Sennheiser Momentum On-Ear
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Dziś młodzi amatorzy komputerów, tabletów czy innych urządzeń elektronicznych nie wzbudzają wielkiego zainteresowania. Niektórzy w wieku kilkunastu lat piszą swoje pierwsze programy komputerowe, lutują proste układy elektroniczne albo tworzą animacje do gier. Jednak 90 lat temu to musiało być coś, a właśnie wtedy jedenastoletni Fritz Sennheiser skonstruował swoje pierwsze radio. Nic dziwnego, że studiował później elektronikę na Politechnice Berlińskiej, a kiedy i tego było mu mało, przeniósł się na politechnikę w Hanowerze, gdzie uzyskał tytuł doktora i zajmował się rozbudową Instytutu Elektroakustyki. Jego plany pokrzyżowała wojna. Po zbombardowaniu Hanoweru wraz ze swoim zespołem przeniósł się do mniejszej miejscowości i założył Laboratorium Wennebostel - w skrócie Labor W. Przy współpracy z Siemensem powstawały pierwsze mikrofony, a wkrótce Sennheiser zdecydował się konstruować własne modele - MD 2, MD 4 czy MD 21. Firma wykorzystała znakomitą koniunkturę w latach 50. Z małego zakładu Labor W przekształciło się w fabrykę zatrudniającą ponad 300 pracowników. W 1958 roku zaprezentowano system bezprzewodowego przesyłania sygnału o nazwie Mikroport, który pokochali dziennikarze, muzycy i prezenterzy telewizyjni. Firma zdecydowała się wejść na rynek komercyjny, co było znakomitym posunięciem. Pierwszym prawdziwym hitem na tym polu był mikrofon MD 421, a słuchawki stereofoniczne HD 414 sprzedały na całym świecie w milionach sztuk. Dziś takie oznaczenia słuchawek są dobrze znane fanom marki Sennheiser, a przecież w naszym opowiadaniu znajdujemy się gdzieś na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Niemcy - jak to oni - stwierdzili najwyraźniej, że system symboli nadawanych kolejnym modelom jest w porządku, a jak coś jest dobre, to nie należy tego zmieniać. Chyba jedynym wyjątkiem od tej reguły był zaprezentowany w 1992 roku high-endowy zestaw słuchawkowy o nazwie Orpheus. Wyznaczył on pewien poziom odniesienia w kategorii nauszników i do dziś jest uznawany za niedościgniony audiofilski wzorzec. Drugim modelem słuchawek, który zamiast symbolu otrzymał imię był Amperior - konstrukcja będąca swego rodzaju ekstremalną wersją słuchawek HD 25, stworzoną niejako w prezencie dla nich samych. Firma szykowała jednak jeszcze jeden potencjalny hit. Tym razem nie miały to być słuchawki ani ekstremalnie drogie, ani zaprojektowane z myślą o profesjonalistach. Miały być całkiem wypasionymi, ale jeszcze znośnymi cenowo nausznikami do użytkowania w domu, na spacerze czy w podróży. Tak narodził się model Momentum, który szybko stał się rynkowym hitem. Te słuchawki miały wszystko - wygląd, brzmienie, luksusowe opakowanie i dwa wymienne kable, z czego jeden wyposażony w mikrofon i przyciski do sterowania iPhonem i innymi iUrządzeniami. Trzeba by było mieć strasznego pecha, żeby ten pomysł nie chwycił.
Skoro tego typu słuchawki robią już prawie wszyscy, włącznie z firmami głośnikowymi, to Sennheiserowi po prostu musiało się udać. Jakiś czas później w katalogu pojawiła się ich kolejna wersja - Momentum Black, które mieliśmy przyjemność testować. Już wtedy wiadomo było jednak, że firma będzie chciała pociągnąć temat i wprowadzić na rynek kolejne modele, które nie będą różniły się od pierwowzoru tylko kolorystyką. No i stało się! Przed nami model Momentum On, czyli mniejsze słuchawki nauszne, które z zewnątrz bardzo przypominają oryginalną konstrukcję. Są przy tym wyraźnie tańsze od pierwszych Momentum i Momentum Black. Nic dziwnego, że fani niemieckiej marki już od dawna się o nie dopytują. Kiedy wygadaliśmy się, że dostaliśmy do testu Momentum On-Ear, natychmiast dostaliśmy kilka maili z prośbą o podzielenie się przynajmniej pierwszymi wrażeniami z odsłuchów. Nie będziemy więc trzymać Was w niepewności i publikujemy test od razu po jego zakończeniu.
