Sonus Faber Pryma
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
[English version] Dawno, dawno temu w poszukiwaniu słuchawek można było zajrzeć do katalogu jednego z dużych koncernów elektronicznych lub ewentualnie kilku firm specjalizujących się w produkcji bardziej profesjonalnych nauszników i mikrofonów. Większości populacji wystarczały słuchawki takich firm, jak Sony, Philips czy Panasonic, a dla prawdziwych audiofilów były Sennheisery, Beyerdynamiki, Kossy, Grado i Audio-Techniki. Z dzisiejszej perspektywy, życie było wtedy banalnie proste. Teraz wybór słuchawek to skomplikowana operacja, bo oprócz tej stałej grupy firm zaopatrujących nas w nauszniki, do wyboru mamy produkty kilkudziesięciu nowych graczy, z których większość jeszcze pięć czy dziesięć lat temu nawet nie myślało o wejściu na ten rynek. Dla audiofilów wybór jest jeszcze trudniejszy, bo w wielu przypadkach mówimy tu o producentach kojarzonych ze sprzętem audiofilskim - są to głównie firmy znane z produkcji kolumn lub ewentualnie elektroniki audio - B&W, Focal, NAD, Paradigm, KEF, AudioQuest... A teraz? Tak, tak - Sonus Faber.
Samo wspomnienie firmy natychmiast przyciąga uwagę, i to nie bez powodu. To jeden z najlepiej rozpoznawalnych producentów hi-endowych kolumn i zarazem jednak z pierwszych dużych firm, które zdecydowały się w pewnym sensie wyjść poza rynek audio i zainteresować swoimi cudeńkami innych ludzi - artystów, architektów, a nawet ludzi ze świata mody. Na pewno nie udałoby się to, gdyby włoskie kolumny były zwykłymi, kanciastymi pudełkami z głośnikami, ale tutaj od wielu lat Sonus Faber wyznacza standardy i kreuje modę kopiowaną później przez innych. Smukłe linie nazywane przez konstruktorów kształtem lutni zainspirowały niejednego projektanta kolumn, jednak jakość wykonania i brzmienie trudno było podrobić. Włosi od lat pozostają wierni naturalnym materiałom i stawiają na wszystko, co piękne, ekskluzywne i - co tu dużo mówić - drogie. Do tego nieustannie chwalą się zdjęciami pokazującymi poszczególne etapy procesu produkcji, z nakładaniem skórzanych obić, polerowaniem drewnianych deseczek i szlifowaniem metalowych elementów ozdobnych. Premiery nowych modeli organizują nie na wystawach, ale w amfiteatrach, a ich głośniki można znaleźć nie tylko w domach, ale także w muzeach i galeriach sztuki, a także w samochodach Pagani Huayra.
Kiedy więc usłyszeliśmy, że Sonus Faber szykuje słuchawki, wiedzieliśmy już, że nie będą to zwykłe nauszniki. Z czasem w sieci pojawiały się pewne przecieki, prawdopodobnie kontrolowane. Pierwsze zdjęcia, pierwsze pokazy prasowe, aż wreszcie i my zobaczyliśmy jedne z pierwszych wyprodukowanych par podczas konferencji prasowej zorganizowanej w Warszawie. Słuchawki zaprezentował nam Luca Vernacci reprezentujący grupę Fine Sounds, jednak ze względu na harmonogram imprezy nie było zbyt wiele czasu aby dokładnie obejrzeć Prymy. Dlatego zaraz potem dostaliśmy je do testu jako jedna z pierwszych redakcji na świecie.
