Sonus Faber Aida
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Pewnego ciepłego popołudnia otrzymałem telefon od dystrybutora kilku bardzo utytułowanych marek. Chodziło oczywiście o umówienie się na kolejne testy sprzętu. Chodziłoby nam o kolumny... Dobrze, generalnie nie ma problemu, a jakie konkretnie? Aidy. Udawałem niewzruszonego, ale wewnątrz zacząłem już obmyślać plan wynajęcia małego hangaru lotniczego lub jakiegoś innego miejsca, w którym w miarę komfortowo można by było nie tyle uruchomić takie kolumny, ale przede wszystkim zrobić im zdjęcia. Chodziło bowiem o flagowe zestawy jednej z najlepiej rozpoznawalnych marek na rynku. Kolumny mierzące niemal dwa metry i ważące 330 kg netto, a 550 kg wraz z opakowaniem i niezbędnymi akcesoriami. Z jednej strony każdemu audiofilowi na samą myśl o możliwości posłuchania takich zestawów cieszą się uszy, jednak z drugiej jest to po prostu duża operacja logistyczna, której nie każdy jest w stanie podołać. Po głowie chodziły mi już myśli o konieczności zakupu sprowadzanego na zamówienie tła fotograficznego stworzonego z myślą o sesjach motoryzacyjnych, a następnie transportu wielkich skrzyń do naszej sali odsłuchowej i ściągania specjalnie na tę okazję setek kilogramów sprzętu towarzyszącego, który potrafiłby pokazać, na co tak naprawdę stać włoskie flagowce.
Zestawy te stanowią bowiem wielką rzadkość i to nie tylko ze względu na cenę. Wystarczy powiedzieć, że nawet nie każdy dystrybutor Sonusa dysponuje własną parą. Klienci z niektórych krajów muszą po prostu wyjeżdżać za granicę, aby ich posłuchać. Polska jest akurat na liście szczęśliwców. Wątpliwości kłębiły się w mojej głowie, ale niski głos w słuchawce poinformował mnie, że wszystko zostało już dla nas wstępnie zaaranżowane, a odsłuch mógłby się odbyć w salonie, który jako jedyny w naszym kraju zdecydował się przyjąć Aidy pod swój dach i prezentuje je swoim klientom tak samo, jak każde inne kolumny. Skoro tak, nie miałem już żadnych wątpliwości - zbieramy ekipę i jedziemy!
Wygląd i funkcjonalność
Jeśli wciaż zastanawiacie się, skąd wzięły się moje obawy, wejdźcie na stronę producenta i prześledźcie tabelę danych technicznych. Polecam także spojrzeć na zdjęcia opisywanych kolumn w relacji z wystawy Audio Show 2013, na której były prezentowane. Aida to nie tylko dopieszczony w najmniejszych szczegółach projekt, ale także ogromny, ciężki mebel, którego transportowanie jest zadaniem dla kilku zdrowych chłopów oraz wózków, taśm, podnośników, wind i wszystkiego, co tylko może się przydać. Niektóre kolumny tych rozmiarów są wręcz rozmontowywane na czas transportu i składane na miejscu, w domu klienta. Tutaj jednak nie ma takiej możliwości ponieważ obudowy są monolityczne i umacniane od wewnątrz w bardzo specyficzny sposób. Spodziewacie się więc, że Aidy pakowane są w jakieś dwa drewniane pudła? Otóż nie. Komplet składa się z trzech skrzyń - dwóch wielkich i jednej nieco mniejszej. Oznaczenia wyraźnie mówią, że należy odbezpieczyć ją jako pierwszą. Co znajduje się w środku? Maskownice, kolce, metalowe podstawy? Znów pudło. W pierwszej skrzyni znajduje się wózek i dalsze instrukcje dotyczące tego, jak obchodzić się z potężnymi paczkami i w jaki sposób transportować rozpakowane już kolumny, aby nie zniszczyć ich i przy okazji nie zabić siebie lub któregoś z pomocników. Żarty żartami, ale gdyby taka dwustukilowa skrzynia zaczęła się na kogoś osuwać, mogłaby uszkodzić znacznie więcej, niż mały palec u stopy. Wydaje się jednak, że polska para flagowych Sonusów przeszła wszystkie procedury pomyślnie, a to zapewne za sprawą pracowników dystrybutora i sklepu, który zdecydował się wstawić Aidy do swojej sali odsłuchowej - Audio Stylu. Katowicki salon nie po raz pierwszy pokazał tutaj swoje bezkompromisowe podejście do tematu. Jeżeli więc będziecie chcieli na własnej skórze doświadczyć tego, o czym napiszę za chwilę, będziecie musieli wybrać się na Górny Śląsk. Zaręczam, że nie będzie to czas stracony.
