Reloop Turn 5
- Kategoria: Gramofony i sprzęt analogowy
- Tomasz Karasiński
Reloop jest traktowany w audiofilskim świecie jako dziwny, ale interesujący gość z zewnątrz. Ktoś, kto od dawna ma wszelkie predyspozycje by stać się członkiem klubu, ale nigdy się do niego nie zapisał. Firma została założona w 1996 roku przez grupę młodych entuzjastów muzyki, a dziś ma w swoim katalogu całą masę sprzętu profesjonalnego. To między innymi kontrolery, miksery, słuchawki, wzmacniacze, głośniki, mikrofony, gramofony i wkładki gramofonowe przeznaczone głównie dla DJ-ów. Z tych ostatnich korzystają nie tylko ludzie szczerzący kły znad konsolety, ale także niektórzy melomani. Nie jest bowiem tajemnicą, że dla wielu użytkowników taki profesjonalny charakter sprzętu jest czymś bardzo pożądanym. Audiofile uwielbiają kolumny i wzmacniacze, które narodziły się w studiach nagraniowych lub były w takich warunkach testowane. Gramofon zaprojektowany oryginalnie dla DJ-ów to coś zupełnie innego niż deska z prostym ramieniem, talerzem i włącznikiem. Można też wysnuć tezę, że tego typu maszyny są porządniejsze, mocniejsze i bardziej długowieczne, choć ciężko sobie wyobrazić aby w warunkach domowych gramofon był używany tak, jak podczas koncertu czy nawet pracy w studiu. Tak czy inaczej, wielu audiofilów zaczęło traktować profesjonalne gramofony jako alternatywę dla konstrukcji przeznaczonych na rynek domowy. Skoro wygląda ciekawiej, ma więcej gadżetów, a kosztuje praktycznie tyle samo, to nie ma się nad czym zastanawiać, prawda? Reloop w końcu dostrzegł ten potencjał i dwa lata temu wprowadził na rynek model Turn 3 - pierwszy gramofon oznaczony wiele mówiącym logiem Reloop HiFi. Niemcy najwyraźniej trafili w gust melomanów, bo zainteresowanie tym modelem było i wciąż jest naprawdę duże. Rzecz w tym, że Turn 3 nie wygląda jak maszyna dla profesjonalistów. Jest elegancki i funkcjonalny, ale tak naprawdę nie ma ani jednego elementu, który zostałby żywcem przeniesiony ze szlifierek dla DJ-ów. Dla jednych to jego największy plus, a dla innych wielka szkoda. Dlatego też firma zdecydowała się pociągnąć temat i wprowadziła coś, co ucieszy fanów profesjonalnego stylu. Przed nami najnowszy Turn 5.
TEST: Reloop Turn 3
Pierwszy audiofilski gramofon Reloopa odniósł taki sukces, że niedługo po jego premierze zapowiadano rozszerzenie oferty. Wówczas nie było jeszcze wiadomo w jakim kierunku pójdą niemieccy inżynierowie, ale nieoficjalnymi kanałami można było się dowiedzieć, że wprowadzone zostaną dwa modele, z których jeden będzie droższy, a drugi tańszy niż Turn 3. I choć trochę to zajęło, dokładnie tak się stało. Turn 2 to w gruncie rzeczy prostsza odmiana modelu Turn 3. Coś dla początkujących miłośników winyli, którzy nie chcą lub nie mogą jeszcze pozwolić sobie na większą inwestycję. Turn 5 to zupełnie inna bajka. Oprócz nazwy i przynależności do tej samej linii, wydaje się nie mieć zbyt wiele wspólnego ze swoimi tańszymi braćmi. Wygląda jak wysoki model gramofonu DJ-skiego w mniej gadżeciarskim ubraniu. Chociaż, jak na sprzęt do użytku domowego, to wciąż kosmos. Masywna podstawa na wysokich nóżkach, czarno-złoty talerz, ramię z odkręcanym headshellem, lampa stroboskopowa i prostokątne przełączniki obrotów przywodzące na myśl Technicsa SL-1200 MK2, a do tego ciemnoszara pokrywa ze specjalna kopułą nad ramieniem, kilka złotych akcentów i oczywiście napęd bezpośredni. W świecie gramofonów audiofilskich to kompletny kosmos, a jednak taka maszyna przyciąga wzrok i przyspiesza bicie serca dokładnie tak, jak wzmacniacz ze wskaźnikami wychyowymi czy odtwarzacz ładowany od góry. To coś bardzo specyficznego, ale też ciekawego. Co więcej, niemiecka firma najwyraźniej znów proponuje nam porządny sprzęt za uczciwe pieniądze. Oficjalna cena detaliczna modelu Turn 5 to 2797 zł. Za te pieniądze konkurencja nie oferuje jeszcze nic specjalnego. Większość gramofonów z tej półki to po prostu delikatnie ulepszone wersje podstawowych modeli. Pro-Ject 1-Xpression Carbon, NAD C558, Rega Planar 3, Thorens TD 240-2 - to wszysko fajne gramofony, ale też bardzo do siebie podobne. Najbliższy nowej konstrukcji Reloopa jest chyba Pioneer PLX-1000 wyceniony na 2999 zł. Turn 5 to konstrukcja adresowana do melomanów szukających czegoś odrobinę odjechanego, ale niewiele droższego niż typowa deska z talerzem i ramieniem. Sprawdźmy co potrafi ten półprofesjonalny Reloop.