Wygląd i funkcjonalność
Włosi deklarują, że ich celem było stworzenie słuchawek, które zadowolą nie tylko melomanów i audiofilów, ale także ludzi przywiązujących dużą wagę do stylu, jakości wykonania i ogólnego wizerunku takiego przedmiotu. Dla nich nauszniki są takim samym elementem ubioru czy wyposażenia osobistego, jak buty, walizka czy zegarek. Do eleganckiej sukienki czy garnituru nie wypada przecież założyć sportowych butów na sprężynkach i plastikowego zegarka dla amatorów nurkowania, dlaczego więc mielibyśmy paradować po ulicy czy pokazywać się w towarzystwie z brzydkimi słuchawkami na szyi? Trzeba przyznać, że jest w tym sporo racji, a niezależnie od przekonań, wielu producentów już dawno poszło podobnym tropem. Nikt przecież nie powie, że Sennheisery Momentum czy B&W P5 to brzydkie słuchawki. One po prostu muszą wyglądać dobrze i być wykonane w odpowiedni sposób, z wysokiej jakości materiałów. Gwarantuję, że w każdej liczącej się firmie siedzi nad tym sztab specjalistów. Sesje zdjęciowe tych dizajnerskich słuchawek nierzadko powierza sie fotografom pracującym na co dzień przy kampaniach nowych kolekcji ubrań i czy perfum. Promowanie ich przez blogerki modowe to też nie przypadek. Za wzmacniacze może by się nie wzięły, ale ekskluzywne słuchawki chętnie pokażą, dobierając do nich całą stylizację z pasującymi butami i torebkami. W ten świat wdziera się teraz Pryma, i chyba od razu deklasuje konkurencję. Stylem, jakością, ekskluzywnością, marką i ceną. No bo jeśli większość modnych słuchawek za 1000-1500 zł można porównać do torebek Michaela Korsa, to Pryma z ceną 2299 zł staje się w słuchawkowym świecie odpowiednikiem torebek Chanel.
Podobnie jak w przypadku kolumn włoskiej firmy, cena nie bierze się znikąd. Nauszniki są nie tylko wyjątkowo gustowne, ale także wykonane w sposób absolutnie perfekcyjny i luksusowy. Opowieść o nich można zacząć już od samego opakowania. Twarde pudełko otwiera się niczym mały kuferek podróżny. W jednej części znajdziemy słuchawki podzielone na dwa nauszniki i pałąk, spoczywające pod warstwą gąbki w osobnych wytłoczeniach, natomiast druga część to coś w rodzaju szufladki z akcesoriami. Brakuje tylko lusterka abyśmy mogli od razu przejrzeć się w swoich nowych słuchawkach. W szufladce znajdziemy wszystkie dokumenty, przewód oraz trzy woreczki - dwa mniejsze i jeden większy. Dlaczego tak? Ponieważ włoskie nauszniki skonstruowano w taki sposób, abyśmy mogli zmieniać ich wygląd wedle uznania. Prymy dostępne są obecnie w czterech wariantach kolorystycznych - białe nauszniki z brązowym pałąkiem i srebrnymi elementami metalowymi, czarne nauszniki i pałąk ze złotymi zdobieniami, to samo ze srebrnymi detalami oraz dostarczona do nas wersja z miedzianymi elementami metalowymi oraz nausznikami i pałąkiem w kolorze ciemnobrązowym, wpadającym w burgund (nie wiem czy dobrze określiłem kolor - jeśli źle, to przepraszam ale jestem mężczyzną i ta barwa wykracza poza zakres szesnastu, które znam). Ale co tam cztery opcje do wyboru... A jeśli posiadaczowi lub posiadaczce słuchawek Sonusa znudzi się czarny pałąk? Nic prostszego - w firmowym sklepie internetowym, jak również w salonach dealerskich będzie można zamówić inny pałąk, a później również inne muszle. Elementy można konfigurować dowolnie ponieważ składanie słuchawek jest bajecznie proste - wystarczy przełożyć końcówkę pałąka przez klamrę, wsadzić bolec w jeden z czterech otworów i zablokować go, przekręcając końcówkę o 90 stopni. Operacja trwa trzy sekundy i już możemy mieć na przykład białe nauszniki z czarnym pałąkiem. Tak samo można zmienić pokryte skórą poduszki - są mocowane magnetycznie, więc ich wymiana to bułka z masłem. To jeszcze nie wszystko, bo firma szykuje kolejne wersje kolorystyczne - nauszniki mają być dostępne na przykład w wersji z włókna węglowego, co prawdopodobnie bardzo spodoba się posiadaczom samochodów z "karbonem" na desce rozdzielczej. Spodziewam się, że wkrótce pojawią się także jakieś steampunkowe wersje drewniano-zardzewiałej, może różowe lub całkowicie złote? Może pojawią się edycje typu Prada lub Zegna? Któż to wie... Domyślam się jednak, że dla osób mocno zainteresowanych modą, te słuchawki będą od teraz nowym "must have". Zresztą na ściankach już pozowali z nimi Sébastien Loeb, Cedric Gervais i Paris Hilton.