Wygląd i funkcjonalność
Niewtajemniczonym melomanom na pierwszy rzut oka trudno będzie odróżnić od siebie oba modele. Najbardziej widoczną zmianą jest wielkość nauszników i poduszek, które nie obejmują małżowin, ale przylegają do nich, izolując nas od zewnętrznego hałasu. Aby uszy zbytnio nam się nie pociły, na obicie padów zamiast skóry wykorzystano miękką alcantarę. Prosta i pomysłowa konstrukcja słuchawek nie uległa jednak większym zmianom. Podobnie, jak w dużym modelu Momentum mamy tu pałąk wykonany z jednego kawałka szczotkowanej stali. W górnej części został on obity alcantarą i nawet po stronie głowy jest trochę twardawy, ale wygodny. Rozmiar słuchawek regulujemy natomiast poprzez przesuwanie nauszników po szynach utworzonych przez wycięcia na końcach pałąka. Wszystko to jest takie cudownie proste, a jednocześnie porządne. Zwróciliśmy na to uwagę już podczas testu droższych Momentum Black. Muszle przesuwają się po prowadnicach z pewnym oporem, ale płynnie. Dla dobrego dopasowania do kształtu głowy są także zawieszone na przegubach kulkowych, ale nie tak zupełnie luźno. Gdzie tam, tu nie ma miejsca na luzy. Jeżeli więc przechylimy muszle trzymając słuchawki za pałąk, pozostaną w takiej pozycji zamiast opaść bezwładnie w dół. Po pierwszym założeniu słuchawek na głowę musimy więc trochę je docisnąć, aby znaleźć dla siebie optymalny kąt. Potem jednak zachowają swoje ułożenie, jeżeli odłożymy je delikatnie na biurko. Do przechowywania słuchawek mamy w zestawie miękki woreczek ze ściągaczami i twardszy pokrowiec zamykany na suwak. Znajdziemy w nim drugi przewód - bez pilota i mikrofonu. Kable możemy dowolnie przepinać poprzez przekręcenie i wyciągnięcie wtyczki wchodzącej do lewego nausznika.
Uważny obserwator doceni nie tylko zwartą, mocną i prostą konstrukcję testowanych słuchawek, ale także różne ciekawe detale. Elementy utrzymujące muszle w prowadnicach zdobi frezowane logo firmy, które przy odpowiednim kącie padania światła mieni się różnymi kolorami niczym hologram. Na końcach obicia pałąka mamy z kolei metalowe tabliczki z napisem Momentum, a od wewnętrznej strony - po cztery niewielkie śrubki z każdej strony. Mimo jednostronnie wyprowadzonego kabla, z lewej strony pałąka, tuż poniżej linii materiałowego obicia, znalazły się trzy wypukłe kropki ułatwiające określenie kanału. Momentum On-Ear to oczywiście nie tylko słuchawki, ale też zestaw słuchawkowy współpracujący z urządzeniami firmy Apple. Użytkownicy iPhone'ów, iPodów i iPadów będą zachwyceni, natomiast posiadacze innych urządzeń mogą zmienić przewód na ten bez pilota. Drobiazgiem odróżniającym Momentum On-Ear od droższego modelu jest wtyk 3,5 mm. Tam mieliśmy ciekawą, metalową konstrukcję z przegubem, dzięki któremu można było obrócić wtyczkę o 90 stopni. Cały ten mechanizm i tak był jednak stosunkowo duży. Być może dlatego tutaj zdecydowano się na prostszą wersję - mały, choć wciąż bardzo porządny wtyk kątowy.
