PS Audio Sprout
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
[English version] PS Audio to amerykańska firma specjalizująca się głównie w produkcji kondycjonerów i akcesoriów sieciowych, w dodatku tych z wysokiej półki. Szczególnie dobrą sławą cieszą się jej hi-endowe regeneratory prądu, które zamieniają energię z gniazdka na prąd stały, a następnie odbudowują z niego idealną sinusoidę, a więc tworzą idealny prąd do zasilania najlepszych urządzeń audio wyjątkowo czułych na jakość zasilania, jak na przykład źródła analogowe i cyfrowe czy przedwzmacniacze. Kilka lat temu w katalogu pojawiła się nowa zakładka, a w niej standardowe komponenty audio takie, jak przetworniki cyfrowo-analogowe i przedwzmacniacze gramofonowe. Tutaj amerykanie postawili na nowoczesność, funkcjonalność i wysoką jakość brzmienia, dzięki czemu w stosunkowo krótkim czasie linia ta rozrosła się do pięciu klocków i dwóch kart rozszerzeń. Jakiś czas temu fora internetowe obiegła informacja o planowanym wprowadzeniu do sprzedaży wzmacniacza zintegrowanego wyposażonego w pełnoprawny DAC, phono stage dla wkładek MM, wyjście słuchawkowe i łączność Bluetooth, a to wszystko w eleganckiej, nowoczesnej formie i wyjątkowo atrakcyjnej cenie.
Nowy wzmacniacz miał kosztować nawet mniej, niż popularny przetwornik NuWave DAC. Co więcej, zamiast pewnego dnia ogłosić rozpoczęcie produkcji, firma postanowiła sprawdzić swój pomysł za pośrednictwem serwisu crowdfundingowego Kickstarter. Jeśli nie wiecie, co to takiego, idea jest prosta - ktoś wrzuca projekt, który chciałby zrealizować, a użytkownicy serwisu przekazują swoje dotacje na ten cel, o ile oczywiście projekt przypadnie im do gustu. Konstruktorzy z PS Audio opublikowali projekt wzmacniacza i spis jego funkcji, reklamując go jako idealne serce nowoczesnego systemu audio. "Sprout zadaje tylko dwa pytania - jakiej muzyki chcesz słuchać i jak głośno. My zajmiemy się resztą." - pisali. I co? Udało się! 897 osób wspomogło wdrożenie wzmacniacza do produkcji, przekazując na ten cel w sumie ponad 400 tysięcy dolarów. W odpowiedzi firma opublikowała między innymi zdjęcia z fabryki pokazujące sterty kartonów zawierających 652 wyprodukowane egzemplarze Sprouta. Eksperyment najwyraźniej się udał, a najnowszym wzmacniaczem PS Audio zachwycają się już amerykańskie i europejskie magazyny branżowe. Teraz pierwsze sztuki dotarły do Polski, więc jako pierwsi postanowiliśmy przekonać się, na co stać tą niecodzienną integrę.
Wygląd i funkcjonalność
Internetowe narodziny i rozgłos, jaki Sprout zyskał jeszcze przed wdrożeniem do seryjnej produkcji to dopiero początek historii. Audiofilów tak naprawdę zainteresowało co innego - możliwość kupna wielofunkcyjnego urządzenia renomowanej firmy za naprawdę niewielkie pieniądze. Za 3400 zł dostajemy nie tylko wzmacniacz o mocy 50 W na kanał, ale też przetwornik z asymetrycznym wejściem przyjmujący sygnały do 24 bit/192 kHz, phono stage obsługujący wkładki MM, wzmacniacz słuchawkowy i odbiornik Bluetooth pozwalający słuchać muzyki na przykład z telefonu lub tabletu. Wystarczy podłączyć głośniki i słuchać. Żeby jeszcze to wszystko zostało zapakowane w paskudną, plastikową obudowę, ale nie - Sprout prezentuje się świetnie, nawet na zdjęciach zrobionych komórką przez blogerów, którzy nie dbają o to, czy w kadrze znajdzie się dywan w tulipany, pies, teściowa czy własna noga w dziurawej skarpetce. W jaki sposób producentowi udało się zmieścić wszystkie te atrakcje w kwocie, jaką normalnie wydalibyśmy na wzmacniacz pozbawiony takich udogodnień? Dofinansowanie z Kickstartera to chyba tylko jedna z możliwych odpowiedzi, ale na razie nie wnikajmy w szczegóły. Ja przynajmniej uważam, że pomysł jest rewelacyjny. Wydaje się, że Amerykanie idealnie wstrzelili się zarówno w funkcjonalne i stylistyczne potrzeby młodych ludzi, jak i przedział cenowy, w którym mogą swobodnie się poruszać.
