Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Sennheiser IE 300

Sennheiser IE 300

Miłośnicy sprzętu hi-fi dawno już przyzwyczaili się do tego, że elektroniczni giganci i międzynarodowe koncerny mają ich w nosie. Choć często te same firmy produkują telewizory wyposażone w matryce o niewiarygodnie wysokiej rozdzielczości, systemy poprawiające jakość obrazu i procesory, które mogłyby skutecznie kopać kryptowaluty, w urządzeniach odtwarzających dźwięk ten naturalny schemat, prawo rynku nakazujące systematycznie dążyć ku wyższej jakości praktycznie nie istnieje. Wychodzi się z założenia, że użytkownikowi potrzebny jest co najwyżej soundbar z bezprzewodowym subwooferem. Wydaje się, że czasy, w których na ostatnich stronach katalogów tych korporacji widniały wielkie, luksusowe, cudownie dopracowane, hi-endowe komponenty stereo, minęły bezpowrotnie. Dziś ludziom potrzebne są wielkie ekrany, na których można oglądać seriale i cyfrowe lustrzanki, dzięki którym można zrobić zdjęcia na Instagram i nakręcić filmik na YouTube'a. Sprzęt audio do użytku domowego został zredukowany do postaci monofonicznego głośnika bezprzewodowego, a kto potrzebuje czegoś więcej, niech uda się do sklepu z kolumnami za sto tysięcy złotych i wzmacniaczami ważącymi pięćdziesiąt kilo, to szybko mu się odechce i wróci szukać soundbara.

Audiofile wciąż uznawani są za stosunkowo nieliczną grupę świrów, w związku z czym poważnie nie traktuje ich nawet branża muzyczna. Zdobycie plików w jakości studyjnej, choć było możliwe już dawno temu, długo graniczyło z cudem. Winyle produkowane są raczej z myślą o młodych kolekcjonerach, dla których liczą się takie rzeczy, jak nietypowy kolor płyty lub dodatek w postaci książeczki z niepublikowanymi wcześniej zdjęciami artysty. Wyjątkowe, analogowe brzmienie, które dla audiofilów zawsze było czymś wyjątkowym, dziś praktycznie się nie liczy - płyty mogą być tłoczone nawet z empetrójek, bo ich nabywcy najczęściej dysponują gramofonem za tysiąc złotych, wyposażonym w absolutnie najtańszą wkładkę, jaką producent był w stanie znaleźć. Trochę zamieszania zrobiły serwisy strumieniowe pozwalające słuchać muzyki w jakości dorównującej lub przewyższającej tę, jaką oferują płyty kompaktowe (przypominam, że jest to format, któremu zaraz stuknie czterdzieści lat!), ale ostatnie badania pokazują, że rzeczywiście jest to nisza. Co prawda największy tego typu serwis zapowiedział, że umożliwi swoim użytkownikom wejście na wyższy poziom jakościowy, ale ilu subskrybentów z tego skorzysta - nie wiadomo. Oby nie okazało się, że jest to taki margines, że przez dziesięć lat nikt nie odważy się zainwestować tak dużych pieniędzy tylko po to, aby zadowolić garstkę złotouchych. Można więc zastanowić się, czy audiofile zawsze będą uważani za sektę, grupę szajbusów zbierających się w piwnicach i oddających się patologicznym igraszkom polegającym na porównywaniu kabli, które - jak powszechnie wiadomo - niczym się od siebie nie różnią. Możliwe, ale na szczęście istnieją też duże firmy, które mają na ten temat zupełnie inne zdanie.

Sennheiser IE 300

Wygląd i funkcjonalność

Nie zrozumcie mnie źle. Nie jestem ślepy na to, co dzieje się na rynku, a w szczególności na inwazję hi-endowych urządzeń zbudowanych z myślą o najbardziej wymagających słuchaczach. Może to nawet dobrze, że elektroniczni giganci koncentrują się na soundbarach, słuchawkach i głośnikach bezprzewodowych, bowiem w ten sposób oddają pole mniejszym producentom, którzy z reguły potrafią zmajstrować sprzęt, który jest może mniej imponujący i z całą pewnością mniej nowoczesny, ale oferuje brzmienie wysokiej próby. Zakorzenione w polityce wielkich koncernów lekceważenie wszystkiego, co może przyczynić się do poprawy jakości dźwięku, prowadzi jednak do niepokojącego wniosku, że nie jest to jedynie kaprys, a raczej działanie oparte na badaniach potrzeb i nastrojów konsumentów. A jeśli ci nie wymagają w tej dziedzinie zbyt wiele, nikt nie będzie się napinał, aby na siłę im to wcisnąć. Jeśli ankietowani odpowiadają, że potrzebują małego i ładnego głośnika, który da im łatwy dostęp do radia, z pewnością taki produkt dostaną. Jeśli szczytem ich marzeń są bezprzewodowe słuchawki za tysiąc złotych, właśnie takie nauszniki będą wkrótce pełniły rolę flagowca w katalogu firmy, która zleciła badanie.

