Słuchanie kosztuje
- Kategoria: Felietony
- Tomasz Karasiński
Kilka lat temu internetowym światkiem audiofilskim wstrząsnęła informacja o tym, że pewien sklep ze sprzętem kasuje klientów za samą możliwość odsłuchania kolumn czy wzmacniaczy przed zakupem. Pojawiło się mnóstwo głosów oburzenia i generalny wniosek, aby taki salon kulturalnie olać i wybierać takie miejsca, gdzie sprzęt można testować do woli bez żadnych opłat. Ludzie ślepo wierzący w skuteczność mechanizmów wolnego rynku spodziewali się, że wspomniany sklep po kilku miesiącach ogłosił upadłość, ale z tego co wiem funkcjonuje nadal bez większych zmian i ma się dobrze. Ostatnio za jego przykładem idą także inne salony oferujące sprzęt grający. Można sobie wyobrazić, jakie zdanie na ten temat mają audiofile. Wybór sprzętu grającego wbrew pozorom nie jest łatwym zadaniem, a już szczególnie, jeśli nie ma się w tej dziedzinie doświadczenia. Skąd je czerpać? To jest, jak mawiają za oceanem, bardzo dobre pytanie. Jeżeli nie chcemy kierować się wyłącznie recenzjami czy innymi rankingami, najlepiej jest poświęcić trochę czasu na odsłuchy. Kilka popołudniowych sesji w różnych miejscach i z różnym sprzętem powinno już znacząco rozjaśnić nam sytuację. Ale co robić, jeśli do wydania mamy na przykład 5000 zł, a za każdy odsłuch sprzedawcy zażyczą sobie 100 zł? Pięć sesji i tracimy dziesięć procent środków przeznaczonych na ten szczytny cel. A przecież wielu audiofilów powie, że pięć odsłuchów to nic. Rozważamy tu sytuację, kiedy na odsłuch można sobie skoczyć tramwajem po pracy. Dla wielu osób to zupełnie nierealne, ponieważ najbliższy salon z audiofilskim sprzętem znajduje się na przykład 50 km od ich domu. Dojazd samochodem na każdy taki odsłuch to dodatkowe 50 zł w plecy.
Wielokrotnie doradzałem ludziom, aby choć raz posłuchali sprzętu, który zamierzają kupić. Regularnie odpowiadam na maile czytelników, którzy proszą mnie o pomoc w rozwiązaniu konkretnych problemów albo chociażby udzielenie kilku wskazówek. Staram się ich nakierowywać, ale zawsze też zachęcam, aby poznali temat na własne uszy. Odsłuch w sklepie też nie jest sytuacją idealną i wiadomo, że po przetransportowaniu sprzętu do domu może on zagrać trochę inaczej. Ale zawsze daje to większe pojęcie o dźwięku, niż literki, które i ja produkuję. Raz na jakiś czas w odpowiedzi słyszę, że na chodzenie po sklepach nikt nie ma czasu, że najbliższy sklep jest za daleko, że może lepiej już nie komplikować sobie życia i kupić coś w ciemno... Ale ostatnio usłyszałem także, że umawianie się na odsłuchy po prostu kosztuje, więc lepiej już kupić lepszy sprzęt w sklepie internetowym, niż chodzić gdzieś tylko po to, żeby ostatecznie kupić trochę gorszy sprzęt i mieć czyste sumienie.
Gwarantuję, że część ludzi z branży w tym momencie się na mnie obrazi, ale postąpiłbym tak samo. Uwielbiam miejsca, w których pracują prawdziwi pasjonaci, do których można przyjść na odsłuch, porozmawiać o sprzęcie i muzyce, a nawet wpadać od czasu do czasu tylko po to, aby zobaczyć, co nowego się pojawiło. Takie sklepy wciąż istnieją. Oczywiście czasami słyszę historie o klientach, którzy tygodniami przychodzili na odsłuchy, a potem kupowali sprzęt przez sieć, aby zaoszczędzić 50 zł. Ale czy wprowadzanie opłat za odsłuchy jest skuteczną metodą walki z tym zjawiskiem? Powiedzmy, że mamy sklep ze sprzętem grającym i pewnego dnia ogłaszamy, że od tej pory zorganizowanie pojedynczego odsłuchu będzie kosztowało na przykład 100 zł. Czego można się spodziewać po takim zagraniu? Większego ruchu? Skokowego wzrostu liczby zakupów dokonywanych w ciemno? Przepraszam, ale nie widzę w tym logicznego i skutecznego rozwiązania problemu, a jedynie jakąś oznakę desperacji. Ludzie przychodzą do nas słuchać, a potem kupują przez internet? Wprowadźmy opłaty za słuchanie! Możecie się śmiać, ale od czasu do czasu rozmawiam z tymi ludźmi i oni są przekonani, że nie mają wyboru. Słyszałem już, że przed takim odpływem klientów trzeba się jakoś zabezpieczać, że dla właściciela sklepu zorganizowanie odsłuchu to też są koszta, bo trzeba utrzymywać salę odsłuchową i zapłacić pracownikom, którzy biegają ze sprzętem w tę i z powrotem, mozolnie przepinają kable itd. Teoretycznie ma to jakiś sens, ale pracownikowi sklepu płaci się za godziny, a nie przygotowane prezentacje. Chyba, że o czymś nie wiem. Od czasu do czasu zaglądam jednak do sklepów, które wprowadziły opłaty za odsłuchy i jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby oprócz mnie był tam jakikolwiek inny klient. Albo mam niewiarygodnego pecha, albo plan jednak nie do końca działa.
