Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Astell&Kern ACRO CA1000

Astell&Kern ACRO CA1000

Pamiętacie czasy, kiedy człowiek wszędzie zabierał ze sobą przenośny odtwarzacz kaset, płyt kompaktowych lub plików i czuł się jak król życia? Możliwość słuchania muzyki w dowolnych okolicznościach była i wciąż pozostaje dla wielu ludzi czymś, bez czego trudno byłoby sobie wyobrazić normalne funkcjonowanie. Przewijanie kaset za pomocą ołówka, aby oszczędzać baterie... Zabieranie w podróż specjalnych segregatorów na płyty, aby nie nosić i - co ważniejsze - nie połamać oryginalnych pudełek... Zachwycanie się pierwszymi "empetrójkami" i trzymanie na komputerze folderów przygotowanych tak, aby znajdujące się w nich pliki wypełniały ograniczoną pamięć urządzenia... Dla mnie to masa wspomnień, które automatycznie kojarzą mi się z konkretną muzyką, ludźmi, miejscami, a nawet zapachami. Dziś niemal każdy ma w kieszeni "prostokąt", który przejął funkcję przenośnego odtwarzacza plików, aparatu fotograficznego, kalkulatora, dyktafonu, notatnika, latarki, mapy oraz wielu innych przedmiotów i urządzeń, bez których dawniej nie wyruszylibyśmy w żadną podróż. Nie używamy nawet nawigacji samochodowej, bo ta w smartfonie jest bardziej aktualna. Kto potrzebuje przenośnego odtwarzacza plików, gdy ma mądry telefon z aplikacją serwisu streamingowego i bezprzewodowe słuchawki? Przetrwały właściwie tylko te urządzenia, którym smartfony jakościowo nigdy nie dorastały do pięt. Najnowszy iPhone może i robi niezłe zdjęcia, ale wciąż nie są one tak dobre jak te wykonane lustrzanką z dużym obiektywem. Z tego samego założenia wyszli ludzie, którzy powołali do życia markę Astell&Kern, specjalizującą się w produkcji odtwarzaczy przenośnych z najwyższej półki. Dziś koreańska manufaktura jest w tej dziedzinie prawdziwym hegemonem. Jej projektanci nie mają jednak zamiaru spocząć na laurach i regularnie pokazują nam urządzenia łamiące wszelkie schematy. Dziwne, odlotowe, jedyne w swoim rodzaju. I kiedy wydawało się, że nie wymyślą już nic szokującego, zrobili to ponownie, wprowadzając na rynek połączenie hi-endowego playera i biurkowego wzmacniacza słuchawkowego. Przed nami ACRO CA1000.

Szczerze mówiąc, imponuje mi nie tylko wyobraźnia koreańskich konstruktorów, ale też ich determinacja. Ich niezwykle oryginalne projekty mają bowiem to do siebie, że przez chwilę wszyscy audiofile bacznie im się przyglądają, rozmawiają o nich, komentują, a potem zapada cisza i firma wraca do produkcji hi-endowych playerów, po czym znów ogłasza premierę jakiegoś spektakularnego głośnika albo stacjonarnego streamera, który niemal na pewno nie stanie się komercyjnym hitem. Kiedy dotarły do mnie pierwsze zdjęcia ACRO CA1000, odruchowo pomyślałem, że będzie to kolejna zabawka dla kompletnych świrów. Producent ogłosił, że oto nadeszła prawdziwa rewolucja w dziedzinie przenośnego audio, ale ja już swoje lata mam i jestem odporny na takie buńczuczne deklaracje, nawet jeśli ich autorem jest firma, którą darzę wielkim szacunkiem. Nie zmienia to faktu, że Astell&Kern dał nam jedne z najciekawszych urządzeń, jakie można sobie wyobrazić. Dokanałówki AK ZERO1 z miniaturowym przetwornikiem planarnym, dwoma armaturowymi i jednym dynamicznym, odtwarzacz A&futura SE180 z wymiennymi modułami przetwornika cyfrowo-analogowego, potężny player Kann Cube, fantastyczny biurkowy przetwornik ACRO L1000 ze wzmacniaczem słuchawkowym i wyjściami głośnikowymi, stacjonarny streamer AK500N czy jednoczęściowy system stereo AK T1 - to tylko kilka niezwykłych wynalazków, które zapadły mi w pamięć. Każdy niepowtarzalny i wybitnie luksusowy.

Niestety, nawet kiedy wydawało mi się, że dany model powinien znaleźć wielu fanów, chociażby dlatego, że na rynku trudno jest znaleźć coś podobnego, klienci nie podzielali mojego entuzjazmu. Weźmy na przykład ACRO L1000. To wspaniały przetwornik, który brzmieniowo spokojnie może rywalizować z popularnymi modelami Chorda, takimi jak Qutest czy Hugo 2, bijąc je na głowę funkcjonalnością i ceną, ale nikt nigdy mnie o niego nie zapytał, podczas gdy z samych odpowiedzi na maile w sprawie DAC-ów brytyjskiej firmy mógłbym złożyć osobną recenzję. Ewidentnie coś jest tutaj nie tak. Astell&Kern dominuje na rynku hi-endowych odtwarzaczy przenośnych, a poza tym wypuszcza tylko komety - urządzenia, które przez kilka dni robią w sieci spore zamieszanie, po czym znikają w bezkresnej otchłani niezbadanego kosmosu. I jakoś nie potrafię sam siebie przekonać, że z ACRO CA1000 będzie inaczej. Na szczęście moja praca nie polega jedynie na testowaniu potencjalnych bestsellerów. Nie ukrywam, że mam satysfakcję, gdy sprzęt opisywany na łamach naszego magazynu zaczyna wzbudzać duże zainteresowanie, ale przecież nie prowadzę sklepu, nie zajmuję się dystrybucją elektroniki ani nawet nie udostępniam nikomu kodów rabatowych. Publikuję testy, aby inni wariaci zarażeni tą samą pasją mieli o czym poczytać i co pooglądać, a skoro tak, opisywany sprzęt powinien być przede wszystkim ciekawy. Sprawdźmy zatem, na czym ma polegać ów rewolucyjny pomysł koreańskich inżynierów.

