Sound Project Nina
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Wybierając sprzęt do naszych testów, zazwyczaj wyszukujemy najciekawsze rynkowe nowości i poddajemy je wstępnej selekcji, aby czas poświęcony na sesję zdjęciową, odsłuchy i opisywanie naszych wrażeń nie był zmarnowany. Istnieją jednak urządzenia, które opisujemy poza tym schematem. Można powiedzieć, że to takie nasze specjalne znaleziska. Kolumny, wzmacniacze, przetworniki, czasami nawet kable lub akcesoria zasilające, które zrobiły na nas wyjątkowo dobre wrażenie podczas gościnnych odsłuchów w zaprzyjaźnionym salonie, na wystawie lub konferencji prasowej. Często są to również modele, które już od pewnego czasu funkcjonują na rynku i zbierają coraz więcej pozytywnych opinii. W odróżnieniu od nowości, co do których wprawdzie można mieć dobre przeczucia, ale do momentu pierwszego uruchomienia nic tak naprawdę nie wiadomo, tutaj dysponujemy już pewnym doświadczeniem i mamy podstawy sądzić, że otrzymamy wyjątkowo dobry dźwięk. Oczywiście na bazie krótkiego odsłuchu na wystawie nie można niczego stwierdzić ze stuprocentową pewnością, jednak kiedy kolejne podejścia przynoszą podobne obserwacje, coś musi być na rzeczy. Co ciekawe, większość takich sprzętowych odkryć to urządzenia mało znanych, wręcz niszowych producentów. Divine Acoustics Proxima, Audel CG Tower, Albedo HL 2.2, Equilibrium Ether Ceramique, Soul Note SD300, G Lab Design Fidelity Block, Chartwell LS3/5, Eryk S Concept Digi, DIMD PP10 Stereo, Ars-Sonum Filarmonia SK, Audiobyte Black Dragon czy Auris Audio Fortissimo to egzotyka nawet dla obeznanych w temacie audiofilów. Tak zwane wynalazki. Ale jakie! Ich twórcy zazwyczaj zdają sobie sprawę, że prawdopodobnie nigdy nie nawiążą rywalizacji z wielkimi koncernami, ale też nie na tym im zależy. Chcą budować sprzęt dla prawdziwych pasjonatów. Docierać do melomanów, którzy w katalogach znanych marek nie znaleźli tego, czego szukają. Jedną z takich firm jest Sound Project. Do tej pory kojarzyłem ją głównie ze wzmacniaczami słuchawkowymi o dość garażowym wyglądzie. I pewnie tak by pozostało, gdyby nie monitory o nazwie Nina. Po raz pierwszy usłyszałem je na wystawie Audio Video Show i pamiętam, że byłem wprost oczarowany, ale - jak to na tego typu imprezach - nie wiedziałem jaki udział w tym sukcesie miały kolumny, a jaki elektronika, kable, adaptacja akustyczna czy wreszcie same nagrania. Za rok sytuacja się powtórzyła i to już dało mi do myślenia. Trzeci odsłuch w salonie dystrybutora przesądził sprawę. Zabieram te maleństwa do naszej redakcji i sprawdzę na co naprawdę je stać.
Sytuacja, w której recenzent wcześniej miał już okazję słuchać testowanego sprzętu na pewno jest trochę nietypowa, ale niestety o żadnym sprzęcie nie można wypowiadać się ze stuprocentową pewnością dopóki nie sprawdzi się go w kontrolowanych warunkach, a więc we własnym w systemie odniesienia, znanym sobie pomieszczeniu i z użyciem przerobionych na dziesiątkach konfiguracji nagrań. Audiofilska aparatura potrafi płatać figle, a urządzenie, które sprawdziło się na trzech wystawach, po podłączeniu w domu może okazać się nieciekawe albo mało kompatybilne z pozostałymi elementami naszego zestawu. Z tego względu bardzo nie lubię opisywać swoich wrażeń odsłuchowych w relacjach z tego typu imprez, choć wiem, że wiele osób chciałoby się dowiedzieć czy nowy Hegel ma dobrą przestrzeń albo czy nowe kolumny B&W będą dobrze grały ze wzmacniaczem Denona. Niestety, w takiej sytuacji jest za dużo zmiennych. Chcąc zachować resztki obiektywizmu, można oceniać tylko dźwięk całego systemu, jako zjawisko jednorazowe. Coś, co - podobnie jak koncert na żywo - zdarzyło się w konkretnym miejscu i czasie. Wiedząc ile pracy muszą w to włożyć wystawcy, staram się ich nie krytykować. Można bowiem przygotować naprawdę świetny system i sprawdzić wszystko dziesięć razy, a po załadowaniu sprzętu do busa i rozstawieniu go w hotelu, cały efekt pryśnie chociażby ze względu na inne wymiary pomieszczenia czy grubą wykładzinę, której nie można zerwać. Jeżeli komuś uda się wyjść z takiej próby obronną ręką, jest to duży sukces, a jeśli efekt powtarza się kilka lat z rzędu, raczej nie może to być przypadek. Uprzedzam więc, że niniejszy test będzie trochę nietypowy. Wynika bowiem z potrzeby zaspokojenia mojej własnej ciekawości i poddania naszej standardowej procedurze testowej produktu, o którym już to i owo wiem. Uważam jednak, że warto szukać takich urządzeń, bo rynek sprzętu audio to nie tylko znane marki, ale także - a może nawet w coraz większym stopniu - rzeczy tworzone przez pasjonatów, dla pasjonatów. Zresztą, kto mi zabroni?