Nietrudno zauważyć, że wszystko to brzmi trochę hmm... Babsko. Włoscy projektanci zadbali jednak o to, aby Prymy były możliwie uniwersalne - przyznam, że wersja czarna ze srebrnymi elementami metalowymi bardzo mi się podoba, choć cała otoczka sprawia, że słuchawki jako produkt wydają się być adresowane do przedstawicielek płci pięknej. Panowie zapewne będą bardziej zainteresowani kwestiami technicznymi i brzmieniem, ale do tego jeszcze dojdziemy. Teraz chciałbym jeszcze poświęcić słówko jakości wykonania i komfortowi noszenia Sonusów. Przyznam, że w pierwszej chwili trochę się zaniepokoiłem, z dwóch powodów. Po pierwsze, mam strasznie dużą głowę i większość słuchawek rozkładam na maksa, więc regulacja rozstawu muszli zrealizowana za pomocą czterech otworków z każdej strony wydawała mi się początkowo mało mądrym rozwiązaniem. Na szczęście niesłusznie, bo po zakliknięciu nauszników na ostatnich dziurkach, rozmiar okazał się dla mnie idealny. Uprzedzam jednak, że tak było w moim przypadku - może miałem szczęście. Nie wiem co by było, gdybym uznał na przykład, że idealny byłby dla mnie rozstaw w połowie odległości między trzecią a czwartą dziurką. Na elastyczność pałąka nie ma co liczyć, bo praktycznie nie ma w nim żadnej warstwy zmiękczającej. Podobnie jak w Sennheiserach Momentum, jest to dość sztywna listewka obita skórą, bez dwucentymetrowej warstwy gąbki. Z tym, że w Sennheiserach muszle poruszają się po prowadnicach płynnie - można ustawić je z dokładnością do milimetra, a tutaj mamy regulację skokową. Drugi powód do potencjalnego niepokoju to rozmiar samych nauszników. I tutaj znów miałem szczęście, bo poduchy objęły moje uszy idealnie, ale zaznaczam, że mam raczej standardowe lub nawet małe małżowiny. Gdybym nazywał się Jerzy Urban lub Zbigniew Zborowski, byłaby wtopa. Domyślam się, że małe, kobiece uszka będą miały w Prymach jak pączek w maśle, ale posiadaczom dużych, ehm, narządów polecałbym przymiarkę przed zakupem żeby nie okazało się, że Prymy będą dla nich w istocie słuchawkami nausznymi, a nie wokółusznymi.
Jeśli natomiast chodzi o jakość wykonania - klasa. Światowa, hi-endowa i jaka tam chcecie. Sonusowi nie sposób odmówić dbałości o materiały i sposób ich wykończenia. Skoro nawet kolumnom tej marki można przyglądać się z bliska z ogromną przyjemnością, to w przypadku słuchawek nie mogło być inaczej. Prymy są idealne, a do tego po prostu piękne. Na zdjęciach prezentują się cudownie, ale tak naprawdę trzeba ich dotknąć, aby zrozumieć, w czym rzecz. Sam montaż muszli to bardzo przyjemne przeżycie, a kiedy zajrzycie pod pady, zobaczycie przetworniki za ochronną siateczką, magnesy do mocowania poduszek, śrubki i numer seryjny, a pod klamerkami ciekawy detal - wygrawerowany napis "Fatto a mano da Sonus Faber Italia". Jak tłumaczył nam Luca Vernacci, chodziło o to aby podkreślić fakt, że słuchawki zostały wykonane ręcznie we Włoszech. Dlaczego nie standardowe "Made in..."? Ano dlatego, że to przecież po angielsku, a niby dlaczego Włosi mieliby nanosić angielskie napisy na swoje produkty? Oni są dumni ze swojego kraju i będą pisali po swojemu, bo nie ma jeszcze żadnych przepisów nakazujących nanoszenie takich informacji w języku Szekspira. Nie wiem czemu, ale uważam, że nawet taki głupi szczegół stanowi o klasie opisywanych słuchawek i ich producenta. Warto też wspomnieć, że metalowe ramki nauszników przygotowała firma dostarczająca metalowe części do iPhone'ów, a wykończenie pałąka to robota firmy Bottega Veneta - producenta hi-endowej odzieży, galanterii i kosmetyków. Jeżeli więc ktoś powie, że Prymy są drogie, poproście go aby sprawdził ceny chociażby portfeli tej marki - szybko zmieni zdanie.
