyku słuchawkowego będziemy mieli pięć albo dziesięć. Wyobraźcie sobie jak to się odbije nie tylko na rynku nauszników, ale także przeróżnych DAC-ów i DAP-ów. Moim zdaniem lepiej by było, żeby do tego nie doszło, ale co ja się tam znam... Póki co, będę sobie wkładał wtyczkę do tej samej dziury i wolałbym, aby nikt mnie nie zmuszał do zmiany na szerszą.
Komentarze