Polska premiera soundbara Sennheiser Ambeo Soundbar
- Kategoria: Reportaże
- Tomasz Karasiński
3 września w Warszawie odbyła się premiera urządzenia, które zapowiadano tak długo, że niektórzy dziennikarze i melomani zaczynali się już zastanawiać czy kiedykolwiek zobaczą je w akcji. Ale doczekaliśmy się i oto jest - pierwszy soundbar, a właściwie także pierwszy duży, domowy system audio w ofercie Sennheisera. Ambeo Soundbar nie przypomina bowiem typowej listwy, którą można powiesić pod telewizorem. Jest to dość potężny zestaw głośnikowy wyposażony w 13 przetworników skierowanych w różne strony, a więc coś pomiędzy małym soundbarem a znacznie większym systemem typu soundbase. Dzięki takiej konstrukcji oraz zarządzającemu pracą każdego z głośników procesorowi z firmową technologią Ambeo, listwa Sennheisera potrafi wygenerować w naszym salonie przestrzenny dźwięk 5.1.4 i potężny bas, i to bez podłączania zewnętrznego subwoofera. A przynajmniej tak deklaruje producent. Co z tego wyszło? Jak najnowsze urządzenie niemieckiej firmy wypadło w szybkim teście odsłuchowym? Czy warto było czekać na ten hi-endowy soundbar ponad dwa i pół roku?
Impreza odbyła się w przestronnym apartamencie klubokawiarni Miłość i od początku przebiegała w bardzo miłej, domowej atmosferze. To dobry znak, bowiem spora część tego typu spotkań organizowana jest w miejscach kompletnie nieprzystosowanych do słuchania muzyki, a tym bardziej prezentowania możliwości sprzętu audio. Wielu dziennikarzy, którzy zapoznali się z publikowanymi wcześniej informacjami na temat pierwszego soundbara Sennheisera lub nawet mieli okazję obejrzeć jego prototypowe wersje na jednej z dużych wystaw chciało go przede wszystkim posłuchać, a przestronny, nowoczesny apartament wydawał się do tego... No, może nie idealny, bo nie jest to profesjonalnie zaadaptowana sala odsłuchowa, ale właśnie w tym rzecz. Takie urządzenie nie wyląduje przecież w domu audiofila, który zainwestował kilkanaście tysięcy złotych w same ustroje akustyczne. Ambeo Soundbar to w założeniu luksusowy, mocno wypasiony i naszpikowany ciekawymi rozwiązaniami technicznymi system dla tych miłośników muzyki i dobrze nagłośnionych seansów filmowych, którzy cenią sobie komfort, wygodę i minimalizm. I są w stanie sięgnąć do portfela głębiej, aby połączyć te dwie niełatwe do pogodzenia rzeczy - wysoką jakość dźwięku i prostotę charakterystyczną dla jednoczęściowego głośnika.
