Opera Grand Callas
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Na początku przyznam się bez bicia i będziemy to mieli za sobą, dobrze? Jestem ogromnym fanem włoskiego sprzętu audio. Oczywiście nie tylko, bo w mojej pierwszej piątce znalazłyby się także urządzenia brytyjskie, polskie, japońskie i skandynawskie, jednak kiedy mam przetestować kolumny czy wzmacniacz ze słonecznej Italii, jestem do niego już z gruntu nastawiony pozytywnie. To samo zresztą obserwuję zwiedzając duże wystawy sprzętu audio. Nie mam na twarzy wymalowanej polskiej flagi, więc wykluczam różne narodowościowe uprzedzenia ze strony wystawców, a jednak to właśnie z producentami i dystrybutorami z Wielkiej Brytanii, Skandynawii, USA, Włoch i praktycznie całej Azji rozmawia mi się najlepiej. Włoski sprzęt to dla mnie przede wszystkim nietuzinkowe wzornictwo, przyjemne, ludzkie brzmienie i ekstremalnie wysoka jakość wykonania. Czasy, gdy na ich podejście do detali można było ponarzekać, dawno już minęły. Od wielu lat włoski sprzęt to przykład prawdziwie perfekcyjnej, europejskiej roboty. Sonus Faber, Albedo, Unison Research, Diapason, Pathos, Audio Analogue, Aqua, Diesis Audio, Chario, Torqueo Audio to tylko kilka marek, które wywołują u audiofilów szybsze bicie serca. Jest jednak firma, i to całkiem spora, od lat przez miłośników dobrego brzmienia niedoceniana - Opera.
Dlaczego? Wbrew pozorom, to bardzo dobre pytanie. Osobiście nie mam pojęcia z jakiego powodu zainteresowanie kolumnami tej marki nie jest w naszym kraju tak duże, jak być powinno. Opera to siostrzana marka producenta znakomitych wzmacniaczy lampowych i hybrydowych - Unison Research. Obie firmy mieszczą się nawet w tej samej fabryce, na różnych piętrach. Całość jest typowym, rodzinnym przedsięwzięciem z długoletnimi tradycjami, które od początku napędza to, co powinno leżeć u podstaw każdej dobrej firmy - wielka pasja jej założycieli, a także pracowników. Wierzcie lub nie, ale mimo godnego pozazdroszczenia sukcesu na światowych rynkach, nie osiedli oni na laurach i wciąż szkicują, projektują, słuchają i dostrajają prototypowe produkty, a w tak zwanym wolnym czasie chodzą po całej fabryce, sprawdzają jakość dostarczanych części, instruują pracowników i robią wszystko, aby ostateczny produkt dostarczany do klienta był perfekcyjny, niezależnie od tego czy mówimy o najtańszych monitorkach, czy może podłogówkach z samego szczytu katalogu. W produktach Opery zobaczymy wszystko, co powinno tworzyć dobry, włoski sprzęt - wysmakowane wzornictwo, naturalne materiały, rewelacyjną jakość wykonania, dbałość o szczegóły i przyjemne, pełne brzmienie. Obecna oferta podzielona jest na dwie serie - Classica i Callas. W tej pierwszej znajdziemy zgrabne monitory Prima i Mezza, głośnik centralny Centrale oraz trzy zestawy podłogowe - Grand Mezza, Seconda i Quinta. Linię Callas tworzą natomiast tylko dwie konstrukcje - monitor Callas i opisywane dziś podłogówki Grand Callas będące flagowym modelem Opery.
