Marantz CD 50n + Model 50
- Kategoria: Systemy stereo
- Ludwik Jasiński
Zapewne na palcach jednej ręki można policzyć miłośników sprzętu audio, którzy nie znają jednej z niekwestionowanych legend tej branży - Marantza. Od siedemdziesięciu lat firma ta wypuszcza na rynek naprawdę niesamowite urządzenia, które przez dekady kusiły swoim eleganckim wzornictwem, wysoką mocą i wspaniałym brzmieniem. Legendarne tunery i amplitunery z błękitnym podświetleniem skali i wskaźników wychyłowych, drewnianym obiciem obudowy i charakterystycznym, srebrnym wykończeniem płyty czołowej zawsze chwytały za serca i do dzisiaj cieszą się olbrzymim szacunkiem miłośników vintage audio. Na szczęście osoby, które mają obawy przed zakupem sprzętu mającego na karku, bagatela, prawie 50 lat, mają alternatywę, albowiem współczesny Marantz wychodzi naprzeciw potrzebom melomanów zakochanych w klasyce, którzy jednak chcieliby zamoczyć stopy w nowoczesności. W tym celu powstał świeżo zaprezentowany zestaw muzyczny, na który składają się odtwarzacz płyt kompaktowych ze streamerem CD 50n i wzmacniacz zintegrowany Model 50.
Zaskakująco analogowy wzmacniacz pracujący w klasie A/B i streamero-odtwarzacz to dość niecodzienne połączenie i muszę przyznać, że Marantz z pewnością wybija się na tle konkurencji, która w tym przedziale cenowym zwykle próbuje bardzo digitalizować swoje komponenty, począwszy od obsługi, a na dźwięku skończywszy. Miałem już okazję obsługiwać zestaw audio, który zachowywał się bardziej jak komputer zamknięty w obudowach hi-fi i nie było to do końca przyjemne doświadczenie. Chyba właśnie dla takich, wychowanych na "starych, dobrych sprzętach" malkontentów jak ja, powstała seria 50. Jeśli dodamy do tego bardzo wygodne rozwiązanie, jakim jest ograniczenie zestawu do dwóch komponentów, poprzez sprytne połączenie cedeka i streamera w jedno, uzyskujemy bardzo ciekawy pakiet, obok którego ciężko przejść obojętnie, jeśli szukamy furtki do współczesności, okraszonej klasycznym charakterem. Zobaczmy więc, jak firmie wychodzi ten nietypowy mariaż przyszłości z przeszłością i czy warto w ogóle zainteresować się serią 50.
Wygląd i funkcjonalność
Już podczas odbierania paczek od kuriera byłem pewien, że będę miał do czynienia ze sprzętem co najmniej nietuzinkowym. Powaliła mnie (i kuriera) masa opisywanych komponentów. Wzmacniacz waży nieco ponad 14 kilogramów, a kompakt ździebko przekracza 10 kilo. Oczywiście na rynku znajdziemy klocki (a raczej kloce) znacznie, ale to znacznie cięższe, jednak taka masa zdecydowanie budzi już respekt. W porządnie oznaczonych kartonach znajdziemy profesjonalnie zapakowane sprzęty i osobne, eleganckie pudełko z logiem Marantza, w którym, w gąbkowym wyściełaniu, spoczywają instrukcje, piloty, baterie i przewody. To niby nic takiego, ale jednak tak konkretny sposób zapakowania tych akcesoriów od razu skojarzył mi się z wysoką dbałością o klienta, jaką szczyci się Marantz.
PREZENTACJA: Historia ma znaczenie - Marantz
Kiedy wzmacniacz ujrzał światło dzienne, mój wzrok od razu przykuły niesamowicie solidne wejścia i wyjścia na tylnej ściance. Wspaniale przemyślane terminale głośnikowe, rzędy analogowych wejść z prawdziwego zdarzenia i zmyślne zaślepki transportowe na wejściu phono (w kształcie wtyczki cinch) z dumą prezentują się z tyłu i pokazują, że w Marantzu naprawdę myślą o tym, co robią. Bardzo podoba mi się, że wzięto tu pod uwagę osoby, które nie korzystają z wtyczek bananowych, tylko z widełek lub nawet gołych przewodów głośnikowych. Dla tych ostatnich przewidziano osobne kanaliki z boku terminali, dzięki którym nie musimy zakręcać przewodu wokół trzpienia, wystarczy wsunąć go w kanalik i zakręcić. Niby błahostka, jednak design tych terminali w połączeniu z dodatkowym zabezpieczeniem gniazd przedwzmacniacza gramofonowego pokazują, że podczas projektowania Modelu 50 inżynierowie naprawdę wzięli sobie do serca całe to "retro podejście". Jakość wykonania gniazd po prostu robi wrażenie, a ich "staromodne" oznaczenie jako CD, recorder, czy tuner mocno kłóci się z obecnym trendem nazywania wszystkich wejść kolejnymi cyframi albo po prostu "line in".
