Na muzyce nie oszczędzam
- Kategoria: Felietony
- Tomasz Karasiński
Mówią, że chytry traci dwa razy. Ile to razy człowiek posłuchał węża w kieszeni, a później strasznie tego żałował... Osobiście nauczyłem się, że nie warto oszczędzać na butach, oponach czy twardych dyskach. Raz musiałem przejść kilka kilometrów w rozwalonych butach w śniegu po kolana, raz pokaleczyłem się drutami wystającymi z opon, na których przejeździłem jeden sezon i jak dotąd raz straciłem prawie wszystkie dane, kiedy twardziel uznał, że po dwóch latach pracy idzie na emeryturę. Możliwe, że droższy dysk również by się zepsuł, ale pamiętam, że nie mogłem sobie tego wydarować, bo analogiczny model z lepszej serii kosztował 39 zł więcej. Jedna taka przygoda wystarczyła, abym wyciągnął z niej wnioski i wbił sobie do pustego łba, że czasami lepiej poczekać z zakupami na kolejną wypłatę, niż wydać pieniądze na byle szajs. Powiedzmy, że to jest moja wizja rozsądnego oszczędzania. Mogę skreślić z listy zakupów drogie ciuchy, bo jestem średnio przystojny i nawet w najdroższy garnitur niewiele tu zmieni. W spożywczaku na luzie wezmę tańszy serek homogenizowany zamiast droższego. Nie jestem człowiekiem, który musi podkreślać swój status paradując po ulicy z reklamówką pełną ekologicznych jajek od kur, które mają więcej przestrzeni życiowej niż większość ludzi i mleka od krów, które podczas dojenia słuchają klasyki i jazzu. Po prostu nie mam takich potrzeb, generalnie uważam taki lans za stratę czasu. Ale na pewnych rzeczach nie lubię oszczędzać. Jedną z nich jest muzyka.
Od pewnego czasu zalewają mnie opowieści o ludziach, którzy kupują lub sprzedają sprzęt audio taniej, taniej, taniej... Nie mówię o konkurencji między sklepami czy dystrybutorami, ale o zachowaniach indywidualnych klientów. A czy do audiofilskiego sklepu idzie się po to, żeby zaoszczędzić? Jeżeli komuś zależy na wysokiej jakości brzmienia, to nie powinno go interesować kupno sprzętu taniego, tylko dobrego. Jedni uznają to za oczywiste, a inni zapytają, co jest złego w szukaniu okazji. Oczywiście nic. Pytanie tylko, czy wrzucamy audio do tego samego worka, w którym znajdują się skarpetki, bułki, paliwo i inne pierdoły? Te kupujemy, bo od czasu do czasu musimy. Natomiast kolumny, wzmacniacze i kable należą do innej kategorii. Kupujemy je, bo chcemy. Bo nam się podobają, bo dają piękne brzmienie. Hobby to coś, co ma sprawiać nam frajdę. Po co na własne życzenie ją sobie psuć, brnąc w taniochę?
