Sennheiser PXC 550
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Karol Otkała
W ostatnich latach można dostrzec coraz szybszy rozwój różnego rodzaju rozwiązań mobilnych dedykowanych fanom muzyki. Archaiczne walkmany i discmany już dawno odeszły do lamusa i ustąpiły miejsca odtwarzaczom plików, które z kolei w codziennym życiu zostały praktycznie wyparte przez smartfony. Do tych nie musimy już podpinać okablowanych nauszników ponieważ bezprzewodowe przesyłanie dźwięku umożliwia nam technologia Bluetooth. Same słuchawki zostały zaś uzbrojone we własne źródło zasilania, dzięki czemu akumulator smartfona nie jest dodatkowo obciążony. Rynek słuchawek został dodatkowo podzielony na kilka segmentów i tak możemy już bez problemu nabyć sprzęt zaprojektowany na przykład do użytku w czasie wysiłku fizycznego lub dłuższych podróży. Podobna sytuacja ma miejsce z głośnikami przenośnymi, gdzie jeszcze kilka lat temu mieliśmy do czynienia z rozwiązaniami prowizorycznymi, a dziś takie urządzenie może obsłużyć nam imprezę w plenerze lub zastąpić domową wieżę stereo. Ktoś powie, że nie jest to rozwiązanie audiofilskie, że nie ma wiele wspólnego z prawdziwą muzyką. Tak, ale spójrzmy prawdzie w oczy - w czasach dominacji smartfonów i serwisów streamingowych jest to najłatwiejszy sposób na dotarcie do naszych ulubionych wykonawców. Dla większości społeczeństwa jest to droga wystarczająca, chociażby ze względu na łatwy dostęp i cenę, jak i to, że nie wszyscy przywiązują największą wagę do jakości brzmienia. A może to wszystko da się jednak połączyć?
Rozwój rozwiązań mobilnych, podobnie jak wszystkich innych, niesie za sobą dużo dobrego ponieważ mamy ogromny wybór i teoretycznie każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Ale jak sprzętowy laik ma sobie poradzić z tym ogromem dostępnego sprzętu? Wiadomo, że cena nie jest najlepszym wyznacznikiem. Może zatem decydująca powinna być marka? Też niekoniecznie, bo nawet najlepszym producentom zdarzają się wpadki. Ufanie ich zapewnieniom na ślepo może być równoznaczne z wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Czym zatem, będąc przeciętnym Kowalskim, kierować się przy zakupie? Przede wszystkim musimy sprecyzować do czego słuchawki mają nam służyć. Tu nie ma miejsca na oszukiwanie się i twierdzenie, że douszne słuchawki sportowe równie doskonale sprawdzą się podczas wielogodzinnego słuchania w domowym zaciszu, podróży czy przemieszczania się w ulicznym zgiełku. W tych sytuacjach zdecydowanie powinniśmy kierować się w stronę słuchawek nausznych, które zapewnią nam wyższy komfort słuchania na dłuższych dystansach. Propozycji jest wiele, a ostatni, gorący trend polega na uzupełnianiu słuchawek bezprzewodowych różnymi systemami wspomagającymi walkę z zewnętrznym hałasem, nie mówiąc już o dodatkach w rodzaju kompatybilności z asystentami głosowymi. Jeżeli najnowsze modele znanych producentów są odbiciem potrzeb klientów, wszystko jest jasne - idziemy w stronę komfortu i nowoczesności. Chcemy, aby słuchawki dużo dla nas robiły. Komunikowały się z naszym smartfonem, izolowały nas od świata zewnętrznego, a także pozwalały na wygodne sterowanie odtwarzaniem i prowadzenie rozmów telefonicznych. Poza tym, jak to w życiu bywa, muszą być ładne, wygodne i wytrzymałe. Jeszcze coś? Hmm... Ach tak, brzmienie! Jak wcisnąć je na tę listę życzeń? I czy w ogóle jest to możliwe, jeśli rozmawiamy o bezprzewodowych słuchawkach za tysiąc, może półtora tysiąca złotych? Swoją propozycję ma dla nas Sennheiser, a nazywa się ona PXC 550.