Wracając do samych kolumn, z zewnątrz robią niesamowite wrażenie. Uwagę zwracają nie tylko same gabaryty tych wielkich skrzyń, ale także to, jak bardzo wyróżniają się nawet na tle innych modeli włoskiej marki. Sonus nie należy do firm, które klepią w kółko te same hity. Jego konstrukcje są zawsze ciekawe, przemyślane i dopracowane, ale Aidy nawet przy Olympicach III wyglądają tak, jak Ferrari FF zaparkowane obok Fiata Pandy - nie dość, że są zauważalnie większe, to jeszcze zbudowane zupełnie inaczej. Włosi zawsze stawiali na drewno, skórę i metal, a ich najbardziej rozpoznawalne kolumny wyglądały jak luksusowe łodzie zbudowane z równoległych deseczek. Flagowe podłogówki są owszem wykończone drewnianymi panelami, jednak można odnieść wrażenie, że są to tylko elementy ozdobne, które wmontowano głównie po to, aby zachować wierność tradycji i usatysfakcjonować klientów, którym podobają się naturalne materiały i piękne kształty, jakie można w drewnie wyrzeźbić. Trzonem konstrukcji jest czarna skrzynia o nieregularnych kształtach, pokryta materiałem przypominającym w dotyku tapicerkę sportowego samochodu. Na większości zdjęć znajdziecie Aidy z bocznymi panelami wykończonymi drewnem różanym lub orzechowym. Rzadziej spotykana jest odmiana grafitowa, a czwartą wersją kolorystyczną jest jednolity, biały lakier. Muszę przyznać, że wszystkie wyglądają odjazdowo, a połączenie czarnych kolumn z białymi boczkami wydaje się najbardziej nowoczesne.
Jak przystało na rasowe flagowce, Aidy mają kilka funkcji, których nie znajdziemy w żadnym innym modelu. Są to jak na razie jedyne kolumny Sonusa, które grają zarówno do przodu, jak i do tyłu, a to za sprawą głośników umieszczonych na tylnej ściance. Tweetery umieszczono pod niewielkim kątem, w niesymetrycznych wgłębieniach. Jeśli patrząc na zdjęcia zastanawiacie się, czy grafik miał akurat słabszy dzień, to nie tak - wszystko jest w porządku. Oprócz głośników na zapleczu znajdziemy wyloty tuneli rezonansowych, częściowo wytłumione kilkumilimetrowymi obręczami z pianki, a także komplet potencjometrów służących do ostatecznego strojenia kolumn. Dzięki nim możemy delikatnie zmieniać ilość niskich i wysokich tonów, a także stopniować głośność pracy tylnych głośników. Na dole umieszczono naturalnie panel z gniazdami. W tym przypadku mamy do dyspozycji aż trzy pary zakręcanych terminali. Chcąc wydobyć z włoskich kolumn jak najwięcej, możemy więc zasilać je nawet sześcioma monoblokami. Dla potencjalnego nabywcy nie powinien to być problem, ponieważ pół tuzina McIntoshy MC601 będzie kosztowało 177000 zł, co wobec 415000 zł za same kolumny nie wydaje się być przesadą. Wydaje się jednak, że można zatrzymać się na jeszcze bardziej rozsądnym poziomie. Oczywiście musimy dysponować odpowiedniej klasy elektroniką i mieć wystarczająco dużo miejsca, aby tak potężne zestawy mogły oddychać pełną piersią, ale czy musimy robić coś jeszcze, aby Aidy u nas zagrały? Wydaje się, że niespecjalnie. Wydaje się, że samo przetransportowanie włoskich flagowców i ustawienie ich w domu to już połowa sukcesu.
