Astell&Kern AK240
- Kategoria: Odtwarzacze i wzmacniacze przenośne
- Tomasz Karasiński
Temperatury dochodzące do trzydziestu stopni, ludzie wylegujący się w parkach i reklamy piwa z lemoniadą w telewizji - wszystko świadczy o tym, że nadeszły wakacje. Dla większości mocno zapracowanych ludzi będzie to długo wyczekiwany czas odpoczynku. Można pojechać nad morze lub w góry, spędzić ten czas z rodziną lub znajomymi, a nawet przesiedzieć spokojnie w domu, nadrabiając zaległości z płytami, filmami i książkami. Dla melomanów dłuższe wyjazdy wiążą się bowiem z koniecznością słuchania kiczowatej muzyki serwowanej przez innych urlopowiczów, a jedyną rozsądną alternatywą są własne słuchawki podłączone do smartfona. W dzisiejszych czasach nie jest to taka zła opcja, ale w porównaniu do hi-endowego sprzętu domowego - wciąż dla wielu niewystarczająca. Czy brzmienie najwyższej jakości można zabrać ze sobą praktycznie wszędzie? Twórcy sprzętu Astell&Kern twierdzą, że tak, a to za sprawą przenośnych odtwarzaczy dla wyczynowców. Koreańska marka ostatnio idzie praktycznie na całość. W tym roku zaprezentowała domową wieżę opartą na streamerze AK500N za pięćdziesiąt tysięcy złotych, niedawno do testu dostarczono nam kieszonkowy player AK120 II kosztujący nieco ponad siedem tysięcy, a teraz stanęło przede mną zadanie sprawdzenia możliwości wyższego modelu AK240 wycenionego na jedenaście tysięcy złotych.
Odruchowo chciałem napisać, że to flagowy odtwarzacz przenośny w ofercie tej firmy, ale inżynierowie Astell&Kern już wyprzedzili samych siebie, prezentując model AK380 na wystawie High End w Monachium. Na chwilę obecną wystarczy mi jednak AK240, który już od dwóch tygodni czekał na starcie ze mną i armią przygotowanych na tę okazję słuchawek. Czy będzie to odpowiedź na wszelkie wyjazdowe i wakacyjne bolączki audiofila, który nawet brodząc w morzu nie może odpuścić sobie kontaktu z muzyką na najwyższym poziomie? Czas to sprawdzić!
Wygląd i funkcjonalność
Tak się złożyło, że wraz z opisywanym modelem, na sesję zdjęciową do naszej redakcji trafił AK120 II przetestowany przez Jacka Stobieckiego. Mogłem więc nie tylko obejrzeć z bliska oba urządzenia, ale i przeczytać recenzję tańszego z nich. Z tekstu wynikało dość jednoznacznie, że Jacek uznał AK120 II za odtwarzacz referencyjny, który od użytkownika wymaga jedynie starannego doboru słuchawek. Zacząłem się więc zastanawiać w czym AK240 może być jeszcze lepszy, gdzie istnieją jakiekolwiek możliwości poprawy osiągów i brzmienia, a także po jakie słuchawki powinienem sięgnąć aby wydobyć pełen potencjał testowanego modelu. Owe przemyślenia dość szybko doprowadziły mnie do wniosku, który w pierwszej chwili może wydać się radykalny. Otóż moim zdaniem jeżeli na rynku pojawiają się takie urządzenia, jak AK240 czy AK380, to producenci hi-endowych słuchawek będą musieli niebawem podnieść poprzeczkę. Rozsądek podpowiadałby bowiem, że nauszniki powinny kosztować mniej więcej tyle, co odtwarzacz. Tymczasem jeżeli mówimy o standardowych modelach produkowanych seryjnie, a nie limitowanych edycjach, trudno jest dobić chociażby do dziesięciu tysięcy złotych. Sennheisery HD 800 kosztują 4999 zł, OPPO PM-1 - 6155 zł, Audeze LCD-3 - 7450 zł, a Grado PS1000E - 7990 zł. I na tym praktycznie zabawa by się kończyła. Niewiele jest na naszym rynku słuchawek przekraczających tę barierę, a dodatkowo żadne z wymienionych nauszników nie są zaliczane do sprzętu mobilnego. Raczej trudno jest mi sobie wyobrazić kogoś paradującego po mieście w HD 800. Najdroższe dokanałówki AKG K3003i kosztują "jedyne" 3999 zł! Do czego zmierzam? Otóż wydaje mi się, że cena AK240 już na wstępie staje się kłopotliwa nawet dla klienta, którego spokojnie na taki luksus stać. I nie chodzi nawet o to, ile pieniędzy trzeba wydać na taki odtwarzacz, ale o to co zrobić później - z czym go połączyć i jak go używać? Ostatecznie stwierdziłem, że podejdę do sprawy od drugiej strony - wyciągnę swoje ulubione nauszniki i sprawdzę, co takiego AK240 z nich wydobędzie, później podłączę go do stacjonarnego systemu stereo, a na sam koniec przeprowadzę próbę z kilkoma parami hi-endowych słuchawek.