Na szczęście nie wszystkie takie sondaże prowadzą do tych samych wniosków. Od czasu do czasu w polityce dużych graczy widać wyraźny zwrot. A to producent telewizorów nagle chwali się modelem wyposażonym w głośniki opracowane we współpracy ze znanym producentem audiofilskich kolumn, a to firma specjalizująca się w wytwarzaniu tanich słuchawek bezprzewodowych ogłasza, że pracuje nad hi-endowymi nausznikami planarnymi, a to wielki, japoński koncern wprowadza na rynek całą serię bezkompromisowych odtwarzaczy przenośnych... Cuda i dziwy. Zmiana obranego kierunku przebija się nawet w języku. Normalnie jest on pełen marketingowego bełkotu, z którego można wyczytać, że jakość dźwięku nie była dla projektantów priorytetem. Wygląd, funkcjonalność, kompatybilność z asystentami głosowymi i inne tego typu pierdoły - tak, ale to, jak dany sprzęt gra - nie. Brzmi to dość idiotycznie, prawda? Zupełnie jakby większość klientów wybierała głośniki lub słuchawki tak, jakby miały one służyć komuś innemu. Żeby ich wygląd mu nie przeszkadzał, żeby na pewno nie zabrakło mu jakiegoś gniazda lub przycisku, a z dźwiękiem to właściwie wszystko jedno, oby jakoś tam grało. Tak wygląda 95% informacji prasowych dotyczących słuchawek dokanałowych i bezprzewodowych. Ja już prawie nie odróżniam ich od siebie. W szczególności dotyczy to opisów słuchawek typu true wirelessów. Serio, czy one różnią się od siebie tylko czasem pracy na jednym ładowaniu? Jeżeli w takim newsie przeczytacie cokolwiek na temat brzmienia i nie będzie to bzdurna wzmianka o tym, że dane słuchawki oferują dźwięk "Turbo Bass" albo "Pro Sound", będziecie mieli szczęście. Wzmianki o tym, że projektanci starali się trafić w gust audiofilów pojawiają się zwykle w zapowiedziach hi-endowych, jedenastodrożnych dokanałówkach za pięć tysięcy złotych. Myślałem, że w najbliższej przyszłości to się nie zmieni. Aż tu nagle zaskoczył mnie Sennheiser.

Wszyscy wiemy, że niemiecka manufaktura potrafi zrobić słuchawki dla ekstremalnie wymagających klientów. Inaczej nie tworzyłaby takich słuchawek, jak chociażby HD 800 S, HD 820 czy HE-1. Mimo to, wydawało mi się mało prawdopodobne, aby zdobyła się na odwagę i wprowadziła na rynek stricte audiofilskie, przewodowe słuchawki dokanałowe, które cenowo plasują się mniej więcej na poziomie modelu Momentum True Wireless 2. Wiele firm uznałoby, że to strzał w kolano, marnowanie pieniędzy, misja nie do wykonania i proszenie się o kłopoty. Każdy normalny człowiek wybierze przecież bezprzewodowe dokanałówki z systemem ANC i sterowaniem dotykowym. Przecież to wygodniejsze. Nowoczesność w domu i zagrodzie! A tu co, kabel? Jak w średniowieczu? Owszem, i to dlatego, że Sennheiser postawił wszystko na jedną kartę - jakość dźwięku. Tak przynajmniej wynika z dokumentów, które otrzymałem od polskiego dystrybutora tej marki. Już w drugim zdaniu informacji prasowej padło słowo "audiofilski" Ludzie kochani, szok! IE 300 wyglądają przecież jak całkiem fajne, ale też w miarę normalne dokanałówki, ale Niemcy nie pozostawili wątpliwości, do jakiej grupy odbiorców kierują ten model. "Jeśli jesteś audiofilem, wiesz dobrze, jak ważne są szczegóły. Dlatego właśnie wykonaliśmy IE 300 z dbałością o każdy detal, aby umożliwić słuchaczom usłyszenie najmniejszego niuansu w każdym utworze muzycznym. IE 300 zostały zaprojektowane tak, aby towarzyszyć w ruchu, oferując najwyższą jakość doświadczeń słuchowych, bez względu na otoczenie." - powiedział product manager Sennheisera, Jermo Köhnke.

Taki ruch w segmencie słuchawek do 1000-2000 zł to nie lada wydarzenie. Przyzwyczailiśmy się bowiem do tego, że większość osób szukających takiego sprzętu kieruje się jego walorami estetycznymi i praktycznymi, nie biorąc pod uwagę kryteriów, którymi zainteresowałby się typowy audiofil. To jeszcze nie ten pułap. Tu klient ma dostać ładne, funkcjonalne i nowoczesne nauszniki lub dokanałówki do smartfona. Kropka. Samo słowo "audiofilski" przeciętnemu odbiorcy może się kojarzyć różnie. Dla jednego będzie to coś pozytywnego, swego rodzaju atrakcja i nobilitacja, a dla drugiego wprost przeciwnie - ostrzeżenie, żółta lampka informująca o tym, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że brzmienie będzie dziwne. Albo pozbawione basu, albo szarawe i średniotonowe, generalnie mało emocjonujące, a wszystko to pod płaszczykiem dążenia do stuprocentowej neutralności. Co tu dużo ukrywać, taki obrazek, takie wyobrażenie na temat audiofilskiego dźwięku wyrobili sobie ludzie, którzy z dystansu oglądają dziadów umawiających się na odsłuchy, testujących kable, cmokających nad wzmacniaczami lampowymi i zachwycających się samplerami, których nikt normalny nie słucha. Większość firm unika takich stwierdzeń w opisach soundbarów, głośników bezprzewodowych i słuchawek, które mają trafić do szerokiego grona odbiorców, a nie tylko do audiofilów, którzy i tak wybiorą coś innego. Sennheiser natomiast wyraźnie daje nam do zrozumienia, że ma na ten temat inne zdanie. Tym samym naraża się dwóm grupom klientów - tym normalnym, którzy określanie słuchawek jako "audiofilskie" mogą odebrać jako coś alarmującego, a także samym audiofilom, którzy mogą uznać, że słuchawki dokanałowe za 1349 zł na pewno nie trafią w ich gust, a producent zupełnie niepotrzebnie stara się zrobić ukłon w ich stronę, zamiast napisać w broszurce to, co wszyscy - że jego nowe dokanałówki są wygodne, wytrzymałe, wodoodporne i mają "extra bassy".

