Ken Ishiwata - Marantz
- Kategoria: Wywiady
- Tomasz Karasiński
[English version] Niedawno zamieściliśmy na łamach naszego magazynu przekrojową prezentację marki Marantz, jednak cała historia byłaby niepełna gdybyśmy nie przeprowadzili z człowiekiem, którego nazwisko jednoznacznie kojarzy się z tą firmą. Nie chodzi wcale o Saula Bernarda Marantza, ale kogoś, kto z takim samym zaangażowaniem projektuje sprzęt audio i odnosi na tym polu ogromne sukcesy. Ken Ishiwata jest prawdopodobnie jedną z najbardziej wpływowych osobowości w tej branży. Uznanie audiofilów na całym świecie zyskał przede wszystkim dzięki inżynierskiemu talentowi, który pozwolił mu wprowadzać modyfikacje w standardowych urządzeniach Marantza. Specjalne edycje wzmacniaczy i odtwarzaczy sygnowane jego inicjałami zyskały już status kultowych, a regularne modele trafiają do produkcji dopiero wtedy, gdy zyskają jego aprobatę. Urodzony w 1947 roku w Japonii, Ken Ishiwata jest także jednym z oddanych swojej pasji melomanów, którzy na własnej skórze przerobili najrozmaitsze technologie i formaty, od lampowych przedwzmacniaczy po streamery, od płyt monofonicznych po pliki wysokiej rozdzielczości. Prywatnie to niezwykle oryginalny i ciepły człowiek, który zawsze z radością opowiada o swojej pracy, a przede wszystkim potrafi zarażać innych swoją miłością do muzyki.
Z ambasadorem marki Marantz miałem okazję rozmawiać wielokrotnie, nie tylko podczas różnego rodzaju wystaw i prezentacji, ale także mniejszych spotkań i konferencji prasowych. Zawsze przy takich okazjach rozmawialiśmy o bardzo konkretnych rzeczach. Podczas wprowadzania nowych modeli pytałem go o zastosowane w nich rozwiązania, na wystawach wraz z innymi uczestnikami delektowałem się wybraną przez Kena muzyką i starałem się wyłapać to, o czym opowiadał, a podczas premiery nowych flagowców Marantza w firmowym salonie w Warszawie oddaliśmy się rozważaniom na temat przyszłości sprzętu audio. Każde spotkanie było dla mnie inspirującym doświadczeniem, ale nigdy nie miałem okazji przeprowadzić z nim prawdziwego wywiadu. Okazja do nadrobienia zaległości pojawiła się przed kolejną edycją wystawy Audio Video Show, podczas której Ken Ishiwata będzie prezentował możliwości referencyjnego odtwarzacza SA-10 i wzmacniacza PM-10. Aby jednak nie skupiać się tylko i wyłącznie na najnowszych produktach, postanowiłem zacząć od małej podróży w czasie. Oto zapis naszej rozmowy.
Nasze zamiłowanie do muzyki rodzi się w różnych okolicznościach. Niektórzy wynoszą je z domu, innych na dobrą muzykę naprowadzają przyjaciele i znajomi. Jak to się zaczęło u Pana?