W codziennym użytkowaniu Momentum On-Ear są wręcz genialne. Prosta konstrukcja sprawia, że wydają się bardzo wytrzymałe. Niemcy nie oszczędzali na materiałach, więc podobnie jak droższy model, testowane słuchawki prezentują się wręcz luksusowo. Do wyboru mamy kilka wersji kolorystycznych. Dostępny jest kolor niebieski, różowy, zielony i widoczna na zdjęciach kość słoniowa z brązowym pałąkiem. Tłumienie zewnętrznych dźwięków jest - jak na słuchawki nauszne - zupełnie przyzwoite. Można lepiej, czego dowodem są na przykład B&W P5, ale tamte słuchawki są trochę droższe od Sennheiserów. Momentum On-Ear kosztują 849 zł, co wobec 1299 zł za duże Momentum wydaje się bardzo atrakcyjną propozycją. Pojawia się jednak pytanie - skoro największa różnica kryje się w nausznikach, to czy nie zaoszczędzono przede wszystkim na dźwięku?
Brzmienie
Zdecydowanie nie. Wprawdzie od testu Momentum Black minęło już trochę czasu, ale charakter brzmienia dobrze zapadł nam w pamięć. Możemy więc powiedzieć, że Momentum On-Ear grają bardzo podobnie. Przede wszystkim należą do słuchawek dynamicznych, pełnych energii i wigoru. Muzyka z nimi nie snuje się leniwie, ale - mówiąc nieco kolokwialnie - zapierdziela, aż miło. Niskie tony mają odpowiedni wykop i trzymają tempo, środkowa część pasma jest czytelna i wyrazista, a góra pełna detali. Skraje pasma są w Momentum On-Ear delikatnie podbite, co czyni dźwięk efektownym i wyrazistym. Nie można jednak mówić o zachwianiu równowagi tonalnej - to jedynie coś w rodzaju ciekawego akcentu, który pozwala zachować muzyce świeżość i rozrywkowy charakter. Bardzo ucieszyło nas to, że konstruktorzy nie kombinowali ze środkowym zakresem częstotliwości. Nie jest on ani przyciemniony ani wyeksponowany, w zasadzie nie jest też ani ciepły ani zimny. Po prostu sobie istnieje i wiernie odtwarza brzmienie wokali oraz instrumentów operujących w zakresie średnich tonów, starając się przy tym uzyskać jak najlepszą czytelność i rozdzielczość. Podkreślony średni bas dodaje brzmieniu gęstości, ale nie zaobserwowaliśmy efektu buczenia czy innych nieprzyjemnych niespodzianek.
Po formalnych odsłuchach mieliśmy jeszcze okazję bezpośrednio porównać oba modele - Momentum Black i Momentum On-Ear. Różnice między nimi rzeczywiście są mniejsze, niż można by się spodziewać. Przede wszystkim Momentum Black grały bardziej liniowo, z jeszcze lepszą przejrzystością, ale ich brzmienie było także spokojniejsze i bardziej gładkie. Momentum On-Ear w takim błyskawicznym porównaniu charakteryzowały się podkreślonym średnim basem i pozornie bardziej namacalną, choć trochę szorstką średnicą. W skali bezwzględnej są to jednak detale, a w kontekście ceny Momentum On-Ear wydają się bardziej atrakcyjną propozycją - także pod względem brzmienia, jakie dostajemy za te pieniądze. Fani niemieckiej marki pewnie wskazaliby więcej różnic między tymi dwoma modelami, ale my mamy chyba całkiem duże rozeznanie w słuchawkach różnych marek i te dwie konstrukcje są dla nas bardzo, bardzo podobne. Jeżeli ktoś będzie długo porównywał je ze sobą, pewnie doceni wyższość dużego modelu Momentum w kilku dziedzinach, ale gdybyśmy rozszerzyli spektrum dorzucając do odsłuchu takie B&W P5 albo Denony AH-D340, zapewne Momentum i Momentum On-Ear jeszcze bardziej zbliżyłyby się do siebie.
