Sony wznawia tłoczenie płyt winylowych... O pięć lat za późno!
- Kategoria: Felietony
- Tomasz Karasiński
Kilka dni temu audiofilski świat obiegła zaskakująca informacja - po ponad trzydziestu latach przerwy, firma Sony wznawia tłoczenie płyt winylowych. A przynajmniej taki jest plan. Czarne krążki mają być produkowane w fabryce należącej do Sony Music Entertainment, położonej w japońskiej prefekturze Shizuoka. Co ciekawe, obecnie w tym kraju działa tylko jedna fabryka, która podobno nie wyrabia się z produkcją. Dostawy często są opóźniane, a nowe wydania są oferowane w ograniczonych ilościach. Rosnące zapotrzebowanie na winyle stało się faktem i jest już poza wszelkimi wątpliwościami. Nienasycony rynek aż prosił się o uruchomienie kolejnej fabryki, więc jego nawoływań wysłuchał w końcu jeden z największych gigantów w branży. Sony zapowiada, że produkcja winyli ruszy w marcu 2018 roku. Fajnie? No fajnie, ale w tym całym zamieszaniu rodzi się kilka wątpliwości i jedno ważne pytanie - dlaczego dopiero teraz?!
Niektórzy pewnie powiedzą, że ogłoszenie takiej wiadomości powinno zostać przyjęte przez audiofilów z zadowoleniem. Faktycznie, w środowisku generalnie szał, ekstaza i pełne podniecenie. Ja też w pierwszej chwili się ucieszyłem, bo nowa fabryka to więcej winyli, które potencjalnie mogą być bardzo dobre i niewiele droższe niż płyty dostępne w naszych sklepach. Japończycy słyną przecież ze swego przywiązania do dobrego brzmienia, a ich kompaktowe czy plikowe wydania prawie zawsze prezentują wysoki poziom. Jak się okazało, decyzja o uruchomieniu nowej tłoczni musiała zostać podjęta już kilka miesięcy temu, bo firma gromadziła materiał muzyczny już od lutego. Na winylach mają być wydawane zarówno nowe albumy, jak i starsze nagrania do których firma wciąż zachowała prawa. Aby całe przedsięwzięcie nie zostało spierniczone przez młodych pracowników, którzy gramofony widzieli tylko na YouTubie, Sony zamierza zatrudnić w swojej fabryce tylko doświadczonych inżynierów, którzy wiedzą jak delikatne jest przenoszenie dźwięku na czarne krążki i znają różne niuanse towarzyszące temu procesowi. Brzmi świetnie, prawda?
Wobec tego wracam do postawionego we wstępie pytania - dlaczego firma zdecydowała się na ten krok dopiero teraz? Przecież renesans gramofonów i płyt winylowych trwa już od początku dekady! Świadczą o tym statystyki zbierane na całym świecie. W Japonii sprzedaż czarnych krążków rośnie od kilku ładnych lat. W ubiegłym roku sklepy muzyczne opuściło tam prawie 800 tysięcy płyt. Ale to i tak nic, bo w analogicznym okresie w Stanach Zjednoczonych sprzedano w 17,2 miliona płyt winylowych. Rynek napędzają nie tylko starsi amatorzy analogowego brzmienia, ale też pokolenie "millennialsów". Według różnych szacunków, konsumenci w wieku 35 lat i młodsi odpowiadają za 70% zapotrzebowania na winyle w USA. Z kolei melomani z Wielkiej Brytanii zaskoczyli rynek w ubiegłym roku, wydając łącznie 2,4 miliona funtów na winyle i 2,1 miliona funtów na pobieranie albumów cyfrowych. W analogicznym okresie 2015 roku sytuacja była zupełnie inna – liczby te kształtowały się na poziomie odpowiednio 1,2 i 4,4 miliona funtów, co dawało ogromną przewagę plikom. Wystarczył kolejny rok aby czarne krążki wyprzedziły cyfrową muzykę.