Wygląd i funkcjonalność
Gabaryty i masa opakowania sugerują, że faktycznie będziemy mieli do czynienia z czymś poważniejszym niż typowy, budżetowy gramofon. Turn 5 przyjeżdża do nas w dużym kartonie, a wszystkie najważniejsze elementy są oczywiście rozdzielone i starannie zabezpieczone na czas transportu. To popularna praktyka, nawet w stosunkowo niedrogich urządzeniach. W pewnym momencie ich producenci zaczęli nadużywać sloganu mówiącego, że taka maszyna jest gotowa do użycia zaraz po wyjęciu z opakowania. W rzeczywistości zawsze jest to mniejsza lub większa operacja, wymagająca wprawy, cierpliwości i minimalnej wiedzy na ten temat lub przynajmniej gruntownego przestudiowania instrukcji obsługi. Dla doświadczonego audiofila może to być dziesięć, piętnaście minut, oczywiście jeśli zakładamy, że będziemy obchodzić się ze wszystkimi elementami bardzo delikatnie i skupimy się na tym, aby przygotować gramofon do pierwszego uruchomienia. Dla kogoś, kto nigdy tego nie robił, a oprócz tego będzie chciał od razu ustawić idealny nacisk i inne parametry, może to być zabawa na dobrą godzinę. W przypadku Reloopa jest podobnie, jednak tutaj do rozpakowywania gramofonu przyda się pomoc drugiej osoby, bo sama podstawa z silnikiem, elektroniką, ramieniem i nóżkami trochę waży. Warto przygotować sobie do tego miękkie podłoże i dokładnie sprawdzić gdzie te wszystkie elementy się blokują. O ile dla mnie nie było to specjalnie podchwytliwe, to od razu zacząłem się zastanawiać czy po teście uda mi się zapakować Reloopa w ten sam sposób. Dla pewności zrobiłem kilka zdjęć telefonem i każdemu świeżo upieczonemu nabywcy tego modelu polecam to samo. W razie przeprowadzki lub odsprzedaży w celu kupna droższego gramofonu, będzie można sobie to i owo podejrzeć.
Turn 5 jest gramofonem z napędem bezpośrednim, co doskonale widać jeszcze przed założeniem talerza. Zamontowany centralnie silnik robi duże wrażenie. Wygląda trochę jak element układu napędowego wymontowany z nowoczesnego samochodu elektrycznego albo mała wersja detektora CMS w Wielkim Zderzaczu Hadronów.
Sam proces montażu i uzbrajania gramofonu to już kaszka z mleczkiem. Kiedy masywna podstawa złapie kontakt z podłożem na docelowym miejscu, wystarczy założyć talerz, przykręcić headshell z zamontowaną fabrycznie wkładką, zamontować przeciwwagę i pokrywę przeciwkurzową, odpiąć parę drucików zabezpieczających ramię, podłączyć kable i gotowe. Procedura jest nawet trochę prostsza niż w typowych, budżetowych szlifierkach. Nie mamy bowiem paska napędowego ani ciężarka anti-skatingu. Turn 5 jest gramofonem z napędem bezpośrednim, co doskonale widać jeszcze przed założeniem talerza. Zamontowany centralnie silnik robi duże wrażenie. Wygląda trochę jak element układu napędowego wymontowany z nowoczesnego samochodu elektrycznego albo mała wersja detektora CMS w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Standardowy ciężarek na przezroczystej żyłce zastąpiono natomiast wygodnym w użyciu pokrętłem. Pozwala ono na regulację siły przeciwpoślizgowej w zakresie od 0 do 3 g. W ustawieniu właściwego nacisku wkładki pomoże nam przeciwwaga z dodatkowym pierścieniem. Kiedy uzyskamy idealne wyważenie, a więc ustawienie, w którym puszczone luźno ramię nie będzie unosiło się ani opadało, wystarczy spojrzeć na skalę naniesioną na mniejszym pierścieniu, ustawić ją na zero, a następnie całym ciężarkiem obracać tak, aby na skali pojawiła się pożądana wartość. Turn 5 jest przystosowany do wkładek o masie od 3,5 do 8,5 g, jednak jeśli ktoś chce naprawdę pokombinować, będzie mógł manewrować również samym headshellem. Masa wkładki wraz z elementem mocującym musi jednak zawierać się w przedziale 13-18 g.
