Miłosz Bazarnik i Liliana Zieniawa - Miłosz Bazarnik Trio
- Kategoria: Wywiady
- Tomasz Karasiński
Pod koniec czerwca miała swoją premierę debiutancka płyta grupy Miłosz Bazarnik Trio. "Trip of a Lifetime" to, jak twierdzą młodzi artyści, wynik ich relacji, przyjaźni i emocji, a także najróżniejszych inspiracji oscylujących gatunkowo wokół jazzu skandynawskiego, modern jazzu oraz szeroko pojętego jazzu europejskiego. Trio tworzą muzycy, którzy wcześniej grali pod szyldem krakowskiej formacji Voodoo Mob. Był to oryginalny projekt artystyczny, będący próbą połączenia różnorodnych inspiracji muzycznych poprzez ubranie ich w spójną, jazzową formę. Grupa złożona była ze studentów katowickiej Akademii Muzycznej oraz absolwentów Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. W swoich kompozycjach muzycy odwołują się do standardów, traktując je jako bazę pod własne, nieskrępowane granicami gatunku pomysły. Wielu amatorów jazzu mogłoby stwierdzić, że ich muzyka mówi sama za siebie. To prawda, jednak ja postanowiłem spotkać się z nimi, kiedy odebrali pierwsze egzemplarze swojego debiutanckiego krążka.
W swojej recenzji "Trip of a Lifetime", Paweł Kłodnicki zwrócił uwagę na to, jak doskonale cała trójka słucha się nawzajem i jak dojrzała jest ich muzyka. Nie wiem czy podczas spotkania z Miłoszem Bazarnikiem i Lilianą Zieniawą jego słowa zbyt mocno wybrzmiewały w mojej głowie, ale oboje zrobili na mnie dokładnie takie samo wrażenie. To cudowni ludzie, których napędza muzyczna pasja i młodzieńcza energia, uzupełniona jednak nabytym już doświadczeniem, pewną artystyczną ogładą i wzajemnym zrozumieniem, które często nie wymagało nawet słów. Chwilami miałem wrażenie jakby różnymi głosami mówiła do mnie jedna osoba. Nic dziwnego, że "Trip of a Lifetime" jest albumem tak dopracowanym, spójnym i ciekawym. "W muzyce, na przykład Bacha znajduję tyle pomysłów, tyle trików, kontrapunktów, że to przeniesione do jazzu bardzo go odświeża i w pewien sposób kształtuje mój własny styl improwizacji. Jest to styl trudny do określenia. Mieści się w nim bowiem pewien rodzaj jazzu, eksperymentalnego rock'n'rolla i w pewnym stopniu muzyki klasycznej." - powiedział Esbjörn Svensson, do którego twórczości nawiązują kompozycje Miłosza Bazarnika. Ale czy tylko do nich? Jakie są inne inspiracje młodych artystów i ich plany na przyszłość? Oto zapis naszej rozmowy.
Podobno macie teraz bardzo dużo obowiązków związanych z promocją swojego debiutanckiego albumu. Wczoraj występ w telewizji, dziś wywiad, a jutro?
Faktycznie, mamy teraz napięty grafik, jednak ukazanie się pierwszej płyty to znakomita okazja, aby wypłynąć na szerokie wody, a przynajmniej pokazać swoją twórczość jak największej liczbie ludzi. Wczoraj wystąpiliśmy w programie "Halo Polonia" telewizji TVP Polonia. Mieliśmy dwa wejścia, na które składał się krótki wywiad i oczywiście muzyka na żywo. Choć mamy końcówkę czerwca, w studio było straszliwie zimno. Do tego stopnia, że rozstroił nam się kontrabas i musieliśmy szybko coś na to poradzić. Mimo to, mamy nadzieję, że nasza muzyka zainteresowała chociaż część widzów. Dziś odbieramy z wytwórni gotowe płyty i jesteśmy z tego powodu bardzo podekscytowani. 13 lipca w Krakowie odbędzie się premierowy koncert, po którym planujemy jeszcze wiele podobnych występów. Oczywiście pomaga nam w tym wydawca, który w największym stopniu odpowiada za realizację naszych działań promocyjnych. Do tego dochodzi oczywiście promowanie nowej płyty i samego zespołu przez portale, takie jak YouTube czy Facebook. W sieci opublikowaliśmy już teaser naszego debiutanckiego albumu autorstwa Adriana Kuciela. Film, choć krótki, został zrealizowany na tyle dobrze, że wykorzystano go w telewizji. Bardzo nas to cieszy i mamy nadzieję, że sama płyta również zostanie ciepło przyjęta.