Cóż, w moim przypadku faktycznie zaczęło się od moich rodziców, którzy bardzo kochali muzykę. Od dziecka byłem otoczony różnymi rodzajami muzyki i wcześnie zacząłem uczyć się gry na skrzypcach. Tak zaczęło się moje muzyczne życie. Byłem dobrym skrzypkiem i wygrałem kilka konkursów, ale jednocześnie byłem bardzo zainteresowany odtwarzaniem muzyki, dlatego zacząłem zdobywać wiedzę o sprzęcie audio. Interesowały mnie także obce kraje, a ponieważ Japonia jest odizolowaną wyspą, inne miejsca można odwiedzić tylko podróżując samolotem lub statkiem. To z kolei oznaczało, że musiałem ciężko się uczyć aby zdać egzamin pozwalający na uzyskanie odpowiedniej licencji. Aby podróżować, musiałem mieć certyfikat międzynarodowego inżyniera radiowego pierwszej klasy,. Co roku do tego egzaminu przystępuje około 1500 osób, ale jeszcze nigdy w historii nie zdało więcej, niż dziesięć osób. W roku, w którym zdałem egzamin, było tylko siedmiu szczęśliwców i ja byłem jednym z nich. Proces egzaminacyjny składa się z dziesięciu różnych etapów, a w celu zdania całego egzaminu trzeba uzyskać ponad 90% punktów z każdego z tych etapów. Miałem więc ogromne szczęście. Posiadanie certyfikatu dawało jednak duże możliwości, więc szybko zostałem zatrudniony przez japońską firmę przewozową jako oficer radiowy. Podróżowałem do USA, Kanady, Oceanii i wielu krajów w Azji. Początkowo bardzo mnie to cieszyło, bo było wspaniale móc poznawać kultury różnych krajów, ale życie na statku wcale nie było takie przyjemne. Na szczęście skontaktował się ze mną Pioneer, który zamierzał rozszerzyć swoją działalność w Europie i potrzebował inżyniera mówiącego po angielsku i rozumiejącego podstawy biznesu. Zmieniłem więc pracę i przez jakiś czas mogłem mieszkać w Japonii. W 1968 roku zostałem jednak przeniesiony do Europy. Do załogi Marantza dołączyłem dziesięć lat później. Zawsze byłem zaangażowany w rozwój produktów, jednak kiedy zaczynałem pracę w tej branży, miałem już spore doświadczenie w projektowaniu sprzętu audio. Dlaczego to robię? Cóż, zawsze powtarzam, że nasz związek z muzyką jest czymś wyjątkowym. Nikt z nie ma takich samych doświadczeń, jakie daje nam kontakt z muzyką. W swoim życiu słuchamy różnej muzyki, a wspomnienia, które mamy, są często kojarzone z konkretnymi płytami i utworami. Kiedy słyszymy tę muzykę, wszystkie wspomnienia wracają do nas, bo są powiązane z bardzo silnymi emocjami. Żadna inna forma sztuki nie daje tak silnej wartości emocjonalnej. Muzyka jest aż tak potężna! Jak zawsze mówimy, ponieważ muzyka ma znaczenie. Ma znaczenie dla ludzi.
Jest Pan doświadczonym melomanem, który obserwował ewolucję muzyki i sprzętu hi-fi od płyt winylowych i kaset, płyt CD i SACD do plików hi-res i usług strumieniowych. Co z dzisiejszego punktu widzenia pozostało takie samo, a co zmieniło się najbardziej? Który format jest Pana ulubionym?
Miałem szczęście urodzić się w roku, w którym zaczął się prawdziwy rozwój sprzętu hi-fi. Od płyt mono, nagrań stereofonicznych i kaset magnetofonowych w tym analogowym okresie aż po płyty CD, SACD i pliki hi-res w świecie cyfrowego audio. Tak naprawdę formaty cyfrowe zostały wymyślone dla wygody i możliwości utrzymania jakości w niezmienionej postaci, ale, jak dobrze wiemy, oryginalna muzyka jest analogowa. Innymi słowy, zawsze musimy przekonwertować każdy format cyfrowy na sygnał analogowy abyśmy mogli go posłuchać. Przede wszystkim musimy zapisać dźwięk analogowy w postaci cyfrowej podczas nagrywania, a potem ponownie przerobić go z cyfrowego na analogowy w trakcie odtwarzania. Tego typu konwersje nigdy nie są dobre dla dźwięku. Są koniecznością. Jeśli chodzi o dostępne formaty, moim ulubionym jest taśma szpulowa o szybkości 38,1 cm/s, ale niestety nie da się zdobyć zbyt wielu nagrań w na takich taśmach. Jeśli więc mówimy o muzyce cyfrowej, moimi ulubionymi formatami są płyty SACD i pliki DSD. Najważniejszą rzeczą jest jednak oryginalna jakość nagrywania. Istnieje wiele bardzo dobrych nagrań w jakości 16 bit/44,1 kHz. Pliki DSD lub 24 bit/192 kHz same w sobie nie gwarantują najwyższej jakości. Do tego jeszcze samo nagranie musi być dobre.
Jakie były Pana doświadczenia ze sprzętem audio zanim dołączył Pan do Marantza?