Pierwsza wersja monitorów Nina, zbudowana w oparciu o przetworniki Peerlessa i Seasa, została zaprezentowana w 2001 roku podczas wystawy Audio Show. Oryginalny model zebrał wiele pozytywnych opinii, jednak w tym miejscu historia stawia przecinek. Pomysł powrócił w 2014 roku, kiedy to światło dzienne ujrzały nowe Niny zbudowane w oparciu o aluminiowy głośnik nisko-średniotonowy Founteka i jedwabną kopułkę Scan-Speaka.Sound Project to polska firma założona przez grupę doświadczonych audiofilów i elektroników. Jej pierwsze seryjnie produkowane urządzenia pojawiły się na rynku w 1996 roku, jednak jej twórcy już wcześniej zajmowali się wytwarzaniem wzmacniaczy zintegrowanych i słuchawkowych, przetworników cyfrowo-analogowych oraz zestawów głośnikowych, głównie na zamówienie klientów, którym nie odpowiadało brzmienie dostępnego wówczas sprzętu. Sound Project nigdy nie był więc firmą stawiającą na agresywną ekspansję, a raczej rodzinną pracownią, w której można było zamówić zaprojektowane od podstaw urządzenia dopasowane do indywidualnego gustu właściciela. Operacją od początku kieruje Artur Mierzwiak, znany w audiofilskim świecie jako właściciel warszawskiego Audiopunktu. Pomagają mu jednak utalentowani konstruktorzy specjalizujący się w konkretnych rodzajach sprzętu audio. W projektowaniu komponentów elektronicznych uczestniczył Dariusz Kulesza, a zestawy głośnikowe są dziełem Roberta Skierskiego z firmy Sparkaudio. Pierwsza wersja monitorów Nina, zbudowana w oparciu o przetworniki Peerlessa i Seasa, została zaprezentowana w 2001 roku podczas wystawy Audio Show. Oryginalny model zebrał wiele pozytywnych opinii, jednak w tym miejscu historia stawia przecinek. Założyciel firmy postanowił bowiem otworzyć własny salon ze sprzętem hi-fi, z czasem rozpoczynając również dystrybucję marek Graham Audio i Soul Note, przez co na projektowanie nowych modeli i rozwijanie marki Sound Project zwyczajnie zabrakło mu czasu. Pomysł powrócił w 2014 roku, kiedy to światło dzienne ujrzały nowe Niny. Zbudowano je w oparciu o aluminiowy głośnik nisko-średniotonowy Founteka i jedwabną kopułkę Scan-Speaka. W sierpniu 2017 roku poddano je jeszcze niewielkim modyfikacjom, wprowadzając okablowanie wewnętrzne marki Oyaide i miedziane terminale Cardasa. Właśnie taka wersja trafiła do naszego testu.
Wygląd i funkcjonalność
Niny na pewno nie zrobią na nikim wrażenia swoimi gabarytami, ale masa i jakość wykonania skrzynek nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia ze sprzętem z wysokiej półki. Monitory przyjechały do nas w pojedynczym kartonie, którego nie miałem odwagi postawić na żadnym innym wzmacniaczu czy gramofonie czekającym w pudełku na swoją kolej. Nasz podręczny magazyn przeszedł więc małe przemeblowanie, w wyniku którego Niny wylądowały na samym dole i musiały poczekać aż uporamy się z pozostałymi testami. Kiedy już dokopałem się do Sound Projectów i postawiłem je na standach Custom Design RS 202, w pierwszej chwili zwróciłem uwagę na znajomo wyglądający lakier. Moje przypuszczenia wkrótce potwierdził sam producent. Obudowy do tych monitorów dostarcza Pylon Audio, w związku z czym są wykonane naprawdę znakomicie i dostępne w kilku wariantach wykończenia. Oprócz białego i czarnego lakieru o wysokim połysku, do wyboru mamy naturalne forniry w kolorze jabłoni indyjskiej i mahoniu, oba również lakierowane na lustro. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by na życzenie klienta zamówić obudowy w innej wersji kolorystycznej. W grę wchodzą właściwie wszystkie rodzaje oklein oraz dowolne barwy z palety RAL, w tym również coraz popularniejsze lakiery matowe. Takie zamówienie będzie oczywiście wiązało się z dopłatą i nieco dłuższym czasem oczekiwania, na co wielu audiofilów mimo wszystko się decyduje. Cztery podstawowe wybarwienia są natomiast dostępne w tej samej cenie - 6900 zł za parę. Jak powiedział mi właściciel firmy Sound Project, obudowy z Jarocina zostały wybrane ze względu na wysoką jakość wykonania i powtarzalność, a przede wszystkim możliwość wyprodukowania ich w technologii, która zdaniem konstruktora ma gwarantować wymaganą masę, sztywność i odporność na rezonanse. Wystarczy wspomnieć, że ścianki zostały przycięte na maszynach CNC pod kątem 45 stopni, dzięki czemu konstrukcja zyskała większą stabilność mechaniczną. W czasach drukarek 3D może nie jest to już kosmiczna technologia, ale nie każda firma może się nią pochwalić, nie mówiąc już o stosowaniu jej w kolumnach za podobne pieniądze. Najciekawsze jest to, że Pylon Audio dostarcza obudowy dla tych monitorów od wznowienia ich produkcji w 2014 roku, a sam dopiero niedawno zaprezentował własne zestawy w tak luksusowym wykończeniu. No, ale w końcu mówimy o firmie dostarczającej obudowy między innymi dla Audio Physica. Do montażu głośników czy terminali również ciężko się przyczepić. Choć cena na to nie wskazuje, Nina to wręcz luksusowy produkt. Trudno oprzeć się wrażeniu, że za wykonane z taką pieczołowitością monitory wielu zagranicznych marek musielibyśmy zapłacić dwa razy tyle. W białym lub czarnym lakierze może nie wyglądają jeszcze tak odjazdowo, ale egzotyczne forniry to pełen wersal.
