Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Klipsch The One

Klipsch The One

Od kilku lat w świecie sprzętu audio coraz mocniej widać powrót do korzeni. Melomani nie tylko zaczęli odwracać się od kina domowego, uznając systemy dwukanałowe za bardziej naturalne, ale też podchodząc do wyboru konkretnego modelu coraz częściej decydują się na urządzenia nawiązujące do tradycyjnych konstrukcji i wzornictwa utrzymanego w stylu retro. Nie ma w tym nic złego, bo tak, jak klasyczne samochody, tak i wzmacniacze czy kolumny głośnikowe sprzed kilkudziesięciu lat mają w sobie coś magicznego. Dziś już rzadko która firma buduje sprzęt w ten sposób, a jeśli tak jest, to jego ceny osiągają pułap astronomiczny. Niektóre nowe marki próbują podrabiać ten styl z lepszym lub gorszym skutkiem, ale to jednak nie to samo, co współczesne retro w wykonaniu producentów działających nieprzerwanie od wielu, wielu lat. Wydawałoby się, że najprostszym sposobem na przeniesienie do domu tego niezwykłego klimatu będzie zakup vintage'owego kompletu elektroniki i kolumn z tak zwanej złotej ery hi-fi, ale to wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Po pierwsze, znalezienie urządzeń w dobrym stanie wymaga poświęcenia i cierpliwości, a doprowadzenie ich do perfekcji czy choćby odświeżenie i wykonanie niezbędnych napraw może pochłonąć więcej pieniędzy niż inwestycja w srebrne kable. Po drugie, mniej popularne urządzenia i rynkowe średniaki można rzeczywiście kupić za przyzwoite pieniądze, ale legendarne modele - czyli te, których tak naprawdę chcemy - są coraz droższe i osiągają na aukcjach ceny idące w tysiące euro. I wreszcie po trzecie, nawet kupując i stawiając sobie w domu taką vintage'ową wieżę, z czego będziemy słuchać muzyki. Z radia, którego jakość pozostawia wiele do życzenia, a za kilka lat sygnał prawdopodobnie zniknie całkowicie, zastąpiony systemem DAB? Z kaset magnetofonowych? To fajna zabawa, ale czy najnowsze albumy Deep Purple, Depeche Mode czy Rogera Watersa wyszły na kasetach? No nie. A może ideałem byłoby połączenie starej szkoły budowania głośników i vintage'owego wzornictwa z nowoczesną technologią? Gdyby tylko coś takiego istniało...

Okazuje się, że wiele firm już dawno na to wpadło. Jedną z nich jest Klipsch. Firma założona w 1946 roku przez Paula Wilbura Klipscha do dziś pozostaje wierna wizji bezkompromisowego tworzenia urządzeń audio. Mówcie co chcecie, ale oryginalnych konstrukcji w katalogu amerykańskiej firmy mamy co nie miara. Trudno się temu dziwić, mając na uwadze jej historię. Dawno, dawno temu sale kinowe i koncertowe wyposażone były w długie głośniki tubowe odtwarzające ścieżki dźwiękowe. Takie konstrukcje były w stanie wytworzyć odpowiednie ciśnienie akustyczne nawet, kiedy napędzały je stosunkowo słabe wzmacniacze. Fajnie, ale jak przenieść takie głośniki do domu? Tuby stosowane w salach kinowych często miały ponad dziewięć metrów długości, więc nawet typowe salony w amerykańskich domach nie były w stanie pomieścić takiego sprzętu. Rozwiązaniem zaproponowanym przez Klipscha było sfałdowanie tuby i umieszczenie obudowy głośnika w rogu, dzięki czemu ściany stawały się naturalnym przedłużeniem głośników. Jednym z jego najciekawszych wynalazków był model o nazwie Klipschorn, produkowany nieprzerwanie od ponad sześćdziesięciu lat. Miłość do muzyki i pragnienie usłyszenia orkiestry we własnym domu było tym, co popchnęło Paula Klipscha do próby udoskonalenia zasad konstrukcyjnych w głośnikach.