Moda na analog dotarła również do Polski. Sieć salonów Empik z miesiąca na miesiąc notuje wzrost sprzedaży winyli i systematycznie poszerza swą ofertę w tym zakresie. Powstają również nowe sklepy specjalizujące się tylko w czarnych krążkach. Jednym z nich jest Winylownia, która zaczynała w 2013 roku jako sklep internetowy, a już rok później otworzyła pierwszy salon stacjonarny. Sytuacja ma również przełożenie na świat sprzętu audio, a konkretnie - gramofonów. Czeska firma SEV Litovel, producent i dostawca gramofonów Pro-Jecta, od 2009 roku zwiększyła swoją produkcję czterokrotnie. Szef fabryki - Jiri Mencl - szacuje, że w ciągu najbliższych trzech lat jego zakład wypuści następnych 150000 szlifierek. Z uwagi na rosnące zapotrzebowanie, przedsiębiorstwo uruchomi w tym roku nową linię montażową za 7 milionów dolarów. Swoje gramofony - pierwsze od dłuższego czasu lub pierwsze w ogóle - zaprezentowały takie firmy, jak Onkyo, McIntosh czy Mark Levinson.
Jak w tym wszystkim odnajdzie się Sony? Prawdopodobnie nowa fabryka zostanie uruchomiona zgodnie z planem i będzie tłoczyć płyty nie tylko dla japońskiego giganta, ale także dla zewnętrznych zleceniodawców. Ciekawe w jaki sposób firma zaangażuje się w promocję winyli... I czy w ogóle będzie to potrzebne. Wszystko wskazuje na to, że Sony wykorzystuje swoją rynkową pozycję i chce odciąć spory kawałek tego czarnego tortu. Dlaczego Japończycy nie wpadli na to wcześniej? Cóż, moim zdaniem jest to kolejny dowód na to, że Sony - podobnie jak prawie każda wielka firma - ma duże problemy z reagowaniem na otaczającą nas rzeczywistość. Nie mówcie, że o gigantycznym wzroście popularności winyli usłyszeliście tydzień temu... Ta sytuacja trwa już co najmniej od kilku lat. Ci, którzy dostrzegli trend jeszcze wcześniej, są dziś na wygranej pozycji. Większość ludzi, którzy dziś odpowiadają na winylową rewolucję, przyłączyła się do gry gdzieś na początku dekady. Jak myślicie, skąd od kilku lat biorą się winyle w naszych sklepach? Odpowiedź jest oczywista - tłocznie ruszyły pełną parą już dawno temu. I to nawet w Polsce! Wytwórnia GM Records uruchomiła własną linię produkcyjną w 2015 roku. Pierwszym albumem, który opuścił polską tłocznię był "Cień Wielkiej Góry Live" Budki Suflera, zarejestrowany podczas pożegnalnego koncertu na Przystanku Woodstock.
Gdyby jeszcze technika analogowa była czymś nowym... Ale przecież to koło już zostało wymyślone. Japończycy nie musieli przeprowadzać kosztownych badań i czekać aż przyniosą jakiekolwiek rezultaty. Wystarczyło odgrzebać technologię, która święciła triumfy kilkadziesiąt lat temu. Wiele współczesnych tłoczni płyt winylowych pracuje na odrestaurowanych maszynach z tamtego okresu lub ich ulepszonych odpowiednikach. Można oczywiście zagłębiać się w szczegóły i opowiadać o tym, jak to dokładne ustawianie parametrów nacinania rowka wpływa na barwę niskich tonów, ale nie dajmy się zwariować. W technologii tłoczenia płyt winylowych w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zmieniło się mniej więcej tyle, co w konstrukcji wzmacniaczy lampowych. Najnowocześniejsza na świecie jest prawdopodobnie fabryka firmy Third Man Records. Zakład otwarty w tym roku został wyposażony w świeżutkie, sterowane komputerowo prasy niemieckiej firmy Newbit, obsługiwane przez 50 pracowników. Third Man Records to zacna wytwórnia, ale nie jest takim gigantem jak Sony. A jednak na winylowe szaleństwo amerykańska firma zareagowała wcześniej. Sony będzie jeszcze dziewięć miesięcy w bólach rodzić swoją tłocznię, a w tym czasie wszystkie istniejące zakłady będą działać na pełnych obrotach. Prawdopodobnie dołączy do nich jeszcze kilka wytwórni, o których nie będzie się tyle mówiło.