Kiedy dawno temu zaczynałem się bawić w audiofilizm, każda wymiana wzmacniacza czy interkonektu była dla mnie wydarzeniem. Po kilku latach pracy w branży patrzyłem na to już nieco inaczej. Po dziesiątkach par przetestowanych kolumn trudno nie popaść w swego rodzaju rutynę. Dotyczy to nie tylko testowanych urządzeń, ale też wyboru tych, które chce się zachować na dłużej. Niektórzy zazdroszczą recenzentom, że mogą słuchać tak wielu różnych produktów i wybierać te, które najbardziej im się podobają. A ja zazdroszczę ludziom, którzy są na tym etapie, na jakim sam byłem jakieś dziesięć lat temu. Wielu spraw nie są w ogóle świadomi, a ignorancja czasami jest błogosławieństwem. Pamiętam, że w pewnym momencie stanąłem przed wyborem wzmacniacza i nie wiedziałem co zrobić. Ten nie, bo ma za słabe wyposażenie, a ja przecież potrzebuję miliona gniazdek, bo nigdy nie wiadomo co przyjdzie mi testować. Tamten nie, bo firma wypuszcza nowy model raz na trzy miesiące, więc wzmacniacz który kupię za dwa lata będzie uznany za kompletny złom. Kolejny też nie, bo dystrybutor tej marki ma bardzo kiepski serwis i jeśli coś się zepsuje, będę mógł postawić sobie wzmacniacz na parapecie jako ozdobę. I tak dalej... Dlatego w pewnym momencie zrobiłem sobie przerwę. Teraz kiedy potrzebuję nowego kabla lub słuchawek, często kupuję je w ciemno! Robienie testu dziesięciu modeli w celu wyłonienia najlepszego ma swoje plusy, ale znika gdzieś ten dreszczyk emocji i radość towarzysząca nowemu zakupowi. Człowiek ma poczucie, że dokonał rozsądnego wyboru, ale gdzie tu fun? Frajda jest wtedy, kiedy pozwalamy sobie na chwilę szaleństwa. Więc korzystam z niej. A muzyka na pewno jest rzeczą, na której nie chcę oszczędzać pieniędzy. Chcę je na nią wydawać. Nie chcę polecieć jakimś strasznym, przedświątecznym konsumpcjonizmem, bo to mnie akurat odpycha, ale uważam, że każdy ma prawo mieć w życiu coś takiego, co daje mu radochę.
Patrząc na poczynania niektórych audiofilów zastanawiam się, czy oni również stawiają na pierwszym miejscu frajdę z kontaktu z muzyką, czy jednak wsadzają sprzęt audio do worka ze skarpetkami. Słyszałem o przypadkach ludzi, którzy nie szukali najlepszego urządzenia za daną kwotę, ale najlepszej okazji, najlepszego interesu. Jakby to była gra na giełdzie. Rozumiem jeśli ktoś upatrzy sobie jakiś wzmacniacz czy przetwornik, a potem szuka najlepszej oferty na ten konkretny model. To jest dość racjonalne. Ale jeśli kompletnie nie interesuje nas jaki to będzie sprzęt, a jedynym czynnikiem decydującym jest to, czy dostaniemy na niego 20 czy 30 procent zniżki, to chyba coś jest nie tak. Zresztą jeśli wchodzimy do salonu i pytamy ile kosztują te kolumny przy oknie, a sprzedawca od razu opuszcza nam cenę o połowę, to czy w głowie nie powinna nam się zaświecić jakaś lampka? Może te kolumny nawet połowy swej ceny nie są warte? Czy kombinatorom, którzy traktują sprzęt jak papier toaletowy i szukają najlepszych okazji, naprawdę nie przyszło to do głowy?
Zaczyna się okres największej aktywności na rynku, zresztą nie tylko audiofilskim. Koniec roku to czas, kiedy ludzie popuszczają pasa, korzystają ze zgromadzonych oszczędności, robią prezenty sobie i bliskim. Jeżeli postanowiliście kupić z tej okazji nową piankę do golenia, bierzcie tę najtańszą, bo i tak nie zauważycie różnicy. Ja przynajmniej jej nie zauważam. Ale jeżeli kupicie sprzęt audio, zróbcie sobie prawdziwą przyjemność i nie dajcie się złapać na marne okazje. Zamiast taniości, szukajcie jakości. Nie zastanawiajcie się za ile będzie można sprzedać ten sprzęt za rok. Jeśli wybierzecie dobrze, nie będziecie musieli go sprzedawać w ogóle. A jeśli nie możecie sobie pozwolić na takie prezenty, kupcie fajną płytę i butelkę dobrego trunku. Czasami w prosty sposób można sprawić, że każdy sprzęt brzmi trochę hi-endowo, choćby przez jeden wieczór;-)
Komentarze