Wilson SUB-8
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
W dzisiejszych czasach ciężko jest oszacować wartość sprzętu na pierwszy rzut oka. Bardzo podobne pod względem konstrukcyjnym kolumny mogą być wycenione zarówno na pięć, jak i pięćdziesiąt tysięcy złotych za parę. Dwa wzmacniacze lampowe wykorzystujące identyczny zestaw szklanych baniek i dysponujące zbliżoną mocą może dzielić przepaść, którą zwykłemu zjadaczowi chleba trudno logicznie wytłumaczyć. Słuchawki? Choć uważam się za znawcę tematu, mógłbym jutro dostać do ręki nowy, nie zapowiadany jeszcze nigdzie model jednego z wiodących producentów hi-endowych nauszników i nie wiedziałbym czy kosztuje pięć, dziesięć czy dwadzieścia tysięcy złotych. Czy to oznacza, że świat oszalał? Trochę tak. Ostateczna cena sprzętu nie zawsze wynika wprost z zastosowanych w nim technologii i materiałów. Często składa się na nią wiele innych czynników. W wielu firmach testy odsłuchowe są nie tylko elementem procesu projektowania, ale też sprawdzianem przed wprowadzeniem nowego modelu do sprzedaży. Jak nasz wynalazek prezentuje się na tle konkurencji? Ile klienci będą w stanie za niego zapłacić? Ile egzemplarzy faktycznie się sprzeda? Wszystko to ma wpływ na ostateczną kwotę. Jeżeli producent uważa, że udało mu się zbudować kolumny warte pięćdziesiąt tysięcy złotych za parę, wystawi taką właśnie cenę. Jeżeli kolejny zrobi odrobinę lepsze, będzie żądał za nie sto tysięcy, a potem przyjdą kolejni i powiedzą, a co tam - milion! W tym szaleństwie warto czasem zejść na ziemię i poszukać sprzętu, który nie kosztuje majątku. Tylko gdzie?
Tutaj zaczynają się schody. Nie chcę wyjść na starego dziada, ale pamiętam czasy, kiedy w ofercie naprawdę audiofilskich firm można było znaleźć fajne głośniki podstawkowe za tysiąc złotych z kawałkiem. Wiem, bo sam od takich zaczynałem i długo wahałem się czy kupić B&W, Eltaxy, Avance czy Missiony. W przedziale od tysiąca do dwóch tysięcy złotych wybór był ogromny, a ostatecznie skorzystałem ze świątecznej promocji i kupiłem B&W DM303 za 899 zł. Poważnie. Były to monitory, które w niewielkim pomieszczeniu zupełnie swobodnie radziły sobie z każdą muzyką, oferując ponadprzeciętną jak na tę cenę przejrzystość i ciekawą przestrzeń. Dziś za te pieniądze można kupić co najwyżej surroundy. Zestawy, które z lekkim przymrużeniem oka można by było uznać za pełnopasmowe, zaczynają się od tysiąca kilkuset złotych. Najtańsze sensowne podłogówki z dwoma wooferami to dwa tysiące za parę lub więcej. A przypominam, że mówimy o konstrukcjach spełniających jakieś minimalne wymagania, niewiele powyżej poziomu supermarketowej tandety. Inflacja kontynuuje swoje dzieło zniszczenia, ale natura nie znosi próżni. Za każdym razem, gdy rynek pnie się w górę, a znani producenci dochodzą do wniosku, że nie chce im się już robić taniego sprzętu dla krajów trzeciego świata i ludzi żyjących z zasiłków, ktoś inny natychmiast podejmuje wyzwanie i wprowadza produkty obdarte z tej całej dorabianej filozofii. Mają być proste, dobre i tanie, a przede wszystkim dawać klientom to, czego w danej cenie praktycznie nie można już kupić.
