ELAC Miracord 50
- Kategoria: Gramofony i sprzęt analogowy
- Tomasz Karasiński
ELAC to firma jednoznacznie kojarzona z zestawami głośnikowymi. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, bo w ich produkcji specjalizuje się od wielu, wielu lat. Niemcy skupili się na kolumnach tak mocno, że o ich dziedzictwie i zaangażowaniu w inne projekty wiedzieli tylko niektórzy recenzenci i wyjątkowo dociekliwi audiofile. Informacja o tym, że ELAC nie tylko był swego czasu cenionym producentem gramofonów, ale wręcz zaczynał od nich swoją przygodę z komercyjnym sprzętem audio, jest dla wielu osób co najmniej zaskakująca, a to nawet nie koniec historii. Firma powstała w 1926 roku w Kilonii i początkowo zajmowała się analizą rozchodzenia się fal w różnych ośrodkach. Konsekwencją prac badawczych była produkcja sonarów montowanych między innymi na okrętach podwodnych. Po wojnie ELAC szybko przerzucił się na produkcję sprzętu audio. W 1948 roku zaprezentował swój pierwszy gramofon - PW1. Firma święciła triumfy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a jednym z jej największych hitów był Miracord 50H II. Jak na swoje czasy, była to całkiem zaawansowana maszyna wyposażona w wiele przełączników i regulacji. Użytkownik mógł wybrać obsługę manualną lub automatyczną. Dla początkujących użytkowników urządzenie było więc proste w obsłudze, natomiast audiofile mogli skorzystać chociażby z możliwości ustawienia anti-skatingu czy nacisku. Gramofon miał też ciekawe ramię TA-30 o kwadratowym przekroju. Choć do modeli flagowych jeszcze trochę mu brakowało, klienci go pokochali. Podobno wiele z tych szlifierek bez większych problemów gra do dziś, ciesząc uszy swoich pierwszych właścicieli i kolejnych pokoleń melomanów.
Na przestrzeni lat, różnych modeli z serii Miracord nazbierało się naprawdę mnóstwo. Dziś można je znaleźć głównie na internetowych aukcjach i w salonach oferujących porządnie odrestaurowany sprzęt vintage'owy. Ale tak, jak wojenna klęska oznaczała dla ELAC-a koniec produkcji sonarów, tak wprowadzenie płyty kompaktowej zakończyło okres dominacji gramofonów. Firma nie przerzuciła się na odtwarzacze, ale na kolumny głośnikowe, w czym zasadniczo trwa do dziś. Kolejne zawirowania na rynku skłoniły jej szefów do zmiany strategii, a przynajmniej rozszerzenia oferty. W katalogu zaczęły się pojawiać różne cuda, takie jak zestawy aktywne, głośniki bezprzewodowe, wzmacniacze, serwery muzyczne i streamery. Niemcy wyraźnie zasygnalizowali światu, że otwierają się na nowe możliwości, jakby czegoś szukali. W końcu wrócili jednak do produkcji gramofonów, zaczynając od pięknego modelu Miracord 90 Anniversary. ELAC nawiązał do złotej ery płyt analogowych i swojej bogatej historii, jednak wówczas jeszcze nikt nie spodziewał się, że wkrótce firma wprowadzi na rynek tańsze modele Miracord 70 i Miracord 50. Spodziewano się raczej, że Miracord 90 Anniversary pozostanie tylko ciekawostką dla kolekcjonerów i pięknym prezentem, jaki firma przygotowała dla swoich fanów świętując okrągłą, dziewięćdziesiątą rocznicę działalności. Ale nie. Niemcy poszli za ciosem i najwyraźniej starają się powoli odbudowywać status analogowej potęgi. Opisywany Miracord 50 pod pewnymi względami nawiązuje do hitu z początku lat siedemdziesiątych. Nie ma drewnianej obudowy ani nawet nie wpisuje się w modę na styl retro. Jest za to porządnie zbudowany, dobrze wyposażony i rozsądnie wyceniony. 2399 zł za elegancki, kompletny gramofon z niezłą wkładką, wbudowanym przedwzmacniaczem korekcyjnym i odrobiną automatycznego wspomagania? Brzmi dobrze. Pozostaje więc sprawdzić jak to wygląda w praktyce.