Wygląd i funkcjonalność
Zostańmy na chwilę w świecie rozważań typowego klienta szukającego takich słuchawek. Laika, który na sprzęcie audio nie zna się w ogóle. Wie tylko, że potrzebuje "dobrych" słuchawek do użytku codziennego, które będą bezprzewodowo łączyły się z jego smartfonem. Z taką wiedzą udajemy się do sklepu ze sprzętem hi-fi. Zakładając, że większość ludzi jest wzrokowcami, istniałaby niewielka szansa na to, że wybierzemy akurat opisywany model. Na sklepowej półce, pudełko z Sennheiserami PXC 550 nie wyróżnia się niczym szczególnym, może poza stosunkowo niewielkimi gabarytami. Jest utrzymane w stonowanych kolorach, a uwagę potencjalnego odbiorcy może przykuć chyba tylko informacja o tym, że akumulator zastosowany w tym modelu wystarcza na godzin pracy. Aby zobaczyć kolejną ciekawą informację, należy już chwycić pudełko w dłoń. Na boku opakowania producent chwali się zastosowaniem panelu dotykowego na jednej z muszli słuchawek. Poza tym, wszystko wygląda standardowo. Ot, kolejne normalne słuchawki do sprzętu mobilnego.
Po otwarciu pudełka nadal nie ma żadnych fajerwerków. W zestawie oprócz słuchawek znajdziemy ładowarkę, kabel USB i mini jack ze zintegrowanym mikrofonem, adapter 6,3 mm oraz instrukcję obsługi, której w egzemplarzu testowym nie było. Nie stanowi to jednak żadnego problemu, bo znalezienie manuala na stronie producenta jest banalne i - jak się okazało w moim przypadku - nie do końca konieczne. Zestaw zapakowany jest w zamykany na suwak pokrowiec, w którym znajdziemy również przegródki na kable i akcesoria. Na stronie producenta mowa jest o futerale premium, jednak nie wiem czy używanie takich słów jest do końca uzasadnione. To po prostu etui, w którym możemy schować nasze słuchawki na czas transportu lub gdy wjeżdżamy windą do pracy. Nie uświadczymy tu jednak żadnych hi-endowych materiałów. Na szczęście ogólne wrażenie bardzo szybko poprawiają same słuchawki, których jakość wykonania jest zdecydowanie wyższa.
PREZENTACJA: Bez szumów, bez kabli, bez kompromisów - Sennheiser
Pierwsze, co rzuca się w oczy to skórzane nauszniki oraz stosunkowo duża liczba elementów metalowych, odpowiadających za regulację rozmiaru nauszników. Pałąk jest pokryty materiałem skóropodobnym, natomiast muszle zbudowane są z matowego plastiku. Zawiasy, dzięki którym można je złożyć także sprawiają wrażenie solidnych. I tu dochodzimy do pierwszego „kontrowersyjnego” momentu. Obie muszle przekręcane są o 90 stopni i w takiej formie po złożeniu mieszczą się w pokrowcu. Włączenie słuchawek następuje w momencie przekręcenia prawej muszli do standardowej pozycji. Jeżeli po skończonym odsłuchu nie wykonamy operacji odwrotnej, czyli nie złożymy muszli na płasko, przewożenie słuchawek w takiej formie nie będzie miało większego sensu ponieważ będą one cały czas włączone. Jeśli ktoś wcześniej nie miał do czynienia z innymi rozwiązaniami i poza słuchaniem planuje przechowywać sprzęt w pokrowcu, nie będzie miał z tym żadnego problemu. Ja natomiast potrzebowałem trochę czasu, aby przyzwyczaić się do każdorazowego przekręcania muszli zamiast odkładania ich w standardowy dla mnie sposób. Osobiście wolałbym klasyczny przycisk lub suwak. A przycisków w PXC 550 jest wyjątkowo mało. Zasadniczo mamy tylko jeden, odpowiedzialny za zmianę efektów brzmieniowych. Pozostałe mechaniczne części to dwa suwaki - jeden z nich zarządza redukcją dźwięków otoczenia, natomiast drugi obsługuje łączność Bluetooth.