Wygląd i funkcjonalność
Kiedy dystrybutor zadzwonił do nas z propozycją wypożyczenia kolumn do testu, lojalnie uprzedził nas, że odsłuch na pewno powinien być dla nas czystą przyjemnością, ale już z transportem i sesją zdjęciową nie będzie lekko. Grand Callas nie są jeszcze największymi kolumnami na tym łez padole, ale już spokojnie łapią się do kategorii zestawów o ponadprzeciętnych gabarytach i takiej masie. Wysokie na 130 cm skrzynie ważą po 75 kg sztuka - nie jest to jeszcze rekord, nawet jeśli chodzi o testy, jakie już udało nam się przeprowadzić, ale ponieważ salon dystrybutora, w którym Grand Callas się znajdowały mam w zasadzie kilka przystanków, postanowiłem nie robić farsy i właśnie tam udałem się na odsłuch. W Ministerstwie Dźwięku nie gościłem przecież po raz pierwszy, co więcej zlokalizowaną tam salę odsłuchową uważam za jedną z lepszych w Warszawie. Podczas moich zmagań z flagowymi kolumnami Opery, do sklepu zapukało kilku klientów, co świadczy o szybko rosnącej popularności tego, bądź co bądź, niewielkiego salonu.
Przejdźmy jednak do rzeczy. Grand Callas są na tyle okazałe i - nie oszukujmy się - na tyle piękne, że nawet w doinwestowanym salonie urządzonym przez najlepszych architektów wnętrz będą błyszczeć. I to dosłownie! Ich obudowy wykończono naturalnym drewnem lakierowanym na wysoki połysk, przednią i tylną ściankę oraz część podstawy pokryto czarną skórą, natomiast górną powierzchnię stanowi lśniąca, czarna tafla z nazwą modelu naniesioną tuż przy frontowej krawędzi. Jak przystało na hi-endowe kolumny, Grand Callas nie są kanciaste, ale łukowato wygięte ku tyłowi. Zaokrąglenie jest pełne, jednak większą część tylnej ścianki wycięto i to w bardzo konkretnym celu - znajdziemy tu nie tylko terminale i trzy tunele rezonansowe, ale także dwa głośniki wysokotonowe, których zadaniem jest emitowanie pewnych częstotliwości do tyłu, aby wzmocnić wrażenia przestrzenne. Nieregularny kształt ma także przednia ścianka z zamontowanymi w niej czterema głośnikami, a wspomniana wyżej szklana pokrywa jest pochylona do przodu. Majestatyczne skrzynie opierają się na metalowych płytach, w które należy wkręcić cztery wysokie kolce. Całość już na pierwszy rzut oka robi piorunujące wrażenie, choć w gruncie rzeczy nie ma tu elementów, których nikt wcześniej nie stosował.
No właśnie, modele flagowe są dla większości producentów swego rodzaju polem doświadczalnym - widujemy w nich rozwiązania, które albo nie są dostępne w żadnych innych kolumnach albo wchodzą do niższych serii po pewnym czasie i w mocno okrojonej formie. Aby dać upust swoim fantazjom i uzasadnić kosmiczne ceny swoich topowych konstrukcji, projektanci wsadzają do nich głośniki z przycinanych laserowo pajęczych nici, stosują obudowy z pozlepianych kawałków promów kosmicznych i wykańczają je lakierem ze sproszkowanych meteorytów. Na tym tle Grand Callas prezentują się zadziwiająco normalnie - są po prostu duże, luksusowo wykończone i dość majestatyczne, ale gdzie pozostawiono miejsce na mniejsze lub większe szaleństwa? Włosi chyba podchodzą do sprawy w dość konserwatywny sposób. Widać, że stawiają przede wszystkim na naturalne materiały i bardzo dobre, ale klasyczne głośniki. Jedynymi oznakami ekstrawagancji są umieszczone z tyłu tweetery i bass-reflex rozbity na trzy tunele dostrojone do różnych częstotliwości, dzięki czemu niskie tony mają być odtwarzane równo, spójnie i bez słyszalnych podbić.