Wygląd i funkcjonalność
W czasach analogowego renesansu producenci sprzętu rywalizują ze sobą na różnych frontach. Niektórzy starają się dotrzeć do doświadczonych melomanów, jednak zdecydowana większość walczy o względy klienta zdefiniowanego tak dobrze, że mogliby go wręcz narysować. Chodzi głównie o młodszych ludzi, którzy z winylami albo nie mieli do czynienia nigdy, albo co najwyżej pamiętają, jak to ich rodzice opuszczali jakiś dziwny patyk na obracający się talerz i cieszyli się do muzyki płynącej zazwyczaj z paskudnych, dużych kolumn. Ale czy chodzi tylko o sentyment? Moim zdaniem nie. Czarne krążki łączą się z pewną muzyczną kulturą, lub - jak powiedzieliby specjaliści od marketingu - stylem życia. Winyle są tak niepraktyczne, że aż fajne. Wyglądają inaczej, brzmią inaczej i wymagają od nas pewnego zaangażowania - od samego zdobywania płyt po zakup, instalację i obsługę sprzętu służącego do ich odczytu. Podobnie, jak kasety magnetofonowe, kojarzą nam się z czymś, co wykracza poza jedną z wielu codziennych czynności, jaką dla niektórych stało się słuchanie muzyki. Przywołują wspomnienia o tym, jak nagrywało się audycje radiowe albo w towarzystwie koleżanek i kolegów słuchało świeżo zakupionej płyty. Bez siedzenia z twarzami w smartfonach. Jak na ironię, kiedy płyty kompaktowe zaczęły wymierać, najpierw wypierane przez pliki, a później dobite przez streaming, zaczęliśmy tęsknić za czymś fizycznym. Ale, co też zastanawiające, wcale nie za cedekami. Te bowiem od początku miały być wygodne, długowieczne i pozbawione "wad" winyli, takich jak chociażby trzaski i konieczność bawienia się ramieniem. Dziś jeszcze bardziej praktyczny jest streaming, więc cyfrowe płyty nie są nam do niczego potrzebne. Co innego te analogowe. One przetrwały próbę czasu i zaczynają mocno mieszać na rynku. Winyle schodzą jak świeże bułeczki na koncertach, kupowane nawet przez fanów, którzy gramofonu nie posiadają. Autograf na takiej ogromnej okładce to jest coś. Jak płyt nazbiera się więcej, to i sprzęt się znajdzie. Z drugiej strony, słyszałem, że 30% gramofonów kupionych w ostatnich latach nigdy nie doczekało się pierwszego uruchomienia. Stoją, bo są ładne. Chwilowo nie ma ich do czego podłączyć, ani czego na nich słuchać. Ale kiedyś ich talerze z pewnością zaczną się obracać.
Winylowy boom napędza nie tylko pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków. O czarnych płytach przypomnieli sobie także melomani, którzy niegdyś słuchali muzyki tylko w ten sposób. Wielu ma jeszcze nagrania, które przeczekały na strychu naszą fascynację cedekami. Postawieni przed wyborem, czy je wyrzucić czy kupić choćby byle jaki gramofon i zrobić z nich użytek, wybierają raczej drugą opcję. Obie grupy łączy jedno - nie mogą albo jeszcze nie chcą przeznaczyć na tę zabawę wszystkich swoich oszczędności. A przecież można tu popłynąć, oj można... Ceny naprawdę dobrych gramofonów zaczynają się od pięciu tysięcy złotych. Porządny phono stage to znów kilka tysięcy. Do tego wkładka, docisk, szczotka lub myjka, rozmaite płyny i ściereczki, nie wspominając już o samych płytach. Nie dałoby się taniej? "Ależ pewnie, zapraszamy!" - tłumnie odpowiadają producenci gramofonów, podsuwając nam gotowe szlifierki do 2000-2500 zł. Wiele z nich wygląda bardzo podobnie. Niektóre są niemal identyczne. To oczywiste, bo technologia jest stara jak