Budowa i parametry
Sennheiser Momentum On-Ear to nauszne słuchawki zamknięte będące mniejszą i tańszą wersją zaprezentowanego całkiem niedawno modelu Momentum. Co ciekawe, parametry tych konstrukcji są niemal identyczne. Takie samo pasmo przenoszenia i identyczna impedancja, jedynie czułość wzrosła ze 110 do 112 dB. Słuchawki mają bardzo podobną konstrukcję z pałąkiem wykonanym z jednego kawałka szczotkowanej stali. Pokryto go alcantarą, podobnie jak obicia nauszników. O przetwornikach wiadomo tylko tyle, że zastosowano w nich neodymowe magnesy. Słuchawki są pakowane w woreczek i elegancki, utwardzany pokrowiec. Znajdziemy w nim dwa przewody, które można dowolnie wymieniać - jeden ze zdalnym sterowaniem i mikrofonem, drugi bez tych dodatków. Oba zakończono wzmacnianym, kątowym wtykiem 3,5 mm.
Konfiguracja
Momentum On-Ear mieliśmy do dyspozycji tylko na kilka dni, ale w tym czasie zdążyliśmy posłuchać ich z tabletem Asus Nexus 7 i laptopem Asus Zenbook UX31A z systemem Windows 8 i odtwarzaczem Foobar 2000, a także najważniejszym dodatkiem - przetwornikiem Meridian Explorer. Sennheisery pracowały też przez chwilę ze stacjonarnym systemem stereo złożonym z odtwarzacza Naim CD 5XS i wzmacniacza Creek Destiny 2. Porównanie modeli Momentum i Momentum On-Ear przeprowadziliśmy na smartfonie Sony Xperia S.
Werdykt
Producenci sprzętu audio często wykorzystują sukces wybranych modeli, wprowadzając do oferty ich zubożone wersje. Mówią wtedy, że nagle wpadli na pomysł, w jaki sposób można zaoferować klientom 90% jakości tych hitów za 50% ich ceny. Takie zagrywki od razu wydają się podejrzane, szczególnie jeśli firma przy wprowadzaniu oryginalnych konstrukcji twierdzi, że pracowano nad nimi dwa lata, a modele uproszczone wprowadza za trzy miesiące. Niemcy nie odcinają kuponów od sukcesu słuchawek Momentum. Zamiast tego stworzyli konstrukcję niemal identyczną, która jest jednak jeszcze prostsza, mniejsza, bardziej poręczna i mobilna, a do tego tańsza. Wyraźnie słychać, że nie oszczędzano też na brzmieniu. Momentum On-Ear to po prostu świetne słuchawki, które nie mają większych kompleksów wobec wersji wokółusznej, a przy tym są nawet bardziej praktyczne i zauważalnie tańsze. Dlatego postanowiliśmy przygarnąć je na dłużej. Takie słuchawki po prostu musiały wylądować w naszym redakcyjnym przyborniku;-)
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, nauszne, zamknięte
Pasmo przenoszenia: 16 Hz - 22 kHz
Impedancja: 18 omów
Czułość: 112 dB
Długość kabla: 1,4 m
Rodzaj wtyku: 3,5 mm
Masa: 160 g
Cena: 849 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Aplauz.
Zdjęcia: Sennheiser, Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
-
Darth Artorius
Dzięki za test. Kupiłem już co prawda Black ale chętnie poczytałem o małych OnEar. Zwłaszcza że słuchałem ich, co prawda krótko (1,5h) ale mam o nich pewne pojęcie. I zgadzam się z testem. Muszę zauważyć,że moje Black nie są "przyciemnione" jak wydawało mi się przy odsłuchu w Saturnie. Więc podobieństwo jest duże. Może Blacki wydają się bardziej przestrzenne. W końcu pady większe. Szkoda, że Black nie mają woreczka. Natomiast nie wiem czy jest np. Sens kupować oba modele: duże do domu a małe na dwór, na ulicę. Chyba nie bo grają zbyt podobnie a w domu może lepiej mieć coś naprawdę dużego - AKG K550, SM HP100, Sennki HD650...
1 Lubię -
Wombat Alfred
No i kurcze kupiłem jedne i nie wygrałem drugich. A myślałem, że to tak jak z Big Milkami...
0 Lubię
Komentarze (2)