Z materiałów prasowych dowiemy się, że konstruktorom zależało przede wszystkim na uzyskaniu maksymalnie naturalnego dźwięku przy zachowaniu dużej elastyczności głośników jeśli chodzi o ustawienie oraz rodzaj podłączonej do nich elektroniki. Dwa głośniki wysokotonowe promieniujące do tyłu mają nie tyle "grać", co emitować konkretne częstotliwości w kierunku ścian tak, aby odbity dźwięk trafiał do słuchacza w prawidłowej fazie i był odbierany bardziej jako rozszerzenie sceny stereofonicznej, niż dodatkowa porcja wysokich tonów. W istocie, podczas testu odsłuchowego okazało się, że tylne tweetery pracują dość cicho, a ogólna zasada ich działania jest prawdopodobnie zbliżona do tej znanej z soundbarów kreujących dźwięk przestrzenny za pomocą odpowiednich przesunięć fazowych i fal odbitych od ścian. Trzy tunele rezonansowe mają nie tylko dawać czystszy bas, niż jeden większy, ale także umożliwić użytkownikowi dostrojenie niskich tonów do akustyki pomieszczenia i własnych preferencji poprzez zatkanie jednego lub kilku z nich. Eksperymentować można do woli, a wyższość jednej koncepcji nad innymi będzie zależała w największym stopniu od pozycji kolumn w pomieszczeniu i jego własnych modów. Producent daje nam jeszcze jedną "zabawkę" - niewielki przełącznik nad gniazdami, oznaczony jako EQ. Do wyboru mamy dwie pozycje - plus i minus. Różnica jest minimalna, dosłownie na zasadzie "ostatecznego szlifu", ale wiadomo, że i taki może się przydać. Ostatnia deklaracja funkcjonalna ze strony włoskich inżynierów dotyczy pozycji słuchacza względem kolumn - pod tym względem Grand Callas mają być wyjątkowo elastyczne, umożliwiając komfortowy odsłuch nawet z odległości metra od linii łączącej kolumny, a nawet mniejszej. Jak widać, konstruktorzy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że kupno hi-endowych kolumn bywa czasami mniejszym problemem, niż ich odpowiednie ustawienie. Dlatego ich flagowe podłogówki mają być pod tym względem bardzo wdzięczne i wyrozumiałe.
Wspomniałem już, że jak na model flagowy, Grand Callas są mało ekstrawaganckie i odkrywcze, mimo skomplikowanych kształtów są utrzymane w klasycznej stylistyce i wykonane z tradycyjnych materiałów. Dla wielu osób, a zwłaszcza doświadczonych audiofilów, będzie to jedna z ich największych zalet. Takie kolumny powinny ponad wszystko charakteryzować się dużą uniwersalnością i przewidywalnością, a na co dokładnie je stać - to za chwilę postaram się zbadać. Niewątpliwą korzyścią wynikającą z braku jakichś kosmicznych technologii, obudów z włókien węglowych i ozdóbek wycinanych strumieniem wody jest ostateczna cena testowanych kolumn. Byłem przekonany, że Grand Callas będą kosztowały od sześćdziesięciu do stu tysięcy złotych za parę, a w rzeczywistości wyceniono je na niewiele ponad czterdzieści tysięcy. Wiem, to też niemała kwota, jednak jeśli porównamy je z innymi zestawami tej wielkości, wykonanymi ręcznie w Europie przez firmy mogące pochwalić się taką renomą, jak Opera, okaże się, że to naprawdę rozsądna oferta. Jednak aby to potwierdzić, Grand Callas muszą sprawdzić się w akcji. Przechodzimy do odsłuchu!
Brzmienie
Włoska szkoła brzmienia to przede wszystkim przyjemność słuchania. Można powiedzieć, że dla włoskich producentów sprzętu hi-fi nie ma większej wartości w całej tej zabawie, niż ogólnie pojęta muzykalność. Aż ciężko mi znaleźć przykłady firm, które wyłamywałyby się z tego schematu. Unison Research, Sonus Faber, Albedo, Pathos, Audio Analogue, Diapason, Gold Note, Audel, Diesis Audio, Opera... W każdym z ich produktów można znaleźć charakterystyczną dbałość o równowagę, płynność, naturalną barwę dźwięku i wszystko, co składa się na przyjemność kontaktu z muzyką. Nie inaczej jest w przypadku flagowych kolumn Opery. Grand Callas przywitały mnie dźwiękiem odpowiednio szybkim, czystym i dynamicznym, ale przede wszystkim naturalnym i muzykalnym. Od pierwszych chwil było jasne, że są tu obecne wszystkie atrybuty włoskiej szkoły brzmienia, choć nie jest to ich jedyna zaleta.
