T+A PA 2500 R
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Parafrazując słowa jednego z moich ulubionych bohaterów filmowych, życie recenzenta sprzętu audio jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiadomo, co nam się trafi. No, może nie do końca, bo jednak po iluś tam latach opisywania kolumn i wzmacniaczy, człowiek już z grubsza wie, czego może się spodziewać po danym produkcie, jednak do momentu odpalenia pierwszej płyty niczego nie można być pewnym. Układając plany testów na najbliższe tygodnie, zawsze staramy się wstępnie selekcjonować urządzenia tak, aby recenzje były jak najciekawsze, a opisywany przez nas sprzęt był naprawdę wartościowy. Co trafi się w następnym kartonie? Może to być wzmacniacz za tysiąc złotych albo hi-endowy odtwarzacz przenośny. Od czasu do czasu robię sobie jednak małą przyjemność i biorę do testu urządzenie, na które sam miałbym ochotę. Na przykład jakiś wzmacniacz lampowy, którego nigdy nie kupiłbym albo ze względu na cenę, niską moc lub ograniczoną funkcjonalność. Ale posłuchać mogę! Teraz przyszła pora na kolejną tego typu przyjemność, a towarzyszem mojej audiofilskiej rozpusty będzie najnowszy wzmacniacz marki T+A.
Dlaczego akurat ten? Tutaj sprawa jest banalnie prosta - wszystkie przypuszczenia wskazują na to, że to właśnie ten model może być jednym z najbardziej atrakcyjnych piecyków w ofercie niemieckiej firmy. Firmy, do której mam duży szacunek i której produkty dobrze znam. Swego rodzaju dowodem zaufania, jakim w redakcji darzymy produkty T+A jest obecność wzmacniacza i odtwarzacza z serii E w głównym systemie pracującym w naszej sali odsłuchowej. Power Plant Balanced i Music Player Balanced są w użytku już prawie rok. W tym czasie przez nasz redakcyjny system przewinęło się mnóstwo urządzeń, a mimo to klocki z serii E zawsze wyznaczały pewien poziom odniesienia. One nie mają lepszych lub gorszych dni, zawsze grają dobrze, porządnie, a w niektórych zestawieniach - wybitnie, jak na swój przedział cenowy. A to przecież dopiero początek zabawy ze sprzętem T+A. Wzmacniacz za dziesięć tysięcy i odtwarzacz za piętnaście... Ładna mi budżetówka! No tak, ale każdy może przyjąć sobie własną filozofię, a założyciel T+A, Siegfried Amft, postanowił po prostu nigdy nie robić lipy. Plastikowe amplitunery? Nigdy! Kolumny z kartonu? Absolutnie nie! Jak już robić, to dobrze, nawet jeśli trzeba będzie za tę jakość słono zapłacić. Niemcy chyba wychodzą z założenia, że albo ma być dobrze, albo tanio - opcji pośredniej nie ma. BMW też nie robi tanich samochodów i jakoś nikt nie narzeka.
Skoro jeden z najtańszych wzmacniaczy tej marki kosztuje dziesięć tysięcy złotych z małym kawałkiem, to co czeka nas później? Idąc od góry, możemy wybrać od razu pełny system z serii HV. Szczytową pozycję wśród wzmacniaczy zintegrowanych zajmuje PA 3000 HV za 55900 zł - prawdopodobnie jeden z najdroższych na naszym rynku. Druga w kolejności była integra z serii V, jednak niedawno ją wycofano, pozostawiając w tej lampowej linii jedynie dwa źródła, przedwzmacniacz i potężne końcówki mocy. Wobec tego na drugie miejsce na podium wskoczył... PA 2500 R - większy z dwóch wzmacniaczy oferowanych w ramach nowej serii R. Tworzą ją cztery urządzenia, a oprócz dwóch zintegrowanych pieców mamy tu wielofunkcyjny odtwarzacz MP 2000 R z wbudowanym przetwornikiem i streamerem oraz gramofon G 2000 R. Tańszego wzmacniacza PA 2000 R miałem okazję posłuchać już kilka miesięcy temu i owszem, podobało mi się, ale moim zdaniem obecność PA 2500 R w katalogu czyni zakup mniejszego modelu zupełnie bezsensownym. Duża "R-ka" wygląda już prawie jak PA 3000 HV, na oko jest trzy razy większa od swojego młodszego brata, ma większą moc na papierze i prawdopodobnie jeszcze większą w rzeczywistości, a różnica w cenie jest... Ujmę to tak - gdybym miał wydać 22900 zł na wzmacniacz w formie płaskiego naleśnika albo 30900 zł na kawał kloca, który oddaje 140 W przy ośmiu omach i podwaja tę moc nawet gdy impedancja spada do dwóch omów, bez zastanowienia wybrałbym tę drugą opcję. Choć mogłem przetestować PA 2000 R już dawno temu, czekałem na większy model. Czy było warto? Zaraz się przekonamy.