Kiedy IE 300 pojawiły się na polskim rynku, przeprowadziłem małe śledztwo i dowiedziałem się, że opis, jaki otrzymałem wraz z pierwszymi zapowiedziami tego modelu, nie był żadnym wypadkiem przy pracy ani próbą zwrócenia uwagi audiofilów na dokanałówki, które zapewne są mocno spokrewnione z modelami stworzonymi z myślą o profesjonalistach, takimi jak IE 100 PRO. Nie mogę zdradzić zbyt wielu szczegółów, ale dowiedziałem się, że audiofile są dla Sennheisera bardzo ważni. Co więcej, firma uważa, że jest to grupa liczniejsza, niż wydaje się wielu innym producentom elektroniki. Nie jestem jednak przekonany, czy mamy do czynienia z produktem stworzonym zgodnie z tą filozofią od podstaw. Patrząc na IE 300, widzę przeprojektowane dokanałówki dla profesjonalistów, takie jak IE 40 PRO, które testowałem półtora roku temu. Były naprawdę świetne - zaskakująco wygodne i porządnie wykonane, a do tego grały jak rzadko które słuchawki w tej cenie, niezależnie od rodzaju konstrukcji. No właśnie, i kosztowały 429 zł. Za "trzysetki" trzeba natomiast zapłacić 1349 zł. Dlaczego? Hmm, to jest bardzo dobre pytanie. Same dokanałówki są bardzo podobne. Tam mieliśmy półprzezroczyste obudowy, tu zaś zdecydowano się na szarawe tworzywo z czymś, co wygląda jak zatopione w nim drobinki metalu. Taki drobniutki brokat. Na szczęście ledwo widoczny. Niemcy wykorzystali tu także mało popularną, a moim zdaniem bardzo wygodną i bezpieczną formę pchełek z wygiętą, usztywnioną końcówką przewodu tworzącą haczyk, który zakładamy na małżowinę. W zestawie dostajemy też twarde etui, a jeśli najdzie nas ochota na eksperymenty z wypasionym DAP-em lub wzmacniaczem słuchawkowym, fabryczny kabel zakończony wtykiem 3,5 mm można zamienić na opcjonalny przewód zbalansowany z wtykiem o średnicy 2,5 lub 4,4 mm. Umożliwiają to oczywiście złącza MMCX. Jeśli chodzi o to, co zamontowano wewnątrz elementów dousznych, czeka nas małe zaskoczenie. W IE 300 zastosowano przetworniki XWB (Extra Wide Band) o średnicy 7 mm, podczas gdy IE 40 PRO wykorzystują 10-mm przetworniki dynamiczne. Oczywiście sama średnica tego elementu to jeszcze nie koniec historii, ale przyjęło się, że w droższych słuchawkach musimy dostać większe przetworniki i jest to reguła dotycząca zarówno dokanałówek, jak i większych modeli nausznych i wokółusznych.

Jak nie lubię dokanałówek, tak z niektórymi jestem w stanie dogadać się od razu i to są właśnie jedne z nich. Nawet bez zmiany rozmiaru gumeczek, bez nie wiadomo jak mocnego wyginania kabli. Minuta roboty i było mi wygodnie. Słuchawki nie wypadały z uszu nawet przy przypadkowym pociągnięciu za przewód. Co najwyżej mogą się lekko poluzować, ale nie jest to żaden problem. Taka forma sprawia, że możemy używać ich wszędzie. Nie obawiałbym się nawet w nich biegać albo jeździć na rowerze, ale - co chyba oczywiste - w domu też się sprawdzają. Tłumienie hałasu jest co najmniej przyzwoite. I to bez systemu aktywnej redukcji szumów, którego działanie w niektórych bezprzewodowych dokanałówkach i tak jest wątpliwe. Swoją drogą, choć słuchawki typu true wireless są bardzo kuszące, znam co najmniej kilka osób, które po pewnym czasie korzystania z tego dobrodziejstwa wróciły do przewodowych dokanałówek. Z różnych powodów. A to komuś wypadła jedna słuchawka i potoczyła się do studzienki kanalizacyjnej, a to pchełki rozładowywały się w najmniej oczekiwanym momencie, na przykład podczas ważnej rozmowy telefonicznej (wówczas nie pomaga nawet to, co producenci lubią podkreślać w materiałach reklamowych - że już piętnaście minut ładowania wystarcza na ileś tam godzin pracy). Nieważne. Jeśli chcemy skorzystać ze słuchawek teraz, to nic nas nie uratuje. A normalne, przewodowe dokanałówki działają zawsze, nie wymagają ładowania, ciężko jest zgubić jedną słuchawkę, nie rozłączają się przypadkowo - mają wiele zalet, o których przypominamy sobie dopiero wtedy, gdy z "true wirelessami" coś pójdzie nie tak.

Praktycznie wszystkie dostępne na rynku słuchawki przewodowe mają kabel zakończony wtykiem 3,5 mm, nikt nie miał z tym problemu, ale producenci urządzeń mobilnych musieli być mądrzejsi i zaczęli usuwać te gniazda ze swoich nowych modeli, dając nam w zamian przejściówki czy inne bzdury, najlepiej pakowane osobno, abyśmy jeszcze musieli za nie zapłacić. Ot, ułatwianie ludziom życia...

