Jolida JD 202 Mark II
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Rynek audiofilskich urządzeń od kilku lat sukcesywnie zmierza w kierunku hi-endu. Firmy, które jeszcze kilkanaście lat temu słynęły z produkcji dobrych i niedrogich wzmacniaczy, zdążyły już kilka razy podnieść poprzeczkę. Wiele garażowych niegdyś manufaktur, teraz kieruje swoje produkty do zamożnych melomanów, którzy chcą w swoim luksusowym domu lub apartamencie postawić coś eleganckiego i drogiego. Niektórzy mówią, że to naturalne, ale trudno też pozbyć się wrażenia, że niektórym firmom zupełnie przestało zależeć na ludziach, dzięki którym zaszły tak daleko. Wielu z nich również poczyniło w życiu pewne postępy, przez co nie przeszkadza im, że wzmacniacze danej marki podrożały w tym czasie kilkukrotnie, jednak melomanów szukających wysokiej jakości dźwięku wciąż przybywa. Tu dochodzimy do bohatera naszego testu. Jolida została założona w 1983 roku w stanie Maryland w USA, kiedy to zaprojektowała serię dużych transformatorów przemysłowych. Pierwsze wzmacniacze wypuszczono na rynek w 1995 roku. Inżynierowie postawili sobie trzy główne cele - po pierwsze jakość brzmienia, po drugie przystępna cena, po trzecie niezawodność.
Na sukces nie trzeba było długo czekać. Niedrogie wzmacniacze oferujące jakość zbliżoną do hi-endowych legend za ułamek ich ceny szybko zdobyły serca audiofilów na całym świecie, w tym w Polsce. Szczególnym powodzeniem cieszyły się w lampowe modele JD 302B i JD 502B oraz hybrydowa integra JD 1501RC. Trudno się dziwić, że pomysł szybko podchwyciło wielu bystrych przedsiębiorców. Po kilku latach dominacji w segmencie przystępnych cenowo lampowców, amerykańska firma musiała się zmierzyć z konkurencją, która do Europy i USA waliła całymi kontenerami. Jednak po dwudziestu latach Jolida wciąż trzyma się sprawdzonych rozwiązań. Kultowe modele dorobiły się w tym czasie zdalnego sterowania, drobnych modyfikacji i kilku literek w nazwie, ale wygląda na to, że filozofia firmy nie zmieniła się ani trochę. Aby to sprawdzić, wzięliśmy na warsztat jeden z najmniejszych w pełni lampowych wzmacniaczy zintegrowanych w katalogu.
Wygląd i funkcjonalność
JD 202 Mark II to mały, ale bardzo sympatyczny wzmacniacz lampowy oferujący moc 30 W na kanał, generowaną przez kwartet popularnych lamp EL34 wspomaganych przez dwie 12AT7 i dwie 12AX7. Jednym słowem - klasyka, ale w bardzo fajnym opakowaniu. Jolida już w pierwszej chwili robi dobre wrażenie swoją wysoką masą i jakością wykonania obudowy. Producent twierdzi, że całość waży jakieś 13 kg, ale jestem przekonany, że jest to nieco zaniżona wartość. JD 202 Mark II wygląda jak audiofilski wzmacniacz lampowy, którego plany zostały przepuszczone przez kserokopiarkę ze skalowaniem ustawionym na 75%. Jej obudowa ma 32 cm szerokości, jednak dzięki temu piecyk prezentuje się niezwykle zgrabnie. Nawet na stoliku przystosowanym do urządzeń o standardowej szerokości 43-44 cm ma to sens, bo obok wzmacniacza zostaje nam miejsce na jakieś mniejsze urządzenie, jak chociażby wzmacniacz słuchawkowy czy phono stage - ot, chociażby testowany przez nas ostatnio iFi Audio iPhono Micro.