Konferencję poprowadził prezenter radiowy i telewizyjny, dziennikarz muzyczny i wokalista, Maciej Ulewicz, a o możliwościach nowego soundbara opowiadał gościom prezes firmy Aplauz będącej polskim dystrybutorem Sennheisera, Grzegorz Fotek. Postaram się więc w wielkim skrócie opisać najważniejsze funkcje Ambeo Soundbara i wyciągnąć kilka najciekawszych informacji z materiałów, które zaprezentowano podczas tej rozmowy i które zaproszeni dziennikarze otrzymali zaraz potem. Zacznijmy od systemu Ambeo, który zapowiedziano podczas wystawy IFA w 2016 roku. Sprawa wydawała się wówczas bardzo interesująca, ale i tajemnicza, ponieważ Ambeo nie był jeszcze dostępnym komercyjnie produktem ani elementem żadnego urządzenia, a raczej system nagrywania, miksowania i odtwarzania muzyki mający zapewnić prawdziwe, trójwymiarowe wrażenia przestrzenne. Odbywa się to oczywiście poprzez rozszerzenie typowego układu 5.1 o cztery kolejne kanały umieszczone wyżej od pozostałych. Zadaniem systemu jest kreowanie naturalnej przestrzeni - dokładnie tej samej, której doświadczamy w naszym świecie na co dzień. Niemieccy inżynierowie doszli bowiem do wniosku, że rozmieszczenie pięciu, siedmiu lub nawet jedenastu głośników wokół słuchacza na tej samej wysokości da nam co najwyżej efekt dźwięku "płaszczyznowego", a nie przestrzennego. Cóż, choć nie jestem fanem mnożenia liczby kanałów w nieskończoność, a prywatnie uważam, że wysokiej klasy system stereo potrafi namalować przed nami bardzo fajną przestrzeń, muszę przyznać, że z technicznego punktu widzenia rzeczywiście coś w tym jest. Trzy lata temu wydawało się, że Sennheiser lada chwila zacznie wypuszczać kolejne produkty kompatybilne z systemem Ambeo - mikrofony, słuchawki, a może i głośniki lub procesory, które będzie można podłączyć do posiadanego już amplitunera. Sprzęt zaczął jednak wychodzić na rynek bardzo nieśmiało. Właściwie jedynym produktem, o którym przez jakiś czas się mówiło, był inteligentny, nagrywający zestaw słuchawkowy Ambeo Smart Headset. Ludzie z Sennheisera najwyraźniej pomyśleli, że przy tak ogromnej ilości wrzucanych do sieci filmów i nagrań, niektórzy ludzie - w tym przede wszystkim blogerzy, youtuberzy i filmowcy amatorzy - będą chcieli skorzystać z prostego urządzenia umożliwiającego nagrywanie dźwięku przestrzennego. Ambeo Smart Headset to takie "odwrócone słuchawki", które należy założyć na uszy - w tym momencie zestaw rejestruje wszystko, co normalnie usłyszałby autor nagrania. Ciężko jednak powiedzieć, aby ten pomysł okazał się ogromnym sukcesem. Osobiście nie znam nikogo, kto korzystałby z tego urządzenia albo nawet sprawdził jego możliwości i stwierdził, że faktycznie nagrywanie dźwięku, chociażby do filmów wrzucanych na Facebooka z telefonu, będzie szło w tym kierunku.
Sennheiser postanowił więc wykorzystać technologię Ambeo do stworzenia urządzenia, które nie służy do rejestracji, ale odtwarzania dźwięku w domowym zaciszu. Wydawało mi się, że logicznym posunięciem byłoby wprowadzenie na rynek słuchawek lub jakiegoś dziwacznego hełmofonu pozwalającego wytworzyć wokół naszej głowy prawdziwy dźwięk przestrzenny. W końcu niemiecka firma ma już na koncie takie eksperymenty (niespełna dwadzieścia lat temu pokazała światu kosmicznie wyglądający zestaw o nazwie Surrounder Pro). Ale nie. Zamiast tego, wkroczyła na rynek soundbarów, na którym - nie oszukujmy się - jest dziś bardzo tłoczno. Na tyle, że nawet tak duży gracz może mieć problem z przebiciem się przez ścianę zbudowaną z produktów konkurencji. Aby operacja miała sens, inżynierowie Sennheisera postanowili pójść nie w przystępną cenę (bo ta już na wstępie odstraszy amatorów okazyjnych zakupów), nie w rozbudowane opcje połączeniowe i kompatybilność z milionem usług i serwisów streamingowych (choć pod tym względem Ambeo Soundbar też prezentuje się co najmniej dobrze), ale w jakość brzmienia. W udostępnionych tuż po konferencji materiałach informacyjnych przeczytamy nawet, że dźwięk 5.1.4 pozwoli nam "zanurzyć się w niewiarygodnie realistycznym świecie trójwymiarowego brzmienia, które zaciera granicę pomiędzy odtwarzaniem a rzeczywistością". Ilekroć czytam takie marketingowe bzdury, mam ochotę sięgnąć po butelkę whisky i zatrzeć tę granicę o wiele szybciej i skuteczniej. Ale faktem jest, że Sennheiser wziął na celownik segment, który praktycznie jeszcze nie istnieje i stworzył urządzenie, które może być... No właśnie - najlepszym soundbarem na rynku? Jedynym jednoczęściowym głośnikiem, który faktycznie potrafi wygenerować przekonujące efekty przestrzenne? Pierwszym soundbarem, który można nazwać audiofilskim? Sam nie wiedziałem czego można się po nim spodziewać, ale bardzo chciałem to sprawdzić.
