Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Audio Video Show 2025

  • Kategoria: Reportaże
  • Tomasz Karasiński

Audio Video Show 2025

Mówią, że otwiera się tylko raz w roku, o tej porze, kiedy liście stają się kolorowe i kruche jak szkło, a rzeka oddycha wolniej, jakby ktoś przykrył ją kocem. I że jeśli staniesz pod Biało-Czerwonym Olbrzymem, który wygląda niczym amfiteatr utkany z żeber wieloryba i kryształów skrzypiących od wspomnień, usłyszysz najpierw szept, potem trzask, a dopiero na końcu muzykę. Tak się zaczyna każda dobra baśń - od marzenia, znaku i magicznego zaklęcia. Niosąc na ramieniu sakwę, która niestrudzenie towarzyszy mi w podobnych eskapadach, po raz kolejny stanąłem więc u stóp owego Olbrzyma, podziwiając jego majestatyczną formę i zastanawiając się, czy wieczorem jego świetlista korona będzie wyłaniała się z mgły, z zarysem wielkiej góry żelaza, szkła i betonu przebijającym się z zachodniego brzegu niczym księżyc w nowiu przez oszronioną szybę. Piękny byłby to obraz, w sam raz na ilustrację mojej opowieści. W Krypcie Uśpionych Rydwanów słyszałem tylko echo swoich kroków i dobiegający z oddali gwar wędrowców z odległych krain, rozprawiających o trudach podróży i ostrzących zmysły przed tym, co miało ich czekać. Czy ja ich już kiedyś nie spotkałem? Głosy wydały się znajome, a przebieg ich rozmowy brzmiał jak kaseta magnetofonowa odtwarzana setki razy, ledwo przypominając oryginał. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że mijaliśmy się w tym magicznym miejscu wielokrotnie, jednak ja nie znam ich, a oni mogliby poznać mnie tylko wtedy, gdybym wyjął spod koszuli zwisający na mojej szyi amulet, otwierający wszystkie sale. Nagle dotarło do mnie, że wszyscy tu zebrani znowu odprawiamy dobrze znany rytuał, powtarzamy te same gesty, kroczymy tymi samymi ścieżkami niczym łososie płynące pod prąd do źródeł, których nigdy wcześniej nie widziały, a które i tak rozpoznają, jakby miały zapisaną w genach pamięć swoich przodków. Dla mnie tej opowieści właściwie nie ma już lat - jest tylko powracanie. Z aparatem zwisającym z ramienia jak luneta astronoma i notatnikiem, który pamięta poprzednie przejścia przez Bramę. Bramę do świata, w którym znika granica między fikcją a rzeczywistością.

Każda przygoda ma swoje zadania. Tu są one proste, choć bywa, że wystawiają cierpliwość na próbę. Kto odbył tę pielgrzymkę więcej niż raz, nauczył się, że kluczem do spełnienia po drugiej stronie Bramy jest stoicki spokój. Nawet gdyby udało się spowolnić upływ czasu, spędzając w tym miejscu trzy dni i trzy noce, jest więcej niż pewne, że na mapie pozostaną ciemne plamy, a towarzysze naszej wyprawy będą opowiadali o rzeczach, które i my powinniśmy byli zauważyć, ale ukryły się przed nami niczym oaza na pustyni. Żaden śmiertelnik nie potrafi patrzeć piętnastoma tysiącami par oczu, a ta, z którą się rodzimy, powinna w tym wyjątkowym czasie otworzyć się szerzej. Szedłem wolno, żeby nie spłoszyć drzemiących w podziemiach zjaw. Minął mnie wędrowiec w granatowym płaszczu, a w jego kieszeni stukały o siebie maleńkie talizmany, jak paciorki różańca z rubinów. Ktoś inny, młody, o oczach czarnych jak agat, niósł szkatułkę niewiele większą od dłoni, a w niej schowek na fortepian, orkiestrę i dwa chóry. Na odwrocie szkatułki dostrzegłem kątem oka zaklęcia w nieznanym języku i wyryty obok nich upływ czasu. Ile ludzkich trudów i trosk pochłonęło stworzenie takiej jednej szkatułki - mogę tylko zgadywać. Zbliżając się do długiego, wysokiego stołu, zauważyłem już cały orszak podobnych sobie wędrowców. Każdy składał na ołtarzu wierzchnią warstwę swojego odzienia, otrzymując w zamian medalion z pieczęcią szaty. Nie zabrakło też szlachetnie urodzonych dam o dłoniach gładkich jak porcelana. Z roku na rok jakby ich więcej, choć pewnie nie wszystkie mają odwagę przejść przez Bramę. Byli też starcy pamiętający, jak zapatrzeni w zielone oko nasłuchiwali melodii z dalekich krain i zapisywali je na brunatnych zwojach. I dzieci, które jeszcze nie wiedzą, że dźwięk to nie magia, lecz powietrze, co się uczy tańczyć.

Audio Video Show 2025

We wszystkich przedsionkach wiszą mapy królestwa. Kto nauczy się ich na pamięć, temu korytarze skracają się o dwa zakręty. Mówią, że najlepiej jest rozpocząć wędrówkę wczesnym rankiem, odwiedzając jak najwięcej komnat, zanim słońce postawi swój znak najwyżej, ale każdy pielgrzym ma swój własny plan i mądrość, która narodziła się w poprzednich latach. Kto goni za każdą pokusą, wraca zmęczony jak goniec bez listu. Lepiej wyczuć kierunek wiatru. Rankiem - Olbrzym, kiedy komnaty brzmią jeszcze jak instrumenty tuż po nastrojeniu, w południe - Dwór Złotego Kwiatu, z zewnątrz skromny, zaś w środku pełen kosztowności, a wieczorem - Błękitny Gościniec, gdzie jarmark rozświetla się jak miasto portowe. Problem w tym, że kiedy wszyscy ruszą jedną trasą, spotykają się w tych samych miejscach, walcząc o każdy skrawek podłogi. Sam kiedyś snułem plany, pochylając się nad mapą królestwa, wyznaczając ścieżkę i zakreślając numery komnat, których nie wolno ominąć. Krzywe linie, pospiesznie zapisane nazwy, rysunki jak mapy prowadzące do skarbów... Z roku na rok świat za Bramą się jednak rozrastał, aż nastąpił moment, w którym nawet najlepsza strategia przestała działać, pozostawiając mnie z poczuciem osobistej porażki. Tegoroczny zlot był największym, jaki do tej pory widzieliśmy nad Wisłą, co niektórych przyprawiało o dreszcze. Ja pozostaję wierny swojej najnowszej metodzie. Teraz jestem wolny. Zabieram tylko to, co niezbędne. Nie noszę przy sobie mapy. Wierzę, że udało mi się opanować sztukę poruszania się między falami. Kieruję się tam, gdzie prowadzi mnie intuicja i dbam o to, aby nigdzie nie oczekiwano mnie o konkretnej godzinie. Kiedy wyzbywam się pragnień i przestaję analizować nieistotne drobiazgi, nogi same prowadzą mnie tak, bym więcej słuchał niż chodził.