Kiedy zwróciłem się do polskiego dystrybutora PS Audio z zapytaniem, czy pierwsze egzemplarze Sprouta dotarły już do naszego kraju, usłyszałem głos pełen zdziwienia - tak, ale to jest taki wzmacniacz biurkowy, interesuje to pana? Och, jak najbardziej! Nie wiem, czy sam zainteresowany zdaje sobie z tego sprawę, ale taki sprzęt może wylądować w setkach polskich domów, podłączony na przykład do laptopa, konsoli i jakichś fajnych monitorów w stylu KEF-ów LS50 lub Xavianów NEOX1, a do tego odtwarzać muzykę z aplikacji serwisu streamingowego na iPadzie lub stylowego, budżetowego gramofonu. Może jako zaawansowany w swojej chorobie audiofil powinienem raczej wypożyczyć do testu kolumny za dwieście tysięcy złotych lub próżniowe kable, ale jako dziennikarz śledzę różne zagraniczne portale i fora o tematyce audio, gdzie pojawienie się Sprouta wywołało prawdziwą lawinę komentarzy. Nie mogłem więc oprzeć się pokusie wypróbowania go w swoim systemie.
Pierwsze wrażenie jest znakomite. Pochwalić można już sam sposób zabezpieczenia Sprouta na czas transportu. Zamiast w standardowych styropianach czy piankach, klocek jest umieszczany na tekturowej podstawce i sprytnie dociskany grubym kawałkiem folii. Aby go uwolnić, trzeba tylko wyjąć tę tekturową podstawę i odwinąć jej boczki, aby folia się poluzowała. Jakość wykonania samego wzmacniacza, biorąc pod uwagę jego cenę, należy uznać za wybitną. Obudowa jest praktycznie w całości metalowa, poza górnym panelem będącym kawałkiem drewna lub sklejki. To jednak małe piwo, bo dolną płytę wykonano ze stali nierdzewnej. Aż szkoda, że Sprout nie ma wyższych nóżek lub kolców, aby jego podstawa odbijała się na przykład w szklanych półkach. Amerykanie postawili jednak na bardziej bezpieczne rozwiązanie - dwa długie paski z miękkiej gumy, dzięki którym urządzenie będzie bezpiecznie stało na każdej powierzchni i nie powinno ślizgać się przy byle potrąceniu. Do szklanych półek mojego stolika, Sprout wręcz lekko się przysysał, więc mimo niewielkiej masy samego urządzenia, nie musimy się obawiać, że obudowa "odjedzie" nam przy pierwszej próbie zmiany źródła lub podczas przełączania kabli.
Tylna ścianka jest zabudowana gniazdami niemal do ostatniego milimetra. Co już na wstępie mnie ucieszyło, to obecność normalnego, trójbolcowego gniazda zasilającego z włącznikiem. Domyślam się, że gdyby zamiast tego zastosowano zasilacz wtyczkowy, udałoby się jeszcze bardziej zmniejszyć obudowę (co delikatnie zredukowałoby koszt jej produkcji) i może wcisnąć tam jakieś dodatkowe gniazda, jednak ja sam szczerze nienawidzę tych plastikowych zasilaczy rodem ze starych laptopów, toteż tym razem nie musiałem się bawić - sięgnąłem po sieciówkę Cardasa, która dla mnie jest o wiele bardziej estetycznym i audiofilskim rozwiązaniem. Z prawej strony tylnego panelu umieszczono gniazda głośnikowe. Na zdjęciach wyglądają jak te w innych integrach, ale w rzeczywistości są niewiele większe od gniazd RCA. Widełki raczej odpadają, a najwygodniejszą opcją będą prawdopodobnie banany (choć moje wchodziły do gniazd ledwie na kilka milimetrów - większa część wtyczek wciąż była poza otworami) lub ewentualnie gołe kable. To ostatnie rozwiązanie jest mało eleganckie, ale jeśli ktoś tak woli, gniazda mają odpowiednie otwory umożliwiające dokręcenie drutów pozbawionych izolacji na końcach. Najważniejsza jest jednak sekcja wejść. Znajdziemy tu jedno cyfrowe wejście koaksjalne, jedno USB typu B, parę gniazd 3,5 mm (wejście i wyjście) oraz parę gniazd RCA (R + L) wraz z zaciskiem uziemiającym, oczywiście do podłączenia gramofonu. Widać, że Sprout został zaprojektowany raczej jako urządzenie do komputera, gramofonu lub konsoli, niż do podłączenia odtwarzacza CD, tunera lub jakiegoś innego, zewnętrznego źródła analogowego. Trudno się temu dziwić - w końcu kto dzisiaj słucha jakichś kompaktów lub kaset? Winyl to co innego - nie dość, że oferuje nieco inne doznania dźwiękowe, to na dodatek w ciągu kilku ostatnich lat stał się niesamowicie modny.