Gość był na pewno nieprzeciętny, bo pewnego razu w swoim biurze przeglądał jeden z magazynów branżowych, po czym rzucił go o ścianę i krzyknął "Bullshit!" - była to jego reakcja na reklamę głośników AR-3A zachwalanych przez producenta jako "kolejny duży przełom" w świecie audio. Od tamtej pory Paul pojawiał się na wystawach i konferencjach w marynarce, która od spodu po prawej stronie miała naszyty napis "Bull", a po lewej - tak, zgadliście. Nawet dziś na stronie Klipscha można znaleźć zdjęcie kilkudziesięciu osób stojących przed fabryką w żółtych koszulkach z firmowym "sloganem". Są tam również inne ciekawe przedmioty, jak naklejki przedstawiające znak z przekreślonym bykiem robiącym, ehm, numer dwa. Paul Klipsch był nie tylko oryginałem, ale i wyjątkowo długowiecznym skurczybykiem. Wyobrażacie sobie 96-letniego dziadka, który lata po fabryce doglądając pracy stolarzy i elektroników? Tak to mniej więcej wyglądało. Niestety, Paul zmarł 5 maja 2002 roku w wieku 98 lat, ale i przed tym się zabezpieczył. W 1989 roku wraz z żoną sprzedał firmę swojemu kuzynowi, biznesmenowi z Indianapolis - Fredowi Klipschowi. Zmiany własnościowe zapoczątkowały nową erę rozwoju Klipscha, który teraz produkuje nie tylko kolumny głośnikowe, ale także zestawy kina domowego, słuchawki czy głośniki bezprzewodowe. Jeden z nich właśnie wylądował na moim biurku.

Klipsch The One

Wygląd i funkcjonalność

Pod koniec ubiegłego roku amerykańscy inżynierowie postanowili wypuścić całą serię głośników i innych urządzeń audio mających pracować w ramach jednego ekosystemu, umożliwiając klientom budowę prostego multiroomu lub modyfikację posiadanego zestawu tak, aby mógł odtwarzać muzykę z tabletów i smartfonów, a nawet bezpośrednio z sieci. Można powiedzieć, że seria Stream to taka odpowiedź Klipscha na Sonosa, HEOS-a, Bluesounda czy MusicCasta Yamahy, choć gdyby Paul Klipsch to przeczytał, pewnie przewróciłby się w grobie i rzucił komputerem o ścianę. No bo jak to, jego firma przecież nie kopiuje konkurencji. Częściowo tak, ale nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć pewne elementy wspólne dla wszystkich wspominanych systemów. Do wyboru mamy kilka urządzeń, w tym przypadku elegancki głośnik RW-1, soundbary RSB-8 i RSB-14, streamery Gate i PowerGate, monitory aktywne The Sixes oraz vintage'owy głośnik The Three, który z wyglądu przypomina trochę górny moduł słynnych Klipschornów. Pomysł jest bardzo prosty - wyjmujemy taki zestaw z pudełka, podłączamy do sieci, następnie ściągamy aplikację sterującą, wybieramy serwisy muzyczne, z których będziemy korzystać, a następnie rozsiadamy się wygodnie w fotelu i słuchamy, kontrolując wszystko za pomocą smartfona lub tabletu.

Nie przekonuje Was to? Mnie kiedyś też wydawało się to dziwne, aż pewnego dnia przyniosłem do domu najprostszy głośnik Sonosa. Teraz mam też HEOS-a, który pod względem funkcjonalności jest nawet lepszy, a gra wcale nie gorzej. No, ale każdy z tych bezprzewodowych multiroomów ma również swoje wady. Po pierwsze, wejście w taki system zaczyna mieć prawdziwy sens dopiero wtedy, gdy kupimy albo będziemy mieli w planach kupno co najmniej kilku elementów. W salonie soundbar, w biurze dwa małe głośniki spięte za pomocą aplikacji w system stereo, w sypialni jeszcze mniejszy głośnik na szafce obok łóżka i tak dalej. Owszem, można kupić sobie tylko jeden taki głośnik i słuchać go z przyjemnością, ale dopiero dokładanie kolejnych elementów ujawnia cały potencjał takiego ekosystemu. Nie mówiąc już o tym, że nie każdy mieszka w domu, w którym jest pięć czy siedem pomieszczeń do zagospodarowania. Ceny nieruchomości są jakie są, a jak ktoś mieszka w kawalerce, kupionej na kredyt rzutem na taśmę, to co ma sobie myśleć oglądając film zachwalający możliwości takiego bezprzewodowego multiroomu? Że co, będzie sobie słuchał muzyki z sąsiadami, którzy i tak raczą go nowymi przebojami Zenka Martyniuka? Klipsch opracował więc prostsze i tańsze rozwiązanie - głośnik o nazwie The One. On też przypomina piękne kolumny z serii Heritage, ale nie należy do serii Stream, jest dużo prostszy i ma tylko dwa wejścia - przewodowo połączymy się z nim za pomocą 3,5 mm jacka, a bezprzewodowo przez Bluetooth 4.0. Czyli też posłuchamy muzyki z laptopa, tabletu czy smartfona, a nawet z innego źródła analogowego, ale bez tych wszystkich wodotrysków, podłączania kolejnych elementów i dzielenia się muzyką z domownikami. Prostota to duży plus, ale jeszcze większym jest cena. Należący do serii Stream model The Three kosztuje 2299 zł, a testowany The One - 1599 zł. W porządku, ten pierwszy jest trochę większy, ma gniazdo USB, wejście RCA i parę innych gadżetów. Ale jeśli chcemy kupić tylko ładny, prosty głośnik, który odtworzy muzykę z naszego komputera lub smartfona, wszystko wskazuje na to, że tańszy model w zupełności wystarczy.