Wychodzę z założenia, że najlepiej nie czytać instrukcji, tylko do wszystkiego dojść samemu, jednak w przypadku tego przycisku zwyczajnie poległem i musiałem zajrzeć na stronę producenta w poszukiwaniu porady. Suwak od łączności bezprzewodowej został sprytnie ukryty pod zawiasem w górnej części muszli i na pierwszy rzut oka zwyczajnie go nie widać. Gdy już wiadomo gdzie się znajduje, sparowanie słuchawek ze smartfonem zajmuje raptem kilkanaście sekund. Wróćmy jednak do przycisków i suwaków. Większość z nich zastąpiono panelem dotykowym umieszczonym na prawej muszli. Dzięki niemu za pomocą jednego stuknięcia możemy włączyć lub wyłączyć muzykę, odebrać lub zakończyć połączenie, ustawić głośność albo zmienić odtwarzany utwór. W teorii to rozwiązanie idealne, jednak w praktyce wielokrotnie zdarzyło mi się wyłączyć muzykę poprawiając słuchawki na głowie. Panel jest tak czuły, że kilka razy podobną sytuację wywołałem kołnierzem swej kurtki. Są to jednak sporadyczne przypadki, a do samego rozwiązania można się przyzwyczaić eliminując nawyk łapania muszli gdzie popadnie.
W materiałach producenta znajdziemy informację, że pełne ładowanie słuchawek zajmuje 3 godziny. Deklaracja ta mniej więcej pokrywa się z czasem rzeczywistym, po którym możemy zacząć test sprzętu. Pierwszy szok pojawia się już w momencie założenia słuchawek. Miałem do czynienia z wieloma modelami z różnych przedziałów cenowych, ale chyba żaden z nich tak dobrze nie leżał na głowie. PXC 550 są lekkie i delikatne. Nie odczułem w nich żadnego dyskomfortu, nawet po kilku godzinach słuchania. Muszle są na tyle duże, że zakrywają ucho ze sporym zapasem, zatem nigdzie nie cisną i nie powodują bólu głowy. W temperaturze pokojowej nie ma też mowy o poceniu się skóry. Mimo delikatnego ułożenia na głowie, słuchawki trzymają się solidnie i trzeba naprawdę gwałtownego ruchu, aby się przesunęły.
Na potrzeby użytku mobilnego Sennheiser stworzył aplikację CapTune (dostępną na urządzenia z systemem Android i iOS), która oprócz standardowej funkcji odtwarzania muzyki posłuży nam też do zmiany ustawień dotyczących między innymi języka, w jakim odtwarzane są komunikaty głosowe. Mamy też możliwość ich ograniczenia lub całkowitego wyłączenia, a wisienką na torcie jest opcja zdefiniowania własnej charakterystyki brzmieniowej w korektorze oraz zmiana ustawień predefiniowanego trybu Director, w zależności własnych potrzeb. Firmowa aplikacja może nam także zastąpić standardowy odtwarzacz muzyki ze smartfona ponieważ współpracuje również z innymi urządzeniami podłączonymi przez Bluetooth. W przypadku streamingu, na przykład z serwisu Spotify, ta funkcja raczej nie będzie nam potrzebna. CapTune pokazuje również informację o stanie naładowania słuchawek. Podczas testu raz zdarzyła mi się sytuacja, kiedy przy stanie naładowania 40%, słuchawki rozładowały się całkowicie po kilkunastu minutach. Nie należy zatem całkowicie opierać się na aplikacji, a raczej na diodach umieszczonych na prawej muszli.