Wady? Nie do końca rozumiem rozwiązanie z kółeczkiem na kablu. Może jest to jakiś patent aby potraktować to kółko jako wbudowany klips do ubrania, zawiesić je na guziku lub przewlec przez jakiś pasek? Nie doczytałem się na czym polegał pomysł projektantów, ale chyba wolałbym standardowy przewód z pilotem na jednym kablu. Oczywiście przewody wchodzą w oba nauszniki ponieważ nie są one na stałe połączone z pałąkiem. Zakończenia to 2,5-mm wtyki jack bez żadnej blokady. Tutaj akurat rozumiem, bo już lepiej żeby przy przypadkowym szarpnięciu przewód na chwilę nam się wypiął, niż gdyby miał zerwać nam z głowy całe słuchawki lub zniszczyć gniazdo w jednym z nauszników. Małym minusem dla pedantycznych użytkowników będzie pewnie to, że przy odkładaniu słuchawek na biurko lub stolik, można porysować jedno bądź drugie - elementami stykającym się z powierzchnią są bowiem metalowe brzegi nauszników. Pewnie najlepiej będzie zaopatrzyć się w stosowny stojak na słuchawki lub w najgorszym przypadku rozkładać je na części po skończonym odsłuchu. W takim stanie również najłatwiej i najbezpieczniej jest transportować słuchawki w torbie lub plecaku. Szkoda, że producent nie pomyślał o czymś w rodzaju twardego etui, w którym Prymy zmieściłyby się w jakiś sprytny sposób, nawet z miejscem na zapasowy pałąk. Maleńkim minusem jest również brak przejściówki na dużego jacka w zestawie.
Brzmienie
Kto zna brzmienie kolumn Sonusa, od razu zauważy, że konstruktorom udało się przenieść ten klimat i filozofię kształtowania dźwięku do pierwszych słuchawek w historii firmy. A to przecież nie jest proste. Włosi może i znają się na głośnikach, ale te które stawiamy w salonie to coś zupełnie innego niż te, które zakładamy na głowę. W najgorszym przypadku powinni ponieść spektakularną porażkę, w nieco lepszym mogliby stworzyć po prostu jakieś słuchawki grające poprawnie, ale zupełnie inaczej niż ich kolumny. A tutaj od razu słychać, że nauszniki wyszły spod ręki tych samych ludzi, którzy projektowali ostatnie zestawy Sonusa. W pierwszej chwili ich brzmienie wydaje się nieco przyciemnione, jednak na adaptację nie potrzeba więcej niż pięć minut. Po tym czasie odkrywamy, że wysokich tonów wcale nie jest za mało - na pewno mniej, niż zakładałaby sytuacja idealnie liniowa, ale tak naprawdę niczego w tym dźwięku nie brakuje. Wydaje mi się, że po części jest to związane ze szkołą brzmienia, której włoscy projektanci trzymają się od dawna, a w dużej mierze również sprytny zabieg mający uchronić nas przed ewentualnymi nieprzyjemnościami, których źródło może leżeć po stronie źródła - w dzisiejszych czasach najczęściej telefonu lub tabletu. Kiepskie układy audio w większości urządzeń mobilnych często oznaczają wyostrzony i nieprzyjemny dźwięk. Prymy zestrojono tak, aby w dużej mierze "absorbowały" te brudy, dając nam większy komfort kontaktu z muzyką. Ogólnie równowaga tonalna jest przesunięta w stronę niskich tonów, jednak nie jest to zabieg przesadny i nienaturalny. Odchyłka jest niewielka i ma na celu raczej skierowanie naszej uwagi na wokale i rytm basu, a tym samym częściowe odwrócenie jej od brudów kryjących się w zakresie wysokich tonów. Jak już wspomniałem, wystarczy kilka minut aby zupełnie się do tego przyzwyczaić i chłonąć brzmienie Sonusów jako jedną całość.