Minusy? Pierwszym i najbardziej oczywistym jest brak zdalnego sterowania. Powiecie, że to przecież wzmacniacz biurkowy, dla ludzi spędzających całe godziny przed komputerem, więc po co tu pilot... Może i tak, ale czasami można jednak odejść od komputera (wiem, to jest co najmniej dziwne, nawet dla mnie) i wówczas najmniejszy choćby sterownik z dwoma przyciskami mógłby się przydać. Chociażby wieczorem, kiedy z komputera możemy przełączyć się na telewizor, z fotela przesiąść się na kanapę, ale dźwięk wciąż chcielibyśmy puszczać przez kolumny. Dla użytkowników komputerów z systemem Windows małą niedogodnością może być też konieczność zainstalowania sterowników. Duży plus należy natomiast postawić za odtwarzanie przez Bluetooth. Wystarczy przełączyć źródło we wzmacniaczu, wyszukać Sprouta na telefonie lub tablecie, sparować oba urządzenie i już - zrobione. A przy tym bardzo sensownie gra, nawet w porównaniu z gniazdem USB.
Brzmienie
Wiem, że niektórzy zaczną w tym momencie podejrzewać mnie o skłonności synestetyczne, ale słuchałem w swoim życiu kilku równie małych wzmacniaczy, które mimo wysiłku konstruktorów prezentowały dźwięk odpowiadający ich gabarytom - skurczony, cienki, płaski i generalnie mało porywający. W tym przypadku jest zupełnie inaczej. Od pierwszych chwil słychać, że w kwestii brzmienia Sprout ma wręcz ambicje zaprzeczyć swojemu wyglądowi zewnętrznemu. Mnie powitał na przykład solidnym, basowym tąpnięciem, które aż nie pasowało do tak zminiaturyzowanego urządzenia. Początkowo można było odnieść wrażenie, że gdzieś za kolumnami pojawił się mały, aktywny subwoofer nastawiony na doładowanie tego bardzo efektownego podzakresu z okolic kilkudziesięciu, może stu kilkudziesięciu herców. Muszę przyznać, że byłem aż zaskoczony skalą dźwięku, a także jego dynamiką i przejrzystością - szczególnie w zakresie wysokich tonów. Amerykański wzmacniacz naprawdę zagrał, i co więcej - zagrał bardzo efektownie.
Po kilku przesłuchanych albumach doszedłem do wniosku, że konstruktorzy Sprouta z premedytacją zestroili go w sposób, który w sprzyjających warunkach może nawet sprawić, że ten wzmacniacz wypadnie lepiej, niż droższe i bardziej purystyczne konstrukcje. Domyślam się, że mogli dążyć do brzmienia całkowicie liniowego i neutralnego, ale zamiast tego spróbowali zgadnąć, z jakimi kolumnami i w jakich warunkach lokalowych Sprout będzie działał. Na moje oko takim urządzeniem zainteresują się przede wszystkim młodzi ludzie, którzy chcą mieć wszystko w jednym pudełku, słuchają muzyki przede wszystkim z komputera, wieczorami często urządzają sobie seanse filmowe, okazjonalnie puszczą coś z gramofonu lub smartfona, a wszystko to uskuteczniają w raczej niewielkim pokoju, gdzie wystarczają im monitory ustawione na komodzie pod telewizorem lub niewielkie podłogówki. W takich warunkach Sprout naprawdę może sprawdzić się lepiej, niż wzmacniacz o bardziej audiofilskim charakterze. Tutaj liczy się przede wszystkim frajda ze słuchania. Mamy więc podkreślone skraje pasma, przy czym w zakresie niskich tonów objawia się to znacznie mocniej. Do tego dochodzi zaskakująca - jak na urządzenie tych rozmiarów - dynamika, a także kilka bonusów w postaci przestrzeni czy przejrzystości. Sprout został w pewnym sensie zaprojektowany tak, aby nadrabiać niedostatki małych kolumn, które siłą rzeczy nie mogą wydobyć z siebie niskiego basu. Amerykański wzmacniacz potrafi sprawić, że głośniki rosną w oczach. Nagle włącza im się jakaś turbina dodająca brzmieniu potęgi i rozpiętości dynamicznej. U audiofilów może to wywołać różne reakcje, ale mam co najmniej kilku znajomych, którym do słuchania muzyki wystarczają monitory za osiemset złotych i gwarantuję, że gdybym pewnego dnia wpadł do nich ze Sproutem i puścił trzy przykładowe utwory, zwyczajnie już bym go nie odzyskał.