Odtwarzacz posiada już bardziej współczesne plecki, ponieważ znajdziemy tu zarówno wejścia, jak i wyjścia cyfrowe, a także gniazdo HDMI ARC do podłączenia sygnału audio ze sprzętu wideo i telewizora. Jednakże i tak pierwsze skrzypce grają tutaj dwa wyjścia analogowe - stałe (fixed), do klasycznego połączenia, oraz zmienne (variable), które umożliwia zrobienie z CD 50n czegoś na kształt cyfrowego przedwzmacniacza dla kolumn aktywnych lub końcówki mocy. Klasyczne gniazda RCA są do tego stopnia preferowaną metodą podłączenia tego odtwarzacza, że skrócona instrukcja obsługi wspomina tylko o takim połączeniu ze wzmacniaczem, a do zestawu dołączany jest taki właśnie przewód.
Chwila, dlaczego jednak zacząłem opis od tylnych paneli? Odpowiedź jest prosta - fronty zestawu Marantza, jak i jego prawdziwe gabaryty docenia się dopiero po podłączeniu i ustawieniu na meblu RTV. Oba komponenty są bardzo głębokie (muszę przyznać, że gdybym miał je kupić, musiałbym zainwestować w głębszą szafkę), masywne, całkowicie metalowe (mróz w dostawczaku kuriera zrobił swoje i oba sprzęty były wręcz lodowate w dotyku), wykonane z grubych arkuszy blachy o nieco chropowatej powierzchni. Przednie ścianki to z kolei poezja dizajnu. Niby proste, ale jakże wyszukane. Każdy panel przedni składa się z dwóch warstw nałożonych jedna na drugą. Na utworzonej w ten sposób, nieco zagiętej, spodniej warstwie zobaczymy fakturę przypominającą włókno węglowe widziane w powiększeniu, która zresztą w podobny sposób odbija światło. Przednia, wystająca warstwa jest z kolei gładka. Całkowicie symetryczne rozmieszczenie i dostosowanie rozmiaru wszelkich manipulatorów na frontach obu urządzeń zdecydowanie cieszy oko. Aby dopełnić symetrii, którą zaburzają włączniki zasilania, po przeciwnej stronie, dokładnie w tych samych miejscach, umieszczono wyjścia słuchawkowe. Żeby było zabawniej, średnica włączników odpowiada rozmiarowi dziurek dla nauszników. Zachowano w ten sposób całkowitą harmonię i uspokojono mistrzów feng shui.
Uzyskany efekt wizualny jest absolutnie piorunujący. Marantze budzą respekt swoimi gabarytami, a jednocześnie urzekają swoją elegancją. Opisywane komponenty możemy kupić w dwóch wersjach kolorystycznych - srebrnej, która jednakowoż wpada bardziej w barwę szampańską, oraz czarnej. Nie ukrywam, że z reguły preferuję sprzęty czarne i tutaj również uważam, że prezentują się one zdecydowanie bardziej okazale. Między innymi dlatego, że wszelkie ozdobniki, włącznie z logiem firmy, a nawet śrubki mocujące obudowę, mają barwę miedziano-złotą, co wygląda oszałamiająco w kontraście z głęboką czernią. Idealnie widać to na pilotach zdalnego sterowania, na których również znajdziemy takie miedziane wstawki, a które są zawsze czarne, niezależnie od wariantu, który wybierzemy. Muszę jednak przyznać, że przez te kilka dni testowania barwa srebrno-szampańska użyczonego mi egzemplarza, również może się podobać i po czasie przypadła mi do gustu. Zapewne dlatego, że jest nie mniej dystyngowana niż jej czarny odpowiednik. Z całą pewnością na tej jaśniejszej wersji widać lepiej oba wyświetlacze OLED.
A jest na co popatrzeć. Wzmacniacz okraszono nawiązaniem stylistycznym do topowych sprzętów marki, w postaci wyświetlacza okrągłego, natomiast streamero-odtwarzacz posiada dość spory wyświetlacz prostokątny. W tym drugim przypadku wyświetlacz idealnie maskuje szufladę na płyty CD, która również jest czarna, niezależnie od kolorystyki odtwarzacza. Dzięki temu nawet w świetle dziennym trudno na pierwszy rzut oka wskazać, w którym miejscu dokładnie wysunie się tacka. Wyświetlacze po uruchomieniu pokazują bardzo przyjemnie i powoli gasnące logo Marantza i charakterystyczną gwiazdkę znaną z niektórych logotypów producenta. Po tym jesteśmy przenoszeni do głównego ekranu, na którym pojawi się opis ostatnio wybieranego źródła i - w przypadku wzmacniacza - aktualnie ustawiony poziom głośności oraz informacja o trybie Source Direct. Oba wyświetlacze prezentują tekst w kolorze kremowym, bardzo ciepłym i przytulnym w odbiorze, a do tego eleganckim i pasującym do ogólnej prezencji systemu.