Wygląd i funkcjonalność
Wzmacniacz jest naprawdę duży i robi wrażenie nie tylko gabarytami, ale także sposobem wykonania obudowy. To pierwsza rzecz, którą zauważamy podczas wyjmowania go z kartonu. Niemieccy konstruktorzy podeszli do tematu w charakterystyczny dla siebie sposób i wykonali obudowy wszystkich urządzeń z serii R z grubych kawałków szczotkowanego aluminium. Przypomina to trochę sposób konstruowania klocków przez Densena, chociaż akurat duńscy projektanci podeszli w jeszcze bardziej elegancki sposób do tematu śrub mocujących. Tam praktycznie ich nie ma, tutaj natomiast zobaczymy cztery śruby mocujące górną pokrywę, co akurat rozumiem, a także po cztery na każdym z bocznych paneli, czego już zrozumieć nie mogę. Łby wtopione w pokrywę niech tam sobie będą, tym bardziej że przez okrągłe, przezroczyste okienko widzimy wnętrze wzmacniacza, co tworzy swego rodzaju industrialny klimat. Boczne płyty są natomiast idealnie gładkie, wobec czego śruby wyjątkowo rzucają się w oczy. Nie wiem również, czy przekonuje mnie wzornictwo przedniego panelu. 90% powierzchni frontu to pusta przestrzeń, którą dodatkowo przedzielono poziomym wyżłobieniem. Przyciski na tle całego wzmacniacza są malutkie, choć wygodnie się z nich korzysta, a jedynym elementem, który jako tako pasuje do gabarytów urządzenia jest wyświetlacz. Przyczyna takiego stanu rzeczy jest jasna - przyciski i pokrętła we wszystkich urządzeniach z serii R są takie same. W mniejszym wzmacniaczu i odtwarzaczu prezentują się rewelacyjnie, a tutaj zwyczajnie pożera je aluminiowy przestwór frontu.
Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy przestałem gapić się na niemiecki wzmacniacz, przeniosłem go na stolik i przystąpiłem do podłączania kabli. Przygotowywałem się na małe przemeblowanie na stoliku ze sprzętem, ale nie było to konieczne ponieważ PA 2500 R mieści się na standardowych półkach o szerokości i głębokości czterdziestu kilku centymetrów. To bardzo dobra wiadomość dla audiofilów posiadających porządny stolik, który nie został mimo wszystko zaprojektowany pod kątem końcówek mocy głębokich na 50-60 cm. Integrę T+A postawiłem akurat na górnej półce Ostoi T1, ale gdybym tylko chciał, mógłbym postawić go nawet na samym dole, gdzie zupełnie nikomu by nie przeszkadzał. Druga kwestia to zaplecze. Na taki widok każdemu audiofilowi zaświecą się oczy. Wszystkie gniazda są bardzo porządne i rozstawione szeroko jak w przedwzmacniaczach BAT-a czy innych hi-endowych legend.