Jeśli chodzi o funkcjonalność, Ambeo Soundbar to po prostu duży, jednoczęściowy głośnik, który należy umieścić pod telewizorem. Urządzenie jest kompatybilne z systemem Dolby Atmos, a dzięki technologii Upmix może również odtwarzać stereo i 5.1 z efektem 3D. Sprzęt oferuje pięć różnych ustawień wstępnych - film, muzyka, sport, aktualności i neutralny - dostosowanych do różnych typów odtwarzanej treści. Z soundbarem można połączyć się za pośrednictwem Chromecasta, przez Bluetooth albo za pomocą kabla HDMI eARC. Użytkownik ma do dyspozycji także trzy dodatkowe wejścia HDMI, wejście optyczne i analogowe RCA. Po podłączeniu urządzenia zaczyna się prawdziwa zabawa. Za pomocą dołączonego do zestawu mikrofonu należy wykonać pomiary akustyki pomieszczenia. Oczywiście nie jest do tego wymagana specjalistyczna wiedza. Mikrofon stawiamy w miejscu, w którym zazwyczaj siedzimy, a całą resztę wykonuje za nas cyfrowy mózg soundbara. Operacja zajmuje podobno jakieś pięć minut, po czym system jest gotowy do pracy - wie jak należy skorygować pasmo, jakie przesunięcia wprowadzić i jak sterować poszczególnymi głośnikami, aby wykorzystać odbicia dźwięku od ścian i sufitu, generując w ten sposób wrażenie otoczenia słuchacza dźwiękiem. Dzięki aplikacji Smart Control dla systemów iOS i Android, użytkownik może dostosować ustawienia akustyczne do indywidualnych preferencji. Do dyspozycji mamy personalizację dźwięku za pomocą korektora oraz trzy różne tryby Ambeo - light, standard i boost. Producent zapowiada też, że w przyszłości, dzięki aktualizacji oprogramowania, Ambeo Soundbar otrzyma też nowe funkcje.
Wszystko to brzmi interesująco, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że Sennheiser pracował nad tym modelem tak długo, że w stosunku do konkurencji zdążył złapać potężne opóźnienie. Urządzenie zostało zaprezentowane po raz pierwszy na wystawie CES w Las Vegas na początku 2017 roku. Był to co prawda pokaz tylko dla wtajemniczonych, jednak potem, po publicznych prezentacjach prototypowego soundbara na innych wystawach było już wiadomo, że Niemcy faktycznie pracują nad takim urządzeniem. Niektórzy myśleli, że soundbar trafi do sprzedaży w ciągu kilku miesięcy. Na pewno zrobiłby na rynku trochę zamieszania. A teraz? Mam wrażenie, że klasyczne soundbary zdążyły się wszystkim znudzić. Nawet kiepsko poinformowani klienci wiedzą, że jest to rozwiązanie kompromisowe. Taki głośnik, który można postawić pod telewizorem, jeśli w salonie nie ma miejsca na większy, poważniejszy sprzęt. Ambeo Soundbar klasycznym soundbarem nie jest, ale czy jego konstrukcja jest na tyle rewolucyjna, aby ktoś faktycznie się nim zainteresował? To pytanie zadają sobie nie tylko przedstawiciele Sennheisera, ale także dziennikarze, którzy najwyraźniej uważają, że wciskanie się na szczelnie obstawiony rynek z pierwszym soundbarem w historii niemieckiej firmy jest w tym momencie posunięciem bardzo, ale to bardzo ryzykownym. I to wcale nie ze względu na zastosowane w nim rozwiązania techniczne, pokaźne gabaryty czy nietypowy kształt, ale przede wszystkim - cenę. Ambeo Soundbar będzie bowiem kosztował 10499 zł. A to czyni go jednym z najdroższych