Co za durne hobby!
- Kategoria: Felietony
- Tomasz Karasiński
Audiofilizm jest przez tak zwanych normalnych ludzi postrzegany jako dziwactwo lub rodzaj niegroźnej choroby. Jednak dla większości osób zainteresowanych samą muzyką, nabywanie doświadczenia ze sprzętem służącym do jej odtwarzania jest w pewnym sensie naturalne i nieuniknione. Nie trzeba od razu mieć pełnego, audiofilskiego systemu z wielkimi kolumnami i wzmacniaczem lampowym. Wystarczy, że taki zwykły meloman usłyszy różnicę między jednymi słuchawkami a drugimi i bach - od tego momentu prawdopodobnie zacznie zwracać uwagę nie tylko na to, czego słucha, ale także - na czym. Wymyślne gramofony przypominające jakieś dziwne maszyny do przeprowadzania eksperymentów fizycznych są daleką fazą ewolucji tej choroby, ale zasadniczo człowiek szukający wkładki do gramofonu za dziesiątki tysięcy złotych i ten, który przesiadł się ze standardowych pchełek na jedne z tańszych słuchawek Sennheisera czy Beyerdynamika to właściwie ta sama grupa odbiorców - dzieli ich tylko stopień zaawansowania tej dziwacznej przypadłości. Obaj dążą do tego samego - większej radości ze słuchania. Z tym, że jeden z nich jeszcze nie wie, czym to się może skończyć, a drugi prawdopodobnie dowiedział się wtedy, kiedy było już za późno.
Osobiście etap niezdrowych fascynacji mam już chyba za sobą. Zaliczam się do tej grupy audiofilów, którzy nie dążą do zbudowania jakiegoś idealnego systemu Hi-Fi, ale czerpią przyjemność z samego próbowania, zmieniania i słuchania, jak dane elementy wpływają na ogólny przekaz. Obserwuję jednak zmagania znajomych audiofilów, odpowiadam na maile z prośbami o poradę, rozmawiam z producentami i dystrybutorami sprzętu, wymieniam z nimi uwagi na różne tematy i wiecie, z czego zdałem sobie sprawę? Z perspektywy normalnego człowieka taki audiofil to nie tyle ekscentryk, co prawdziwy popapraniec. W ogóle co za durne hobby!
Umiejętność spojrzenia na siebie z boku jest w życiu bardzo ważna, ale najczęściej przychodzi z trudem. Nawet jeśli nauczymy się to robić, możemy się bać tego, co zobaczymy. Wielu ludzi lubi słuchać muzyki, ale przecież nie każdy potrzebuje do tego sprzętu w cenie dobrego samochodu. Czy dobra miniwieża nie wystarczy, aby czerpać z tego radość? To już jest pierwszy problem z punktu widzenia tak zwanych niewtajemniczonych. Ale dobrze - załóżmy, że na miniwieży muzyka jest po prostu do bani, nie gra, nie działa, no po prostu nie. Trzeba więc zaopatrzyć się w inny sprzęt, a wiadomo, że im droższy, tym lepszy. Audiofilowi wydaje się, że esencją jego hobby jest robienie czegoś - czytanie o sprzęcie, słuchanie go, ulepszanie swojego własnego systemu, często również samodzielne budowanie akcesoriów lub całych elementów. Ale czy z punktu widzenia normalnego człowieka taki audiofil rzeczywiście coś robi?
Jeśli cała zabawa polega na składaniu sprzętu, to nasze hobby sprowadza się tylko i wyłącznie do faktu posiadania jakichś przedmiotów. Mogą stać jeden na drugim albo obok siebie, mogą być połączone kablem srebrnym lub miedzianym (który jest niczym innym, jak kolejnym kosztownym przedmiotem), ale co one dają, co możemy dzięki nim zrobić? Pasjonat fotografii może za średnią krajową spokojnie kupić aparat, który posłuży mu do wykonania zdjęć - to jest jakis namacalny efekt jego wysiłku. Wędkarz może swoim kijkiem z włókna węglowego czy innego tytanu złowić wielką rybę i dać ją do przygotowania żonie, ku jej wielkiemu zadowoleniu. A audiofil, co tak naprawdę może zrobić? Co wyprodukuje, czym będzie mógł się pochwalić? Niczym. Może co najwyżej dostarczyć sobie przyjemności. Dochodzimy do wniosku, że hobby to sprowadza się do kupowania drogich przedmiotów służących zasadniczo do samozadowolenia. Co za egoizm!
