Liczy się muzyka, czyli o kupowaniu sprzętu audio z umiarem
- Kategoria: Felietony
- Ludwik Jasiński
Z muzyką i sprzętem grającym jestem związany od zawsze, a wszystko za sprawą prowadzonego przez mojego ojca sklepu z płytami i komponentami stereo. Przez nasz dom przewinęły się setki wzmacniaczy, magnetofonów, odtwarzaczy CD, gramofonów, tunerów, kolumn głośnikowych, albumów, koncertów i boxów płytowych z najróżniejszych epok. Każdego dnia obcowałem z rozmaitym sprzętem muzycznym, nic więc dziwnego, że wraz z wiekiem i kształtowaniem się moich upodobań zmieniały się również zestawy audio, na których słuchałem muzyki. Sukcesywnie ulepszałem każdy z nich, wymieniając poszczególne elementy na lepsze. Zadanie to było tym łatwiejsze, że miałem stały dostęp do różnorakich urządzeń i mogłem eksperymentować. Jeżeli coś mi się spodobało, zaczynałem odkładać na to pieniądze.
W tamtym czasie kierowaliśmy z tatą nasz wzrok przede wszystkim ku sprzętom vintage, głównie dlatego, że rynek nowego audio z początku nowego millenium nie miał się zbyt dobrze. Katalogi producentów zalewały amplitunery wielokanałowe, systemy 5.1, odtwarzacze DVD i telewizory z coraz większymi rozdzielczościami, a sprzęty stricte dwukanałowe były odsuwane w cień. Mieliśmy również większe możliwości profesjonalnej renowacji leciwego hi-fi, dlatego zamiast kupować coraz bardziej plastikowe i zrobione byle jak konsumenckie klocki, polowaliśmy na te starsze. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Rynek urządzeń używanych oszalał i sprzedawcy zaczęli dyktować kosmiczne ceny nie tylko za odnowione egzemplarze, ale również i te wymagające napraw, a ja utraciłem możliwość bezproblemowego i profesjonalnego przywracania ich do życia. Dlatego, kiedy w przeciągu ostatniego roku zapoznałem się bliżej z obecnym stanem nowo produkowanego audio, postanowiłem dokonać pewnych zmian w swoim systemie. Teraz jestem wreszcie zadowolony z brzmienia, do którego dochodziłem latami, wymieniając co chwila elementy zestawu na inne. Ale skoro kupno nowego sprzętu grającego sprawiło, że jestem wreszcie zadowolony, to czemu w tytule mówię o umiarze w jego kupowaniu?
Niniejszy tekst zrodził się z pewnego uczucia, które towarzyszyło mi przez ostatnie lata. Czułem niedosyt. Wiedziałem, że zawsze znajdę komponenty audio, które będą lepsze od tych stojących w moim salonie. O to akurat nietrudno. Żadnego zestawu, który przez lata posiadałem, nie można było nazwać "idealnym". Taki złoty środek zwyczajnie nie istnieje, ponieważ każdy ma inny słuch i upodobania, ja jednak nie przestawałem myślami szukać swojego ideału. Przez takie myślenie wpadłem w błędne koło i popełniłem największy grzech z możliwych - zapomniałem, że w tym wszystkim liczy się przecież muzyka. Przestałem słuchać tego, co puszczam, a zamiast tego zacząłem wszystko analizować. Szukałem dziury w całym. Nawet jeśli sprzęt grał dobrze, doszukiwałem się w nim wad. Próbowałem sobie wmówić, że potrzebuję czegoś wyższej klasy. Na szczęście otrzeźwiałem, kiedy postarałem się o lepsze wytłumienie salonu. Gdy usłyszałem, jak mój zestaw, będący starannie dobieraną przez lata mieszanką sprzętu vintage’owego z nowym, potrafi zagrać w odpowiednich warunkach, przejrzałem na oczy (a raczej uszy). Zdałem sobie sprawę, że przecież nie potrzebuję jeszcze droższego sprzętu, aby delektować się muzyką, ponieważ ten, który mam jest - jak na moje ucho - w pełni wystarczający. Wreszcie przestałem wszystko rozkładać na czynniki pierwsze i wróciłem do radości ze słuchania. Czy można mieć lepszy sprzęt? Jasna sprawa, że można. Ale czy to znaczy, że trzeba?