Skoro już napomknąłem o pilocie, to parę słów o nim. Sterownik jest niestety w całości plastikowy i leciutki, ale za to dobrze leży w dłoni. Jest wielkości pilota od telewizora, posiada wszystkie niezbędne funkcje i jest wzorowo spasowany. Przyciski bardzo nieznacznie wystają sponad płaszczyzny obudowy, dzięki czemu nie doświadczymy nieprzyjemnego uczucia chybotania pod palcami. Do tego pilot nie wykorzystuje dziwnych ogniw zegarkowych, tylko standardowe "małe paluszki" AAA, które otrzymujemy w zestawie. Jeśli kupiliśmy oba sprzęty, to piloty mamy dwa, a więc w razie ewentualnej awarii jednego z nich, nie powinniśmy się niczym martwić, bo sięgamy po drugi. Jednym pilotem obsłużymy oba urządzenia i - uwaga - uruchomimy oba niezależnie. Ostatnio zrobiła się moda na łączenie urządzeń elektronicznych w jeden łańcuch zasilania i sterowanie nimi za pomocą jednego pilota. Owszem, jest to wygodne, ale w przypadku sprzętu grającego nie zawsze chcemy równocześnie uruchamiać wszystkie komponenty. Tym bardziej, jeśli pragniemy skorzystać z innego źródła niż oferowany kompakt. Dlatego dla mnie rozdzielenie przycisków zasilania również na pilocie jest bardzo przemyślanym detalem. Na sterowniku znajdziemy funkcje programowania utworów, poruszania się po menu sprzętów i wyboru źródeł, chociaż zaskakująco brakuje tam przycisku "phono". Dlaczego tak jest, napiszę za chwilę.
Manipulatory na obu urządzeniach są już dość nowoczesne - są to prawie wyłącznie przyciski i enkodery. Żaden z potencjometrów (oprócz tego do wyboru pary kolumn) nie ma fizycznej pozycji ani skali, po której by wędrował. Wszystkie obracają się w nieskończoność wokół własnej osi. Obrót ten jest jednak bardzo przyjemny, można powiedzieć, że wręcz miękki i analogowy, dlatego obcowanie z tymi potencjometrami wpisuje się w vintage'owy charakter zestawu, mimo że tak naprawdę obracamy nimi po wirtualnych skalach. Tym samym zmiana głośności, balansu, barwy dźwięku czy źródła odbywa się poprzez wskazania wyświetlane na ekranie urządzenia. Zmiana poziomu głośności następuje stopniowo, co pół decybela. Zupełnie mi to nie przeszkadza, ponieważ w niektórych modelach konkurencji skok głośności jest dokonywany o cały decybel, a więc jest zdecydowanie zbyt duży, aby nazwać go precyzyjnym. Tutaj tego problemu nie ma.
Ale zaraz... można regulować barwę dźwięku? A i owszem - za pomocą dwóch gałek odpowiedzialnych za poziom niskich i wysokich częstotliwości. O tym, czy taka regulacja jest passe, musicie zdecydować sami. Wiele osób nadal ją lubi i stosuje. Realizator najnowszych wydań Polskich Nagrań na SACD, Damian Lipiński wypowiedział się bardzo ciepło o tego typu regulatorach i stwierdził, że w nowych urządzeniach mu takowych brakuje. Co prawda osobiście uważam, że aby wzmacniacz można było uznać za dobry, powinien solidnie brzmieć bez pomocy wszelkich tego typu korektorów, jednak jako osoba wychowana na klockach sprzed czterech dekad, rozumiem, że jest to kolejny ukłon w stronę klasyki hi-fi i niewątpliwie przyprawi o uśmiech niejednego melomana, który pamięta wieże z dawnych lat. Jeśli ktoś nie chce, to przecież nie musi dotykać tych potencjometrów, lub włączyć tryb Source Direct, a od przybytku przecież głowa nikogo nie rozboli.