Pierwsze trzy wejścia są zbalansowane, dalej mamy cztery wejścia RCA przy czym pierwsze może pełnić funkcję wejścia gramofonowego (karta phono stage'a montowana wewnątrz urządzenia dostępna jest za dopłatą, a nad gniazdami RCA znajduje się niewielki zacisk uziemiający). Do tego mamy jeszcze wyjście z przedwzmacniacza w obu standardach - RCA i XLR. To na wypadek, gdyby ktoś zechciał uruchomić sobie jeden lub dwa subwoofery, bo przy oddawanej przez PA 2500 R mocy, raczej trudno mi sobie wyobrazić kogoś, kto zapragnie skorzystać z dodatkowej końcówki mocy. Terminale głośnikowe są podwójne - A i B - a przyjęły formę dużych gniazd z wygodnymi zakrętkami w formie "śmigiełek", dzięki czemu montaż nawet ciężkich kabli z wtykami widełkowymi powinien być łatwy i przyjemny. Na samym dole znajdziemy trzy gniazda do łączności systemowej, jedno złącze LAN i trójbolcową sieciówkę z oznaczeniem polaryzacji. Zero dyskusji. Nie wiem czy mogłoby się tu znaleźć coś jeszcze. To znaczy - na pewno tak, gdybyśmy rozpatrywali integrę jako zupełnie samodzielne urządzenie, ale czy komuś potrzebne byłoby na przykład bezpośrednie wejście do końcówki mocy? Szczerze wątpię. A co z gniazdami USB i innymi plikowymi przyjemnościami? To wszystko przejmuje na siebie odtwarzacz MP 2000 R. Podział obowiązków jest prosty - integra bierze na siebie wzmacnianie i ewentualnie korekcję sygnału z gramofonu, a wszystkie inne funkcje mają przejąć źródła. Oczywiście nie muszą być z jednej stajni, ale... Odwiedźcie chociażby facebookowy profil firmy i zobaczcie jak prezentuje się wieża z serii R w komplecie. Mając taki wzmacniacz, kwestia wyboru źródła jest dziecinnie prosta - trzeba tylko uzbierać pieniądze na dedykowany kombajn. Powiecie, że uzbieranie tych kolejnych 22900 zł to nie taka prosta sprawa. Owszem, ale przynajmniej nie trzeba się zastanawiać jakie źródło będzie dla nas najlepsze, więc zamiast tracić czas na poszukiwania i odsłuchy, można zająć się kołowaniem gotówki.
Kolejne punkty sympatii PA 2500 R zaczął zbierać, kiedy podłączyłem go wreszcie i odpaliłem po raz pierwszy. Na tym etapie niektóre urządzenia T+A zaczynają sprawiać problemy, bo obsługa większości z nich wcale nie jest tak intuicyjna, jak mogłoby się wydawać. Przykładowo przycisk wyciszenia, z ikonką przekreślonego głośnika, świeci się tutaj wtedy, gdy wyciszenie jest nieaktywne. Ostatnio nawet widziałem, jak ten głupi drobiazg sprawił sporo problemów jednemu z przedstawicieli dystrybutora. No bo jeśli wyciszenie się świeci, to chyba oznacza, że dźwięk jest wyciszony, prawda? Otóż nie - w T+A podświetlony przycisk z przekreślonym głośnikiem oznacza, że wzmacniacz będzie grał. Idiotyzm, ale co poradzić. Przy pierwszym uruchomieniu byłem przygotowany na tego typu niespodzianki, ale - o dziwo - wszystko przebiegało gładko i spokojnie. Wciskamy otoczony czerwoną obręczą przycisk trybu czuwania i wzmacniacz natychmiast startuje. Idąc w prawo mamy duże wyjście słuchawkowe, przycisk aktywujący wyjście z przedwzmacniacza, wybór wyjść głośnikowych A/B, następnie sześć przycisków do wyboru źródła (z czego ostatnie włącza nam wymiennie wejścia numer 6 i 7, na wejściu pierwszym możemy mieć firmowy odtwarzacz, a na czwartym - gramofon), dalej znajduje się duży, czytelny wyświetlacz, a za nim już tylko pokrętło regulacji głośności, maleńki odbiornik podczerwieni i trzy dodatkowe przyciski do obsługi menu i regulacji barwy. Menu jest zresztą dość zaawansowane, a w poruszaniu się po nim pomaga fakt, że dużą gałkę możemy również nacisnąć, wchodząc w kolejne opcje. Możemy na przykład ustawić korekcję poziomu niskich i wysokich tonów oddzielnie dla lewej i prawej kolumny. Fajne, prawda? Na pewno każdy wolałby mieć po prostu idealne warunki akustyczne w pokoju odsłuchowym, ale bądźmy szczerzy - w niektórych sytuacjach taka korekcja naprawdę może się przydać, choćbyśmy nawet mieli tylko delikatnie zmniejszyć ilość basu dla jednej kolumny, bo coś tam nam się od czasu do czasu wzbudza, a ścian już przepchnąć nie da rady. Oczywiście możemy także w standardowy sposób ustawić balans i wiele innych drobiazgów.