TEST: Soul Note SC300 + SA300
Od strony konstrukcyjnej, Nina to niewielki, dwudrożny zestaw podstawkowy w obudowie wentylowanej. Wylot tunelu znalazł się na przedniej ściance, którą pochylono delikatnie do tyłu w celu wyrównania fazy. Obecność portu rezonansowego i przesunięcie kopułki względem osi pionowej powoduje, że monitory są asymetryczne i w związku z tym są dostarczane jako para - lewy plus prawy. Użytkownik ma więc dwie opcje ustawienia - tweeterami do wewnątrz lub na zewnątrz. Ja po szybkim teście zdecydowałem się na ten drugi wariant, jednak wszystko zależy od konkretnego pomieszczenia i systemu towarzyszącego. Brak bas-refleksu nad terminalami oznacza również większą elastyczność jeśli chodzi o odległość od tylnej ściany pokoju odsłuchowego. Wiadomo, że zmniejszenie tego dystansu do absolutnego minimum nie jest zalecane, chociażby ze względu na stereofonię, jednak w przypadku mniejszych pomieszczeń nie powinniśmy mieć problemów ze wzbudzającym się basem. Jak informuje producent, opisywane zestawy zostały stworzone z myślą o pracy w pokojach o powierzchni do 25 metrów kwadratowych i chyba tego należałoby się trzymać. Jeśli chodzi o walory praktyczne, w pudełku znajdziemy mocowane magnetycznie maskownice. Są dość lekkie, a ich obecność nie powoduje znaczącej degradacji brzmienia, jednak traktowanie ich jako pewnego zabezpieczenia przed wścibskimi paluchami i pazurami byłoby sporym nadużyciem. Sound Project poleca także stosowanie solidnych i ciężkich podstawek, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Ze względu na skuteczność na poziomie 86 dB, powinien nam się przydać także stosunkowo mocny wzmacniacz. Zgodnie z zaleceniami producenta, nie powinniśmy schodzić poniżej 30 W, ale - jak to w życiu bywa - parametry nie zawsze przekładają się na rzeczywistość. Oprócz mocnego piecyka Gato Audio DIA-250S, spróbowałem bowiem połączenia z lampową integrą Unison Research Triode 25 i to był strzał w dziesiątkę. Dynamika, energia, świetny bas i brak jakiejkolwiek zadyszki ze strony wzmacniacza. Po raz kolejny okazało się, że warto eksperymentować. Gdybym z góry skreślił taki system, popełniłbym ogromny błąd.
Z tyłu uwagę przyciąga piękna, lśniąca tabliczka znamionowa, w którą wkomponowano gniazda Cardas CCBP. Terminale przyjmują wtyki bananowe i widełki, ale najważniejsze jest to, że zostały wykonane z czystej miedzi o wysokiej czystości. Para takich gniazd, a więc komplet dla jednej kolumny, kosztuje 189 zł. To audiofilska biżuteria, godna hi-endowych produktów. Jak twierdzi konstruktor, zmiana montowanych wcześniej terminali firmy WBT w połączeniu z wymianą wewnętrznego okablowania pozwoliła uzyskać jeszcze lepszą szybkość i transparentność dźwięku. Z punktu widzenia wyglądu i jakości wykonania, mamy więc do czynienia z produktem, w którym ciężko znaleźć jakieś minusy. Jedynym, maleńkim zgrzytem estetycznym jest moim zdaniem umieszczony z przodu napis wykonany - nie wiedzieć czemu - złotymi literami. Gdyby znalazło się tutaj małe, srebrne logo identyczne z tym na tabliczce znamionowej, byłbym całkowicie ukontentowany.