Zastanawiam się czy naprawdę nikt w firmie Sony nie czyta prasy branżowej, nie śledzi raportów z rynku ani nawet nie rozmawia z ludźmi, którzy mogliby powiedzieć coś na temat sprzedaży gramofonów i płyt analogowych? Zrozumiałbym gdyby firma zaliczyła niewielki poślizg w tym temacie i uruchomiła swoją tłocznię powiedzmy trzy lata temu. A teraz? Nie chcę powiedzieć, że nic z tego nie wyjdzie, ale na pewno ktoś tu mocno zaspał. Obsuwę można by było usprawiedliwić problemami z pozyskaniem nagrań. W końcu postawienie fabryki to jedno, ale najpierw trzeba mieć co tłoczyć. Zdobycie odpowiedniej muzyki, podpisanie umów, załatwienie praw autorskich i dopilnowanie rozmaitych formalności na pewno mogłoby przysporzyć problemów firmie, która normalnie nie ma z tym do czynienia. Ale przecież tutaj mówimy o koncernie, który wydaje muzykę pod własnym szyldem i ma do niej bardzo swobodny dostęp. Żeby to jeszcze była mała, audiofilska manufaktura, która po prostu nie ma wiedzy ani środków potrzebnych na uruchomienie takiego przedsięwzięcia... Z której strony by nie spojrzeć, wydaje się, że Japończycy powinni byli wykonać ten ruch co najmniej pięć lat temu.
Sytuacja z winylami mocno przypomina mi jednak to, co stało się ze słuchawkami i odtwarzaczami przenośnymi. Sony jest jedną z firm, które nie tylko były jednymi z największych graczy na tym rynku, ale wręcz go stworzyły. Kto wymyślił przenośne kaseciaki? Okej, jedynym niedopatrzeniem był brak sześciokątnego ołówka w zestawie, ale poza tym to właśnie Japończycy opanowali ten rynek. Później nadeszły osobiste odtwarzacze płyt kompaktowych, które z kolei zostały zastąpione przez playery bez fizycznego nośnika. Temat na jakiś czas zabiły smartfony, ale na pewno nie do końca. Może przeciętnemu użytkownikowi słuchanie radia z telefonu w zupełności wystarczy, ale audiofile szybko odkryli, że w poszukiwaniu wyższej jakości trzeba się udać gdzie indziej. Dziś rynek audiofilskich playerów opanowały takie marki, jak Astell&Kern, Cowon, FiiO, iBasso czy HiFiMAN. Tymczasem japońscy inżynierowie wprowadzili modele NW-WM1Z i NW-WM1A dopiero rok temu. Spójrzcie na hi-endowe słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe. Co my tu mamy? Audeze, HiFiMAN, Focal, OPPO, B&W, Schiit, Asus... Rynkiem trzęsą firmy, na które jeszcze kilka lat temu nie zwrócilibyśmy uwagi, bo nie zajmowały się produkcją nauszników albo nie istniały w ogóle. Tymczasem Sony dopiero niedawno obudziło się z letargu, proponując nam chociażby tak udane słuchawki, jak MDR-Z7.