Jolida to piękny przykład audiofilskiego umiłowania prostoty. Nie uświadczymy tu złotych pokręteł, podświetlanych wskaźników czy innych tego typu gadżetów. Wzornictwo amerykańskiego wzmacniacza opiera się na poszanowaniu jego podstawowej funkcji, a także wysokiej jakości materiałach. Jak przystało na pełnokrwistą lampę, nie ma tu miejsca na tani plastik czy cienkie blaszki. Wszystkie widoczne z zewnątrz elementy są bardzo porządne, a nawet wykonane z pewnym zapasem. Aluminiowe płyty tworzące przedni i tylny panel urządzenia oraz boczne części pokryw transformatorów delikatnie wystają poza elementy wykonane z lakierowanej na czarno blachy stalowej, co optycznie potęguje wrażenie solidności wykonania. Nawet cztery nóżki, na których opiera się wzmacniacz, wyglądają solidnie i elegancko. Nie zauważyłem przy tym żadnych niedoskonałości, które obserwowałem w podobnych urządzeniach sygnowanych przez chińskie marki. Nie chcę generalizować - wiadomo, że w Chinach powstają zarówno urządzenia bardzo dobre, jak i kiepsko wykonane, ale moim zdaniem pochodzenie zleceniodawcy ma tutaj duże lub wręcz kluczowe znaczenie. Niektórzy uważają, że napis "Zaprojektowano w USA, wykonano w ChRL" to mniej więcej to samo, co "chiński produkt, który przepakowano w cywilizowanym kraju, podwajając przy okazji cenę", ale prawda jest chyba o wiele bardziej złożona.
Europejscy lub amerykańscy właściciele audiofilskich marek dbają o to, aby ich sprzęt spełniał wszystkie standardy, kontrolują podwykonawców, a nierzadko także przeprowadzają wieloetapową kontrolę jakości samych produktów. Chińczycy sprzedający podobne produkty pod własnymi nazwami podchodzą do tego różnie. Wspominam o tym, bo Jolida sama w pewnym momencie trochę się podłożyła - w sieci można było znaleźć bardzo podobne wzmacniacze opatrzone chińskimi nazwami, oczywiście za jakieś 2/3 ceny. Nie wiem, czy ten proceder wciąż trwa, ale jeśli znajdziecie coś takiego, zalecam ostrożność. To nie jest tak, że zmienia się tylko logo. Sam widziałem chiński wzmacniacz, który jako fabrycznie nowy produkt był umorusany białą farbą akrylową. Wyglądało to tak, jakby ktoś zarządził malowanie hali montażowej, ale nie przerwał na ten czas produkcji. Przecież to strata... Zabrudzenia na szczęście udało się usunąć, ale pomyślcie tylko - jeśli ten producent nie widział nic złego w zapakowaniu do pudełka wzmacniacza będącego świadkiem (i ofiarą) malowania ścian w fabryce, to jak musiał traktować kwestie elektroniki czy bezpieczeństwa swoich urządzeń? Jolida owszem produkuje swoje wzmacniacze w Chinach, ale robi to od wielu lat i najwyraźniej wciąż dba o ich wysoką jakość.
Jeśli chodzi o funkcjonalność, mamy do czynienia z typowym wzmacniaczem o minimalistycznej konstrukcji. Front zdobią tylko cztery elementy - hebelkowy włącznik, niebieska dioda oraz dwa pokrętła - regulacja głośności i selektor źródeł. Z tyłu mamy cztery pary wejść RCA, gniazdo zasilające IEC oraz terminale głośnikowe z odczepami dla kolumn o impedancji 4 i 8 omów. Tyle. Żadnych przetworników, wyjść dla subwoofera czy innych dupereli. Z jednej strony wygląda to nieco staromodnie, ale z drugiej wiadomo, że takim wzmacniaczem zainteresują się raczej zaawansowani użytkownicy, którzy odtwarzanie muzyki z komputera wolą powierzyć oddzielnemu przetwornikowi, a do tego prawdopodobnie dysponują jednym lub kilkoma źródłami z wyjściami analogowymi - streamerem, odtwarzaczem CD lub gramofonem z odpowiednim przedwzmacniaczem. Im akurat "komputerowe" gniazdka nie będą do niczego potrzebne.