Brzmienie
Jak zapewne się domyślacie, od początku miałem dobre przeczucia co do tych monitorów. Jednak, podobnie jak w przypadku każdego innego testu, aż do momentu rozpoczęcia odsłuchu towarzyszyła mi niepewność. Co jeśli okaże się, że Niny grają dobrze tylko w towarzystwie wybranych wzmacniaczy i kabli, a moje wcześniejsze obserwacje były obarczone dużym błędem wynikającym z faktu, że to nie ja konfigurowałem system, a jedynie siedziałem i słuchałem gotowego efektu? Niestety, i w taką pułapkę można wpaść, szczególnie jeśli mówimy o gościnnych odsłuchach i wspomnieniach, jakie wynosimy z dużych wystaw audiofilskiej aparatury. I tak, jak można niesłusznie skreślić urządzenie, które po prostu miało ogromnego pecha i wylądowało w źle złożonym systemie, tak można również zachwycić się sprzętem, który sam nie jest wybitny, ale miał szczęście być jednym z elementów wyjątkowo synergicznego zestawu. Pamiętam, jak dawno temu podczas Audio Show, jeszcze w Bristolu, wszyscy zachwycali się brzmieniem kolumn Thiela napędzanych stosunkowo niedrogą, lampową integrą marki Jadis. Niektórzy chcieli później powtórzyć ten efekt i chyba nikomu się nie udało. Okazało się, że Thiele nie grają tak z żadnym innym wzmacniaczem, choćby nawet konstrukcyjnie był bardzo zbliżony do francuskiego piecyka. Podobno magia wspomnianego systemu znikała nawet po zmianie płyty. Dla doświadczonych audiofilów nie jest to żadna nowość, jednak w taką pułapkę możne wpaść każdy, a ja jeszcze podczas podłączania kabli zastanawiałem się czy to nie będzie właśnie ten przypadek. Z drugiej strony, założyciel marki Sound Project prowadzi salon ze sprzętem hi-fi, a zatem mógł sprawdzić Niny z szeroką gamą elektroniki i podobno z tej możliwości skorzystał. Wśród polskich producentów nie jest to częsta praktyka. Oczywiście nie każdy może pozwolić sobie na wybudowanie sali odsłuchowej i wyposażenie jej w najróżniejsze urządzenia, od budżetówki po hi-end, ale zapakowanie prototypowych kolumn i umówienie się na gościnny odsłuch w jednym z zaprzyjaźnionych salonów dla nikogo nie powinien być problemem. Ale nie każdy na to wpadnie. Niektórzy przykładowo mają Naima i budują głośniki, które grają dobrze tylko z Naimem... Kto wie, czy to nie etap długotrwałych testów odsłuchowych w różnych konfiguracjach daje kolumnom największą przewagę nad konkurencją? Kiedy słyszę, że ostatnim etapem projektowania, będącym swego rodzaju kropką nad "i" było zastąpienie jednych terminali innymi, automatycznie zaczynam myśleć, że jest dobrze. Że mam do czynienia z kimś, kto wie, że idealne dopasowanie wszystkich elementów do siebie jest o wiele ważniejsze niż wrzucenie do worka garści drogich części i złożenie z nich gotowego produktu, bez pomiarów czy odsłuchów. Z drugiej strony... Szukając informacji na temat Sparkaudio trafiłem na stronę macierzystej firmy, która specjalizuje się w produkcji rajdowych metromierzy i taksometrów. Spojrzałem na Niny raz jeszcze i pomyślałem sobie "no pięknie, mam w domu kolumny zaprojektowane przez właściciela sklepu i producenta liczników dla taryfiarzy". Przyznacie, że z tej perspektywy sprawa nie wyglądała dobrze...