Jedyny problem jest taki, że trzeba mieć w telefonie gniazdo 3,5 mm. Albo tę idiotyczną przejściówkę. No cóż, tego w niektórych przypadkach nie obejdziemy. Nie wiem, czemu producenci smartfonów zaczęli w pewnym momencie pozbywać się gniazd, które są uznawane za obowiązujący standard od kiedy sięgam pamięcią. Z ładowarkami nie mogli dojść do porozumienia. Co nowy telefon, to trzeba było zmieniać ładowarkę. Niektórzy z nas mają już całe szuflady kabli i akcesoriów, które już nigdy do niczego się nie przydadzą. Aby to ustandaryzować, musiały zainterweniować, że tak to ładnie ujmę, siły zewnętrzne. Tymczasem praktycznie wszystkie dostępne na rynku słuchawki przewodowe mają kabel zakończony wtykiem 3,5 mm, nikt nie miał z tym problemu, ale producenci urządzeń mobilnych musieli być mądrzejsi i zaczęli usuwać te gniazda ze swoich nowych modeli, dając nam w zamian przejściówki czy inne bzdury, najlepiej pakowane osobno, abyśmy jeszcze musieli za nie zapłacić. Ot, ułatwianie ludziom życia... Wracając do Sennheiserów, są bardzo przemyślane. Przewody można odłączyć od samych pchełek, dzięki czemu nie tylko mamy pewność, że w razie czego będziemy mogli zmienić kabel, ale w miejscu tego połączenia obudowy słuchawek swobodnie się obracają, co ułatwia dopasowanie ich do kształtu ucha. Jak nie przepadam za dokanałówkami, tak te mi się spodobały. Pytanie tylko, czy warto wybrać właśnie ten model, skoro takie IE 100 PRO, będące ulepszoną wersją IE 40 PRO, możemy mieć za 459 zł. Skoro jednak Sennheiser wziął na celownik audiofilów, musiał zdawać sobie sprawę z tego, że w tym świecie poziom odniesienia wyznaczają takie cudeńka, jak Astell&Kern AK T9iE za 4499 zł, Westone ES-50 za 5449 zł, Final Audio Design A8000 za 8800 zł albo Audeze LCDi4 za 11999 zł. Moim zdaniem cena opisywanych dokanałówek została skrojona pod potencjalnego nabywcę. A czy znajdzie uzasadnienie w jakości dźwięku?

Sennheiser IE 300

Brzmienie

W tym, co zaprezentowały IE 300, słychać potencjał, który znam z modelu IE 40 PRO. Energia, przejrzystość, namacalność, wrażenie obcowania ze sprzętem, z którego można wycisnąć znacznie, znacznie więcej, niż sugerowałaby jego cena - wszystkie te elementy znajdziemy i tu, i tu. To akurat w ogóle mnie nie zaskoczyło, bo byłoby dziwne, gdyby droższe słuchawki tego samego producenta nie potrafiły pokazać tego, co dostaniemy w tych tańszych. Spodziewałem się jednak, że IE 300 pójdą jeszcze dalej w kwestii rozdzielczości, może nawet dodając do niej coś w stylu lekko ocieplonego zakresu średnich tonów, pięknie wykończonej góry lub zjawiskowej przestrzeni. W końcu skoro Sennheiser celował w audiofilów, jego specjaliści od badania rynku musieli mieć świadomość, że przedstawiciele tej grupy lubią dźwięk, który z jednej strony jest dobrze zrównoważony, neutralny i zgodny z ideą wysokiej wierności, a z drugiej ma w sobie coś wyjątkowego, czego na pewno nie zaoferują nam budżetowe słuchawki, soundbary i głośniki bezprzewodowe. Może to być wybitna detaliczność, szybkość, bliska, namacalna średnica, trójwymiarowa przestrzeń, spójność albo przezroczystość doprowadzona do perfekcji - do stadium, w którym sprzęt udaje, że nie istnieje, a my zostajemy sam na sam z muzyką. Trudno było oczekiwać, by dokanałówki za 1349 zł wzbiły się na ten poziom, ale mając w pamięci to, co pokazały IE 40 PRO oraz sporą różnicę w cenie między tymi dwoma modelami, wyobrażałem sobie, że IE 300 będą o wiele lepsze. Okazało się jednak, że niemieccy konstruktorzy postanowili nie tyle wycisnąć z tych pchełek jak najbardziej naturalny, rozdzielczy, namacalny i realistyczny dźwięk, a raczej kompletnie zmienić podejście do ich strojenia, burząc całkiem sympatyczną układankę i wykorzystując jej elementy do stworzenia czegoś, co wygląda, hmm... Dość fikuśnie. Efektownie, odważnie, ale też nieco pokracznie. W brzmieniu IE 300 jest zdecydowanie więcej niskich i wysokich tonów. Wokale spadają na dalszy plan. Liczą się przede wszystkim uderzenie, kinowy rozmach, wyostrzona góra pasma i dynamika wynikająca poniekąd z charakteru samych słuchawek, a poniekąd z tego, że szukając w tym dźwięku wokali i instrumentów operujących w środkowym zakresie częstotliwości, odruchowo zwiększamy głośność, co oczywiście powoduje, że skraje pasma dominują jeszcze bardziej. Wiem, że niektórym taki dźwięk przypadnie do gustu, ale ja doszedłem do wniosku, że Sennheiser albo minął się z oczekiwaniami audiofilów, albo celowo zrobił słuchawki, które tak naprawdę mają spodobać się typowemu użytkownikowi smartfona, a cała ta otoczka została wykreowana wyłącznie w celach marketingowych. Ale zaraz, zaraz... Przecież mówimy o firmie, która umie zrobić wybitnie audiofilskie słuchawki. Nie uwierzę w to, że Niemcy nie wiedzą, czego oczekują miłośnicy wysokiej klasy sprzętu audio i jak im to dostarczyć. Może więc badania, na których się opierano, nie zostały przeprowadzone z należytą starannością? Nie wiem, nie będę zgadywał i w ogóle nie jest to moja broszka. Wiem tylko, że jeśli Sennheiser planował wypuścić na rynek dokanałówki dla osób, które uważają, że dobry dźwięk to dzika moc, atomowy bas i kąsająca w uszy góra, można ogłosić sukces, ale jeśli celem rzeczywiście było stworzenie słuchawek dla audiofilów, to komuś pomyliły się adresy. Zamówiono sałatkę z łososiem, a przyjechały tłuste burgery z przesolonymi frytkami.