Audio Video Show 2025

Rozpamiętując pozostawione w domu ciepło puchowej kołdry, smak porannej kawy i pełen miłości wzrok futrzastego towarzysza mych codziennych zmagań, udałem się w stronę jednego z licznych korytarzy prowadzących do Bramy. Stały przed nim urocze dziewczęta, uśmiechając się uprzejmie. Ubrania miały czarne i eleganckie, lecz kiedy jedna z nich przyłożyła błyszczące oko z czerwoną źrenicą do pieczęci przybysza stojącego przede mną, przez chwilę zobaczyłem, jak coś półprzezroczystego unosi się za jej plecami - skrzydła utkane z pachnących odcieni powietrza i pyłków światła. Zrozumiałem, że to nie były dziewczęta, tylko Wróżki Portali. Opiekunki granicy między tym, co przelicza się na monety, a tym, co zostaje w pamięci. "Pamiętaj, wędrowcze" - powiedziała jedna z nich - "tu godziny rozpływają się w miedzi, a monety zamieniają się w piórka." Zaśmiałem się, wyjmując Talizman Tożsamości. Odwzajemniła śmiech, zdając sobie sprawę, że wiem, co mnie czeka. Czy siwe włosy i zmarszczki na mej twarzy nie mówią tego wystarczająco głośno? Przecież każde przejście przez Bramę zostawia po sobie piętno - nie tylko wewnętrzne, ale i czysto fizyczne. To jak namacalny dowód na to, że udało się przeżyć kolejny rok. Kolejne trofeum do kolekcji przechowywanej w nie najmłodszych już kościach. Za to Wróżki Portali za każdym razem są tak samo młode i piękne, jakby pojawiały się tylko na te trzy dni i odlatywały na północ, by zapaść w sen w skutej lodem jaskini. Dobrze, że macie skrzydła i wygodne trzewiki, drogie czarodziejki. Kiedy tym samym korytarzem będę kroczył w stronę domu, w piętach czuć będziemy ten sam ponury ból.

Audio Video Show 2025

Kątem oka spostrzegłem kolejnych uczestników zgromadzenia, którzy zniecierpliwieni i głodni wrażeń postanowili ominąć tłum przed długim stołem, na którym można było złożyć swą pelerynę, a nawet zostawić ciężką sakwę. Nie pędźcie tak, przygotowani na wszystko nomadzi. To nic nie da. Choć na zewnątrz aura jesienna, w środku jest ciepło niczym w letnie popołudnie. Pod pelerynami w mgnieniu oka zgromadzi się tropikalna rosa, a tobołami będziecie trącać Bogu ducha winnych piechurów i blokować przejścia do komnat. Nie lubi się tu takich włóczęgów. Skorzystajcie z wygód, które wykoncypował dla przybyszów miłościwie nam panujący Mokry Dobrodziej. Już wcześniej miewał rewolucyjne wizje, ale w tym roku pomyślał naprawdę o wszystkim. Rydwany nie były wstrzymywane przez bezdusznych pograniczników, w tawernach nie zabrakło strawy ani krzepiących napitków, a złośliwe chochliki nie poprzestawiały anemoskopów, tak by krążący po podziemnych labiryntach podróżnicy mylili wschód z zachodem. Nigdy też nie zdarzyło mi się, aby elfy po drugiej stronie długiego stołu rzekły "Nie mamy pańskiej peleryny i co nam pan zrobi?". To był wirus minionej epoki, już nie trzeba się go bać.

Audio Video Show 2025

Niesiony w górę Olbrzyma na skrawku ruchomej podłogi, gotów jestem spotkać starych, dobrych przyjaciół. Zobaczy ich każdy, kto przejdzie przez Bramę tak wcześnie, jak to tylko możliwe. To zabiegani i zmęczeni Rzemieślnicy Nocy Poprzedniej. Choćbyśmy bardzo chcieli, całe to coroczne misterium samo się nie wyczaruje. A robią to właśnie oni - bohaterowie, których część oszalałych pielgrzymów nawet nie zauważa. Brama otwiera się piątego dnia tygodnia w samo południe, ale dla Rzemieślników świętowanie zaczyna się wcześniej. Pod osłoną lamp warsztatowych, kiedy korytarze jeszcze śpią, do komnat wciąga się skrzynie ciężkie jak dusza grzesznika. Budzące podziw i grozę bestie przyjeżdżają osobno - skrzydła w drewnianych skrzyniach, serca w skórzanych kuferkach, szpony w stalowych futerałach. Rzemieślnicy liczą kroki od znaków na posadzce do tylnej ściany, aby zgrać rozstaw bestii z geometrią zaklęć. Rozciągają dywany i stawiają drewniane ozdoby, by oswoić echo ich ryku, kłócąc się szeptem o milimetry, bo niektóre bestie nawet na milimetry lubią się obrażać. Ktoś niesie lustro do sali obrazów, ktoś inny sprawdza skuteczność zaklęć specjalnym wahadełkiem, a najodważniejsi budzą ze snu węże, z których każdy mógłby pożreć człowieka. O świcie wszystko wygląda tak, jakby tu stało od lat. I tylko na dłoniach widać pyłek, który zdradza nocną akrobatykę. Bo ta kraina nie jest ucieczką od świata - jest małym, dziwnym światem, który udaje się zbudować na trzy dni. Tutaj wszystko jest baśniowe i majestatyczne. Rzeźby, które w zwykłych domach stoją jak wysokie wazony, tutaj przypominają bramy do miast, co śnią o statkach z dalekich krain. A kiedy po wielu godzinach nocnej batalii po raz pierwszy odzywa się muzyka, widać, jak każdy wstrzymuje oddech, jakby miał umówiony tajny sygnał z własnym sercem.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Tuż po otwarciu Bramy komnaty zapełniają się pierwszymi pielgrzymami. Najpierw, powoli, nieśmiało, potem już całymi falami. Bywają wśród nich postacie, które widuje się raz do roku, a pamięta od zawsze - pradawni magowie pamiętający zapach dawnych żywic i rozpoznający nazwy drzew po dźwięku uderzenia paznokcia. Już po chwili wiadomo, że atrakcji będzie co niemiara. W jednej komnacie odbywa się starcie mitycznych potworów o odrastających głowach. W innej pielgrzymi słuchają zaklęć, które wypowiadają się same nad okrągłym stołem pocieranym diamentową iskierką. W jeszcze innej unosi się monumentalna budowla na wielkich pylonach. A kiedy w którejś komnacie ktoś opowiada o potworze z czterech oceanów i zaczarowanych ślimakach wartych tyle, co forteca, tłum napływa jak przywołany na wieczorną modlitwę. Choć ani potworów, ani ślimaków nikt nie zabierze do domu, każdy chce zobaczyć, jak wygląda marzenie w skali jeden do jednego.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Na korytarzu minąłem kobietę z lunetą większą niż moja. Miała uśmiech łagodny i twardy jednocześnie. Przez chwilę zobaczyłem w jej obiektywie siebie - wędrowca, który przyszedł tu znów, choć równie dobrze mógł sobie to wszystko wyśnić i zapisać wspomnienia w notatniku. Potem minął mnie chłopiec, który najwyraźniej się zgubił. Na drugim końcu korytarza machała do niego matka, lecz nie krzyczała, by nie zbudzić żadnej z bestii, których wokół było przecież pełno. Gdy uprzejmie wskazałem chłopcu drogę, dotarło do mnie, że nie każdy wie, jak poruszać się po tym labiryncie. Tutaj każdy musi być jak Tezeusz, bo Minotaur nie ma jednego imienia - nazywa się inaczej w każdej komnacie - a nitkę stanowi jedynie cicha melodia, która prowadzi z jednego przejścia do drugiego. Nawet tam, gdzie wędrowcy udają się na chwilowy postój, słychać gwar trwającego wokół festiwalu. Tu pokaz latania na miotle, tam znany magik podpisuje książkę, dalej toczy się pojedynek Bazyliszka z Widłogonem, a na horyzoncie widać tylko wijące się niczym smoczy ogon kolejki pielgrzymów czekających, by wejść na spotkanie z jakąś znaną osobistością. Byli wśród nich prorocy, alchemicy, wróżbici, astrologowie, czarodzieje, kuglarze, uzdrowiciele, bajkopisarze, szarlatani i wytwórcy eliksirów. Na długim dziedzińcu stała Dziewczynka ze Smyczami, uprzejmie zaczepiając przechodniów i prosząc, by wzięli choć jedną. Był nawet burmistrz, który niegdyś wdał się w dysputę z trubadurami, by grali pieśni wesołe i taneczne, a nie żałobne marsze. Raz po raz mijałem też Zmęczonego Rycerza, który z każdej kolejnej komnaty wychodził z torbą pełną pergaminów - map, instrukcji, rodowodów i niestworzonych historii. Wzdychał pod nosem bez złości - jak ktoś, kto wie, że radość też potrafi ważyć. Jestem pewien, że już go kiedyś widziałem. Każdego roku celebruje ten sam rytuał, zmieniając tylko ekwipunek. A może nosił na ramieniu każdą torbę, jaką przez te wszystkie lata udało mu się zdobyć? Trochę mi go szkoda, ale przecież nie ja go na taki los skazałem. Tocz swój kamień, Syzyfie...