Możecie powiedzieć, że to oczywiste, że przecież nie każdego stać na ciągłą wymianę sprzętu na nowy, że nie każdy jest na tyle szalony, aby tak robić, że sprzęt audio kupuje się na lata, ale czy w dzisiejszych czasach jest tak w istocie? Rozejrzyjcie się przez chwilę i zastanówcie, ponieważ ja widzę czyste szaleństwo. Ludzie, którzy kupili kilka miesięcy wcześniej streamer, pytają już w komentarzach pod recenzjami o cenę jego ulepszonej wersji, podczas gdy ich najnowszy nabytek nie zdążył się nawet porządnie rozgrzać. "Słuchawkowcy" zmieniają swoje nauszniki na nowe generacje prawie rokrocznie, nawet jeśli nie słyszą jakichś szczególnych poprawek w brzmieniu. Dla młodzieży słuchawki są nierzadko elementem wyrażania siebie i podążaniem za modą, a więc wraz ze zmianą trendów trzeba je wymienić. Bo teraz trzeba mieć inne logo albo inny kolor. Niedawny wysyp sprzętów audio od Focala, Pro-Jecta, Sony, B&W czy Fezza w modnych odcieniach szałwii, mięty i leśnej lub butelkowej zieleni pokazuje, że trendy modowo-wnętrzarskie uderzają również w sprzęt, który z natury ma nam służyć latami, a nie być wymieniany co sezon jak zasłony czy klosze lamp, które chowamy do szafy, kiedy przestaną być na czasie.
Wszechobecny, galopujący konsumpcjonizm elektroniczny, znany przede wszystkim ze świata smartfonów, zaczął panoszyć się nawet w branży audio, w której jeszcze do pewnego momentu rozglądanie się za nowym wzmacniaczem 3 lata od kupna poprzedniego było nie do pomyślenia. Salony audio, producenci sprzętu oraz niektóre branżowe czasopisma manipulują przekazem marketingowym tak, aby zachęcić konsumentów do wymiany całego swojego zestawu muzycznego na świeżutkie modele praktycznie co roku. "Musicie posłuchać tego nowego modelu i zdecydować. Może pora na wymianę na coś lepszego?" - mówią z uśmiechem i mrugnięciem okiem internetowi influencerzy i sprzedawcy w swoich materiałach wideo. To tylko sugestia, ale jakże wymowna. Tylko ile razy można wymieniać przedwzmacniacz gramofonowy, jeśli poprzedni działa dobrze i brzmi tak, jak chcieliśmy? Wypluwanie produktów na potęgę i zalewanie nimi rynku również nie napawa optymizmem, jeśli spojrzymy na stosunek ilości do jakości. Oczywiście nie wszystko, co jest obecnie produkowane, to chłam, jednakże nie jest tajemnicą, że wiele współczesnej elektroniki, samochodów i AGD już na etapie projektowania ma obliczaną wytrzymałość na kilka miesięcy po wygaśnięciu gwarancji. Kolumn i wzmacniaczy może jeszcze to nie dotyczy, ale ręka do góry, komu jedne słuchawki bezprzewodowe służą 5 lat lub dłużej...
