Musical Fidelity w ofercie EIC
- Kategoria: Newsy branżowe
- Tomasz Karasiński
Wakacyjnych roszad na rynku audio ciąg dalszy. Tym razem, ze sporym wyprzedzeniem, firma EIC poinformowała, że od 1 października bieżącego roku będzie oficjalnym przedstawicielem marki Musical Fidelity na terenie Polski. Jak przeczytamy w informacji prasowej, dzisiejsze urządzenia Musical Fidelity zachowują swoje brytyjskie dziedzictwo, charakteryzując się bardzo wysoką jakością wykonania, wyrafinowaną myślą inżynierską i wspaniałym, niepowtarzalnym brzmieniem. W ofercie nowego dystrybutora znajdziemy aż dziesięć serii produktów Musicala oraz bardzo oryginalny gramofon Roundtable S. Flagowa Nu-Vista to linia kontynuująca tradycję połączenia lamp nuwistorowych z tranzystorami i technologią cyfrową. W jej skład wchodzą przedwzmacniacz gramofonowy, wzmacniacze zintegrowane i odtwarzacz CD. Seria Encore daje melomanom dostęp do przesyłania strumieniowego. W jej skład wchodzą dwa urządzenia - przedwzmacniacz i system all-in-one. W serii M8 znalazły się przedwzmacniacz, końcówki mocy oraz wzmacniacz zintegrowany z wejściami i wyjściami cyfrowymi, w serii M6 - przedwzmacniacz, DAC, odtwarzacz CD, wzmacniacze zintegrowane z wejściami USB, phono MM i XLR oraz wzmacniacz mocy, w serii M5 - wzmacniacz zintegrowany, w serii M3 - przedwzmacniacz, integra i odtwarzacz CD, w serii M2 - wzmacniacz zintegrowany i odtwarzacz CD, w serii MX - przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC, DAC i wzmacniacz słuchawkowy, w serii LX2 - przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC oraz wzmacniacz słuchawkowy, a wreszcie w serii V90 - wzmacniacz słuchawkowy, DAC, przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC oraz strumieniowy system muzyczny.
Musical Fidelity to zasłużony dla rynku producent sprzętu hi-fi. Historia tej marki zaczyna się w 1982 roku, kiedy to Antony Michaelson, klarnecista i entuzjasta sprzętu audio, postanawia zaprojektować i zbudować - a jakże, na kuchennym stole - swój pierwszy przedwzmacniacz o genialnej nazwie The Preamp. Antony postanowił pokazać jeszcze trochę nieoszlifowany, ale działający i pięknie brzmiący przedwzmacniacz swojemu przyjacielowi, który prowadził sklep z audiofilską aparaturą. Po pewnym czasie ów przyjaciel wrócił nie tylko z pozytywnymi wnioskami z odsłuchów, ale i zamówieniami złożonymi przez zachwyconych klientów. Małą kuchnię trzeba było zamienić na profesjonalny warsztat, a produkcja ruszyła pełną parą. Ale o firmie Michaelsona zrobiło się głośno dopiero w 1984 roku, kiedy to na rynek trafił skromny wzmacniacz oznaczony symbolem A1. Mała, czarna integra niemal od razu stała się komercyjnym hitem. Była mało atrakcyjna wizualnie, dysponowała skromną mocą wyjściową, grzała się jak szalona (co czasami kończyło się nawet wizytą w serwisie), ale melomani pokochali ją za brzmienie, którego normalnie musieliby szukać w urządzeniach z wyższej półki. A1 doczekał się kilku mniejszych lub większych poprawek (ostatecznie jego moc wzrosła niemal dwukrotnie w porównaniu do pierwszych wersji), ale w różnych odmianach na całym świecie sprzedano kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy tego wzmacniacza. Wprowadzenie kolejnych modeli było tylko kwestią czasu. Antony Michaelson bardzo wcześnie zaczął eksperymentować z przetwornikami, prezentując światu swój pierwszy DAC o nazwie Digilog już w 1987 roku. Dziesięć lat później zaskoczył amatorów hi-endu wprowadzając na rynek pierwszą seria urządzeń wyposażoną w lampy nuwistorowe (miniaturowe lampy próżniowe) - Nu-Vista. Można powiedzieć, że do lamp ciągnęło go zawsze, ale w katalogu Musical Fidelity nigdy nie pojawiły się stuprocentowe, pełnokrwiste wzmacniacze lampowe. Michaelson doszedł do wniosku, że lepszym rozwiązaniem będzie stworzenie urządzeń tranzystorowych, które mają w sobie odrobinę tego niepowtarzalnego, ciepłego brzmienia. Wielu audiofilów mówiło nawet, że wzmacniacze tej marki to takie "lampowe tranzystory". Zupełnie inaczej wyglądała kwestia wzornictwa. Tutaj firma stawiała na surowy minimalizm, industrialne kształty i kanciaste, metalowe bryły, których przednie ścianki zdobiły czasami jakieś nietypowe detale w stylu złotych obręczy i śrub wokół potencjometrów czy płaskich "rączek", które do przenoszenia nadawały się średnio, ale budziły skojarzenia ze sprzętem profesjonalnym i podkreślały chłodną, inżynierską formę wzmacniaczy i odtwarzaczy z Wembley.