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Nie wszyscy, którzy przechodzą przez Bramę, czynią to, by słuchać. Niektórzy przychodzą także, by mówić. Można ich poznać z daleka. Stoją zazwyczaj w nieoczywistych miejscach, jak posągi mądrości, a wokół nich gromadzą się inni pielgrzymi, jeszcze nieświadomi, że za chwilę staną się uczniami mimo woli. Ich dłonie kreślą w powietrzu niewidzialne wykresy, oczy błyszczą od iluminacji, a język nie zna odpoczynku. Mimo to trzeba przyznać, że robią to z oddaniem, jakby w służbie ludzkości. To wędrowni mędrcy targowiska, apostołowie precyzji, prawdziwi odkrywcy. Niby wszystko już wiedzą, a mimo to wciąż szukają prawdy. Ktoś mógłby się śmiać, że to zwykli nowicjusze, ignoranci bez zawieszonego na szyi Talizmanu Tożsamości, ale to właśnie oni wnoszą za Bramę niedocenianą w wyższych sferach ludową mądrość. Bywa, że wchodzą ze sobą w zażarte dyskusje, niczym filozofowie z różnych szkół. "Jeśli energię czerpiesz ze szklanych świec, muszą srebrem być otulone." - mówi pierwszy. "Mała bestia w zbyt dużej klatce zawsze będzie sprawować się lepiej niż duża w zbyt małej." - prawi drugi. "To nie rozmiar bestii się liczy, lecz siła łańcucha, na którym ją trzymasz!" - krzyczy trzeci. Niektórzy pielgrzymi słuchają ich z powagą, inni z rozbawieniem, jeszcze inni - z czystej bezradności, bo nie sposób ich uciszyć bez utraty błogosławieństwa. A jednak, mimo tego całego harmidru, jest w nich coś ujmującego. Jakaś dziecięca radość z dzielenia się odkryciem, które, jak wierzą, może ocalić świat przed czarną magią. Co najlepsze, aby ich posłuchać, nie trzeba stać w kolejce ani kupować biletów. Wystarczy znaleźć się we właściwym miejscu i czasie. Swe kazania wygłaszają w wąskich pasażach, na schodach, a nawet w świątyniach zadumy, nie pobierając choćby symbolicznej opłaty. Są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

W samym sercu Olbrzyma, tam gdzie wiatr miesza kurz z zapachem papieru i gryzącego lakieru, rozkłada się Jarmark Czarnych Krążków. To nie jest zwykłe targowisko - to menażeria wspomnień. Obwoluty ze wstydliwie odważnymi kolorami, litery, które pamiętają dłonie sprzed pół wieku i krążki, które brzęczą w koszach jak monety dawnych królów. Stragany połyskują niczym planety zawieszone w równych odstępach. Pielgrzymi przesuwają palcami po grzbietach kwadratowych obrazów tak, jak głaszcze się grzbiet śpiącego kota. Co jakiś czas ktoś westchnie, bo odnalazł pieśń, którą zgubił dawno temu, jakby w innym życiu. Nad całym targowiskiem krąży cichy szept. To same krążki proszą, by przygarnąć je do domu, obiecując, że odwdzięczą się pięknym głosem i cichutkim, kojącym szmerem między pieśniami. Niektórzy kupcy stoją za nimi z powagą kronikarzy, inni z uśmiechem szamanów, którzy wiedzą, że ich towar to nie sztuka, tylko wspomnienie o niej. Tu każdy szelest koperty, każdy refleks światła na krążku to obietnica, że czas da się jeszcze raz przewinąć. A przecież ten świat miał już umrzeć, zginąć zapomniany pod wieloma warstwami nowego, lepszego życia. Teraz, wzorem dalekich krain, gdzie ludzie od dawna czczą te krążki jak relikwie, i tu zaczęto je kolekcjonować. Nie zawsze z potrzeby, lecz z rytuału. Niektórzy wędrowcy chcą się w ten sposób doskonalić, zyskać szacunek społeczności i wejść na wyższy poziom wtajemniczenia. Innym chodzi tylko o posiadanie echa dawnej sztuki - bycie strażnikiem tego małego, okrągłego fragmentu historii, który coś widział, coś przeżył.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