Pomysły na wprowadzenie takich produktów zwykle rodzą się tam, gdzie najczęściej dochodzi do kontaktu branży audio z klientami - w salonach dealerskich lub biurach handlowców. Zanim informacja o zapotrzebowaniu na tanie i dobre głośniki zostanie wprowadzona do tabelek na komputerze zastępcy dyrektora w jednym z wielkich koncernów, sprytni dealerzy i dystrybutorzy poradzą sobie z tym problemem, znajdując sprzęt, który faktycznie będzie się sprzedawał w hurtowych ilościach. A jak nie znajdą, to sami go zrobią. Będąc jednocześnie producentem i dystrybutorem, można jeszcze bardziej obniżyć ceny i zagrać konkurencji na nosie. Powiecie, że nie jest tak łatwo zrobić dobre i tanie kolumny? Kiedy ma się do dyspozycji tylko pusty garaż, płyty wiórowe, wyrzynarkę i głośniki kupione na giełdzie elektronicznej, to nie jest. Ale jeżeli chcemy robić to na poważnie i znajdziemy fabrykę, dla której zapełnienie kolumnami dwudziestu kontenerów nie jest wyzwaniem, a raczej codziennością, wchodzimy na zupełnie inny poziom. Nierzadko są to te same fabryki, w których równolegle produkowany jest sprzęt znanych marek. Dlaczego o tym mówię? Bo niedawno jeden z największych dystrybutorów w naszym kraju dostrzegł rynkową lukę i postanowił ją wypełnić w taki właśnie sposób. Jeżeli firma mająca w swoim portfolio takie marki, jak Boston Acoustics, Canton, DALI, Eltax, Q Acoustics czy Wharfedale potrzebuje tańszych, ale porządnych głośników, coś musi być na rzeczy. Na polskim rynku pojawiła się więc marka Wilson. Nazwa jest moim zdaniem mało szczęśliwa, bo może kojarzyć się z hi-endowymi markami Wilson Audio i Wilson Benesch, a także producentem sprzętu sportowego i słynną piłką Toma Hanksa z "Cast Away". Na razie to jednak zupełnie nieważne. Taka firma może się nazywać nawet Andrzej Acoustic. Chodzi o to, aby zgadzał się produkt i cena, a tutaj firma gra naprawdę ostro. Za 1499 zł dostaniemy u Wilsona nie monitory, ale cały zestaw kolumn do kina domowego Cinematic. Wyższe komplety Estrada, Viper, Movix i Raptor kosztują od 2299 do 2999 zł. W każdym z nich mamy parę kolumn podłogowych, dwa monitory i głośnik centralny. Do tego Wilson oferuje aktywne subwoofery, których ceny to już kompletny odlot. Droższy model SUB-10 z 10-calowym wooferem i wzmacniaczem o mocy 150 W kosztuje 1599 zł. Za taki kawał skrzyni, to bardzo uczciwa cena. Ale jeszcze ciekawszy jest mniejszy SUB-8, z 8-calowym głośnikiem i 65-W wzmacniaczem. Jego cena wynosi dziś dokładnie... 799 zł. Pytanie tylko czy to prawdziwy subwoofer, czy tylko tania zabawka? Musiałem to sprawdzić!