Po wniesieniu Sonusów do pokoju odsłuchowego, ich podłączeniu i właściwym ustawieniu, świeżo upieczony właściciel będzie musiał podjąć tylko jedną decyzję - zostawić maskownice na swoich miejscach czy może zdjąć je, eksponując głośniki. Ponieważ grille to typowe dla włoskiej firmy porzeczki z rozciągniętymi strunami, ich wpływ na brzmienie wydaje się znikomy. Dylemat będzie więc czysto estetyczny. Ze względu na umieszczenie przetworników z przodu i z tyłu, do każdej z kolumn dostajemy dwie maskownice. Ich obecność nie przeszkadza jednak nawet w obsłudze potencjometrów znajdujących się na tylnym panelu. Gumki są na tyle elastyczne, że spokojnie można rozsunąć je w poszukiwaniu pokręteł. Moim zdaniem Aidy z maskownicami wyglądają nawet lepiej, niż bez nich, a to nie zdarza się często.
Podczas testu Aidy zagrały z kompletem McIntosha, który w porównaniu z nimi samymi był stosunkowo niedrogi. Wiem, że zakrawa to na żart, ale na tym poziomie tak już należy postrzegać sprawę. Dla większości hi-endowych kolumn kosztujących po kilkadziesiąt tysięcy złotych taka amplifikacja byłaby prawdopodobnie szczytem marzeń i końcem wszelakich poszukiwań. W tym przypadku nasuwało się pytanie, czy aby nie będzie ciut za słabo. Ale nie było. System zgrał się świetnie, co jest dowodem na to, że mimo swoich rozmiarów i wymagań prądowych, Aidy nie są kapryśne. Powiedziałbym, że to jedne z tych kolumn, które w dużej mierze gwarantują sukces już same w sobie. Można kierować się tymi samymi regułami, którymi rządzi się dobór elektroniki do zestawów głośnikowych klasy średniej. Jeżeli na wzmacniacz przeznaczymy mniej więcej połowę kwoty, którą wydaliśmy na kolumny, efekt powinien być bardzo przyzwoity. A że w przypadku takich kolumn mówimy o kwotach sięgających kilkudziesięciu lub kilkuset tysięcy złotych? Cóż, opisujemy przecież flagowe kolumny jednej z najlepiej rozpoznawalnych marek na świecie. Aidy nie miały być tanie, miały być oszałamiająco dobre. A czy są?
Brzmienie
Kontakt z tak potężnymi, kosztownymi i dopracowanymi zestawami głośnikowymi prawie zawsze wymaga od słuchacza przestawienia się na trochę inny rodzaj wrażeń odsłuchowych. Nie chodzi tu nawet o szeroko pojętą jakość dźwięku, ale raczej o charakter przekazu i rozkład pewnych akcentów, który na tym poziomie cenowym i jakościowym potrafi być bardzo zróżnicowany. Nawet jeśli słuchanie tak wyczynowych kolumn nie jest dla kogoś niczym nowym, to porównanie jednych ultra hi-endowych zestawów z innymi zawsze jest ciekawym doświadczeniem. To dlatego, że poruszamy się w świecie, w którym praktycznie nie istnieją ograniczenia finansowe, a konstruktorzy nie muszą pytać księgowego o zdanie. Mając wolną rękę, tworzą konstrukcje absolutnie bezkompromisowe, kosmiczne i niesamowicie skomplikowane. Często odbija się to na dźwięku w tak wyraźny sposób, że muzyka brzmi zupełnie inaczej, niż na jakimkolwiek innym sprzęcie. A to niestety nie zawsze jest zdrowe. Oczywiście każda koncepcja znajdzie swego amatora, jednak słuchając niektórych konstrukcji można odnieść wrażenie, że hi-end nie ma nic wspólnego z hi-fi. Dążenie do uzyskania perfekcji w jednym aspekcie kosztem wszystkich innych prowadzi do wynaturzeń, które odsuwają nas od ideału wysokiej wierności.