Astell&Kern ACRO CA1000

Astell&Kern ACRO CA1000

Wygląd i funkcjonalność

ACRO CA1000 to tak naprawdę kolejna próba połączenia kilku urządzeń w jedno. Mówimy jednak o dość osobliwej hybrydzie, bo tym razem Astell&Kern postanowił zaproponować nam biurkowy wzmacniacz słuchawkowy z funkcjonalnością cyfrowego odtwarzacza audio. Wyobraźcie sobie więc model ACRO L1000, czyli kompaktowy, kanciasty klocek z wyjściami słuchawkowymi i głośnikowymi oraz wysokiej klasy przetwornikiem, a następnie dodajcie do niego zamontowany na eleganckich zawiasach odtwarzacz przenośny - tak mniej więcej wygląda ACRO CA1000. Producent deklaruje, że urządzenie napędzi dowolne słuchawki przewodowe, a dzięki bogatemu zestawowi gniazd cyfrowych i analogowych może także znaleźć się w sercu każdego systemu stereo. Najciekawsze jest jednak to, że urządzenie o całkiem niewielkich gabarytach powinno być łatwe w transporcie, a do tego, podobnie jak klasyczny odtwarzacz przenośny, może polegać wyłącznie na zasilaniu bateryjnym, wymagając jedynie okazjonalnego ładowania za pomocą kabla USB-C. Wydaje się zatem, że mamy do czynienia z rozwinięciem koncepcji, z którą zetknąłem się podczas testu ogromnego playera Kann Cube. Tym razem Koreańczycy po prostu przestali udawać, że jest to sprzęt przenośny w klasycznym rozumieniu tego słowa. Owszem, pozostaje mobilny, bo w łatwy sposób możemy go zapakować do walizki i zabrać ze sobą w podróż, ale na pewno nie jest to "audiofilska empetrójka" stworzona z myślą o delektowaniu się bogatym brzmieniem gęstych plików podczas spaceru po lesie. Potencjalnego nabywcę takiego gadżetu wyobrażam sobie raczej jako dobrze sytuowanego melomana, który najczęściej słucha muzyki w domu, podczas pracy lub wieczornego odpoczynku przy kominku i kieliszku ulubionego trunku, ale czasami chciałby też zabrać swój hi-endowy zestaw słuchawkowy do pracy lub zapakować go do walizki na służbowy wyjazd lub długo wyczekiwany urlop. Zastanawiam się tylko, co w tej sytuacji jest nie tak z klasycznym playerem. A&futura SE180 powinien znakomicie spisać się w takich warunkach, a jeżeli w grę wchodziłoby napędzenie wybitnie wymagających nauszników, Kann Cube załatwi sprawę. Oba modele są zauważalnie tańsze od ACRO L1000, który w Polsce kosztuje dziesięć tysięcy złotych. Dlaczego Koreańczycy doszli do wniosku, że niektórzy klienci woleliby otrzymać taki odtwarzacz w formie nakładki przymocowanej na stałe do biurkowego wzmacniacza słuchawkowego?

Po dokładnym przestudiowaniu udostępnionych przez producenta informacji doszedłem do wniosku, że istnieją co najmniej trzy dobre wytłumaczenia tego fenomenu. Po pierwsze, opisywany model z założenia nie jest urządzeniem kieszonkowym i nawet nie stara się takowego udawać. Konstruktorzy mogli więc zwiększyć rozmiary obudowy, wychodząc poza format dużego odtwarzacza mobilnego, takiego jak chociażby wspomniany wyżej Kann Cube. To z kolei dało im znacznie większe pole do popisu jeśli chodzi o wyposażenie. Wyraźnie widać to na przedniej ściance, gdzie z dużym zapasem zmieściły się aż cztery gniazda słuchawkowe - dwa zbalansowane (4,4 i 2,5 mm) oraz dwa niezbalansowane (3,5 i 6,3 mm). Nie trzeba było nawet pieścić się z takimi elementami jak potencjometr czy ekran. W typowym sprzęcie mobilnym takie elementy raczej nie mogą być zamontowane na zawiasach ani zbyt mocno wystawać poza obrys obudowy. W ACRO CA1000 tego problemu nie ma, z czego konstruktorzy skwapliwie skorzystali. Po drugie, z punktu widzenia posiadacza porządnego stacjonarnego systemu hi-fi kupno odtwarzacza przenośnego jest w pewnym sensie marnotrawstwem, głupim kaprysem. Zwykle otrzymujemy bowiem fantastyczne źródło, z którego będziemy korzystać od czasu do czasu i to tylko w połączeniu ze słuchawkami. Astell&Kern był wprawdzie jednym z pionierów w dziedzinie "aktywizacji" takich odtwarzaczy w warunkach domowych - powstał system AK Connect, umożliwiający przesyłanie muzyki do innych urządzeń pracujących w tej samej sieci, wprowadzono różne stacje dokujące i przejściówki, a dzięki trybowi DAC-a można było wykorzystać taki odtwarzacz do słuchania muzyki z dowolnego komputera, jednak to wszystko półśrodki. Audiofil chciałby po prostu postawić takie urządzenie na stoliku i podłączyć do niego swój wzmacniacz za pomocą kabla RCA. ACRO CA1000 dokładnie to umożliwia. Ba! Obok wyjścia znalazło się także wejście analogowe w tym samym standardzie, a do tego producent dorzucił nam trzy wejścia cyfrowe (koaksjalne, optyczne i USB-C) oraz slot na karty pamięci. Krótko mówiąc, gdyby komuś przyszło do głowy podłączyć do testowanego klocka gramofon z wbudowanym przedwzmacniaczem korekcyjnym, konsolę, komputer lub telewizor, ACRO CA1000 pozwoli mu spełnić to marzenie. I wreszcie po trzecie, parametry opisywanego modelu sugerują, że jest jeszcze mocniejszy niż Kann Cube, dzięki czemu powinien poradzić sobie nawet z trudnymi do wysterowania nausznikami.

Mając na uwadze powyższe, wydaje mi się, że faktycznie - szczególnie w tych niepewnych, pandemicznych czasach - mogą znaleźć się ludzie, dla których najnowsza propozycja koreańskiej firmy będzie całkiem sensownym rozwiązaniem, zastępującym dwa, trzy, a może nawet cztery urządzenia - odtwarzacz przenośny, przetwornik, streamer i wzmacniacz słuchawkowy. Pytanie tylko, czy jest na tyle dobry, aby dobrze wywiązywać się ze wszystkich tych funkcji. Jak można się domyślać, ACRO CA1000 został zbudowany przede wszystkim jako zabawka dla entuzjastów słuchawek. Sterowanie urządzeniem odbywa się za pomocą czterech przycisków umieszczonych nad wyjściami słuchawkowymi i odchylanego do 60° ekranu dotykowego o przekątnej 4,1 cala. Trochę szkoda, że wyświetlacz nie unosi się automatycznie. Moim zdaniem byłby to czadowy, ekscentryczny, ale i futurystyczny zabieg. Nie wiedzieć czemu, urządzenia z automatycznie wysuwanymi pokrętłami albo lampami wyjeżdżającymi z obudowy są ogromną rzadkością, a często robią na melomanach większe wrażenie niż gramofon z lewitującym talerzem. Tutaj ekran obsługujemy ręcznie, zupełnie jakbyśmy otwierali laptopa. Na szczęście mechanizm sprawia wrażenie solidnego. W ogóle całe urządzenie wydaje się pancerne, ale w przypadku produktów tej marki to już standard, więc zupełnie mnie to nie zdziwiło. Głośność regulowana jest za pomocą dużego pokrętła umieszczonego z prawej strony, na bocznej ściance. Producent twierdzi, że aluminiowa obudowa z dużą gałką wykończoną od wewnątrz złotem została zainspirowana przez pojazdy ery kosmicznej poruszające się po terenie innych planet. Cóż, nie ma najmniejszych wątpliwości, że mamy do czynienia z luksusowym sprzętem.