Wygląd i funkcjonalność
Osobiście jestem miłośnikiem każdego dobrego sprzętu audio, ale zawsze staram się oceniać go w kontekście ceny. Jeżeli mam do czynienia z hi-endowym wzmacniaczem lub gramofonem, moje wymagania wobec niego są bardzo wysokie. Drogie urządzenia muszą być wyjątkowe, dopracowane w najmniejszych szczegółach i ekscytujące, a nie zawsze są. Tańszy sprzęt ma łatwiejsze zadanie. Nie musi być wykonany z najlepszych materiałów, mieć luksusowego opakowania i kosmicznych technologii na pokładzie. Jeżeli będzie wyglądał i grał porządnie, w zasadzie już mamy sukces. Wbrew temu, co się niektórym wydaje, cen nie można jednak obniżać w nieskończoność. Prędzej czy później zacznie się to odbijać na jakości w stopniu, który nawet dla amatorów tanich wrażeń będzie nie do zaakceptowania. Mówiąc inaczej, kiedy kupujemy bułkę za piętnaście groszy, nie ma się co dziwić, że jest napompowana jak balon i smakuje jak pieczone trociny. Widząc subwoofer za 799 zł, zacząłem się zastanawiać czy to aby nie jest już zagranie poniżej pasa. Ale skoro z kolumn Wilsona można złożyć zestaw kina domowego za 1499 zł, a klienci donoszą, że jest lepiej, niż się spodziewali, to może warto spróbować? Może taki SUB-8 to po prostu subwoofer, który kosztowałby dwa razy tyle, gdyby miał z przodu logo znanej marki i przeszedł przez magazyn jeszcze jednego pośrednika?
Wystarczyło kilka minut, abym doszedł do wniosku, że faktycznie możemy mieć do czynienia z takim scenariuszem. SUB-8 nie sprawia bowiem wrażenia ekstremalnie budżetowego produktu - takiego, który waży podejrzanie mało i jest pakowany w kiepskiej jakości karton wypełniony nie styropianem, ale makulaturą w rodzaju wytłoczek na jajka. Wszystko jest tutaj jak najbardziej w porządku. Urządzenie przyjeżdża do nas w solidnym pudełku, zawinięte w folię i zabezpieczone styropianowymi kątownikami, a oprócz samego subwoofera w zestawie znajdziemy kilka przewodów i komplet dokumentów. Schludnie, precyzyjnie i bardzo profesjonalnie przygotowany produkt. Największe wrażenie zrobiła na mnie jednak jakość wykonania i wyposażenie aktywnego basisty Wilsona. Czarna, winylowa okleina szału nie robi, ale jest położona bardzo starannie. Nie znajdziecie tu żadnych szpar ani brzydkich śladów cięcia. Otwór na głośnik został wyfrezowany tak precyzyjnie, że po wykręceniu czterech wkrętów woofer nie chciał wypaść nawet, gdy obróciliśmy subwoofer nad specjalną gąbką i mocno nim potrząsaliśmy. Pomogło dopiero delikatne podważenie kosza. To tylko przykład, który jednak daje pewne pojęcie o jakości wykonania testowanego sprzętu. Wysokie, grube nóżki, dmuchający w dół bass-reflex, metalowy tylny panel z gniazdami - wszystko to wygląda po prostu porządnie. Wiadomo, że nie mamy do czynienia z komponentami z najwyższej półki, ale wiele z nich pozytywnie zaskakuje. W tej cenie kosz głośnika mógłby być plastikowy, ale jest metalowy. Terminale głośnikowe to zwykłe zaciski sprężynowe, ale mogłoby nie być ich w ogóle i nikt by się nie obraził. Obudowa nie została wykonana z marnych płyt wiórowych, lecz z całkiem gęstego MDF-u. Nie ma wątpliwości co do tego, że na niektórych elementach producent musiał zaoszczędzić, ale jeżeli oceniamy subwoofer jako całość, patrząc przede wszystkim na jego możliwości i ogólną jakość wykonania, SUB-8 prezentuje się naprawdę dobrze. A za te pieniądze, wręcz rewelacyjnie.