Muszę przyznać, że mimo pewnych nierówności w paśmie, które moim zdaniem są całkowicie zamierzone, spodobał mi się dźwięk tego niepozornego wzmacniacza. Gdybym był posiadaczem niewielkich kolumn stojących w adekwatnie niewielkim pokoju i chciał za stosunkowo niewielkie pieniądze poznać smak większych zestawów, pozwolić sobie na odrobinę koncertowego szaleństwa, dodać brzmieniu masy i po prostu dobrze się bawić przy każdym odsłuchu, Sprout byłby wręcz spełnieniem moich marzeń. Aby przetestować go w porównywalnym cenowo towarzystwie, w trakcie testu podłączyłem go do kolumn Pylon Audio Sapphire 31, które także mają tendencję do lekkiego podkreślania niskiego basu. Nie było to więc idealne połączenie, ale i w takim towarzystwie Sprout pokazał, na co go stać. Koncepcja zestrojenia brzmienia tego piecyka znacznie lepiej sprawdzi się jednak z zestawami o brzmieniu lekkim, przygaszonym i mało przebojowym.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wzmacniacz PS Audio wcale nie gubi się w takich kwestiach, jak przejrzystość, szybkość, barwa czy stereofonia. Tutaj wszystko jest w najlepszym porządku. Detale są prezentowane z należytą dokładnością, średnica brzmi naturalnie i bez śladów sztuczności, a przestrzeń zasługuje na wysokie noty nawet w porównaniu z innymi wzmacniaczami w tej cenie, które nie mają tylu zabawek na pokładzie i nie wyglądają tak dizajnersko. Szczególnie w wymiarze szerokości wszystko jest znakomicie poukładane i czytelne, a lokalizacja źródeł pozornych nie budzi wątpliwości. Jeśli mam być szczery, trochę przypomina mi to brzmienie Rotela RA-02, którego swego czasu uznawałem za jeden z najlepszych budżetowych wzmacniaczy w ogóle. Sprout ma trochę mniej ciepła i trochę więcej basu, ale poza tym wszystko by się tu zgadzało.
Na sam koniec zostawiłem sobie słuchawkową część testu. Spodziewałem się, że tutaj brzmienie będzie z grubsza takie samo, ale Sprout ponownie mnie zaskoczył. Okazało się, że na wyjściu słuchawkowym dostajemy dźwięk o zupełnie innym charakterze - naturalnym, liniowym i rzetelnym, choć wciąż dynamicznym i przebojowym. Po doświadczeniach z kolumnami aż trudno było mi w to uwierzyć, ale z Beyerdynamicami DT 990 PRO odniosłem nawet wrażenie, że skraje pasma są nawet delikatnie wycofane. Te słuchawki lubią pogrubić to i owo w zakresie niskich tonów i przyciąć na górze, a ze Sproutem otrzymałem brzmienie jak najbardziej naturalne i dobrze zrównoważone. Obserwacje te powtórzyły się z innymi nausznikami, więc wniosek jest prosty - PS Audio daje nam dwa urządzenia w jednym - wzmacniacz o przebojowym charakterze dla kolumn i liniowy, wręcz lekko studyjny wzmacniacz słuchawkowy. W prezencie dostajemy wbudowany przetwornik, phono stage i stylową obudowę. Za 3400 zł. Myślę, że nazwać to uczciwą propozycją to tak jak określić Tomasza Terlikowskiego człowiekiem o lekko kontrowersyjnych poglądach.
Minusy? Jak już mówiłem, z nieodpowiednimi kolumnami charakter Sprouta może okazać się kłopotliwy. Należy wystrzegać się zestawów o brzmieniu pogrubionym i przejaskrawionym. Wszystko jedno czy w jedną, czy w drugą stronę - nie można doprowadzić do przesady. Amerykanie twierdzą, że ich wzmacniacz zagra z "dowolnie dużymi" głośnikami, ale ja polecałbym go przede wszystkim tym melomanom, którzy chcieliby swoje kolumny trochę "powiększyć", dodać im to i owo. Wydaje mi się jednak, że autorom tych zapewnień chodziło o to, że Sprout poradzi sobie z każdymi głośnikami, które w prawdziwym świecie mogą zostać do niego podłączone (naturalnie nie będą to pełnopasmowe elektrostaty ani tuby za pół miliona dolarów) i tutaj muszę się z nimi zgodzić. Ten maleńki, śliczny klocek potrafi naprawdę wiele. A po podłączeniu słuchawek zamienia się w stuprocentowo audiofilską, uniwersalną bestię.