Świadczyć może o tym już samo opakowanie. Jak zwykle w przypadku sprzętu tej marki, mamy do czynienia z eleganckim, czarnym pudełkiem, w którym srebrzyste urządzenie prezentuje się zabójczo. Nie zmienia to jednak faktu, że wyposażenie dodatkowe jest niezwykle skąpe. Oprócz instrukcji obsługi znajdziemy tu właściwie tylko gruby kabel USB-C. No zaraz, mili moi... To już wszyscy muszą iść ścieżką wyznaczoną przez Apple'a, nie dodając do zestawu nawet ładowarki? Nie podoba mi się to. Swoją drogą, skoro ma to być urządzenie, które można wrzucić do walizki wraz z hi-endowymi słuchawkami, przydałby się jakiś elegancki pokrowiec. Astell&Kern prawdopodobnie już nad takowym pracuje i jak znam życie, trzeba będzie odłożyć na tę przyjemność kilka stówek. Szkoda jednak, że w zestawie nie znalazła się przynajmniej utwardzana, wyłożona miękkim materiałem walizeczka. Nie chcę być niemiły, ale moja żona dosłownie kilka dni temu kupiła sobie taki neseserek na lakiery do paznokci, płacąc mniej niż pięćdziesiąt złotych. Czy audiofilom kupującym hi-endowy przenośny wzmacniacz słuchawkowy za dziesięć tysięcy nie należy się nawet taki prezent? Coś tu jest nie halo. Kolejną głupotką jest fakt, że umieszczone z tyłu gniazda USB-C - jedno do ładowania, drugie do transferu danych - trzeba naprawdę traktować osobno. Jeśli podłączymy urządzenie do komputera, chcąc załadować nowe pliki lub użyć go w trybie biurkowego DAC-a, nie naładujemy wbudowanego akumulatora tym samym kablem. Głupota, prawda? Wielokrotnie zwracaliśmy na to uwagę w testach urządzeń przenośnych, takich jak chociażby słuchawki bezprzewodowe, ale najwyraźniej dla niektórych producentów wciąż stanowi to barierę nie do pokonania. Najciekawsze jest jednak to, że nakarmienie opisywanego modelu prądem wcale nie jest łatwe. Aby się to udało, trzeba mieć naprawdę mocną ładowarkę. Astell&Kern wyposażył swoją kosmiczną hybrydę w akumulator o pojemności 8400 mAh, co sprawia, że może ona odtwarzać muzykę do 10,5 godziny bez konieczności korzystania z zewnętrznego źródła zasilania. Firma podaje, że mając dostęp do ładowarki USB-PD, możemy naładować baterię do poziomu 50% w godzinę, natomiast pełne naładowanie zajmuje 2,5 godziny. Może i tak, ale trzeba taką ładowarkę mieć. Jeśli myślicie, że tego kloca uda się naładować za pomocą gniazda USB w komputerze lub laptopie albo zwykłej ładowarki do smartfona, grubo się zdziwicie. Mnie w takich warunkach udało się jedynie podtrzymać poziom, od którego wystartowałem przy uruchomieniu wzmacniacza.

Jeśli chodzi o miejsce na pliki, na pokładzie mamy 256 GB wbudowanej pamięci, która może być rozszerzona poprzez kartę microSD o pojemności do 1 TB. A to już naprawdę sporo, nawet jeśli nie wyobrażamy sobie życia bez gęstych plików. Moim zdaniem jeszcze ważniejsza jest dwuzakresowa łączność Wi-Fi, która w połączeniu z oprogramowaniem, jakie znamy z odtwarzaczy przenośnych tej marki, w tym aplikacjami serwisów strumieniowych oraz funkcjami AK Connect i AK File Drop pozwoli nam słuchać muzyki w naprawdę wygodny sposób. Urządzenie obsługuje formaty WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF i MQA w jakości do 32 bit/384 kHz (PCM) oraz DSD do 22,4 MHz (DSD512). Do tego dochodzi łączność Bluetooth 5.0 z obsługą kodeków aptX HD i LDAC oraz funkcją BT Sink, która połączy ACRO CA1000 z zewnętrznym urządzeniem, takim jak chociażby smartfon czy głośnik bezprzewodowy. Z zainstalowanych fabrycznie aplikacji większość użytkowników na pewno najbardziej ucieszy się z TIDAL-a, który po zalogowaniu działa naprawdę dobrze, praktycznie bezproblemowo. Wiem, że wśród osób zainteresowanych takim sprzętem znajdą się melomani dysponujący potężnymi bibliotekami muzyki zapisanej w jednym z gęstych formatów, ale jeżeli faktycznie potraktujemy opisywany wzmacniacz jako urządzenie przenośne, do pełni szczęścia wystarczy nam Wi-Fi, apka TIDAL-a z wszystkimi naszymi ulubionymi albumami i playlistami oraz kilka płyt w formie plików FLAC lub DSD.

W materiałach prasowych Astell&Kern chwali się wydajnym wzmacniaczem słuchawkowym, poczwórnym przetwornikiem ESS ES9068AS, technologią Teraton Alpha czy obudową pokrytą warstwą srebra dla lepszej ochrony przed zakłóceniami, ale jeszcze więcej miejsca poświęca dodatkowym funkcjom opisywanego urządzenia. Do wyboru mamy cztery poziomy wzmocnienia, dzięki czemu odtwarzacz może współpracować z różnymi nausznikami. Funkcja Replay Gain ma dbać o to, abyśmy bez względu na różnice w głośności poszczególnych nagrań nie musieli kręcić gałką przy każdej zmianie utworu. Jeszcze ciekawsza wydaje się jednak funkcja mieszania kanałów (Crossfeed), którą niektórzy miłośnicy słuchawek wprost uwielbiają. Krótko mówiąc, chodzi o to, że podczas używania nauszników, gdzie lewy i prawy kanał są wyraźnie odseparowane, dłuższe odsłuchy mogą powodować zmęczenie. Crossfeed powoduje częściowe wymieszanie informacji z obu kanałów, dzięki czemu nasze wrażenia odsłuchowe mają być zbliżone do tego, czego doświadczymy podczas słuchania muzyki na sprzęcie stacjonarnym, z kolumnami ustawionymi przed nami. Co ciekawe, mieszanie kanałów nie działa na zasadzie on-off. Po jego aktywacji możliwa jest regulacja kilku parametrów, takich jak odcięcie częstotliwości pasma pracy (Shelf Cutoff), regulacja wzmocnienia (Shelf Gain) oraz poziom miksowania (Mixer Levels). Dzięki temu możemy dostosować sposób działania funkcji Crossfeed do naszych preferencji. Jakby komuś było mało, do dyspozycji mamy oczywiście standardowy i parametryczny korektor graficzny. A kiedy już ustawimy wszystko idealnie pod dany sprzęt, na przykład dostosujemy mieszanie kanałów i equalizer do konkretnych słuchawek, będziemy mogli zapisać owe parametry jako własny preset.