Oprócz wrażeń wizualnych i dotykowych oraz pewnego poczucia komfortu odczuwalnego już na etapie podłączania nowego nabytku, tańsze urządzenia często można rozpoznać po skromniejszym wyposażeniu. Niektóre budżetowe modele są wręcz tak spartańskie, że nie mają absolutnie nic poza kluczowymi elementami, bez których nie mogłyby wykonywać swojej podstawowej funkcji. Subwoofery są tego doskonałym przykładem. W cenie do tysiąca złotych można znaleźć wiele modeli, których wyposażenie kończy się na pojedynczym wejściu RCA, dwóch pokrętłach i kablu zamontowanym na stałe. Jego tylny panel zawiera właściwie wszystko, czego moglibyśmy potrzebować. Oprócz wspomnianych już zacisków głośnikowych, mamy tu wejście i wyjście analogowe w postaci podwójnych gniazd RCA, trzy pokrętła do płynnej regulacji wzmocnienia, częstotliwości odcięcia i fazy (nawet w wyższym przedziale cenowym nie jest to standard, a szkoda), gniazdo zasilające (ósemka) z bezpiecznikiem, włącznik sieciowy, diodę sygnalizującą aktywność urządzenia i dwupozycyjny przełącznik hebelkowy do wyboru trybu pracy (automatyczne wykrywanie sygnału lub zawsze włączony). Wygląda to naprawdę dobrze. Szczególnie spodobało mi się wejście w postaci stereo, pozwalające na podłączenie jednego subwoofera do dwukanałowego systemu. Z pojedynczym gniazdkiem też by się udało, jednak należy pamiętać, że aktywny głośnik basowy odtwarza wówczas dźwięk z jednego kanału. Nie jest to do końca naturalne. Przeprowadziłem nawet małe śledztwo i okazało się, że znalezienie subwoofera z wejściem L + R w cenie 1500-2000 zł też nie jest takie łatwe. Problemu nie ma jedynie w przypadku, gdy używamy wzmacniacza lub amplitunera ze specjalnym, pojedynczym wyjściem subwooferowym. W systemie kina domowego często do szczęścia wystarczy nam jeden kabel, ale w konfiguracji stereo, ze wzmacniaczem zintegrowanym wyposażonym w wyjście z przedwzmacniacza, są tylko dwie dobre opcje - użycie dwóch kabli, aby subwoofer "wymieszał" sobie kanały, albo... Użycie dwóch subwooferów. Mając na uwadze cenę Wilsona, to też nie jest taka głupia opcja.
Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z produktem, który pod wieloma względami wybija się ponad poziom swojego przedziału cenowego. Podczas rozpakowywania, oglądania, podłączania, a później nawet rozkręcania tego subwoofera, byłem pozytywnie zaskoczony jego wyposażeniem i jakością wykonania. W zasadzie tylko maskownica wydała mi się zbyt delikatna, ale z drugiej strony za te pieniądze należy się cieszyć, że jest. Spokojnie można ją też zdjąć, bo zastosowany w Wilsonie głośnik z prezentuje się bardzo elegancko. Jeżeli więc mówimy o tym, co widziałem i czego dotykałem, w tej cenie absolutnie nie mogę się do niczego przyczepić. Nawet gdyby SUB-8 kosztował 1199 zł, przyczepiłbym się co najwyżej do zacisków głośnikowych, ale to i tak bez znaczenia, bo połączenie wysokopoziomowe nie jest często praktykowanym rozwiązaniem. W zasadzie jedyną rzeczą, jaka zastanawiała mnie podczas podłączania Wilsona były jego parametry. Woofer o średnicy 21 cm jest tutaj napędzany wzmacniaczem o mocy 65 W, a dolna granica pasma przenoszenia to 45 Hz. Teoretycznie powinno to wystarczyć, aby dźwięk systemu opartego na monitorach lub niedużych zestawach podłogowych nabrał zdecydowanie większej głębi, ale z drugiej strony wielu producentów budżetowych kolumn chwali się pasmem przenoszenia sięgającym powiedzmy 32 lub 37 Hz. Można więc zastanawiać się czy taki subwoofer naprawdę zrobi nam dużą różnicę. Z drugiej strony, nie od dziś wiadomo, że niektóre firmy wypisują w tabelkach kompletne dyrdymały, a wiele subwooferów za dwa razy większe pieniądze też nie zapuszcza się znacznie niżej. Przynajmniej według oficjalnych danych. Póki nie posłuchamy, nie będziemy tego wiedzieli na pewno. A jeśli ktoś ma wątpliwości czy taki subwoofer naprawdę sprawdzi się w odsłuchu, może od razu sięgnąć po model SUB-10 z 25-cm głośnikiem, 150-W wzmacniaczem i pasmem przenoszenia sięgającym 25 Hz.