świat. Jej opanowanie, szczególnie jeśli mówimy o sprzęcie budżetowym, nie jest takie skomplikowane. O wiele trudniej jest po kilkudziesięciu latach przestoju uruchomić całkiem nową linię produkcyjną. Dlatego też wiele firm korzysta ze "wspomagania". Jedni od razu zapukali do specjalistów, takich jak Pro-Ject czy Clearaudio. Inni postanowili zbudować własny gramofon z wykorzystaniem gotowych podzespołów, jak chociażby ramiona Regi. Oba modele działalności nie są złe, ale najczęściej prowadzą do tego, że gotowy produkt okazuje droższy, niż pierwotnie zakładano. Gramofon wyprodukowany przez Pro-Jecta i przyozdobiony logiem innej firmy może bowiem wylądować na sklepowej półce obok... Konkurencyjnego modelu Pro-Jecta. W 99% przypadków tańszego. Heinz Lichtenegger głupi nie jest i nie będzie dla nikogo robił gramofonów taniej, niż dla siebie. Z Clearaudio sprawy mają się podobnie. Taki - dajmy na to - McIntosh MT2 wygląda pięknie, ale kosztuje 18800 zł, a Clearaudio Performance DC - 14999 zł. Oczywiście nie jest to dokładnie takie samo urządzenie, ale 3800 zł piechotą nie chodzi. Budowa własnego gramofonu na bazie istniejących części jest kusząca, jednak dla wielu firm jest to absolutny debiut i pojawiają się problemy z najgłupszymi detalami, jak chociażby nieprawidłowy sposób montażu silnika. Dlatego właśnie wiele firm postanowiło poszukać podwykonawcy, który mógłby zgodnie z ich projektem wykonać gramofon od początku do końca. Przypomina to trochę zamawianie koszulek z nadrukiem. Ja na przykład projekt mógłbym zrobić, ale z maszyną do szycia jestem na bakier. Nawet żelazka nie ogarniam. Ale jeśli ktoś ma pełny magazyn t-shirtów i odpowiednie oprzyrządowanie, z pewnością się dogadamy.
Miracord 50 jest kolejnym testowanym przeze mnie gramofonem, który ewidentnie pochodzi z tej samej fabryki. Poznaję je po sposobie pakowania, z identycznym umiejscowieniem poszczególnych części w styropianowych wytłoczkach. Takie same lub bardzo podobne są także mniejsze elementy, jak łożysko, silnik, zasilacz, talerz z naciągniętym od spodu paskiem czy pokrywa z pakowanymi osobno zawiasami, które trzeba w dość brutalny sposób wepchnąć na miejsce. Moja małżonka, która jeszcze kilka lat temu gramofonów wolała nie dotykać, dziś składa je z zamkniętymi oczami. Podstawa, talerz, mata, headshell, przeciwwaga, pokrywa, zasilacz - trzy minuty i zrobione. Najlepsze jest to, że większość tych gramofonów kosztuje praktycznie tyle samo. Reloop Turn 3 - 1999 zł. Onkyo CP-1050 - 1999 zł. ELAC Miracord 50? Ha, tu Was zaskoczę! Jego katalogowa cena to 2399 zł, ale wszedłem na stronę sieci salonów Top Hi-Fi & Video Design, która dostarczyła nam urządzenie do testu, i obowiązuje tu cena promocyjna - 1999 zł. Mało brakowało, a poczułbym się zdezorientowany. Nie dziwię się jednak dystrybutorom i dealerom, którzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że dla wielu klientów kwota ta stanowi pewną barierę. W niektórych przypadkach podyktowaną życiowymi realiami, w innych zaś czysto psychologiczną. Rywalizacja w tym segmencie jest i jeszcze przez kilka najbliższych lat będzie bardzo ostra. Później część odbiorców zwyczajnie się winylami znudzi, a ci bardziej wkręceni będą szukali sprzętu z wyższej półki. Na razie jednak mamy zatrzęsienie szlifierek w cenie do dwóch tysięcy złotych i dokładnie w ten punkt uderza Miracord 50.