Włoscy inżynierowie chyba doskonale o tym wiedzieli, ponieważ Aidy grają inaczej. Ich brzmienie jest oczywiście majestatyczne i efektowne, ale zarazem dość normalne jeśli chodzi o barwę czy ogólną równowagę tonalną. Wokaliści nie zmieniają się w roboty, orkiestra symfoniczna nie kompaktuje się do postaci małej kulki emitującej dźwięki z odległości piętnastu metrów, a niskie tony mimo, że potwornie głębokie, zachowują umiar i nie przysłaniają reszty pasma. Muszę powiedzieć, że już po pięciu minutach odsłuchu odetchnąłem z ulgą. Pamiętam, że kiedy wprowadzano Aidy, patrzyłem na nie obawiając się, że to właśnie będzie taka sonusowa wersja kolumn odjechanych i wynaturzonych w sensie brzmieniowym. Tymczasem tutaj wyraźnie słychać, że zamierzeniem konstruktorów nie było stworzenie jakichś potwornych skrzyń o karykaturalnym brzmieniu. Ich celem było zbudowanie kolumn, które prezentują sto procent firmowego charakteru, a do tego nie mają praktycznie żadnych ograniczeń dynamicznych, niskotonowych i przestrzennych. A jednym z elementów firmowego charakteru jest dla mnie granie w sposób naturalny, przyjemny dla ucha, nawet lekko ocieplony. Skoro tak, usadowiłem się wygodnie na sofie i przygotowałem na długie godziny kontaktu z muzyką.
Gdybym chciał ułatwić sobie robotę, napisałbym bardzo skróconą wersję wrażeń odsłuchowych - Aidy grają wspaniale i koniec, kropka. Ale tego pewnie wszyscy się już domyślili. Pytanie brzmi - dlaczego ich brzmienie jest tak dobre i jakie czynniki o tym decydują? Jak flagowe Sonusy wypadają na tle innych ultra hi-endowych zestawów? Myślę, że należałoby się tutaj skupić na kilku aspektach brzmienia. Po pierwsze - niskie tony. Chcąc stworzyć absolutnie bezkompromisowe kolumny, włoscy inżynierowie musieli się wspiąć na poziom, którego nie penetrowali nigdy wcześniej. Z flagowych kolumn musieli wydobyć niski i dobrze kontrolowany bas, jednak efekt nie mógł być naciągany. Dziś wystarczy wydać kilka tysięcy złotych na zestaw kina domowego z porządnym subwooferem, aby trzęsły się fotele i talerze w kuchni. Być może w tym momencie posuwam się w swoich przemyśleniach za daleko, ale wydaje mi się, że konstruktorom tak samo, jak na uzyskaniu znakomitych parametrów, zależało na ucieczce od taniego efekciarstwa. Niskie tony w Aidach są więc potężne i zbliżają się do granic ludzkiej percepcji, ale jednocześnie nie zabijają słuchacza na dzień dobry i nie udowadniają niczego na siłę. Dysponując dwoma wooferami i jednym głośnikiem sub-niskotonowym dmuchającym w podłogę, włoscy inżynierowie nie musieli dodatkowo zmuszać ich do pracy ponad normę. Dlatego nawet, kiedy słuchamy bardzo gęstych i bogatych w niskie składowe soundtracków, mamy wrażenie, że Aidy mają jeszcze mnóstwo zapasu.