Co ciekawe, zastosowane w tym modelu ramię pozwala również na wprowadzenie niewielkiej korekty pionowego kąta śledzenia (VTA). Podstawę można w razie potrzeby podnieść o 6 mm. Niewiele, ale nie oszukujmy się - w takim gramofonie nie powinniśmy potrzebować więcej. Liczy się to, że producent przewidział pewne opcje rozwojowe. W porównaniu z większością budżetowych szlifierek, pole manewru jest całkiem spore. To ważne, bo w zestawie dostajemy wkładkę Ortofon 2M Red, którą prawdopodobnie warto byłoby w przyszłości wymienić na coś lepszego. Osobiście potraktowałbym ją jako element pakietu startowego, który pozwoli nam oswoić się z nowym gramofonem i określić dalszy kierunek brzmieniowych poszukiwań. Oczywiście można narzekać na to, że w gramofonie za 2797 zł montowana jest wkładka za 299 zł, ale czy zapłacilibyście za Reloopa 3999 zł gdyby sprzedawano go ze słynną DL-103 Denona? Ja wolałbym podjąć decyzję samodzielnie i wybrać taką wkładkę, jaka będzie pasowała do mojego phono stage'a i całego systemu. Z drugiej strony, wielu melomanów szukających gramofonu do trzech tysięcy złotych na pewno weźmie Reloopa pod uwagę. Nawet wiedząc, że w przyszłości będzie można wycisnąć z niego więcej. Gdyby był sprzedawany w komplecie z droższą wkładką, niektórzy klienci prawdopodobnie uznaliby, że jest już poza zasięgiem. Skoro tę politykę stosuje większość firm produkujących niedrogie gramofony, nie może ona być taka głupia.
Wracając do bohatera naszego testu, muszę przyznać, że całościowo robi bardzo dobre wrażenie. Solidna podstawa opiera się na dużych, absorbujących drgania nóżkach, które na dodatek lekko przysysają się do podłoża. Delikatne potrącenie ręką nie robi na Reloopie żadnego wrażenia, a i tupanie czy podskakiwanie w pobliżu pracującego gramofonu raczej nie powinno doprowadzić do przeskoczenia igły, jak to ma miejsce w leciutkich gramofonach. Wiem, że wiele zależy jeszcze od stolika lub rodzaju podłogi, ale nie zmienia to faktu, że Turn 5 prezentuje się i działa trochę inaczej niż typowa deska z talerzem na małych nóżkach. Najbardziej w oczy rzuca się oczywiście talerz, a to za sprawą czarno-złotego wykończenia. Nie wiem dlaczego zdecydowano się akurat na ten kolor, ale na żywo wygląda to ciekawiej, a przynajmniej mniej obciachowo, niż na zdjęciach. Jak w większości konstrukcji tego typu, sam talerz nie wydaje się być specjalnie ciężki, ale w rzeczywistości waży 1,8 kg, a na jego rozpędzenie od startu zatrzymanego silnik Reloopa potrzebuje zaledwie 0,2 sekundy. Za sterowanie talerzem odpowiadają cztery przyciski umieszczone po lewej stronie. Największy to oczywiście włączanie i wyłączanie silnika, a trzy mniejsze służą do wyboru prędkości obrotowej. Tuż obok znajduje się wystająca z podstawy lampa stroboskopowa z niewielkim włącznikiem w formie płaskiego pokrętła. Moim zdaniem fajniejszym pomysłem byłby mechanizm umożliwiający wciśnięcie lampy do środka podstawy. Na widok takiego gadżetu, wielu melomanom dosłownie zaświecą się oczy, ale po pięciu minutach to się zwyczajnie nudzi. Poza tym "strobol" w połączeniu z wypustkami na talerzu ma pomóc nam kontrolować prędkość obrotową, a tutaj... No jak bym się nie starał, talerz pracował idealnie. Turn 5 nie ma też żadnego suwaka do dokładnej regulacji obrotów, więc nawet gdybyśmy zobaczyli, że kropeczki nie stoją idealnie w miejscu, cóż mamy z tą wiedzą zrobić? Rozumiem jednak, że testowany gramofon miał wyglądać profesjonalnie, a bez oświetlającej talerz lampki byłby niekompletny.