Czy cały sekret tkwi w zastosowanym okablowaniu? A może w zwrotnicy zaprojektowanej przez gościa od taksometrów? Wiem, że brzmi to zabawnie, ale uzyskany rezultat brzmieniowy jest ni mniej, ni więcej - spektakularny. Niny oferują wysokie tony na poziomie kolumn z najlepszymi znanymi mi kopułkami, jak wstęgi ELAC-a, berylowe kopułki Focala czy Esotary Dynaudio.Wszystkie wątpliwości przekreśliły jednak pierwsze minuty odsłuchu. Co tu się wydarzyło... Niny zagrały niesamowicie szybkim, zwiewnym i rozdzielczym dźwiękiem z prawdziwie trójwymiarową przestrzenią i rytmicznym, zaskakująco głębokim basem. W pierwszej chwili aż nie wiedziałem który z elementów ich brzmienia należałoby przeanalizować w pierwszej kolejności. Za dużo szczęścia. Po kilku dniach doszedłem do wniosku, że do tych najbardziej spektakularnych zalet polskich monitorów powinienem w pierwszej kolejności zaliczyć przejrzystość i stereofonię. Niny prezentują tutaj poziom konstrukcji, które większość audiofilów zalicza już do hi-endu. Z kolei niskie tony zostały zestrojone tak dokładnie, że w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy słyszałem w swoim życiu lepszy bas z zestawów podstawkowych. Otóż tak, słyszałem. Ale nie były to monitory tej wielkości, że o cenie nie wspomnę. Opis zacznę jednak od wysokich tonów ponieważ to one najbardziej przyciągały moją uwagę w pierwszych minutach odsłuchu. Na moje ucho, chwilami jedwabne kopułki poczynają sobie nawet zbyt śmiało. Nie jest to jakiś nienaturalny efekt, ale Niny z pewnością należałoby zaliczyć do kolumn o lekko rozjaśnionym brzmieniu. Sęk w tym, że... Jest to góra naprawdę pierwszorzędnej jakości. Czyściutka, pozbawiona szorstkości, szlachetna, lotna, pięknie wypolerowana, po prostu mistrzowska. W takiej sytuacji nawet audiofilom, którzy normalnie nie przepadają za dźwiękiem zmierzającym lekko w stronę szkoły francuskiej czy japońskiej, potrafi zmienić się punkt widzenia. Kiedy potraktowałem opisywane monitory referencyjnymi nagraniami, zaczęły śpiewać jak zaczarowane. Już dawno wpatrywanie się w sam zakres wysokich tonów nie dostarczył mi takiej frajdy. Odczuwalnej nie tylko na poziomie analizowania tego, co słyszymy, ale wręcz w sposób fizjologiczny. Jakby kolejne dźwięki dzwoneczków były w mojej głowie zamieniane na serotoninę. Może to zresztą nie być dalekie od prawdy. Zwykle jednak takich wrażeń dostarczają mi kolumny czarujące bliską, gęstą i delikatnie ocieploną średnicą, ewentualnie głębokim i świetnie kontrolowanym basem. Niny zrobiły to samymi tweeterami, a przecież nie zacząłem nawet opowiadać o całej reszcie. Naprawdę niesamowite kolumny. Gdyby taką górę można było przeszczepić do zestawów za dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści tysięcy złotych za parę, wielu audiofilów po krótkim odsłuchu mogłoby zdecydować się na taką operację. Nie wiem w jaki sposób konstruktorom udało się to osiągnąć, bo zastosowany w Ninach tweeter nie jest jakimś wynalazkiem zbudowanym na specjalne zamówienie. Słyszałem go w wielu, wielu kolumnach, a jednak nigdy nie byłem tak zachwycony uzyskanym efektem. Czy cały sekret tkwi w zastosowanym okablowaniu? A może w zwrotnicy zaprojektowanej przez gościa od taksometrów? Wiem, że brzmi to zabawnie, ale uzyskany rezultat brzmieniowy jest ni mniej, ni więcej - spektakularny. Niny oferują wysokie tony na poziomie kolumn z najlepszymi znanymi mi kopułkami, jak wstęgi ELAC-a, berylowe kopułki Focala czy Esotary Dynaudio. Przez chwilę próbowałem sobie przypomnieć kiedy po raz ostatni słyszałem taki dźwięk w kolumnach wykorzystujących tweetery dostępne w regularnej sprzedaży, "z półki", i wyszło mi, że były to Audio Physiki Avanti III z pierścieniowymi Vifami. Kolumny, których aktualny odpowiednik kosztuje 20998 zł.
Po kilku dniach odsłuchów doszedłem do wniosku, że Sound Project proponuje nam w istocie udane skrzyżowanie studyjnego monitora z audiofilskimi kolumnami, dla których oprócz dynamiki, przejrzystości i równowagi tonalnej liczą się też inne elementy prezentacji, jak chociażby barwa. Niny mają w sobie sporo tego bezkompromisowego charakteru, który oferują zestawy stworzone z myślą o profesjonalistach. Decyduje o tym przede wszystkim fenomenalna rozdzielczość, wykraczająca poza zakres wysokich tonów i rozciągająca się praktycznie na wszystkie aspekty prezentacji. Szybko nabieramy pewności, że nigdy nie zabraknie nam ważnych detali, wokale będą zawsze czytelne podane jak na dłoni, a bas nie straci tempa i wigoru. W wielu głośnikach studyjnych jest to jednak związane z pewną suchością, twardością i ogólnym brakiem emocji w muzyce. Ma to oczywiście swoje uzasadnienie. Dla realizatorów dźwięku i specjalistów od masteringu monitory są jednym z najważniejszych narzędzi pracy, w której zwyczajnie nie ma miejsca na opowieści o cewkach nawijanych w świetle księżyca i inne audiofilskie bzdury. Tego typu kolumny są trochę jak samochody rajdowe z twardym zawieszeniem i klatką bezpieczeństwa. W ostrych zakrętach nie mogą bowiem chwiać się na boki, a ich kierowca musi czuć po czym jedzie, nawet jeśli nie będzie to przyjemne. Nikt jednak nie chciałby używać takiego auta na co dzień, dojeżdżać nim do pracy i jeździć po zakupy, nie mówiąc o dłuższych trasach. Do tego są cywilne modele. Jednak wielu amatorów motoryzacji uważa, że nie ma nic piękniejszego niż połączenie tych dwóch światów. Samochód, który z jednej strony ma mocny silnik i masę sportowych części, a z drugiej - dobre wyciszenie, bagażnik, klimatyzację, wygodne fotele i tryb komfortowy, w którym bez problemu zrobimy czterysta kilometrów. Niny to właśnie takie bestie. W pierwszym kontakcie robią takie wrażenie, jakby zależało im na pokazaniu całej prawdy o muzyce, bez niedomówień i wątpliwości. Szybko okazuje się jednak, że mają też coś więcej. Nie jest to twardy, suchy i kwadratowy dźwięk wyprany z emocji po to, abyśmy mogli rozebrać muzykę na części pierwsze. Owszem, mamy taką możliwość, ale oprócz przejrzystości i mikrodynamiki dostajemy też pewną dozę gładkości, zróżnicowaną barwę, spójność, lekkość i przestrzeń, w której człowiek aż chce się zatopić. Wszystko odbywa się w atmosferze spokoju. To dość dziwne, bo kolumny nie starają się oczarować nas ciepłem. Powiedziałbym nawet, że ich brzmienie jest lekko schłodzone, ale jednocześnie niesłychanie płynne i harmonijne. Niny podają nam mnóstwo informacji, ale nie w formie urywków, przecieków i podartych kartek, których nikt nie miał czasu uporządkować. Wręcz przeciwnie. Wszystko jest tutaj dopieszczone i elegancko oszlifowane. Do tego stopnia, że nawet w dźwiękach, które do tej pory traktowaliśmy jako niepotrzebne lub irytujące, zaczynamy dostrzegać, hmm... Piękno? Duża klasa.