Charakter włoskich słuchawek jest nakierowany na długodystansowe odsłuchy. Priorytetem dla projektantów było zapewnienie nam przyjemnej podróży przez rozmaite muzyczne klimaty, bez bodźców mogących wprowadzić niepotrzebną irytację. W tych słuchawkach nic raczej nie będzie piszczało, trzeszczało i wyprowadzało nas z równowagi. W pewnym sensie słuchanie Sonusów jest jak podróżowanie dużą, wygodną limuzyną. Siedząc na wygodnym, klimatyzowanym fotelu zdecydowanie łatwiej jest się zrelaksować, niż podczas jazdy zatłoczonym busem w upalny dzień. Prymy nie tylko są komfortowe - ich brzmienie również jest eleganckie, dystyngowane i dobrze ułożone. Oczywiście można za podobne pieniądze kupić słuchawki, które wydobędą każdy szczegół z naszych ulubionych nagrań i zmasakrują nas dynamiką, ale Prymy mają być słuchawkami na co dzień - do smartfona, do komputera, do biura i do samolotu. A nie każdy chce fundować sobie ekstremalne wrażenia kilka razy dziennie. Nie oznacza to, że czegoś im brakuje. Ich brzmienie jest naturalne, spójne i lekko ocieplone, a przy tym wystarczająco dynamiczne i wystarczająco rozdzielcze, abyśmy nie odczuwali dyskomfortu związanego z szukaniem w muzyce czegoś, co zostało z niej wycięte. Aż tak Prymy nie ingerują w sygnał. Są jak bardzo łagodne okulary przeciwsłoneczne - nie zmieniają geometrii świata ani nie malują wszystkiego na różowo. Jedynie zdejmują trochę przejaskrawień i sprawiają, że w żadnej sytuacji nie musimy mrużyc oczu. Od tego robią się zmarszczki...
Audiofile zapewne podzielą się teraz na dwie grupy. Jedni powiedzą, że taki przyjemny charakter brzmienia w połączeniu z wysoką jakością wykonania i rewelacyjnym wyglądem to coś, czego szukali, ale do tej pory nie znaleźli. Jak najbardziej to rozumiem, bo i moim zdaniem włoskie słuchawki to takie coś, czego jeszcze na rynku nie było, albo - nie było to dostępne w tak hi-endowym wydaniu. Mamy mnóstwo słuchawek do smartfona, z których wiele wygląda i gra bardzo fajnie, a później jest już przepaść za którą od kwoty powiedzmy 3000 zł zaczynają się nauszniki do bardzo poważnego słuchania muzyki w domu. A naprawdę mało komu marzy się wychodzenie na miasto w hełmofonach Audeze czy HiFiMAN-a. Druga grupa uzna natomiast, że wygląd ich nie interesuje, słuchanie muzyki z iPhone'a też nie, a za te same pieniądze kupią sobie bardzo porządne słuchawki do użytku domowego, które podłączone do małego przetwornika lub wzmacniacza zagrają o wiele lepiej. I obie grupy będą miały całkowitą rację. Jeśli mówimy o odsłuchu na stacjonarnym sprzęcie hi-fi, takie Sennheisery HD 700 czy Beyerdynamiki T90 na pewno wypadną ciekawiej od Sonusów, ale takie porównanie nie jest do końca uczciwe, bo Prymy są słuchawkami do wszystkiego, a stworzenie takich nauszników to nic innego, jak wybór najlepszego możliwego kompromisu. Moim zdaniem włoskim konstruktorom udało się zmajstrować dokładnie to, co sobie założyli. Pryma nie jest ani samochodem sportowym, ani terenowym, tylko ekstremalnie stylowym, miejskim hatchbackiem, jak Fiat 500 czy Mini Cooper. Ma robić wszystko, ma sprawdzić się w każdej sytuacji, zawsze wyglądając i grając dobrze. Jeżeli wolicie bardziej ekstremalne doznania, możecie wybrać słuchawki stworzone w tym celu. Ale później nie narzekajcie, że przy pierwszym deszczu wylądowaliście na drzewie albo pewnego dnia chcieliście po prostu wrócić do domu po imprezie, a przez sportowe zawieszenie musieliście po drodze pięć razy brać tabletkę na ból głowy.