Brzmienie
Przystępując do odsłuchu, zastanawiałem się czy aby tym razem naprawdę nie przesadziłem. SUB-8 jest przecież stosunkowo niewielkim subwooferem, a jego parametry sugerują, że nie sprawdzi się w każdym systemie. Jeżeli mamy kolumny, których pasmo przenoszenia zaczyna się poniżej 45 Hz, teoretycznie takiego wspomagacza nie powinniśmy w ogóle zauważyć. Od razu jednak przyszły mi do głowy trzy kontrargumenty. Po pierwsze, subwoofer za te pieniądze na pewno nie jest adresowany do posiadaczy potężnych zestawów podłogowych lub dużych monitorów, które nie mają żadnych problemów z reprodukcją niskich tonów. Kupnem aktywnego głośnika basowego zainteresują się prawdopodobnie posiadacze niewielkich kolumn wolnostojących lub klasycznych, dwudrożnych monitorów, a tutaj SUB-8 może się sprawdzić tak samo, jak każdy inny budżetowy subwoofer. Po drugie, urządzenie tego typu może służyć nie tylko do robienia większego hałasu, ale też wyrównania basu. Jak wiadomo, w wielu pokojach mieszkalnych sytuacja jest trudna do opanowania. Zdarza się, że kiedy siedzimy w jednym miejscu, dół jest całkiem fajny, ale kiedy wstaniemy lub usiądziemy metr dalej, niskie tony znikają niemal całkowicie. Wynika to oczywiście z podstawowych praw fizyki. Moglibyśmy powiedzieć, że sytuacja jest normalna. Dochodzi do interferencji fal dźwiękowych emitowanych przez kolumny, powstają fale stojące, więc w jednym miejscu bas jest wygaszany, a w innym jest go aż za dużo. Zupełnie prawidłowo.
Sęk w tym, że nie o to nam chodzi. Chcielibyśmy raczej mieć zdrowy i równy dźwięk bez względu na wybrane miejsce odsłuchowe i tu subwoofer może być jednym z najlepszych rozwiązań, pomijając oczywiście kompleksowe załatwienie sprawy od strony akustyki. W wielu pomieszczeniach rewelacyjnie sprawdza się na przykład opcja z zatkanymi tunelami rezonansowymi w kolumnach i odpowiednio wyregulowanym subem. No i wreszcie trzeci argument - 21 cm, 65 W i 45 Hz to mało? Za 799 zł?! Taki subwoofer wyląduje prawdopodobnie w systemie wartym od 2000 do 5000 zł, wraz z kablami i akcesoriami. Który z takich zestawów ma kolumny z głośnikami o średnicy 21 cm? Który wzmacniacz zintegrowany za 1500-2000 zł serwuje więcej niż 65 W na kanał? Które zestawy głośnikowe za 1000-2000 zł schodzą poniżej 45 Hz? Z tą myślą, dałem Wilsonowi szansę, ale postawiłem przed nim ekstremalnie trudne zadanie. Na samym początku, podłączyłem go do swojego referencyjnego systemu, ze wzmacniaczem Unison Research Triode 25 i kolumnami Equilibrium Ether Ceramique. Nie są to potężne, trójdrożne podłogówki z kwartetem basowych membran po każdej stronie, ale zastosowane w nich ceramiczne Woofery są znane z nieprzeciętnych możliwości w tej, i nie tylko tej kwestii. Ciężko też pominąć cenową przepaść dzielącą subwoofer i kolumny. Oczywiście, dla Wilsona miałem również zaplanowany odsłuch z tańszymi monitorami, ale najpierw postanowiłem sprawdzić czy w jakikolwiek sposób uda mi się uzupełnić brzmienie podłogowych kolumn kosztujących dwadzieścia razy tyle, co SUB-8.