W ulicznym zgiełku NoiseGard sprawdził się bardzo dobrze, skutecznie wygłuszając świat zewnętrzny. Kilkukrotnie podczas codziennego użytkowania przydała mi się także funkcja Talk Through pozwalająca na komunikację z innymi osobami bez zdejmowania słuchawek.W opisywanym modelu producent zastosował rozwiązanie o nazwie NoiseGard czyli adaptacyjny system redukcji szumów, który według deklaracji niemieckiej firmy ma się doskonale sprawdzać na przykład w samolocie, pociągu czy ulicznym zgiełku. Przyznam, że w dwóch pierwszych sytuacjach nie było mi dane przetestować słuchawek, jednak w ulicznym zgiełku NoiseGard sprawdził się bardzo dobrze, skutecznie wygłuszając świat zewnętrzny. Kilkukrotnie podczas codziennego użytkowania przydała mi się także funkcja Talk Through pozwalająca na komunikację z innymi osobami bez zdejmowania słuchawek. Po dwukrotnym puknięciu w panel dotykowy muzyka jest zatrzymywana, a system ukrytych w muszlach mikrofonów przekazuje nam dźwięk z zewnątrz. Nie jest to oczywiście rzecz niezbędna, bez której nie dałoby się żyć, ale po kilkukrotnym użyciu człowiek przyzwyczaja się do takiego rozwiązania i odzwyczaja się od ściągania nauszników z głowy. W pakiecie z PXC 550 dostajemy więc sporo nowoczesnej technologii. Na koniec muszę poruszyć kwestię ceny. Na polskiej stronie Sennheisera i w materiałach dystrybutora widnieje kwota 1479 zł, która jest rekomendowaną ceną detaliczną na naszym rynku. Sęk w tym, że duże sieci handlowe najwyraźniej mają te rekomendacje w głębokim poważaniu i wszystkie, jak jeden mąż, sprzedają te słuchawki za 999 zł. W naszych testach zazwyczaj opieramy się na cenach podawanych przez dystrybutora, bo rozbieżności - nawet jeśli istnieją - zwykle nie są aż tak duże. Jeżeli jednak w pierwszym lepszym sklepie internetowym można kupić PXC 550 za 999 zł z dostawą na jutro i nie jest to żadna promocja ani jednorazowy przypadek, pozwolę sobie przyjąć właśnie tę kwotę za podstawę moich dalszych rozważań. Mając to na uwadze, czas sprawdzić jak prezentują się opisywane słuchawki w kontekście ich podstawowego zastosowania.
Brzmienie
Sprzęt naładowany, sparowany z telefonem, zatem zaczynamy odsłuch. I to od razu z grubej rury, bo od ciężkich brzmień. Odpaliłem "Vacuum" Entropii i od razu zrozumiałem o co w tych słuchawkach chodzi. Od samego początku rzuca się w oczy (a właściwie uszy) ich obszerna, trójwymiarowa przestrzeń. Nawet przy wysokim poziomie głośności dźwięk nie przytłacza. Nie czujemy się jakbyśmy przystawili sobie głośniki do głowy. PXC 550 dają nam trochę luzu, dzięki czemu czujemy się jak w dobrze nagłośnionej sali odsłuchowej, a czasami nawet jakbyśmy stali gdzieś pośrodku całego wydarzenia. Takie właśnie odczucia miałem słuchając serii "Unplugged", gdzie w przypadku koncertu Hey nagranego w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie po zamknięciu oczu czułem się jakbym siedział w pierwszym rzędzie. W innym przypadku znajdowałem się praktycznie pod samą sceną. Z błędu wyprowadza nas tylko dodatkowy ciężar na głowie. Czego jak czego, ale takiej przestrzeni nigdy nie spodziewałbym się po bezprzewodowych słuchawkach przeznaczonych wcale nie dla audiofilów, ale tak zwanych normalnych użytkowników, cokolwiek by to nie znaczyło.