10000 zł to nie tylko okrągła sumka, ale też kwota w pewnym sensie ryzykowna. Za te same pieniądze teoretycznie moglibyśmy przecież kupić odtwarzacz Kann Alpha i biurkowy wzmacniacz ACRO L1000. Czy nie byłoby to rozsądniejsze?

Główny interfejs urządzenia jest zasadniczo taki sam jak w przypadku każdego innego urządzenia Astell&Kern, z intuicyjnym systemem operacyjnym Android oraz zestawem funkcji bezpośrednio zapożyczonym z odtwarzaczy przenośnych. Najważniejszą nowością jest kontrolka wejścia/wyjścia, która pozwala na użycie ACRO CA1000 jako samodzielnego przetwornika cyfrowo-analogowego lub wzmacniacza słuchawkowego. Aby uzyskać dostęp do tych ustawień, należy dotknąć ekranu i przeciągnąć palcem z góry na dół, wybierając ustawienia gniazd wejściowych i wyjściowych. Można tutaj na przykład aktywować analogowe wyjście RCA, aby podłączyć odtwarzacz do urządzenia zewnętrznego, takiego jak chociażby wzmacniacz zintegrowany. Interfejs użytkownika ma swoje dziwactwa, ale firma kontynuuje wprowadzanie ulepszeń, systematycznie dodając rozwiązania, o które proszą sami użytkownicy. W przeszłości dochodziło do sytuacji, kiedy trwało to na tyle długo, że niektórzy mocno się niecierpliwili, ale dziś astellowski system jest naprawdę dopracowany i poza niewielkimi opóźnieniami w działaniu ekranu dotykowego można się przyczepić tylko do jednej rzeczy - ów podnoszony wyświetlacz jest po prostu za mały. Na pewno doskonale sprawdziłby się w odtwarzaczu kieszonkowym, ale kiedy ustawimy urządzenie na biurku lub na półce i spróbujemy coś poprzestawiać, na bank trafimy palcem w jakąś inną ikonkę. Odnoszę wrażenie, że dlatego właśnie pod ekranem zamontowano cztery przyciski do obsługi funkcji, których prawdopodobnie będziemy używać najczęściej. W połączeniu z dużym potencjometrem działa to nieźle, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że takie urządzenie powinno mieć wyświetlacz bardziej w rozmiarze tabletowym niż smartfonowym. Jeśli nie rozumiecie, w czym problem, wyobraźcie sobie, że w samochodzie musicie obsługiwać wszystkie funkcje, w tym radio i klimatyzację, za pomocą smartfona zamontowanego na desce rozdzielczej. To jest niewygodne nawet z 10-calowym ekranem, a co dopiero z jakąś miniaturką. Tutaj jest podobnie. Zresztą, kurczę, co tu daleko szukać - Kann Cube miał wyświetlacz o przekątnej 5 cali, natomiast tutaj jest to zaledwie 4,1 cala. Wierzcie mi, podczas normalnego słuchania muzyki jeszcze nie, ale przy próbie zmiany jakichś ustawień bez pochylania się nad urządzeniem mocno daje się to we znaki.

Z pozostałych minusów skupiłbym się na trzech rzeczach. Pierwszym jest brak wyjścia XLR, które na moje oko przy odrobinie szczęścia można by było zmieścić na tylnym panelu. Drugim jest sama forma urządzenia, które jest takim ni to wzmacniaczem, ni przetwornikiem, ni odtwarzaczem przenośnym. Zastanawiam się, czy znacznie lepszym pomysłem nie byłoby jednak stworzenie podobnego sprzętu, który składałby się z dwóch części - małego odtwarzacza ze standardowym wyjściem słuchawkowym, regulacją głośności i standardowym akumulatorem oraz stacji dokującej, którą moglibyśmy podłączyć do prądu i spiąć z komputerem, wzmacniaczem czy innymi urządzeniami, z których korzystamy w domu, ewentualnie spakować do pudełka i zabrać ze sobą cały zestaw. Wtedy byłoby prosto. Wychodzimy z domu, więc zabieramy ze sobą sam "ekranik" i małe, wygodne słuchawki. Wracamy - podłączamy "ekranik" do stacji dokującej, on się ładuje, a my w tym czasie możemy słuchać muzyki na większych słuchawkach albo systemie stacjonarnym, z kolumnami. Myślę, że taka konfiguracja byłaby znacznie wygodniejsza. Powiecie, że to już było i okazało się niewypałem? Tak, ale moim zdaniem stało się tak tylko dlatego, że starsze stacje dokujące tej marki były zaprojektowane na kolanie. ACRO CA1000 nie został stworzony w czasie przerwy na kawę, ale nie zastąpi nam klasycznego, kieszonkowego playera. Trzecim minusem jest oczywiście cena. 10000 zł to nie tylko okrągła sumka, ale też kwota w pewnym sensie ryzykowna. Za te same pieniądze teoretycznie moglibyśmy przecież kupić odtwarzacz Kann Alpha i biurkowy wzmacniacz ACRO L1000. Czy nie byłoby to rozsądniejsze? Cóż, tak tylko mówię... Teraz jednak pora puścić wodze fantazji - wczujmy się w rolę biznesmena, który poleciał na ważne spotkanie, rozgościł się w największym pokoju pięciogwiazdkowego hotelu i ze swojej luksusowej walizki w pierwszej kolejności wyjął hi-endowe słuchawki i swój "przenośny system stacjonarny" w postaci ACRO CA1000.