I co? Muszę powiedzieć, że to i owo po włączeniu subwoofera się poprawiło. Nie od razu, bo musiałem kilka razy wstać z kanapy aby dokonać niezbędnych regulacji. Po znalezieniu właściwego przesunięcia fazowego i obniżeniu częstotliwości odcięcia, brzmienie naprawdę zaczęło mi się podobać. Oczywiście SUB-8 potrafi dać do pieca i zadudnić, ale tylko wtedy, gdy nie poświęcimy tych kilku minut na regulację fazy, a pozostałe dwa potencjometry odkręcimy na maksa. Stosunkowo łatwo jest jednak znaleźć optymalne rozwiązanie i przekonać subwoofer Wilsona, by zachowywał się kulturalnie. Takie granie chyba po prostu mu się podoba, co było dla mnie nie lada zaskoczeniem. Spodziewałem się, że mimo wszystko SUB-8 będzie klasycznym, budżetowym burczybasem zaprojektowanym głównie po to, by produkować jednostajne, irytujące częstotliwości ku uciesze swych niedojrzałych właścicieli. Szybko przekonałem się jednak, że da się wydobyć z niego znacznie, znacznie więcej. Ten subwoofer potrafi zagrać całkiem szybko. Bas nie leje się po podłodze, ale dzielnie trzyma się tego, co produkują kolumny, pogłębiając ich brzmienie. Wilson nie jest nastawiony na znokautowanie słuchacza głuchym pomrukiwaniem. Może nie ma takiego kopa, jak subwoofery za trzy razy większe pieniądze, ale potrafi pięknie dopasować się do brzmienia naszego systemu. Bardzo spodobała mi się jego barwa. Bas był gęsty i mięsisty, choć w tych najniższych rejonach miał charakterystyczny, bas-refleksowy posmak. To jednak mnie nie odstraszyło, bo nie jestem fanatycznym zwolennikiem kolumn zamkniętych. Wspomniane Ethery Ceramique także mają tunele rezonansowe dmuchające w podłogę, więc nie wypada mi narzekać na ten aspekt brzmienia testowanego subwoofera.
SUB-u po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczył. Byłem przekonany, że jego brzmienie przyjdzie mi oceniać wyłącznie w kategoriach głębi i dynamiki. Wilson zagrał jednak bardzo dojrzale, równo i barwnie, zachowując przy tym naprawdę sensowną szybkość i nie wpadając w nieprzyjemne buczenie. Wystarczyło delikatnie obniżyć częstotliwość odcięcia aby niskie tony wyrównały się i stopiły z tym, co w tej materii oferowały kolumny. A skoro z podłogówkami poszło tak dobrze, zmieniłem je na podstawkowe B&W 706 S2. Te również potrafią zejść nisko, ale nie aż tak nisko, jak aktywny subwoofer skonstruowany tak, aby wywiązywał się z tego jednego zadania. Wilson po raz kolejny pokazał dużą klasę. Nie warczał bez potrzeby i nie prężył muskułów co piętnaście sekund tylko po to, aby przypominać o swym istnieniu. Wręcz przeciwnie. Po dwóch korektach ustawień, znów idealnie zespolił się z głośnikami, sprawiając wrażenie jakby to w nich samych otworzyły sie jakieś dodatkowe komory z kolejnymi membranami niskotonowymi. Tak dobre dopasowanie czasami trudno jest uzyskać, kiedy kolumny i subwoofer pochodzą od tego samego producenta, a tu proszę - pełna synergia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że bas mógłby schodzić jeszcze niżej i ładować mocniej, ale nie w tym rzecz. Gdybym miał wybierać, bez dwóch zdań postawiłbym na charakter brzmienia, jaki zaprezentował SUB-8. Może w pierwszym kontakcie taki dźwięk jest mniej imponujący, ale za to świetnie sprawdza się w testach długodystansowych.