Skoro pewne sprawy mamy wyklarowane, otwieramy pudełko i lecimy z tym koksem. Sama otoczka tego produktu jest oczywiście bardzo elegancka i dopracowana, ale jeśli spodziewaliście się dwukrotnie większych wodotrysków, niż w AK120 II, to chyba nie tędy droga. Zarówno opakowanie, jak i standardowe wyposażenie opisywanego playera jest w zasadzie bardzo podobne. Na pierwszym miejscu postawiono tutaj właściwe urządzenie, a całe wyposażenie dodatkowe opiera się bardziej na pięknie wydrukowanych instrukcjach obsługi i podobnych bibelotach, niż jakichś srebrnych kablach i złotych podstawkach na biurko. Zaciekawiło mnie skórzane etui na odtwarzacz, które na wszystkich zdjęciach wychodziło zielone. Nie do końca wiem czemu, bo w rzeczywistości ma kolor zbliżony do szarego, ale postanowiliśmy zostawić ten efekt na fotografiach w galerii pod testem. Nie wiem czy takie etui jest lepsze od tego, które widziałem w zestawie z AK120 II, ale też powinienem dodać, że nie do końca jestem przekonany, czy jako właściciel AK240 chciałbym go używać. Po części dlatego, że pokrowiec ma wiele otworów na wyświetlacz, gniazda, przyciski i pokrętło, więc tak naprawdę nie do końca chroni cenną zawartość. Gdybym chciał na przykład wrzucić playerka do kieszeni, to i tak nie wsadziłbym do niej kluczy od mieszkania, bo etui nie zakrywa urządzenia w całości. A inna sprawa, że obudowa AK240 została wykonana z ekstremalnie wytrzymałych materiałów, więc podobno nawet bez dodatkowych zabezpieczeń powinna być odporna na wszelkie zarysowania i stłuczenia. Domyślam się jednak, że właściciele tego urządzenia nie będą mieli podobnych problemów. Może znajdzie się ktoś, kto będzie mógł nam powiedzieć, czy AK240 wytrzymuje na przykład spotkanie z mieczem samurajskim albo ceramicznym zegarkiem? Ja nie mam odwagi tego sprawdzić.
Koreańska firma przyzwyczaiła nas już do ekstremalnie wysokiej jakości wykonania swoich odtwarzaczy i opisywany model nie jest w tej dziedzinie wyjątkiem. Jeśli chodzi o materiały, opakowanie, a nawet komfort użytkowania czy oprogramowanie, Astell&Kern nie pozostawił nam dużego pola do narzekania. Jako specjalista w tej dziedzinie mogę się przyczepić jedynie do kształtu obudowy. W założeniu projektantów miała ona odwzorowywać prostokąt z własnym "cieniem", co moim zdaniem wygląda trochę dziwnie. Pościnana na ostro, metalowa bryłka z pewnością przyciąga uwagę, ale trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że AK240 został zaprojektowany z myślą o osobach leworęcznych. Kiedy trzymamy odtwarzacz w prawej ręce, najostrzejszy narożnik wbija nam się w dłoń. Może nie jest to zbyt uciążliwe, na pewno nie grozi trwałym uszkodzeniem ciała, ale też do końca komfortowe nie jest. Jeśli o to chodzi, wolałem starsze odtwarzacze Astella z zaokrąglonymi narożnikami. Ja wiem, że ta metalowa bryłka zaczynała życie jako ważący 435 g kawałek duraluminium, która po przejściu przez 12 faz obróbki zyskała pożądany kształt i schudła do 41 g. Wiem, że wiele osób uważa opisywany odtwarzacz za jedno z najpiękniejszych i najbardziej imponujących urządzeń przenośnych w historii sprzętu audio, ale dla mnie AK240 nie jest do końca poręczny. Pochwalić można natomiast rozmieszczenie przycisków, gniazd, pokręteł i slotów na karty - bardzo zbliżony do iPhone'a, przy czym najważniejszą różnicą są gniazda słuchawkowe umieszczone na górnej ściance i wtopione w boczny "cień" pokrętło regulacji głośności. Najważniejszym elementem jest dotykowy wyświetlacz AMOLED o przekątnej 3,3 cala i rozdzielczości 480 x 800 pikseli. To za jego pomocą sterujemy praktycznie całym procesem odtwarzania, a także ustawieniami takimi, jak łączność bezprzewodowa. Nawet głośność możemy wyregulować jednym palcem, jeżeli tylko ruszymy wcześniej pokrętłem z prawej strony i ujrzymy ekran z charakterystycznymi okręgami. Wszystko to jest oczywiście bardzo dopracowane i działa naprawdę szybko.