Astell&Kern ACRO CA1000

Astell&Kern ACRO CA1000

Brzmienie

Sprzęt tej marki nigdy nie brzmiał szczególnie ciepło, nie prowadził nas za rękę w jakieś lampowe klimaty, analogową płynność i wyjątkową spójność. To jest raczej tranzystorowe, a będąc precyzyjnym - scalakowe brzmienie w zaawansowanym, naprawdę dobrym wydaniu. Dynamiczne, przejrzyste, konkretne, a przy tym miażdżące słuchacza nieprawdopodobną swobodą operowania dźwiękami sięgającymi obu skrajów pasma. Niektórzy twierdzą, że urządzenia koreańskiej firmy są nastawione na neutralność i uniwersalność, unikając jakichkolwiek, choćby najmniejszych podbarwień i zniekształceń. Możliwe, ale nie jest to pierwsza rzecz, która rzuca nam się w uszy. Zanim docenimy tę wzorową równowagę i przezroczystość, musimy pozachwycać się fenomenalną rozdzielczością i umiejętnością wyciskania z nagrań ostatnich soków w niemal każdej dziedzinie. Wszystko tutaj jest, hmm, jakby odrobinę podkręcone, przewymiarowane, dokładnie wyczyszczone i naładowane energią, ale nie wynika to z żadnych dziwnych kombinacji ani tanich sztuczek. Źródłem takich wrażeń jest po prostu z niezwykle wysoka jakość sygnału, który dostajemy czy to na wyjściu słuchawkowym, czy też liniowym (tak - od razu po wypróbowaniu ACRO CA1000 ze słuchawkami podłączyłem go do systemu stacjonarnego, uzyskując z grubsza takie samo brzmienie i zamieniając testowany odtwarzacz w świetnego partnera dla lampowego Unisona Triode 25). Bas jest głęboki, potężny i mięsisty, chciałoby się powiedzieć - subwooferowy. Zachowuje jednak nienaganną zwinność. Potrafi nie tylko zamruczeć, ale też kopnąć. Wysokie tony są czyściuteńkie, niezwykle klarowne, czasami lekko bezkompromisowe, ale nasycone informacjami niczym serwery serwisów społecznościowych. W zakresie średnich tonów znów otrzymujemy nienaganną czytelność, z tym, że z oczywistych względów tutaj ma ona trochę inny wydźwięk, niemal zawsze przekładając się na przyjemne wrażenie namacalności i muzycznego realizmu. Góra pasma, wiadomo - czasami kryje w sobie coś pięknego i miłego w odbiorze, kiedy indziej jednak potrafi zapiszczeć, zabrzęczeć i ukąsić w ucho, co z tak przejrzystą maszyną jak ACRO CA1000 zwyczajnie nabiera mocy. Średnica niesie takie niespodzianki tylko wtedy, gdy nagranie jest ewidentnie zepsute albo gdy słuchamy jakiejś porąbanej muzyki.

Zaledwie po kilkunastu minutach odsłuchu, kiedy pobawiłem się niektórymi ustawieniami i przełączyłem wzmocnienie z niskiego na wysokie, uświadomiłem sobie, że ACRO CA1000 to prawdziwy potwór. Deklaracje producenta i parametry sugerujące, że jest mocniejszy niż Kann Cube najwyraźniej nie są ani trochę przesadzone. Wyłączając elektrostaty i inne wynalazki w stylu nauszników RAAL-requisite SR1a, które pod względem elektrycznym są nawet bardziej wymagające niż niektóre kolumny i wymagają osobnego wzmacniacza podłączonego do firmowego interfejsu, możecie sięgnąć po dowolne nauszniki i patrzeć, jak Astell&Kern dosłownie wypruwa im flaki. Nie ma z nim żadnego dyskutowania. Koreański wzmacniacz nawet planarnymi przetwornikami steruje z taką łatwością, jakby była to dla niego zabawa, rozgrzewka, sposób na zabicie czasu w oczekiwaniu na jakieś prawdziwe wyzwania. Jeśli mam być szczery, dokładnie takie same odczucia miałem po teście modelu Kann Cube. Spoglądając na jego recenzję, zacząłem się zastanawiać, czy nie skopiować całych akapitów i nie przenieść ich tutaj, zmieniając tylko nazwę modelu. Ostatecznie od samego siebie nie będę się domagał odszkodowania za naruszenie praw autorskich. Tak, żartuję, ale jeżeli chcielibyście dokładniej poznać brzmienie opisywanego urządzenia bez umawiania się na odsłuch i ufacie moim relacjom, zapoznajcie się, proszę, z recenzją Kann Cube'a i spróbujcie przełożyć to, co o nim napisałem na wrażenia z testu ACRO CA1000. Jest to dokładnie ta sama szkoła dźwięku, to samo podejście do muzyki, ten sam zestaw plusów i minusów. Gdyby ktoś zadał mi pytanie, czym różnią się te dwa urządzenia pod względem sonicznym, miałbym duży problem. Wydaje mi się, że ACRO CA1000 jest jeszcze bardziej bezwzględny, ale możliwe, że wynika to z innego sprzętu, jaki wykorzystałem podczas testu. Pod względem koncepcji i walorów użytkowych oba te modele są trochę inne, ale jeśli bierzemy pod uwagę tylko to, co podają na wyjściu, różnica sprowadza się chyba tylko do tego, że ACRO CA1000 jest jeszcze mocniejszy, bardziej bezwzględny i brutalny. Można wręcz odnieść wrażenie, że potencjometr pełni tutaj rolę hamulca, trzymającego wzmacniacz w ryzach. Dźwięk jest tak dziarski i muskularny, że podczas słuchania nieustannie towarzyszy nam pewien niepokój. A gdyby coś się nagle odblokowało na skutek błędu w oprogramowaniu? Co jeśli przypadkowo muśniemy to połyskujące złotem pokrętło? No nie ma innej możliwości - fala uderzeniowa zwyczajnie urwie nam łeb.