Co by nie mówić, Klipsch wygląda bombowo. Może takie wzornictwo nie będzie pasowało do każdego pokoju, ale tym razem mam to w nosie. The One spodobał mi się jak rzadko który głośnik bezprzewodowy. Na górze i na dole mamy prawdziwe drewno, wszystkie boczki pokryto grubym materiałem, prawdopodobnie takim samym, z którego wykonane są maskownice w kolumnach z serii Heritage, natomiast na górze znalazł się panel sterowania w formie metalowej płytki z pokrętłami i wystającym hebelkiem. Ów miedziano-złoty pasek ma przedłużenie na tylnej ściance urządzenia, gdzie zamiast pokręteł i przycisków mamy ładnie wystylizowaną nazwę modelu oraz dwa gniazda - zasilające i wejście analogowe 3,5 mm. Głośnik stoi na niewysokich nóżkach, również wykonanych z drewna i podklejonych warstwą gumowatego materiału. Ogólne wrażenie? Czad! Większość produkowanych dziś głośników bezprzewodowych to jakieś plastikowe walce albo stożki, w których nie znajdziecie praktycznie żadnych elementów zapożyczonych z audiofilskich kolumn. Producenci chwalą się, że to super technologia, że z 2,5-calowych membran udało się jakimś cudem wydobyć głęboki bas, a za strojenie odpowiedzialny był zespół inżynierów specjalizujących się w zestawach hi-endowych. Wiem, bo przeczytałem już z pół miliona notek prasowych, cierpliwie wycinając z nich co większe głupoty, abyście otrzymywali w newsach jak najwięcej faktów, a jak najmniej marketingowego bełkotu. Paul Klipsch czytając te brednie pewnie też krzyknąłby "Bullshit!" i miałby rację. Jak plastikowy głośnik wielkości dwóch puszek piwa może wydobyć z siebie bas oddający potęgę koncertowego brzmienia? Patrząc na The One też można mieć wątpliwości, bo mimo wszystko jest całkiem mały. Ale nie jak dwie puszki piwa, ale dwa sześciopaki. A to spora różnica. Nie jest to wprawdzie jeszcze taki mebel, jak JBL Authentics L16 SP (swoją drogą utrzymany w podobnej stylistyce), ale kosztuje trzy razy mniej i wydaje się być po prostu bardziej uniwersalny jeśli chodzi o ustawienie. Takie urządzenie znajdzie miejsce zarówno na biurku, jak i na półce z książkami czy na stylowym regale. W salonie, w pracowni, w sypialni? To już nie ma znaczenia, bo do szczęścia potrzebne mu tylko źródło i zasilanie. Wiem, na rynku jest mnóstwo głośników, które robią dokładnie tę samą robotę. Ale niewiele wygląda przy tym tak audiofilsko.

Naprawdę mam nadzieję, że The One okaże się takim zminiaturyzowanym wcieleniem dużych kolumn Klipscha, bo ta estetyka po prostu do mnie trafia. Pokochają ją zarówno audiofile ceniący sobie vintage'owe graty, jak i klienci szukający zgrabnego i funkcjonalnego, a przy tym stylowego sprzętu audio. Coraz więcej ludzi ma już dość wydawania pieniędzy na plastikową tandetę i woli wyjąć z kieszeni kilka stówek więcej, ale przynajmniej kupić produkt, który zostanie w domu na dłużej, dając swemu właścicielowi prawdziwą satysfakcję, a nie chwilową namiastkę szczęścia. Promocje w sklepach się nie kończą, a frajda z nowego nabytku często ucieka w ciągu paru godzin. Tymczasem ja testując Klipscha przez dwa tygodnie, za każdym razem patrzyłem na niego z przyjemnością. To po prostu piękny przedmiot, nawiązujący do równie pięknej historii i tradycji amerykańskiej firmy. Wiem, że to nie jest miniaturowy Klipschorn. Wiem, że prawdopodobnie nie ma w środku ani jednego elementu, który znajdziemy w modelach za pięćdziesiąt tysięcy złotych. Ale jeśli zamiast głośnika z tektury mogę sobie postawić na biurku takie cudo z drewna, metalu i szmaty przypominającej maskownice vintage'owych monitorów, to moja wewnętrzna bogini wykonuje potrójne salto. O Święty Barnabo, jeśli ten głośnik gra chociaż w połowie tak dobrze, jak wygląda, to chyba nie będę miał wyboru i będę musiał go sobie kupić, chociaż zupełnie mi nie potrzebny.