Przydałyby się natomiast dwie rzeczy, których w JD 202 Mark II nie znalazłem. Pierwszą jest zdalne sterowanie. Nie wiem dlaczego we wzmacniaczach lampowych ten cud techniki jest tak często pomijany. Wdałem się nawet w krótką dyskusję na ten temat z przedstawicielem polskiego dystrybutora Jolidy i doszliśmy do wniosku, że nie ma wyraźnego powodu aby wzmacniacz lampowy nie miał zdalnego sterowania, ale też zgodziliśmy się co do tego, że nie tylko piecyki amerykańskiej firmy cierpią na tę chorobę. Może niektórzy wychodzą z założenia, że organoleptyczny kontakt z rozgrzanym wzmacniaczem jest tak pociągający, że należy zachęcać użytkowników do własnoręcznego kręcenia gałami. Ja nawet byłbym skłonny się z tym zgodzić, ale nie o pierwszej w nocy, kiedy zawinięty w kołdrę oglądam sobie film i chciałbym nieco przyciszyć, albo w ogóle wyłączyć i telewizor i dźwięk, jeśli firm akurat nie zachwyca. Na stronie Jolidy znalazłem model JD 202BRC - dwie ostatnie litery są skrótem od Remote Control. Jest to z grubsza ten sam wzmacniacz - na zdjęciach ma tylko inne pokrętła i odbiornik podczerwieni na przednim panelu. Czyli jednak można, ale nie wiem czy taka wersja jest sprowadzana do Polski. Drugi minus testowanego wzmacniacza to brak pokrywy lamp, czy to w formie tradycyjnej klatki czy jakiegoś innego ustrojstwa z metalu lub szkła. Na bocznych ściankach znajdziemy wprawdzie nagwintowane tuleje mogące stanowić idealny punkt montażowy dla takiej pokrywy. Łatwo sobie wyobrazić jakąś wygiętą blachę, którą przykręca się w tych czterech punktach. Niczego takiego jednak nie znalazłem w opakowaniu, więc jeśli komuś bardzo zależy na ochronie lamp przed ciekawskimi rączkami, prawdopodobnie trzeba będzie wykonać sobie taką pokrywę we własnym zakresie.
Były już dwie złe wiadomości, to teraz dla równowagi dwie bardzo dobre. Pierwsza jest taka, że JD 202 Mark II wbrew pozorom jest urządzeniem bardzo przyjaznym w instalacji i użytkowaniu. Być może zmieniłbym zdanie, gdyby przyszło mi ustawiać prądy spoczynkowe lamp mocy, ale na szczęście pracownik dystrybutora wykonał tę robotę tuż przed wysłaniem wzmacniacza do testu, dzięki czemu mogłem przystąpić do odsłuchów z miejsca. Bądźmy jednak szczerzy - lampy nie rozregulowują się co tydzień, więc można przeboleć sporadyczną konieczność przewrócenia wzmacniacza na bok, podpięcia miernika i dokręcenia czterech śrubek umieszczonych na spodzie obudowy. Na szczęście nie trzeba w tym celu demontować pokrywy, a i tak czasami bywa. Drugi, niezaprzeczalny plus Jolidy to jej cena - 6250 zł. Aby kupić podobny wzmacniacz jednej z bardziej rozpoznawalnych firm europejskich lub amerykańskich, trzeba wydać 2-3 razy więcej. A czy JD 202 Mark II naprawdę potrafi dać to, za co tak kochamy lampy?