Na tle porównywalnych, a nawet mocno zbliżonych konstrukcyjnie i jakościowo gramofonów, podstawowy ELAC prezentuje się dość ciekawie. Niemieccy projektanci wprowadzili tu kilka detali, które nawiązują do droższych modeli Miracord 70 i Miracord 90, tym samym wyróżniając bohatera naszego testu z tłumu.Czyli co, nuda? Otóż niekoniecznie. Na tle porównywalnych, a nawet mocno zbliżonych konstrukcyjnie i jakościowo gramofonów, podstawowy ELAC prezentuje się dość ciekawie. Niemieccy projektanci wprowadzili tu kilka detali, które nawiązują do droższych modeli Miracord 70 i Miracord 90, tym samym wyróżniając bohatera naszego testu z tłumu. Zacznijmy od podstawy. Jest zdecydowanie wyższa, niż w Reloopie Turn 3, TEAC-u TN-400BT i większości zbliżonych cenowo gramofonów Pro-Jecta i Regi. Z zaokrągloną na brzegach obwódką przypominającą szary, chropowaty metal i czarną, lustrzaną powierzchnią, Miracord 50 wygląda dość oryginalnie. Całość została osadzona na sporych nóżkach, dzięki czemu gramofon sprawia wrażenie poważniejszego i droższego, niż jest w rzeczywistości. To jednak nie wszystko. Niemcy wprowadzili do tego dobrze już znanego projektu kilka ciekawych modyfikacji. Trochę inaczej wygląda ramię, którego podziurkowany headshell wyposażony jest w zamontowaną fabrycznie wkładkę Audio-Technica AT91 (co ciekawe, na zdjęciach producenta widać inny model). Zwykle w tej roli obsadzany jest Ortofon 2M Red. Audio-Technica AT91 jest znacznie tańsza. Klops? Nie wiem, zobaczymy jeszcze jak to wyjdzie w odsłuchu. W testach i tak często narzekam na tego typu wkładki. W moim przekonaniu nawet gramofon tej klasy zasługuje na kartridż za 600-700 zł. 2M Red to takie "ni w przód, ni w tył". Gdyby okazało się, że AT91 nadaje się co najwyżej na rozruch, przynajmniej będzie wiadomo, że można bez wyrzutów sumienia oddać ją na elektrośmieci i rozejrzeć się za wkładką z wyższej półki. Pojawia się jednak kolejne pytanie - czemu mielibyśmy kupić Miracorda 50, a nie Reloopa Turn 3, który z wkładką Ortofona mógłby popracować znacznie dłużej, zanim zdecydujemy się na wymianę tego elementu? Hmm... Szczerze mówiąc - nie wiem. ELAC mimo wszystko wygląda porządniej? Podobnie, jak wiele porównywalnych cenowo adapterów, ma wbudowany phono stage i obsługuje trzy prędkości obrotowe, a z jego ramieniem można się nawet chwilę pobawić. Spodobał mi się talerz podklejony absorbującą drgania pianką i gumowa slipmata, która piękna może nie jest, ale nie zbiera kurzu tak, jak stosowane w większości podobnych gramofonów maty z cienkiego filcu. Pytanie tylko czy takie argumenty wystarczą, aby część klientów zdecydowała się właśnie na Miracorda 50.
Mam wrażenie, że niektórym nie będzie to robiło żadnej różnicy. O wyborze konkretnego modelu może przesądzić nawet to, że będzie można go dostać od ręki w najbliższym sklepie. Żeby nie było, że nie przykładam się do swojej roboty, przejrzałem dane techniczne kilku gramofonów w ten samej cenie. I wiecie co? Jeden, za przeproszeniem, pies. To tak, jakbym miał przeprowadzić degustację win z dolnej półki popularnego dyskontu. Wiem, że znajdą się koneserzy, którzy nawet na tym poziomie zaczną doszukiwać się subtelnych różnic. Może nie jestem aż takim zapaleńcem, ale dla mnie sprawa jest jasna. Większość tych gramofonów - podobnie jak większość tanich win - to niemal dokładnie to samo. Jeśli nie wierzycie albo koniecznie chcecie wybrać ten najlepszy, umówcie się na odsłuch porównawczy. Aby jednak spojrzeć na sprawę z szerszej perspektywy, poproście najpierw o podłączenie jednego gramofonu kosztującego tyle, co iPhone XS Max. Celowo stawiam go w roli punktu odniesienia, bo nie mogę zrozumieć dlaczego 6199 zł za telefon wielu ludzi płaci bez chwili zawahania, a gramofon za te same pieniądze to droga fanaberia. Zbytek. Wiem, że dla wielu melomanów zarówno Miracord 50, jak i Onkyo CP-1050, TEAC TN-400BT, Pro-Ject Debut Carbon Esprit DC, Denon DP-400, NAD C558 czy Rega Planar 2 to poważny zakup. Być może nawet spełnienie pewnego marzenia. Radziłbym jednak podejść do takiego projektu w sposób rozwojowy. Za niewielkie pieniądze dostajemy urządzenie, które zagra z dowolnym wzmacniaczem lub amplitunerem. Jeżeli złapiecie bakcyla, zacznijcie od razu odkładać pieniądze najpierw na lepszą wkładkę, a następnie - zewnętrzny przedwzmacniacz korekcyjny.