Z punktu widzenia użytkownika nastawionego na iście hi-endowe doznania, najważniejsze funkcje AK240 to możliwość połączenia się z siecią WiFi i odtwarzania w ten sposób gęstych plików, streaming MQS oraz drugie gniazdo słuchawkowe przeznaczone dla nauszników zbalansowanych. Nie mówimy jednak o parze XLR-ów, bo te z pewnością by się tu nie zmieściły, ale o złączu micro-jack 2,5 mm umieszczonym również na górnej ściance odtwarzacza, w pobliżu długiego przycisku włącznika. Zastanawiacie się pewnie, jakie słuchawki można do takiego gniazda podłączyć? Ja również w pierwszej chwili byłem lekko skonsternowany, bo zbalansowane nauszniki kojarzyły mi się wyłącznie z modelami profesjonalnymi i hi-endowymi. Okazuje się, że zbalansowanego jacka 2,5 mm przewidziano dla firmowych słuchawek przenośnych - AK T5p. Jest to model bazujący na słuchawkach Beyerdynamica o tej samej nazwie, zmodyfikowany i przystosowany właśnie do połączenia zbalansowanego. Jeżeli więc chcecie zamknąć temat słuchawek do swojego odtwarzacza, a przy okazji skorzystać z gniazda, które prawdopodobnie nie przyda się w żadnej innej konfiguracji, wystarczy do jedenastu tysięcy dorzucić jeszcze sześć bez złotówki i sprawa załatwiona. Warto również wspomnieć, że AK240 może być używany jako sprzęt stacjonarny, do czego z pewnością przyda się firmowa stacja dokująca PEM12 oraz przewody PEF12/21 wykonane dla Astell&Kern przez Crystal Cable. Wielka szkoda, że nie otrzymałem ich w zestawie z odtwarzaczem, ale ponieważ w przedwzmacniaczu Naima mam wejście 3,5 mm, z powodzeniem poradziłem sobie z wykorzystaniem interkonektu PipeLine ET-4. Tyle o funkcjonalności i wyposażeniu dodatkowym - przechodzimy do słuchania.