Wiem, że zaraz pojawią się komentarze, że pewnie źle dobrałem rozmiar silikonowych wkładek, dostałem niewygrzany egzemplarz albo wykorzystałem zbyt słaby sprzęt towarzyszący. Nie jestem jednak przekonany, czy zgodziłbym się z takimi zarzutami. Fakt, nie lubię dokanałówek i w codziennym życiu korzystam z nich tylko wtedy, gdy jest to konieczne, ale to nie oznacza, że jestem w tym temacie kompletnym laikiem. Doceniam to, co potrafią dobre pchełki. Po prostu nie jest to moja ulubiona forma słuchawek i tyle. Co do wygrzania, to nie wiem, jak zmieniłoby się brzmienie "trzysetek" po dwóch miesiącach, ale dzięki uprzejmości dystrybutora miałem wystarczająco dużo czasu na przeprowadzenie testu i od pierwszego do ostatniego dnia nic się nie zmieniło. Jeśli zaś chodzi o sprzęt towarzyszący, zacząłem od odtwarzacza Astell&Kern AK70, następnie przesiadłem się na Marantza HD-DAC1, a później wykorzystałem jeszcze iPada i streamer Auralic Vega G1. Może powinienem sięgnąć po jakiś hi-endowy wzmacniacz słuchawkowy, najlepiej lampowy, a następnie wypożyczyć kabel zbalansowany i dla świętego spokoju sprawdzić takie właśnie połączenie? No dobrze, ale gdyby każdy test miał polegać na wypożyczaniu kolejnych urządzeń towarzyszących aż do momentu, w którym opisywane urządzenie zagra zgodnie z oczekiwaniami recenzenta, ta zabawa nie miałaby najmniejszego sensu. Praktyka pokazuje, że po wielu godzinach nierównej walki można wyczarować dobry dźwięk nawet z najdziwniejszych gratów, które w żadnym innym układzie nie grają. Czasami nawet zmiana interkonektu sprawia, że czar pryska i wracamy do punktu wyjścia. Najlepsze jest to, że brzmienie IE 300 wcale nie jest złe. Gdybym otrzymał je jeszcze przed publikacją oficjalnych zapowiedzi, uznałbym, że Sennheiser postanowił wypuścić na rynek porządne, przewodowe dokanałówki zestrojone pod typowego klienta, takie z permanentnie włączonym loudnessem. Może nawet spodobałoby mi się to, że mimo podbitych skrajów pasma "trzysetki" są w stanie pokazać wiele detali, w zakresie średnich i wysokich tonów grają całkiem szybko, mogą pochwalić się bardzo dobrą dynamiką i tak dalej. Jedyny problem polega na tym, że Sennheiser narobił mi nadziei, że oto dostanę do ręki słuchawki zaprojektowane z myślą o audiofilach, a jeżeli zdaniem niemieckich konstruktorów właśnie to jest brzmienie, które powinno im się spodobać, to aż nie wiem, jak się do tego odnieść. Ktoś sobie zrobił jaja? Postanowił tę grupę obrazić? A może wybrał do badania ludzi, którzy uważają się za audiofilów, ale o dobrym dźwięku wiedzą mniej więcej tyle, co mój kot o rachunku różniczkowym?

Co tu dużo mówić, ten dźwięk nie jest neutralny. Równowaga tonalna jest zachwiana do tego stopnia, że podczas wystawiania ocen graficznych po raz pierwszy od dłuższego czasu będę miał okazję sięgnąć po paski najcięższego kalibru. Producent może sobie pisać, co mu się podoba, ale musiał uznać, że audiofile uwielbiają głęboki bas i wyrazistą, nawet prześwietloną górę, bo lubią mieć wrażenie, że jest "zejście" oraz świadomość, że nie umykają im żadne detale. Tak, to prawda. Ale moim zdaniem każdy doświadczony audiofil wie również, jak dane nagranie powinno brzmieć - co w nim jest, a czego na pewno w nim nie ma. Tymczasem IE 300 potrafią sobie to i owo dopowiedzieć albo podkręcić dźwięk tak, żeby mało istotne detale urosły do rangi wydarzeń pierwszoplanowych. I z tym bym się już kłócił. A może mam zbyt dobre zdanie o audiofilach? Może spora część z nich uważa się za znawców tematu, a tak naprawdę nie potrafi się oprzeć tym samym elementom, które czynią dźwięk dobrym w oczach i uszach każdego klienta? No cóż, jeżeli tak to wygląda, to ja chyba wolałbym dokanałówki zaprojektowane z myślą o profesjonalistach, takie jak IE 40 PRO. Chociażby ze względu na ich neutralność i uniwersalność. Swoją drogą, to ciekawe, że Sennheiser, tworząc słuchawki dla profesjonalistów, uderzył w brzmienie równe, wyważone, podrasowane w bardzo niewielkim stopniu, a audiofilom proponuje podobny dźwięk, ale z fabrycznie włączonym korektorem, wyginającym pasmo w literę "U". Pytanie tylko, czy to się komuś spodoba, czy nie? Jeśli o mnie chodzi, to podczas odsłuchu w warunkach domowych raczej nie. Może gdybym chciał obejrzeć film na tablecie. Może gdybym słuchał bardzo spokojnej muzyki, w której słuchacza nie atakuje ani atomowy bas ani świszcząca góra, więc charakter słuchawek nie ma na to wielkiego wpływu. Ot, takiego spokojnego jazzu, jakichś klimatów ambientowych, nawet fortepianu solo. Ale mocniejsza muzyka to za każdym razem dziwny, wręcz niepokojący eksperyment. Odchylenie od normy. Wyobrażam sobie jednak i taki scenariusz, w którym IE 300 będą sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Bas schodzi na samo dno piekieł, góra cyka jak trzeba, mocy nie brakuje - czego tu nie lubić? Gdybym poprosił dziesięć losowo wybranych osób o ocenę tego brzmienia, Sennheisery na pewno otrzymałyby wysokie noty. Niemcy powinni jedynie wykreślić z materiałów informacyjnych słowo "audiofilski" we wszystkich jego formach i odmianach. Wtedy zrobimy odwrotnie - jeżeli ktoś uzna, że IE 300 grają nienaturalnie, dziwnie i zbyt agresywnie, będzie spora szansa, że jest audiofilem.