Brzmienie
Zazwyczaj procedura testowania sprzętu w naszej redakcji wygląda stosunkowo prosto - urządzenie trafia do recenzenta, gdzie przez tydzień lub dwa odbywają się odsłuchy, następnie organizujemy sesję fotograficzną, a jeśli po tym wszystkim zostaje nam jeszcze trochę czasu, odwozimy sprzęt do naszej sali odsłuchowej, gdzie jeszcze odbywają się dodatkowe odsłuchy, często przy udziale zaprzyjaźnionych audiofilów oraz przypadkowych lub nieprzypadkowych gości. Obserwacje te staramy się konfrontować ze spostrzeżeniami osoby, która przeprowadzała test, aby ten był dokładniejszy, bardziej dogłębny i kompletny. Z Jolidą było trochę inaczej. Przetrzymuję ją już dobry miesiąc. Jutro wzmacniacz trafi na zdjęcia, a ja wciąż nie napisałem ani słowa o brzmieniu. Nie sporządziłem nawet notatek. Cóż mogę powiedzieć - trochę mi głupio, ale zaraz postaram się wytłumaczyć, dlaczego tak się stało.
Otóż JD 202 Mark II oferuje tak naturalne i spójne brzmienie, że autentycznie ciężko jest rozebrać je na kawałki. Stało się to jasne już podczas pierwszego odsłuchu, ale wtedy jeszcze miałem nadzieję, że coś się w tym dźwięku złamie, że będę mógł napisać jak to lampowa średnica przejęła kontrolę nad sytuacją albo narzekać na zbyt lekki i nie za głęboki bas. Ale niestety, brzmienie amerykańskiego wzmacniacza nie dość, że okazało się bardzo przyjemne, łatwo przyswajalne i uniwersalne, to jeszcze nie pozostawiało większego pola do krytyki właściwie w żadnej dziedzinie. Lampowe zabarwienie owszem było słyszalne, ale nie stanowiło głównego i jedynego składnika brzmieniowej kompozycji. Były także nasycone niskie tony, odpowiednio przejrzysta i elegancko wykończona góra pasma, była przestrzeń, dynamika i wszystko, co jest potrzebne do zbudowania wciągającego, muzycznego przekazu. Sęk w tym, że wszystkich tych zalet Jolidy zupełnie się nie zauważa. Nie zastanawiamy się nad takimi drobnostkami, kiedy z głośników płynie po prostu dobry, angażujący dźwięk.
Być może nie chce mi się rozkładać brzmienia Jolidy na czynniki pierwsze dlatego, że jedną z głównych zalet tego wzmacniacza jest zdolność ukazywania muzyki w sposób syntetyczny, raczej niż analityczny. Najprościej mówiąc, JD 202 Mark II nie koncentruje się na tym, jak poszczególne instrumenty czy warstwy nagrania są od siebie oddzielone, a raczej w jaki sposób się ze sobą łączą. To z kolei sprawia, że bardzo mało jest w tym dźwięku spinki i nerwowości. Dominuje raczej błogi spokój i atmosfera sprzyjająca chłonięciu kolejnych albumów. Jolida nie jest wzmacniaczem dla wyczynowców, bo jeżeli pojmujemy brzmienie jako mieszankę elementów takich, jak szybkość, rozdzielczość czy głębia basu, trudno będzie nam znaleźć tu cechy wybijające się na jakiś hi-endowy, nieosiągalny dla maszyn z tego przedziału cenowego poziom. No, może poza spójnością i ogólną kulturą grania. Ten niewielki, skromny i stosunkowo niedrogi piecyk zyskuje jednak przy dłuższym kontakcie. Jest znakomitym przykładem urządzenia obliczonego na efekt długodystansowy, raczej niż powalenie słuchacza na łopatki w ciągu pięciu minut.