Brzmienie
Zdaję sobie sprawę z tego, że pomysł kupna odtwarzacza przenośnego za jedenaście tysięcy złotych z pewnością wyda się niektórym absurdalny. Nawet stałym czytelnikom naszego magazynu i audiofilom przyzwyczajonym do kabli kosztujących kilka średnich krajowych. Sam chętnie wziąłem AK240 do testu, ale potem zaczęły we mnie narastać wątpliwości i przekładałem jego odsłuch co najmniej kilka razy. Okazało się jednak, że nie ma się czego obawiać. Można wymyślać sobie różne filozoficzne przeciwwskazania do odsłuchu czy zakupu takiego urządzenia, ale brutalna prawda jest taka - AK240 to kawał rewelacyjnego sprzętu dla ludzi, którzy naprawdę kochają muzykę, lubią poznawać ją w słuchawkach na głowie i chcą wycisnąć z niej jak najwięcej, bez względu na koszty. A czy przypadkiem nie o to w tej całej zabawie chodzi? Domyślam się, że czegokolwiek bym nie napisał, i tak znajdą się ludzie, dla których koncepcja słuchania muzyki z metalowej kosteczki wielkości paczki papierosów będzie z gruntu nieaudiofilska, ale Astell&Kern już wprowadzając swoje pierwsze modele udowodnił wszystkim, że w tym szaleństwie jest metoda. AK240 jest urządzeniem, które doprowadziło ten sposób słuchania niemalże do perfekcji. Jeśli o mnie chodzi, jego brzmienie jest doskonałe, i pragnę zwrócić uwagę na doniosłość tego epitetu. To nie jest to samo, co "fajne", "świetne" albo "znakomite". Doskonałość sama w sobie zawiera bowiem szereg innych określeń i obserwacji, które nie wymagają tłumaczenia. Wydaje mi się, że brzmienie AK240 dla większości melomanów również nie będzie wymagało zderzenia się z różnymi jego interpretacjami. Bo i nie ma nad czym dywagować. Ten odtwarzacz nie pozostawia pola do jakichkolwiek słowotwórczych wycieczek. Rozpisywanie się na temat basu, dynamiki, przejrzystości czy przestrzeni jest w tym przypadku bezcelowe. Każdy aspekt prezentacji został tu doprowadzony do perfekcji, co dla recenzenta jest wręcz nieznośnie brutalne.
W tym momencie muszę uderzyć się w pierś, i to co najmniej dwukrotnie. Pierwsze uderzenie powinno być przeprosinami wobec Jacka, którego chyba z pół godziny zachęcałem, aby spróbował jeszcze dokładniej opisać swoje wrażenia z odsłuchu tańszego AK120 II. Ten uparcie twierdził, że nie ma sensu sięgać po wyświechtane zwroty, które pojawiają się w co trzeciej recenzji sprzętu audio, włącznie z testami urządzeń budżetowych. Odniósł się więc do swoich doświadczeń z wykorzystaniem playerka w studiu nagraniowym, a ja teraz jestem w stanie wyobrazić sobie, że prawdopodobnie zrobił tym samym najlepszą rzecz, jaką mógł. Po piętnastu minutach słuchania AK240 wiedziałem też, co miał na myśli mówiąc, że "nie ma co wymyślać na siłę". Dla niego AK120 II okazał się sprzętem referencyjnym - najlepszym odtwarzaczem przenośnym, z jakim się zetknął. Dla mnie takim samym punktem odniesienia jest teraz AK240 i całkowicie przychylam się do stwierdzenia, że słysząc tak znakomity dźwięk, nie ma się ochoty ubierać go w opowieści o głębokim basie i rozdzielczej średnicy. Powiem więcej - obcując z takim urządzeniem można odnieść wrażenie, że opowiadanie audiofilskich farmazonów i porównywanie go do innych odtwarzaczy byłoby mniej więcej czymś takim, jak wsadzanie paluchów w oczy Moniki Bellucci i mruczenie przy tym "nooo nie wiem, wydaje mi się, że moja siostra ma bardziej okrągłe". Na pewno znajdą się zboczeńcy, którzy zaczną porównywać AK240 do innych odtwarzaczy, ale sugerowałbym zostawić ich ze swoimi przemyśleniami w spokoju. Normalny, zdrowy chłop umieszczony w jednym pokoju z piękną kobietą albo zacznie się w nią wgapiać albo przejdzie do rzeczy. To samo dzieje się kiedy audiofil znajdzie się w pobliżu testowanego odtwarzacza. W głowie pojawia się tylko jedna myśl - aby dorwać jakieś słuchawki, uruchomić to cudo i zanurzyć się w ulubionej muzyce.