Dobra, pozachwycałem się wyglądem, a jak z jakością wykonania i funkcjonalnością? Też nieźle. Właściwie jedynym mankamentem jest to, że nóżki nie zostały wykonane tak starannie, jak reszta obudowy. Są trochę, hmm, grubo ciosane. Ale nie wiem czy komukolwiek będzie to przeszkadzało. Raz, że jak to nóżki, znajdują się na dole, a dwa, że takie ledwo przeszlifowane klocki tylko dodają takiemu niegrzecznemu głośnikowi autentyczności. Gdyby Klipsch mógł jeździć na motocyklu, na pewno byłby to jakiś Triumph lub Harley-Davidson. Jeszcze zrobiłby sobie tatuaż, a potem zabrał na przejażdżkę piękną dziewczynę w skórzanych szortach i kolczykiem na języku. Nie oczekujmy od takiego głośnika, że nawet nóżki będzie miał wypolerowane jak kryształy Swarovskiego. Natomiast codzienne użytkowanie The One to czysta przyjemność. Jest tak prosty, że może bić rekord w kategorii najkrótszego czasu od przecięcia taśmy na kartonie do usłyszenia pierwszych dźwięków. Wyjmujemy, podłączamy zasilacz, włączamy głośnik hebelkiem, wybieramy źródło. Jeśli używamy połączenia Bluetooth, wystarczy nacisnąć pokrętło wyboru źródła aby urządzenie przełączyło się w tryb parowania. Kiedy głośnik złapie się z telefonem lub tabletem, mamy już z górki - włączamy muzykę i jedziemy. Głośność możemy regulować drugim złotym pokrętłem albo oczywiście za pomocą smartfona. Ale jest coś jeszcze. Klipscha możemy w dowolnym momencie odciąć od zasilania, a wbudowany akumulator zapewni nam do ośmiu godzin grania. Nie wiem czy to idealne urządzenie na biwak, ale szczerze mówiąc, nie jestem zwolennikiem głośników, które grają nawet pod wodą i generalnie są zaprojektowane po to, żeby maksymalnie uprzykrzać życie innym ludziom. Ilekroć widzę reklamy tych bezprzewodowych grajków i zdjęcia ludzi słuchających muzyki przy ognisku, w basenie, na plaży i podczas wspinaczki na Mount Everest, potrafię myśleć tylko o tym, jak bardzo nie chciałbym się znaleźć w pobliżu takiej wesołej gromadki. Przecież te głośniki nie będą grały w lesie przy ognisku. W naszych realiach prędzej na ławce pośród bloków, na balkonie albo w autobusie, kiedy grupka uradowanych typków w obuwiu sportowym postanowi, że wszyscy pasażerowie powinni posłuchać najnowszej płyty Taco Hemingwaya. Klipscha do autobusu raczej nikt nie zabierze. Jest na to trochę za duży i zdecydowanie za drogi. Ale gdybyście na przykład zechcieli odłączyć go od prądu i wynieść na ogródek aby umilić sobie sobotnie grillowanie, nie ma problemu. Dzięki akumulatorowi można też zanieść głośnik do innego pokoju nie przerywając słuchania, a potem odstawić na miejsce, podpiąć jeden kabelek i grać dalej. Pozostaje jedno, ważne pytanie. Jak to cudo brzmi?