Subwoofer to specyficzny rodzaj sprzętu audio. Ma jedno zadanie, ale często potrafi dać swemu właścicielowi dużo radości, a brzmienie uzupełnić głębią, której nie uzyskalibyśmy w inny sposób, pozostając przy tym samym wzmacniaczu i kolumnach. Moja zabawa z wieloma subwooferami wyglądała tak, że po kilku godzinach cieszenia się potężnym basem, stopniowo schodziłem z poziomem głośności do tego stopnia, że wkrótce zastanawiałem się czy jeszcze w ogóle słychać działanie tego dodatkowego głośnika. Zwykle okazywało się, że tak. Po prostu nie byłem już świadomy tego, jaką robotę wykonuje dla mnie subwoofer pracujący na niskich obrotach. Zdarzało się jednak i tak, że po wyłączeniu aktywnego basisty nie tęskniłem za jego brzmieniem. Jeżeli nie było dobrze sklejone z głównymi kolumnami lub pozostawało skażone jakimś nieprzyjemnym podbiciem, wracałem do pierwotnej konfiguracji i odsyłałem subwoofer bez żalu. Biorąc do testu Wilsona, byłem przygotowany na drugą opcję. Okazało się jednak, że nawet za tak śmieszne pieniądze można kupić porządny, aktywny głośnik basowy, który spokojnie radzi sobie w towarzystwie znacznie droższych kolumn. W porządku, z podłogówkami na ceramicznych wooferach SUB-8 nie zdziałał aż tak dużo. Bas bardziej się wyrównał, niż pogłębił, ale kompletnie zaskoczyło mnie to, że dodanie subwoofera nie spowolniło dźwięku w istotny sposób. Wilson naprawdę dowiódł swojej wartości w systemie z monitorami. Pasmo naprawdę się poszerzyło, ale brzmienie pozostało konkretne, spójne i wyrównane. Jeżeli więc macie kolumny, którym brakuje pary w zakresie niskich tonów, macie gotowe rozwiązanie - uniwersalne, kompaktowe i niedrogie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że droższe subwoofery potrafią więcej, ale... No właśnie - droższe. Jeżeli macie monitory lub nieduże podłogówki, albo po prostu nie do końca trafiliście z wyborem, ale nie chcecie sprzedawać kolumn za bezcen ani wydawać 1500-2000 zł na subwoofer, Wilson SUB-8 będzie strzałem w dziesiątkę. Nie mówiąc już o budżetowych systemach kina domowego, w których sprawdzi się równie dobrze. Na moje oko, aby uzyskać kolejną zauważalną poprawę brzmienia, trzeba wydać co najmniej dwa razy tyle.
Budowa i parametry
Wilson SUB-8 to kompaktowy subwoofer wykorzystujący 21-cm głośnik niskotonowy pracujący w obudowie wentylowanej. Przetwornik ten został zaprojektowany tak, aby idealnie pasował do rozmiarów obudowy i charakterystyki wzmacniacza dla zapewnienia najwyższej wydajności przy wszystkich poziomach głośności. Woofer napędza 65-watowy wzmacniacz pracujący w klasie A/B, co zdaniem producenta zapewnia dobre wsparcie niskich częstotliwości zarówno we współpracy z systemami kina domowego, jak i dwukanałowymi. Obudowa została wykonana z płyt MDF i pokryta czarną okleiną drewnopodobną. Jest to jedyna dostępna wersja kolorystyczna, co prawdopodobnie pozwoliło na dalsze obniżenie ceny dla odbiorcy końcowego. Wewnętrzna konstrukcja subwoofera to esencja klasyki - głośnik umieszczono z przodu, tunel rezonansowy dmucha w kierunku podłoża, a z tyłu umieszczono wzmacniacz wraz z gniazdami i wszystkimi elementami sterującymi. Wnętrze skrzynki wytłumiono kawałkami białej waty poliestrowej. Poszczególne elementy wyglądają jednak całkiem porządnie. Głośnik niskotonowy otrzymał metalowy kosz i spory układ magnetyczny, a i wzmacniacz nie wygląda jakby został zlutowany na kolanie przez uczniów technikum w środku dżungli. Nawet kable zostały zabezpieczone tak, aby nie walały się luzem po wnętrzu subwoofera. Jak widać, niska cena wcale nie oznacza, że nie można wykonać dobrej roboty.