Co jednak z tym wejściem phono? Cóż, tutaj Marantz bardzo się przyłożył, ponieważ wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy ma własne zasilanie i uruchamiany jest dopiero w momencie wybrania wejścia dla szlifierki jako źródła. Włączeniu go towarzyszą charakterystyczne kliknięcia przekaźników. Dzięki takiemu rozwiązaniu phono stage nie jest pod ciągłym napięciem w trybie czuwania, co może pozytywnie wpłynąć na jego żywotność. Zakładam, że właśnie dlatego nie znajdziemy na pilocie przycisku do włączenia wejścia phono. Na froncie odtwarzacza CD znajdziemy przyciski transportu, wybór źródła, eject, mały potencjometr głośności wyjścia słuchawkowego oraz przyciski do nawigacji po menu. Jeżeli chcemy wybierać lub programować utwory, musimy zrobić to z poziomu pilota. Warto zwrócić uwagę, że szuflada na kompakty wysuwa się dość ospale, co może zirytować fanów żonglowania srebrnymi krążkami. Sam odtwarzacz wyposażono w dwie anteny do odbioru sygnałów Wi-Fi i Bluetooth. Takie źródło obsługuje absolutnie wszystko, co możemy sobie wymarzyć. Na pokładzie znajdziemy internetowe radio TuneIn, odtwarzanie bezprzewodowe poprzez Bluetooth albo AirPlay 2, odtwarzanie bezpośrednie poprzez wejścia USB (zarówno w formie odczytu z nośników, jak i działania w charakterze DAC-a), odtwarzanie plików z serwera (również przewodowo), czy w końcu to, co chyba interesuje każdego - odtwarzanie z różnorakich serwisów streamingowych. Dodatkowo CD 50n uzyskał certyfikat Roon Tested, co oznacza, że będzie wykrywany przez aplikację Roona, ale nie jako streamer, lecz jako DAC.
Sterowaniem funkcjami streamingowymi (o ile nie podłączymy CD 50n bezpośrednio przez USB, na przykład do komputera) zajmuje się autorska aplikacja HEOS, stworzona przez koncern D&M Holdings, która pakowana jest do wszystkich obecnie produkowanych modeli Denona i Marantza. Połączenie z aplikacją możemy wykonać na najróżniejsze sposoby i tak naprawdę odbywa się bezproblemowo. Podczas konfiguracji jesteśmy prowadzeni za rękę dosłownie krok po kroku po naszym urządzeniu (nie mamy tutaj ogólnikowych wskazówek, ale możemy wybrać konkretnie Marantza CD 50n z listy i uzyskujemy informacje tylko i wyłącznie o nim), wliczając w to porady, co zrobić, jeśli na ekranie urządzenia wyświetla się coś innego, niż powinno. Szkoda tylko, że przy tak dobrym samouczku aplikacja nie informuje użytkownika, aby przełączył się na sieć Wi-Fi o częstotliwości 2,4 GHz, ponieważ na 5 GHz Marantz ma kłopot ze sparowaniem. Co ciekawe, po jego dokonaniu urządzenie nagle działa normalnie również na paśmie 5 GHz. Trochę to dziwne, ale cóż, taka charakterystyka.
Odtwarzacz wyposażono w dwie anteny do odbioru sygnałów Wi-Fi i Bluetooth. Takie źródło obsługuje absolutnie wszystko, co możemy sobie wymarzyć. Na pokładzie znajdziemy internetowe radio TuneIn, odtwarzanie bezprzewodowe poprzez Bluetooth albo AirPlay 2, odtwarzanie bezpośrednie poprzez wejścia USB (zarówno w formie odczytu z nośników, jak i działania w charakterze DAC-a), odtwarzanie plików z serwera (również przewodowo), czy w końcu to, co chyba interesuje każdego - odtwarzanie z różnorakich serwisów streamingowych.Po wstępnej konfiguracji możemy wejść do opcji aplikacji (które niestety są jak na mój gust trochę nazbyt ukryte), ustawić wysoką jakość odtwarzanego materiału, zalogować się do wszystkich serwisów audio, z których korzystamy i rozpocząć odsłuch. Podobnie jak u konkurencji, HEOS pozwala nam na bezprzewodowe przesyłanie muzyki maksymalnie w jakości CD, a więc 16 bit/44,1 kHz. Sam CD 50n nie wyświetla informacji o głębi bitów i częstotliwości próbkowania. Jeśli więc jesteśmy cyfrowymi świrami i chcemy widzieć, jak na ekranie wyświetlają się nam dokładne parametry odtwarzanych utworów, to niestety, tutaj tego nie uświadczymy. Jak na mój gust to bardzo dobrze, wszakże muzyki mamy słuchać, a nie rozwodzić się nad cyferkami. Jeśli chodzi zaś o wrażenia z obsługi HEOS-a, to jest bardzo dobrze. HEOS jest aplikacją znacznie wygodniejszą i bardziej responsywną niż na przykład DTS Play-Fi. Również aktualizacje oprogramowania odtwarzacza (w trakcie testu uraczono mnie aż dwiema) przebiegają całkowicie bezproblemowo. Tak świeże na rynku urządzenie powinno obsługiwać również TIDAL Connect. Niestety tak nie jest. Możliwe, że kiedyś ta opcja się pojawi, ale póki co, musimy zadowolić się stratnymi Spotify Connect i HEOS-em. Również użytkownicy iPhone'ów i innych gadżetów od Apple’a mogą poczuć się zawiedzeni, ponieważ serwisu Apple Music nie ma na liście obsługiwanych dostawców muzyki. Sprawdziłem jednak przesył poprzez AirPlay 2 i szczerze mówiąc, jest on wystarczająco dobry, aby tą metodą komfortowo słuchać muzyki z tego serwisu. Oczywiście prawdziwą jakość zastosowanego wewnątrz przetwornika cyforowo-analogowego odkrywamy, kiedy podłączymy się do urządzenia przewodowo, traktując je jako DAC-a. Wtedy możemy odtwarzać nawet pliki DSD o wysokich parametrach.