Drugie uderzenie w pierś kieruję w stronę producenta. Wcześniej narzekałem, że właściwie nie wiadomo do kiego kierowane są tak drogie urządzenia, że automatycznie występuje problem z doborem odpowiednio dobrych słuchawek itd. Jeden odsłuch skutecznie wyleczył mnie z podobnych rozterek. Tak, powiem to - brzmienie AK240 jest tak dobre, że można zapomnieć nawet o jego cenie. Do momentu włożenia słuchawek na uszy jakoś nie mogłem sobie wybić tego tematu z głowy, a kiedy przesłuchałem pierwsze trzy kawałki zapomniałem nie tylko o cenie, ale prawie o całym świecie. Jeszcze tego samego dnia rano zastanawiałem się czy kupiłbym takie małe cudo za jedenaście tysięcy nawet gdybym w końcu trafił tę szóstkę... I doszedłem do wniosku, że nie, bo nawet gdybym mógł na pełnym luzie kupić sobie dwadzieścia takich odtwarzaczy, zwyczajnie bałbym się wyjść czy nawet wyjechać na miasto z czymś takim w kieszeni. Zaraz znajdzie się jakiś jegomość w charakterystycznych "szelestach" albo z maczetą na wyposażeniu podstawowym (to podobno modne w Krakowie). Teraz jednak znalazłem rozwiązanie tego problemu. Mając AK240 zwyczajnie nie wychodziłbym z domu. Domyślam się zresztą, że niejeden osobnik zainteresowany kupnem takiego odtwarzacza nie będzie musiał zmagać się z problemami zwykłych ludzi, bo po mieście porusza się na przykład w eskorcie BOR-u. Temat doboru słuchawek również nie stanowi żadnego problemu. Dlaczego? Bo AK240 z każdych porządnych nauszników potrafi wycisnąć nieprawdopodobnie dobry dźwięk. Pierwszy odsłuch przeprowadziłem na moich ulubionych Beyerach DT990 PRO i wydaje mi się, że prawdopodobnie nawet twórcy tych słuchawek nie wiedzieli, że mogą zagrać tak dobrze. Później przeprowadziłem naturalnie szereg eksperymentów z innymi, coraz droższymi nausznikami, na końcu sięgając po najwyższe modele Sennheisera, Final Audio Design i Audeze. Wniosek jest taki - im drożej, tym przeważnie lepiej, ale sam AK240 do tego stopnia narzuca słuchawkom swoją brzmieniową perfekcję, że nawet z nausznikami pokroju B&W P5 wrażenia będą bardzo ciekawe. Z hi-endowymi słuchawkami będą natomiast niezapomniane. Ot, i cała filozofia.
Przed odsłuchem AK240 uważałem, że jest to przesadzona zabaweczka dla bogatych snobów, którym na spacerze i w samochodzie nie wystarcza dźwięk z iPhone'a. Wymyślałem powody, dla których zakup takiego odtwarzacza jest kompletnie pozbawiony sensu. Teraz natomiast za wszelką cenę staram się to uzasadnić. Do głowy przychodzi mi jedno, ale za to bardzo dobre wytłumaczenie. Otóż AK240 to prawie cały audiofilski system w jednym pudełku, które można schować do kieszeni. Połączony z hi-endowymi słuchawkami daje dostęp do brzmienia, które w wydaniu "pełnowymiarowym" potrafi kosztować dwieście, czterysta albo osiemset tysięcy złotych. Zmierzyłem się w życiu z wieloma tego typu systemami, a tutaj dostałem brzmienie tej samej klasy dzięki przenośnemu odtwarzaczowi i słuchawkom, który to zestaw w sumie kosztował jakieś siedemnaście tysięcy z małym ogonkiem. Tak czy inaczej są to spore pieniądze, ale zaznaczam, że mówimy tu o absolutnie szczytowej jakości brzmienia, o kontakcie z muzyką zahaczającym o audiofilski absolut. Wyobraźcie sobie hi-endowe kolumny z gatunku tych, do których ciężko jest dopchać się na wystawach, do tego jakieś potworne końcówki mocy, dzielone przedwzmacniacze i streamer w cenie dobrego samochodu. Tak, mamy to? No to teraz przychodzą sprytni Koreańczycy i zmniejszają to całe żelastwo do postaci maleńkiego pudełeczka ze słuchawkami. Takie rzeczy tylko w filmach science-fiction? Cóż, okazuje się, że nie. To jak najbardziej prawdziwe.