Co się stanie gdy japoński koncern otworzy swą tłocznię winyli w Japonii? Nic. Z punktu widzenia zwykłego klienta, a nawet audiofila czy melomana, będzie to praktycznie niezauważalne. Być może pojawi się więcej tytułów, może nawet będą nieźle wydane, ale to już nie jest nic zaskakującego. Wiele nowych płyt analogowych, które dziś można kupić w sklepach, to odpowiedniki kompaktów lub plików hi-res. Liczy się przecież nie tylko nośnik i technika jego odtwarzania, ale przede wszystkim to, jak został zapisany dźwięk. A jak mogły zostać zarejestrowane płyty wydane w ciągu ostatniego trzydziestolecia? W znacznej większości - cyfrowo. Jaki sens ma przeniesienie cyfrowo nagranej muzyki na płytę winylową? W przypadku przenoszenia plików hi-res, może jakiś jeszcze ma, ale nie jest tajemnicą, że wiele czarnych płyt zawiera materiał skopiowany z kompaktów lub nawet, o zgrozo, empetrójek. Czy japońscy specjaliści będą postępowali inaczej? Chciałbym w to wierzyć. Winylowy rynek rośnie jednak tak gwałtownie, że raczej nikt nie będzie się przejmował takimi drobiazgami. Każdy kolejny miesiąc opóźnienia to tak naprawdę straty liczone w tysiącach dolarów. Na moje oko, kiedy tylko fabryka będzie miała dach, prąd i komplet potrzebnych maszyn, a pracownicy przejdą podstawowe szkolenia, produkcja ruszy pełną parą i nikt nie będzie się zastanawiał czy dany materiał pozyskano z analogowej taśmy-matki czy może z plików zgranych z płyty kompaktowej... Swoją drogą, to właśnie po wejściu na rynek formatu CD, Sony zrezygnowało z produkcji płyt winylowych. Co by było, gdyby za kilka lat zamknięto tłocznię cedeków z powodu rosnącej popularności winyli? Osobiście, miałbym ubaw po pachy.
Ale możliwa jest także inna opcja. Niektórzy analitycy prognozują, że w tym roku sprzedaż winyli osiągnie szczyt, po czym zacznie spadać równie gwałtownie, jak rosła. Dlaczego? Podobno wzrost zainteresowania czarnymi krążkami spowodowany jest modą, która ma to do siebie, że po pewnym czasie mija. Winyle są fajne, ale według niektórych specjalistów, młodzi ludzie w końcu się nimi znudzą i wyrzucą je na śmietnik tak, jak inne zabawki kupione za pieniądze rodziców. Niektóre dane faktycznie nie napawają optymizmem. Z badania przeprowadzonego przez BBC wynika, że prawie połowa osób kupujących winyle nie odtworzyła ich w ciągu pierwszego miesiąca po zakupie. Jak myślicie, nie chciało im się? A może nie mieli na czym ich odtworzyć? Wielu pewnie szybko odkryło, że nie wystarczy do tego tablet z darmową aplikacją. Trzeba mieć gramofon. A do gramofonu - wzmacniacz i kolumny. Nawet jeśli będziemy rozmawiali o budżetowych modelach lub sprzęcie używanym, robi się z tego spora inwestycja. Ceny nowych płyt praktycznie stoją w miejscu, co powoli zaczyna odstraszać nawet napalonych klientów. Zagorzali miłośnicy muzyki na pewno będą nadal kupować czarne krążki, ale ostatecznie to nie do nich należy decydujący głos. W pierwszym kwartale 2016 roku na amerykańskim rynku odnotowano 6-procentowy spadek sprzedaży winyli. Nikt chyba się tym nie przejął, ale niektórzy przewidują, że to może oznaczać początek końca tej całej przygody. Analitycy zwracają też uwagę na to, że nawet po uwzględnieniu trendu wzrostowego, dzisiejsza sprzedaż płyt analogowych ma się nijak do sytuacji sprzed lat. W 1981 roku sprzedano ponad miliard albumów, w 2017 roku będzie to około 40 milionów. Innymi słowy, nawet po kilku latach boomu, sprzedaż winyli osiągnęła 4% tego, co odnotowano 36 lat temu.