soundbarów na rynku. Odrobinę więcej kosztuje chyba tylko Klipsch Heritage Theater Bar. Pierwszy tego typu głośnik w katalogu i od razu taki cios? Szok. Wiem, że Sennheiser robi bardzo dobre słuchawki i mikrofony, ale podczas konferencji nie mogłem pozbyć się myśli, że soundbar, a właściwie jakikolwiek stacjonarny zestaw głośnikowy to zupełnie inna para kaloszy. Czy niemieccy inżynierowie na pewno wiedzą jak to się robi? Na pewno znają się na dźwięku, ale w takim urządzeniu mamy znacznie większe przetworniki, obudowę, wzmacniacz, zwrotnicę lub procesor DSP, nie mówiąc już o łączności czy kompatybilności z różnymi serwisami i usługami. Fakt, Sennheiser to wielka firma, więc może jakoś to uciągnęła. Może musieliśmy czekać na ten model tak długo, bo w rzeczywistości projektowano i testowano go kilka razy od nowa i od nowa, oszczędzając klientom kontaktu z tymi pierwszymi wersjami? Możliwe, ale ustawić sobie celownik na najwyższy szczyt i liczyć na to, że za pierwszym razem uda się stworzyć najlepszy soundbar na rynku? Nie chcę być niegrzeczny, ale już osiemdziesiąt lat temu ktoś wpadł na taki pomysł i nie skończyło się to najlepiej.
Odpowiadając na pytania dziennikarzy, którzy - podobnie, jak ja - mieli sporo wątpliwości dotyczących zarówno samego produktu, jak i momentu, w którym pojawia się on na rynku, Grzegorz Fotek z dużym spokojem tłumaczył, że Ambeo Soundbar ma być przede wszystkim alternatywą dla dużych, rozbudowanych systemów kina domowego. Pomysł polegał bowiem na stworzeniu urządzenia, które wykreuje w naszym salonie dźwięk porównywalny z tym, co usłyszelibyśmy w wykonaniu pełnego systemu Dolby Atmos 5.1.4. Ale bez rozstawionych po całym pomieszczeniu kolumn i plączących się po podłodze lub schowanych w ścianach kabli. Sama idea jest ciekawa, jednak nawet średnio zorientowany w temacie odbiorca zacznie się zastanawiać czy to w ogóle możliwe. No bo skoro tak można, nikt nie powinien interesować się klasycznymi systemami kina domowego, prawda? Porównanie jest na moje oko trochę naciągane, ale nawet jeśli przyjmiemy taki tok rozumowania, uwierzymy w potęgę technologii Sennheisera i postawimy sobie w głowie znak równości między soundbarem a pełnym systemem 5.1.4, pozostaje dość oczywiste pytanie - ile osób faktycznie takiego sprzętu używa? No bo jeśli Ambeo Soundbar ma być alternatywą dla czegoś, owo "coś" musi istnieć. I to nie w katalogach i na stronach internetowych, ale w rzeczywistości - w domach potencjalnych klientów. A przyrzekam, że nie znam ani jednej osoby, która miałaby w domu system 5.1.4 z głośnikami z przodu, po bokach, za głową i na suficie. Może zbyt mocno obracam się w gronie audiofilów preferujących sprzęt stereo, ale autentycznie nigdy nie widziałem takiego systemu w akcji "u kogoś". Na wystawach i w sklepach - owszem. W warunkach domowych - nie przypominam sobie. Z moich doświadczeń i rozmów wynika, że jeśli ktoś już robi sobie w domu takie kino, przeznacza na ten cel osobne pomieszczenie lub decyduje się na kompletną instalację z głośnikami ściennymi i sufitowymi. A to jest nawet wygodniejsze i nieporównywalnie lepsze niż soundbar, choć cena też zupełnie inna.
