Bang & Olufsen Beoplay M3
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Ze wszystkich marek, których głośniki sieciowe wzięliśmy do naszego megatestu, przeciętni ludzie nie będą kojarzyli co najmniej połowy. Bluesound, Bowers & Wilkins, Cambridge Audio, Dynaudio, Harman Kardon, Iriver, Naim, Riva, Ruark Audio, Sonoro, Tivoli Audio czy Vifa to egzotyka nawet dla osób, które czasami przechadzają się po elektronicznych supermarketach. Ale coś takiego, jak Bang & Olufsen powinien kojarzyć każdy, kto choć trochę interesuje się sprzętem audio-video. Wcale nie dlatego, że do jej produktów wzdychają audiofile. Przeciwnie - oni prawdopodobnie będą darzyć większym zaufaniem produkty firm, które na co dzień zajmują się drogimi wzmacniaczami i zestawami głośnikowymi, natomiast dla zwykłego użytkownika Bang & Olufsen to synonim luksusu. Sprzętowy odpowiednik zegarków Breitlinga i torebek Chanel. Czy to tylko wizerunek wykreowany - podobnie jak wyjątkowo artystyczne zdjęcia i rendery - przez specjalistów od marketingu, czy może coś więcej? Za chwilę się przekonamy, bo do naszego testu dotarł jeden z najtańszych jednoczęściowych głośników tej marki - Beoplay M3.
Duńskie przedsiębiorstwo zostało założone w 1925 roku przez Petera Banga i Svenda Olufsena. Dziś znane jest z produkcji stylowych głośników, telewizorów, słuchawek i systemów car audio, w których z deski rozdzielczej w efektowny sposób wyłaniają się tweetery emitujące dźwięk we wszystkich kierunkach. Połączenie nowoczesnej technologii, skandynawskiego wzornictwa, ciekawych bajerów i działań promocyjnych skoncentrowanych na kreowaniu wizerunku B&O jako firmy oferującej luksusowy sprzęt dla wymagających użytkowników przyniosło oczekiwane rezultaty. Firma cieszy się bowiem zaufaniem melomanów, z których większość być może nie zdaje sobie sprawy z tego, że na eleganckich soundbarach i głośnikach bezprzewodowych świat się nie kończy. Duńska firma już od dawna sprawia wrażenie, jakby dizajn i funkcjonalność swoich produktów stawiała ponad parametrami technicznymi czy walorami brzmieniowymi.
Czy faktycznie tak jest? Nie wiem, bo dziwnym trafem jej sprzęt zwykle oferuje wysokiej jakości obraz i dźwięk, ale muszę przyznać, że ostatnie pomysły jej specjalistów od marketingu są już kompletnie odjechane. Słuchawki bezprzewodowe Earset reklamowała na przykład ogolona prawie na łyso modelka trzymająca na głowie książkę, pomarańczę i tulipana. Takie zdjęcie nikogo by nie szokowało gdyby miało zachęcać do kupna perfum lub wizyty w muzeum sztuki nowoczesnej, ale w materiałach prasowych dotyczących sprzętu audio czegoś takiego praktycznie się nie spotyka. Głośnikowi Beoplay P6 zafundowano barwną sesję zdjęciową przypominającą klimat lat sześdziesiątych, natomiast opisywany model Beoplay M3 zaprezentowano w pomieszczeniu wyglądającym jak futurystyczne więzienie. Puste, betonowe ściany i podłoga, okrągłe lustro, metalowy taboret, prowizoryczny stolik, a obok niego kamienny trójkąt, metalowa bransoletka i jakiś dziwny, marmurowy tłuczek. Łóżko przyjęło natomiast formę szpitalnych noszy z czasów wojny. Czy projektanci duńskiej firmy właśnie tak wyobrażają sobie idealne mieszkanie? Na szczęście nie wszystkie zdjęcia testowanego głośnika utrzymane są w tym stylu, ale na tle konkurencji i tak jest to co najmniej dziwny klimat.