Na koniec tej sekcji słówko o instrukcjach obsługi. Książeczki, które na pierwszy rzut oka zdają się być całkiem pokaźnymi i sensownymi instrukcjami, przy bliższym poznaniu okazują się tym, co bardzo mnie denerwuje w sprzęcie wszelakim od jakiegoś czasu - skróconym przewodnikiem w wielu językach. Zanim ktoś powie, że jestem czepialski, przeczytajcie, co mam do powiedzenia. Przede wszystkim, przy takim formacie, grubości, jakości papieru i druku, lakierowanych okładkach i dodaniu do pudełka, spokojnie można by było pokusić się o napisanie pełniejszej instrukcji. Nawet wskrzeszona niedawno Unitra dodaje do pudełka bardzo obszerną i wyczerpującą wszystkie tematy instrukcję z prawdziwego zdarzenia. Czuję, że w przypadku Maranztów zmarnowano tylko papier, zamiast go oszczędzać. Po drugie, mamy tu spore braki informacyjne i w wielu sytuacjach musimy i tak sięgnąć po wirtualną, pełną wersję instrukcji, do której dostęp uzyskujemy po zeskanowaniu smartfonem lub tabletem kodu QR. Przykładowo, opisu tylnych ścianek, funkcji manipulatorów czy pilota w ogóle w tych wydrukowanych przewodnikach nie uświadczymy, a schematy połączeniowe są niezwykle lakoniczne. Naprawdę można było tu zmieścić znacznie lepiej rozpisane informacje, zwłaszcza dla osób starszej daty, które skuszone vintage'owym charakterem sprzętu mogą chcieć go nabyć. Niejednokrotnie takie osoby nie posiadają smartfona. I co wtedy? Ale ostatecznie to i tak drobiazgi. Czas przekonać się, co ten piękny system potrafi. Czy zagra równie królewsko, jak się prezentuje?
Brzmienie
Zdecydowanie. Brzmienie zestawu Marantza jest przepełnione brawurą i majestatem, w których próżno szukać ostrości i suchości. Wzmacniacz buduje bardzo ładną, wieloplanową scenę, która - co było dla mnie sporym zaskoczeniem - jest głębsza niż szersza. Mamy po prostu wrażenie, że utwory są rozbierane na czynniki pierwsze przede wszystkim w tej płaszczyźnie, a poszczególne plany prezentowane są nam w taki sposób, jakby ktoś rozkładał je przed nami warstwami i układał na stole. Budowana przez Marantza scena stereo nie należy do najszerszych. Nie jest może przyklejona do kolumn, jednak jest raczej budowana w ich bezpośrednim "polu rażenia", niekoniecznie rozchodząc się na boki. Dlatego Model 50 idealnie nadaje się do niezbyt dużych pomieszczeń, zaprojektowanych z myślą o pojedynczym słuchaczu, który ustawił sobie kolumny pod kątem swojego siedziska tak, aby promieniowały tylko na niego. W takim rozstawieniu uzyskamy najlepsze efekty soniczne. Jest to granie, nazwijmy to, osobiste i bliskie, ale nie dlatego, że jest zbite i nieczytelne, a dlatego, że nie wychodzi na siłę poza obręb naszej przestrzeni odsłuchowej. Muzyka odtwarzana jest dla nas i tylko dla nas, więc możemy poczuć się wyjątkowo.
Jeśli chodzi o poszczególne części pasma, to chyba najbardziej zaskoczyła mnie praca basu, który podniesiono tutaj w najniższych rejestrach dość pokaźnie, dodając mu solidnego kopa i głębi. Opisywany komplet gra zdecydowanie, energicznie i nie ma tu miejsca na anemiczność. Z jednej strony jest to bardzo przyjemne w dobrze zrealizowanych nagraniach, dodając im animuszu, przepychając ich dźwięk bez wysiłku po pokoju, a także podkreślając pracę perkusji instrumentów basowych. Z drugiej, w utworach o nieco gorszej jakości mastering lub charakteryzujących się agresywnym podkreśleniu basu w miksie, możemy poczuć się zmęczeni, jeśli nie mamy odpowiednio dobranych kolumn. Dlatego jeżeli myślicie o zakupie Modelu 50, a nie macie zamiaru dostosowywać jego brzmienia do swoich paczek pokrętłami do korekcji barwy, polecałbym sparować go z głośnikami o nieco mniej niskotonowym charakterze. Inaczej możecie spotkać się ze wzbudzającymi kolumny częstotliwościami.
Średnie tony zostały potraktowane w ciekawy sposób. Odnoszę wrażenie, że pewien fragment częstotliwości średnich i wyższych został tutaj podbity w celu uzyskania wyraźniejszego wokalu. Na szczęście uniknięto efektu "nosowego" głosu, który kojarzy nam się z rozmową telefoniczną, ale nakreślono ludzkie głosy w taki sposób, aby wysunąć je spomiędzy zarysowywanych planów muzycznych. Góra pasma to kolejne dość nietypowe zagranie - delikatnie podkręcono tony wysokie sąsiadujące bezpośrednio ze średnimi. Daje to efekt większej przejrzystości, namacalności przeszkadzajek i dodaje powietrza, ale nie przyprawia dźwięku o siarczystość czy ostrość. Wiem, że z opisu może wynikać, że efektem końcowym jest jakaś absolutnie niezrozumiała breja dźwięku, ale uwierzcie mi, to naprawdę ładnie gra! W pewnych momentach odniosłem nawet wrażenie, jakbym słuchał jednego ze swoich starych, vintage’owych wzmacniaczy, tylko na sterydach. Sama charakterystyka może nie byłaby tak dobra, gdyby nie głębia rysowanej sceny. I mimo, iż moje kolumny należą do tych, które z tym wzmacniaczem zagrały trochę nazbyt "bombastycznie", to miło mi donieść, że sprzęt radzi sobie znakomicie ze wszelkimi gatunkami i źródłami. Brak cyfrowego połączenia CD 50n z Modelem 50 nie jest tutaj odczuwalny w sposób negatywny, ponieważ zarówno streaming, jak i płyty kompaktowe brzmią wyraźnie, a podejrzewam, że brak tej cyfrowej dokładności działa tu wyłącznie na korzyść, dając nam poniekąd wrażenie słuchania ze źródeł analogowych. Co się stanie z dźwiękiem, kiedy rozdzielimy rodzeństwo pięćdziesiątek i spróbujemy sparować je z innymi klockami? CD 50n zagra wtedy odrobinę bardziej neutralnie i "studyjnie", nie tracąc przy tym wspomnianej kilkukrotnie głębi. Jednakże moim zdaniem brzmi zdecydowanie ładniej i po prostu przyjemniej w parze ze swoim naturalnym kompanem, Modelem 50. Różnice w charakterze brzmienia obu komponentów są stosunkowo niewielkie. Nie jest to połączenie ognia z wodą, przyciąganie się przeciwieństw, lecz udana współpraca dwóch zawodników grających w jednej drużynie i kierujących się podobnymi zasadami.
Wiem, że z opisu może wynikać, że efektem końcowym jest jakaś absolutnie niezrozumiała breja dźwięku, ale uwierzcie mi, to naprawdę ładnie gra! W pewnych momentach odniosłem nawet wrażenie, jakbym słuchał jednego ze swoich starych, vintage’owych wzmacniaczy, tylko na sterydach.Co więc z prawdziwym analogiem? Zdecydowanie na słowa uznania zasługuje wspomniany już wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek typu MM. Co prawda szkoda, że nie mamy możliwości wyboru również wkładek MC, ale producent chyba wyszedł z założenia, że i tak większość konsumentów korzysta z wkładek z ruchomym magnesem albo, jeśli mówimy o wyższym poziomie zabawy z winylami, zewnętrznych preampów korekcyjnych. Bardzo ucieszył mnie fakt, że ów wbudowany przedwzmacniacz został nie tylko bardzo dobrze zaimplementowany, ale również prezentuje wysoką jakość dźwięku. Nie odniosłem wrażenia, jakoby przekłamywał sygnał płynący z wkładki, ani pozbawiał go detaliczności i głębi, tak charakterystycznych dla czarnych płyt. Niestety, jak wspomniałem, przestrzenność dźwięku jest znacznie słabsza, co może zdenerwować niektórych fanów grania z rowków. Nie smućmy się jednak, ponieważ i tak usłyszymy nowe, nieznane nam wcześniej dźwięki dzięki tej wieloplanowości, którą roztacza przed nami Marantz w każdym nagraniu. Jeżeli jesteśmy posiadaczami dużej winylowej kolekcji, to z czystym sumieniem możemy sięgnąć po Model 50 i nie zawiedziemy się pokładowym wejściem, co niestety nie jest regułą w dzisiejszych czasach. Wzmacniacz słuchawkowy jest również bardzo dobry, zachowując rozdzielczość i głębię dźwięku, z jakimi mieliśmy do czynienia na głośnikach, i przekazując ją najlepiej, jak się da, do nauszników. Przy okazji warto zaznaczyć, że w tym modelu odłączenie kolumn odbywa się również w duchu retro. Musimy więc ustawić przełącznik pary głośnikowej na "Off". Samo wpięcie słuchawek nie odłącza kolumn automatycznie. Jeśli chcemy, możemy również całkowicie pominąć w czasie odsłuchów na słuchawkach Model 50 lub każdy inny wzmacniacz, do którego podłączymy kompakt CD 50n i posłuchać muzyki bezpośrednio z wyjścia słuchawkowego znajdującego się na froncie odtwarzacza.