Powstaje zatem ważne pytanie - czy czegoś tu brakuje, czy koreańscy konstruktorzy o czymś zapomnieli? Cóż, w ramach przyjętej estetyki, w tym nieustępliwym parciu naprzód w obranym dawno temu kierunku pewnie nie, ale trzeba mieć świadomość, że nie jest to jedyna słuszna droga. Astell&Kern, podobnie jak wielu innych producentów audiofilskiej elektroniki, wyznaje prostą zasadę - jeśli słyszymy więcej, to znaczy, że sprzęt gra lepiej. Jest to niewątpliwie trudne do podważenia. Unikając podbarwień i wyciskając z układów scalonych, podłączonych do testowanego sprzętu słuchawek czy wreszcie samej muzyki, firma jednoznacznie opowiedziała się za światem, w którym subiektywne wrażenia spychane są na dalszy plan, zaś na tym pierwszym stają parametry, które łatwo jest ocenić. Jeśli brzmienie jest czystsze, szybsze, bardziej dynamiczne, swobodne, pełnopasmowe, niesie więcej informacji i przybliża nas do tak zwanej prawdy o nagraniu, nikt nie ma prawa powiedzieć, że coś jest nie w porządku. To trochę jak z pieniędzmi. Znajdźcie mi człowieka, który powie, że ma ich za dużo. Nie słyszałem, żeby Elon Musk, Jeff Bezos, Bill Gates, Mark Zuckerberg czy Warren Buffet coś takiego z siebie wydusili. Najbogatsi ludzie na tej planecie doszli już do etapu opuszczania jej dla zabawy i coś mi się wydaje, że to jeszcze nie jest ich ostatnie słowo. Mimo to, jeśli ktoś zaczyna myśleć tylko o pieniądzach, to znak, że nie jest dobrze. Taki właśnie jest mój główny zarzut pod adresem ACRO CA1000. Co prawda nie wiem, czy co piętnaście minut łączy się z bankiem i sprawdza stan swojego konta, ale jego brzmienie jest trochę jednokierunkowe. Czasami brakuje w nim odrobiny ciepła, pewnego elementu relaksu, zwolnienia, takiego zwyczajnego grania dla czystej przyjemności. Kuleje przez to coś, co melomani nazywają spójnością. Tutaj zawsze są wyścigi i prężenie muskułów. Jest to brzmienie wyczynowe i niewiele można zrobić, aby to zmienić. Nigdzie nie ma przełącznika, za pomocą którego moglibyśmy przejść z trybu sportowego w komfortowy. Muzykalność? Tylko jeśli rozumiemy ją jako możliwość coraz głębszego wwiercania się w muzykę, analizowania nagrań aż do poziomu atomowego. Jeśli natomiast muzykalność jest dla nas tożsama z możliwością zapadnięcia się w fotel i chłonięcia płyt godzinami, na pełnym luzie - to nie ten adres.

Można odnieść wrażenie, że potencjometr pełni tutaj rolę hamulca, trzymającego wzmacniacz w ryzach. Dźwięk jest tak dziarski i muskularny, że podczas słuchania nieustannie towarzyszy nam pewien niepokój. A gdyby coś się nagle odblokowało na skutek błędu w oprogramowaniu? Co jeśli przypadkowo muśniemy to połyskujące złotem pokrętło? No nie ma innej możliwości - fala uderzeniowa zwyczajnie urwie nam łeb.

Podczas testu przećwiczyłem sporo kombinacji sprzętowych, ostatecznie i tak pakując urządzenie do pudełka ze świadomością, że prawdopodobnie nie odkryłem wszystkich jego funkcji i nie wykorzystałem stu procent drzemiącego w nim potencjału. Zacząłem oczywiście od słuchawek - najpierw tych tańszych, później odrobinę droższych, a na końcu pięknych Ultrasone Signature Master i Audeze LCD-5, które testowałem równolegle. W międzyczasie przećwiczyłem połączenie z urządzeniami stacjonarnymi, takimi jak Marantz HD-DAC1, Unison Research Triode 25 czy Auralic Aries G1. Moje wrażenia za każdym razem były podobne - ACRO CA1000 pozostawał niewzruszony, oddany swojemu perfekcjonizmowi, przekonany o słuszności swojego podejścia do muzyki. Nie ukrywam, że dzięki temu stał się znakomitym narzędziem do testowania hi-endowych nauszników. Połączenie tego zimnego drania z LCD-5 to prawdziwy słuchawkowy hardcore. Czyż nie jest to jeden z najlepszych przenośnych zestawów hi-fi, jakie można sobie wymyślić? Gdybym miał pełną wolność wyboru, chciałbym posłuchać ACRO CA1000 z planarnymi nausznikami Final Audio Design D8000. Ich cudowna spójność mogłaby uzupełnić brzmienie tego przenośnego wzmacniacza czymś, czego on sam właściwie nie ma. Odnoszę wrażenie, że dla koreańskich inżynierów rozmowy o płynności, lampowej barwie, analogowej głębi i muzykalności to czyste bzdury, dyrdymały tworzone przez ludzi, którzy ubzdurali sobie, że jak sprzęt jest gorszy, to w istocie gra lepiej. No i cóż, można podchodzić do tego w ten sposób, ale na dłuższą metę wolałbym jednak założyć tu jakąś kontrę, najlepiej w postaci słuchawek o przyjemnym, delikatnie ocieplonym, gładkim i spójnym brzmieniu. Skoro jest ogień, dla równowagi musi być też woda. Chyba że chcecie stanąć oko w oko z diabłem i nie boicie się poparzeń. Wówczas od razu po zakupie ACRO CA1000 zamówcie słuchawki Audio-Technica ATH-ADX5000. Mocne wrażenia gwarantowane.

Astell&Kern ACRO CA1000

Budowa i parametry

Astell&Kern ACRO CA1000 to urządzenie, które wymyka się typowej klasyfikacji. Niektórzy uważają, że jest to hybryda biurkowego odtwarzacza ze wzmacniaczem słuchawkowym, natomiast sam producent uważa, że należy go nazywać przenośnym wzmacniaczem słuchawkowym, niejako pomijając bardzo ważną przecież funkcję odtwarzacza. No cóż, jak zwał, tak zwał. Opisywany model został wyposażony w wysokiej klasy poczwórny układ przetwornika cyfrowo-analogowego ESS ES9068AS, który ma zapewniać czysty, detaliczny i zrównoważony dźwięk bez najmniejszych zniekształceń. Układ Quad DAC wspiera także odtwarzanie formatów wysokiej rozdzielczości natywnie do PCM 32 bit/384 kHz oraz DSD aż do DSD512. W ACRO CA1000 znalazła też zastosowanie wprowadzona po raz pierwszy w odtwarzaczu A&futura SE180 i opatentowana przez Astell&Kern technologia Teraton Alpha. Jest ona rezultatem wieloletnich badań i ma za zadanie dać nam jeszcze wyższy poziom wierności odtwarzania. Firma informuje, że odbywa się to poprzez usuwanie szumów zasilania wraz ze skutecznym zarządzaniem energią oraz stopniami wzmacniającymi. Aby w pełni wykorzystać potencjał drzemiący w najlepszych hi-endowych słuchawkach konieczne jest zastosowanie wydajnego prądowo wzmacniacza. ACRO CA1000 posiada czterostopniową regulację poziomu wzmocnienia, oferując możliwość napędzania słuchawek napięciem aż 15 V bez pogorszenia jakości brzmienia. Urządzenie daje możliwość podłączenia niezwykle szerokiego wachlarza słuchawek. Zastosowano w nim także niezwykle małe przekaźniki i całkowicie osobne tory audio dla każdego z wyjść, aby zminimalizować jakiekolwiek szumy czy interferencje. Będąc czymś więcej niż tylko wydajnym wzmacniaczem słuchawkowym, ACRO CA1000 posiada także funkcjonalność cyfrowego odtwarzacza plików, co zdaniem producenta sprawia, że jest idealnym urządzeniem docelowym dla wszystkich entuzjastów słuchawek. Odchylany (aż do 60 stopni) ekran dotykowy o przekątnej 4,1 cala umożliwia łatwą kontrolę ustawień odtwarzacza i wzmacniacza z niezwykle intuicyjnym systemem operacyjnym Android oraz zestawem funkcji bezpośrednio zapożyczonym z odtwarzaczy przenośnych.