Klipsch The One

Brzmienie

Odpalając naszą redakcyjną playlistę, wciąż przeglądałem stronę amerykańskiej firmy. Głośniki tubowe, potężne woofery i bezkompromisowe slogany reklamowe. Po testowanym modelu spodziewałem się więc oryginalnego brzmienia. Dzikiego, dynamicznego, krzykliwego, może nawet trochę ordynarnego. Wiele amerykańskich zestawów pokazuje muzykę w taki mocno rockowy sposób. Może nie dotyczy to firm produkujących hi-endowe kolumny dla audiofilów stawiających na maksymalną neutralność, ale w mojej głowie wyrosło przekonanie, że jeśli dana manufaktura ma w swojej ofercie duże monitory z tubowymi głośnikami, to prawie wszystkie jej produkty będą prezentowały brzmienie z gatunku "kochaj albo rzuć". Tymczasem testowany Klipsch zaczął grać bardzo łagodnie, bez darcia mi się w twarz i cięcia uszu żyletkami. Kurczę, jak to? Nie mogę powiedzieć żebym był rozczarowany, bo osobiście bardzo cenię sobie taką kulturę grania, ale jak to się ma do wizerunku niegrzecznej firmy produkującej oryginalne głośniki dla odważnych melomanów i miłośników stylu vintage? The One zagrał przyjemnie i ciepło, koncentrując się na niskich i średnich tonach. Przy takich gabarytach drewnianej skrzyneczki, bas należy uznać za totalnie atomowy. Nie dość, że zapuszczał się naprawdę nisko, to jeszcze nie rozłaził się na wszystkie strony i nie wpadał w buczenie. Góra również była obecna, ale w zdecydowanie mniejszej ilości. Była cofnięta dokładnie o tyle, ile spodziewałem się, że będzie wyeksponowana. Wydaje się, że jest to konsekwencja zastosowania dość dużych przetworników szerokopasmowych wspomaganych wooferem pracującym w obudowie zamkniętej. Dla porządku powinienem także nadmienić, że im bardziej rozkręcamy Klipscha, tym odważniejszy dźwięk się z niego wydobywa. Przy niskich poziomach głośności brzmienie jest ciemniejsze i podawane jakby z dystansu. Gdy dołożyłem do pieca, usłyszałem co tak naprawdę ten maluch potrafi. Dostałem nie tylko więcej dźwięku - dostałem dźwięk o wiele lepszy. Bardziej dynamiczny, nasycony, z porządnym kopnięciem na basie, przekonującą średnicą i kulturalną górą pasma. Wciąż było słychać, że ten głośnik ma swój charakter, jednak o ile przy cichutkim graniu trochę wiało nudą, tak po przekroczeniu pewnego poziomu decybeli The One po prostu się otworzył i zaczął ładować jak trzeba.

Teraz pora na pytanie czy taki dźwięk powinien mi się podobać czy nie. To oczywiście zależy od punktu widzenia. Jeżeli naszym niedoścignionym ideałem jest brzmienie doskonale zrównoważone, płaskie, neutralne i stuprocentowo zgodne z tym, co zostało zarejestrowane w studiu, Klipsch będzie daleki od jego spełnienia. Amerykański głośnik nie kryje się z tym, że ma własną wizję malowania muzyki. The One stawia na całościowy odbiór muzyki i energię, której sercem są niskie tony. Dokładne odwzorowanie detali nie jest już dla niego takie ważne. Nie chcę przez to powiedzieć, że ich nie ma, ale jeżeli lubicie słuchać muzyki w sposób analityczny, czekając na odgłosy paznokci zahaczających o struny, to nie ten adres. Jeśli natomiast wychodzicie z założenia, że głośnik ma grać porządnie i dziarsko, a jego słuchanie powinno dostarczać nam wiele przyjemności, trafiliście doskonale. Klipsch może nie jest mistrzem subtelnych niuansów, bo i ciężko żeby głośnik za 1599 zł pozwalał odkrywać na płytach szczegóły, których nie ujawniły ani Sennheisery HD 600 ani Audiovectory SR3 napędzane lampowym Unisonem. The One ma jednak coś innego - uderzenie, muzykalność, dużą klasę i odwagę, by pokazać trochę swojego charakteru. Jeśli w pierwszej chwili uznacie ten dźwięk za mało audiofilski, zróbcie głośniej, dajcie sobie kilkanaście minut na oswojenie się z tematem i zobaczcie co się stanie. Są tylko dwie możliwości - albo dojdziecie do wniosku, że potrzebujecie do życia cytrynowej siły wysokich tonów, albo dacie się wciągnąć w ten klimat.