Ale spokojnie. Jeśli słupki zaczną spadać, Sony pewnie i na to zareaguje z kilkuletnim opóźnieniem. Zanim dokumenty trafią z jednego działu do drugiego, zanim ktoś wreszcie podejmie jakąś decyzję, my już dawno kupimy wszystkie płyty, po które naprawdę warto sięgnąć. Z całego serca kibicuję nowej fabryce i liczę na to, że honor nie pozwoli Japończykom odwalić pańszczyzny. Jeśli okaże się, że winyle tłoczone przez Sony prezentują wysoką jakość brzmienia, może nawet rozbiję swoją skarbonkę i udam się na zakupy. Póki co, na brak muzyki nie narzekam, więc jeszcze trochę poczekam. Jeżeli okaże się, że cały ten renesans winylu to tylko ściema i chwilowy wyskok, przeniosę się z zakupami na portale aukcyjne. Wtedy za bezcen będzie można kupić winyle od ludzi, którzy teraz sięgają po nie kierowani modą, a nie tym, co naprawdę ważne.
-
Artorius
Rację ma autor. Dla "ludu" winyl to moda. Audiofile mają swoje myślenie, stanowią sporą grupę i będą nam zawsze udowadniać przewagę trzasków, cyknięć i zniekształceń harmonicznych nad odsłuchem w technice cyfrowej. A naród nie przytuli winylu tak powszechnie jak CD, MP3 czy smartfona. Już nawet przewagi plików FLAC, APE czy ALAC nad skompresowanymi nie rozumie. A dobrze jak w strumieniu Tidala czy Spotify słuchają. Sporej ilości wystarcza Youtube... Winyl jest zwyczajnie zbyt absorbujący. W dobie innych rozwiązań naturalnie. Ale czy w latach 70-80 nie woleliśmy kaset od płyt? Były łatwiejsze w obsłudze.
1 Lubię -
Paweł
Z wyżej opisanego możemy nawet mówić że wrócimy się i do szpul i do kaset jak tak dalej będzie iść renesans analogu. Po prostu cyfra nie daje takiej możliwości wyciskać wszystko z dźwięku jak analog. Cyfrowy sprzęt nie daje się tak udoskonalać i naprawiać jak analogowy. Stare lampowe radia mają przyjemniejszy ciepły dźwięk od tych co teraz są na procesorach i wzmacniaczach operacyjnych. A pracują czasem bezawaryjnie od lat 50-tych i do dziś. W Ameryce jest firma The Tape Projekt która produkuje nagrania na szpulach zgranych z taśm studyjnych. Dużo melomanów do dziś zgrywają na szpule i kasety nagrania z płyt winylowych. Bo nie jest tajemnicą że płyta winylowa zużywa się i po każdym odtwarzaniu gorzej gra. W Kanadzie produkuje się muzyka nawet do dziś na kasetach i ma swoich klientów. Nawet Ameryka zamawia nagrania w Kanadzie. Ja liczę że za dużo słychać cyfrowego dźwięku jest szkodliwie dla zdrowia. Temu muzyka z winyli i innych analogowych nośników jest lepsza dla zdrowia. Można sobie przedstawić że cyfra to jest las z betonu, a analog to góry ze świeżym powietrzem i zielonym lasem. I w ogóle w człowieku jest naturalne wszystko analogowe. Bo mamy szczęście że na razie nie jesteśmy robotami. Dla mnie dźwięk analogowy to jak świeże wiosenne powietrze. Ale każdy sam sobie wybiera co słuchać czy cyfrę czy analog. Tak samo jak wybierać żywność - czy naturalną czy sztuczną? Tylko naturalna i ekologiczna jest droższą...
1 Lubię -
Paweł
Może już jest pora powrotu systemu kina domowego (chociaż to trochu nie ten temat) na projektor na światłoczułe taśmy 16 -35 mm, a telewizję przeglądać na kolorowym lampowym telewizorze w którym ma tranzystory i integrowane zespoły to tylko tuner, reszta - paluszkowe, oktalowe lampy i kineskop z resursem pracy około czy ponad 10000 godzin? A jeszcze tutaj by nie wystarczało do szczęścia magnetowid szpulowy. To była by nowa ciekawa strona w życiu audiofilów...
1 Lubię
Komentarze (3)