Werdykt

Jest 18 maja, godzina 17:25, port lotniczy Johna F. Kennedy'ego w Nowym Jorku. Do sąsiadujących ze sobą kabin pierwszej klasy Airbusa A340 Lutfhansy lecącego do Monachium wsiada dwóch rywalizujących ze sobą audiofilów. Po zdawkowym, kurtuazyjnym przywitaniu obaj zaczynają spoglądać na bagaż podręczny swojego oponenta, próbując odgadnąć, jakiż to nieziemsko luksusowy sprzęt zostanie zaraz z niego wyjęty i uruchomiony, aby w trakcie długiego lotu posłuchać muzyki na poziomie zbliżonym do tego, jaki oferuje hi-endowy system z kolumnami sięgającymi sufitu, potężnymi monoblokami, lampowym przedwzmacniaczem, czteroelementowym streamerem, gramofonem wielkości lodówki i kablami wartymi tyle, co apartament z widokiem na Central Park. Pierwszy dżentelmen z eleganckiej, skórzanej torby wyjmuje charakterystyczny mosiężno-złoty odtwarzacz Cowon Plenue L i najnowsze Sennheisery IE 900. Przegrał. Drugi bowiem na półce pod oknem rozstawia przenośny system Astell&Kern ACRO CA1000 i podłącza do niego słuchawki Focal Stellia. Jego rywal nawet nie wie, że zwycięzca tego pojedynku w walizce ma jeszcze HiFiMAN-y Susvara, których zamierza używać w hotelu, nauszniki Focala traktując jako rozwiązanie tymczasowe. Dzięki zamkniętym muszlom nikt nie będzie miał pojęcia, że wcale nie słucha sonat Chopina z plików DSD, tylko kończy audiobooka, który wciągnął go podczas porannego joggingu. Ale fakt, tę jakość trudno pobić. ACRO CA1000 ma kilka wad, ale podczas odsłuchu daje z siebie absolutnie wszystko i z pewnością zasługuje, by umieścić go na liście najlepszych przenośnych urządzeń audio, jakie kiedykolwiek stworzono.

Astell&Kern ACRO CA1000

Dane techniczne

Obsługiwane formaty: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF, MQA
Pasmo przenoszenia 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,024 dB)
Napięcie wyjściowe: 2-8 V RMS (niezbalansowane), 4-15 V RMS (zbalansowane)
Stosunek sygnał/szum: 119 dB
Zniekształcenia: 0,0004%
Pamięć: 256 GB (możliwość rozszerzenia o jedną kartę microSD do 1 TB)
Przetwornik: 4 x ESS ES9068AS
Łączność: Wi-Fi (2,4/5 GHz), Bluetooth 5.0 z aptX HD i LDAC
Wyjścia słuchawkowe: 3,5 mm, 6,3 mm (niezbalansowane), 2,5 mm, 4,4 mm (zbalansowane)
Wejścia cyfrowe: 1 x optyczne, 1 x koaksjalne
Wejścia analogowe: 1 x RCA
Wyjścia analogowe: 1 x RCA
Wbudowany akumulator: 8400 mAh.
Wymiary (W/S/G): 4,5/10,5/14,9 cm
Masa: 919 g
Cena: 10000 zł

Konfiguracja

Marantz HD-DAC1, Unison Research Triode 25, Auralic Aries G1, Equilibrium Nano, Audiovector QR5, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Tellurium Q Ultra Blue II, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Meze 99 Classics, Ultrasone Signature Master, Audeze LCD-5.

Sprzęt do testu dostarczyła firma MIP. W artykule wykorzystano zdjęcia udostępnione przez firmę Astell&Kern.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4RownowagaStop

Dynamika
Poziomy7

Rozdzielczość
Poziomy7

Barwa dźwięku
Barwa4

Szybkość
Poziomy7

Spójność
Poziomy6

Muzykalność
Poziomy7

Szerokość sceny stereo
SzerokoscStereo2

Jakość wykonania
Poziomy7

Funkcjonalność
Poziomy8

Cena
Poziomy6

Nagroda
sl-highend


Komentarze

  • Brak komentarzy

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
20 najciekawszych premier wystawy High End 2024

20 najciekawszych premier wystawy High End 2024

Odbywający się tradycyjnie na początku maja High End to impreza, w trakcie której oczy i uszy całej społeczności audiofilskiej zwrócone są w kierunku Monachium. Jak informują organizatorzy, wystawa ta jest niekwestionowanym liderem, jeśli chodzi o imponujące nadawanie tonu najwyższej klasy reprodukcji muzyki. Od czterech dekad High End dostarcza pomysłów i...

Korekcja sygnału audio - grzech, czy przydatne narzędzie?

Korekcja sygnału audio - grzech, czy przydatne narzędzie?

Podczas jednej z ostatnich rodzinnych wizyt prezentowałem zainteresowanemu członkowi rodziny swój zestaw grający. Usłyszałem wtedy dość intrygujące pytania: "A wzmacniacz nie powinien mieć korektora? Ma tylko pokrętło głośności?". Padły one z ust osoby, dla której czymś całkowicie naturalnym jest, że nawet współczesny amplituner kina domowego, z którego zresztą obecnie korzysta,...

Najnowszy trend w hi-endowym audio - dźwięk w stanie nieważkości

Najnowszy trend w hi-endowym audio - dźwięk w stanie nieważkości

W świecie, w którym poszukiwanie idealnych wrażeń dźwiękowych osiągnęło wyżyny, pojawił się rewolucyjny pomysł, który podbija serca i portfele audiofilów na całym świecie - komory odsłuchowe o zerowej grawitacji. Ta awangardowa koncepcja, okrzyknięta "nieważkim doświadczeniem dźwiękowym", szturmem podbiła społeczność audiofilów, obiecując słuchową podróż dosłownie nie z tego świata. Początki komór...