W odróżnieniu od dwóch pozostałych modeli Reloopa, Turn 5 nie ma wbudowanego phono stage'a. Ba! Nie znajdziemy tu również żadnych gniazd USB, małych przełączników hebelkowych ani innych bajerów, które producenci montują nawet w podstawowych modelach na rynek domowy. Szczerze mówiąc, o ile jeszcze zintegrowany przedwzmacniacz nie jest głupim pomysłem zarówno z technicznego (krótsza droga wrażliwego sygnału, gotowe dopasowanie parametrów phono stage'a do fabrycznej wkładki), jak i użytkowego punktu widzenia, to gniazdo USB lub Bluetooth w gramofonie jest dla mnie, jako audiofila, rzeczą co najmniej dziwną. Że ktoś chciałby zgrać, lub - jak to się mądrze mówi - zdigitalizować swoje nagrania? Jeśli sprawa dotyczy popularnej płyty, chyba już lepszym pomysłem będzie ściągnięcie jej z sieci. Za kilka dolarów można kupić płyty nawet w postaci plików hi-res. Niech będzie, że winyli będziemy sobie słuchać w domu, a pliki zgramy na laptopa, odtwarzacz przenośny czy pendrive'a, który zabierzemy ze sobą do samochodu. Jeżeli natomiast chodzi o bardzo rzadkie i cenne winyle, może lepszym pomysłem byłoby zarchiwizowanie ich przy pomocy czegoś lepszego niż budżetowy gramofon i przetwornik za pięć dolarów? Obecność technologii Bluetooth jestem jeszcze w stanie zrozumieć, bo dla przeciętnego użytkownika jest to wygodne. Stawiamy gramofon, łączymy się z naszą wieżą lub głośnikiem bezprzewodowym i jedziemy. Ale... Kto normalny kupuje płyty winylowe po to, aby słuchać muzyki szybko i wygodnie? Trochę się to ze sobą kłóci. Dlatego ucieszyłem się, że testowany model jest zupełnie normalnym gramofonem, z wyjściami dla prawego i lewego kanału, zaciskiem uziemiającym i gniazdem zasilającym. I nie mówimy tu o małej dziurce dla zasilacza wtyczkowego. W komplecie dostajemy stosunkowo długi kabel (ósemka) z wtykiem kątowym. Cały panel z gniazdami znajduje się w niewielkim wgłębieniu, co z pewnością spodoba się estetom chcącym zamaskować wszystkie przewody lub dosunąć gramofon do tylnej ściany. Trzeba jedynie zostawić trochę miejsca na zawiasy i pokrywę, która swoją drogą również jest ciekawa. Ma ciemnoszary kolor, a bezpośrednio nad podstawą ramienia znajduje się niewielkie wybrzuszenie. Prawdopodobnie wykonano je po to, aby po uniesieniu tego elementu można było domknąć osłonę bez żadnego problemu. Dlaczego nie zdecydowano się po prostu na odrobinę wyższą pokrywę? Nie mam pojęcia, ale wygląda to dość intrygująco.
PORADNIK: Jak wybrać gramofon
Co najbardziej spodobało mi się w testowanym gramofonie? Najprościej mógłbym powiedzieć, że ogólna solidność wykonania i to, że w porównaniu z klasycznymi gramofonami za dwa tysiące złotych, tutaj otrzymujemy coś ciekawszego, pachnącego zupełnie innym światem. Może nie jest to jeszcze poziom hi-endowy, bo ani ramię nie przypomina konstrukcji VPI, Roksana, Kuzmy, SME czy Jelco, ani talerz nie wygląda jak chromowany garnek na wojskową grochówkę, ale jeśli macie jakiekolwiek doświadczenia z tańszymi modelami Pro-Jecta, Regi, Thorensa czy TEAC-a, od razu zauważycie, że Turn 5 jest trochę inny. Pozostaje pytanie czy nie boimy się napędu bezpośredniego. Niektórzy audiofile uważają, że w warunkach domowych gramofony z takim rozwiązaniem nie mają racji bytu, tłumacząc to przede wszystkim łatwiejszym przenoszeniem się wibracji z silnika na płytę. Warto jednak zauważyć, że dotyczy to gramofonów z kiepsko zaprojektowanym silnikiem, a ten w Reloopie naprawdę nie wygląda źle. Dla porządku dodajmy też, że napęd paskowy także ma swoje wady, o których wielu audiofilów zdaje się nie wiedzieć lub nie pamiętać. Producenci zwykle stosują tu silniki znacznie gorszej jakości, licząc na to, że wszelkie wibracje zostaną wyeliminowane przez pasek. Taki motor mocowany jest jednak do obudowy, a w budżetowych gramofonach podczas jego pracy słychać ciche piszczenie lub nawet inne, całkiem donośne odgłosy. Jeżeli mieliście lub macie odtwarzacz płyt kompaktowych z głośno pracującą szufladą, na pewno wiecie o czym mowa. Jeśli natomiast wierzycie w to, że naprężony pasek nie przenosi żadnych wibracji, spróbujcie szarpnąć go niczym strunę gitary. To czysta fizyka. Dodatkowo, niektórzy producenci podnoszą problem siły, która "ciągnie" talerz w kierunku silnika, co ma się przekładać na wszystkie inne siły związane z ruchem igły i całego ramienia. Ciekawe rozwiązanie tego problemu polegające na umieszczeniu wokół osi talerza dodatkowych rolek napinających pasek zaproponowała firma The Funk Firm, jednak w zdecydowanej większości modeli dostępnych na rynku mamy do czynienia z jedną rolką na silniku i paskiem otaczającym sub-platter lub właściwy talerz, co sprawia, że oba te elementy są nieustannie ciągnięte do siebie. W tanich