Ostatnio pewien znajomy audiofil zaprosił mnie do wspólnego odwiedzenia jednego z najnowszych i podobno najbardziej wypasionych audiofilskich punktów w Warszawie. Nie powiem, salon nowiutki i przepiękny, lokalizacja dość snobistyczna, a asortyment drogi jak części do Jaguara. Słoneczne popołudnie, warunki znakomite i oprócz nas oraz kilku pracowników nie było tam nikogo. Dowiedziałem się natomiast, że odsłuchy i prezentacje mają być płatne. Dlaczego? Bo wyremontowanie, urządzenie i wyposażenie całego salonu wraz z wymyślnymi roletami, światełkami i wodospadami sterowanymi z iPada kosztowało tyle, że teraz to miejsce musi na siebie zarabiać. Po raz kolejny usłyszałem, że zorganizowanie odsłuchu to jest czynsz, prąd, praca obsługi i milion innych rzeczy, a jeśli klient nie zdecyduje się na żadne z prezentowanych urządzeń, to odsłuch przyniesie tylko i wyłącznie straty. Na szczęście chwilę potem dowiedziałem się, że wstęp do salonu jeszcze nie jest płatny i dlatego mogą do niego przychodzić nawet dziennikarze! Zszokowała mnie ta wiadomość mocno. Jeszcze bardziej zdziwił mnie natomiast facebookowy profil tego salonu. Spodziewałem się, że instytucja, na której założenie wydano tyle kasy, będzie miała profesjonalnie prowadzony profil z pięknymi zdjęciami nowych urządzeń, relacjami z wydarzeń i oczywiście całą rzeszą osób, które lubią to... Okazało się jednak, że lubią to tylko 3 osoby (słownie trzy). Widząc tę porażającą liczbę przyszło mi do głowy, że może facebookowy profil sklepu został założony wczoraj albo nawet tydzień temu. Otóż nie - istnieje grubo ponad miesiąc i zupełnie nic się na nim nie dzieje. Zastanawiające, prawda?
Od innego właściciela sklepu pobierającego opłaty za odsłuchy usłyszałem, że jest to jak najbardziej uczciwa praktyka, ponieważ w momencie, kiedy klient zdecyduje się na dany wzmacniacz czy kolumny, pieniądze za odsłuchy są mu zwracane. Świetnie, ale żaden sklep nie ma na półkach absolutnie wszystkiego. A co za tym idzie, istnieje prawdopodobieństwo, że po kilku czy kilkunastu odsłuchach żadne kolumny nas nie oczarują. I co wtedy? Możemy albo zdecydować się na sprzęt, co do którego nie jesteśmy w stu procentach przekonani, albo odejść zostawiając w sklepie spory kawałek grosza. Żeby było śmieszniej, na pewnym forum znalazłem ostatnio link prowadzący do aukcji, która od razu wydała mi się podejrzana. Sennheisery Momentum za 30 zł. Normalnie te słuchawki kosztują 1299 zł, więc gdzie jest haczyk? Oferta na aukcji to usługa odsłuchu słuchawek Sennheiser Momentum w sklepie w Warszawie. Jakby tego było mało, za tę usługę wystawiana jest faktura lub paragon, a do tego dostajemy 24 miesiące gwarancji. Na co? Miłe wspomnienia z tej przygody? Rewelacja...
Nie chcę brzmieć jak jeden z tych ludzi, którzy uważają, że jak są gotowi wydać na coś 300 zł, to sprzedawca powinien wokół nich skakać i całować po rękach. Dobrze znam sytuację od drugiej strony i czasami nie zazdroszczę ludziom, którzy jednocześnie mają na głowie przygotowanie odsłuchu, przyjęcie towaru z magazynu, klienta zgłaszającego reklamację i jeszcze drugiego, który w międzyczasie pyta o możliwość powieszenia kolumn podłogowych na suficie albo podłączenia sześciu par kolumn do jednego wzmacniacza stereo. Rozumiem także właścicieli sklepów, którzy widzą, jak ktoś po kilku odsłuchach idzie kupić sprzęt w sieci. Ale czy jedynym rozwiązaniem jest wprowadzenie opłat za odsłuchy?