Minusy? Przede wszystkim taka gładka i przyjemna prezentacja nie musi pasować do każdego repertuaru. W nagraniach wymagających brutalnego uderzenia i umiejętności pokazania wszystkiego, włącznie z brudem i jazgotem, amerykańska lampa stara się trochę łagodzić sytuację, co nie każdej muzyce wychodzi na dobre. Medal ten ma jednak drugą, jaśniejszą stronę. Otóż przez system, którego serce stanowi JD 202 Mark II, można przepuścić praktycznie każdy, nawet kiepsko zrealizowany album, i nie powinno to spowodować przetasowania całej muzycznej kolekcji. Oczywiście znajdą się ludzie twierdzący, że na półce mają wyłącznie płyty nagrane zgodnie z wszelkimi regułami sztuki, pięknie, cudownie i po audiofilsku. Rzeczywistość często bywa jednak bardziej brutalna i nie ma co od niej uciekać. Większość z nas w pierwszej kolejności słucha przecież muzyki, a dopiero potem stara się wydobyć z niej jak najwięcej. Odwrotne priorytety uważam mimo wszystko za jakąś formę niegroźnego zboczenia. Jolida w dużej mierze stara się nas przed tym szaleństwem uchronić. Niby można dyskutować o detalach, ale zdecydowanie lepiej zatopić się w fotelu i słuchać. Po pewnym czasie nawet brak pilota przestaje być problemem;-)
Budowa i parametry
Szukając parametrów opisywanego wzmacniacza w Internecie, natknąłem się na co najmniej trzy wersje tego wzmacniacza różniące się oczywiście dopiskiem na końcu, parametrami i wyglądem zewnętrznym. Udało mi się dowiedzieć, że Mark II wyposażono w nowe transformatory, lepszy potencjometr, złocone gniazda wejściowe i szereg innych ulepszeń, dzięki którym uzyskano nieco wyższą moc, szersze pasmo przenoszenia i korzystniejszy stosunek sygnału do szumu. Dane techniczne postanowiłem jednak spisać z instrukcji obsługi dołączonej do pudełka, ponieważ rozbieżności między tabelkami znalezionymi w sieci były dość znaczące. Według jednej ze stron, JD 202 Mark II dysponuje mocą 36 W na kanał, jednak w instrukcji wyraźnie napisano, że jest to 30 W. Osobiście wcale bym się nie zdziwił, gdyby w pomiarze wyszło na przykład 33 W.
Konfiguracja
Pylon Audio Sapphire 31, Diapason Karis II, Naim CD5 XS, Equilibrium Tune 33 Light, Enerr Tablette 6S, Enerr Symbol Hybrid, Cardas Clear M, Ostoja T1.
Werdykt
Jolida proponuje nam naprawdę sympatyczny, uniwersalny i muzykalny wzmacniacz. I jak szybko można się przyzwyczaić do jego fizjologicznego i przyjemnego brzmienia, tak trudno jest z niego zrezygnować i przesiąść się na coś w rodzaju budżetowego tranzystora. Dźwiękowo nie mam tutaj większych zastrzeżeń. Chętni na wejście do lampowego świata Jolidy muszą pokonać tylko dwie przeszkody. Pierwsza to sprawy typowo praktyczne, jak brak zdalnego sterowania i osłony lamp, a także konieczność samodzielnego ustawiania biasu. Drugą jest cena. Tak, w porównaniu ze wzmacniaczami Unisona czy Audio Researcha, JD 202 Mark II jest bardzo atrakcyjną i rozsądną propozycją, ale nie jest to najtańszy lampowy piecyk dostępny na naszym rynku. Tutaj Jolida musi zmierzyć się ze stuprocentowymi produktami z Chin (jak chociażby MingDa), a także naszymi rodzimymi konstrukcjami, których pojawia się w ostatnim czasie coraz więcej (wystarczy wymienić chociażby Edwarda Unitry). Muszę jednak przyznać, że słuchając JD 202 Mark II w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. W brzmieniu tego wzmacniacza jest coś hipnotyzującego. Jeśli dacie mu się wkręcić, zapomnicie nawet o odchudzonym portfelu.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 30 W
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 70 kHz
Impedancja wejściowa: 100 kΩ
Zniekształcenia: <0,5%
Stosunek sygnał/szum: >80 dB
Lampy: 2 x 12AX7, 2 x 12AT7, 4 x EL34
Wymiary (W/S/G): 25/32/30 cm
Masa: 13 kg
Cena: 6250 zł
Sprzęt do testu udostępniła firma HiFi Elements.