Odnoszę wrażenie, że producenci sprzętu audio wręcz zakładają, że będziemy prędzej czy później to wszystko wymieniać, oczywiście przy okazji generując góry elektrośmieci lub zapychając rynek wtórny. Pamiętajmy jednak, że odsprzedanie sprzętu grającego to nie taka prosta sprawa. Niby istnieją te wszystkie portale z ogłoszeniami i aukcjami, ale potencjalni nabywcy potrafią być bardzo upierdliwi, roszczeniowi i zwyczajnie źle wychowani, a do tego niedoinformowani, uważający się za ekspertów w danej dziedzinie i wybredni, nawet jeśli nasza cena jest atrakcyjna i uczciwa. Konia z rzędem temu, kto próbował sprzedać cokolwiek na portalu aukcyjnym (nawet chodliwego) i nie natknął się na marudnych kupujących. Oczywiście istnieją również programy wymiany "starego" sprzętu na nowy u dealerów producentów, jednak warunki takiej operacji bardzo często są niekorzystne. Sam rok temu przeprowadziłem eksperyment u jednego z producentów audio. Reprezentant firmy uznał, że ledwo rozpakowany wzmacniacz zintegrowany, który nie zdążył się nawet wygrzać, kosztujący w sklepie ponad 7000 zł, wg ich wyceny jest wart nie więcej niż 1500 zł w voucherze za wymianę. To nieco ponad 25% oryginalnej wartości i istna kpina z klienta. Dlaczego ktokolwiek miałby pójść na taki układ? Jeśli sprzęt jest uszkodzony, firma będzie mogła co najwyżej sprzedać go jako demo, również z dużym rabatem, jednak jeśli mówimy o urządzeniu w stanie idealnym, to co stoi na przeszkodzie, aby zorganizować nowe opakowanie i sprzedać je jako nowe lub "fabrycznie odnowione", z gwarancją naliczaną od nowa od daty zakupu?
Mimo tej nagonki konsumpcyjnej obecnie największą popularnością w branżowej prasie i Internecie cieszą się wszelkie newsy i recenzje dotyczące sprzętu właśnie. Ludzi zwyczajnie interesują nowe sprzęty i wiadomo, że to bardzo przyjemny temat. To bardzo ludzkie. Lubimy nowe przedmioty i nowinki techniczne. Odbija się to jednak ponownie na muzyce, która popada w medialną niełaskę. Recenzje płyt, które kiedyś były kluczowe dla wielu czytelników, ponieważ stanowiły jedyne źródło informacji o premierach, obecnie są tylko dodatkiem do głównej treści okołosprzętowej. Z jednej strony całkowicie rozumiem taki obrót spraw. Wszakże po co czytać wypociny jakiegoś obcego człowieka, który może mieć całkowicie odmienny gust od naszego, skoro dzięki serwisom strumieniowym możemy sami sprawdzić dany tytuł i wyrobić sobie opinię praktycznie natychmiast? Z drugiej jest to bardzo smutne, ponieważ pokazuje dalszy regres muzyki jako medium, który zaczął się moim zdaniem już w erze płyt CD. Poligrafia albumów kompaktowych straciła na kreatywności znanej z wydań winylowych z powodu plastikowych jewelcase'ów i małego formatu, nie pozwalającego na zbyt twórcze wykorzystanie przestrzeni. W dobie streamingu na okładki albumów mało kto zwraca uwagę, a jeśli już, to wie jedynie, jak wygląda ich front, ponieważ w wydaniach cyfrowych reszta poligrafii zwyczajnie nie istnieje. Podobnie samo słuchanie muzyki stało się dla wielu osób czynnością tła, czymś, co robią nieświadomie, w trakcie wykonywania innych czynności, nie przywiązując zbytniej wagi do tego, jak to wszystko brzmi, czy ma sens i czy im się w ogóle podoba. Oczywiście nie wszyscy tak słuchają muzyki i nadal istnieją osoby, które z pietyzmem przygotowują sobie pokój odsłuchowy lub swój kąt w salonie, zasiadają ceremonialnie w fotelu i upewniwszy się, że nikt im nie przeszkadza, włączają muzykę. I chwała im za to, ponieważ nie liczy się czy mamy najnowszy model streamera obsługujący niebotyczne parametry DSD, najmodniejsze, zielone kolumny, czy gramofon z włókna węglowego, który wyszedł przed chwilą z linii produkcyjnej.