Brzmienie
Większość tego typu gramofonów w fabrycznej konfiguracji oferuje naturalny i dość uniwersalny, ale też ewidentnie wygładzony dźwięk. Sytuację w wielu przypadkach ratuje to, że winyle nawet na kiepskim sprzęcie potrafią zabrzmieć ciekawie. Szczególnie, gdy mamy do czynienia z dobrze zrealizowanym i wydanym albumem. Czasami nawet odrestaurowana niewielkim kosztem szlifierka z czasów PRL-u wystarczy, abyśmy mogli usłyszeć ten specyficzny klimat analogowych nagrań. To jednak tak, jakby powiedzieć, że zdjęcia z klasycznego aparatu analogowego są lepsze, niż z cyfrowej lustrzanki. Na pewno są inne, ale żeby faktycznie były lepsze, muszą jeszcze spełniać pewne kryteria jakościowe. Jeżeli okażą się nieostre i zaszumione, zalety tej technologii nikogo nie przekonają. ELAC w swoim najtańszym gramofonie niczego nie wymyślał od nowa, ale zdecydował się na nietypową wkładkę. Audio-Technica AT91 kosztuje zaledwie 89 zł. Nawet jak na budżetowy gramofon, to bardzo mało. Mówimy przecież o elemencie odpowiedzialnym za odczytywanie dźwięku zapisanego na winylowych krążkach - śledzenie rowków i zamienianie mikroskopijnych drgań na sygnał elektryczny. To właśnie we wkładce "powstaje" nasza muzyka. Czy wybór takiego modelu był podyktowany wyłącznie względami finansowymi? Okazuje się, że nie. Jak łatwo sobie wyobrazić, AT91 nie jest ponadprzeciętnie dobrą wkładką. Nie odważyłbym się napisać, że jest lepsza chociażby od wspomnianego wcześniej Ortofona 2M Red. A jednak potrafi zagrać i ma odrobinę własnego charakteru.
VINTAGE: ELAC Miracord 50H II
Miracord 50 zaprezentował poprawne, nieźle zrównoważone brzmienie, w którym można było znaleźć coś więcej, niż tylko "magię analogu". Pokazał, że owa magia może współistnieć z dobrze rozciągniętym pasmem, czytelnym zakresem średnich tonów i całkiem przyzwoitą dynamiką. Gdyby testowany gramofon był dwukrotnie droższy, pewnie narzekałbym na spłaszczenie dźwięku na przełomie średnich i wysokich częstotliwości i lekkie zapiaszczenie góry pasma, ale w przy tej cenie ciężko byłoby traktować tego typu utyskiwania poważnie. Mówimy przecież o urządzeniu z dolnej półki. Nie jest to proste pudełko z dwoma przyciskami, ale sprzęt łączący w sobie mechanikę i elektronikę. To cud, że w dzisiejszych czasach możemy kupić taki gramofon za dwa tysiące złotych. Jeżeli ktoś spodziewa się, że najtańszy ELAC pozwoli mu dojść do granic audiofilizmu, wzbić się na poziom ekstremalnego hi-endu, usłyszeć muzykę jak na żywo i pogonić kota dowolnemu odtwarzaczowi płyt kompaktowych czy streamerowi za porównywalne pieniądze, to nie tak. Nie wystarczy zainwestować w jeden z najtańszych gramofonów na rynku, aby odkryć nie wiadomo co. Można jednak wymagać, aby nasza nowa szlifierka pokazała przyzwoity dźwięk i otworzyła przed nami drogę do powiększania swojej winylowej kolekcji i dalszego udoskonalania systemu. Miracord 50, pomimo montowanej w standardzie, mocno niskobudżetowej wkładki, wywiązuje się z tego zadania. Jest tu zarówno spora dawka tej przyjemnej gęstości i ciepłej, organicznej barwy, jaką utożsamiamy z czarnymi płytami, jak i elementy zdrowego, rzetelnego grania, które nadają brzmieniu wiarygodności.