Ambeo Soundbar jest urządzeniem wyraźnie nastawionym na kino, dźwięk przestrzenny i szeroko rozumianą współpracę z telewizorem. To akurat mnie nie dziwi, bo właśnie po to stworzono soundbary. Problem w tym, że konkurencja opanowała ten temat dawno temu, a jeśli Sennheiser chce być inny (a po tak długim czasie oczekiwania i wprowadzeniu urządzenia na rynek ze sporym poślizgiem, chyba nie ma wielkiego wyboru), powinien moim zdaniem reklamować ten model jako pierwszy lub jedyny soundbar, na którym naprawdę można słuchać muzyki. Bo można! Podczas prezentacji sam byłem lekko zaskoczony, ale z treści typowo kinowych puszczono zaledwie dwa fragmenty filmu "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy". Następnie soundbar został przełączony w tryb muzyczny (w którym aktywne są wszystkie lub prawie wszystkie głośniki, ale nie mamy sztucznych uprzestrzenniaczy) i odtworzono całą playlistę z utworami zaproponowanymi przez wszystkich uczestników konferencji. Naturalnie, nie wszystkich wysłuchaliśmy od początku do końca, ale część muzyczna trwała zdecydowanie dłużej, niż kinowa. Dlaczego tak się stało? Mam wrażenie, że zarówno do przedstawicieli polskiego dystrybutora Sennheisera, jak i do zgromadzonych dziennikarzy muzyka przemawiała bardziej niż filmy. Co więcej, soundbar poradził sobie z tym wyzwaniem całkiem nieźle. O ile podczas prezentacji fragmentu filmowego dźwięk mocno "rozjeżdżał" się na boki i do góry, tak w trybie muzycznym był, przynajmniej jak dla mnie, bardziej naturalny i łatwiejszy do przyswojenia. Mimo to, ani przez chwilę nie miałem wrażenia otoczenia dźwiękiem. Nie wiem czy porównywanie Ambeo Soundbara z pełnym systemem 5.1.4 jest uczciwe. Nie wiem jak inni uczestnicy tego eksperymentu, ale ja nie słyszałem dźwięków dochodzących zza głowy. Mimo to, niemiecki soundbar "na ucho" wydawał się większy, niż jest w rzeczywistości. Gdyby odsłuch kilku fragmentów muzycznych odbywał się na ślepo, mógłbym powiedzieć, że gdzieś tam z przodu stoją dwa spore monitory, rozstawione w odległości półtora, może dwóch metrów od siebie. A to już spory sukces.
O ile jednak Ambeo Soundbar jest ciekawym produktem, nie wiem czy klienci przystaną na jego wysoką cenę. Czy nawet po odsłuchu i porównaniu go z produktami konkurencji dojdą do wniosku, że jest ona uzasadniona. Dodatkowymi głośnikami i kanałami? Możliwością wygenerowania sporego basu bez subwoofera (który mimo wszystko stał w pogotowiu tuż obok)? Sennheiser przekonuje nas, że mamy do czynienia z hi-endowym urządzeniem, które bez żadnej pomocy z zewnątrz, w pomieszczeniu średnio nadającym się do słuchania muzyki, po wykonaniu pomiarów i kalibracji za pomocą dołączonego do zestawu mikrofonu będzie w stanie wygenerować prawdziwy dźwięk przestrzenny. I to nie jakieś tam plebejskie 5.1, ale 5.1.4. Sęk w tym, że konkurencja produkowała takie soundbary już dawno temu. No, może nie takie same, bo wówczas nie słyszano jeszcze o czymś takim, jak Dolby Atmos, ale Yamaha wprowadziła model YSP-1 w roku 2004. Płaski panel z niezliczoną liczbą małych głośników był wtedy czymś zupełnie przełomowym. A było to piętnaście lat temu. Dziś wielu producentów idzie raczej w kierunku małych soundbarów, które mogą w pewnym sensie zastąpić nam system stereo, a ci najbardziej ogarnięci proponują klientom listwy i głośniki sieciowe, z których można zbudować bezprzewodowy system kina domowego, z głośnikami umieszczonymi faktycznie za głową (HEOS, MusicCast Surround). Sennheiser w tym momencie powtarza to, co już widzieliśmy, choć trzeba przyznać, że robi to w dość imponujący sposób. Zastanawiam się też czy klienci będą chcieli poświęcić nieco więcej miejsca pod telewizorem (Ambeo Soundbar jest mimo wszystko naprawdę spory), aby otrzymać odrobinę dźwięku, który zdaje się dobiegać z góry i z boku (nie z boku naszej głowy, ale z przestrzeni otaczającej obudowę soundbara). Nie wiem.