Tak naprawdę PA 2500 R to bardzo sympatyczny wzmacniacz, który zyskiwał w moich oczach z każdym dniem użytkowania. Bardzo spodobał mi się "pasek mocy" w dolnej części wyświetlacza. Może nie jest tak fajny, jak wskaźniki wychyłowe w integrach Luxmana czy Accuphase'a, ale zawsze coś - jakoś tak miło się na to patrzy, a przy okazji można kontrolować to, co potencjalnie dzieje się z naszymi głośnikami. Jako posiadacz kolumn z przetwornikami ceramicznymi, jestem tutaj w dość specyficznej sytuacji, bo te głośniki po prostu nie dają żadnych oznak zadyszki, nie zaczynają zamulać aż do momentu gdy... Rozsypują się w drobny mak. Ceramiczne membrany trzymają fason aż do końca, ale też mają swoją granicę wytrzymałości. A ponieważ zupełnie nie słychać tego, że już zaczynamy się do niej zbliżać, jednym nierozsądnym ruchem dłoni można narobić sobie kłopotów. Mając taki wyświetlacz we wzmacniaczu, wystarczy przeprowadzić kilka testów, poobserwować membrany i trzymać się wyznaczonego ograniczenia. Bardzo spodobało mi się również to, że do wzmacniacza dołączony był metalowy pilot FM2000 działający praktycznie pod dowolnym kątem. A więc koniec zabawy w snajpera. Znając produkty T+A, możemy mieć także nadzieję na długie i bezproblemowe użytkowanie wzmacniacza. Konstruktorzy zadbali między innymi o to, aby podzespoły elektroniczne były odporne na działanie wysokiej temperatury i korozję, a w utrzymaniu czystości wewnątrz wzmacniacza pomagać ma także niemal całkowicie szczelna konstrukcja obudowy. W końcu z takim okienkiem w pokrywie, nic się tam nie może kurzyć. A gdyby coś mimo wszystko poszło nie tak, wzmacniacz zostanie naprawiony na miejscu w ciągu paru dni lub w najgorszym przypadku odesłany do fabryki. Dbałość firmy o swoich klientów jest w środowisku audiofilskim ogólnie znana.
Żeby nie było za różowo, garść minusów. Wzmacniacz bardzo mocno nagrzewa się w trakcie pracy, nawet na niewysokich "obrotach". Zużycie energii elektrycznej też nie pozwala zakwalifikować PA 2500 R do kategorii urządzeń ekologicznych i ekonomicznych. Przypadkowo zauważyłem również, że przednia ścianka w opisywanym egzemplarzu nie była idealnie płaska, ale leciutko wypukła, co widać było w miejscach łączenia z boczkami. To wszystkie elementy, do których jestem w stanie się przyczepić. Żeby natomiast nikt mi znowu nie mówił, że faworyzuję niemiecki sprzęt, uważam że za te pieniądze można kupić o wiele ładniejszy, a nawet ciekawszy technicznie wzmacniacz, ale nie wiem, czy można dostać coś tak porządnego i dopracowanego, nawet pomimo kilku głupich drobiazgów. A przecież nie doszliśmy jeszcze do brzmienia.