Bas jest niesamowicie głęboki i sprężysty, pod względem dynamiki możemy spokojnie przekroczyć poziom nazywany koncertowym, a na kolumnach nie robi to żadnego wrażenia. Moje obserwacje potwierdził obiektyw aparatu fotograficznego, który w pewnym momencie położyłem na podłodze i próbowałem w ten sposób uchwycić wychylenie membrany głośnika zamontowanego w podstawie, jednak ani za pomocą lustrzanki ani iPhone'a nie udało mi się uzyskać takiego efektu, jakiego się spodziewałem. Sądziłem, że przy takim natężeniu niskich tonów, subwoofer będzie wykonywał efektowne skoki, ale nie - membrana ledwo drgała, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że do prawdziwej gimnastyki mogą ją zmusić tylko jakieś wyczynowe monobloki lub ewentualnie Ewa Chodakowska. A przecież wykorzystane w teście końcówki McIntosha też nie są ani słabe, ani tanie. Tak czy inaczej, Aidy można z całą pewnością wpisać na listę kolumn wyznaczających standardy w dziedzinie dynamiki i jakości niskich tonów.
Czy kolumn za tak duże pieniądze słucha się tak samo, jak każdych innych? I tak, i nie. Z perspektywy człowieka, który przychodzi do salonu i słucha już gotowego systemu, nie jest to zajęcie szczególnie wymagające. Sonusy jak zwykle stawiają na przyjemność kontaktu z muzyką i raczej nie stawiają przed nami jakichś zadań do wykonania. Można więc chłonąć ich brzmienie w całkowitym spokoju. Jedyne do czego trzeba się przyzwyczaić, to skala zjawiska wynikająca poniekąd z samych rozmiarów kolumn. Aidy wymagają od słuchacza przestawienia się w sensie wysokości ulokowania sceny stereofonicznej. Siedząc na niskiej, komfortowej kanapie czujemy się trochę jak usadzeni w jednym z pierwszych rzędów sali koncertowej. Nie wiem nawet czy wysokość siedziska cokolwiek pod tym względem zmienia, ponieważ tweetery znajdują się na takiej wysokości, że większość osób musiałaby stać aby patrzeć na nie na wprost. Muszę jednak przyznać, że efekt wcale nie jest głupi i potęguje wrażenie obcowania z czymś niecodziennym i nietuzinkowym. Kolumny grające lekko z góry wyraźnie odcinają się od całej gamy skrzynek wysokich na mniej więcej metr, z niewielkimi odchyłkami w jedną lub drugą stronę. Ponieważ jednak znakomitą większość zestawów dostępnych na rynku projektuje się tak, aby człowiek siedzący na sofie obserwował muzykę mniej więcej na swojej wysokości lub nawet spoglądał na nią z góry, pierwszy kontakt z Aidami wymaga przestawienia się na nieco inny odbiór.
Gdyby jednak komuś brzmienie topowych Sonusów się nie podobało, włoscy inżynierowie przewidzieli kilka modyfikacji, które możemy wprowadzać samodzielnie, nawet podczas odsłuchu. Chodzi oczywiście o pokrętła służące do regulacji natężenia niskich tonów oraz kształtowania charakteru sceny stereofonicznej. Jako wielki miłośnik różnego rodzaju przycisków i pokręteł, pobawiłem się każdym z nich i muszę powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych wynalazków, z jakimi zetknąłem się w głośnikach do użytku domowego. Jeszcze korektor jak korektor... Można zmienić ilość niskich lub wysokich tonów, naturalnie w granicach jakiegoś tam zdrowego rozsądku. Warto zaznaczyć, że ustawienia są niezależne dla każdej z kolumn, więc jeśli mamy salon ukształtowany lub umeblowany tak, że jedna ze skrzynek będzie musiała stanąć na przykład w rogu lub znacznie bliżej bocznej ściany, niż druga, spokojnie skorygujemy sobie ten efekt właśnie za pomocą potencjometru do regulacji ilości niskich tonów. Szacunek wzbudza fakt, że nawet przy maksymalnie podkręconym basie dźwięk zachowuje idealną kontrolę w całym paśmie. Podłoga drży, powietrze jest dosłownie zasysane i wypychane przez głośniki basowe, a w muzyce nie czuć ani grama luzu czy niepokoju.