gramofonach może to powodować nawet delikatne przechylenie całego talerza w płaszczyźnie poziomej. Należy również pamiętać o tym, że zużyte lub zabrudzone paski mogą ślizgać się po rolce silnika, powodując najczęściej zwalnianie obrotów. Powiecie, że to wszystko teoria, a w praktyce gramofony z napędem paskowym rządzą i nikt nie kwestionuje ich wyższości? Obyście nie musieli w bardzo brutalny sposób przekonać się, że przy obecnym boomie na winyle, producenci szlifierek potrafią tak schrzanić sprawę, że aż głowa boli. Sam znam dwóch ludzi, którzy po zakupie takiego gramofonu musieli żądać wymiany na nowy egzemplarz z powodu niemożliwych do usunięcia wad fabrycznych. W pierwszym przypadku problemem były skręcone ramiona, a w drugim właśnie silniki wprowadzające słyszalny przydźwięk w zakresie niskich tonów. Sytuacja przypominała słuchanie muzyki z subwooferem nastawionym na jedną, podobno bardzo irytującą częstotliwość. Jak wobec tego mają się sprawy w Reloopie. Powiem wprost - genialnie. Talerz pracuje równiutko i cicho, na zmianę obrotów reaguje błyskawicznie, a w sygnale nie pojawiają się żadne zakłócenia. Nie boję się powiedzieć, że napęd jest chyba najlepszym elementem tego gramofonu.
Nie oznacza to jednak, że Turn 5 nie ma wad. Pierwszym minusem jest pokrywa, która nie unosi się do pionu. Może nie jest to duży problem, ale jeśli mamy dość niski stolik, czasami aż chciałoby się otworzyć ją szerzej. W maksymalnie rozłożonej pozycji poziomica w smartfonie pokazała mi 50 stopni. Przy zmianie płyt nie ma to większego znaczenia, ale jeżeli zechcecie wprowadzić delikatną korektę przeciwwagi, trzeba będzie już trochę pomanewrować palcami. Drugim minusem jest brak możliwości wyłączenia stroboskopu. Nie żartuję - maleńki pierścień na lampce nie odpowiada za włączanie i wyłączanie światła, ale całego gramofonu! Wyłączcie lampkę, a zniknie również podświetlenie przycisków i talerz zacznie powoli zwalniać. Okazuje się więc, że dyskotekowy efekt jest nieodzowny, co jest dla mnie po prostu niezrozumiałe. Powiecie, że jak ktoś chce kupić sobie dyskretny gramofon, to kupi Regę albo Pro-Jecta? Ale ja chciałem tylko wyłączyć lampkę... Może jest na to jakiś patent, ale wierzcie mi - próbowałem coś na to niebieskawe światło zaradzić i mi się nie udało. Spodobała mi się natomiast kultura pracy silnika, przyzwoite ramię umożliwiające dokonanie wielu regulacji, a nawet takie drobiazgi, jak odłączany kabel zasilający czy gruba, gumowa mata, którą dostajemy w zestawie. Rozważając wszystkie plusy i minusy tego gramofonu, zdecydowanie wygrywają te pierwsze. A jak to wszystko przełoży się na brzmienie?
Brzmienie
O wielu budżetowych gramofonach można powiedzieć tyle, że grają. Może przesadzam, ale brutalna prawda jest taka, że w cenie do dwóch tysięcy złotych nie powinniśmy się nastawiać na nie wiadomo jak cudowne wrażenia odsłuchowe. Jeżeli wybierzemy model o przeciętnym brzmieniu, możemy liczyć na prawidłową równowagę tonalną, analogową płynność, niezłą dynamikę i przestrzeń, która na dobrze zrealizowanych płytach zapachnie prawdziwym, winylowym trójwymiarem. Najlepsze gramofony w tej cenie wydobędą z siebie coś jeszcze, prawdopodobnie mocny, rytmiczny bas i lepszą przejrzystość. Jeśli natomiast trafi nam się pasztet, dostaniemy co najwyżej zamulony, nudny dźwięk, z którego trudno będzie wyczytać co takiego ludzie widzą w tych winylach. Jest to o tyle śmieszne, że najtańsze gramofony sprzedają się świetnie, a te zaledwie odrobinę droższe, za to często już znacznie lepsze, cieszą się mniejszym zainteresowaniem. Przypomina to trochę sytuację z przetwornikami cyfrowo-analogowymi. Dziennikarze zaczęli pisać, że dzięki nim można uzyskać naprawdę fenomenalny dźwięk, co jest prawdą, ale pod warunkiem, że zadbamy o wysokiej jakości pliki, prawidłowo ustawimy wszystkie parametry na komputerze, a na DAC-a wydamy tyle, ile przy danym systemie przeznaczylibyśmy na odtwarzacz płyt kompaktowych. Tymczasem wielu melomanów wyszło z założenia, że cyfra to cyfra i zaopatrzyło się w najtańsze przetworniki na rynku. Maksymalnie do 1500 zł. Wiele z nich wróciło do sklepów, bo - to ci niespodzianka - nie grały tak hi-endowo, jak wyobrażali to sobie ich niedoszli nabywcy. Niektórzy tak strasznie zrazili się do tematu, że jeszcze po wielu latach piszą na forach, że pliki to ściema. A wystarczyło dołożyć do skarbonki kilka stówek i posłuchać przetwornika spoza listy dziesięciu najtańszych modeli na rynku. Jeżeli stoicie przed wyborem gramofonu i zastanawiacie się czy większa inwestycja ma sens, Turn 5 powinien rozwiać wszelkie wątpliwości. W odsłuchu pokona większość budżetowych gramofonów tak, jak przetwornik za 3000 zł rozwala te za 1500 zł.