Jak doszło do nagrania "Trip of a Lifetime"?
Chcielismy nagrać ten materiał już wcześniej, ale punktem zwrotnym i swego rodzaju katalizatorem była przeprowadzka naszego basisty, Krystiana Teliżyna do Szczecina. Kiedy zaczęliśmy już organizować nagrania, on poinformował nas o swoich planach, więc sprawa ruszyła znacznie szybciej. Skontaktowaliśmy się z naszym znajomym, Karolem Mankiewiczem, który na co dzień pracuje w ośrodku kultury w Woźnikach Śląskich. Jest też realizatorem i producentem dźwięku w Radiu Piekary, pracuje przy wielu audycjach radiowych i telewizyjnych. Tak naprawdę to jego zaangażowanie w cały projekt doprowadziło do nagrania płyty. Nagrania odbywały się więc w przyjacielskiej atmosferze i trwały dwa dni. Na płycie znalazło się też jedno nagranie koncertowe, zarejestrowane rok wcześniej w Kinoteatrze Wrzos w Krakowie, który na marginesie również przeniósł się już do innego miejsca. Ten koncert był bardzo przyjemny i nagranie wyszło klimatycznie, fajnie, przynajmniej na ten czas. Postanowiliśmy więc umieścić na płycie jeden kawałek jako bonus track.
Czy "Seagull", o którym mowa, tworzy spójną całość z pozostałymi utworami zamieszczonymi na tej płycie?
Tak, choć sam klimat nagrania wyraźnie się różni. Studio to zawsze loteria. My akurat mieliśmy szczęście współpracować z realizatorem, który jest naszym przyjacielem i dlatego również przy pozostałych nagraniach udało się stworzyć ciepłą, fajną atmosferę. Nie była to sztucznie zaaranżowana sytuacja. Studio nagraniowe często wynajmuje się raptem na kilka godzin. Trzeba szybko wejść, zagrać i się wynosić. Tutaj mieliśmy dla siebie całe dwa dni i mogliśmy zrobić to na spokojnie. Mimo to, między klimatem studyjnym a koncertowym jest przepaść. Interakcja z widownią daje artystom zupełnie inną energię. Słychać to również w nagraniach Esbjörna Svenssona. Jego płyty koncertowe są nieporównywalnie bardziej ekspresyjne, a filmy zamieszczone na YouTubie robią taką furorę dlatego, że zostały zarejestrowane na żywo. Nagrania studyjne są bardziej minimalistyczne. Często nie ma w nich nawet solówek. Może jest to taka nasza wspólna linia, ale myślę, że wiele zespołów tak ma. To po prostu inna energia, a ta na koncertach jest po prostu dużo lepsza.
W pierwszej informacji prasowej na temat "Trip of a Lifetime" znalazło się mnóstwo odniesień do skandynawskiego jazzu, w tym głównie twórczości Esbjörna Svenssona. A inne inspiracje?
Coś w tym jest, ale nie popadajmy w przesadę. Nasza muzyka ma w sobie trochę chłodu, minimalizmu, melancholii i przestrzeni charakterystycznej dla skandynawskich artystów, ale nie chcieliśmy się aż tak bardzo wzorować na ich dokonaniach. Być może wynika to z podobnego klimatu i zbliżonej wrażliwości muzycznej. Należy pamiętać o tym, że ludzie tworzący trio Svenssona znali się od wielu, wielu lat ponieważ mieszkali w tym samym mieście i grali razem od wczesnej młodości. My znamy się osiem lat, więc na pewno już dobrze się rozumiemy, nie można tego tak do końca porównywać.