Im dłużej słuchałem tych monitorów, tym większe wrażenie na mnie robiły. Niny z jednej strony potrafią w stu procentach wykorzystać zalety głośników pracujących w niewielkich obudowach, z drugiej zaś w mistrzowski sposób bronią się w dziedzinach, w których wiele podobnych konstrukcji idzie na kompromisy. Jednym z elementów doszlifowanym do perfekcji jest stereofonia. Głośniki momentalnie znikają z pomieszczenia, zostawiając po sobie trójwymiarową scenę wypełnioną powietrzem. Dźwięki pierwszoplanowe można wycinać z niego żyletką, natomiast całe muzyczne tło roztacza się wokół nas szerokim łukiem. Na dobrze zrealizowanych nagraniach wydaje się, że monitory ze studyjną dokładnością, a nawet pewnym chłodnym spokojem rozmieszczają przed nami wszystko, co najważniejsze, a w celu dopełnienia efektu, udaje im się w jakiś sposób przekonać ściany i sufit naszego pokoju odsłuchowego aby włączyły się do akcji. Rezultat jest tak spektakularny, że po pewnym czasie zaczynamy się zastanawiać czy aby Sound Project nie ukrył gdzieś dodatkowych, sprytnie zamaskowanych tweeterów. Lokowanie pewnych dźwięków daleko poza bocznymi krawędziami kolumn, a nawet z boku lub nad głową, budzi skojarzenia z dipolami i kolumnami wyposażonymi w kopułki skierowane do tyłu. Ale oczywiście niczego takiego tu nie ma. Niewiele konwencjonalnych zestawów potrafi wzbić się na taki poziom. Może niektóre modele Audio Physica, Chartwella, Xaviana? Niny zasługują na maksymalną ocenę w tej rubryce, a już na pewno w swoim przedziale cenowym. Elementem, w którym opisywane kolumienki zaskakująco dobrze się bronią jest natomiast bas. Spodziewałem się, że będzie konkretny, szybki i konturowy, ale patrząc na rozmiary membran głośników nisko-średniotonowych absolutnie nie wyobrażałem sobie, że będzie w stanie zapuścić się tak nisko. Kiedy nagranie tego wymaga, Niny potrafią wydobyć z siebie zadziwiająco subwooferowy dół. Początkowo myślałem, że trafiłem w nagranie, które zwyczajnie im się spodobało. Czasami bowiem nawet niewielkie przetworniki potrafią zaserwować nam coś niezwykłego, ale po zmianie utworu okazuje się, że na jednych płytach bas jest wyjątkowo dobry, a przy odtwarzaniu innych znika niemal kompletnie. Ale... Nie tym razem. Próbowałem przyłapać testowane monitory na takim oszustwie, ale każda zmiana repertuaru przybliżała mnie tylko do oczywistego wniosku - one po prostu tak mają! Oczywiście nie są zupełnie nieczułe na jakość nagrania, ustawienie czy jakość sprzętu towarzyszącego, ale ich głęboki, nasycony i świetnie kontrolowany bas to coś więcej niż sztuczka ze sprytnie nastrojonym bass-refleksem. Ze względu na swoje gabaryty, Niny nie są kolumnami, które poleciłbym do nagłośnienia czterdziestometrowego salonu. Ale w większości typowych pokoi o powierzchni od kilkunastu do powiedzmy 25-30 metrów można je śmiało wypróbować bez obawy, że niskich tonów nie będzie.