TEST: Nagaoka MP-100 + MP-110
Odpalając pierwszą płytę, byłem przekonany, że ze względu na zastosowaną w Reloopie wkładkę, nie będzie mi dane jeszcze odkryć nic specjalnego. W pogotowiu miałem przygotowaną Nagaokę MP-110 i spodziewałem się, że sięgnę po nią jeszcze tego samego dnia. Z zamontowanym fabrycznie Ortofonem 2M Red, Turn 5 zagrał jednak tak dobrze, że wieczorem postanowiłem przerzucić jeszcze kilka płyt. Nim się zorientowałem, na podłodze leżała już cała sterta okładek. Żebym jeszcze testował Reloopa na nie wiadomo jakim sprzęcie, ale wykorzystałem opisywanego niedawno NAD-a C316BEE z wbudowanym przedwzmacniaczem gramofonowym, kable Melodiki z serii Purple Rain i kolumny Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition. Cały system wraz z testowanym źródłem spokojnie zamknął się w dziesięciu tysiącach złotych, a dźwięk - rewelacyjny! Ze standardową wkładką, Turn 5 dał się poznać jako urządzenie oferujące spójny, muzykalny i stuprocentowo analogowy dźwięk. Może lekko przyciemniony, ale niepozbawiony charakterystycznej dla dobrych gramofonów motoryki, mikrodynamiki i stereofonii. Wiem, że to jeszcze żaden hi-end, ale Reloop dał mi zdecydowanie więcej frajdy, niż większość budżetowych szlifierek. Co ciekawe, mimo tego delikatnego przygaszenia wysokich tonów, Turn 5 wcale nie jest źródłem, które łatwo wybacza błędy realizatorów dźwięku lub kiepską jakość samego tłoczenia. Kiedy "Aventine" Agnes Obel zastąpił album "Back To Black" Amy Winehouse, Reloop jasno dał mi do zrozumienia, że będzie to bardziej tortura niż przyjemność. Ludzie odpowiedzialni za skopanie tego nagrania powinni dostać dożywotni zakaz wjazdu do jakiegokolwiek studia, bo nawet jeśli nauczyli się już ustawiać suwaki i mikrofony, to z Amy nie będą już mieli okazji pracować, a doskonała pod względem artystycznym płyta jest nie do odratowania. Aby się nie denerwować, do końca testu wybierałem już tylko sprawdzone, dobrze nagrane płyty. Dla potencjalnych właścicieli Reloopa jest to cenna wskazówka. Chociaż na kiepskie nagrania niewiele można poradzić, a z audiofilskimi realizacjami lub przynajmniej poprawnie zrealizowanymi albumami, Turn 5 potrafi dać naprawdę wiele.
Z fabryczną wkładką, Reloop popracował jeszcze kilka dni. W tym czasie dokonałem małej korekty ustawienia przeciwwagi, ale innych parametrów ramienia praktycznie nie ruszałem. Kiedy doszedłem do wniosku, że niczego więcej w jego brzmieniu raczej nie odkryję, postanowiłem zmienić wkładkę na Nagaokę MP-110. Myślę, że po wyeksploatowaniu czerwonego Ortofona, wielu posiadaczy tego gramofonu również weźmie pod uwagę wkładkę tego kalibru. Mogę powiedzieć, że taka inwestycja zwróci się z nawiązką. Nagaoka sprawiła, że pasmo przenoszenia wyrównało się niemal idealnie. Dźwięk był bardziej rozdzielczy i napowietrzony. Poprawiła się nie tylko dynamika i przejrzystość, ale także precyzja lokalizacji źródeł pozornych i kilka innych aspektów, w które nie będę się zagłębiał, odsyłając wszystkich zainteresowanych do testu Nagaoki. Faktem jest, że z tego gramofonu można jeszcze wiele wyciągnąć, a z uwagi na odłączany headshell i naprawdę niezłą jak na ten przedział cenowy konstrukcję ramienia, wymiana tego elementu nie powinna przysporzyć problemów nawet początkującym amatorom płyt winylowych. Najważniejsze dla mnie było to, że ze zmienioną wkładką dźwięk nie stracił swej cudownej płynności, spójności i barwy. Powiecie, że czarnym krążkom trudno jest to odebrać? Możliwe, ale nie takie cuda już słyszałem.