Jeszcze ciekawszą zabawką jest dla mnie jednak pokrętło do regulacji kształtu i rozpiętości sceny stereofonicznej, co odbywa się poprzez aktywację tylnych głośników. W położeniu maksymalnym ich działanie jest stosunkowo mocne - dźwięki emitowane do tyłu odbijają się od ścian, co słuchacz obserwuje jako znaczne poszerzenie, a przede wszystkim pogłębienie sceny stereofonicznej. W pewnym sensie upodabnia to Aidy do promienników dookólnych z tym, że moim zdaniem brzmienie włoskich flagowców jest wciąż bardziej naturalne i organiczne. Włączenie przestrzennego dopalacza na maksa sprawia, że ostrość lokalizacji dźwięków drugoplanowych delikatnie się rozjeżdża, ale w zamian dostajemy tyle powietrza i namacalnej przestrzeni, że w najmniejszym stopniu nam to nie przeszkadza. Podczas odsłuchu długo wahałem się, czy do codziennego słuchania wolałbym głębię ustawioną na trójkę czy może na czwórkę. Prawdopodobnie zdecydowałbym się na pierwszą opcję, jednak to już zależałoby zapewne od akustyki konkretnego pomieszczenia. Każdy szczęśliwy właściciel tych kolumn będzie mógł jednak podjąć decyzję samodzielnie, a nawet pstrykać sobie pokrętłami przed każdym odsłuchem. Aidy reagują na zmiany fantastycznie, dając nam możliwość dostosowania charakteru brzmienia do własnych preferencji. Jeżeli kupując nową płytę lubicie na przykład posłuchać jej na maksymalnie analitycznym sprzęcie, możecie skręcić głębię na zero i dodać odrobinę wysokich tonów. Uzyskacie wówczas dźwięk bardziej punktowy, zwarty i bardzo rozdzielczy. Kiedy natomiast wrzucicie nagranie koncertowe lub zechcecie obejrzeć mocny film, wystarczy podkręcić niskie tony i ustawić przestrzeń na czwórkę. Efekt może być lepszy, niż z niejednego hi-endowego zestawu kina domowego.
Budowa i parametry
Aida to flagowy model w ofercie Sonusa - 3,5-drożny zestaw podłogowy w obudowie wentylowanej kilkoma tunelami promieniującymi do tyłu. Sama obudowa to temat na dłuższe wypracowanie. Skrzynie zwężające się ku tyłowi wykonano z kilku lub nawet kilkunastu różnych materiałów, wliczając w to drewno, sklejkę, a także aluminium stosowane w konstrukcjach lotniczych. Metalowe profile zamykają obudowę od dołu i od góry, co w dużym stopniu eliminuje wibracje przenoszące się przez boczne ścianki. Wewnątrz zastosowano całe mnóstwo poprzeczek i przegród wzmacniających, wliczając w to oczywiście osobną komorę dla głośników umieszczonych z tyłu. Największy woofer promieniujący do dołu umieszczono pod kątem. Największą ciekawostką jest jednak system o nazwie Anima Legata, służący dalszemu usztywnieniu i wytłumieniu obudowy. Specjalny pręt zakończony sporymi ciężarkami spina trzy komory przeznaczone dla głośników widocznych z przodu. W przekroju wygląda to jak wielka sztanga spinająca kolumnę od środka. Do tego dochodzi jeszcze kilka rozwiązań, z których kilka zgłoszono do urzędu patentowego - Zero Vibration Transmission Technology, Bow Spring, Tuned Mass Dampers... Wydaje się, że zewnętrzny wygląd włoskich kolumn jest tylko odzwierciedleniem tego, co dzieje się wewnątrz.