O tym, co widziałem w komnatach, lepiej żebym w ogóle nie wspominał. Popełniłem ten błąd nie raz, chcąc opisać wszystko, co czekało na pielgrzymów za Bramą. Później zawsze ktoś miał do mnie pretensje, że o nim zapomniałem, a przecież nie zrobiłem tego złośliwie. Namalowanie słowami całego tego świata w najdrobniejszych szczegółach przekracza możliwości przeciętnego kronikarza, a mnie nawet do przeciętnego sporo jeszcze brakuje. W nie tak znowu zamierzchłej przeszłości bywało, że nad swym sprawozdaniem z tych igrzysk (podobno drugich największych na świecie) pracowałem kilka kolejnych dni. Oddzielałem słowa od obrazów oraz to, co ciekawe od tego, co nieprzydatne. Tworzyłem manuskrypt, poprawiałem malowidła, aż wreszcie zawiesiłem swe opowiadanie w Eterze. Obiecałem sobie tylko, że po raz ostatni siedziałem przy biurku, sprawdzając pieczęcie i przyporządkowując obrazy do map. Uważny czytelnik zauważy, że bestia w komnacie z herbem płonącej gęsi nie miała na imię "Chimera 2V8", tylko "Chimera 2A3", a ja wyjdę na głupca, większego niż jestem. Poza tym ciągle tylko kronikarskie obowiązki, a może ja też chcę się zabawić i poświętować w gronie przyjaciół? W końcu to nie pogrzeb, tylko festyn. Aby nikt nie kpił, że w ogóle mnie tam nie było, a całą tę opowieść wyssałem z palca, przeleję swoje wspomnienia na papier tak, jak umiem najlepiej.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Przestronne korytarze Biało-Czerwonego Olbrzyma były w tym roku dłuższe niż zwykle. Biegły dookoła niczym zapętlona galeria, a komnaty miały numery przykryte herbami. W pierwszej, do której zajrzałem, panował półmrok, w którym kurz tańczył jak niewielkie gwiazdy uczące się swoich dróg na firmamencie. Siedział tam Arcykapłan Lampionów. Twarz miał spokojną, dłonie ciepłe, a głos niski i dostojny. Powitał mnie skinieniem głowy, więc usiadłem na krześle, które pamiętało plecy wielu pielgrzymów. Płomyk zapalił się w szklanej kuli, leżące na podłodze sznury uniosły się delikatnie, jakby zostały naelektryzowane, a powietrze rozdarła niewidzialna eksplozja. I tak raz po raz, miarowo, jak podczas burzy, gdzie co pół sekundy słychać grzmot, a nie widać błyskawicy. Potem przyszły głosy. Jeden, drugi, trzeci, męski i żeński, młody, stary, a potem wszystkie naraz. Trwało to może trzy minuty, a może trzy epoki - sam już nie wiem. Kiedy wszystko ucichło, Arcykapłan spojrzał na mnie, jakby prosił o ocenę swojego występu. Kto wie, ile to przedstawienie było warte? Tyle, ile dwa, trzy albo cztery bogato zdobione rydwany? A może tyle, co zamek z czterema basztami, fosą z mostem zwodzonym, bramą z barbakanem, ogrodem, stajnią, kaplicą, łaźnią i salą rycerską? Lepiej chyba nie zaprzątać sobie głowy podobnymi rozważaniami.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

W każdej kolejnej komnacie było podobnie. Po jakimś czasie wszystkie zaczęły mi się ze sobą zlewać, wrażenia mieszały się niczym składniki eliksiru niepamięci. Gdybym miał wybierać, największe wrażenie zrobiły na mnie pokazy Tresera Ślimaków, Zdobywcy Górskich Szczytów i Strażnika Percepcji, a także Ojca Ślimaków, który prezentował swoje nowe monstra w towarzystwie istot z innej planety. Choć z zewnątrz podobne do tych, które widzieliśmy wcześniej, zyskały odmienione wnętrze. Ojciec Ślimaków z pasją, a wręcz szaleństwem w oczach opowiadał o swych odkryciach. Przyniósł nawet kilka osobliwych artefaktów i pokazywał, jak magnes może opierać się grawitacji dzięki miedzianej tubie, w której sam indukuje prąd, powstrzymujący go przed upadkiem. Doprawdy niezwykły jegomość. Równie ciekawie o swoich dokonaniach opowiadał francuski mistrz kuchni, Jacques Devialet, który serwował gościom śpiewające jajka faszerowane gorczycą i pieprzem. Wiem, brzmi to groteskowo, ale warto spróbować. To smak, który trudno podrobić, bo oprócz właściwych składników trzeba mieć w swojej kuchni odpowiednie narzędzia, a przede wszystkim - wiedzę. Wystarczy maleńki błąd, a jajko rozpadnie się, zaś wypełniająca go masa pozostanie surowa i kleista. Francuz doskonali tę sztukę od lat i osiągnął w niej absolutne mistrzostwo. Gdy spytałem, jak to robi, pokazał mi to bardzo, ale to bardzo dokładnie. Jakby wiedział, że nie musi chronić swych sekretów, bo nie będę nawet próbował mu dorównać.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Niektórzy wiązali wielkie nadzieje z występem Opiekuna Gryfów, ale moim zdaniem była to mała tragedia. Wysokie na ponad dwa metry bestie musiały być wyjątkowo niesforne, bo otrzymały straszną karę. Zamiast ryczeć pełnym głosem, mogły tylko cichutko piszczeć. Gdy zamknąłem oczy, nie widziałem lwów ze skrzydłami orła, lecz kocięta pokryte kaczym pierzem. Nie mam jednak wątpliwości, że była to zasługa Opiekuna, który użył złych zaklęć. Odwiedzający tę wielką komnatę pielgrzymi po chwili wychodzili, lamentując nad tragicznym losem tych pięknych, mitycznych stworzeń. A przecież tyle wysiłku, tyle potu, łez i srebrników pochłonęło zorganizowanie tego przedstawienia. Gryfy uśpione i pocięte na części, przewiezione na miejsce w gigantycznych skrzyniach, aby w blasku księżyca zszywać je ponownie i stawiać na nogi. I po co? Żeby zawodziły jak stara trąbka? Nie ma co pisać dłużej, szkoda atramentu. Myślę, że powinna się tym zająć jakaś fundacja.

Audio Video Show 2025

Nie wszystkie komnaty służyły temu, by siedzieć w nich z zamkniętymi oczami. Były też takie, gdzie rozkładano mapy na sztalugach, a Wielcy Uczeni kreślili kredą po powietrzu ścieżki fal i wędrówki prądów. Tu mówi się o tym, jak wypowiadać zaklęcia, aby uchronić się przed bolesną w skutkach pomyłką, tam - jak w rycinie rozłożyć pieśń na drobne kości i znów poskładać, by szkielet miała lżejszy, a gdzie indziej - jak ustawić laskę szlifującą wspomnienia kryształową igłą. W jednej komnacie młoda czarodziejka tłumaczyła, jak ujarzmia się pomieszczenie, żeby nie odbijało się samo od siebie. W drugiej mag pokazywał, że prąd może być szybki i cichy jak kot, który biegnie po miękkim dywanie. Dalej ktoś opowiadał o wietrze w tubie, o blaszanych języczkach, o śpiewających płucach, co pamiętają zapach lasu, i o skrzyniach, które trzymają powietrze tak pewnie, jak dotrzymuje się raz danego słowa. Czasem po takich odprawach otwierają się drzwi do Sali Żywej Pieśni. Na estradę wchodzą ludzie z niezwykłymi instrumentami, kłaniają się światłom i zaczynają opowiadać swe historie bez słów. Wtedy jedno z żeber Olbrzyma zmienia się w świątynię o miękkich ławach. Dźwięk płynie jawnie, bez pośredników, a smoki z sąsiednich komnat milkną, jakby ktoś przypomniał im, gdzie są i jak należy się zachowywać. Chciałoby się być we wszystkich tych komnatach naraz, ale nawet w tym bajkowym świecie czas i przestrzeń rządzą się tymi samymi prawami, które wszyscy znamy aż za dobrze. Stąd też moja gorąca prośba nawet nie do pielgrzymów, lecz mistrzów ceremonii - zapisujcie, proszę, wszystkie te wydarzenia na szklanych krążkach, brunatnych taśmach albo nawet w chmurach. Bylebyśmy tylko mogli później zobaczyć, co nas ominęło. Bo że ominie, za każdym razem jest więcej niż pewne.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