Gdyby Klipsch był samochodem, to nie sportowym coupé ani muscle carem, ale amerykańskim krążownikiem szos. Wiecie, takim zdecydowanie za długim metalowym pudłem, które na zakrętach szoruje lusterkami o asfalt. Ostrej jazdy tu nie ma, ale daleka podróż autostradą czy nocny cruising po mieście bez wyraźnego celu to w takim aucie czysta przyjemność. Siedzi się jak na starej kanapie, samochód płynie po nierównej drodze jak poduszkowiec, a podróż umila nam jedynie bulgot drzemiącej pod maską V-ósemki. Klipsch robi dokładnie to samo. Można go włączyć nawet podczas pracy, wprowadzając odrobinę relaksującego klimatu, a wieczorem włączyć ulubioną płytę, zrobić trochę głośniej i wciąż rozkoszować się tym, że z tak niewielkiego głośnika można uzyskać naprawdę mocne brzmienie. The One nie zapuszcza się oczywiście w rejony subwooferowe, ale dla mnie jego bas to - za te pieniądze i w tak małej obudowie - mistrzostwo świata i okolic. Tak naprawdę, zastanawiam się czy za 1599 zł można kupić jakiekolwiek kompletne urządzenie audio dysponujące takim kopnięciem. Może jakiś soundbar z zewnętrznym subwooferem? Nie wykluczone, chociaż większość tych wynalazków to dla audiofila absolutny koszmar. A Klipsch? Wręcz przeciwnie. To bardzo ciekawe brzmienie zamknięte w niewielkim pudełeczku. Wiem, że amatorzy "prawdziwego" sprzętu audio i tak będą go krytykowali. Ale zejdźmy na ziemię, nie każdego stać na kupno systemu stereo za kilkanaście tysięcy złotych, nie wspominając już o coraz częstszym braku miejsca na takie ustrojstwa. Co można kupić za takie pieniądze? Kolumny, które bez wzmacniacza i źródła będą tylko stały i zbierały kurz? Vintage'ową wieżę porysowaną z każdej strony, z przepalonymi lampkami, brumiącym potencjometrem i zaśniedziałymi gniazdami? Miniwieżę? Z tego wszystkiego już chyba ostatnia opcja jest najbardziej kusząca. Ale zestawy mikro w podobnej cenie też nie są przesadnie audiofilskie, a po odłączeniu od prądu natychmiast zdychają. A Klipsch nie.

Na koniec krótko kilka wad i zalet testowanego głośnika. Na pewno nie jest wzorem neutralności. The One ma swój własny styl, co nie każdemu musi się podobać. Konstruktorzy poświęcili trochę przejrzystości aby uzyskać więcej głębi i muzykalności. Oczywistym minusem takiej konstrukcji jest również brak stereofonii w klasycznym pojęciu. Głośnik odtwarza oba kanały, ale między nimi mamy ile, dwadzieścia centymetrów? Należy jednak nadmienić, że Klipsch potrafi wypełnić dźwiękiem nawet spore pomieszczenie. Do plusów zaliczyłbym przede wszystkim dużą kulturę grania, dość głęboki bas, niezłą dynamikę, barwną średnicę i dużą tolerancję na jakość odtwarzanych nagrań. The One oczywiście potrafi pokazać różnice między kolejnymi płytami, ale nie pastwi nad tymi kiepskimi. Jeżeli "Californication" Red Hot Chilli Peppers jakoś wchodzi, to jest naprawdę przyzwoicie. A jeśli chcecie wydobyć z tego głośnika jeszcze więcej, polecam skorzystać z gniazda 3,5 mm. Ja przez większość czasu słuchałem muzyki przez Bluetooth, ale wykorzystałem również odtwarzacz przenośny Astell&Kern AK70 i był to celny strzał. Naprawdę warto poświęcić trochę wygody aby uzyskać lepszą jakość brzmienia. W tym przypadku polecam zrezygnować z telefonu na rzecz plików odtwarzanych z komputera, za pomocą przetwornika takiego, jak chociażby AudioQuest DragonFly czy Ultrasone NAOS. Tak, jak w przypadku "poważnego" sprzętu stacjonarnego, inwestycja w lepsze źródło i software przynosi zauważalne korzyści. Pojawia się więcej szczegółów, dźwięk zbiera się do kupy, a i przestrzeń jakby lekko się rozrasta. Nie wiem czy posiadacze Klipscha będą chcieli tak sobie poeksperymentować, ale gwarantuję, że warto.