Wszystkie głośniki są własnymi opracowaniami Sonusa. Tweeter to 29-mm konstrukcja DAD (Damped Apex Dome) łącząca zalety klasycznej kopułki i głośnika pierścieniowego. Średniotonowiec otrzymał 18-cm membranę będącą połączeniem celulozy z naturalnymi włóknami takimi, jak kapok czy kenaf, cewkę z aluminium pokrytego miedzią oraz kosz wykonany z użyciem frezarki CNC z jednego kawałka stopu dwóch metali. Producent nie podaje ich dokładnych nazw, ale wiadomo, że jeden materiał stosowany jest w lotnictwie, a drugi do produkcji broni palnej. Połączenie tych dwóch metali gwarantuje wysoką sztywność i odporność na rezonanse. Dalej z przodu mamy dwa 22-cm woofery z membranami wykonanymi z syntetycznej pianki i pulpy celulozowej. Najniższymi częstotliwościami zajmuje się 32-cm głośnik z cewką o średnicy 3 cali i membraną kanapkową o strukturze plastra miodu. Na tylnej ściance zamontowano natomiast 29-mm kopułkę i 12-cm głośnik średniotonowy wykonany z mieszanki celulozy i włókien pochodzenia naturalnego. Oba tworzą system o nazwie Sound Field Shaper mający poprawić wrażenia przestrzenne.
Parametry? Pasmo zaczynające się od 20 Hz i sięgające 35 kHz, skuteczność na poziomie 92 dB, czteroomowa impedancja nominalna. Takie liczby sugerują, że włoskie podłogówki mogą być zadziwiająco łatwe do napędzenia, jednak z danych producenta wynika również, że bez porządnych 100 W na kanał nie warto do nich startować. Maksymalną moc wzmacniacza określono na 1000 W.
Konfiguracja
Aidy zagrały w dobrze wytłumionym pomieszczeniu o powierzchni około 50 metrów kwadratowych. Opis konfiguracji sprzętowej będzie wyjątkowo prosty, ponieważ do odsłuchu wykorzystany został pełny system McIntosha złożony z odtwarzacza CD/SACD MCD550, przedwzmacniacza C50 i dwóch monobloków MC601. Całość została spięta kablami Cardasa z serii Clear i Clear Light. MCD550 odtwarzał zarówno płyty CD, jak i pliki z laptopa Apple MacBook Pro. Kolumny były rozstawione zgodnie z wytycznymi Cardasa, co zdaniem pracowników katowickiego salonu sprawdzało się zdecydowanie najlepiej.
Werdykt
Zazwyczaj po skończonym teście mogę napisać coś w rodzaju podsumowania i skrócić swoje wrażenia z kontaktu z opisywanym produktem do dwóch, trzech zdań. W tym przypadku nie da się tego zrobić. Nie czuję się też uprawniony do tego, aby po dwóch dniach słuchania flagowych kolumn włoskiej firmy wystawiać kategoryczne wyroki lub doradzać komukolwiek w sprawie ich zakupu. Mogę jedynie powiedzieć, że Aidy spełniły wszelkie pokładane w nich oczekiwania, a te z uwagi na ich cenę i pozycję w katalogu były spore. Najbardziej jednak spodobało mi się to, że nie są to głośniki dla szpanerów, którzy kupiliby je tylko po to, aby puścić znajomym dwa utwory z samplera. To wyjątkowe kolumny stworzone przede wszystkim dla melomanów. W wielu aspektach takich, jak bas, dynamika czy stereofonia wyznaczają poziom referencyjny. W innych, takich jak barwa czy równowaga tonalna, pozostają całkowicie poprawne i normalne, utrzymując bardzo, bardzo wysoki poziom. Grają więc majestatycznie i spektakularnie, a jednocześnie przyjemnie, po ludzku. W świecie wyczynowego hi-endu nie zdarza się to często.
Dane techniczne
Efektywność: 92 dB
Impedancja: 4 omy
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 35 kHz
Wymiary (W/S/G): 172,5/48,2/78 cm
Masa: 165 kg (sztuka)
Cena: 415000 zł (para)
Sprzęt do testu dostarczyła firma Voice.
Salę odsłuchową i sprzęt towarzyszący udostępnił salon Audio Styl.
Zdjęcia: Sonus Faber, Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze