Bowers & Wilkins Formation Duo
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Niespełna dziesięć lat temu światło dzienne ujrzały pierwsze w pełni funkcjonalne głośniki sieciowe. Pionierem w tej dziedzinie była firma, o której wcześniej praktycznie nikt nie słyszał - Sonos, a najmniejszym, najtańszym i zarazem najpopularniejszym modelem należącym do rodziny jej eleganckich samograjów był model Play:1. Do dziś pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie para takich głośników połączonych w system stereo. Potężny, ale naturalny i przekonujący dźwięk nie pasował ani do gabarytów "jedynek", ani do ich ceny. I jeszcze to minimalistyczne wzornictwo - dwa zgrabne kubki z przetwornikami ukrytymi za metalowymi siateczkami, na górnym panelu tylko trzy przyciski i kolorowa dioda, a z tyłu tylko gniazdo sieciowe i miejsce na kabel zasilający. Cudownie piękny, prosty sprzęt, którego pełne możliwości odkryłem dopiero później, kiedy postawiłem identyczną parę w swoim gabinecie. Temat wciągnął mnie do tego stopnia, że pięć lat temu przetestowałem piętnaście głośników sieciowych, od najtańszych do najdroższych. Na szczycie zestawienia znalazły się Ruark Audio MRx, Bowers & Wilkins Zeppelin Wireless, Vifa Copenhagen 2.0, Naim Muso Qb i Dynaudio Music 7. Wówczas był to poziom 3500-4500 zł i podkreślam raz jeszcze - były to praktycznie najdroższe tego typu urządzenia dostępne na rynku. Od tamtej pory zastanawiałem się, kto odważy się podnieść poprzeczkę i zaproponować klientom takie Sonosy Play:1 w wersji totalnie audiofilskiej. W końcu powinno to być banalnie proste. Dziś już żadna z technologii, którymi niemal dekadę temu imponował nam Sonos, nie jest niczym niezwykłym. Wystarczy wziąć dobre, sprawdzone kolumny, wsadzić do nich wzmacniacz i moduł strumieniowy, opracować aplikację na urządzenia mobilne lub podpiąć się do jednego z istniejących systemów i gotowe. A jednak nie każdy to potrafi albo... nie każdy widzi w tym sens.
O ile z technicznego punktu widzenia stworzenie takich kolumn nie wydaje się być szczególnie skomplikowane, o tyle problem pojawia się, gdy pomyślimy, do kogo taki produkt miałby być adresowany. Do audiofilów chyba nie do końca, bo kupno takich głośników oznaczałoby rezygnację z budowanego dotychczas systemu. Kto normalny sprzeda streamer, wzmacniacz i pasywne zestawy głośnikowe, aby zastąpić to wszystko aktywnymi kolumnami z funkcją streamingu? Do przeciętnych melomanów chyba też takie hi-endowe Sonosy nie trafią, ponieważ oni raczej rzadko widzą sens inwestowania pięciocyfrowej kwoty w głośniki sieciowe. Wychodzi na to, że będzie to propozycja dla audiofila, ale raczej jako drugi lub nawet trzeci system w domu, a także dla ludzi, którzy cenią sobie minimalizm, lubią luksusowe produkty i choć za złotouchych się nie uważają, wychodzą z założenia, że kiedy już coś się kupuje, trzeba sięgać po produkty z wysokiej półki. Przyznacie, że wygląda to na mało dochodowy biznes.
Mimo to wiele firm nadal idzie w tym kierunku, niektóre wręcz uczyniły sobie z tego główne źródło dochodu, a reszta najwyraźniej zakłada, że lepiej rozwijać się i trzymać rękę na pulsie, bo pewnego dnia zasady gry mogą się zmienić. Devialet, KEF, Dynaudio, Naim, Linn, nawet Harman Kardon wypuścił potężne kolumny Citation Tower. Nic dziwnego, że swoje trzy grosze postanowiła dorzucić do tego firma Bowers & Wilkins, wprowadzając całą serię Formation. Ładnie, pięknie, gustownie, trochę dziwnie, ale w sumie większość należących do niej modeli to takie Sonosy na wypasie, konkurencja bardziej dla Naima Muso Qb niż KEF-ów LS50 Wireless. Z jednym wyjątkiem - Formation Duo. No bo to, proszę państwa, to już nie jest głośnik udający dizajnerską lampkę nocną. Na pierwszy rzut oka wyglądają raczej jak 805 D4 w futurystycznym kombinezonie. O zaprezentowanych w 2019 roku aktywnych monitorach B&W przez jakiś czas było głośno, pojawiły się pierwsze entuzjastyczne recenzje, każdy szanujący się dealer chwalił się ich zdjęciami w mediach społecznościowych. Później sprawa ucichła. Postanowiłem więc zmierzyć się z nimi i sprawdzić, o co chodzi.
Wygląd i funkcjonalność
Zanim cokolwiek zrobimy, musimy najpierw wyjąć Formation Duo z kartonu, a to nie jest takie proste, jak by się wydawało. Głośniki zostały zapakowane w standardowy sposób - umieszczono je między dwoma styropianowymi profilami. W tym górnym znalazły się dodatkowe przegrody na przewody i instrukcję obsługi. Kolumienki zabezpieczono miękkimi workami, ale sprawę najbardziej utrudniają obłe kształty sieciowych monitorów Bowersa. Zwyczajnie nie ma za co ich chwycić, a odwrócenie całej paczki do góry nogami też wydaje się ryzykowne, ponieważ na samej górze znajdują się wystające, osadzone na miękkim zawieszeniu "latarki" skrywające głośniki wysokotonowe z tubą Nautilus. Zwykle w takiej sytuacji szukam ręką jakiegoś wgłębienia, takiego jak tunel rezonansowy albo profil z gniazdami - jeśli głośnik uda się w ten sposób choćby ruszyć z miejsca i wydobyć go z dolnej wytłoczki, dalej idzie już jak po maśle. No tak, ale gdzie tutaj bass-reflex? Nie ma. Tradycyjne gniazda? Nie ma. Ciągnięcie za woreczek też jest ryzykowne - jeśli nie został zawiązany od dołu, w pewnym momencie może czekać nas niemiła niespodzianka. Za głośnik nisko-średniotonowy też nie ma sensu chwytać, bo w jego okolicach również nie ma żadnych ostrych krawędzi, a maskownica, choć znakomicie chroni membranę przed uszkodzeniem, może przy przenoszeniu wgiąć się do środka. Ostatnio widziałem gdzieś w sieci film, na którym pewien mało znany w naszym kraju producent kolumn chwalił się nowymi kartonami, które po otwarciu rozkładają się na płasko, a cenna zawartość jest umieszczona na podstawce z gąbki i twardego kartonu z rączkami, dzięki czemu każda z kolumn może dosłownie wjechać na swoje miejsce. Brytyjczycy powinni zastanowić się nad podobnym rozwiązaniem. No ale cóż, ostatecznie nie co dzień kupuje się tak piękne głośniki, więc można poświęcić nawet cały wieczór, aby pogimnastykować się i bezpiecznie wydobyć swój nowy nabytek z kartonu.
Nie ulega wątpliwości, że w testowanym modelu producent postawił na skrajną nowoczesność, co być może w tego typu sprzęcie nikogo nie powinno dziwić, ale z drugiej strony obowiązujące aktualnie trendy są trochę inne - głośniki mają być kompaktowe, minimalistyczne, kanciaste i obszyte kolorowym materiałem jakiejś znanej skandynawskiej firmy specjalizującej się w luksusowych tekstyliach. Co ciekawe, w innych modelach z tej serii manufaktura z Worthing poszła w podobnym kierunku, czego najlepszym przykładem jest model Formation Wedge, ale Formation Duo odstają od normy, jakby były adresowane do zupełnie innej grupy klientów. Są oczywiście znacznie większe niż głośniki bezprzewodowe w stylu Naima Muso Qb, a do tego nie znajdziemy w nich ani grama poszycia z eleganckiej sofy, ani jednego kąta prostego, ani jednej powierzchni wykończonej fornirem. Do wyboru mamy tylko dwie wersje kolorystyczne - czarną i białą. Obie są matowe, z lśniącą obudową tweetera i kilkoma elementami, które niezależnie od wybranej opcji będą ciemnoszare. Mowa o metalowych, połyskujących maskownicach, których nie da się zdemontować i podstawie, w której mieści się cała elektronika, w tym końcówki mocy, co wyraźnie czuć, ponieważ po pewnym czasie cały spód Formation Duo mocno się nagrzewa.