Najbardziej obiecujące i rewolucyjne formaty audio, które nie przetrwały próby czasu

Najbardziej obiecujące i rewolucyjne formaty audio, które nie przetrwały próby…

Przez wieki jedynym sposobem na delektowanie się muzyką było udanie się osobiście na koncert, recital lub jakiś mniejszy występ. Oczywiście zwykłemu zjadaczowi chleba nie dane było usłyszeć niczego oprócz karczemnych zespołów biesiadnych. Na takie ekscesy jak pełnoprawny koncert w operze, teatrze lub sali koncertowej pozwolić sobie mogli jedynie najbardziej zamożni,...

Magiczny świat potencjometrów, czyli wszystko o regulacji głośności w sprzęcie audio

Magiczny świat potencjometrów, czyli wszystko o regulacji głośności w sprzęcie…

Regulacja głośności jest jedną z najważniejszych funkcji każdego systemu audio. Prawidłowe działanie tego elementu naszego sprzętu ma ogromny wpływ na przyjemność płynącą z jego użytkowania. Kiedy potencjometr zaczyna tracić swoją funkcjonalność, nawet w niewielkim stopniu, jest to niezwykle kłopotliwe, a może też być niebezpieczne dla innych elementów zestawu, takich jak...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
Tellurium Q Ultra Silver II

Tellurium Q Ultra Silver II

Tellurium Q to prawdziwy fenomen nie tylko w świecie audiofilskich kabli, ale w branży hi-fi w ogóle. Oto mamy bowiem firmę specjalizującą się w produkcji dość niszowych akcesoriów, utrzymjującą ich...

Unison Research Performance Anniversary

Unison Research Performance Anniversary

Unison Research to jeden z najbardziej cenionych producentów wzmacniaczy lampowych i hybrydowych. Włoska firma jest z nimi utożsamiana tak mocno, że próby wprowadzenia na rynek innych urządzeń, takich jak odtwarzacze...

Final Audio Design D7000

Final Audio Design D7000

Nieco ponad sześć lat temu miałem przyjemność testować jedne z najlepszych słuchawek wokółusznych, jakie dotychczas przewinęły się przez naszą redakcję - Final Audio Design D8000. Od początku wiadomo było, że...

Komentarze

Inny Michał
Rozumiem to tak, cały materiał w historii jazzu, bluesa, rocka, metalu, od powiedzmy końca drugiej wojny światowej, zagrany na lampowych wzmacniaczach, przetwor...
a.s.
@Michal - Jeszcze raz napiszę, nie stosuje się lampowych końcówek mocy na sumie w studiu, bo suma musi być neutralna i liniowa, słuchacz później słucha tego na ...
Adam
Dzień dobry. Do pewnego momentu wzrost nakładów daje przyrost jakości dźwięku. Po przekroczeniu pewnego progu, ja podobnie jak Michał nie słyszę dużych różnic d...
Michal
@a.s. - No to objaśnij mi świat, bo wychodzi na to, że można kształtować brzmienie nagrania w produkcji przy pomocy lamp, ale już słuchanie tych nagrań przy pom...
a.s.
@Michał - To nie pisz o tym, o czym nie masz pojęcia, a słuchaj na czym lubisz. Żaden a.s. postem nie zmieni komuś preferencji.

Płyty

Suicidal Angels - Profane Prayer

Suicidal Angels - Profane Prayer

Od wydania poprzedniego albumu Suicidal Angels, "Years Of Aggression", minęło pięć lat. To sporo czasu na to by "odnaleźć siebie",...

Newsy

Tech Corner

Korekcja sygnału audio - grzech, czy przydatne narzędzie?

Korekcja sygnału audio - grzech, czy przydatne narzędzie?

Podczas jednej z ostatnich rodzinnych wizyt prezentowałem zainteresowanemu członkowi rodziny swój zestaw grający. Usłyszałem wtedy dość intrygujące pytania: "A wzmacniacz nie powinien mieć korektora? Ma tylko pokrętło głośności?". Padły one z ust osoby, dla której czymś całkowicie naturalnym jest, że nawet współczesny amplituner kina domowego, z którego zresztą obecnie korzysta,...

Nowości ze świata

  • Sonus Faber announced the launch of Suprema, a groundbreaking loudspeaker system rooted in luxury, unparalleled audio excellence and meticulous craftsmanship. Marking the brand's 40th anniversary, the Suprema system, featuring two main columns, two subwoofers and one electronic crossover, represents the...

  • Naim unveils Uniti Nova Power Edition, an all-in-one player that drives Hi-Fi loudspeakers with power and musical resonance Uniti Nova Power Edition is the new all-in-one player from Naim, the British brand that excels in the creation of high-end Hi-Fi...

  • Focal presents Aria Evo X, a line of high-fidelity loudspeakers for the home to follow in the footsteps of the Aria 900 range, which has enjoyed a decade of success. With revamped technologies and a brand new finish, the Aria...

Prezentacje

Najeźdźca z północy - Hegel

Najeźdźca z północy - Hegel

Wydawałoby się, że w bardzo gęstej branży audio kompletnie nie ma już miejsca dla nowych graczy. Że wszystkie stołki obsadzone są sztywno, bez szans na zmiany. A jednak od czasu do czasu pojawiają się firmy, które potrafią zaintrygować i porwać audiofilów, odbierając klientów starym wyjadaczom. Jednym z producentów, który wkroczył...

Poradniki

Muzyka ze smartfona - jak robić to dobrze?

Muzyka ze smartfona - jak robić to dobrze?

Do niedawna słuchanie muzyki z telefonów komórkowych kojarzyło się bardziej z jazgotem z głośniczków dumnie dzierżonych przez młodzież w autobusach,...

Listy

Galerie

Dyskografie

Witchcraft - Zaklęcia ze Szwecji

Witchcraft - Zaklęcia ze Szwecji

Korzenie szwedzkiego zespołu Witchcraft sięgają 2000 roku. Wtedy właśnie Magnus Pelander - gitarzysta grupy Norrsken - postanowił oddać hołd swoim...

Wywiady

Tomasz Karasiński - StereoLife

Tomasz Karasiński - StereoLife

Chcąc poznać ludzi zajmujących się sprzętem audio, związanych z tą branżą zawodowo, natkniemy się na wywiady z konstruktorami, przedsiębiorcami, sprzedawcami,...

Popularne artykuły

Vintage

Tefifon

Tefifon

Cóż to za przedziwna nazwa? Nie uważacie, że brzmi to co najmniej komicznie? Gdyby ktoś mi powiedział, że istnieje urządzenie...

Słownik

Poprzedni Następny

Open baffle

Inaczej obudowa otwarta. Jest to jeden z rodzajów obudowy głośnikowej, dość szczególny ponieważ w wielu przypadkach stanowi ona w zasadzie coś w rodzaju deski, w którą wkręcone są głośniki. W...

Cytaty

WieslawMysliwski.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.