Klipsch The One

Budowa i parametry

Klipsch The One to głośnik bezprzewodowy umieszczony w oryginalnej obudowie przywodzącej na myśl legendarne modele amerykańskiej firmy. Należy przy tym dodać, że skrzynka wykończona naturalnym fornirem i ozdobiona miedzianymi regulatorami sprawia wrażenie bardzo solidnej. Wewnątrz umieszczono dwa głośniki szerokopasmowe o średnicy 57 mm oraz dodatkowy przetwornik niskotonowy o średnicy 114 mm. To już całkiem sporo, a ciekawostką jest fakt, że wszystkie jednostki pracują w obudowie zamkniętej. Dodatkową zaletą takiego systemu akustycznego jest fakt, że - w odróżnieniu od głośników bezprzewodowych wyposażonych w jeden woofer i jeden tweeter - The One odtwarza pełny dźwięk stereo. Do napędzenia membran służą wbudowane wzmacniacze o łącznej mocy 30 W. Mimo niewielkich gabarytów, testowany model charakteryzuje się szerokim pasmem przenoszenia. Z danych producenta wynika, że zaczyna się ono już przy 56 Hz i rozciąga do 20 kHz, przy standardowym spadku 3 dB. Należałoby to uznać za rewelacyjny wynik nawet gdyby test dotyczył pary monitorów o tych samych rozmiarach. The One zasilany jest przez wbudowany akumulator, który wytrzymuje do 8 godzin ciągłego grania, natomiast w zestawie otrzymujemy klasyczny zasilacz wtyczkowy. Oprócz widocznej na zdjęciach wersji hebanowej, opisywany model występuje również w kolorze orzechowym i w takim najczęściej prezentuje go producent.

Konfiguracja

iPhone 5S, iPad Air 2, Astell&Kern AK70.

Klipsch The One

Werdykt

Takie małe pudełeczko, a tyle frajdy ze słuchania! Klipsch The One gra naprawdę dobrze, a wygląda jeszcze lepiej. Nie chcę abyście pomyśleli, że opowiadam się za wyrzuceniem na śmietnik wszystkich kolumn i wzmacniaczy, bo to nie tak. Testując produkt z zupełnie innej półki, staram się rozpatrywać sprawę przede wszystkim przez pryzmat ceny, a także rozmiarów, funkcjonalności czy jakości wykonania danego modelu. The One nie jest pewnie najlepszym głośnikiem bezprzewodowym na rynku. Ma tylko dwa źródła, nie potrafi samodzielnie czerpać muzyki z sieci ani łączyć się z inteligentnym domem. Nie jest też najbardziej imponującym urządzeniem tego typu. Postawiony obok największych zestawów jednoczęściowych, wyglądałby pewnie jak hobbit pośród orków. Ale... Jest kompaktowy, daje mocny i muzykalny dźwięk, łączy się z dowolnym źródłem Bluetooth lub za pośrednictwem normalnego jacka, wygląda obłędnie, ma wbudowany akumulator dzięki któremu można odłączyć go od prądu i zabrać gdzie nam się tylko podoba, a do tego nie kosztuje trzy, cztery ani pięć tysięcy. To taki muzyczny pakiet dla osób, których nie interesują ani plastikowe głośniki do komputera ani chromowane gramofony. Legendę marki i emblemat PWK dostajemy w prezencie.

Klipsch The One

Dane techniczne

Łączność bezprzewodowa: Bluetooth
Wejście analogowe: 3,5 mm
Przetworniki: 2 x 57 mm, 1 x 114 mm
Łączna moc ciągła wzmacniaczy: 30 W
Pasmo przenoszenia: 56 Hz - 20 kHz (-3 dB)
Maksymalny poziom ciśnienia akustycznego: 103 dB
Żywotność akumulatora: 8 godzin
Wymiary (W/S/G): 15,5/32,2/13,3 cm
Masa: 3,8 kg
Cena: 1599 zł

Sprzęt do testu udostępniła firma EIC.

Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga4Rownowaga5Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga3Rownowaga3RownowagaStop

Dynamika
Poziomy7

Rozdzielczość
Poziomy5

Barwa dźwięku
Poziomy5

Szybkość
Poziomy6

Spójność
Poziomy6

Muzykalność
Poziomy7

Jakość wykonania
Poziomy7

Funkcjonalność
Poziomy6

Cena
Poziomy7

Nagroda
sl-rekomendacja


Komentarze (2)

  • Sebastian

    Świetna recenzja. Dziwne, że nikt nie dal komentarza, a tyle się Pan napracował opisując ten produkt. Szkoda, ze wcześniej nie zobaczyłem tej recenzji... Miałbym fajny głośnik teraz :)

    0
  • Michał

    Nawet nie wiem kiedy zacząłem czytać ten artykuł jak najlepszą powieść. Tak mnie wciągała fabuła, że nie mogłem doczekać się kolejnego wątku. I zamarzyłem poczuć odrobinę tego nieba i kupić ten głośnik. Świetny tekst, recenzja na wielu płaszczyznach, celne uwagi bez nadętego snobizmu audiofila

    0

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z okazji czterdziestych urodzin firmy, w tym momencie jesteśmy już w połowie drogi do kolejnej okrągłej rocznicy (Renaud de Vergnette założył firmę Triangle w 1980 roku). Wszyscy znamy tę historię -...