PORADNIK: Kupujemy słuchawki - co, jak, gdzie
PXC 550 zaskoczyły mnie nie tylko stereofonią. Ich dźwięk jest bardzo dynamiczny, przez co nawet po dłuższym słuchaniu nie odczuwa się znużenia. Wszystkie instrumenty brzmią czysto i klarownie. W przypadku kilku albumów udało mi się bez problemu wyodrębnić wszystkie instrumenty, co dla wielu bezprzewodowych nauszników w zbliżonej cenie jest praktycznie nieosiągalne. Przy domyślnych ustawieniach równowaga tonalna jest zupełnie prawidłowa. Na tle instrumentów bardzo dobrze prezentują się partie wokalne, które również nie są w żaden sposób pokrzywdzone. Spośród kilkudziesięciu albumów z różnych gatunków, które przesłuchałem w czasie testu, najlepiej wypadła elektronika. I znów momentami powalała otaczającą mnie przestrzenią. Niezależnie czy był to Jean Michel Jarre czy The Prodigy. Świetnie wypadła też rockowa klasyka i - co jest nawet trochę dziwne - muzyka ekstremalna z okolic thrash i death metalu. Standardowo najgorzej radził sobie stoner rock, który w kilku przypadkach wymagał podbicia w CapTune, aby udało się osiągnąć zamierzony efekt. Chociaż w przypadku tych albumów winą obarczyłbym raczej ich produkcję, ponieważ taki klasyk gatunku, jak "Welcome to Sky Valley" Kyussa obronił się bez żadnych wspomagaczy i przytłoczył mnie ścianą przesterowanych gitar.
Ze względu na dynamikę dźwięku mogłoby się wydawać, że w opisywanym modelu najlepiej brzmieć będzie muzyka szybka i żywiołowa. I faktycznie tak jest, chociaż... Równie dobrze w niemieckich słuchawkach brzmi granie zdecydowanie wolniejsze i stonowane, z okolic chociażby post rocka. Niejednokrotnie swoim wokalem zachwycili mnie Leonard Cohen i Mark Lanegan. Ktoś powie, że to zasługa produkcji. Po części pewnie tak, ale w żadnych innych słuchawkach z tej półki cenowej ich muzyka nie brzmiała tak wyraźnie i potężnie. Co ciekawe, w PXC 550 wytrzymałem nawet niemal godzinną sesję z muzyką ambientową, której fanem zdecydowanie nie jestem. Wychodzi na to, że Sennheiserowi po raz kolejny udało się stworzyć słuchawki uniwersalne i odporne na różnego rodzaju warunki środowiskowe - od otaczającego nas hałasu po rodzaj odtwarzanej muzyki. W razie problemów z jakością realizacji nagrania, zawsze można skorzystać z firmowej aplikacji, pobawić się nią trochę i podbić to i owo dla lepszego efektu.
Spośród dziesięciu modeli słuchawek bezprzewodowych z podobnej półki cenowej, jakimi bawiłem się w ostatnim czasie, Sennheisery wypadły zdecydowanie najlepiej.Na koniec wrócę jeszcze na chwilę do kwestii praktycznych. Dwutygodniowy, naprawdę intensywny test tych nauszników przeprowadziłem w zasadzie na dwóch ładowaniach, przy czym słuchawki przyjechały do mnie nieżywe, kompletnie rozładowane. Być może udałoby mi się wycisnąć z nich jeszcze więcej gdybym dostał egzemplarz fabrycznie nowy. Deklarowanych na pudełku 30 godzin raczej nie osiągnąłem, ale wynik był zbliżony, co jest w przypadku takiego sprzętu bardzo dużym atutem. Jednak największym plusem PXC 550 jest bez dwóch zdań jakość dźwięku. Spośród dziesięciu modeli słuchawek bezprzewodowych z podobnej półki cenowej, jakimi bawiłem się w ostatnim czasie, Sennheisery wypadły zdecydowanie najlepiej. I to nie tylko pod samym kątem brzmienia, ale również komfortu noszenia oraz czasu pracy. Świetnie sprawdzają się zarówno na co dzień, jak i podczas dłuższych podróży. W końcu do tego zostały stworzone.