Brzmienie
Na zauroczenie od pierwszych minut nie liczyłem, bo T+A to trochę nie ta estetyka. Tutaj wszystko ma być na swoim miejscu, a swego rodzaju miarą postępu, jaki dokonuje się w brzmieniu idąc w górę katalogu jest właśnie dokładność odwzorowania muzyki, szybkość, dynamika i niewzruszona pewność grania. Jeśli zaczniecie od czegoś w rodzaju mikrosystemu Cala, następnie przeskoczycie na serię E, później R, a na końcu topową HV odkryjecie, że zmienia się nie tyle równowaga tonalna czy barwa dźwięku, bo tutaj elektronika T+A zawsze trzyma się neutralności, ale coś, co można zawrzeć w jednym słowie - definicja. Określenie to zawiera w sobie lub wiąże się z wieloma innymi cechami takimi, jak rozdzielczość, ostrość, precyzja czy realizm. Za każdym razem zbliżamy się więc do celu, jakim jest jak najwierniejsze odwzorowanie nagrania w naszym domu.
Tak do końca idealnie zrobić się tego nie da. Każdy normalny człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że po drodze jest po prostu zbyt wiele elementów. Studio nagraniowe, mikrofon, kable, tony aparatury studyjnej, komputer, być może kolejne studio, wytwórnia, płyta lub plik, a po stronie odbiorcy praktycznie to samo, tylko w odwrotnej kolejności - odtwarzacz lub komputer z przetwornikiem, kable, wzmacniacz, kolejne kable, kolumny, pokój odsłuchowy... Mimo całego postępu technologicznego, jakoś nie za bardzo udało nam się uprościć całą tę procedurę. Dlatego nie ma się co oszukiwać, że jeśli zmienimy wzmacniacz lub kabel na lepszy, to nagle w naszym salonie pojawi się na przykład Amy Macdonald. Ale... To nie oznacza, że nie warto próbować. Przyjemność płynąca z audiofilskiego hobby wynika w największej mierze właśnie z wprowadzania takich drobnych zmian na lepsze, a konstruktorzy T+A umożliwiają nam to praktycznie od momentu, kiedy usłyszymy pierwsze urządzenie tej marki i dojdziemy do wniosku, że ta filozofia, to podejście do brzmienia nam pasuje. A trudno żeby dążenie do maksymalnej przezroczystości i zdolności oddania muzyki jako realistycznego wydarzenia w kategoriach dynamiki i przejrzystości się komuś nie podobało.
Na pytanie, jak gra PA 2500 R, mógłbym w zasadzie odpowiedzieć - tak samo jak Power Plant Balanced i PA 2000 R, tylko... Lepiej. Równowaga tonalna jest taka sama - idealna. Barwa - neutralna, może nawet lekko zmatowiona, aby uwydatnić efekt brzmieniowego obiektywizmu. Ale nie o charakter się tutaj rozchodzi, lecz o wszystkie czynniki, które ostatecznie składają się na to, czy jesteśmy tym brzmieniem przekonani czy nie. Wyobraźcie sobie, że siedzicie przy oknie i rozmawiacie przez telefon z artystą rysownikiem, który ma za zadanie odtworzyć krajobraz, który widzicie. Powiedzmy, że nie jest to żaden szaleniec tworzący własne wizje rzeczywistości, tylko maksymalnie obiektywny "rzemieślnik". Zgodność jego rysunku ze stanem faktycznym będzie zależała głównie od tego, jak dokładnie opiszecie mu widok zza okna, jak wiele czasu na to poświęcicie i jak dobrze będziecie w stanie się z nim porozumieć. Jeżeli dostaniecie na to zadanie pięć minut, a do tego będziecie pomijać wiele szczegółów, wyjdzie pewnie "coś w ten deseń" ale bardzo niedokładnie. Jeżeli natomiast czas będzie praktycznie nieograniczony i uda się przekazać rysownikowi każdy, nawet maleńki szczegół, wyjdzie nam już coś przypominającego zdjęcie. I tak właśnie jest w przypadku PA 2500 R. Czujemy się tak, jakby na wejściu tego wzmacniacza był jakiś mechanizm spowalniający czas, prawidłowe tempo było przywracane dopiero na wyjściach głośnikowych, a wewnątrz tej masywnej obudowy "maszyna" miała mnóstwo czasu na przeanalizowanie wszystkich informacji, poukładanie sobie dźwięku i doszlifowaniu go w najmniejszych szczegółach. Wyjściowe brzmienie jest tak dokładne i rzetelnie poskładane do kupy, że zaczynamy z większym szacunkiem patrzeć na pozostałe elementy toru. To mój przetwornik potrafi wydobyć z nagrań takie rzeczy? To moje kolumny potrafią przyłoić takim głębokim i szybkim basem? No proszę...