W jednym z najdalszych zakątków świata za Bramą - tam, gdzie ogrody Biało-Czerwonego Olbrzyma okryte są jego własnym cieniem - rozciąga się Zatoka Muszli. To bez wątpienia jedno z najbardziej osobliwych miejsc, jakie co roku czekają tu na pielgrzymów. Nie ma tu ścian ani drzwi, nie ma komnat ani korytarzy. Jest tylko morze przestrzeni spowitej ciszą, a trasę wyznaczają zasłony z cienkiego, półprzezroczystego materiału, który drży na najlżejszy oddech. W powietrzu unosi się słodki zapach nowego tworzywa, tego samego, z którego rzeźbi się sny - i wszystko zdaje się żyć delikatnym, pulsującym rytmem. Do tego miejsca wędrowcy nie przychodzą tylko po to, aby coś zobaczyć i zaraz o tym zapomnieć. Pojawiają się tu w konkretnym celu (który dla wielu z nich jest jedynym powodem, dla którego warto przejść przez Bramę) - aby ulepszyć się, korzystając z dobrodziejstw technoalchemii. To nic innego, jak synteza magii i inżynierii. Zwiększając możliwości swojego ciała dzięki mieszance zaklęć i nowoczesnej technologii, mogą słyszeć orkiestrę i anielskie chóry, podczas gdy wszyscy wokół są tego zupełnie nieświadomi. W całej Zatoce Muszli panuje błoga cisza, a jednak w głowach tych śmiałków dzieją się rzeczy niezwykłe. Można by pomyśleć, że malujące się na ich twarzach ekscytacja, zaduma i rozkosz są w najlepszym wypadku następstwem zażycia jakiegoś specyfiku kupionego u lokalnego zielarza, ale nie - to przemyślany proces, który skrupulatnie nadzorują Architekci Ciszy. To oni zbudowali całe to królestwo. Niektórzy przypominają alchemików sprzed wieków, inni chirurgów przyszłości. Są wśród nich tacy, którzy dawno, dawno temu byli zwykłymi ludźmi, ale pewnego dnia sami przeszli tę przemianę, doznając duchowej transcendencji i fundując sobie kolejne ulepszenia. Prawdziwi mistrzowie bioinżynierii.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Po jednej stronie długich stołów, na pochylonych tronach, siedzą ci, którzy pragną rozpocząć lub kontynuować swoją podróż, aby stać się lepszą wersją siebie - istotą ludzką, którą udoskonaliła jej własna myśl i zdolność tworzenia niezwykłych przedmiotów z żelaza, skóry, drewna i krzemu. Spojrzenia mają nieco zamglone, jakby patrzyli już dalej niż można, jakby ich oczy próbowały przebić się przez granicę między ciałem a dźwiękiem. Pochyleni nad nimi Architekci Ciszy obracają w dłoniach muszle, soczewki, pałąki, srebrzyste liny i pudełka o połyskliwych krawędziach, które migoczą jak kawałki obłoków uwięzione w metalu. W ich ruchach nie ma pośpiechu. Każdy gest jest ceremonią, a każde słowo ma wagę zaklęcia. "To nie są zwykłe urządzenia..." - powiedział mi jeden z nich, przejmując mnie na chwilę pod swoje skrzydło. Był młody, ale jego oczy miały ten rodzaj powagi, który zobaczymy tylko u ludzi rozmawiających z maszynami ich własnym językiem. "To protezy duszy. Nowe narządy percepcji. Załóż i zamknij oczy, ja zajmę się resztą." Zrobiłem, jak kazał, i świat nagle się zmienił. Najpierw rozciągnął się, potem zapadł w siebie, aż wszystko, co wokół, zniknęło - rozmowy, kroki, chichoty pielgrzymów. Pozostało tylko powietrze, które pulsowało rytmem serca i drżało, jakby z wewnątrz ktoś nastroił je na inny wymiar. Zatoka Muszli zamieniła się w ocean danych, przezroczystych fal, które przepływały przez głowę bez oporu, jak światło przez szkło. I wtedy usłyszałem coś, co nie powinno dziać się naprawdę - orkiestrę namalowaną elektrycznymi impulsami i głos syreny złożony z dwóch cyfr. Wszystko to działo się tylko we mnie, a przecież miałem wrażenie, że jestem tylko przekaźnikiem - anteną, na której świat testuje własne pomysły na piękno.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Kiedy Architekt Ciszy chwycił za srebrny sznur, wizja rozpadła się jak hologram. "Z tym pudełkiem można złożyć świat w kieszeni" - rzekł, a jego głos zabrzmiał jak komunikat z przyszłości. "Z tym drugim świat sam wejdzie do twojej kieszeni i nie będziesz już wiedział, co jest czyje." Podał mi kolejne urządzenie, mniejsze, gładkie jak wypolerowany kamień, z przyciskiem, który wibrował pod palcem niczym mruczący kot. "A to trzecie..." - uśmiechnął się. - "To pamięć, która nigdy nie zasypia. Zapisze wszystko, co usłyszysz, a nawet to, czego jeszcze nie było." Zastanawiałem się przez chwilę, czy to bardziej technologia, czy magia. Może jedno i drugie. Patrzyłem na ludzi wokół. Siedzieli nieruchomo, z zamkniętymi oczami, jakby w pół drogi między snem a objawieniem. W ich głowach grały symfonie, o jakich świat nie miał pojęcia. Na zewnątrz panowała cisza, gęsta i święta, jakby Zatoka Muszli była świątynią nowej religii. Religii dźwięku, który nie potrzebuje już komnat. Uśmiechnąłem się, ale nie wziąłem nic. W tej krainie bardzo łatwo zostać lokatorem, a czynsz płaci się wspomnieniami, które nie chcą opuścić głowy. Zostawiłem po sobie tylko ślad skóry na chłodnych, skórzanych poduszkach i kilka małych zwojów ze swoim wirtualnym adresem. Niech wiedzą, że byłem. Niech pamiętają, że wrócę.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Zostawiwszy ślady swych ciżemek w najważniejszych i najbardziej obleganych zakamarkach Olbrzyma, udałem się dalej. Tak - choć niektórych wciąż to dziwi, takie "dalej" istnieje, bo było już w dawnych czasach, u zarania dziejów. Aby się tam przenieść, korzystam z wysokiej karocy - kolejnego chwalebnego wynalazku Mokrego Dobrodzieja. W towarzystwie innych pielgrzymów dostojnie płynę przez meandry betonowego kanionu. Kiedy zbliżamy się do celu, widać już znajomych wędrowców, którym dano wielobarwne karwasze, aby Wróżki Portali nie zatrzymywały ich w biegu. Oto jest Dziedziniec Dwóch Twierdz, które czuwają nieopodal i spoglądają na siebie jak miasta portowe na przeciwnych brzegach wąskiego morza - Dwór Złotego Kwiatu i Błękitny Gościniec. W pierwszym korytarze pachną świeżo otwartymi skrzyniami i drogimi perfumami, a komnaty są jeszcze większe niż w Biało-Czerwonym Olbrzymie. W drugim powietrze jest cięższe, a zamiast komnat są izby, w których na co dzień rezydują cudzoziemcy i wczasowicze. Weterani pradawnych bitew uronią łezkę, bowiem to tu po raz pierwszy otworzyła się Brama.