Budowa i parametry
Można by było pomyśleć, że skoro Model 50 ma w nazwie właśnie tę liczbę, będzie oferował moc 50 watów na kanał, jednak nic bardziej mylnego, bowiem jest to wzmacniacz pracujący w klasie A/B o mocy 70 watów na kanał przy 8 omach lub 100 watów przy 4 omach, co powinno w zupełności wystarczyć zdecydowanej większości użytkowników, których salony nie są mierzone w hektarach. Już przez otwory wentylacyjne jesteśmy w stanie dostrzec, że wnętrze jest usiane płytkami drukowanymi i że w rogu spoczywa sporych rozmiarów, naprawdę solidny transformator toroidalny. Po zdjęciu obudowy w oczy rzucają się przede wszystkim bardzo masywne kondensatory elektrolityczne zamontowane na płytkach zasilacza karmiącego prądem przedwzmacniacz i końcówkę mocy. W obu urządzeniach zastosowano dyskretne moduły HDAM, czyli Hyper-Dynamic Audio Modules, które montowane są w sprzętach marki już od 1992 roku. HDAM-y to nic innego jak wzmacniacze operacyjne, które mają za zadanie zminimalizować przydźwięk i przyspieszyć przepływ sygnałów wejściowych do tych wyjściowych. W konsekwencji, uzyskujemy czystszy sygnał o lepszej dynamice i niskich zakłóceniach. Każdy z prezentowanych klocków wyposażono w aż dwa takie op-ampy. Wzmacniacz wykorzystuje modele HDAM SA2 i SA3, natomiast w CD 50n są to moduły HDAM (na sekcji filtra dolnoprzepustowego) i HDAM SA2 (na buforze wyjściowym i wyjściu słuchawkowym). W centralnej części wzmacniacza zamontowano sporych rozmiarów radiator. Wszystkie połączenia są schludne i dokonane porządnej jakości przewodami. Nie ma tu zimnych lutów, czy krzywo zamocowanych komponentów. W takiej cenie to zresztą byłby blamaż na wizerunku firmy. Wnętrze odtwarzacza zdaje się być niewiele mniej zatłoczone, ale również bardzo uporządkowane. Zastosowano tu mechanizm odczytu płyt JTL-101YP oraz przetwornik cyfrowo-analogowy ESS Sabre ES9038. Na uwagę zasługują wykonane na zamówienie Marantza duże kondensatory o pojemności aż 3300 mikrofaradów na sekcji wejść analogowych. Bardzo duża jest również sekcja wzmacniacza słuchawkowego i cyfrowa z płytką HEOS, opatrzoną całkiem pokaźnym radiatorem odprowadzającym ciepło z procesora. W obu urządzeniach zastosowano kilkuwarstwową płytę spodnią, do której przymocowano nóżki z dodatkowymi izolatorami. Znajdziemy tu również pokaźne diody Shottky'ego, przymocowane do kolejnych radiatorów.