Szare są również firmowe podstawki, które można dokupić za, uwaga, 4198 zł. Producent oferuje nam wprawdzie dwa kolory standów, które nazywa czarnym i srebrnym, jednak na zdjęciach obie odmiany wydają się szare, prawie identyczne, co wynika z różnicy między szarością a czernią lub bielą samych monitorów. Ot, taki sprytny zabieg stylistyczny. Cena podstawek wydaje się wysoka, ale czy to naprawdę tak dużo w porównaniu z kwotą 21598 zł, jaką trzeba wygospodarować na same kolumny? Jeżeli ktoś zamierza postawić Formation Duo na komodzie, fabryczne standy nie będą go interesowały, ale jeżeli głośniki miałyby stanąć w wolnej przestrzeni, na co prawdopodobnie zasługują, trudno będzie znaleźć lepiej dopasowane akcesoria. Monitory można przykręcić do firmowych podstawek, a w solidnej, metalowej nodze o wydłużonym, wręcz "lotniczym" kształcie poprowadzono oczywiście kanał na przewód zasilający, aby instalacja prezentowała się perfekcyjnie. Warto też zwrócić uwagę na to, że w serii Formation nie ma podłogowego odpowiednika modelu Formation Duo, więc klienci chcący umieścić takie zestawy na podłodze są właściwie skazani na opisywane paczki wraz z ze standami FS Duo.
Wzornictwo bezprzewodowych monitorów B&W jest, jak się okazuje, trochę kontrowersyjne. Mnie przypadło do gustu, nawet bardzo. Aerodynamiczne kształty, mimo że utrudniają wyjęcie monitorów z kartonu, są naprawdę intrygujące, metalowe maskownice czynią przetworniki nieco tajemniczymi (choć dobrze wiem, co się za nimi znajduje), matowa powierzchnia obudowy, przynajmniej w wersji czarnej, nadaje Formation Duo dziwnie surowego uroku. Kiedy zapalają się kolorowe emblematy z przodu, brytyjskie monitory prezentują się jak sprzęt z przyszłości, wytwór innej cywilizacji. Choć wprowadzono je kilka lat temu, wciąż wyglądają po prostu kosmicznie. Z całą pewnością nie można tu pominąć skojarzeń z 805 D4 i innymi wysokimi modelami kolumn tej marki. Znając jej wcześniejsze dokonania i mając przed oczami różne projekty B&W, nie mogę na przykład wybić sobie z głowy tego, że testowana para ma wiele wspólnego z odjazdowymi Signature Diamond z 2006 roku. Ale może to tylko moja wyobraźnia.
Co jednak naprawdę mnie zastanawia, to to, że wiele osób ma zupełnie inne skojarzenia. Kiedy patrzą na Formation Duo, ich myśli idą w kierunku jakichś industrialnych elementów, takich jak wentylatory, reflektory samochodowe, kamery przemysłowe czy silniki odrzutowe. Fakt, coś w tym jest. Moja małżonka stwierdziła, że te kolumny są po prostu okropne. Okropne i kropka. Zastanawiające jest to, że niektórzy tak zwani normalni ludzie uważają, że z wyglądem zewnętrznym Formation Duo projektanci zaszaleli, że nie jest to coś, co mogłoby stanąć w każdym pokoju, natomiast inne modele z serii Formation, które z kolei zdaniem audiofilów są przekombinowane, bo w ogóle nie przypominają głośników, tym samym osobom bardzo się podobają. Cóż, to chyba trochę jak z miłośnikami motoryzacji, którzy najchętniej widzieliby w swoim samochodzie ogromny silnik, wlot na masce i wielki, głośny wydech z tyłu, podczas gdy każdy normalny człowiek z radością zamieniłby te wszystkie zbędne bibeloty na wygodniejsze fotele i kamerę cofania.
Skojarzenia z hi-endowymi pasywnymi monitorami z serii 800 Diamond rozpalają wyobraźnię, ale zejdźmy na ziemię - Formation Duo to nie to samo, co 805 D4 z wbudowanym wzmacniaczem i modułem łączności sieciowej. Poza wyglądem, z czym posiadacze "osiemsetek" pewnie też by dyskutowali, mamy tu znacznie więcej różnic niż podobieństw. Kluczowe są tutaj przetworniki - 165-mm woofer z membraną Continuum i 25-mm kopułka Carbon Dome. Trudno oprzeć się wrażeniu, że są to takie same lub podobne jednostki jak te, które zastosowano na przykład w modelu 706 S2. Nie sposób pominąć także braku bass-refleksu, co jak na tę markę jest bardzo nietypowe. Nie dość, że Bowers & Wilkins raczej nie eksperymentuje z obudowami zamkniętymi, liniami transmisyjnymi ani membranami biernymi, przynajmniej w zestawach głośnikowych dla melomanów i audiofilów, to jeszcze Flowport - tunel z wylotem pokrytym wgłębieniami na wzór tych, które znajdziemy na piłeczkach golfowych - stał się jednym ze znaków rozpoznawczych brytyjskiej manufaktury. Tutaj go nie znajdziemy, ponieważ woofer pracuje w szczelnej komorze, a zamiast wspomagania akustycznego inżynierowie wybrali podbicie na drodze elektronicznej, a właściwie cyfrowej - za pośrednictwem procesora DSP. Podobnie jak projektanci wielu innych głośników sieciowych, musieli dojść do wniosku, że skoro już w kolumnach znajdą się niezbędne do tego układy, skoro i tak zamiast w tradycyjnej, analogowej zwrotnicy podział pasma będzie się odbywał w "mózgu" wzmacniacza, to i ewentualny niedobór niskich tonów skoryguje się w taki sam sposób. Udało się, bowiem dolna granica pasma przenoszenia to 25 Hz, o czym zwykłe, pasywne monitory o zbliżonych gabarytach mogą tylko pomarzyć.
Z punktu widzenia użytkownika obsługa Formation Duo nie różni się zbytnio od obsługi małych głośników sieciowych, takich jak Sonos One czy Yamaha MusicCast 20. W podstawie każdego monitora, w jego tylnej części, znajduje się wgłębienie z gniazdami - zupełnie jak w popularnych soundbarach. Znajdziemy tu tylko trzy gniazda - zasilające (ósemka), sieciowe (RJ-45) i serwisowe (USB-C). Wątpię, aby którykolwiek posiadacz tych kolumn chciał skorzystać z kabli LAN, więc tak naprawdę wystarczy sięgnąć po dołączone do zestawu, całkiem długie przewody zasilające i odpalić aplikację Bowers & Wilkins Music, za pomocą której połączymy się z Formation Duo, a następnie pokażemy im, z którą siecią Wi-Fi mają się połączyć. Oprócz apki mamy oczywiście fizyczne przyciski na przednim panelu każdego głośnika, co czasami niewątpliwie się przydaje. Na pokładzie dostajemy także Bluetooth z obsługą kodeka aptX HD oraz kompatybilność z systemem Apple AirPlay 2, Roonem i Spotify Connect. Niestety, na TIDAL Connect aktywne monitory B&W się nie załapały, ale może zostanie to wprowadzone w przyszłości na drodze aktualizacji oprogramowania.
Aerodynamiczne kształty, mimo że utrudniają wyjęcie monitorów z kartonu, są naprawdę intrygujące, metalowe maskownice czynią przetworniki nieco tajemniczymi (choć dobrze wiem, co się za nimi znajduje), matowa powierzchnia obudowy, przynajmniej w wersji czarnej, nadaje Formation Duo dziwnie surowego uroku. Kiedy zapalają się kolorowe emblematy z przodu, brytyjskie monitory prezentują się jak sprzęt z przyszłości, wytwór innej cywilizacji.Formation Duo mogą oczywiście współpracować z innymi modelami z tej serii, dzięki czemu będziemy mogli nie tylko stworzyć w domu system multiroom, ale przede wszystkim "przepuścić" na kolumny dźwięk z innych źródeł. Wielbiciele filmów i seriali na pewno zauważyli, że nie wyposażono ich w standardowe gniazda cyfrowe, takie jak wejście optyczne czy HDMI. Trochę szkoda, bo dzięki temu mogłyby także zastąpić soundbar, przejmując rolę nowoczesnego, zawsze gotowego do pracy systemu audio w centralnym punkcie domu, gdzie nie każdy ma warunki na zabawę z gramofonem, wzmacniaczem lampowym i delikatnymi kolumnami. Ta droga nie jest jednak zamknięta. Aby to zrobić, trzeba dokupić hub Formation Audio (3499 zł). Z jednej strony jest on streamerem, który pozwoli nam podłączyć do multiroomu inny posiadany obecnie sprzęt (najczęściej chodzi tu o starsze wzmacniacze i amplitunery), a z drugiej został wyposażony w jedno wejście optyczne i jedno analogowe, dzięki czemu powinniśmy uzyskać możliwość połączenia Formation Duo z telewizorem, a nawet gramofonem. Niestety, przed testem nie sprawdziłem tego i nie poprosiłem o dostarczenie Formation Audio do naszej redakcji wraz z kolumnami, abym mógł to sprawdzić, więc pozostaje mi jedynie uwierzyć producentowi na słowo. Z jednej strony to dobrze, że przewidziano taką możliwość, ale z drugiej - czy 21598 zł to za mało, aby w tej cenie zmieściło się chociaż jedno gniazdo HDMI? Same monitory kosztują dwadzieścia tysięcy z groszami, a dokładając do nich podstawki i huba, zapłacimy już 29295 zł, a to jest nie dwadzieścia, lecz prawie trzydzieści "kafli". Może nie jest to jeszcze równowartość nowej limuzyny, ale w KEF-ach LSX II (6970 zł za parę) oprócz gniazda LAN i zasilającej "koniczynki" mamy 5 innych gniazd - optyczne, HDMI, USB-C, analogowe 3,5 mm i wyjście dla subwoofera (RCA). Oczywiście można powiedzieć, że seria Formation to zupełnie inna koncepcja niż taki pojedynczy produkt, albo że Formation Duo zostały zaprojektowane jako kolumny do słuchania muzyki, a nie grania w gry czy oglądania nowego sezonu "Stranger Things", ale cena stawia je daleko poza zasięgiem wielu potencjalnych klientów. Pora sprawdzić, czy te pieniądze nie tylko widać, ale i słychać.
Brzmienie
Po kilku dniach odsłuchów Formation Duo doszedłem do wniosku, że będę miał poważny problem z opisaniem ich dźwięku. Słuchałem, myślałem, a potem zaczynałem krzątać się po domu, szukając sobie innego zajęcia, bo średnio wyobrażałem sobie proces przelewania swoich wrażeń na klawiaturę. Co można napisać o kolumnach, które praktycznie nie mają własnego charakteru? Jakich porównań można użyć i po jakie dziwaczne figury retoryczne sięgnąć, aby wyjść z tego z twarzą? Wielokrotnie już stawałem przed tym wyzwaniem, ale chyba nigdy nie przytłoczyło mnie ono tak bardzo, jak w przypadku tego testu. O ile ze streamerem, wzmacniaczem, gramofonem, a nawet pasywnymi zestawami głośnikowymi człowiek może jeszcze coś zrobić, wypróbować inne ustawienia, pokombinować z innym sprzętem towarzyszącym, tak z bezprzewodowymi monitorami B&W sprawa jest właściwie zamknięta. Można co najwyżej manewrować ich ustawieniem w pomieszczeniu lub karmić je muzyką z innego źródła, ale ze względu na inną budowę i tak są mniej czułe na zmiany pozycji i kąta dogięcia niż typowe kolumny z bass-refleksem, a korzyści płynące ze zmiany albumu lub serwisu streamingowego są bardziej sprawą jakości realizacji lub odtwarzanych plików niż samych głośników. Całe szczęście, że - choć niektórzy są przekonani, że jest inaczej - nie mam ani górnych, ani dolnych limitów objętości każdego testu, nikt nie płaci mi wierszówki ani nie muszę rozliczać się z każdego zdania z dystrybutorem lub producentem. Dlatego napiszę to wprost - Formation Duo grają równo, do bólu neutralnie, a ich brzmienie to właściwie brzmienie muzyki, której słuchamy. Czy to dobrze, czy źle - to już kwestia filozoficzna.
PORADNIK: Jak ustawić kolumny w pokoju odsłuchowym
Bowers & Wilkins akurat nigdy się z ową filozofią nie krył. Brytyjczycy uważają, że ani zestawy głośnikowe, ani towarzysząca im elektronika nie są od tego, aby nadawać odtwarzanemu materiałowi jakikolwiek charakter, ubarwiać rzeczywistość czy, mówiąc nieco kolokwialnie, ciągnąć kocyk w swoją stronę tylko po to, aby czymś się wyróżnić, pokazać słuchaczowi coś ciekawego, nawet jeśli jest to z definicji tożsame z jego okłamywaniem, dorabianiem czegoś, czego na płycie nie było. Ta audiofilska ideologia była wielokrotnie wyrażana przez przedstawicieli manufaktury z Worthing zarówno w materiałach reklamowych, jak i mniej bezpośrednich sygnałach wysyłanych fanom i klientom. Mam tu na myśli na przykład chwalenie się tym, że kolumny B&W są wykorzystywane w niektórych studiach nagraniowych, takich jak słynne Abbey Road Studios w Londynie. Wydaje mi się, że doskonale wyrażają to słowa Antoine de Saint-Exupéry'ego, którego większość z nas zna jako autora "Małego Księcia". "Doskonałość osiąga się nie wtedy, gdy nie można już nic dodać, ale raczej wtedy, gdy nie można nic ująć." - napisał on w książce "Ziemia, planeta ludzi". I właśnie z takim wcieleniem brzmieniowej doskonałości mamy tutaj do czynienia. Właściwie nie ma się do czego przyczepić. Dźwięk nie jest ani ciepły, ani zimny. Nie brakuje w nim ani niskich, ani średnich, ani wysokich tonów. Wszystko jest na swoim miejscu. Nawet przestrzeń jest do bólu poprawna. Wokale nie wychodzą przesadnie do przodu, ale też scena stereofoniczna nie jest wypychana w kierunku ściany, nie ma się wrażenia sztucznej trójwymiarowości. Ot, włączamy muzykę, a Formation Duo przekazują nam ją w nieskazitelnej, niezniekształconej formie.
Choć wcielanie w życie przyjętego dawno temu modelu dążenia do ideału nie zawsze szło Brytyjczykom gładko, wszyscy rozumieli, jaki jest ich cel i jak daleko są w stanie pójść, aby go osiągnąć. Widać i słychać to nie tylko w kolejnych produktach, ale także w fabryce, gdzie ponad wszystko stawia się wiedzę naukową, matematykę, badania, modelowanie komputerowe i umiłowanie perfekcji. Odwiedziłem w życiu całkiem sporo miejsc, w których powstaje sprzęt grający. Większość z nich przypomina takie dziwne skrzyżowanie fabryki mebli, magazynu z częściami komputerowymi, biura księgowego i domu, w którym znajduje się profesjonalnie urządzona sala odsłuchowa. Czasami wyraźnie widać, ze charakter danego miejsca ewidentnie skręca w którymś kierunku. Na przykład w fabryce marek Unison Research i Opera znajduje się piwniczka z winami z całych Włoch. Ci ludzie owszem, mogą godzinami mówić o lampach, transformatorach i kondensatorach, ale wolą ze swoimi gośćmi zjeść coś dobrego, posłuchać muzyki i pokazać im malownicze okolice Treviso. W zakładzie, w którym powstają kolumny i kable Equilibrium oraz akcesoria zasilające marki Enerr, zawsze znajdzie się butelka whisky. W Worthing jest trochę inaczej. Gdy ktoś opowie tym ludziom dowcip, uśmiechną się kurtuazyjnie, ale raczej nie załapią, za to jeśli poprosicie ich, aby policzyli jakąś całkę, na bank wezmą kartkę papieru i szybciutko się z tym uporają. Taki już po prostu urok tego miejsca i ludzi, którzy są z nim związani. Potrafią godzinami debatować o mierzeniu naprężeń w membranach i polerować obudowy do perfekcji, bez względu na to, ile godzin to zajmie. Równie stanowcze i nieugięte jest ich podejście do dźwięku. Idealny sprzęt to ich zdaniem taki, który odtwarza dostarczony do niego sygnał, zamieniając informacje zawarte w nagraniu na fale akustyczne, nie dodając nic od siebie i niczego nie ujmując. Jestem pewien, że tak samo sytuacja przedstawia się w chińskiej fabryce B&W, która - w kontekście Formation Duo warto o tym wspomnieć, bo powstają one właśnie tam - nie jest przedsiębiorstwem należącym do zewnętrznego podwykonawcy, ale zakładem założonym i prowadzonym przez Brytyjczyków.
Jeśli do Formation Duo można mieć jakiekolwiek zarzuty, pozwolę sobie przedstawić dwa. Pierwszym jest to, że mamy do czynienia z wybitnie zamkniętym, skończonym produktem, któremu do pełni szczęścia potrzeba co najwyżej firmowych podstawek, świetnie zrealizowanej muzyki z dobrego źródła i pomieszczenia, które będzie wyglądało trochę inaczej niż te widoczne na zdjęciach w materiałach reklamowych. Marketingowcy B&W postanowili pokazać tak prosty w swojej istocie produkt w równie minimalistycznym otoczeniu i jest to miód na oczy, ale czy na uszy? Mam nieodparte wrażenie, że niekoniecznie. Meble jak meble, ale puste ściany pachną potężnym problemem z pogłosem. Mając takie głośniki, szybko dojdziecie do wniosku, że jedyne, co można zrobić w poszukiwaniu jeszcze lepszego brzmienia, to zgłosić się do specjalistów od akustyki, takich jak chociażby Vicoustic. Wierzcie mi, te dwa światy da się pogodzić - dzięki coraz ładniejszym ustrojom akustycznym każde pomieszczenie może nadawać się do słuchania, a przy tym stać się jeszcze bardziej estetyczne i przytulne.
Marketingowcy B&W postanowili pokazać tak prosty produkt w równie minimalistycznym otoczeniu i jest to miód na oczy, ale czy na uszy? Mam nieodparte wrażenie, że niekoniecznie. Puste ściany pachną potężnym problemem z pogłosem. Mając takie głośniki, szybko dojdziecie do wniosku, że jedyne, co można zrobić w poszukiwaniu jeszcze lepszego brzmienia, to zgłosić się do specjalistów od akustyki.Drugi minus dotyczy tego, że Brytyjczycy mimo wszystko nie poszli na całość. Naprawdę chętnie zobaczyłbym taki bezprzewodowy odpowiednik 805 D4, ale opisywanym monitorom jeszcze sporo brakuje do tego poziomu. Przede wszystkim w kategoriach mikrodynamiki, przejrzystości, namacalności i szeroko pojętego realizmu. Aby wycisnąć coś więcej, trzeba sięgać po lepsze nagrania, a także lepsze oprogramowanie i oczywiście jak najlepsze pliki lub serwis strumieniowy. Z neutralnym sprzętem jakoś tak już jest, że kiedy pójdzie się na łatwiznę, słuchając pierwszej lepszej playlisty ze Spotify, dźwięk jest nudny, nijaki, szary, mało ekscytujący. Kolumny grają niby równo, niby prawidłowo, nawet całkiem dobrze, ale jakoś tak bez werwy. Ta pojawia się dopiero po przejściu na bezstratne pliki lub TIDAL-a, najlepiej połączonego z Roonem. Ostatecznie można zmusić Formation Duo, żeby wykrzesały z siebie więcej energii i odwagi, ale przypomina to pomiar przyspieszenia samochodu podczas jazdy z górki. Najpierw człowiek wyciąga jakieś gęste pliki i najlepsze jakościowo nagrania, a później zaczyna słuchać muzyki normalnie, a kolumny wracają do rzetelnego grania nastawionego na wierność i uniwersalność, a nie na emocje i niezapomniane wrażenia. Dla jednych jest to spełnienie marzeń, kwintesencja wierności, profesjonalny dźwięk w domu, dla innych - zabijanie zabawy, nuda i grzybiarstwo. Na szczęście nie jestem tu od udzielania odpowiedzi na filozoficzne pytania, więc podobnie jak Formation Duo oddają sprawiedliwość w ręce artystów, tak ja nie podejmę się wyrokować, czy warto je kupić. Posłuchajcie i zastanówcie się nad tym sami. A może na podstawie powyższego opisu już wiecie, jaką decyzję podejmiecie?
Budowa i parametry
Bowers & Wilkins Formation Duo to bezprzewodowy system głośnikowy, który zdaniem producenta gwarantuje wierność odtwarzania zarezerwowaną dotychczas jedynie dla klasycznych, przewodowych konstrukcji. W tych aktywnych monitorach zastosowano wiele rozwiązań technicznych, które widzieliśmy już wcześniej w pasywnych modelach brytyjskiej firmy. Za reprodukcję wysokich częstotliwości odpowiadają głośniki wysokotonowe Carbon Dome. To specjalnie opracowana dwuwarstwowa struktura, składająca się z 30-mikronowej aluminiowej kopułki usztywnionej warstwą naparowywanego węgla, oraz specjalnego 300-mikronowego krążka węglowego wzmacniającego jej zewnętrzną krawędź. Cały głośnik wysokotonowy został odseparowany od reszty obudowy w ramach stosowanej przez Bowers & Wilkins konstrukcji Tweeter-on-Top. Zakres średnio-niskotonowy obsługiwany jest przez membrany Continuum, oryginalnie opracowane na potrzeby flagowej serii 800 Diamond. Są one efektem ośmioletniego projektu badawczego, który doprowadził do jeszcze bardziej efektywnej realizacji koncepcji optymalizowanej i kontrolowanej elastyczności niż miało to miejsce w przypadku kewlaru. Continuum, podobnie jak kewlar, jest specjalnie opracowaną strukturą kompozytowej plecionki, zapewniającą wysoce kontrolowaną charakterystykę pracy. Manufaktura z Worthing zapewnia, że membrany Continuum pozwalają na uzyskanie lepszego dźwięku, pomagając efektywnie słyszeć każdy z instrumentów obecnych w nagraniu. Całość uzupełnia wysokiej klasy cyfrowy wzmacniacz o mocy 2 x 125 W, współpracujący z układami DSP. Kolumny oferują łączność sieciową Wi-Fi i Ethernet oraz połączenie Bluetooth aptX HD umożliwiające uzyskanie bezprzewodowego dźwięku o jakości przewyższającej płytę CD. Co ciekawe, stabilna i szybka łączność pomiędzy poszczególnymi urządzeniami systemu multiroom Formation została zapewniona dzięki opracowaniu sieci Mesh, pozwalającej na równomierne pokrycie sygnałem całego domu, przy jednoczesnym wyeliminowaniu wpływu na jakość domowej sieci bezprzewodowej. Każdy produkt pracujący w sieci Mesh wybiera optymalną ścieżkę do przesyłania danych pomiędzy urządzeniami, co pozwala na uzyskanie wysokiej jakości i stabilności przesyłania strumieniowego, przy jednoczesnym zapewnieniu perfekcyjnej synchronizacji.