Błękitny Gościniec był w tym roku inny niż zwykle. Kiedyś fasadę miał kolorową i żywą, jakby był żywcem wyjęty z dziecięcej baśni i zapomniał, że świat nie jest z cukru. Teraz przypomina wytworną kamienicę albo ratusz, co w deszczowy dzień zdecydowanie mu nie służy. Zamiast rozweselać przechodniów swym naiwnie pastelowym obliczem, wydoroślał, zgubił radość życia i poddał się dominacji swych szarych sąsiadów. Plusem jest to, że odmieniło się także jego wnętrze, bo w ostatnich latach pozostawione przez gości plamy na ścianach i dywanach dawały o sobie znać aż zanadto - nie tylko swą powierzchownością, ale i wonią. W każdej z tych trzech krain pątnicy też jakby inni. Cel mają podobny, ale marzenia różne. Kto jest żądny wrażeń i rekordów, może odwiedzić tylko Biało-Czerwonego Olbrzyma i Dwór Złotego Kwiatu. Z kolei ten, kto pragnie odkryć coś niezwykłego, do czego dotarła tylko garstka wybrańców, a do tego wie, że prawdziwa magia nie musi kosztować miliona monet, może z samego rana przekroczyć próg Błękitnego Gościńca i kluczyć po jego korytarzach do późnej nocy.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

W Dworze Złotego Kwiatu każdego wędrowca czeka pierwsza próba - odnalezienie tajnego przejścia w bibliotece. Wspinając się krętymi schodami, trafimy do przedsionka, gdzie cisza ma smak światła i jest tak gęsta, że można zgarniać ją dłonią. Nieopodal otwarto Salę Wiatrów. Spoczywał w niej artefakt z Dalekiego Wschodu - krążące w powietrzu koło, które nie dotykało ziemi, a jednak obracało się z gracją medytującego mistrza. Mówiono, że jego serce oddychało powietrzem, nie metalem, a każdy jego ruch był tak dokładny, że można było odmierzać nim czas snów. Gdy krąg zaczynał wirować, powietrze drżało jak tafla jeziora, a wibracja wypełniała komnatę wspomnieniem o dawnych, radosnych dniach. Nieopodal, w drugiej komnacie, której ściany zrobiono z białego drewna, co pamiętało ręce lutników, stanęła para wież o wąskich, ponętnych kształtach - eleganckie, wyprostowane, z duszą zamkniętą w trzech osobnych skrzyniach. Stworzono je we włoskiej stolarni, gdzie rzemieślnicy nie pracują dla świata, lecz dla ciszy. Ich dźwięk nie przypominał muzyki, lecz rozmowę - cichą, uprzejmą, głęboką. Kiedy zaczynały szeptać, drewno w ścianach odpowiadało im, a nawet powietrze zdawało się słuchać, jakby ktoś właśnie otworzył okno do innego wieku. I co by nie mówić, w tym roku komnata ta była wyjątkowo jasna. Blask słońca rozpływał się w falbanach jedwabnych, śnieżnobiałych zasłon, za którymi widać było miejsce równie magiczne - dworzec kolejowy pamiętający gwizd parowozów. Piękne to były chwile, lecz nie zatrzymałem się tam zbyt długo. Rok temu widziałem właściwie to samo, i rok wcześniej również. Kiedy wychodziłem, zauważyłem jednego z pielgrzymów, porozumiewającego się ze swym kompanem za pomocą małego, prostokątnego zwierciadełka. "Możesz olać Tulipa, stary. Grzybnia tu jest i wieje nudą. Zostań na Narodowym albo dawaj jeszcze ze mną do Sobieskiego, a potem na browar!" - powiedział, sięgając po pelerynę. O czym on, do licha, mówił? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