Zacząłem bardzo wcześnie, a moje pierwsze spotkanie ze sprzętem Marantza miało miejsce, kiedy jeszcze byłem w liceum. Miałem już na koncie wiele urządzeń audio takich, jak wzmacniacze. Pierwszy z nich zaprojektowałem i wykonałem, kiedy miałem dziesięć lat. Oczywiście, jak na tamte czasy przystało, był to monofoniczny wzmacniacz lampowy. Dużym przeżyciem był dla mnie odsłuch systemu należącego do ojca jednego z moich kolegów. Ów człowiek był prawdziwym audiofilem i miał wspaniały pokój odsłuchowy. Pewnego dnia, kiedy odwiedzałem mojego kolegę, jego ojciec zaprosił mnie do pokoju odsłuchowego. Znałem jego system bardzo dobrze, ale tego dnia brzmiał on zupełnie inaczej. Prezentacja wielkiej orkiestry symfonicznej z prawdziwie trójwymiarową sceną dźwiękową była doprawdy imponująca. Głębia reprodukowana przez jego sprzęt była niesamowita. Nigdy czegoś podobnego nie doświadczyłem. Żeńskie wokale były tak prawdziwe i urzekające, jakby wokalistka stała tuż przed nami. To był bardzo seksowny głos, którego nigdy się nie zapomina. Zapytałem go, co zmieniło się w jego systemie. Wskazał na dziwnie wyglądający, złoty produkt, który na przednim panelu miał pięknie wykonane logo - Marantz. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tej firmie. Był to przedwzmacniacz Model 7C. To doświadczenie zmieniło mój punkt widzenia na temat produktów hi-fi.
Pańskie nazwisko kojarzy się w świecie audio z modyfikowaniem standardowych modeli i przekształcaniem ich w znacznie lepsze edycje specjalne. Kiedy to się zaczęło?
Jak już mówiłem, zacząłem projektować i budować urządzenia audio w bardzo młodym wieku, a doświadczenia, które wtedy zdobyłem, wiele mnie nauczyły. Po usłyszeniu tak niesamowitego dźwięku z Modelu 7C bardzo chciałem go mieć, ale oczywiście dla ucznia szkoły średniej było to nieosiągalne marzenie. Poprosiłem więc ojca mojego kolegi, aby pożyczył mi ten przedwzmacniacz. Zgodził się, więc zabrałem go do domu, otworzyłem obudowę i dowiedziałem się jak zaprojektowano jego obwód elektroniczny. Jak można się domyślić, zacząłem tworzyć kopię tego przedwzmacniacza. Zajęło mi to sporo czasu ponieważ niektóre części były trudno dostępne, ale udało mi się zdobyć wszystko, czego potrzebowałem. Zbudowałem jedną kopię wymarzonego przedwzmacniacza. Byłem tym strasznie podekscytowany, bo podczas pracy wciąż myślałem o wspaniałym dźwięku, który usłyszę, kiedy podłączę przedwzmacniacz do własnego systemu. W końcu włączyłem go, puściłem jedną z moich ulubionych płyt, ale z głośników nie popłynął dźwięk. Znałem się na elektronice, ale nie na takim poziomie, aby zdać sobie sprawę, że obwód Modelu 7C był bardzo skomplikowany ponieważ zaprojektowano tam trzy stopnie wzmocnienia. Oczywiście okablowanie też nie było dokładnie takie samo, jak w oryginalnym przedwzmacniaczu. Postanowiłem przeprowadzić dokładniejsze badania i znalazłem kilka słabych punktów. W końcu udało mi się nakłonić urządzenie do działania, ale pojawił się kolejny dylemat. Dźwięk nie był taki sam! Najpierw zmieniłem lampy ponieważ Marantz używał Telefunkenów, a ja miałem lampy Toshiby. Różnica w dźwięku była bardzo duża, więc zacząłem zmieniać kondensatory i rezystory. Wszystkie te elementy wpływały na brzmienie, więc w końcu zrozumiałem, że tworzenie sprzętu hi-fi nie jest łatwe. Aby osiągnąć cel, trzeba zwracać uwagę na każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Miałem to szczęście, że dowiedziałem się tego, kiedy byłem bardzo młody. Z pewnością pomogło mi to tworzyć dobry sprzęt w późniejszych latach.