Wygląd i funkcjonalność
Sam głośnik wydaje się być bardzo przyjemny. Od momentu otwarcia pudełka widać tu typowy dla skandynawskich firm minimalizm. W skład zestawu wchodzi tylko Beoplay M3 i dopasowany do naszej wersji kolorystycznej kabel. Urządzenie zamknięte w niewielkiej, ale pięknie wykonanej obudowie o owalnym kształcie zdobią tylko trzy przyciski, dwie diody umieszczone z boku i spora, zaokrąglona maskownica. Grill jest dostępny w dwóch wersjach - metalowej i materiałowej. Standardowo otrzymujemy maskownicę z anodyzowanego aluminium z charakterystycznym dla produktów duńskiej marki wzorem otworów. Jak twierdzi Bang & Olufsen, wokół owalnej bryły biegną linie, które przykuwają uwagę do wymiennej osłony, dzięki której Beoplay M3 przybiera styl danego wnętrza. Artyzm pełną gębą. Ale nie ma się czemu dziwić, bo za kształt tego modelu odpowiedzialna była projektantka Cecilie Manz. Drugą opcją jest ramka wykonana z przezroczystej akustycznie tkaniny z domieszką wełny, opracowana we współpracy z duńską firmą włókienniczą Kvadrat. Demontowanie maskownicy do odsłuchu chyba mija się z celem, ale w prosty sposób możemy dopasować wygląd głośnika do swojego wnętrza, a nawet zastosować opcję kontrastową. Jeśli maskownice są sprzedawane jako opcjonalne akcesoria, nikt chyba nie będzie nas pytał jaki jest kolor naszego głośnika.
VINTAGE: Bang & Olufsen Beogram 3400
Zapomnijmy na chwilę o całej tej firmowej otoczce i skupmy się na samym produkcie. Muszę przyznać, że jest nie tylko bardzo ładny, ale też funkcjonalny i zaprojektowany z głową. Na jego tylnym panelu nie znajdziemy żadnych gniazd, a jedynie niewielką szparkę, w którą dołączony do zestawu kabel na pewno się nie zmieści. Zagadka rozwiązała się kiedy odkryłem, że połowa podstawy urządzenia to tak naprawdę gumowa zatyczka. Kryją się pod nią niezbędne gniazda, dwa dodatkowe przyciski i cała masa opisów, które z pewnością zaburzyłyby czyściutką formę głośnika. Duńczycy upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu, umożliwiając nam schowanie nieestetycznej wtyczki do środka obudowy i umieszczając różne symbole i ostrzeżenia tam, gdzie ich miejsce - w komorze, którą użytkownik zobaczy jeden jedyny raz. Zaskoczyło mnie również to, co zobaczyłem po zdjęciu maskownicy. Beoplay M3 jest oczywiście wyposażony w dwa przetworniki, przy czym kopułka znajduje się pod głośnikiem nisko-średniotonowym. W górnej części obudowy, tuż przed membraną woofera znajduje się natomiast dziwny, wypukły element pełniący funkcję reflektora akustycznego. Zaprojektowano go na podstawie testów subiektywnego odbioru muzyki, przeprowadzonych oczywiście przez duńskich mistrzów brzmienia. No dobrze... Zdecydowana większość klientów i tak tego nie zauważy, a jeśli głośnik częściowo przysłonięty takim plastikowym grzybkiem gra lepiej, niech sobie tam będzie.
O wiele ważniejsza jest procedura instalacji urządzenia, bo już na tym etapie możemy się przekonać czy mamy do czynienia ze sprzętem firmy szanującej swoich klientów czy dobrze zakamuflowaną tandetą, która będzie miała problem ze znalezieniem sieci, a po odegraniu dwóch kawałków zawiesi się i odmówi posłuszeństwa. Na szczęście Bang & Olufsen nie funduje nam takich niespodzianek. Po włączeniu kabla do gniazdka i odpaleniu głośnika należy ściągnąć firmową aplikację, która szybko i bezproblemowo przeprowadzi nas przez proces instalacji i uruchomienia sprzętu. System jest naprawdę zawodowy. Nie dość, że nie zmusza nas do łączenia się z tymczasową siecią, to jeszcze daje nam kilka dodatkowych opcji do wyboru. Możemy samodzielnie wpisać nazwę naszego głośnika i wybrać jego kolor, ale - co ważniejsze - od razu informujemy aplikację czy jest on ustawiony w wolnej przestrzeni, przy ścianie czy w narożniku pomieszczenia. Jest to oczywiście bardzo ważne z punktu widzenia akustyki, a ponieważ Beoplay M3 ma wbudowany procesor DSP, szybko dostosuje swoje brzmienie do wprowadzonej pozycji. Co więcej, dostępny jest też ciekawy korektor graficzny, w którym zamiast typowych suwaków dla konkretnych częstotliwości mamy duży okrąg, którego narożniki odpowiadają czterem rodzajom brzmienia. Do wyboru mamy dźwięk ciepły, ekscytujący, relaksujący i jasny. Pozycja centralna to tryb neutralny, ale naszą kropeczkę możemy umieścić w dowolnym punkcie ekranu, więc jeśli ktoś chciałby uzyskać idealny balans między brzmieniem neutralnym, relaksującym i jasnym - nie ma problemu. Jeśli mnie pamięć nie myli, coś podobnego widziałem dawno temu w przenośnych odtwarzaczach Philipsa. Dostępne są także cztery presety przygotowane przez duńskich inżynierów. Wybierając jeden z nich, zobaczymy jak kropeczka przesuwa się w wybrane miejsce. Czasami wcale nie tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Domyślam się, że plansza jest tak naprawdę połączona z tradycyjnym korektorem, a nasze wskazania są "tłumaczone" na odpowiednie ustawienie suwaków, ale z punktu widzenia użytkownika - fajna sprawa.
