Sposób na piractwo
- Kategoria: Felietony
- Tomasz Karasiński
Odkąd pojawiły się serwisy streamingowe dające użytkownikom dostęp do nieprzebranych zasobów muzyki zupełnie za darmo, dyskusje o piractwie na rynku muzycznym jakby przycichły. Nie zmienia to jednak faktu, że problem wciąż istnieje, a wielu ludzi wciąż woli ściagnąć pliki z sieci w ten czy inny sposób, niż logować się do serwisu takiego, jak Spotify, aby słuchać tam muzyki przeplatanej z reklamami. Posiadanie plików na dysku to zawsze coś innego - pojawia się chociażby kwestia słuchania muzyki poza domem. Pliki można przenieść do pamięci przenośnego odtwarzacza, natomiast z muzyką słuchaną bezpośrednio z sieci tak łatwo już nie jest. Można wykupić konto premium i również pobierać wszystkie pliki z serwisu streamingowego, ale to kosztuje. Wprawdzie mało, bo jakieś 20 zł miesięcznie (czyli tyle, ile zapłacimy teraz za jedną płytę CD z wyprzedaży), ale zawsze. Działalność serwisów streamingowych zakłada, że każdy może się w nich zarejestrować i słuchać muzyki z reklamami, a artyści wrzucający tam muzykę mają z tego jakiś dochód. Podobno niezbyt duży, ale nie ma się czemu dziwić - jeśli ma być płacone od każdego odtworzenia utworu, to wiadomo, że nie będzie to nawet ćwierć dolara za pojedyncze kliknięcie. Inna sprawa, że artystom i wytwórniom muzycznym zaczęło nagle zależeć na wrzucaniu własnych klipów na YouTube'a i nabijaniu odsłon. Czy to dlatego, że YouTube płaci użytkownikom za każdy filmik, który nabije jakąś tam kosmiczną liczbę odtworzeń? Chyba nie o to chodzi, ale może się mylę. W każdym razie kogo w takiej sytuacji interesuje internetowe piractwo?
Ciekawą akcję mającą uzmysłowić klientom szkody wyrządzane przez piratów uskuteczniło studio Greenheart Games. Firma wypuściła swoją pierwszą grę komputerową o nazwie "Game Dev Tycoon" - symulator studia developerskiego tworzącego gry i równolegle z legalną wersją płatną wpuściła do sieci wersję scrackowaną - piracką. Niedługo po premierze, grę zakupiło legalnie 214 osób, a wersję piracką pobrano 3104 razy. Był jednak jeden, mały haczyk. Kiedy gra ściągnięta nielegalnie zaczynała się już rozkręcać, a gracz włożył trochę czasu i trudu w rozbudowanie swojego studia developerskiego, na ekranie pojawiał się komunikat: "Szefie, wygląda na to, że wprawdzie wielu ludzi gra w naszą nową grę, ale wielu z nich ukradło ją ściągając scrackowaną wersję zamiast kupić ją legalnie. Jeżeli gracze nie będą kupowali gier, które lubią, prędzej czy później zbankrutujemy". Problem był raczej nie do rozwiązania, co doprowadziło wielu piratów do frustracji. Podobno zaczęli oni nawet wypytywać się wzajemnie na różnych forach, jak wyjść z tej nieszczęśliwej sytuacji i sprawić, aby ich studio developerskie znów działało. Ironia, prawda?
Tak się zastanawiam, czy to nie jest znakomity pomysł dla ludzi z branży muzycznej, którzy wciąż uważają, że piractwo psuje im biznes. Wystarczy wpuścić do sieci kilka albumów w postaci plików, które urywają się w połowie. Albo lepiej - pliki nazwane zupełnie normalnie mogłyby być w istocie piosenkami Justina Biebera. Wyobrażacie sobie kogoś, kto ściąga nielegalnie nową płytę Kazika albo Behemotha, radośnie odpala odtwarzacz, a tam po pięciu sekundach oczekiwanej muzyki zaczyna śpiewać na przykład Majka Jeżowska? Łyżwiarz wie, że kotek odkopał prezent... Wszystkie dzieci nasze są!
-
Sergiusz
Spotify potrafi na darmowym koncie wyświetlić komunikat, że limit odtworzeń konkretnego utworu został wyczerpany, tak więc darmowego, nieograniczonego dostępu do ulubionej muzyki dzięki Spotify nie ma.
0 Lubię -
Wombat Alfred
Spotify po prost dba o Twoje zdrowie psychiczne. Widzi, że piąty raz pod rząd słuchasz Lady Gagi, to włącza się zabezpieczenie przed zlasowaniem mózgu!
0 Lubię
Komentarze (2)