Jak to w życiu bywa - to, że nie jest źle wcale nie oznacza, że nie może być lepiej. Najprostszym sposobem na podniesienie jakości dźwięku będzie na pewno wymiana wkładki na lepszą. Nawet gdybyśmy chcieli zostać przy fabrycznej konfiguracji jak najdłużej, Audio-Technica AT91 nie będzie nam służyć wiecznie. W poszukiwaniu zamiennika, który pozwoli nam wznieść się na wyższy poziom, należy oczywiście wziąć pod uwagę kompatybilność wkładki z wbudowanym przedwzmacniaczem korekcyjnym. Chyba, że ominiemy go, prowadząc sygnał do zewnętrznego phono stage'a. Mając pod ręką wkładkę Clearaudio Concept V2 o zbliżonych parametrach, zamontowałem ją w ELAC-u i już pierwsze sekundy odsłuchu po takiej modyfikacji utwierdziły mnie w przekonaniu, że na tym kluczowym elemencie naprawdę nie ma co oszczędzać. Dźwięk nabrał konturów i szeroko pojętego realizmu. Pasmo poszerzyło się i wyrównało. Zachowana została przyjemna, analogowa barwa, ale wyparowało spłaszczenie wyższej średnicy i zapiaszczenie góry pasma. Przestrzeń? Nie ma czego porównywać. Inna bajka. Skoro tak dobrze poszło, postanowiłem użyć umieszczonego z tyłu hebelka i wykorzystać phono stage Cambridge Audio CP2, którego używam na co dzień. Żaden hi-end, ale w swojej cenie to prawdopodobnie jeden z lepszych przedwzmacniaczy gramofonowych dostępnych na naszym rynku. Jak można się było spodziewać, różnica na korzyść Cambridge'a znów była bardzo wyraźna.
Miracord 50 jest urządzeniem, które kupujemy jako całość i na początku warto by było się nim pocieszyć właśnie w takiej formie. Dla wielu użytkowników będzie to pierwszy adapter w życiu, w związku z czym będzie idealnym narzędziem do nauki obchodzenia się z taką aparaturą i winylami w ogóle.Ależ pan redaktor odkrył Amerykę, prawda? Nic jednak na to nie poradzę, bo ELAC - podobnie, jak wiele konkurencyjnych gramofonów - aż domaga się od użytkownika takiego upgrade'u. Nie trzeba przeprowadzać go natychmiast po zakupie. Miracord 50 jest przecież urządzeniem, które kupujemy jako całość i na początku warto by było się nim pocieszyć właśnie w takiej formie. Dla wielu użytkowników będzie to pierwszy adapter w życiu, w związku z czym będzie idealnym narzędziem do nauki obchodzenia się z taką aparaturą i winylami w ogóle. W niektórych przypadkach przez potrącenie ramienia lub przesunięcie go po płycie bez uniesienia dźwigienki polegnie przynajmniej jedna płyta, w innych igła zostanie wyrwana z wkładki podczas wycierania gramofony zwykłą ściereczkę z mikrofibry. To jak z nauką jazdy na rowerze. Jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz. Myślę, że producent jest tego świadomy. Dobrze wiedzieć, że pod ręką mamy co najmniej kilka sprawdzonych wariantów rozwojowych. Tak na wypadek, gdyby zabawa z winylami okazała się dla nas czymś więcej, niż chwilowym zauroczeniem.