Podobnie, jak konstrukcyjnie Grand Callas nie są niczym ekscentrycznym, tak i w dziedzinie brzmienia nie przestawiają całego świata do góry nogami. W pierwszej chwili można wręcz odnieść wrażenie, że grają zupełnie normalnie, że wiele innych kolumn potrafiłoby zaprezentować muzykę w ten sposób. To jednak tylko złudzenie wywołane moim zdaniem tym, że dźwięk na całej szerokości pasma jest niebywale spójny i harmonijny. Żaden element przekazu nie wybija się na pierwszy plan, w związku z czym nie mamy naturalnego odruchu skupiania się na wybranym fragmencie pasma. Z całości może delikatnie, ale to naprawdę minimalnie wybija się średnica, jednak - i tu ciekawostka - nie jest to typowe dla niektórych włoskich produktów ocieplenie graniczące z kluchowatością. Oczywiście pewna ilość tej organicznej materii musi być zachowana, szczególnie w zakresie średnich tonów, ale brzmienie nie jest w najmniejszym stopniu spowolnione ani rozgrzane do czerwoności. Wyraźnie słychać, że do naturalnej barwy konstruktorzy Opery chcieli dodać szybkość, szczegółowość i dynamikę, i to jak najbardziej im się udało. Dzięki temu brzmienie odbieramy jako przyjemne, ale dobrze zorganizowane i rzetelne. Opery nie proponują nam efektu koca na głośnikach, daleko im do przesłodzenia, ich własny charakter jest zaznaczony tylko w niewielkim stopniu.
Ta sama filozofia "kontrolowanej muzykalności" jest widoczna w sposobie reprodukcji skrajów pasma. Tutaj na szczególne wyróżnienie zasługują niskie tony. Dawno nie słyszałem basu tak głębokiego i sprężystego, a jednocześnie dobrze kontrolowanego i pozbawionego nienaturalnych podbić. Włoscy konstruktorzy musieli spędzić wiele godzin, dni i tygodni aby uzyskać taki efekt. Nawet w najbardziej wymagających momentach, niskie tony pozostają równiutkie, jednocześnie dając przyjemne mięsko i idealnie łącząc się ze średnicą. To nie jest dzieło przypadku, takiego efektu nie można uzyskać na podstawie prostych obliczeń, w pierwszym prototypie. Jest po prostu zbyt wiele zmiennych takich, jak parametry głośników, obudowy, zwrotnicy, tuneli rezonansowych... Tak znakomite zestrojenie głośników z obudową i tunelami, a także wszystkich czterech przetworników ze sobą, musiało wymagać przeprowadzenia wielogodzinnych testów odsłuchowych, pomijając już doświadczenie inżynierów zdobyte w ciągu kilkudziesięciu lat pracy. To jak z włoskimi szefami kuchni, którzy spędzają przy garach pół życia, a zaczynali gotować już jako mali chłopcy, pomagając mamie czy babci. To wcale nie jest tak, że im coś "tak po prostu wychodzi". Nie mam wątpliwości, że ludzie z Opery osiągnęli podobny poziom w strojeniu głośników, czego dowodem są chociażby opisywane kolumny. W każdym jednym aspekcie prezentacji słychać tu rękę mistrza. Nie chodzi nawet o to, żeby Grand Callas prezentowały jedną, wybraną cechę brzmienia w taki sposób, którego nie da się powtórzyć, ale o jednoczesne utrzymywanie każdego elementu na bardzo wysokim poziomie oraz połączenie ich w jedną, niezwykle zgrabną całość. Zaczynając odsłuch, nie przeżyjemy więc żadnego szoku, natomiast wraz z kolejnymi przesłuchanymi albumami zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że nie ma tu najmniejszego błędu. Po przesiadce na inne, gorsze kolumny, natychmiast zacznie nam przeszkadzać buczący bas, sucha średnica, brak spójności w przejściu między średnimi a wysokimi tonami... Ja przynajmniej nie potrafię wskazać brzmieniowych minusów tych kolumn. Grand Callas są jak przepyszne spaghetti, w którym niczego nie powinno być ani mniej, ani więcej. Dla mnie to kolumny bliskie absolutnej perfekcji.