Wymianę sprzętu na nowy trudno jest także usprawiedliwić postępem technicznym. Niektórzy twierdzą, że w świecie audio takie zjawisko już nie występuje, inni ów postęp dostrzegają, jednak doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie są to zmiany, które zachęciłyby czy wręcz zmusiły klientów do wymiany całego swojego systemu na nowy co kilka lat. Owszem, mamy miniaturyzację głośników, które potrafią oddać więcej częstotliwości, niż wynikałoby to z praw fizyki. Mamy coraz mniejsze i mocniejsze wzmacniacze pracujące w klasie D. Mamy coraz ładniej grające kodeki i bezprzewodowe systemy przesyłu sygnału audio. Mamy też streamery pozwalające nam na odtwarzanie coraz gęstszych formatów plików, wykraczających daleko poza spektrum ludzkiego słuchu. Tylko czy to wszystko coś zmienia? Nowe kolumny głośnikowe są smuklejsze, a wzmacniacze mniejsze i wydajniejsze. Czy to odmieniło nasze życie? Zmieniło sposób słuchania muzyki? Miniaturowe systemy all-in-one pozwalają nam zbudować elegancki i minimalistyczny zestaw hi-fi stosunkowo niewielkim kosztem. Fajnie, ale czy to jest jakaś rewolucja na tle reszty branży? Nowe bezprzewodowe kodeki i systemy typu TIDAL Connect są super, jednak nadal w porównaniu z brzmieniem przewodowym bledną. A streamery, transporty i przetworniki pozwalające nam na odtwarzanie kosmicznych głębi bitów? O, to jest prawdziwy postęp! Tak? Jak wielu z was posiada gęste pliki DSD w swojej kolekcji? Tym bardziej, że sklepy sprzedające pliki wysokiej rozdzielczości znikają w zastraszającym tempie z powodu olbrzymiej popularności serwisów strumieniowych, na których - paradoksalnie - coraz więcej albumów jest wrzucanych w jakości CD lub niewiele wyższej. Okazuje się, że na upartego nawet nie potrzebujemy tych wszystkich nowoczesnych bajerów, ponieważ znaczna część tego, czego słuchamy, nie jest nam udostępniana w jakości wyższej niż 48 kHz przy 24 bitach. No chyba, że słuchacie SACD. A podobno fizyczne media to pieśń przeszłości? Prawdopodobnie największym osiągnięciem ostatnich lat jest w moim odczuciu ulepszenie systemów cyfrowej korekcji akustyki pomieszczenia odsłuchowego. No i coraz lepsza aktywna redukcja szumów, wraz z ogólną poprawą jakości produkowanych słuchawek. Te aspekty rynku audio mogę z czystym sumieniem nazwać prawdziwym postępem. Reszta branży audio jest raczej niezmienna, lub nawet uległa znacznemu pogorszeniu jak na przykład gramofony. Zmiany, jeśli już następują, są również bardzo powolne i wdrażane latami. Dlatego, zanim nasz sprzęt się zdezaktualizuje, minie jeszcze sporo czasu, a kiedy to nastąpi, to i tak najpewniej obędziemy się bez najnowszych zdobyczy techniki.
Nie należy zapominać, że muzyka - dosłownie - gra w tym wszystkim najważniejszą rolę. To jej słuchamy, nią się delektujemy, to ona ma nas wspierać w trudnych chwilach i dawać radość w tych szczęśliwszych. Liczy się to, żebyśmy mogli posłuchać ulubionych kawałków w takiej jakości, która nas zadowala, a nie prześcigali się z kolegami, kto ma najbardziej wypasiony sprzęt. Zatopmy się w dźwiękach wygrywanych przez naszych ukochanych artystów, po to przecież tworzą nie po to, aby ktoś testował na ich twórczości sprzęt grający. Na Audio Video Show usłyszałem bardzo obrazowe zdanie na stoisku McIntosha - "Staszek, puść w końcu coś normalnego, bo mam dosyć tych audiofilskich samplerów!". No właśnie, życie to nie hi-resowe samplery, życie to słuchanie najróżniejszych źródeł, czasem nie najlepiej zrealizowanych, ale zawsze ulubionych. Tak, wiem - korci, aby spróbować nowego sprzętu i w razie czego oddać do sklepu, ale musimy uważać, aby nie stało się to naszym uzależnieniem.