Budowa i parametry
ELAC Miracord 50 to gramofon analogowy, który w założeniu projektantów miał nawiązywać do klasycznych modeli ze złotej ery płyt winylowych. Urządzenie jest dość standardową, jak na ten przedział cenowy, konstrukcją z paskowym napędem i talerzem odlewanym z aluminium. Proste ramię z demontowalnym headshellem zostało fabrycznie wyposażone w wysokiej jakości wkładkę firmy Audio-Technica. Miracord 50 ma także wbudowany przedwzmacniacz korekcyjny, pozwalający na podłączenie go do dowolnego systemu audio z wejściem analogowym. Stabilną podstawę dla ramienia i napędu zapewnia antyrezonansowa obudowa, zaprojektowana w celu zminimalizowania dźwiękowego wpływu wibracji otoczenia. Silnik prądu stałego zapewnia stabilne odtwarzanie płyt, przekazując napęd na talerz za pomocą gumowego paska. Ramię to klasycznie łożyskowana, prosta rurka z wbudowaną regulacją anti-skatingu i zdejmowanym headshellem. Fabrycznie montowana wkładka MM upraszcza konfigurację. Według producenta, użytkownik ma już ustawiony właściwy kąt śledzenia, nacisk i azymut natychmiast po wyjęciu z gramofonu z opakowania. Z tym naciskiem tak bym akurat nie szalał, bo jednym z podstawowych zadań podczas montażu ELAC-a jest zamocowanie przeciwwagi i ustawienie odpowiedniej siły nacisku. Tutaj firma troszeczkę się rozpędziła, a mimo wszystko do prawidłowego montażu i instalacji tego gramofonu potrzebna jest odrobina doświadczenia albo cierpliwość pozwalająca na dokładne podążanie za wskazówkami z instrukcji obsługi. Gramofon dostępny jest w dwóch wersjach wykończenia - widocznej na zdjęciach czarno-srebrnej oraz drewnianej. Dla ochrony przez kurzem i zabezpieczenia ramienia przed przypadkowym uszkodzeniem, gramofon został wyposażony w przezroczystą pokrywę.
Werdykt
Niejedna firma chciałaby móc pochwalić się tak bogatym gramofonowym dziedzictwem, ale czy Miracord 50 ma coś wspólnego ze słynnym pierwowzorem z lat siedemdziesiątych? Tak naprawdę w żaden sposób nie mogę tego ocenić, bo starszego modelu nigdy nie widziałem na żywo. To była mimo wszystko inna epoka, do której dziś możemy tylko w pewien sposób się odwoływać. Nie tylko konkretnych rozwiązań technicznych, ale też ogromnej popularności winyli - mimo odnotowywanych od kilku lat wzrostów - chyba nie uda się przywrócić. Mimo to, testowany gramofon jest wartościowym urządzeniem. Nie kosztuje dużo, a robi wszystko, co powinien robić gramofon dla początkujących fanów czarnej płyty. Mógłbym oczywiście zafundować wszystkim głębsze rozważania na temat basu, przestrzeni i rozdzielczości, ale mam wrażenie, że tylko część osób zainteresowanych tym modelem podejdzie do tematu po audiofilsku. Cała reszta będzie się zastanawiać czy mogą sobie lub swoim bliskim kupić ELAC-a bez ryzyka wpadki, czy można podłączyć go do sześcioletniego amplitunera i czy każdy poradzi sobie z jego złożeniem i instalacją. Owszem. Miracord 50 to całkiem bezpieczny wybór. Jeśli nie będziecie wymagać od niego czegoś, czego potrafi żaden gramofon za te pieniądze, będziecie zadowoleni. A kiedy już trochę się nim pobawicie, przypomnijcie sobie co tam stary Karasiński pisał o wkładkach i przedwzmacniaczach. Jeśli będziecie chcieli kontynuować tę przygodę, może kiedyś spotkamy się w jednym ze specjalistycznych sklepów z winylami, matami, dociskami i kopertami antystatycznymi. O, czekajcie... Ktoś mi się chyba wbija do domu przez komin:-)
Dane techniczne
Typ wkładki: MM (Audio-Technica AT91)
Stosunek sygnał/szum: > 67 dB
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz
Poziom wyjściowy: 2,5 mV
Prędkości obrotowe: 33 1/3, 45, 78 obr/min
Wbudowany przedwzmacniacz: MM
Pobór mocy: 1,5 W (max)
Wymiary (W/S/G): 14/42/36 cm
Masa: 5,5 kg
Cena: 2399 zł
Konfiguracja
Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition, Unison Research Preludio, Marantz ND8006, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept V2, Cardas Clear Reflection, Melodika Purple Rain, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Light, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
Tomek
Dzień dobry. W tej cenie warto kupić jakiegoś używanego Technicsa czy Duala czy postawić mimo wszystko na nowy sprzęt, taki jak produkowany tutaj? Wiadomo, że nowe Reloopy, Pioniery i inne są produkowane w jednej chińskiej fabryce i można się naczytać o problemach z takimi gramofonami, czy tu jest podobnie?
0 Lubię
Komentarze (1)