Budowa i parametry
AK240 to drugi od góry odtwarzacz przenośny w ofercie Astell&Kern, wykorzystujący system Dual DAC i natywnie obsługujący pliki DSD. Konstruktorom tego playera zależało przede wszystkim na prześcignięciu tego, co oferowały modele AK100 II i AK120 II. Kluczem do sukcesu miała być kość Cirrus Logic CS4398, a konkretnie dwie, z chipem XMOS pozwalającym właśnie na odtwarzanie tego typu sygnałów. Dzięki zastosowaniu takiej konfiguracji, dźwięk nie musi być konwertowany na PCM zanim trafi do przetwornika - kość może przetworzyć go od razu w formie DSD. Drugim ciekawym rozwiązaniem dostępnym dopiero od modelu AK240 jest wyjście zbalansowane. Z tego dobrodziejstwa skorzystają tylko posiadacze niektórych słuchawek, jak na przykład AK T5p. Pozostali użytkownicy pozostaną po prostu przy zwykłym wyjściu 3,5 mm stereo. Mając na uwadze "wagę" plików hi-res, producent nie mógł stosować półśrodków jeśli chodzi o dostępną pamięć. Odtwarzacz standardowo ma 128 GB wbudowanej pamięci, jednak slot na karty microSD pozwala rozszerzyć ją nawet do 384 GB. A gdyby posiadacz tego hi-endowego DAP-a zechciał posłuchać czegoś ze swoich lokalnych zbiorów, nie ma najmniejszego problemu - AK240 łączy się zarówno z Wi-Fi, jak i przez Bluetooth. W domu można więc słuchać plików udostępnionych z komputera lub dysku NAS, a te "jedyne" 384 GB potraktować jako opcję wyjazdową, na czas zupełnego braku kontaktu z muzyką trzymana w domu lub w miejscu pracy. Całość obsługiwana jest za pomocą kilku przycisków, pokrętła i ekranu dotykowego o przekątnej 3,3 cala. Parametry odtwarzacza są wręcz szalone, jak na kieszonkowe urządzenie. Impedancja wyjściowa na poziomie 2 Ω, stosunek sygnał/szum zmierzony na 116 dB, zniekształcenia 0,0007%. Pasmo przenoszenia 20 Hz - 20 kHz, ale przy tolerancji +/- 0,023 dB. Wszystko przy masie 185 g.
Konfiguracja
B&W P5, Sennheiser Momentum On-Ear, Beyerdynamic DT990 PRO, Sennheiser HD 700, Final Audio Design Pandora Hope VI, Audeze LCD-3.
Werdykt
Jestem autentycznie rozdarty. Może nie wszyscy czytający te słowa zdają sobie z tego sprawę, ale nie należę do grona audiofilów modlących się do złotych monobloków. Prywatnie uważam, że kable za średnią krajową i kolumny w cenie samochodu to szaleństwo, ale niegroźne, nie wyrządzające nikomu krzywdy, a nawet przynoszące wiele przyjemności. Uczestniczę w tym szaleństwie w stopniu, powiedzmy sobie - ograniczonym. Ilekroć mój prywatny system stereo osiąga taki stopień skomplikowania, że "wychodzi poza stolik", urządzam mu kurację odchudzającą i cofam się w tej całej grze o dwa pola, aby znów czerpać przyjemność z małych rzeczy. Poza tym uważam, że otaczanie się ekstremalnie kosztownymi przedmiotami jest po prostu słabe z moralnego punktu widzenia. Dlatego do AK240 podchodziłem jak pies do jeża. I co? Po kilku wieczorach z tym urządzonkiem złamałem się całkowicie. Ja wiem, że to jedenaście tysięcy złotych... Plus słuchawki. Ale gdybym pewnego dnia obudził się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie każdemu człowiekowi przysługuje prawo posiadania tylko jednego, jedynego luksusowego przedmiotu, wybrałbym właśnie AK240. Powiedzieć o nim, że to fajny sprzęt, to tak jak nazwać Bugatti Veyrona fajną furką. Dla mnie to nie tylko jeden z najlepszych przenośnych odtwarzaczy na rynku, ale też jedno z najbardziej audiofilskich i niesamowitych urządzeń stworzonych przez człowieka. Tak, zgadzam się - wydanie takich pieniędzy na pudełeczko wielkości paczki papierosów jest trudne do wytłumaczenia. Ale podłączcie do niego dobre słuchawki i posłuchajcie 5-10 minut, a zrozumiecie, że kupno takiego cuda może i jest rzeczą szaloną, ale na pewno nie głupią.