Niektórzy powiedzą, że słuchawki Sonusa nie są produktem dla audiofilów. Nawet usłyszałem już takie opinie i wiecie co? Całkowicie się z tym zgadzam - to są słuchawki dla wszystkich, a tak zwanym normalnym ludziom prawdopodobnie spodobają się jeszcze bardziej, niż audiofilom. No bo powiedzmy sobie szczerze - stanowimy bardzo specyficzne grono odbiorców. Mało kto oblepia sobie ściany w salonie szarymi gąbkami albo odkłada piątą część każdej wypłaty na nowy kabelek do kolumn. Prymy to takie słuchawki, które audiofil lub człowiek profesjonalnie zajmujący się dźwiękiem oceni jako dobre - może trochę przygaszone i ugrzecznione, ale reprezentujące ogólnie wysoki poziom. Pozostali ludzie, do których moim zdaniem Włosi kierują ten produkt, będą natomiast zachwyceni Prymą jako czymś w rodzaju pakietu, w którego skład wchodzą wszystkie ważne dla nich elementy - nie tylko dźwięk, ale też styl, luksus, komfort, uniwersalność, możliwość indywidualnej konfiguracji, a nawet pewna snobistyczna wartość wynikająca z ekskluzywności produktu i loga na nausznikach. Powiedzmy sobie tak - jeśli lecicie w VIP-owskiej kabinie z Londynu do Tokio, nie dostaniecie fotela obitego czerwoną tkaniną i poduszki w panterkę, tylko coś zdecydowanie bardziej stonowanego - powiedzmy niebieski fotel i szarą poduszkę. Ale wyśpicie się lepiej niż w niejednym pięciogwiazdkowym hotelu. Kiedy po konferencji prasowej udajecie się na lunch, raczej nie dostaniecie krewetek w ekstremalnie ostrym sosie, tylko coś bezpiecznego - prawdopodobnie jakiś krem z brokułów, delikatne mięso w sosie i szarlotkę na deser. Ale przy odrobinie szczęścia może to być najlepsza szarlotka, jaką jedliście od dłuższego czasu. Brzmienie słuchawek Sonusa też jest bezpieczne. Nie wejdzie w konflikt z żadnym urządzeniem i żadnym gatunkiem muzycznym. Sprawdzi się w każdej sytuacji - tak samo w domu, jak i podczas jazdy pociągiem. A że same słuchawki są wyjątkowo fajnym, luksusowym gadżetem? Dla jednych będzie to tylko mały bonus, a dla innych pierwszy powód aby je kupić. Obie drogi są dobre.