W Błękitnym Gościńcu tradycyjnie przywitał mnie labirynt schodów i korytarzy. W pierwszej izbie stały dwa wygięte pylony i trzy słońca zamknięte w srebrnych skrzyniach ze szklanymi kurtynami. Ich serca pulsowały uwięzionym w odwróconych kielichach elektrycznym ogniem, który nie parzył, lecz koił. Z góry dostrzec można było wielkie koła z żelaza i miedzi. Mówiono, że obracają się tylko wtedy, gdy nikt nie patrzy. Dla porządku wspomnieć należy, że wszystkie cuda w tej izbie, nawet grube węże z napisem "WNŻ", powstały nad Wisłą. Dusza się raduje i tylko szkoda, że pielgrzymi nawet nie zadawali już tych samych pytań, co dawniej - gdzie, kiedy, za ile... Siadali, patrzyli i wychodzili, wiedząc, że pociąg odjechał. "Na drugim piętrze jest Mały Księżyc, zapraszamy też tam!" - ogłaszał zawiadowca, jednak niektórzy wyglądali tak, jakby utracili wszelką nadzieję. Kilka korytarzy dalej, w pokoju pełnym aromatu oliwy i stali, odżyła maszyna z dawnych wieków. Jej oczy obracały się na srebrnych szpulach, a jej głos miał w sobie chropowatość pergaminu. Ci, którzy jej słuchali, mówili, że słyszą nie tylko muzykę, ale i echo rąk, które kiedyś ją zbudowały. Nieopodal prezentowano smukłe i lekkie wynalazki duńskiego Lidera Logarytmów, którego energetyzery działają jak liczydła. Teraz zamiast posągów postawiono przy nich płaskorzeźby, bo ludzie wciąż kochają sztukę, ale nie chcą dzielić z nią miejsca. Gdyby posągi miały stanąć na środku pokoju, byłoby to nie do przyjęcia. Te, które potrafią zawisnąć na ścianie, szybciej znajdą dach nad głową.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Im wyżej wspinałem się po schodach Błękitnego Gościńca, tym luźniejszy panował klimat. Trudno było odróżnić wędrowców od Rzemieślników Nocy Poprzedniej. W powietrzu unosił się zapach orientalnych potraw - mięsnych rolad z Persji, aromatycznego ryżu z Kantonu, owalnych placków z Neapolu i rybnych talarków z Kraju Kwitnącej Wiśni. Na końcu długiego korytarza, w pokoju rozświetlonym chłodnym, zielonym blaskiem, rozstawiono lśniące trumny z wielkimi bębnami i szerokimi ustami. Mówiono, że powstały gdzieś na północy, w krainie lodu, gdzie dźwięk i światło znaczą to samo. Jeśli spytacie, jak nazywa się ich twórca, odpowiem zgodnie z prawdą, że nie potrafię wymówić jego imienia. Da się je zapisać, ale wypowiedzieć nie sposób. Tuż obok czekało coś, co wyglądało jak zegar słoneczny, złożone z wielkiej tarczy i długiej, prostej wskazówki, która znała ciężar własnego losu. Mistrz Winylowych Orbit pochylił się i opuścił grot w czarny rowek. Powitalny trzask poszybował w przestrzeń ku uciesze tłumu. Pokój urósł. Sufit zaznał ulgi, ściany odsunęły się o krok - nie na długo, nie do końca, ale wystarczająco, by wszyscy poczuli, że każdy wymiar bywa elastyczny, gdy użyje się właściwych zaklęć. Po zakończonym seansie owacji nie było. Nie dlatego, że nikomu się nie spodobał, lecz dlatego, że klaskanie wydaje się w takich chwilach wulgarne, jak głośny śmiech w kaplicy. Z wyższych kondygnacji Błękitnego Gościńca zapamiętałem także dwie schludne izby, w których swe dzieła prezentowali dwaj postawni patrycjusze z zachodnich rubieży naszego królestwa. Jeden ma kieszenie pełne kapusty, drugi - głowę pełną pomysłów. W tym roku nie dość, że zajęli dwie osobne izby, to jeszcze jeden drugiemu zapragnął udowodnić, że potrafi wejść w jego buty. Pierwszy pokazał więc własne dzieło - czarną skrzynię o sile czterech rumaków, drugi zaś zaczął stroić się jak magnat, skrywaną miłość do elektrycznych świec wszem i wobec deklarując. Jest jednak i dobra wiadomość. Aby zobaczyć ich wynalazki, nie trzeba będzie już jeździć tam, gdzie w odbiorniku fal krótkich zamiast mazurka słychać krzyżacką mowę. Już wkrótce swoje atelier mają bowiem otworzyć w Stolicy. Lepiej późno niż wcale.

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Audio Video Show 2025

Kiedy przyszedł czas odłożyć notatnik do kieszeni i przypiąć lunetę ciaśniej, żeby zasnęła jak ptak na gałęzi, wyszedłem do chłodu, w którym świat jest znów zwyczajny. "Za rok?" - zapytałem, nie odwracając się, bo Wróżkom Portali nie wypada patrzeć w oczy zbyt długo. "Za rok i za chwilę!" - odpowiedziały, a to jest najuczciwsza odpowiedź, jaką można dostać w sprawie czasu. Poszedłem nad rzekę, gdzie trawa zbrązowiała z godnością, a ławki czekały na jesienne historie. Otworzyłem notes i na ostatniej stronie - tej, którą zawsze zostawiam pustą na wypadek, gdyby baśń zechciała dopisać coś sama - napisałem długim zdaniem, że istnieje królestwo otwierane raz do roku, że w jego murach rzeczy ciężkie i lekkie zmieniają się miejscami, że bramy są wysokie, a drzwi małe, że smoki ryczą uprzejmie, a wróżki mówią bez ruchu warg, że złoto traci wagę, a wspomnienia przybierają kształty, i że człowiek, który tam idzie, wychodzi bogatszy w ciszę. Ponownie zamknąłem oczy i zobaczyłem, jak Biało-Czerwony Olbrzym kładzie się do snu, jak Dwór Złotego Kwiatu zamyka okiennice, a pod Błękitnym Gościńcem ustawia się sznur długich, białych karoc, niczym smutna karawana, której nikt z zapartym tchem nie będzie już oglądał ani słuchał. Chciałoby się wynieść z tej historii jakąś mądrość, ale to niemożliwe. To tylko rozrywka, iluzja, zabawa. Mam nadzieję, że moja opowieść przyniesie odrobinę uśmiechu tym, którzy świętować z nami nie mogli. Może zastanawiasz się, przyjacielu, jaki związek ma ona z tym, co naprawdę się wydarzyło? Ale ja przewrotnie zapytam - czy nie taki sam, jaki to, co widzimy w tym magicznym świecie, ma z tym, co dzieje się przez cały rok? Jeśli zechcesz, wrócimy tam razem znowu. Na moment, który mieści się w opasce, nawet kiedy już dawno powinieneś był ją przeciąć i wyrzucić, a jednak trzymasz - nie z próżności, lecz na pamiątkę, że byłeś po tamtej stronie Bramy.

Audio Video Show 2025

Ryciny: Tomasz Karasiński, StereoLife.

Komentarze (7)

  • rafal

    Jestem zauroczony! Fajnie to się czyta!

    1
  • Sławomir

    Niby baśń, a sama prawda...

    0
  • Jacek

    Przepiękny tekst. Gratulacje, Panie Tomaszu.

    0
  • Garfield

    Od razu człowiek bardziej docenia przeżyte przygody.

    0
  • Grzegorz

    Odnoszę wrażenie, że ta wystawa zapomniała, dla kogo jest. Z roku na rok obchodzę ją szybciej. Wystarczy wejść do kilku pokoi - dalej jest po prostu więcej tego samego. Wydarzenia (wykłady, koncerty, spotkania) są skrojone raczej pod ciekawskich laików i "turystów" niż audiofilów. Kiedyś były porównania formatów, muzyka na żywo kontra system hi-fi, odsłuchy porównawcze kabli zasilających, a teraz - rozmowy o trasach koncertowych, robienie selfików i tańczenie breakdance'a. Dla pasjonatów miejsca na tej imprezie nie ma.

    2
  • Tomasz

    Niezwykle oryginalny i ciekawy reportaż. Brawo!

    0
  • a.s.

    Odsłuchy porównawcze kabli zasilających - trzeba być mocno nawiedzonym.

    2

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Spotify Lossless - ósmy cud świata czy spóźniony pociąg, który nikogo już nie zabierze?

Spotify Lossless - ósmy cud świata czy spóźniony pociąg, który…

Na pewne rzeczy w życiu czeka się tak długo, że człowiek zaczyna wątpić, czy w ogóle dożyje ich spełnienia. Jedni latami wypatrują nowej płyty ulubionego zespołu, inni odliczają dni do kolejnego sezonu ukochanego serialu, a audiofile? Cóż, oni od niemal dekady czekali, aż Spotify wreszcie wprowadzi streaming w bezstratnej jakości....