No właśnie, dlaczego na wydanie debiutanckiego albumu potrzeba było tyle czasu?
To nie był to nasz cel. Zespół powstał w dość spontaniczny sposób i ewoluował przez wszystkie te lata. Kiedy się poznaliśmy, Liliana dopiero zaczynała interesować się jazzem. Bardziej traktowała to jako dodatek do grania muzyki klasycznej. Zaczęliśmy od próbowania w szkole muzycznej. Graliśmy na perkusji i pianinie, które było trochę zepsute, ale dzięki temu brzmiało całkiem ciekawie. Niektóre utwory, które dziś gramy na koncertach powstały jeszcze w tej małej salce. Na warsztatach muzycznych poznaliśmy wielu ciekawych ludzi. Postanowiliśmy pograć z nimi i w ten sposób rozwijać się artystycznie. Tak powstał zespół Voodoo Mob. Drogą redukcji, z tego składu zrobiło się później trio. A ponieważ wszystkie kompozycje były dziełem Miłosza, zmieniliśmy nazwę na Miłosz Bazarnik Trio. Wydawało się, że będzie to rozsądniejsza opcja. Do wydania debiutanckiej płyty musieliśmy chyba dojrzeć, poczekać na odpowiedni moment. Dla każdego zespołu jest to ważny krok, a przede wszystkim ogromna satysfakcja.
Nie macie wrażenia, że wspomniana redukcja składu poszła trochę za daleko?
Nie wykluczamy rozbudowy składu, ale koncerty promujące "Trip of a Lifetime" zagramy na pewno jako trio. Czasami zmiana choćby jednego członka zespołu wprowadza więcej, niż mogłoby się wydawać. Po przeprowadzce Krystiana będziemy pracować z jednym lub dwoma kontrabasistami i już wiemy, że będzie to duże wyzwanie. Obaj mają inny charakter, inne brzmienie, ale też obaj chcą z nami grać i nie wykluczają się wzajemnie. Wczoraj tak naprawdę po raz pierwszy graliśmy z nowym basistą. Był świetnie przygotowany. Nie tylko odgrywał nuty, ale włożył w ten występ całe swoje serce. Proponował też jakieś linie od siebie, a to zawsze dokłada coś do całego projektu. Na razie to nam wystarczy. Szczególnie, że kontrabas może dać naprawdę dużo. Jeden basista gra również gitarze basowej i to też będzie inne brzmienie. Na pewno będzie czekała nas pewna praca aranżacyjna, której już nie możemy się doczekać. Jeśli chodzi o brzmienie, nie idziemy w stronę preparacji. Używamy tylko lekkich efektów na klawiszach, co słychać też na nagraniu koncertowym. Nie chcemy przesadzać z ozdobnikami. Nasza muzyka ma być ładna, smaczna i estetyczna, a nie przekombinowana i nagrana na siłę. Albumowy bonus track graliśmy też w telewizji, jednak tym razem na fortepianie, przez co znów wyszło to nieco inaczej. Wcześniej próbowaliśmy także z wibrafonem, który ciekawie się tu komponuje.
Dziś odbieracie pierwsze paczki z gotowymi płytami, a czy "Trip of a Lifetime" będzie dostępny również w formie cyfrowej?
Tak, oczywiście. Oprócz wersji kompaktowej, płyta będzie dostępna między innymi w takich serwisach, jak Spotify czy iTunes. Dzisiaj wszystko dzieje się w Internecie. W sieci czytamy gazety i książki, słuchamy muzyki, rozmawiamy ze znajomymi. Internet mówi nam nawet czego możemy posłuchać. Nie zawsze jest to fajne, ale z realiami nie ma co dyskutować. Wszystko to poniekąd zmusza nas do tego, aby nasza muzyka była dostępna za darmo, ale z drugiej strony większa liczba wyświetleń przekłada się później na propozycje płytowe, koncertowe i festiwalowe. W ten sposób to działa. Ludzie biorą liczbę wyświetleń za wykładnik tego, czy dany zespół powinien wystąpić na ich festiwalu czy nie. Oczywiście, naszej płyty nie traktujemy w kategoriach biznesowych. To nie jest tak, że ktoś zarobi na niej nie wiadomo jakie pieniądze. Na pewno jest to realizacja jednego z naszych marzeń i naszych artystycznych aspiracji. Jako muzycy, po prostu robimy swoje i nie myślimy o tym, czy ta muzyka będzie na YouTubie czy w jakimś innym serwisie. Ważne jest to, aby do kogoś dotarła. Sprzedaż wersji fizycznej w sklepach czy na koncertach na pewno jest ważna, ale czy koszt jej wydania w ogóle się zwróci? Wątpliwe. W dzisiejszych czasach jest to chyba artyzm w czystej postaci.
Wiele albumów jazzowych to prawdziwe perełki jeśli chodzi o jakość realizacji. Czy przywiązujecie do tego dużą wagę?
Tak, to na pewno bardzo istotna sprawa. Przed sesją nagraniową przesłaliśmy realizatorowi trzy przykłady płyt, których brzmienie lubimy i uważamy za dobre jakościowo. Okazało się jednak, że nie bardzo mu to pasowało. Ciężko było znaleźć zespół taki, jak nasz. Zawsze co najmniej jeden z elementów zasadniczo się różnił. Klasyczne trio jazzowe to fortepian, perkusja i kontrabas, natomiast u nas była to gitara basowa, więc realizatorowi tak naprawdę ciężko było oprzeć się na konkretnym przykładzie. Zamiast tego, przygotował trzy wersje swojego brzmienia, które później kilka razy miksowaliśmy. Mówiliśmy co nam się podoba, a co nie i na tej podstawie udało się stworzyć ostateczną wersję albumu. Karol doskonale to czuł, a mastering był o tyle fajny, że mogliśmy pracować z kimś, kogo dobrze znamy i kto już wcześniej nie raz miał okazję słuchać nas podczas różnych koncertów. Jeden z nich odbył się zresztą na jego weselu. Granie na organach kościelnych pierwszy raz w życiu to jedna z bardziej stresujących rzeczy, jakie można sobie wyobrazić. Keith Jarrett też miał w życiu takie epizody.
Organiści podobno dobrze zarabiają...
Tak naprawdę wielu muzyków ma inną pracę, którą traktują jako tę podstawową. Granie zawsze wiąże się z ogromnym wysiłkiem, ale jeśli ktoś chce się temu poświęcić, na pewno znajdzie sposób. Praca związana z muzyką, a nawet zupełnie inna działalność zarobkowa daje okazję, aby zatęsknić za wspólnym graniem. Często dochodzą do tego studia i w naszym przypadku też wygląda to zupełnie inaczej. Jest więcej czasu, nie tylko na zabawę muzyką, ale też na własne przemyślenia. Na studiach często mamy narzucony program i trzeba pracować na jakieś wyniki. My mamy więcej czasu, żeby skupić się na tych rzeczach, nad którymi naprawdę chcemy pracować.
Nad czym dokładnie? Jakie macie plany na przyszłość?
Szczerze mówiąc, nie myślimy o tym. W ten sposób człowiek sam zakłada sobie klapki na oczy. Każdy plan może się zmienić za miesiąc i wtedy, no właśnie, co? Mamy to uznać za porażkę, że plan się nie udał? Dlatego staramy się mocno nie wybiegać w przyszłość ani nie nakładamy sobie sztywnych terminów. Widzimy natomiast pewne punkty, przez które kiedyś, w odpowiednim momencie chcielibyśmy przejść. Przykładowo, jest taki plan, żeby Liliana wydała coś w ramach własnego projektu. Ale to jest punkcik, jeden z wielu. Jak się uda, to fajnie. Miłosz ma pomysł zrobienia czegoś w większym składzie w ramach kompozycji, z czterema instrumentami dętymi, może także z wokalem. Niestety ciężko jest tutaj znaleźć kogoś, kto przykułby naszą uwagę. Szczególnie na akademii, i to jest paradoks. Tam są osoby, które świetnie śpiewają, ale nie wiedzą co chcą śpiewać. Czekają aż ktoś do nich przyjdzie i im to powie albo da im coś gotowego. Sami nie mają na to żadnego pomysłu. Oczywiście generalizując problem.