Dane techniczne
Obsługiwane formaty: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC ALAC, AIFF, DFF, DSF
Pasmo przenoszenia 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,023 dB)
Napięcie wyjściowe: 2,1 V RMS (zbalansowane), 2,3 V RMS (niezbalansowane)
Stosunek sygnał/szum: 117 dB (zbalansowane), 116 (niezbalansowane)
Impedancja wyjściowa: 1 Ω (zbalansowane), 2 Ω (niezbalansowane)
Zniekształcenia: 0,0007%
Pamięć: 128 GB (maksymalnie 384 GB)
Przetwornik: 2 x Cirrus Logic CS4398
Łączność: Wi-Fi, Bluetooth 4.0, USB 2.0
Wyjście słuchawkowe: 3,5 mm + 2,5 mm (zbalansowane)
Wymiary (W/S/G): 10,7/6,6/1,75 cm
Masa: 185 g
Cena: 11000 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma MIP.
Zdjęcia: Astell&Kern, Tomasz Karasiński, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
wulkan
W uzupełnieniu do recenzji Tomka, chciałbym podać następujące dwa fakty:
1) Są jeszcze droższe dokanałówki od AKG K3003i (np.: Astell&Kern Layla - 11.500 zł, Final Audio Design Piano Forte X - 11.000 zł, Astell&Kern AKR03 RoXanne - 6.999 zł, Astell&Kern Angie - 4.999 zł, Final Audio Design Piano Forte IX - 4.499 zł, czy Shure SE846 - 4.299 zł).
2) Tryb zbalansowany AK240 można wykorzystać również przy współpracy ze słuchawkami: Astell&Kern AKR03 Roxanne, Astell&Kern Angie i Astell&Kern Layla, które na wyposażeniu posiadają odpowiednie kable do zrealizowania tego rodzaju połączenia.
A z moich obserwacji dodam, że jeśli dysponujecie słuchawkami marki Astell&Kern i macie dylemat, co wybrać: AK120II, czy AK240 (a stać Was na AK240), to nie wahajcie się ani chwili i bierzcie AK240! Osiągniecie spokojniejszy na górze (a mimo to bardziej różnorodny i barwniejszy na niej), gładszy dźwięk, którego możecie słuchać godzinami (przy połączeniu dokanałówek AKR03 RoXanne z AK120II wysiadałem po około trzech kwadransach i musiałem robić przerwy, a AK240 najdłużej słuchałem przez ok. cztery godziny w sposób ciągły - bez uczucia zmęczenia - wciąż nie mając dość:-)).
Jeśli miałbym zawęzić krąg dokanałówek, to w połączeniu z AK240 najbardziej podobały mi się brzmieniowo słuchawki Final Audio Piano Forte X i Astell&Kern AKR03 RoXanne. A z tańszych dokanałówek bardzo odpowiadało mi połączenie AK240 ze słuchawkami Westone W60.
Aha, i koniecznie sprawdźcie coś, co odkryłem zupełnie przypadkowo (mam nadzieję, że z moim odkryciem będę pierwszy:-)). Jeśli na muzykę wystarczy Wam przestrzeń 128GB, to kupcie kartę pamięci microSDXC Sandisk 128GB i przekopiujcie całą muzykę z pamięci wewnętrznej AK240 na ww. kartę pamięci Sandiska. Dzięki temu zabiegowi kapitalny już dźwięk z AK240 nabierze dodatkowej lekkości:-) Nie wierzycie? Sprawdźcie!0 Lubię -
wulkan
Kolejną fajną sprawą jest pilot iRiver Astell&Kern IAA01. Mimo, że wykonany mizernie - bo z plastiku (choć dzięki temu jest lekki), to w działaniu zaskakująco udany! Pozwala na regulację stopniową i skokową. Nie wyobrażam sobie już życie bez niego! Nie trzeba się martwić o osobników w "szelestach" albo "z maczetą na wyposażeniu podstawowym", a utrata przedmiotu za ok. 200 zł (bo tyle kosztuje ten pilot), na pewno nie będzie tak dotkliwa, jak utrata samego AK240, który spokojnie może sobie wówczas być np. w kieszeni koszuli, czy marynarki.
A tak z własnego doświadczenia muszę powiedzieć, że AK240 wcale nie rzuca się w oczy ludziom w autobusie, czy tramwaju. Ani razu nie zwróciłem uwagi, żeby komuś się zaświeciły oczka, jak wyjąłem AK240 z teczki, więc... Jest dobrze;-)0 Lubię -
kornik
Dziękuję za uzupełnienie testu. Nie ma to jak głos posiadacza AK240, który miał dodatkowo okazję porównać go z AK120 II z użyciem różnych hi-endowych słuchawek. Zazdroszczę;-)
0 Lubię
Komentarze (3)