Czy na tym pora zakończyć nasz test? Otóż nie. Na koniec mała niespodzianka. Wcześniej wspominałem, że IE 300 to moim zdaniem Kossy Porta Pro w wydaniu dokanałowym. Każdy wie, że kultowe słuchawki amerykańskiej firmy grają dość specyficznie - mają takie same odchyły, co "trzysetki". Czy to sprawia, że są złe? Absolutnie nie. Sprawdzają się w takich sytuacjach, gdzie z normalnymi nausznikami o dobrze zrównoważonym brzmieniu zbyt daleko nie zajedziemy. Perspektywa zmienia się przede wszystkim wtedy, gdy wychodzimy z domu. Wystarczy stanąć przy ruchliwej ulicy, wsiąść do autobusu, tramwaju lub pociągu, aby słuchawki, które wcześniej grały dobrze, nagle straciły cały wigor, bas, zaczęły ledwo plumkać. Co ciekawe, ten efekt powtarza się bez względu na to, czy korzystamy ze słuchawek wokółusznych, przewodowych, bezprzewodowych, otwartych, zamkniętych, z ANC czy bez ANC. Po prostu w środkach komunikacji publicznej i warunkach miejskich panuje hałas, który przedziera się do naszej głowy i nigdy do końca go nie zwalczymy. Czuć go nawet w żołądku albo gdy opuszkami palców trzymamy kubek z kawą. I tutaj IE 300 nabierają sensu. W takich sytuacjach ich podkręcone, przerysowane brzmienie staje się atrakcyjne. Pełne, dynamiczne, przejrzyste. W normalnych słuchawkach już stracilibyśmy skraje pasma, a tutaj nie. Normalnie musielibyśmy pożegnać się z odkrywaniem w muzyce czegokolwiek ciekawego, ledwo śledzilibyśmy utwory, które dobrze znamy, a tutaj wszystko wciąż zachowuje smak. Możemy nawet włączyć zupełnie nową playlistę, a po powrocie do domu okaże się, że zdążyliśmy już poznać tę muzykę bardzo dokładnie.

Perspektywa zmienia się przede wszystkim wtedy, gdy wychodzimy z domu. Wystarczy stanąć przy ruchliwej ulicy, wsiąść do autobusu, tramwaju lub pociągu, aby słuchawki, które wcześniej grały dobrze, nagle straciły cały wigor, bas, zaczęły ledwo plumkać. Co ciekawe, ten efekt powtarza się bez względu na to, czy korzystamy ze słuchawek wokółusznych, przewodowych, bezprzewodowych, otwartych, zamkniętych, z ANC czy bez ANC.

IE 300 nie są słuchawkami, którym można zaufać podczas odsłuchu w domu. Nie grają równo i neutralnie, a więc w moim przekonaniu nie są do końca audiofilskie. Potrafią zapuścić się bardzo nisko, potrafią wydobyć z nagrań wiele szczegółów, więc z pewnością mają potencjał, ale w mojej ocenie ta szansa została pogrzebana w momencie, gdy ktoś podjął decyzję, że audiofilski dźwięk to taki, w którym skraje pasma są podkręcone do granic możliwości. Tylko kto w domu przesiaduje w dokanałówkach? Może uznano, że dla wielu audiofilów będą to słuchawki do użytku mobilnego. Do dojazdów do pracy, do jeżdżenia metrem, do samolotu, na spacery po mieście, generalnie do wszystkiego. I z tym mogę się zgodzić. Tutaj IE 300 robią naprawdę świetną robotę. Tylko kiedy my teraz będziemy jeździć autobusami, stłoczeni jak sardynki? Kiedy zaczniemy spacerować po mieście z przyjemnością? Kiedy ruch lotniczy wróci do poziomu sprzed pandemii? Moim zdaniem nie jest to nawet perspektywa końcówki 2021 roku. Zresztą wiele osób już się przestawiło. Na inny model pracy, inne warunki funkcjonowania we własnym domu, inny sposób robienia zakupów, zamawiania jedzenia, komunikowania się z rodziną i znajomymi, spędzania wolnego czasu... Może trochę za mocno filozofuję, ale skoro IE 300 najlepiej sprawdzają się poza domem, to należy się zastanowić, jak często będziemy ich w takich warunkach używać. Dla każdego ta odpowiedź będzie inna, ale chyba nikt nie zaprzeczy, że obecnie spędzamy więcej czasu w czterech ścianach. IE 300 spodobają się także tym, którzy mają w nosie te opowieści o neutralności, a podczas odsłuchu chcą dostać maksimum efektu, dobrze się bawić, zanurzyć się w dźwięku głębokim jak ocean, angażującym jak rozmowy o polityce przy świątecznym stole i emocjonującym jak ostatnie sekundy dogrywki w meczu o wszystko. Jeżeli chcecie dostać cios w uszy, pokochacie IE 300 od pierwszych dźwięków. Jeżeli jednak chcielibyście uzyskać bardziej wyrównany, uniwersalny dźwięk, proponuję przyjrzeć się dokanałówkom Sennheisera stworzonym z myślą o profesjonalistach.