Marantz to firma o bogatej historii, z różnymi podziałami i przejęciami, do jakich doszło na przestrzeni lat. Nawet dzisiaj widać ślady tych wydarzeń ponieważ firma ma oddziały w USA, Europie i Japonii. Dlaczego tak się stało i jakie były tego skutki?
Tutaj znów miałem to szczęście, że poznałem wiele firm będących właścicielami Marantza i sam obserwowałem zmiany, jakie wprowadzano za ich czasów. Pierwszą z tych firm był Superscope, który kupił markę od Saula Bernarda Marantza. Zbiegło się to z czasem, kiedy zmieniliśmy lampy na tranzystory. Wprowadzaliśmy więc zupełnie inną technologię. Superscope szukał w Japonii partnera, który byłby w stanie produkować wysokiej jakości komponenty w niskiej cenie. Znaleźli firmę o nazwie Standard Radio Corporation of Japan, która później przerodziła się w to, co znamy jako Marantz Japan. Nastąpiła więc industrializacja w typowo amerykańskim stylu, jednak sam nie byłem wtedy pracownikiem Marantza. Kolejną firmą był Philips. Przejęcie marki przez Holendrów zbiegło się w czasie z wprowadzeniem formatu CD. Marantz miał zatem ogromne szczęście, bo otrzymał od Philipsa praktycznie wszystkie cyfrowe technologie audio. Ponieważ byłem jedynym japońskim inżynierem mówiącym po angielsku, musiałem brać udział w bardzo szczegółowych dyskusjach z inżynierami Philipsa. W ten sposób poznałem tajniki dźwięku cyfrowego. Sam nie miałem wtedy o nim zielonego pojęcia. Można powiedzieć, że byłem czysto analogową osobą. Jak zapewne pamiętacie, Philips i Marantz były jedynymi firmami stosującymi technologię znaną jako oversampling. Wkrótce przekonałem się, że przyczyniło się to do uzyskania trójwymiarowej sceny stereofonicznej, jaką oferowały te odtwarzacze. Mając w pamięci swoje doświadczenia z Modelem 7C, zacząłem przywracać tę przestrzeń i ciepły charakter wokali w nagraniach odtwarzanych z płyt kompaktowych. Chciałem w pewnym sensie przenieść tamten dźwięk do modeli pracujących w zupełnie innej technologii. Ta brzmieniowa tradycja towarzyszy nam po dziś dzień. Wielu melomanów zauważyło nasze starania i to, że wrażenia dźwiękowe towarzyszące słuchaniu sprzętu Marantza miały być i były wyjątkowe. Dziś ludzie zamieszczają w sieci wiele własnych opinii, publikują swoje treści w mediach społecznościowych i przyczyniają się nie tylko do szerzenia dobrej opinii o produktach Marantza, ale także wspierania rzeczywistej działalności firmy. Cieszę się, że Marantz ma bardzo dobrą reputację i wizerunek na całym świecie.
Po przejęciu firmy przez Philipsa, Marantz otrzymał wiele nowych technologii, ale czy tak naprawdę przyspieszyło to jego rozwój i uczyniło go firmą, którą znamy dzisiaj?
Cóż, nagle Marantz stał się cenionym specjalistą w dziedzinie dźwięku cyfrowego. Jednak moim zdaniem stało się tak tylko dlatego, że znaliśmy i rozumieliśmy technologię analogową. To właśnie połączenie tych dwóch światów i naszego wcześniejszego doświadczenia sprawiło, że byliśmy i wciąż jesteśmy w stanie tworzyć wyjątkowe produkty. Nasza firma była zawsze postrzegana jako specjalista od wzmacniaczy, ale teraz wiele osób widzi w Marantzu eksperta od odtwarzaczy płyt kompaktowych i innych źródeł cyfrowych. Nie bez powodu.
Za czasów Philipsa otrzymał Pan tytuł ambasadora marki Marantz i słyszałem, że wiąże się z tym całkiem ciekawa historia.