W swoim bezkompromisowym podejściu do muzyki PA 2500 R jest praktycznie bezbłędny. Jeżeli marzycie o solidnym piecu, który trzyma cały dźwięk w ryzach i nie pozwala sobie na jakiekolwiek kombinacje - to jest to. Niemiecka integra potrafi wielu konkurencyjnym wzmacniaczom pokazać miejsce w szeregu lub wręcz dosłownie ośmieszyć je jeśli chodzi o kontrolę basu, dynamikę i szybkość w całym paśmie. Nie sposób także przyczepić się do równowagi tonalnej czy neutralności dużej "R-ki". Takie granie z pewnością przypadnie do gustu na przykład wielbicielom starszych klocków Krella lub Gryphona i innych wzmacniaczy, które nie owijają w bawełnę, tylko ładują bez litości i nie widzą miejsca na polemikę co do ich działania. Z tej estetyki wynikają jednak nie tylko plusy. W tym sposobie grania nie ma na przykład zbyt wiele miejsca na romantyzm, ciepło, delikatność czy pochylanie się nad tymi bardziej ulotnymi, trudnymi do opisania elementami muzyki. Mimo, że PA 2500 R grzeje się jak diabeł na widok krzyża, jego brzmienie ma tyle wspólnego z lampowym ciepłem co tegoroczne święta z prawdziwą zimą. Nie jest to idealny wzmacniacz do budowania klimatu. Owszem, jeśli macie trudne do wysterowania kolumny i chcecie naprawdę dać im popalić, trudno będzie znaleźć dla niego konkurencję. Ale nie każdemu na tym zależy i nie każdy też potrzebuje aż takiej mocy. Dlatego mimo swojej neutralności, dynamiki i przejrzystości, PA 2500 R jest wzmacniaczem do specyficznych zastosowań. Z dobrymi kolumnami i wystarczająco rzetelnym źródłem, stworzy obiektywnie dobry, a nawet bardzo dobry dźwięk. Nie jest jednak powiedziane, że niczego mu nie brakuje. Dla mnie to imponujący i ciekawy, ale nie idealny wzmacniacz. Jako "idealny" rozumiałbym taki, który potrafi łączyć ogień z wodą. A PA 2500 R to praktycznie sam ogień.