Po dwudziestu latach od premiery modelu A1, który dziś - nawet pomimo ogromnej liczby sprzedanych egzemplarzy i opowieści o przegrzewających się tranzystorach pracujących w klasie A i przykręconych do niecodziennego jak na tamte czasy radiatora - cieszy się statusem produktu kultowego, Musical Fidelity był na fali. W 2004 roku wzmacniacz X-150 został uhonorowany nagrodą EISA. Wprowadzony cztery lata później przetwornik V-DAC okazał się jeszcze większym hitem niż A1. We wszystkich wersjach, wliczając w to ostatni model V-90 DAC, sprzedał się w nakładzie ponad 100000 egzemplarzy. Dziesięć lat temu Antony'emu zaczeło się już poważnie nudzić. Dał światu mnóstwo fajnych wzmacniaczy, odtwarzaczy i przetworników, stworzył wzmacniacze słuchawkowe i inne, małe komponenty w charakterystycznych, okrągłych obudowach (pieszczotliwie nazywane "prosiaczkami"), hi-endowe klocki zbudowane w oparciu o nuwistory i ważącą 70 kg końcówkę mocy o nazwie Titan, oferującą dokładnie 1000 W na kanał przy 8 Ω. Co dalej? W dużym skrócie można powiedzieć, że firma po prostu robiła swoje, a jej założyciel właściwie nie próbował już przebijać dotychczasowych osiągnięć. Na przełomie 2014 i 2015 roku wprowadził do sprzedaży krótką serię Nu-Vista 800, będącą powrotem urządzeń opartych o kombinację technologii SMD i buforu z lamp nuwistorowych. Poza tym zwyczajnie nie brał udziału w wyścigu, którego efekty obserwujemy co roku na największych wystawach. Nie stworzył wzmacniacza ważącego 700 kg ani odtwarzacza z szufladą napędzaną silnikiem odrzutowym. W 2017 Roku Antony Michaelson postanowił przejść na emeryturę, a markę wraz jej własnością intelektualną przejął Heinz Lichtenegger, właściciel firmy Audio Tuning z siedzibą w Austrii, a poza tym krajem znany przede wszystkim jako założyciel Pro-Jecta. Zapytany, co zamierza zrobić z Musicalem, Heinz z rozbrajającą szczerością odpowiedział - "nic". Zawsze cenił sprzęt Antony'ego Michaelsona za lekko ocieplone, naturalne brzmienie i wysoką jakość wykonania, więc postanowił przede wszystkim nie schrzanić tego, co osiągnął i co zbudował jego przyjaciel. Pewne plany na przyszłość oczywiście są (niektóre nawet bardzo ciekawe), ale na razie Musical Fidelity ma nadal budować porządną, audiofilską elektronikę. Nowy dystrybutor nie udostępnił jeszcze swojego cennika, jednak prawdopodobnie nie będzie tu żadnej rewolucji. Audiofile zainteresowani sprzętem tej marki powinni z pewnością śledzić sytuację.
Źródło: EIC
Komentarze