Zdjęcia: Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
Piotrek79
Ciekawy arytkuł, to jest model wyprodukowany w 2013 roku i ciągle mimo lat trzyma wysoki standard wykonania i brzmienia. Posiadam model JD202 (z 2002, bez Mark II, S, RC) aczkolwiek trochę dane się chyba rozbiegają. Cena wzrosła z 5 kzł (w 2005 roku), co do mocy to dziwnie zmalała... Mój model oferuje 40 W na kanał - nie wierzę, że tutaj jest tylko 30 W. Niebieski Alps wygląda u mnie tak samo (oznaczenie 100KAZ2 - może nowszy rocznikowo model), lampy to Shuguangi brandowane logiem Jolidy - zalecałbym wymienić, ale nie ze względu na żywotność, ale na brzmienie - można genialnie wycisnąć taki śliczny dźwięk (założyć lampy 5751EH Gold, 12AX7 EH Gold lub Genalexa, 12AT7 WC JAN, Genalex) + kwadra 6CA7 lub lepszych EL34 i efekt powali (cały nowy porządny komplet to 800-900 zł). Zmieniono gniazda na "ala" WBT, ale gołego przewody chyba nie podepniemy jak we wcześniejszej wersji, regulatory prądów spoczynkowych są zupełnie nowe i wydają się lepsze niż w starszym modelu. Co do traf głośnikowych to przy 8-omowych kolumnach rozgrzewają się nieznacznie, ale temperatura powoduje, że wyblaka logo Jolidy na trafie zasilającym. Ogólnie to polecam, rewelacyjny brzmieniowo kompaktowy (ważyłem i rozkręcałem osobiście - 13 kg) wzmacniaczyk na dobre lata i przyjemne długie słuchania:-)
0 Lubię -
stereolife
Dziękujemy za uzupełnienie - opinia posiadacza, szczególnie tak doświadczonego, jest zawsze bardzo cenna.
0 Lubię -
Piotrek79
Uzupełniając podsumowanie:
Wady:
- brak zdalnego sterowania
- brak gniazda słuchawkowego
- brak wyjść na podłączenie innych źródeł (np. końcówki mocy lub wzmacniacza słuchawkowego, rejestratora)
- brak autobiasu i niedogodne umieszczenie regulatorów prądów spoczynkowych (nawet tylko do celów sprawdzających miernikiem spadki napięć należy obracać wzmacniaczem i można zarysować boczny i przedni panel)
Zalety:
- bardzo dobrej jakości wykonanie, aluminiowy przedni i tylni panel, oraz boczki obudowy traf głośnikowych i zasilającego
- dobre komponenty (grube ścieżki płyty gwarantują długoletnią niezawodność, firmowe rezystory WIMA, kondensatory Rubicona, potencjometr Alpsa choć niehermetyczny, solidne gniazda)
- możliwość współpracy z dużą ilością zamiennych lamp (EL34, 6CA7, KT77, oraz 5751 zamiast 12AX7) daje zdumiewające brzmienia i duże możliwości doboru brzmienia zależnie od preferowanego repertuaru
- możliwa współpraca z kolumnami 4-omowymi
Wzmacniacz najlepiej po odsłuchu zabezpieczyć cały (np. atrapą z plexi), która uchroni w znacznym stopniu przed kurzem, który łatwo gromadzi się w zakamarkach, przypadkowych uszkodzeniami lamp, dziećmi bądź zwierzętami. Zwykły ruszt można mocować do bocznych nakrętek, ale nie uchroni od kurzu, którego lampy nie lubią i może powodować gorszą dyfuzję ciepła i zmniejszenie żywotności lamp.0 Lubię
Komentarze (3)