Werdykt
Marantz CD 50n i Model 50 to doskonałe combo nie tylko dla osób rozglądających się za pierwszym, ale już bardzo dobrym systemem stereo, ale także dla każdego, kto posiada już ulubione kolumny, gramofon, kaseciaka, tuner, może nawet szpulowca, a chciałby ten system usprawnić, wydobyć z niego znacznie więcej i przede wszystkim unowocześnić taką wieżę, dodając do niej funkcje sieciowe. Wszakże wzmacniacz to chyba najważniejszy element każdego zestawu i wymiana tego komponentu na inny potrafi całkowicie odmienić oblicze naszego sprzętu. Uważam również, że znacznie więcej producentów powinno tworzyć takie hybrydy kompaktu i streamera jak CD 50n, ponieważ wiele osób korzysta jeszcze (z różnych powodów) ze srebrnych krążków. Niektórzy niekoniecznie chcą kupować osobny odtwarzacz sieciowy, ale jeśli miałby to być zarazem streamer i nowy odtwarzacz ukochanych cedeków, to już inna rozmowa. Jest to sprzęt, który ma już z samego założenia trafiać przede wszystkim do klientów pamiętających dawne czasy, ale chcących zakosztować świata współczesnego hi-fi. Może nawet wymieszać oba światy tak, jak ja - podłączyć do serii 50 kolumny i gramofon z lat osiemdziesiątych i sprawdzić, jak to się ze sobą zgra. I taki dokładnie jest ten zestaw - z jednej strony na wskroś retro, z drugiej nowoczesny i nie odstający od konkurencji. Ten elegancki pakiet z pewnością zapewni nam długie godziny bardzo przyjemnego słuchania i jest dowodem na to, że Marantz to nadal legenda w swojej klasie. Być może oba komponenty do najtańszych nie należą, jednak rekompensują to z nawiązką kompetentnym, ale pełnym animuszu brzmieniem, wysoką jakością wykonania i przemyślanymi rozwiązaniami funkcjonalnymi i technicznymi. Projektanci doskonale wiedzieli, co robią, serwując nam sprzęt, który powinien spodobać się zarówno starszemu, jak i młodszemu pokoleniu audiofilów.
Dane techniczne
Marantz CD 50n
Wejścia cyfrowe: USB-B, koaksjalne, optyczne, HDMI (ARC)
Wyjścia cyfrowe: koaksjalne, optyczne
Wyjścia analogowe: 2 x RCA (1 x stałe, 1 x regulowane)
Kompatybilność z formatami CD: CD, CD-R/RW, WMA, MP3
Łączność: Spotify Connect, AirPlay 2, Wi-Fi, LAN
Obsługa serwisów strumieniowych: Spotify, TIDAL, Deezer, Amazon Prime Music, Pandora, TuneIn (przez aplikację HEOS)
Układ scalony przetwornika: ESS Sabre ES9038
Pasmo przenoszenia: 2 Hz - 20 kHz
Zakres dynamiczny: 100 dB
Stosunek sygnał/szum: 112 dB
Zniekształcenia: 0,000016%
Separacja kanałów: 105 dB
Pobór prądu (praca/czuwanie): 35/0,3 W
Wymiary (W/S/G): 13/44/42 cm
Masa: 10,3 kg
Cena: 8699 zł
Marantz Model 50
Moc wyjściowa: 2 x 70 W/8 Ω, 2 x 100 W/4 Ω
Wejścia analogowe: 6 x RCA, 1 x RCA (phono), 1 x RCA (power amp in)
Wyjścia analogowe: 1 x RCA (sub-out), 1 x RCA (recorder audio out)
Pasmo przenoszenia: 5 Hz - 100 kHz
Stosunek sygnał/szum: > 116 dB (RCA), 87 dB (phono)
Zdalne sterowanie: +
Maksymalny pobór mocy: 220 W
Wymiary (W/S/G): 13/44/43 cm
Masa: 14,2 kg
Cena: 8699 zł
Konfiguracja
Fezz Audio Torus 5040, Meze 99 Classics, Sony WH-H900N, Technics SU-V6, Technics SB-5, Technics SL-QX300, Ortofon OM 5E, Technics SL-PG4, iFi Audio Zen Phono, Apple TV 4K.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Foniatra
Trochę mało na temat odtwarzacza, bo to bardzo ciekawe urządzenie, jak się spisuje jako oddzielny klocek, jak gra przez HDMI z telewizora, jak gra wyjście słuchawkowe itp.
1 Lubię -
Garfield
"Przyspieszyć przepływ sygnałów wejściowych do tych wyjściowych"? Bardzo ciekawe. Proponuję nie wierzyć we wszystko, co producent pisze w materiałach marketingowych. Doceniam, że w recenzji są wrażenia z obsługi aplikacji. Konkurencyjne redakcje często ten aspekt pomijają. Brakuje mi natomiast odniesienia do bezpośrednich konkurentów.
0 Lubię -
Jacek Ptta
Niestety to nie jest nowoczesność, tylko zmiana zewnętrznego wyglądu. Na wzmacniacz klasyka jest OK, ale odtwarzacz jest taki sam od bardzo wielu lat i niestety na dzisiejsze czasy user interface bardzo zacofany. HEOS tez powinien być ulepszony i ciągle system nie jest Roon Ready. Przede wszystkim odtwarzacz powinien mieć duży dotykowy kolorowy ekran z wyświetlanym albumem i informacjami. Wtedy byłby warty swojej ceny :)
0 Lubię
Komentarze (3)