Największą barierą będzie jednak cena. 10499 zł to naprawdę dużo. Nawet gdyby chodziło o urządzenie generujące trójwymiarowy dźwięk w bardzo skuteczny i przekonujący sposób. Ale, jak zwykle, jest to bardzo subiektywna kwestia. Dla klientów przyzwyczajonych do soundbarów za tysiąc, może dwa tysiące złotych, będzie to kwota absolutnie nieracjonalna. Z kosmosu. Natomiast dla użytkowników szukających soundbara, który jest po prostu najlepszy, najbardziej imponujący i luksusowy może to być całkiem łagodny wyrok. W końcu flagowe słuchawki Sennheisera kosztują pięćdziesiąt tysięcy euro. Chcąc kupić duży, nowoczesny, maksymalnie wypasiony telewizor, barierę dziesięciu tysięcy złotych przekroczymy bardzo, bardzo szybko. A co postawić pod nim, jeśli nie hi-endowy soundbar z dźwiękiem sygnowanym przez Sennheisera? Możliwe, że Ambeo Soundbar będzie dla tej firmy tylko ślepą uliczką. Może się okazać, że mimo wszystko trafił na rynek zbyt późno. Ale nie jestem co do tego przekonany. Równie dobrze może się okazać, że Sennheiser wyszedł poza przyjęte ramy, przebił sufit i utworzył segment, którego do tej pory właściwie nie było. I dopiero wtedy dowiemy się, że przez ten cały czas gdzieś tam byli klienci skłonni kupić tak dopracowany i luksusowy soundbar, ale nie mieli takiej możliwości albo istniejące rozwiązania ich nie zadowalały. Nie tak dawno myśleliśmy przecież, że HD 800 to najlepsze słuchawki, jakie można kupić. Aby wspiąć się wyżej, trzeba było przetestować jakieś dziwne wynalazki lub kupić elektrostaty Staxa wraz z energizerem. A dzisiaj? Nauszniki w pięciocyfrowych cenach nie są już niczym szczególnym. Tego rynku jeszcze kilka lat temu nie było. Ale powstał, gdy zbudowały go ultra hi-endowe słuchawki takich firm, jak Audeze, HiFiMAN, Ultrasone czy Focal. Podobnie z głośnikami sieciowymi. Wielu ludziom wystarczy Sonos za tysiąc złotych. Ale kiedy Devialet wypuścił Phantoma, okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Firma odważyła się pokazać światu coś nieprawdopodobnie drogiego i luksusowego, dzięki czemu praktycznie do dziś ma monopol na totalnie odjazdowe głośniki "do smartfona". Zachwycali się nimi nawet ludzie, którzy o dobrym dźwięku i sprzęcie audio nie wiedzą dosłownie nic. Ale zobaczyli głośnik bezprzewodowy za miliony monet i stwierdzili, że muszą go posłuchać. A gdy posłuchali, chcieli go mieć. Może więc istnieje szansa, że to samo stanie się z soundbarem Sennheisera? Może niemiecka firma faktycznie ustanowi tutaj jakiś nowy punkt odniesienia, a my za kilka lat będziemy mówić, że to Ambeo Soundbar zapoczątkował nowy kierunek w rozwoju soundbarów i dał innym producentom sygnał, że warto powalczyć o względy bardzo wymagających klientów? Tak naprawdę, ciężko go z czymkolwiek porównywać, bo konkurencja w tym momencie właściwie nie istnieje.
Zdjęcia: Tomasz Karasiński, Aplauz
Komentarze