Im dłużej siedzę w tym temacie, tym bliższy jestem myślenia, że tak naprawdę jedyną miarodajną wartością jest to, jak dobre brzmienie uda się nam osiągnąć za jak małe pieniądze. Każdy zamożny człowiek może wejść do sklepu i kupić topowy system McIntosha. Pracownicy z chęcią wniosą mu ciężkie skrzynie do domu, podłączą i odpowiednio ustawią sprzęt. I co, audiofil? Mało tego - czy jest on lepszy od człowieka słuchającego muzyki na starym wzmacniaczu lampowym, który samodzielnie doprowadził do użytku i dobrał do niego odpowiednie kolumny? Żeby jeszcze fakt posiadania danej ilości gotówki rzeczywiście miał związek z tym, jak inteligentni, pracowici czy zaradni jesteśmy. Ale to bajka, w którą wierzą chyba tylko amerykańskie dzieci. Złożyć wspaniały system Hi-Fi za relatywnie małe pieniądze - to jest sztuka i prawdziwe osiągnięcie.
Ale tu pojawia się kolejny problem. Jak obiektywnie ocenić ten efekt, jak się tym pochwalić? Można napisać na forum, że takie i takie zestawienie gra świetnie, ale zeskanować dźwięku się nie da. Ludzie po tamtej stronie wciąż wiedzą tylko tyle, że my uważamy, że coś odkryliśmy i jesteśmy z siebie dumni. Ale czy to prawda? Skąd możemy wiedzieć, że naprawdę coś osiągnęliśmy?
W ten sposób wróciliśmy do punktu wyjścia. Audiofilskie hobby polega na dostarczaniu sobie przyjemności za pomocą dziwnych i niekoniecznie potrzebnych do życia przedmiotów. Jego esencją są krótkie, ledwo uchwytne chwile, kiedy słuchanie muzyki dostarcza nam niesamowitej przyjemności, kiedy nic nam nie przeszkadza i wpatrujemy się w przestrzeń między głośnikami jak zahipnotyzowani. Można do tego wykorzystać sprzęt za dziesiątki lub setki tysięcy złotych, ale czasami wystarczy do tego bardzo niewiele - nawet odtwarzacz przenośny i dobre słuchawki. Dla jednego wzmacniacz w cenie samochodu będzie jeszcze za słaby, a drugiemu do szczęścia wystarczy podstawowy Creek czy Marantz. I wiecie co? To jest właśnie genialne.
-
Edgar
Ciekawa refleksja... Sam bardziej wolę określać siebie jako melomana, niż audiofila. Audiofil za bardzo kojarzy się z gościem, który za drewniane podstawki pod kable potrafi zapłacić więcej, niż za butelkę dobrej łychy ;-)
0 Lubię -
Wombat Alfred
W sumie każde hobby polega na gromadzeniu jakichś przedmiotów. Co mają powiedzieć filateliści...
0 Lubię -
mariusz
Audiofilizm to jest naprawdę piękne hobby!!! Sam jestem audiofilem od wielu już lat i posiadam zestaw za około 20 tys. i nie zamieniłbym tej pasji na żadną inną!!! Zaczynałem od magnetofonu Emilia i brzmienie z tego sprzętu pamiętam bardzo dobrze a także całą drogę,którą podążałem szukając tego pięknego dzwięku... i nadal jestem wielkim fanem cd !!!
0 Lubię
Komentarze (3)