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo? To pytanie na pewnym etapie zadawał sobie każdy, kto uważa się za melomana lub audiofila. Prostej odpowiedzi niestety nie ma, bo nawet doświadczeni miłośnicy muzyki i sprzętu audio wciąż szukają swojego ideału. Osobom przymierzającym się do zakupu swojego pierwszego systemu audio można jednak wytłumaczyć kilka podstawowych...

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

W erze streamingu coraz więcej melomanów sięga po muzykę na fizycznych nośnikach, czego doskonałym przykładem stały się płyty winylowe. Renesans gramofonów i czarnych krążków trwa już co najmniej dekadę. Tłocznie płyt winylowych pracują na pełnych obrotach. Produkcję wznawiają nawet największe wytwórnie, a dla artystów wydających nowy album brak wersji LP...

Streaming krok po kroku

Streaming krok po kroku

Streaming - to pojęcie niemal całkowicie zdominowało świat sprzętu hi-fi. Na przestrzeni dziesięciu lat ten sposób słuchania muzyki przeszedł ewolucję od ciekawostki technologicznej interesującej tylko najbardziej postępowych melomanów i audiofilów do czegoś, co jest dla nas zupełnie naturalne i oczywiste. Dla wielu osób streaming to nieodłączna część codziennego funkcjonowania, podstawowe...

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
NAD C389

NAD C389

NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...

Lyngdorf FR-2

Lyngdorf FR-2

Kim jest Peter Lyngdorf? Genialnym inżynierem, czy może raczej wizjonerem i utalentowanym przedsiębiorcą? Tego nie podejmuję się rozsądzać, ale jedno jest pewne - facet nie lubi się nudzić i wspiera...

Bannery boczne

Komentarze

a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Rafał
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Piotr
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
stereolife
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Obywatel GC
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...

Płyty

Messa - The Spin

Messa - The Spin

Pamiętam, jak olbrzymie wrażenie zrobił na mnie "Close", kiedy ukazał się w 2022 roku. Trzeci album Messy długo nie opuszczał...

Newsy

Tech Corner

Obudowy głośnikowe w praktyce - rodzaje, właściwości, brzmienie

Obudowy głośnikowe w praktyce - rodzaje, właściwości, brzmienie

Zapewne niejedno z nas próbowało kiedyś przestawiać swoje kolumny głośnikowe w różne miejsca w mieszkaniu lub domu, aby sprawdzić, gdzie będą najlepiej grały. Oczywiście ma to sens, ponieważ rozmiar, akustyka pomieszczenia czy rozstawienie kolumn względem słuchacza i ścian mają kluczowe znaczenie dla ich brzmienia. Jednak czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się nad...

Nowości ze świata

  • Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

Prezentacje

20 najciekawszych premier wystawy High End 2024

20 najciekawszych premier wystawy High End 2024

Odbywający się tradycyjnie na początku maja High End to impreza, w trakcie której oczy i uszy całej społeczności audiofilskiej zwrócone są w kierunku Monachium. Jak informują organizatorzy, wystawa ta jest niekwestionowanym liderem, jeśli chodzi o imponujące nadawanie tonu najwyższej klasy reprodukcji muzyki. Od czterech dekad High End dostarcza pomysłów i...

Poradniki

Listy

Galerie

Dyskografie

Wywiady

Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z...

Popularne artykuły

Vintage

Tefifon

Tefifon

Cóż to za przedziwna nazwa? Nie uważacie, że brzmi to co najmniej komicznie? Gdyby ktoś mi powiedział, że istnieje urządzenie...

Słownik

Poprzedni Następny

Ferrofluid

Ciecz magnetyczna - substancja o właściwościach możliwie zbliżonych do cieczy, która w odróżnieniu od typowych cieczy jest w warunkach pokojowych dobrym paramagnetykiem i ulega silnej polaryzacji magnetycznej w obecności zewnętrznych...

Cytaty

AnnaKamienska.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.