Sennheiser IE 300

Sennheiser IE 300

Budowa i parametry

Sennheiser IE 300 to przewodowe słuchawki dokanałowe, w których zastosowano zaprojektowane i wykonane w Niemczech przetworniki XWB (Extra Wide Band) o średnicy 7 mm. W opisie tego modelu na stronie internetowej producenta znajdziemy kilka sugestii, które zdają się potwierdzać moją tezę, że został on zaprojektowany z myślą o słuchaniu muzyki poza domem. Sennheiser twierdzi na przykład, że audiofile oczekują wysokiej wierności odtwarzanej muzyki nie tylko w domu, ale również w ruchu, gdziekolwiek się znajdują, a IE 300 od firmy Sennheiser zostały zaprojektowane tak, aby zapewnić dokładny i naturalny dźwięk nawet w takiej sytuacji. Dalej przeczytamy, że kluczowym elementem IE 300 jest miniaturowa tylna komora wewnątrz obudowy, która pomaga zarządzać przepływem powietrza za przetwornikiem. Kierunek i całkowita objętość powietrza mają być dzięki temu precyzyjnie kontrolowane. Ponadto niemieccy konstruktorzy zaobserwowali naturalny wzrost częstotliwości rezonansowej w przewodzie słuchowym po uszczelnieniu go za pomocą końcówki dousznej. Zmniejszona objętość powietrza powodowała ich zdaniem efekt maskowania ważnych szczegółów w sygnale źródłowym. Zastosowano więc absorbującą komorę, aby ponownie ujawnić te niuanse. Firma wspomina również o znacznej redukcji szumów otoczenia, co moim zdaniem może być trochę mylące. Przeciętny klient pomyśli bowiem, że słuchawki są wyposażone w system ANC, którego tutaj oczywiście nie ma. Trzeba jednak przyznać, że pasywne tłumienie hałasu z zewnątrz jest bardzo, bardzo przyzwoite. Sennheiser twierdzi, że wyposażenie "trzysetek" w odłączany kabel było oczywistym wyborem, jednak aby opisywane słuchawki były odporne również na zużycie i uszkodzenia mechaniczne, zastosowano w nich złącza Fidelity + MMCX, znane ze swojej trwałości obrotowej i integralności styków, które umieszczono w zagłębionym gnieździe o szerokości 4,8 mm. Dołączony do zestawu przewód, zakończony wtykiem 3,5 mm, został wzmocniony włóknami para-aramidowymi, które wytrzymują tysiące cykli zginania. W katalogu Sennheisera mają pojawić się podobne kable z wtykami zbalansowanymi o średnicy 2,5 i 4,4 mm, jednak w sieci nie udało mi się znaleźć konkretnych informacji na temat ich dostępności i ceny. Posiadaczom wzmacniaczy słuchawkowych i odtwarzaczy przenośnych z takim złączem pozostaje więc czekać albo poszukać takich kabli w ofercie innych firm, godząc się z tym, że po podłączeniu innego przewodu zmieni się też sposób mocowania dokanałówek w uchu.

Werdykt

Wiem, że może to zabrzmieć co najmniej nietaktownie, ale epidemia wirusa COVID-19 dla wielu producentów elektroniki użytkowej, w tym dla ekspertów od wysokiej klasy sprzętu audio, okazała się okresem największych zysków, wynikających ze zwiększonego popytu na tego typu urządzenia oraz faktu, że wielu klientów postanowiło przeznaczyć na ten cel pieniądze, których nie wydali na wakacyjne wyjazdy, wieczorne wypady do restauracji ani weekendy spędzone z rodziną lub znajomymi w galeriach handlowych, kinach i kawiarniach. Wiele firm wprowadziło do swojej oferty urządzenia, które doskonale sprawdzą się w warunkach lockdownu. Sennheiser proponuje nam natomiast słuchawki dokanałowe, które opracowano z myślą o audiofilach, ale tylko tych, którzy chcą słuchać muzyki poza domem. No, wiecie - w tramwaju, na stacji metra i podczas spacerów po zatłoczonych ulicach wielkiego miasta. Dlatego są przewodowe, bo w takiej sytuacji brak kabla byłby pewnie udręką, na którą żaden normalny użytkownik by się nie zgodził. Nie mają też mikrofonu ani przycisków do sterowania smartfonem, bo jakby ktoś chciał, aby przeszkadzano mu podczas odsłuchu, za 1349 zł mógłby kupić naprawdę fajne słuchawki bezprzewodowe. Co ciekawe, na oficjalnych zdjęciach producenta opisywane dokanałówki są prezentowane w zupełnie innej sytuacji - używa ich przystojny jegomość, który wcale nie jedzie metrem ani nie wyszedł na spacer po mieście, ale siedzi na schodach lub przy dużym, drewnianym stole, trzymając w ręku audiofilski odtwarzacz przenośny - jeśli dobrze widzę, jest to Astell&Kern Kann. A o ile IE 300 na zewnątrz sprawdzają się całkiem nieźle, o tyle w domowym zaciszu ich brzmienie jest tak przeładowane, że aż karykaturalne. Co o tym wszystkim sądzić? Co tu się stało? Moim zdaniem Sennheiser albo miał dobre intencje, ale zamiast zaufać własnej intuicji, zdał się na specjalistów od badania rynku, albo miał niezły pomysł, którego sens podważyła, a przynajmniej mocno podkopała pandemia koronawirusa. Wyszło z tego takie pomieszanie z poplątaniem. Otrzymaliśmy produkt, który ma potencjał, ale sprawdza się tylko w bardzo specyficznych warunkach. Ja do słuchania muzyki w domu bez zastanowienia wybrałbym IE 100 PRO lub HD 660 S, a do codziennego użytku na chodzie - Momentum True Wireless 2, PXC 550 lub Momentum 3 Wireless.

Sennheiser IE 300

Dane techniczne

Typ słuchawek: dynamiczne, dokanałowe
Przewód/wtyk: 1,25 m/3,5 mm
Impedancja: 16 Ω
Pasmo przenoszenia: 6 Hz - 20 kHz
Poziom ciśnienia akustycznego: 124 dB
Zniekształcenia: < 0,08%
Masa: 4 g
Cena: 1349 zł

Konfiguracja

Marantz HD-DAC1, Auralic Vega G1, Astell&Kern AK70, Apple iPad 8.

Sprzęt do testu dostarczyła firma Aplauz. W artykule wykorzystano zdjęcia udostępnione przez firmę Sennheiser i wykonane przez redakcję portalu StereoLife.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga6Rownowaga7Rownowaga5Rownowaga4Rownowaga3Rownowaga4Rownowaga5Rownowaga6Rownowaga6RownowagaStop

Dynamika
Poziomy7

Rozdzielczość
Poziomy6

Barwa dźwięku
Barwa4

Szybkość
Poziomy6

Spójność
Poziomy2

Muzykalność
Poziomy4

Szerokość sceny stereo
SzerokoscStereo1

Jakość wykonania
Poziomy7

Funkcjonalność
Poziomy5

Tłumienie hałasu
Poziomy7

Cena
Poziomy5


Komentarze (4)

  • Kuba

    Czyli jak zwykle odpowiedzią na pytanie "tak czy nie" jest "to zależy". Za to po przeczytaniu można wierzyć, że autor naprawdę miał opisywany sprzęt w rękach.

    0
  • Michał

    Jeśli faktycznie tak brzmią, to trzeba założyć, że na własne życzenie oddają pole chińczykom. Naprawdę chcę zostawić te pieniądze w Europie, nawet płacąc więcej. Godzę się, że produkcja jest w Chinach ale marka nadal europejska. Ale widać, że mają to gdzieś. Szukam słuchawek dokanałowych w przedziale 1000 - 1500 i coraz częściej widzę rodzime chińskie produkcje.

    0
  • Łukasz

    W końcu ciekawa recenzja, a nie tylko same pochwały jak w większości recenzji. Choć z drugiej strony chyba każdy audiofil ma tą drugą twarz, w której chce posłuchać czegoś z wykopem, a nie kolejny raz delektować się analitycznością, neutralnością. Pozdrawiam.

    0
  • Maciej

    Nie zgadzam się z autorem słuchawki brzmią rewelacyjnie

    0

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z okazji czterdziestych urodzin firmy, w tym momencie jesteśmy już w połowie drogi do kolejnej okrągłej rocznicy (Renaud de Vergnette założył firmę Triangle w 1980 roku). Wszyscy znamy tę historię -...

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo? To pytanie na pewnym etapie zadawał sobie każdy, kto uważa się za melomana lub audiofila. Prostej odpowiedzi niestety nie ma, bo nawet doświadczeni miłośnicy muzyki i sprzętu audio wciąż szukają swojego ideału. Osobom przymierzającym się do zakupu swojego pierwszego systemu audio można jednak wytłumaczyć kilka podstawowych...

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

W erze streamingu coraz więcej melomanów sięga po muzykę na fizycznych nośnikach, czego doskonałym przykładem stały się płyty winylowe. Renesans gramofonów i czarnych krążków trwa już co najmniej dekadę. Tłocznie płyt winylowych pracują na pełnych obrotach. Produkcję wznawiają nawet największe wytwórnie, a dla artystów wydających nowy album brak wersji LP...

Streaming krok po kroku

Streaming krok po kroku

Streaming - to pojęcie niemal całkowicie zdominowało świat sprzętu hi-fi. Na przestrzeni dziesięciu lat ten sposób słuchania muzyki przeszedł ewolucję od ciekawostki technologicznej interesującej tylko najbardziej postępowych melomanów i audiofilów do czegoś, co jest dla nas zupełnie naturalne i oczywiste. Dla wielu osób streaming to nieodłączna część codziennego funkcjonowania, podstawowe...

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
NAD C389

NAD C389

NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...

Lyngdorf FR-2

Lyngdorf FR-2

Kim jest Peter Lyngdorf? Genialnym inżynierem, czy może raczej wizjonerem i utalentowanym przedsiębiorcą? Tego nie podejmuję się rozsądzać, ale jedno jest pewne - facet nie lubi się nudzić i wspiera...

Bannery boczne

Komentarze

a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Rafał
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Piotr
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
stereolife
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Obywatel GC
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...

Płyty

Newsy

Tech Corner

Podstawowe własności i parametry wzmacniaczy stereo

Podstawowe własności i parametry wzmacniaczy stereo

Czy to w domowym zaciszu, na koncercie, podczas pracy w studiu czy w samochodzie - wzmacniacz jest jednym z kluczowych elementów każdego systemu stereo. Czym właściwie jest? Najprościej można powiedzieć, że jest to układ elektroniczny, którego zadaniem jest wytworzenie na wyjściu sygnału analogowego będącego wzmocnioną kopią sygnału podanego na wejście....

Nowości ze świata

  • Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

Prezentacje

Najeźdźca z północy - Hegel

Najeźdźca z północy - Hegel

Wydawałoby się, że w bardzo gęstej branży audio kompletnie nie ma już miejsca dla nowych graczy. Że wszystkie stołki obsadzone są sztywno, bez szans na zmiany. A jednak od czasu do czasu pojawiają się firmy, które potrafią zaintrygować i porwać audiofilów, odbierając klientów starym wyjadaczom. Jednym z producentów, który wkroczył...

Poradniki

Wszystko o plikach wysokiej rozdzielczości

Wszystko o plikach wysokiej rozdzielczości

W ciągu całej historii audio było wiele momentów, które stanowiły kamień milowy w rozwoju technologii zapisu i odtwarzania dźwięku. Niewątpliwie...

Listy

Galerie

Dyskografie

Budgie - Zapomniany gatunek

Budgie - Zapomniany gatunek

Deski skrzypiały pod nogami, kiedy wchodził na strych. Strach jednak tłumiła fascynacja nowym, nieznanym wcześniej miejscem. Spróchniałe schody nie miały...

Wywiady

Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z...

Popularne artykuły

Vintage

Radmor 5102

Radmor 5102

Do napisania krótkiego tekstu o bodajże najlepszym produkcie polskiej, socjalistycznej myśli technicznej skłoniła mnie lektura testu wzmacniacza Unitra Edward. Ostatnimi...

Słownik

Poprzedni Następny

Air Motion Transformer

AMT to typ przetwornika elektroakustycznego, którego konstrukcja przypomina głośniki wstęgowe. W odróżnieniu od klasycznych wstęg poruszających się w polu magnetycznym do przodu i do tyłu, tutaj membrana jest ukształtowana w...

Cytaty

AdamNeste.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.