Budowa i parametry
T+A PA 2500 R to flagowy wzmacniacz z serii R - drugiej od góry w katalogu niemieckiej firmy. Konstrukcyjnie jest bardzo podobny do mniejszego modelu PA 2000 R. Producent otwarcie przyznaje, że większość obwodów elektronicznych wewnątrz jest dokładną kopią tych z tańszego wzmacniacza, a podstawową różnicą między dwoma modelami jest rozmiar zastosowanego zasilacza. Bez zagłębiania się w szczegóły można powiedzieć, że ten w PA 2500 R jest dwa razy większy. Mamy tu nawet dokładnie dwukrotnie większą pojemność filtrującą - 120000 µF wobec 60000 µF w PA 2000 R. Nie jest zatem żadnym zaskoczeniem, że również wiele kluczowych parametrów technicznych nie uległo zmianie - identyczne jest pasmo przenoszenia, stosunek sygnału do szumu, zniekształcenia, separacja kanałów, a nawet zużycie energii w trybie czuwania. Różnice zaczynają się, kiedy dochodzimy do oddawanej mocy. Podczas, gdy PA 2000 R oddaje odpowiednio 100, 200 i 300 W przy impedancji 8, 4 i 2 omów, w przypadku PA 2500 R jest to 140, 280 i 560 W, a więc dokładnie dwa razy tyle przy każdym dwukrotnym spadku impedancji. Również maksymalna moc pobierana z gniazdka świadczy o większych możliwościach PA 2500 R - 2000 W wobec 1000 W w mniejszym braciszku. Producent deklaruje, że takie zwiększenie zasilacza oraz oddawanej mocy miało zaspokoić potrzeby posiadaczy trudnych do wysterowania kolumn, zapewniając im pewność i stabilność w każdej sytuacji. Rzeczywiście trudno z tym dyskutować. Wnętrze wzmacniacza wygląda wspaniale - pełna symetria od zasilania aż po wyjścia. Obudowa jest przedzielona rzędem radiatorów. Transformator lub transformatory zasilające są zapewne schowane pod płytką z układami filtrującymi i zabezpieczającymi, a po drugiej stronie mamy już końcówki mocy z czterema tranzystorami Thermal Trak w każdym kanale. Ponieważ w pokrywie nad radiatorami nie wykonano żadnych otworów wentylacyjnych, wzmacniacz podczas pracy mocno się nagrzewa, a w odprowadzaniu ciepła pomaga specjalna rynienka z cichym wentylatorem zamontowanym pod kątem. Piękna robota.
Konfiguracja
Equilibrium Ether Ceramique, Pylon Audio Sapphire 31 SLE, Marantz HD-DAC1, T+A E-Serie Music Player Balanced, T+A E-Serie Power Plant Balanced, Equilibrium Tune 33 Light, Cardas Clear Reflection, Enerr Tablette 6S, Enerr Symbol Hybrid, Solid Tech Radius Duo 3.
Werdykt
Przychodzi klient do salonu T+A. Dzień dobry, potrzebny mi dobry i tani wzmacniacz. A sprzedawca na to - a po co Panu dwa wzmacniacze? PA 2500 R tani nie jest, ale dobry - na pewno. W zasadzie to realizacja firmowej filozofii, zarówno jeśli chodzi o wzornictwo i jakość wykonania, jak i sposób kształtowania brzmienia. Tutaj nie ma miejsca na romantyzm, udziwnienia i artystyczne rozwodzenie się nad sensem życia. Jego brzmienie jest potężne, ale też energiczne i znakomicie poukładane. Nie ma w nim nawet milimetra wolnego miejsca, jakby wszystko zostało zaplanowane i pomierzone już w chwili, w której sygnał wpada do gniazd wejściowych. Dawno nie słyszałem wzmacniacza, który w ten sposób rozprawiałby się z muzyką. T+A robi taki porządek, że aż trudno nie pokiwać głową z uznaniem. Oczywiście nie każdemu taka wizja muzyki musi się podobać. Dla fanów lamp i winyli, poszukiwaczy barw, głębi, nastroju i ulotnych emocji, takie podejście do muzyki będzie zbyt suche i bezduszne. Nie wątpię jednak, że wielu audiofilów w tym dźwięku się zakocha. Jeśli lubicie "męskie granie", musicie koniecznie posłuchać tego germańskiego potwora.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 140 W/8 Ω, 2 x 280 W/4 Ω, 2 x 560 W/2 Ω
Wejścia analogowe: 4 x RCA, 3 x XLR
Wyjścia analogowe: 2 x pre-out (RCA i XLR)
Phono: opcjonalnie MM lub MC
Wyjście słuchawkowe: 6,3 mm
Pasmo przenoszenia: 1 Hz - 150 kHz
Zniekształcenia: <0,001%
Separacja kanałów: >90 dB
Wymiary (W/S/G): 16,5/46/40,5 cm
Masa: 14,5 kg
Cena: 30900 zł
Sprzęt do testu dostarczył salon Hi-Ton Home of Perfection.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Piotr
Ten mały transformator to jest właśnie ten, znaczy główny transformator. Też dlatego ten wzmacniacz tak "mało" waży...
0 Lubię
Komentarze (1)