Dwa maleńkie minusy natury praktycznej i oryginalne, nieco dyskotekowe wzornictwo to zbyt mało, by w jakikolwiek sposób mnie zniechęcić, a już na pewno nie po tym, co usłyszałem. Ostatecznie przecież najważniejszy jest dźwięk, a pod tym względem Reloop mnie nie zawiódł.
Podsumowując, Reloop Turn 5 to bardzo kompetentny gramofon oferujący brzmienie naprawdę wysokiej próby. Z zamontowaną przez producenta wkładką gra muzykalnym i pełnym, ale trochę przygaszonym dźwiękiem. W mojej konfiguracji testowej nie był to problem, bo ten delikatny niedobór wysokich tonów skutecznie kompensował rewelacyjny NAD C316BEE i poddane fabrycznemu tuningowi Pylony. Po zmianie wkładki, co prędzej czy później czekać będzie każdego posiadacza tego gramofonu, brzmienie weszło na wyższy poziom. A przecież nie jest to jeszcze koniec świata, bo można pokusić się o droższy kartridż, nie mówiąc o phono stage'u. Ja jednak z premedytacją postanowiłem przetestować Reloopa w takim systemie, w jakim widziałoby go pewnie wielu użytkowników. Myślę, że z powodzeniem mógłby wylądować w droższym towarzystwie i nie miałby się czego wstydzić. Dwa maleńkie minusy natury praktycznej i oryginalne, nieco dyskotekowe wzornictwo to zbyt mało, by w jakikolwiek sposób mnie zniechęcić, a już na pewno nie po tym, co usłyszałem. Ostatecznie przecież najważniejszy jest dźwięk, a pod tym względem Reloop mnie nie zawiódł. Gdybym kupił go w ciemno, byłbym więcej niż zadowolony.
Budowa i parametry
Reloop Turn 5 to gramofon analogowy, który zdaniem producenta ma łączyć w sobie niezawodną mechanikę, solidną konstrukcję oraz rozwiązania, które przydają się podczas słuchania muzyki w domowym zaciszu. Model ten wyposażono w napęd bezpośredni realizowany przez bezszczotkowy silnik prądu stałego dysponujący momentem obrotowym 4500 g/cm. Taki motor jest w stanie rozpędzić talerz w niecałe 0,2 sekundy. Ów talerz jest zresztą bardzo ciekawy. To dość skomplikowana konstrukcja, której bazą jest aluminiowy odlew, z warstwami tłumiącymi po obu stronach. Gumowy wkład podklejony od dołu ma eliminować niechciane rezonanse, a zewnętrzne pokrycie o grubości 5 mm chroni przed wibracjami zarówno talerz, jak i leżącą na nim płytę. Nie bez znaczenia jest również sama podstawa gramofonu. To ciężka, metalowa konstrukcja osadzona na dużych nóżkach absorbujących drgania. Kombinacja kilku materiałów ma zapewniać dodatkową wytrzymałość obudowy, a dzięki eleganckiemu wykończeniu czarnym lakierem fortepianowym. Całość wraz z talerzem waży 12,8 kg, co jest naprawdę dobrym wynikiem w tej klasie gramofonów. Turn 5 posiada także ramię w kształcie litery S o efektywnej długości 230 mm. Zostało ono wyposażone w podnośnik hydrauliczny, pokrętło do ustawiania anti-skatingu oraz regulację wysokości z blokadą dla ustawienia prawidłowego pionowego kąta śledzenia (VTA). Wszystko to ma gwarantować optymalną pracę wkładki, a w konsekwencji - prawidłową reprodukcję dźwięku. W gramofonie fabrycznie montowana jest wkładka Ortofon 2M Red. Jak przystało na maszynę o profesjonalnym rodowodzie, jest ona przykręcona do wymiennego headshella, co w świecie DJ-ów pomaga w szybkim złożeniu gramofonu lub awaryjnej wymianie wkładki, a w domu może przydać się chociażby do eksperymentowania z różnymi wkładkami dla uzyskania jak najlepszego efektu brzmieniowego. Producent podaje mnóstwo parametrów, które mogą nam się przydać podczas takiej zabawy. Ze strony firmy dowiemy się na przykład jaki jest zakres regulacji wysokości podstawy ramienia (6 mm), efektywna masa ramienia (30 g) lub zakres anti-skatingu (0 - 3 g). Nie wszystkie firmy podają takie liczby nawet w instrukcjach obsługi, a szkoda, bo każdy amator czarnych krążków wie, że bez takich danych czasami ciężko jest wybrać nową wkładkę lub ustawić swój gramofon z należytą dokładnością. Na szczęście, Reloop nie zrezygnował z rozwiązań zwiększających funkcjonalność i komfort użytkowania gramofonu. Wyboru między trzema dostępnymi prędkościami obrotowymi możemy dokonać za pomocą dużego pokrętła umieszczonego w łatwo dostępnym miejscu. Obecność wszystkich trzech wartości (33 1/3, 45 oraz 78 RPM) oznacza, że Turn 5 może odtwarzać nawet stare płyty szelakowe. Uniwersalny mechanizm blokady ramienia pozwala na łatwą wymianę wkładki. Dzięki dołączonej przeciwwadze, do ramienia można zamontować szeroką gamę wkładek, nawet tych nieco cięższych. Z tyłu gramofonu znajdują się pozłacane wyjścia RCA z oddzielnym uziemieniem. Wszystkie przewody można odłączyć, co umożliwia ich wymianę w razie uszkodzenia lub po prostu zmianę na lepsze.