Konfiguracja
Marantz ND8006, Unison Research Triode 25, Denon AVR-X2400H, Equilibrium Ether Ceramique, Bowers & Wilkins 706 S2, Focal Dôme, Equilibrium Tune 33 Light, Argentum Sw-0,5/1, Enerr Tablette 6S, Enerr Symbol Hybrid.
Werdykt
Mam nieodparte wrażenie, że w pewnym momencie producenci sprzętu audio zaczeli wychowywać sobie klientów, dystrybutorów i dziennikarzy. W końcu udało im się przekonać pasjonatów, że normalny wzmacniacz może kosztować dziesięć tysięcy złotych, a od kolumn za piętnaście tysięcy nie powinniśmy wymagać zbyt wiele, bo flagowy model kosztuje dziesięć razy tyle. Dlatego cieszę się, że wciąż powstają firmy przywracające pewną normalność i promujące zdroworozsądkowe podejście do tematu. Większość z nich oferuje produkty, których jakość po prostu mocno się waha. Czasami za niewielkie pieniądze uda się kupić coś fajnego, ale zdarzają się też niewypały. SUB-8 to pierwszy testowany przeze mnie produkt Wilsona, więc nie mogę jeszcze wygłaszać przedwczesnych opinii, ale jeśli reszta oferty prezentuje ten sam poziom, to właśnie narodził nam się bardzo konkretny zawodnik. Za 799 zł otrzymujemy kompletny, dopracowany produkt, który nie dość, że wygląda porządnie, jest świetnie wyposażony i robi to, co do niego należy, to jeszcze potrafi zagrać z dużą klasą, zupełnie wykraczającą poza ten przedział cenowy. SUB-8 nie dudni, nie buczy i nie rozwala ścian bez potrzeby. Potrafi za to pięknie wkomponować się w brzmienie całego systemu, dając nam prawdziwą przyjemność słuchania bez denerwujących niespodzianek. Idealna propozycja dla melomanów, którzy potrzebują trochę więcej basu, ale nie chcą wywracać swojej wieży do góry nogami.
Dane techniczne
Obudowa: bass-reflex
Głośnik niskotonowy: 210 mm
Wejścia: RCA (para)
Wyjścia: RCA (para)
Moc wzmacniacza: 65 W
Pasmo przenoszenia: 45 - 200 Hz
Regulacja częstotliwości odcięcia: 40 - 160 Hz
Przełącznik fazy: 0-180 stopni
Wymiary (W/S/G): 29,4/26,5/27,8 cm
Masa: 7,1 kg
Cena: 799 zł
Sprzęt do testu udostępniła firma Horn Distribution.
Zdjęcia: Wilson, Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Głębia
Dynamika
Barwa dźwięku
Szybkość
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
-
Andrzej
Sprawdź sobie instalację elektryczną w domu - w 95% przypadków to przyczyna buczenia, a nie sam sprzęt. Koledze buczała nowa końcówka mocy, przyniósł do mnie i cisza. No tylko u niego jest stare budownictwo, a napięcie w gniazdku może być 230 V albo 210 V zależy jak trafisz. O innych śmieciach nie wspominając. Poza tym... Buczenie transformatora przy takim zasilaczu, jak na zdjęciach? Bardzo dziwne. Żeby tam jeszcze jakiś duży toroid był, a tu impulsówka jak w pececie.
0 Lubię -
Komentarze (3)