Werdykt
Formation Duo to wciąż, nawet trzy lata po premierze, bardzo intrygujący produkt. Piękny, a przynajmniej bardzo nietuzinkowy wizualnie, funkcjonalny, nowoczesny, dopracowany sprzęt o neutralnym, niemal doskonale wyważonym brzmieniu. System, który powinien sprawdzić się w praktycznie każdym pomieszczeniu, a którego instalacja zajmuje dosłownie dziesięć minut, z czego pięć spędzimy na kanapie, grzebiąc w telefonie. Wygoda, którą znamy z popularnych głośników sieciowych, została tu połączona z technologią z bardzo wysokiej półki - przede wszystkim mam tu na myśli przetworniki i obudowę stworzone przez jednego z największych ekspertów w branży. Luksus, prestiż, hi-end na skróty.
Niestety, w tej beczce miodu są przynajmniej dwie łyżki dziegciu. Pierwszą jest cena. 21598 zł za kolumny i 4198 zł za fabryczne podstawki to niewątpliwie sporo. Jeżeli jednak przyjrzymy się innym ofertom podpadającym pod tę samą kategorię, zauważymy, że to mniej więcej podobna półka. Dynaudio Focus 20 XD kosztują jeszcze więcej - 22900 zł, za parę monitorów Linn Series 3 zapłacimy 27698 zł, za najtańsze "duże" Devialety - 18598 zł, ale już za parę Phantomów I Opera - 31998 zł. Mówimy oczywiście o głośnikach sieciowych z najwyższej półki, ale uczciwie trzeba przyznać, że propozycja B&W nie wypada najgorzej. Warto jednak pamiętać o tym, że rozsądną konkurencję dla wszystkich wyżej wymienionych modeli można znaleźć w niższym przedziale cenowym. KEF-y LS50 Wireless II kosztują 11498 zł i to one, a nie Dynaudio czy Devialety, będą moim zdaniem najgroźniejszym bezpośrednim rywalem Formation Duo. Druga łżyka dziegciu to fakt, że brytyjscy projektanci chyba nie wykorzystali pełnego potencjału drzemiącego w tej koncepcji. Nie sięgnęli po swoje najlepsze przetworniki, co w połączeniu z oczywistym ograniczeniem w formie wbudowanego wzmacniacza sprawia, że brzmienie, w porównaniu z podobnym systemem złożonym z pasywnych kolumn, wzmacniacza i streamera, jest neutralne, poprawne, ale mało porywające. Jako audiofil zdecydowanie wolałbym kupić opisywane nieco ponad rok temu 705 Signature i Hegla H95 lub H190, który dostępny jest teraz w promocyjnej cenie.
Tu jednak wracamy do kwestii, którą poruszyłem już na wstępie - Formation Duo nie są propozycją dla audiofilów, a przynajmniej nie dla tych, którzy naprawdę planują rozstać się ze swoimi klockami i srebrnymi kablami. Jako drugi system, taki do słuchania muzyki na co dzień, sprawdzają się świetnie. Pytanie tylko, czy w takiej sytuacji warto w ogóle prężyć muskuły i inwestować w taką zabawkę, zamiast postawić na komodzie parę małych Devialetów albo Naima Muso i zamknąć temat. Moim zdaniem Formation Duo to taki produkt jak Sennheiser Ambeo Soundbar - dzieło znanej, cenionej firmy, która postanowiła zaszaleć, stworzyć coś, co nawet w jej własnym katalogu nie ma żadnej konkurencji, żadnego tańszego odpowiednika. To ryzykowna strategia, ale kto nie ryzykuje, nie pije szampana.
Dane techniczne
Łączność: LAN, Wi-Fi, Bluetooth 4.1 z AAC, SBC i aptX HD
Kompatybilność: Apple AirPlay 2, Roon, Spotify Connect
Głośniki: 16,5-cm Continuum, 25-mm Carbon Dome
Pasmo przenoszenia: 25 Hz - 33 kHz
Moc wzmacniacza: 2 x 125 W
Wymiary (W/S/G): 39,5/19,7/30,5 cm
Masa: 10,6 kg
Cena: 21598 zł (para)
Konfiguracja
Apple iPhone SE, Asus Zenbook UX31A, Custom Design RS 202, Enerr Tablette 6S, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
as
Wyglądałyby i grały jeszcze lepiej jako podłogowe, z drugim jako niskotonowym 2,5-drożne.
0 Lubię
Komentarze (1)