Budowa i parametry
Sonus Faber Pryma to klasyczne słuchawki dynamiczne o budowie zamkniętej. Producent w bardzo sprytny sposób umożliwił użytkownikom składanie słuchawek poprzez ich rozłożenie na trzy części - dwa nauszniki i pałąk. Operacja umożliwia wygodną wymianę pałąka na inny - przyda się jeśli zechcemy zmienić kolor lub w jakiś sposób go uszkodzimy. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne biorąc pod uwagę renomę firmy odpowiedzialnej za wykończenie pałąka - Bottega Veneta. Jest to oczywiście włoska skóra z wypełnieniem z mikrowłókien. Same nauszniki wykonano z aluminium i stali nierdzewnej lub miedzi - w zależności od wybranej wersji kolorystycznej. Poduszki w kształcie długiego pięciokąta są mocowane magnetycznie, co również umożliwia ich wymianę. Do każdej z muszli podpinamy kabel zakończony wtykami 3,5 mm, wyposażony w uniwersalny mikrofon. Po odpięciu padów widzimy 40-mm głośniki z mylarowymi membranami i neodymowymi magnesami. Przewymiarowane cewki zostały wykonane z miedzi beztlenowej o czystości 99,99%. Słuchawki charakteryzują się przyjaznymi dla smartfonów i tabletów parametrami - 32-omową impedancją i skutecznością na poziomie 118 dB.
Konfiguracja
Asus Zenbook UX31A, Marantz HD-DAC1, Naim CD5 XS, OPPO HA-2, T+A E-Serie Power Plant Balanced, iPhone 5S, iPad Air 2, Asus Nexus 7.
Werdykt
Włosi po raz kolejny stworzyli coś pięknego - to zapewne nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Po raz pierwszy jest to jednak przedmiot, który nie będzie zdobił wyłącznie naszego salonu, ale nas - zarówno w domu, jak i poza nim. Jakość wykonania tych słuchawek to coś, czego Sonusowi mogą pozazdrościć nawet producenci hi-endowych nauszników dla mocno wkręconych audiofilów. Audeze EL-8 to przy nich zabawka dla dzieci, nauszniki Ultrasone za podobne pieniądze to plastikowe słuchawki do komputera, a większość HiFiMAN-ów to zwykłe paskudztwo którego można używać tylko w samotności i przy wyłączonym świetle. Naprawdę uważam, że w kwestii wzornictwa i jakości wykonania, wielu może się od Sonusa uczyć. Brzmienie? Typowe dla włoskiej firmy - naturalne, lekko przygaszone, odpowiednio ciepłe i długodystansowe. Żebyśmy mieli jasność - za te pieniądze można kupić słuchawki oferujące lepszy dźwięk. Ba, przy obecnej klęsce urodzaju znajdziecie takich wiele. Tyle, że... Niewiele nauszników na rynku budzi takie - nie bójmy się tego powiedzieć - pożądanie. Nie żartuję - weźcie je do ręki, pobawcie się chwilę, przymierzcie - jeśli będą pasowały, gwarantuję że nie będziecie chcieli się z nimi rozstawać. Mimo tego, co mówią zazdrośnicy i złośliwcy, produkty Sonusa wciąż mają w sobie jakąś magię. A że drogo? Przypominam, że najnowsze - a wcale nie najdroższe - kolumny tej marki, Il Cremonese, wyceniono na 169998 zł. Ich posiadacze pewnie dostają Prymy za darmo.
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, wokółuszne, zamknięte
Skuteczność: 118 dB
Impedancja: 32 omy
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 25 kHz
Zniekształcenia: 0,1%
Długość kabla: 1,3 m
Masa: 355 g
Cena: 2299 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Horn Distribution.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
-
-
SF
Sonus Faber - SyF. Wyglądają jak pasek do spodni... Niezbyt piękne, w zasadzie żałosne wręcz.
0 Lubię -
Wolf
Miałem okazję testować te słuchawki i nie rozumiem jak ktoś może pisać że grają dobrze, biorąc pod uwagę cenę. Słuchawki są ciężkie i niezbyt wygodne (może to kwestia przyzwyczajenia). Fakt są bardzo dobrze wykonane, dźwięk jest płaski i mało szczegółowy jak na tę klasę cenową. Dla mnie grały gorzej niż Grado SR80 (może to przez zamkniętą konstrukcję). Natomiast zestawiając je z Audio-Technica ATH-AD1000X to wypadają strasznie blado, choć to ta sama półka cenowa.
0 Lubię
Komentarze (3)