Budowa i parametry
Po zdemontowaniu dolnej płyty zobaczymy niestety niewiele, może poza tym, że - zgodnie z przewidywaniami - wnętrze Sprouta jest szczelnie zabudowane elektroniką. Większość układów zmontowano na dwóch płytkach, które możemy niestety podziwiać tylko od dołu, ponieważ każda z nich została przykręcona do płyty wierzchniej za pośrednictwem metalowych tulejek. Ze strony producenta dowiemy się, że przetwornik oparto na układach Wolfsona przyjmujących sygnału do 24 bit/192 kHz, a wzmacniacz słuchawkowy zbudowano na bazie elementów dyskretnych, osiągając w ten sposób bardzo niską impedancję wyjściową - poniżej 0,3 Ω. Moc na wyjściu słuchawkowym dochodzi do 1 W przy obciążeniu 16-omowym i 200 mW przy 300 omach. Do głośników Sprout posyła natomiast 32 W przy ośmiu omach i 50 W przy czterech.
Konfiguracja
Pylon Audio Sapphire 31, Equilibrium Tune 33 Light, Beyerdynamic DT 990 PRO, Sennheiser Momentum On-Ear, Beyerdynamic T70, B&W P5, Enerr Tablette 6S, Enerr Symbol Hybrid, Cardas Clear M, Ostoja T1.
Werdykt
Urządzenia typu wszystko w jednym zyskują ostatnio sporą popularność. Testowałem już kilka z nich, jak Cyrus Lyric 09, Atoll SDA200 czy Primare I32 z kartą MM30 i wiem, że potrafią naprawdę wiele. Sprout to coś podobnego, z tym, że za cztery-pięć razy mniejsze pieniądze. W jednym, stylowym pudełku dostajemy świetny wzmacniacz do małych kolumn, którym brakuje rozmachu i wykopu, neutralny i audiofilski wzmacniacz słuchawkowy, przetwornik z łącznością bezprzewodową i phono stage. Dla wielu melomanów jest to w zasadzie wszystko, czego do szczęścia potrzeba, a dla audiofilów - ciekawe, niezwykle funkcjonalne urządzenie, które w odpowiednim towarzystwie może stać się sercem drugiego systemu audio lub towarzyszem poważnych, słuchawkowych odsłuchów. Wszystkie zalety Sprouta przebija jednak jego cena. Nie zdziwię się, jeśli w momencie publikacji tego testu, pierwsza dostawa zostanie już wykupiona, a załapać się na kolejne sztuki będzie trudniej, niż na karpia w Lidlu przed świętami;-)
Dane techniczne
Moc wyjściowa (głośniki): 32 W/8 Ω, 50 W/4 Ω
Moc wyjściowa (słuchawki): 1 W/16 Ω, 200 mW/300 Ω
Impedancja wyjściowa (słuchawki): <0,3 Ω
Przetwornik: 24-bitowy
Wejścia cyfrowe: koaksjalne, USB B
Wejście phono: MM (RCA)
Napięcie wkładki: 2 - 50 mV
Zniekształcenia: 0,03% (1 W, 50 Hz - 10 kHz)
Stosunek sygnał/szum: 102 dB (USB), >80 dB (phono)
Maksymalny pobór mocy: 125 W
Wymiary (W/S/G): 4,5/15,2/20,3 cm
Masa: 1,3 kg
Cena: 3400 zł
Sprzęt do testu udostępniła firma Audio System.
Zdjęcia: Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
andporebski
Jeśli można, chciałbym jeszcze dopytać, jak sprawuje się Sprout jako wzmacniacz słuchawkowy z przetwornikiem USB. Czy w takiej roli może być alternatywą dla Hegla HD12 lub Marantza HD-DAC1? Czy można w ogóle używać go z samymi nausznikami, bez podpiętych kolumn?
0 Lubię -
kornik
W roli słuchawkowca Sprout sprawuje się bardzo dobrze. Obiektywnie to jeszcze nie ten poziom, który oferuje HD12, ale też Hegel nie jest pełnoprawnym wzmacniaczem, tylko przetwornikiem z gniazdkiem słuchawkowym i regulacją głośności. Z samymi nausznikami naturalnie można go używać, bo w momencie podłączenia jacka do gniazda z przodu, kolumny są automatycznie odcinane. Trochę szkoda byłoby jednak kupić Sprouta i nigdy nie podłączyć do niego głośników albo gramofonu.
0 Lubię
Komentarze (2)