Tym, do których moje przemyślenia nie przemawiają, polecam też pewne ćwiczenie. Przypomnijcie sobie, proszę, momenty, w których słuchanie muzyki sprawiało wam największą przyjemność. Czy było to podczas wystawy lub wizyty w salonie z hi-endową aparaturą? A może dawno temu, z przyjaciółmi, na rozklekotanej, plastikowej wieży albo na spacerze, na starej empetrójce i słuchawkach kupionych za 130 zł? Wielu z nas, audiofilów, dysponuje sprzętem, o jakim jakiś czas temu mogliśmy tylko pomarzyć, a mimo to chcemy więcej i szukamy szczęścia w kablach, zamiast cieszyć się tym, co mamy. Oczywiście nie zamierzam nikogo zniechęcać do poszukiwania swojego ideału i kolejnych zakupów, bo jeśli właśnie to sprawia komuś radość, to kimże jestem, aby mówić mu, co ma robić ze swoimi pieniędzmi? Zwracam tylko uwagę, że nie jest to najważniejsze. Lepszy wzmacniacz, wymarzone kolumny, zasilacz do streamera, dzięki któremu będziemy znów jarać się jak dziecko - to zawsze cieszy. Ale czasami jeszcze bardziej cieszy to, że odkryliśmy fajną płytę, jakiegoś nowego wykonawcę, którego twórczość trafia w nasz gust albo podczas robienia porządków w płytotece trafiliśmy na album, o którym kompletnie zapomnieliśmy. Sprzęt? Jest ważny, dla niektórych nawet bardzo. Ale bez muzyki jest on jedynie stertą kloców zajmujących przestrzeń i zbierających kurz.
-
DS
Jeden z mądrzejszych tekstów, jakie ostatnio czytałem. Sam się ostatnio złapałem, że po kupnie słuchawek z których jestem zadowolony, poszukuję kolejnych. Co gorsza, zacząłem dostosowywać muzykę do słuchawek, których w danej chwili używam. Chyba nie o to chodzi. Dlatego spasowałem. Czasem lepiej posłuchać muzyki zamiast obejrzeć kolejny test na YouTubie.
6 Lubię -
Ryszard
Dawno temu rozmawiałem z kolegą, który wkręcił mnie w to hobby. Zapytałem go, jaki zestaw uznałby już za ten docelowy, a on odparł, że takiego zestawu i takiego momentu w życiu audiofila nigdy nie ma. A ja się z tym nie zgadzam. Po wielu latach żonglowania kolumnami, klockami i kablami mam system, którego brzmienie całkowicie mnie satysfakcjonuje. Czy można lepiej? Tak. Wystarczy pójść na Audio Video Show i wiadomo, że prezentowane tam zestawy, kosztujące nieraz miliony złotych, grają obiektywnie lepiej, bardziej imponująco. Ale czy gdybym jutro wygrał kumulację w totolotka, to pierwszą lub jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobiłbym z wygraną, byłoby kupno lepszego sprzętu? Chyba nie. Myślałem, że może jestem wyjątkowym szczęściarzem albo niepoprawnym optymistą, ale widzę, że nie jestem sam. Pozdrawiam!
6 Lubię -
Garfield
Zgadzam się właściwie bez zastrzeżeń. Wymieniam sprzęt tylko w razie awarii, a nie dla samej wymiany. Ale ja mówię o sobie jako o byłym audiofilu. Warto też wziąć pod uwagę, że gdy producenci wprowadzają nowy model (zwłaszcza ci o bardziej korporacyjnym niż rzemieślniczym charakterze), optymalizują nie tylko jakość (jeśli w ogóle), ale także koszty wytworzenia. Nowe urządzenia mogą mieć zastosowane określone rozwiązania po to, aby mogły być produkowane taniej. Niekoniecznie warto gonić za nowościami.