TEST: Chartwell LS3/5
Po kilku dniach słuchania wiedziałem już, że na temat tych głośników będę mógł powiedzieć wiele dobrego. Niny to monitory obdarzone pięknym, wręcz niezwykłym jak na swoją cenę dźwiękiem. Co więcej, nie wynika to z użycia jakiejś autorskiej technologii lub komponentów zamkniętych w szczelnie zaspawanej puszce, ale typowo audiofilskiego podejścia polskich konstruktorów polegającego na cierpliwym dopasowaniu poszczególnych elementów do siebie i weryfikacji każdej zmiany wielogodzinnymi odsłuchami. To taka sama magia, jaką mają w sobie kolumny ProAc-a, Kudosa, Dynaudio, Equilibrium, Xaviana i kilku innych marek, których inżynierowie potrafią zamienić worek zwykłych części w sprzęt o niezwykłym brzmieniu. Nie ma tu magnesów w kształcie kwiatu lotosu, tłumiących rurek, linii transmisyjnych i głośników emitujących dźwięk we wszystkich kierunkach. A jednak nie każde kolumny potrafią zafundować nam takie emocje. Czy jednak poleciłbym te monitory każdemu? Nie. Z prostej przyczyny - to nie są głośniki dla kogoś, kto nie będzie wiedział jak się z nimi obchodzić. Powiem więcej. Z mojego punktu widzenia są to raczej kolumny dla audiofilów, którzy albo mają już spore doświadczenie ze sprzętem albo chcą takowe zdobyć. Ta droga nie zawsze jest usłana różami. W odpowiedniej konfiguracji Niny będą śpiewać jak mitologiczne syreny, ale spróbujcie je oszukać tanim wzmacniaczem, budżetowymi kablami albo kiepskimi nagraniami, a szybko pożałujecie, że nie przeznaczyliście swoich oszczędności na coś bezpieczniejszego, jak elegancki zegarek. Zaznaczam, że opisane powyżej wrażenia dotyczą odsłuchu ze wzmacniaczami, źródłami i kablami kosztującymi więcej niż same głośniki. W ramach eksperymentu podłączyłem je do integry z zupełnie innej półki cenowej i Niny pokazały mi w zasadzie tylko dwie rzeczy - co w jego brzmieniu należałoby poprawić i czego na pewno nie dostanę jeśli zaraz nie przepnę kabli do włoskiego lampowca stojącego tuż obok. Charakterne są cholery... Tym, którzy się tego nie przestraszą, sugerowałbym pozostawienie sobie jakiegoś marginesu błędu przy konfigurowaniu systemu. Na pewno unikałbym wzmacniaczy grających ostro i przejrzyście. Jeśli komuś zależy na uzyskaniu efektu szkła powiększającego, właśnie taki może być efekt takiego mariażu. Unison Research Triode 25, podłączony trochę przez przypadek, okazał się być strzałem w dziesiątkę. Oszczędzanie na źródle i okablowaniu raczej nie wchodzi w grę. Ale... Jeżeli spełnicie wszystkie te warunki, możecie otrzymać coś wyjątkowego. Nie wahałbym się nawet polecić tych monitorów audiofilom rozglądającym się za zestawami w cenie 10000-15000 zł. To, co zaoszczędzicie na głośnikach, dołożycie do wzmacniacza i możliwe, że system jako całość bardzo dobrze na tym wyjdzie. Niny na pewno stawiają przed nami pewne wymagania, ale za zrozumienie i zaakceptowanie ich filozofii, za każdą złotówkę włożoną w elektronikę i każdą minutę poświęconą na znalezienie optymalnego kąta dogięcia potrafią odwdzięczyć się tak, jak robią to kolumny hi-endowe. Bez zahamowań.
Budowa i parametry
Sound Project Nina to dwudrożny monitor o niewielkich rozmiarach, który według producenta przeznaczony jest do odsłuchów w pomieszczeniach o powierzchni do 25 metrów kwadratowych. Dwudrożny zestaw w obudowie wentylowanej zbudowano w oparciu o nisko-średniotonowy przetwornik Fountek FW146 z aluminiową membraną o średnicy 14,6 cm i miękkim, gumowym zawieszeniem. Woofer ma stosunkowo duży układ magnetyczny i kosz będący solidnym odlewem aluminiowo-magnezowym. W centralnej części głośnika umieszczono srebrzysty korektor fazy w kształcie pocisku. Jak zapewnia Fountek, dzięki sztywnej membranie pracującej jak tłok, przetwornik ten charakteryzuje się wysoko położonym rezonansem, ujawniającym się dopiero w okolicach 6-7 kHz. Można go zatem łatwo wyeliminować za pomocą zwrotnicy. Wysokimi tonami zajmuje się jedwabny tweeter Scan-Speak D2604 będący konstrukcją kopułkowo-pierścieniową. Membrana o średnicy zewnętrznej 38 mm jest tutaj prowadzona przez 26-mm cewkę. Całkowita powierzchnia drgająca jest więc znacznie większa, niż w klasycznych kopułkach o średnicy 26 mm, co prowadzi do uzyskania wysokiej efektywności. Obudowę wykonano z 19-mm płyt MDF wykończonych lakierem lub fornirem z naturalnego drewna. Ścianki przycięto na maszynach CNC pod kątem 45 stopni, co zdaniem konstruktorów zwiększa stabilność mechaniczną skrzynek. Pochylenie frontu miało na celu stworzenie możliwości obcowania z muzyką na żywo. Elementy tworzące wewnętrzną część obudowy dobierano na drodze eksperymentów, odsłuchów i pomiarów. Ostatecznie zdecydowano się na poziomą poprzeczkę wzmacniającą łączącą boczne ścianki oraz wytłumienie złożone z mat bitumicznych i włókniny z dodatkiem owczej wełny i filcu. Jak twierdzi założyciel firmy, miało to na celu stworzenie idealnej mieszanki materiałów o różnej pochłanialności. Zwrotnica drugiego rzędu zbudowana jest zgodnie z teorią Linkwitz-Riley'a. Przebiegi obu głośników pokrywają się z założonym przez konstruktorów wzorcem. Całość została zmontowana na osobnej płytce z MDF-u metodą punkt-punkt. Jakość zastosowanych elementów nie pozostawia wątpliwości, że na podzespołach nie oszczędzano. Dopełnieniem tej filozofii są terminale głośnikowe Cardas CCBP i wewnętrzne okablowanie marki Oyaide.