Małe klocki, wielki dźwięk - Cyrus

Małe klocki, wielki dźwięk - Cyrus

Lata osiemdziesiąte były dla branży hi-fi czymś w rodzaju złotego wieku - półki sklepów uginały się pod ciężarem urządzeń, z których wiele nazywamy dziś kultowymi, a każda licząca się firma miała w ofercie wzmacniacz, który może nie był najpiękniejszy i wykonany niczym szwajcarski zegarek, ale nie kosztował majątku i grał...

Auralic zamyka działalność ze skutkiem natychmiastowym - prawda, plotka czy głupi żart?

Auralic zamyka działalność ze skutkiem natychmiastowym - prawda, plotka czy…

W branży audio zwykło się mówić, że jednym z największych komplementów wobec sprzętu jest cisza - całkowity brak szumu, czarne tło, idealna otchłań, z której wyłania się muzyka. Ale cisza, jaka zapadła wokół Auralica, nie jest ani pożądana, ani piękna. Jest dziwna, niewygodna i tajemnicza. Firma, która przez kilkanaście lat...

Chi-Fi - rewolucja czy zagrożenie?

Chi-Fi - rewolucja czy zagrożenie?

Chińskie hi-fi wywróciło rynek audio do góry nogami. Jeszcze dekadę temu wysokiej klasy dźwięk kojarzył się z drogimi urządzeniami zachodnich marek, na które trzeba było przeznaczyć znaczną część swoich oszczędności. Dziś jednak sprzęt projektowany i produkowany w Chinach oferuje zadziwiająco dobrą jakość za, jak przyjęło się mówić, ułamek ceny europejskich,...

Fabio Serblin - Serblin & Son

Fabio Serblin - Serblin & Son

Projektowanie i budowanie sprzętu audio potrafi być tak zaraźliwe, że zajmują się tym całe rodziny. Wychowane w duchu muzycznej pasji dzieci często przejmują talent swoich rodziców i krewnych. Jednym z takich przypadków jest familia Serblinów. Kiedy audiofile słyszą to nazwisko, pierwsze skojarzenie przychodzi natychmiast - Franco, legendarny konstruktor zestawów głośnikowych....

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
Matrix Audio TS-1

Matrix Audio TS-1

Rynek sprzętu audio coraz śmielej zmierza w kierunku urządzeń, które mają uprościć życie melomanom. Kolejne firmy proponują odtwarzacze strumieniowe z wbudowanymi przetwornikami i wzmacniaczami słuchawkowymi - tak, aby za pomocą...

Bowers & Wilkins Px8 S2

Bowers & Wilkins Px8 S2

Bowers & Wilkins to brytyjski producent sprzętu audio, znany głównie z kolumn wykorzystywanych w Abbey Road czy nietuzinkowego modelu Nautilus. Od ponad dekady firma eksploruje też rynek słuchawek - od...

Lyngdorf TDAI-2210

Lyngdorf TDAI-2210

Jeżeli komuś wydaje się, że w audiofilskim hobby chodzi przede wszystkim o słuchanie muzyki, a technikalia mogą wywoływać emocje, ale nie są w stanie spolaryzować środowiska osób oddających się tej...

Komentarze

a.s.
Odsłuchy porównawcze kabli zasilających - trzeba być mocno nawiedzonym.
Tomasz
Niezwykle oryginalny i ciekawy reportaż. Brawo!
Grzegorz
Odnoszę wrażenie, że ta wystawa zapomniała, dla kogo jest. Z roku na rok obchodzę ją szybciej. Wystarczy wejść do kilku pokoi - dalej jest po prostu więcej tego...
Garfield
Od razu człowiek bardziej docenia przeżyte przygody.
S3t
Na tegorocznym AVS (2025) Lyngdorf miał dwa systemy - jeden z ich kolumnami FR-2 oraz z modelem przeznaczonym do umieszczenia w szafce (kosztującym około 3000 z...

Płyty

Slowdive - Pygmalion

Slowdive - Pygmalion

Slowdive poznałem przy okazji reaktywacji zespołu w 2017 roku. Z miejsca zakochałem się w "beztytułowym" albumie i po pewnym czasie...

Newsy

Tech Corner

Krótka historia płyty kompaktowej

Krótka historia płyty kompaktowej

Jak wyglądał świat w marcu 1979 roku? Andrzej Wajda kręcił "Panny z Wilka". Jan Paweł II był papieżem niecałe pół roku. Prezydentem USA był Jimmy Carter. W Nowym Jorku urodziła się Norah Jones. Atari wypuściło na rynek komputery Model 400 i Model 800. W salonach samochodowych pojawiły się Peugeot 505,...

Nowości ze świata

  • Lyngdorf Audio has announced the launch of its latest digital streaming amplifier, the TDAI-2210 - a model that bridges the gap between the compact TDAI-1120 and the flagship TDAI-3400, offering a balance of versatility, performance and refinement. The new amplifier...

  • Monitor Audio has announced two new limited-edition loudspeakers based on its Silver Series 7G range - the Silver 300 7G Limited Edition and the Silver 100 7G Limited Edition. Both models are presented in a new Carbon Black Metallic finish...

  • Nothing has unveiled its latest generation of True Wireless Stereo earphones, the Ear (3), redefining how compact audio devices can look and perform. Designed to 'cut through the noise', the new model introduces a breakthrough Super Mic system, adaptive noise...

Prezentacje

Sukces mierzony głośnikami - Pylon Audio

Sukces mierzony głośnikami - Pylon Audio

Polski sprzęt audio - to hasło przeciętnemu obywatelowi naszego kraju kojarzy się ze wzmacniaczami, kolumnami głośnikowymi i gramofonami sprzed kilku dekad. Większość z nas wyobraża sobie piękne wieże Unitry, Diory czy Radmora, kultowe Altusy lub gramofony takie, jak Daniel, Adam czy Bernard. Jeżeli myślicie, że to wszystko relikty minionego systemu,...

Poradniki

Galerie

Popularne testy

Dyskografie

Dirge - Metalowy collage

Dirge - Metalowy collage

Dirge to po angielsku lament, zawodzenie, elegia, pieśń żałobna. Jest to również nazwa francuskiej grupy założonej w 1994 roku, niedaleko...

Wywiady

Fabio Serblin - Serblin & Son

Fabio Serblin - Serblin & Son

Projektowanie i budowanie sprzętu audio potrafi być tak zaraźliwe, że zajmują się tym całe rodziny. Wychowane w duchu muzycznej pasji...

Vintage

Sony PS-F9

Sony PS-F9

To z całą pewnością jeden z najbardziej oryginalnych gramofonów, jakie kiedykolwiek produkowano, co można stwierdzić już na pierwszy rzut oka....

Słownik

Poprzedni Następny

SPDIF

Standard połączenia cyfrowego dla sygnału audio przeznaczony do urządzeń domowych, oparty na opracowanym wcześniej standardzie AES/EBU przeznaczonym raczej do użytku profesjonalnego. SPDIF został wprowadzony przez firmy Sony i Philips, skąd...

Cytaty

LudwigVanBeethoven.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.