Faktycznie. Wcześniej nie potrzebowałem żadnego tytułu. Wystarczyło rzucić hasło Ken Ishiwata i ludzie wiedzieli o kogo chodzi, a także co dokładnie robię dla firmy. Ale z Philipsem nie było to takie proste. Ich przedstawiciele odwiedzili Marantza i odbyli ze mną rozmowę, podczas której zapytano mnie jakie jest moje oficjalne stanowisko w firmie. Odpowiedziałem, że nie mam takiego tytułu, a wręcz go nie potrzebuję! Nalegano jednak, by nadać osobną nazwę funkcji, którą pełniłem. Ludzie z Philipsa zapytali czym się zajmuję, więc wszystko im wyjaśniłem, a oni obiecali przemyśleć sprawę i odezwać się do mnie w późniejszym terminie. Przez kilka miesięcy panowała cisza, po czym kierownik HR-u Philipsa zadzwonił do mnie i powiedział, że nie mogą znaleźć dobrego tytułu, więc poprosili zewnętrzną agencję o wymyślenie go dla mnie. Firma przeznaczyła więc pieniądze tylko na to, aby uzgodnić jaką funkcję powinienem mieć na wizytówkach pod swoim nazwiskiem. Agencja z chęcią przyjęła zlecenie i po jakimś czasie wyszła z propozycją, aby nazwać mnie ambasadorem marki. Moje zaangażowanie w prace firmy było bardzo szerokie i rzeczywiście ten tytuł pozwolił ludziom zrozumieć, co naprawdę robię. Dziś takie stanowisko funkcjonuje w wielu firmach, ale wtedy była to zupełna nowość.
Niektórzy inżynierowie poświęcają najwięcej uwagi zasilaczom, inni starannie wybierają części lub poświęcają czas na rozwijanie własnego oprogramowania walcząc z niechcianym rezonansem i milionem innych rzeczy. Które elementy układów elektronicznych w sprzęcie audio są Pana zdaniem najważniejsze? Innymi słowy, jakie aspekty projektowania sprzętu zapewnią nam największą korzyść brzmieniową?
Niestety nie jest to takie proste, bo wszystko jest ważne. Kupowanie tylko drogich, audiofilskich komponentów nie gwarantuje dobrego dźwięku. Wielu inżynierów kopiowało to, co zrobiłem w produktach Marantza, ale nie wiedzieli dlaczego używam konkretnych części w ściśle określonych miejscach każdego produktu. Zawsze powtarzałem, że elektronika audio jest trochę jak drużyna piłkarska. Ustawienie w jednym zespole graczy światowej klasy nie oznacza, że drużyna będzie zawsze wygrywać. Podobnie jest z produktami hi-fi ponieważ znajduje się w nich wiele różnych komponentów, a każdy z nich ma inny charakter dźwiękowy. Tak, jak każdy piłkarz ma inną osobowość i umiejętności. Bardzo ważne jest osiągnięcie harmonii, a łączenie wielu dobrych elementów nie sprawi, że zespół zadziała idealnie. Często musimy wybrać konkretną część o specyficznym charakterze dźwięku, aby zrównoważyć brzmienie wszystkich innych elementów. Robimy to z każdym urządzeniem, które projektujemy. Proces dostrajania dźwięku w naszym pokoju odsłuchowym jest bardzo ważny i poświęcamy mu naprawdę wiele czasu i uwagi.
Podczas Pańskich prezentacji często widzimy kolumny skręcone mocno do środka. Wiem, że w tym układzie zamienione są także kanały. Czy takie ustawienie stosuje Pan również w domu?
Jak wiadomo, oryginalna reprodukcja stereo z dwoma kanałami opiera się na ustawieniu w trójkącie równobocznym. Wtedy w dwóch wierzchołkach tego trójkąta stoją kolumny, a trzecim punktem jest nasze miejsce odsłuchowe. W większości przypadków działa to całkiem przyjemnie, ale podczas różnego rodzaju pokazów nie ma sposobu, aby każdy mógł usiąść w najlepszym miejscu. Dlatego przy takich okazjach stosuję ustawienie gwarantujące bardzo szeroki sweet spot. Skręcam głośniki do środka tak, aby osie lewego i prawego kanału przecinały się daleko przed słuchaczami. Jednak w domu nie musimy mieć tak szerokiego sweet spotu, więc nie - normalnie nie słucham tak muzyki.
Jako ambasador marki robi Pan wiele rzeczy związanych z wizerunkiem Marantza, od prezentacji sprzętu na największych wystawach na świecie po produkcję spotów reklamowych flagowej serii 10. Które z tych zajęć są dla Pana najprzyjemniejsze, a które najbardziej wymagające?
Projektowanie i wdrażanie produktu takiego, jak seria 10 nie zdarza się często. Możemy to zrobić raz na dziesięć, może piętnaście lat. Musimy więc mieć pewność, że urządzenia te zostaną dobrze przedstawione i będą się po prostu bardzo dobrze sprawdzać. Nie jest to takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Trzeba zadbać nawet o najmniejsze szczegóły aby uzyskać zadowalające parametry i brzmienie. Sprawienie, aby tak hi-endowe komponenty faktycznie wyglądały i brzmiały jak sprzęt najwyższej jakości jest bardzo trudne. Czasami może dojść do dużych opóźnień, a premiera nowego modelu jest przekładana właśnie dlatego, że nie udaje nam się jeszcze uzyskać takiej jakości, jaką planowaliśmy osiągnąć. To nie jest przyjemne, ale w takich sytuacjach nie można się cofać. Zawsze musimy mieć pewność, że udało nam się wywalczyć poziom, który pierwotnie zakładaliśmy. Co jest najprzyjemniejsze? Zdecydowanie momenty, kiedy klienci przychodzą do nas i mówią, że są bardzo zadowoleni z naszych produktów. To chwile, w których naprawdę czuję, że nasze wysiłki przynoszą oczekiwane efekty.
Marantz jest jedną z firm, które produkują praktycznie wszystko, od tanich systemów stereo po hi-endowe urządzenia dla najbardziej doświadczonych audiofilów i melomanów. Czy tak szeroki przekrój cenowy nie jest problemem z punktu widzenia klientów, którzy chcą wybrać dla siebie idealny sprzęt?
To prawda, nie jest to łatwe, ale musimy utrzymywać pewną wielkość i różnorodność oferty aby firma miała wystarczająco duże możliwości rozwoju. Oczywiście wiąże się to z dużymi kosztami. Moglibyśmy ograniczyć produkcję tylko do modeli hi-endowych, ale wtedy zmniejszyłaby się skala naszej działalności, a to w konsekwencji osłabiłoby zasięg i zdolności rozwoju Marantza. Osobiście uważam, że mamy dość zrównoważoną wielkość przedsiębiorstwa, biorąc pod uwagę możliwości. Dzięki temu jesteśmy w stanie dotrzeć do większej liczby zadowolonych klientów.
Dzisiejszy katalog Marantza to dwa równoległe światy - stereo i kino domowe. Kiedy widzimy nowy wzmacniacz dwukanałowy, jest prawie pewne, że za chwilę pojawi się nowy amplituner lub procesor z najnowszymi dekoderami i funkcjami. Czy można połączyć te dwa światy?
Muszę powiedzieć, że przede wszystkim to rynek jest równoległy. W dalszym ciągu więcej osób decyduje się na zakup systemu kina domowego, niż tradycyjnego stereo. Niestety wymagania w tych obszarach są zupełnie inne, a połączenie ich jest prawie niemożliwe. Dam tutaj tylko jeden, prosty przykład. W branży kina domowego stale rośnie liczba kanałów, co w świecie sprzętu stereo nie istnieje. Należy też wspomnieć o nowych formatach i funkcjach, które trzeba wprowadzać aby sprzęt był konkurencyjny. W porównaniu do urządzeń wielokanałowych, systemy stereo wymagają prostej i czystej konfiguracji. Te światy są zupełnie różne pod każdym względem.
Kiedy ogłosiliście współpracę z Denonem, niektórzy audiofile obawiali się, że wszystkie nowe urządzenia obu marek będą identyczne. Czy obu firmom udało się zachować swój charakter?
Jestem pewien, że już mieliście okazję się przekonać, że tożsamość obu marek jest zupełnie inna. Przykładowo w Japonii mamy nawet oddzielne, dedykowane sale odsłuchowe dla obu firm i innych ludzi zajmujących się strojeniem brzmienia produktów Denona i Marantza. Jest to bardzo ważne, zwłaszcza w przypadku klasycznych produktów stereo. Muszę powiedzieć, że wbrew pozorom te dwie marki są zupełnie różne.
Zaprezentowane ostatnio amplitunery Marantza są kompatybilne z systemem multiroom HEOS. Czy to oznacza, że Marantz będzie również produkował własne głośniki bezprzewodowe i inne urządzenia pracujące w tym systemie?
Nie. Skorzystaliśmy z pewnych rozwiązań należących do koncernu D&M tylko dlatego, że sprzęt Marantza potrzebował nowych funkcji sieciowych. Właśnie dlatego nowe amplitunery z automatu stały się kompatybilne z systemem HEOS, jednak nie należy z tego wyczytywać zbyt wiele. Nie oznacza to, że naszym celem jest zbudowanie takiego samego portfolio produktowego, jakie ma Denon.
Jak będzie wyglądał sprzęt audio za dziesięć lub dwadzieścia lat? Czy spodziewa się Pan poważnych zmian, czy będziemy trzymać się tego, co już osiągnęliśmy?
Cóż, wystarczy spojrzeć wstecz i zobaczyć jak działała ewolucja. Sprzęt audio w dużym stopniu musi się dopasowywać do naszego stylu życia. Z drugiej strony, wiele bardzo podstawowych spraw wpływa na koszty produkcji. Ponieważ służymy konsumentom, zawsze będziemy musieli oglądać się na ekonomiczne konsekwencje naszych czynów. Jednak moim osobistym życzeniem jest, aby w radykalny sposób zmienić obecny stan rzeczy. Niestety, nie jestem pewny czy to by się udało...
Odwiedzał Pan Polskę wiele razy, nawet podczas mniejszych konferencji prasowych i Audio Video Show. Co sądzi Pan o naszym rynku audio? Czy Polska różni się pod tym względem od innych krajów?
Muszę przyznać, że Polska jest wyjątkowa. Wystarczy spojrzeć na Audio Video Show. Obecnie jest to druga co do wielkości impreza tego typu w Europie. Bardzo lubię uczestniczyć w warszawskiej wystawie, bo polscy klienci są bardzo młodzi i dynamiczni. Liczba kobiet odwiedzanych pokazy także jest zdecydowanie wyższa w porównaniu do innych krajów. Kobiety słuchają muzyki częściej niż mężczyźni, a to oznacza, że powinny być zainteresowanie sprzętem hi-fi przynajmniej w takim samym stopniu. Jednak w wielu krajach tak nie jest, więc ta dziedzina stała się w naturalny sposób domeną mężczyzn. Sam od wielu lat odwiedzam warszawską wystawę i zawsze mi się tu podoba. Głównie z powodu ludzi, którzy tak bardzo kochają muzykę i doceniają dobrą jakość. Demonstracje dla polskich melomanów bardzo mnie cieszą, dlatego uważam, że Polska jest najlepsza. Mam nadzieję, że nadal będziecie robić wszystko z takim zaangażowaniem!
Zdjęcia: Marantz
-
Spoko
Porozmawiałem z panem Kenem na Audio Show w 2015 roku. Bardzo skromny i trochę nieśmiały.
0 Lubię -
Grzegorz
Prawdziwa legenda. Człowiek, który do swojej pozycji dochodził spokojnie i cierpliwie, bazując na wiedzy, słuchu, umiejętnościach i doświadczeniach, jakie mogą dać tylko godziny testów i grzebania w układach elektronicznych. Miałem przyjemność uczestniczyć w jednym z prowadzonych przez niego pokazów i muszę powiedzieć, że nie poznałem wcześniej nikogo, kto samą swoją charyzmą potrafiłby całkowicie wyciszyć salę pełną ludzi. Było kilkadziesiąt osób, część stłoczona z tyłu i pod ścianami, a wrażenie jakbym siedział przed nim sam, jakby mówił tylko do mnie. Jednocześnie dał wszystkim do zrozumienia, że żadne pytanie nie jest głupie, a sprzętem audio trzeba się cieszyć i bawić, bo do tego został stworzony! Szkoda, że już go z nami nie ma...
1 Lubię
Komentarze (2)