Werdykt
Na łamach naszego portalu testuję kilkadziesiąt urządzeń rocznie. Choć staram się wybierać te, które z jakiegoś powodu mnie zainteresują, zazwyczaj w ciągu roku trafia się tylko kilka perełek, do których mam ochotę wrócić zaraz po zakończeniu odsłuchów. Później opowiadam o nich znajomym cierpiącym na tę samą chorobę, zachęcam ich do wypróbowania danego modelu u siebie, a czasami faktycznie sprowadzam taki sprzęt z powrotem. Niny zapewniły sobie członkostwo w tej elitarnej grupie w ciągu zaledwie kilku pierwszych dni testu. Są naprawdę wyjątkowe. Długo zastanawiałem się jak podsumować ich brzmienie jednym zdaniem i wpadłem na pewien pomysł kiedy odłączałem kable i pakowałem je do kartonu. Wiecie czym są te monitory? To takie hi-endowe słuchawki, których nie trzeba zakładać na głowę. Potrafią wykreować przed nami namacalny, szczegółowy, niemal fotorealistyczny obraz muzyki. Ostatnio z czymś takim zetknąłem się podczas testu słuchawek Focal Clear. Różnica jest taka, że Niny dokładają do zestawu fantastyczną, trójwymiarową przestrzeń, a my podczas odsłuchu nie musimy siedzieć w fotelu uwiązani kablem. Ideał? Nie. Ale zupełnie nie o to chodzi. Mamy bowiem do czynienia z kolumnami zestrojonymi w sposób charakterystyczny dla produktów z najwyższej półki. Z takim sprzętem trzeba umieć się obchodzić. Dobrze go poznać, aby później wykorzystać jego potencjał poprzez dobór pozostałych elementów systemu. W nieodpowiedniej konfiguracji Niny zagrają ostro i agresywnie, pokazując więcej niedoskonałości elektroniki niż własnych zalet. Wystarczy jednak trochę się przyłożyć, popracować nad ustawieniem, wypróbować kilka par kabli albo podłączyć nieracjonalnie drogi wzmacniacz, a odezwą się pięknym, fenomenalnie dopracowanym dźwiękiem, który również nie pasuje do kolumn z tego przedziału cenowego. Majstersztyk.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, wentylowane
Efektywność: 86 dB
Impedancja: 6 Ω
Pasmo przenoszenia: 40 Hz - 20 kHz
Rekomendowana moc wzmacniacza: 30 - 150 W
Wymiary (W/S/G): 20/32/34 cm
Masa: 8 kg (sztuka)
Cena: 6900 zł (para)
Konfiguracja
Gato Audio DIA-250S, Unison Research Triode 25, NAD C316BEE, Chord Qutest, Marantz ND8006, Astell&Kern AK70, Cardas Clear Reflection, Enerr Tablette 6S, Enerr Symbol Hybrid.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Radek
Sound Project Nina czy Pylon Audio Diamond 25. Które prezentują lepszy ogólny poziom jakościowy?
0 Lubię -
Paweł
Bardzo dobre kolumny do niedużego pomieszczenia, ale wymagają sporego wzmacniacza. Ja mam obecnie Haiku Audio SOL II SE i odnoszę wrażenie, że to minimum jeśli chodzi o moc, a ten wzmacniacz ma jakieś 60-70 W przy 8 Ω
0 Lubię -
Artur
Do dzisiejszego dnia jestem pod wrażeniem tych głośników. Czystość stereofonia szybkość i mega fajny pełny i konturowy bas, plastyczne granie z wyśmienitą barwą bez wątpliwości fenomen ze swoim brzmieniowym charakterem, dysponując pokojem do 20 m2 i dobrym wzmacniaczem, minimum 50-100 W. Gwarantuję, że to koniec poszukiwań :-)
0 Lubię
Komentarze (3)