Werdykt
Wypuszczając na rynek swój pierwszy gramofon zaprojektowany z myślą o melomanach, Reloop zagrał bezpiecznie. Stworzył ładne, uniwersalne i bogato wyposażone urządzenie, nawiązując rywalizację z bardziej utytułowaną konkurencją. Turn 3 szybko się przyjął, jednak niektórzy zaczęli zadawać sobie pytanie gdzie, jeśli w ogóle, można w nim szukać elementów charakterystycznych dla sprzętu profesjonalnego. Turn 5 to już zupełnie inna bajka. Masywna maszyna, w której na pierwszy rzut oka widać firmowe DNA. Napęd bezpośredni, do którego niektórzy audiofile podchodzą jak pies do jeża, tutaj działa wręcz wspaniale. Szybko, pewnie i bezszelestnie. Brzmienie? Naturalne, analogowe, muzykalne i wykraczające daleko ponad poziom typowych, budżetowych szlifierek. Zrozumiem, jeśli ktoś dla świętego spokoju lub z czystej, finansowej konieczności wybierze tańszy model. Ale jeżeli bierzecie pod uwagę różne opcje i możecie pozwolić sobie na zakup gramofonu bez wbudowanego phono stage'a, posłuchajcie co potrafi Turn 5. To niewiele większy wydatek, a jednak zupełnie inny świat.
Dane techniczne
Dostępne prędkości: 33 1/3, 45, 78 obr/min
Wyjście analogowe: RCA
Poziom wyjściowy: 224 mV (Ortofon 2M Red)
Gniazdo headshella: GM/SME
Typ wkładki: MM (Ortofon 2M Red)
Efektywna długość ramienia: 230 mm
Efektywna masa ramienia: 30 g
Przesięg: 15 mm
Regulacja VTA: 0 - 6 mm
Dopuszczalna masa wkładki: 3,5 - 8,5 g
Wow and flutter: 0,01%
Moment obrotowy: 4500 g/cm
Średnica talerza: 33,2 cm
Wymiary (W/S/G): 16,2/45,8/36,8 cm
Masa z ramieniem: 12,8 kg
Cena: 2797 zł
Konfiguracja
Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition, NAD C316BEE, Astell&Kern AK70, Nagaoka MP-110, Melodika Purple Rain, Enerr Tablette 6S.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
D.K.Audiofreak
Wydaje się, że ta maszyna to naprawdę niezła alternatywa dla legendarnego Technicsa SL-1200 mk2. Look i styl podobny, cena czterokrotnie niższa. Ciekawe jak wypadłby brzmieniowo w porównaniu do swojego legendarnego, dużo droższego konkurenta?
0 Lubię -
Stefan
Mam ten gramofon od maja 2017. To solidny gramofon. W zasadzie przychylam się do recenzji, jednak do wad nie zaliczył bym braku wyłączenia podświetlania stroboskopu, bo to nawet jest bajer, ale brak automatycznego podnoszenia ramienia. Człowiek się rozsiądzie, złapie klimat, przyśnie i...? No właśnie. Gdyby był pólautomat, gramofonowi nie można by niczego zarzucić. I jeszcze jedno. Gramofon powinien być wyeksponowany w pomieszczeniu. Jest to po prostu piękny mebel.
0 Lubię -
Paweł
Dzień dobry. Turn 5 właśnie do mnie jedzie Po wielu artykułach, opiniach, forach w Internecie, również na podstawie powyższego tekstu raczej wymienię wkładkę. Zastanawiam się na jaką? Gramofon kupuję z dużym zapasem budżetu ale nie chcę również przedobrzyć. Słucham głównie jazzu rozważam Nagaoka 150 ale być może 110 jest zupełnie wystarczająca. Do tego dwa Ortofony Blue i Bronze. Nagaoka 150 wydaje się najbardziej odpowiednia, ciepła, jeszcze nie tak detaliczna. Ciekaw jestem Państwa opinii. Pozdrawiam!
0 Lubię
Komentarze (3)