Najbardziej z tego wszystkiego zaskoczyła mnie jednak stereofonia. Nie wiem czy wynika to z obecności dwóch tweeterów na tylnej ściance, czy może z przemyślanego projektu zwrotnic, ale Grand Callas wykazały się w tym temacie prawdziwą wirtuozerią. Kreowana przez nie przestrzeń jest prawdziwie trójwymiarowa, ale nie nosi znamion sztuczności. Dźwięki nie są usilnie rozpychane na boki ani przesuwane w wymiarze głębokości, a mimo to scena stereofoniczna rozciąga się zarówno wszerz, jak i wgłąb, bez wielkiego wysiłku. Osiągnięcie tego, co inne kolumny wydobywają z siebie z prawdziwym trudem, flagowym Operom przychodzi jakby od niechcenia. Co najlepsze, aby uczestniczyć w tym spektaklu, wcale nie musimy siedzieć w jednym, centralnym miejscu. Nawet przechadzając się po sali odsłuchowej, wciąż mogłem obserwować wydarzenia rozgrywające się między kolumnami z zachowaniem prawidłowej perspektywy i proporcji. Nawet kiedy stanąłem w jednym z narożników pomieszczenia, obraz stereofoniczny nie rozpłynął się w powietrzu. Artyści byli tam, gdzie powinni, a ja miałem jedynie wrażenie obserwowania ich poczynań spod innego kąta. Coś tam delikatnie się oczywiście rozjeżdżało, ale kolumny zachowywały się pod tym względem trochę jak dobre elektrostaty - muzyczny obraz nie pękał jak mydlana bańka przy najmniejszym ruchu na bok. W buczenie nie wpadał również bas, nie działo się nic niepokojącego, a przecież większość zestawów dynamicznych zbudowanych w tradycyjny sposób ma z tym mniejsze lub większe problemy. Widocznie konstruktorzy zadbali nie tylko o perfekcję uzyskanego efektu brzmieniowego, ale także jego odporność na warunki akustyczne i inne czynniki, na które wpływ ma sam użytkownik. Potwierdziło się to również przy zmianie wzmacniacza z lampowego na tranzystorowy. Oba piecyki jak najbardziej Operom pasowały - z lampą było więcej ciepła i gładkości, natomiast z tranzystorem dźwięk przyspieszył i stał się bardziej konkretny, choć mniej nasycony w sensie barwy i ukrytych w muzyce emocji. Zmiana była jednak stosunkowo niewielka, bo to Grand Callas panowały nad sytuacją i to one były odpowiedzialne za 90% uzyskanego efektu.
Po krótkiej sesji z tymi kolumnami naprawdę zacząłem się zastanawiać, kiedy ostatnio słyszałem tak dobry dźwięk, łączący w sobie wszystko, co lubię. Flagowe Opery nie tylko trafiły w mój gust, ale także nie pozwoliły sobie wytknąć najmniejszych minusów. Są zbyt dobrze zaprojektowane i zestrojone. Słychać, że ich brzmienie jest wynikiem długiej pracy bardzo doświadczonych ludzi, a tego - podobnie jak radości słuchania - nie da się przeliczyć na jakiekolwiek pieniądze. Jeżeli jednak mam być zupełnie szczery, cena Grand Callas w kontekście ich możliwości brzmieniowych wcale nie jest wygórowana. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że za te pieniądze można kupić przyzwoity samochód albo kilka dodatkowych metrów mieszkania w Warszawie, ale spróbujcie znaleźć tańsze kolumny oferujące ten poziom muzycznej perfekcji, a gwarantuję, że łatwo nie będzie. Nawet pobieżne poszukiwania wśród kolumn konkurencyjnych marek szybko przeniosą nas w rejony powyżej stu tysięcy złotych. I szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się gdyby Grand Callas tyle kosztowały. Jeżeli w świecie hi-endowego sprzętu audio w ogóle istnieje coś takiego, jak okazja, te kolumny są jedną z nich.
Budowa i parametry
Opera Grand Callas to trójdrożne zestawy podłogowe w obudowie wentylowanej. Z przodu mamy klasyczny układ złożony z dwóch wooferów, jednego głośnika średniotonowego i kopułki wysokotonowej, natomiast jeszcze dwie dodatkowe kopułki zainstalowano z tyłu, powierzając im funkcję "dopalacza" przestrzeni. Zasada działania tego systemu ma przypominać głośniki dipolowe, co zresztą znajduje potwierdzenie w praktyce. Dwa głośniki niskotonowe mają średnicę 20 cm, do tego dochodzi 17,5-cm głośnik średniotonowy z membraną wykonaną z wyżarzanego polipropylenu oraz wysokiej klasy tweeter Scan-Speaka chłodzony ferrofluidem. Częstotliwości podziału ustalono na 200 Hz i 2 kHz, przy czym dla głośników niskotonowych, średniotonowego i tylnych tweeterów zdecydowano się na filtry o nachyleniu 12 dB na oktawę, a kopułka z przodu jest "cięta" ostrzej, bo z nachyleniem 18 dB na oktawę. Co ciekawe, w tabeli danych technicznych producent deklaruje, że pasmo przenoszenia kolumn zawiera się w przedziale 32 Hz - 25 kHz. Pomyślcie o tym następnym razem, kiedy natkniecie się na informację o bezprzewodowych monitorach, których pasmo zaczyna się zdaniem producenta przy 20 Hz. Równie ciekawa jest informacja o minimalnej odległości od ścian, która według Opery może wynosić już 20 cm. Mimo swojej postury, Grand Callas mają dość standardową skuteczność 89 dB i 4-omową impedancję nominalną, a więc dla triody SET może nie będą najlepszym partnerem, ale większości dostępnych na rynku wzmacniaczy nie powinny wystraszyć.
Konfiguracja
Unison Research CD Due, Unison Research S6, Unison Research Unico 150, In-Akustik Referenz Selection.
Werdykt
Na samym początku tej recenzji uprzedzałem wszystkich, że jestem wielkim fanem włoskiego sprzętu audio, a Opery Grand Callas ani trochę mnie z tej choroby nie wyleczyły. Wręcz przeciwnie - uważam, że to jedne z najlepszych kolumn na naszym rynku, bez względu na cenę. I to nie dlatego, że zamontowano w nich jakieś egzotyczne przetworniki, a obudowy wykończono opatentowanym splotem włókien węglowych i tytanowych. Teoretycznie nie ma tutaj nic odkrywczego, a jednak mistrzowskie zestrojenie wszystkich elementów wyniosło brzmienie na poziom absolutnie hi-endowy. Jeśli chodzi o walory muzyczne i wizualne, są to kolumny dopracowane w najmniejszych szczegółach. Wiem, że nie są tanie, ale powiem tak... Mam pewne rozeznanie w tej materii, a kiedy dowiedziałem się ile dokładnie kosztują Grand Callas, byłem przekonany, że jest to cena za sztukę. Wirtuozeria i muzykalność w czystej postaci.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podłogowe, dynamiczne, trójdrożne
Efektywność: 89 dB
Impedancja: 4 omy
Wymiary (W/S/G): 130/30,1/54,9 cm
Masa: 75 kg (sztuka)
Cena: 43000 zł (para)
Sprzęt do testu udostępniła firma Trimex.
Zdjęcia: Opera Loudspeakers, Tomasz Karasiński, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Wojciech
W ostatnim czasie byłem dwa razy w Ministerstwie Dźwięku, kiedy szukałem czegoś dla siebie. Widziałem te majestatyczne kolumny. Jednak (nie wiem dlaczego) byłem ukierunkowany na inne głośniki. Teraz żałuję, że kupiłem coś okazyjnie. Skusiła mnie cena. Gdzieś w Polsce dostałem prawie 20 tys. upustu za coś, co obecnie nie do końca mi pasuje. Widzę, że kupiłem nie produkt, tylko cenę.
0 Lubię -
Komentarze (2)