Niektórzy przyjęli inną strategię. Skoro boimy się sklepów internetowych, to też załóżmy sobie taki sklep i promujmy się w sieci. Pomysł niewątpliwie dobry, aczkolwiek pozostaje jedna ważna kwestia. Dotychczasowy, fizyczny salon wciąż istnieje i trzeba płacić za jego utrzymanie. Można więc sprzedawać sprzęt i bezpośrednio i przez internet, ale sklep działający tylko i wyłącznie w sieci wciąż będzie tutaj delikatnie do przodu. Prowadzenie sklepu internetowego lub postawienie naprawdę fajnej strony z galeriami, opisami, mapami dojazdowymi i formularzami kontaktowymi może jednak przyciągnąć kolejnych klientów, ponieważ strona internetowa to nie tylko narzędzie do przewalania pudełek i faktur, ale też - a może nawet przede wszystkim - narzędzie promocyjne.
Jeżeli jednak klienci umawiający się na odsłuchy i kupujący sprzęt w sieci spędzają komuś sen z powiek, proponuję inne rozwiązanie. Należy oferować tylko takie produkty, których nie można kupić nigdzie indziej. Oczywiście może się to wydawać równie krótkowzroczne, jak opłaty za odsłuchy, ale przy odrobinie wytrwałości można dojść do momentu, w którym sklep czy sieć sklepów ma wiele produktów i marek na wyłączność. Wtedy klient może przychodzić i słuchać do woli, a jeżeli sprzęt mu się spodoba, nie będzie miał wyboru. Najlepszym przykładem są tutaj sieci perfumerii, które walczą o konkretne zapachy. Podoba nam się jeden z nich? W takim razie albo kupujemy go tam, albo nigdzie. Naprawdę oporny klient pójdzie jednak o krok dalej i sprowadzi sobie taki zapach na przykład zza granicy. No więc znowu lipa...
A może jednak zamiast kombinować i zabezpieczać się na cztery różne sposoby, warto powrócić do takich nieco staromodnych metod przyciągania klientów i zwiększania swojego zysku, jak chociażby reklamy, promocja na łamach prasy czy w sieci, organizowanie imprez w stylu grupowych odsłuchów, współpraca z innymi firmami i mediami branżowymi... Mogę się mylić, ale to chyba działa i to od wielu lat. Jeżeli jednak okaże się, że na płatne odsłuchy jest mnóstwo chętnych, to czym prędzej podchwycę pomysł i dołączę się do niego. W redakcji dysponujemy przynajmniej kilkunastoma parami dobrych słuchawek, a razem z tymi, które ciągle są w obrocie testowym, wychodziłoby czasami 20-30 par. Skoro odsłuch jednej pary słuchawek kosztuje 30 zł, a i nadźwigać się przy tym nie trzeba, to aż szkoda byłoby przepuścić taką okazję. Do odsłuchów od pięciu par słuchawek w górę dorzucę herbatę lub kawę gratis. W końcu jeśli ktoś zapłaci 150 zł, to mogę już dorzucić tę torebkę w kształcie piramidy, trochę wody, cukru i prądu. Mam jednak takie wrażenie, że nikt się na to nie zdecyduje. Dlaczego? Bo zupełnie za darmo można przymierzać w sklepach buty i zegarki, oglądać laptopy i telefony komórkowe, a nawet umawiać się na darmowe jazdy próbne w salonach samochodowych. Kilka miesięcy temu kupowałem na przykład rower i mogłem wziąć na krótką przejażdżkę każdy z kilkudziesięciu czy kilkuset modeli. Nawet te, których cena zawstydziłaby niejeden hi-endowy wzmacniacz. Czy zatem część z tych osób, które były gotowe wydać trochę pieniędzy na sprzęt audio, ostatecznie nie wróciła do domu z nowymi butami, zegarkiem, smartfonem lub rowerem?
-
Karol
Chyba własnie do opisywanego sklepu trafiłem. Najpierw kupiłem słuchawki za 120 zł na prezent, a później korzystająć z okazji, że już tam jestem, to chciałem posłuchać Sennheiser Momentum (planuję kupić dla siebie). Okazało się, że odsłuch jest płatny i to mimo tego, że chwilę wcześniej wydałem tam pieniądze. Efekt taki, że już więcej nic tam nie kupię.
0 Lubię -
Grzegorz
Pięknie napisane. Widać u Autora klasę i fachowe podejście. Niestety w dobie wszystkoizmu zanika takie coś, jak pasja sprzedawcy. Dobra OBSŁUGA zdziała więcej niż niejeden portal handlowy przeciw któremu nic nie mam. Chodzi tylko o to, że przy ZAKUPIE ważne są setki rzeczy. Nie tylko ostateczna cena! Wiem, że to kosztuje ale rada jest tylko jedna: PASJA! Sam wybieram się niedługo na odsłuch i nie wyobrażam sobie innej formy wyrobienia sobie opinii w celu zakupu. Jeśli sprzedawca doradzi, pogada, OBSŁUŻY, to czemu mam omijać jego salon przy zakupie? Jeszcze raz BRAWO.
0 Lubię
Komentarze (2)