1 Lubię -
Paweł
Muzyka jest moim nałogiem od zawsze, dzień bez słuchania jest dniem straconym. Sprzęt audio ma mnie do niej jak najbardziej zbliżyć, ale pomimo świadomości, że nie mam perfekcyjnego zestawu, udało mi się nie wpaść w pułapkę nałogu wymiany sprzętu co chwilę. Mam teraz zaledwie trzeci zestaw audio w ciągu ponad 20 lat, to chyba całkiem zdrowo. Wiele lat pracowałem w marketingu, ale galopujący konsumpcjonizm utwierdził mnie w przekonaniu, że zamiast rozwijać cywilizację, szybciej może ją zniszczyć, a już na pewno najbardziej cierpi na tym nasza planeta. Pozostaję w przekonaniu, że mam bardzo fajnie grający zestaw i może za kilka lat, coś w nim zmienię, oczywiście pod warunkiem, że wykonam testy i upewnię się, że nowość gra wyraźnie lepiej niż to co mam od lat. Cieszę się, że nie jestem sam, ale mam też obawę, że podobnie podchodzących do tematu, nie jest wielu...
1 Lubię -
Foniatra
Lepiej pojeździć na motocyklu, to jest dopiero oderwanie od problemów, tyle straconego czasu na wymianach sprzętu, o kasie i frustracjach nawet nie wspomnę... Pozdrawiam!
2 Lubię -
Artur
Takie to nasze hobby. Miałem dobre słuchawki, zachciało mi się lepszych, ładniejszych, wygodniejszych. Sprzedałem te, które miałem i zamówiłem inne. Teraz żałuję i czekam, aż ktoś się na nie skusi. Może nawet wrócę do tych, które miałem. I już wiem, ze jak już będę miał to, co chcę, to za chwilę przyjdzie chęć na cos innego. Cóż, tak to już jest i się nie zmieni:) Rada dla wszystkich - masz coś, co ci odpowiada, ciesz się tym.
4 Lubię -
a.s.
Wymianę wzmacniaczy, kolumn, kabli, streamerów można łatwo zakończyć, kupując dobre kolumny aktywne, w których można sobie dźwięk dostroić, a poza tym zrobić korektę pomieszczenia jako dodatek do adaptacji akustycznej.
0 Lubię -
Artorius
"Lepiej pojeździć na motocyklu"... Tak. I zabić się. Słuchawki nie zabijają.
Co do ciągłej pogoni za króliczkiem, to prawda. Są tego różne przyczyny.
- Stare słuchawki niszczą się. O ile pady da się zmienić to pałąki często nie. Zostajesz z obszarpanym produktem. Tak miałem z Oppo PM3, Technics EAH-A800 (słuchawki pękły).
- Pogoń za lepszymi parametrami, kodekami (BT), wygodniejsza konstrukcją.
- Zmiana telefonu w przypadku BT powoduje czasem, że model słuchawek degraduje się, bo telefon kodeka danego nie obsługuje. Przykładem jest Pixel bez aptX Adaptive. Zostaje tam LDAC lub aptX HD.
Prawdą jest, że producenci próbują nas nabierać, szczególnie w przypadku słuchawek BT. Lansują kodek aptX Adaptive w hi-endowych słuchawkach jak Focal Bathys. A tu przydałby się LDAC czy aptX lossless.0 Lubię -
Sławomir
Zgadzam się z autorem, z jednym wszak zastrzeżeniem - obecne gramofony są lepsze od tych starych - to taki chichot historii, zemsta za próbę pogrzebania winylu!
0 Lubię -
Marek
Z prawdziwą przyjemnością przeczytałem ten artykuł. Sam zmieniam sprzęt, ale jedynie na coraz lepszy i kiedy osiągam zamierzony poziom zadowolenia zatrzymuję się. Tak było, gdy kupiłem kilka lat temu moje "docelowe" kolumny i ostatnio po zakupie zestawu przedwzmacniacz-wzmacniacz. Autor ma 100% rację w tym, co pisze. Niestety mamy takie czasy, że zawsze to co nowsze uważane jest za lepsze. Mam jednak nadzieję, że nie wszyscy tak sądzą. Pozdrawiam akustycznie.
0 Lubię
Komentarze (10)