Budowa i parametry
Sennheiser PXC 550 to bezprzewodowe słuchawki nauszne o konstrukcji zamkniętej. Jak zapewnia producent, opracowano je w taki sposób, by zagwarantować wrażenia brzmieniowe na najwyższym poziomie bez względu na warunki otoczenia. Jedną z atrakcji tego modelu jest system NoiseGard, który pozwala uzyskać zaskakująco mocne tłumienie hałasu. Funkcja Talk Through pozwala na oddzielenie ludzkiej mowy i przepuszczenie jej przez zaporę dokładnie wtedy, kiedy jest to nam potrzebne. Słuchawki wyposażono także w dotykowy panel sterujący umieszczony na prawym nauszniku, łączność Bluetooth z kodekiem aptX i pojemny akumulator, dzięki któremu możemy cieszyć się muzyką nawet do 30 godzin na jednym ładowaniu. Wysoką jakość brzmienia mają zapewniać przetworniki z membranami duopol (niwelujące zniekształcenia i eliminujące fale stojące). Jeśli chodzi o parametry, słuchawki charakteryzują się szerokim pasmem przenoszenia (17 Hz - 23 kHz) oraz impedancją na poziomie 46 Ω dla trybu pasywnego i 490 Ω w trybie aktywnym. Informacja ta przyda nam się jednak jedynie w przypadku konieczności zastosowania połączenia przewodowego. Przyjemnym dodatkiem jest firmowa aplikacja CapTune (dostępna na urządzenia z systemem Android i iOS) pozwalająca dostosować brzmienie PXC 550 do naszych preferencji.
Werdykt
Fajny, nowoczesny, funkcjonalny i uniwersalny brzmieniowo sprzęt. Jeżeli z tego lub innego powodu przypomnieliście sobie, że słuchawki powinny przede wszystkim dobrze grać, musicie je wypróbować. Ze słabszych stron należy wspomnieć o wykończeniu pałąka i nauszników - producent deklaruje, że wszystkie te elementy obito naturalną skórą, jednak w dotyku jest ona trochę inna, a ta zastosowana na padach wydaje się delikatniejsza. Mam również mieszane odczucia co do panelu dotykowego, który dla mnie pozostanie niepotrzebnym bajerem. Sprawdza się kiedy chcemy zmienić poziom głośności lub odebrać połączenie bez wyciągania telefonu z kieszeni, jednak lata używania sprzętu bez sterowania dotykowego sprawiły, że spokojnie jestem w stanie poradzić sobie inaczej. Być może podszedłbym do tego inaczej gdyby test odbył się w lecie, kiedy zupełnie nic nie przeszkadza nam w obsługiwaniu słuchawek w ten sposób. Powyższe wątpliwości nie są jednak w stanie przesłonić bardzo dobrego odbioru modelu PXC 550, który w swojej kategorii cenowej wydaje się być jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym na rynku.
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, zamknięte, wokółuszne, bezprzewodowe
Technologie: NoiseGard, Talk Through, CapTune
Łączność: Bluetooth 4.2
Maksymalny poziom ciśnienia akustycznego: 110 dB
Impedancja: 46 Ω (tryb pasywny), 490 Ω (tryb aktywny)
Pasmo przenoszenia: 17 Hz - 23 kHz
Zniekształcenia: <0,5%
Czas pracy: do 30 h
Masa: 227 g
Cena: 1479 zł
Konfiguracja
Samsung Galaxy S7 Edge, Lenovo Ideapad 300s.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
Komentarze