A kto go ma?
Ludzie, którzy śpiewają z pasji. Często nawet nie mają takiego świetnego warsztatu, ale śpiewają „lepiej” niż ci po akademii, bo nie realizują programu, tylko śpiewają to, co chcą i co najbardziej ich inspiruje. Wystarczy spojrzeć na gwiazdy, które śpiewają w Polsce, takie jak Monika Brodka czy Dawid Podsiadło. Większość z nich nie ma wykształcenia muzycznego, ale też w niczym im to nie przeszkadza. Być może osiągnęli taki sukces dlatego, że robią to, o czym marzyli, a nie do czego zostali przyuczeni. Trafili na fajny czas i ludzi, którzy im pomogli, a oprócz tego mieli jaja, by stworzyć coś swojego, a nie nagrywanie coverów i śpiewanie według jakiegoś planu. Takie rzeczy też są potrzebne, ale w trochę innych realiach. Jeśli ktoś śpiewa idealnie, to nie jest zbyt dobrze. Od jazzu trzeba się wtedy trzymać z daleka. Co najlepsze, ludzie z akademii często chcą osiągnąć taki sukces, jak artyści popowi. Marzą o tym. Ale tu nie chodzi o technikę, lecz emocje i energię.
Czy to jest właśnie klucz do sukcesu?
Na pewno powinno się zwracać uwagę na to, że każdy ma swoją drogę, a jeśli chodzi o muzykę, nikt z nas nie może jednoznacznie powiedzieć co jest lepsze, a co gorsze. Możemy odrzucić to, co nam się nie podoba, natomiast zostawić to, co nas kręci, inspiruje i sprawia frajdę. Aby to zrobić, trzeba mieć silny charakter. Przede wszystkim po to, aby nie dać sobie narzucić kierunku dyktowanego przez innych. Artysta musi zrobić dobrą analizę tego, w co chce iść, a w co nie. Na studiach można zgromadzić spory bagaż wiedzy, ale też potem pewne rzeczy trzeba z niego wyrzucić, bo ten plecak jest zwyczajnie zbyt ciężki. Nie pozwala na to, aby zrobić coś samodzielnie. Miłosz zrezygnował ze szkoły drugiego stopnia przez nauczycielkę fortepianu, bo powiedziała, że jazz to nie jest muzyka. Trzeba było wtedy zmienić nauczyciela, a nie słuchać takich bzdur. Na pewno warto w życiu słuchać różnych głosów, ale nie można pozwolić na to, aby całkowicie zmieniły one nasze plany. Szkoła może dać bardzo dużo, ale czasami może też dać impuls do tego, aby wyrwać się i zrobić coś po swojemu. I to też jest dobre.
Zdjęcia: Weronika Wendrowska, Piotr Szajewski
-
Piotr
Dzisiaj wszystko dzieje się w Internecie (fakt), a recenzowanej płyty niestety posłuchać w Spotify czy Apple Music się nie da :-(
0 Lubię -
stereolife
Płyta będzie dostępna w tych serwisach, ale dopiero za kilka tygodni. Niestety tyle zajmuje podobno załatwienie wszystkich formalności i oczekiwanie na udostępnienie materiału dla użytkowników. A przynajmniej takie informacje otrzymaliśmy z samego źródła. Jeżeli nie może się Pan doczekać, album jest dostępny w formie fizycznej w dobrych sklepach i na stronie wydawcy, firmy DUX.
1 Lubię -
-
EmilioE
Byłem wczoraj na ich koncercie w Krakowie. Świetny klimat! Mili, ciekawi ludzie, wróżę im dużo sukcesów.
0 Lubię
Komentarze (4)