Oprócz łączności Wi-Fi, Beoplay M3 ma też Bluetooth 4.2 i AirPlay. Parowanie jest wyjątkowo proste ponieważ producent nie zawracał sobie głowy żadnym dodatkowym przyciskiem. Głośnik jest zawsze gotowy do wyszukania nowego smarftona czy tabletu.Jeśli chodzi o software, firmowa aplikacja szybko informuje nas również o możliwości połączenia się ze światem przez Chromecast, co automatycznie daje nam dostęp do takich serwisów, jak Spotify, TIDAL, Deezer, TuneIn, i Google Play Music. Oprócz łączności Wi-Fi, Beoplay M3 ma też Bluetooth 4.2 i AirPlay. Parowanie jest wyjątkowo proste ponieważ producent nie zawracał sobie głowy żadnym dodatkowym przyciskiem. Głośnik jest zawsze gotowy do wyszukania nowego smarftona czy tabletu. Ot tak, już. Jeżeli więc zobaczycie go w domu swoich znajomych lub na wystawie sprzętu audio, będziecie mogli zrobić sobie żart puszczając jakąś nieprzyzwoitą muzykę. Przy odrobinie dyskrecji pozostaniecie poza wszelkimi podejrzeniami. Jedną z najważniejszych funkcji jest kompatybilność z firmowym multiroomem, w którym do jednego ekosystemu możemy podłączyć również większe głośniki duńskiej firmy, jak chociażby Beoplay A9 czy Beoplay M5. Z ciekawostek, spodobała mi się także opcja dokupienia opcjonalnego, bardzo prostego wieszaka na ścianę oraz fakt, że producent mimo wszystko zostawił nam do dyspozycji wejście 3,5 mm. Oczywiście pod gumową klapką. Okazuje się więc, że o ile z materiałów reklamowych i snobistycznej otoczki towarzyszącej produktom tej marki, mamy do czynienia z dopracowanym głośnikiem, który świetnie sprawdza się w codziennym użytkowaniu. Minusy? Mimo wszystko, pierwszym i największym jest dla mnie ograniczona funkcjonalność firmowej aplikacji - szczególnie w temacie dostępu do muzyki udostępnionej na dyskach sieciowych, o obsłudze plików hi-res nie wspominając. Drugi to umiejscowienie przycisków do odtwarzania muzyki i regulacji głośności. Cecilie Manz z pewnością zna się na dizajnie, ale kto normalny sięga na tylną ściankę urządzenia aby zmienić poziom decybeli lub szybko wyłączyć muzykę, kiedy na przykład usłyszymy dzwonek do drzwi. Jeśli dobrze rozumiem, po zamontowaniu głośnika na firmowym wieszaku dostęp do przycisków stracimy całkowicie i nieodwołalnie. Nie prościej było przenieść je na górną ściankę, która pozostaje zupełnie pusta? Może to oklepane, ale trzeba pamiętać o tym, że niektóre oryginalne pomysły są zwyczajnie głupie.
Brzmienie
Bang & Olufsen być może przesadza z pokręconym marketingiem utrzymanym w dizajnerskim klimacie, ale tak się składa, że większość produktów tej marki prezentuje równy, wysoki poziom również w kwestii jakości brzmienia. Wielokrotnie zetknąłem się z tym zakładając na głowę słuchawki, które za stosunkowo niewielkie pieniądze robiły wrażenie obłędnie luksusowych. Jestem jednak przekonany, że ani walory estetyczne, ani wysiłki specjalistów od zdjęć modelek z pomarańczą na głowie nie przyniosłyby rezultatu gdyby dźwięk był słaby. A to z prostego powodu. Nie każdy klient jest specjalistą od dizajnu, elektroniki i brzmienia, tak jak nie każdy człowiek odwiedzający sklep z dobrymi winami potrafi z zawiązanymi oczami odróżnić czteroletnie Cabernet Sauvignon od sześcioletniego Brunello di Montalcino. Ale wie, co mu smakuje. Głośnik bezprzewodowy musi dobrze wyglądać, łączyć się z różnymi serwisami muzycznymi, być łatwy w obsłudze i elastyczny w kwestii ustawienia, a jego dźwięk ma być po prostu porządny. Taki, aby przeciętny użytkownik nie mógł powiedzieć, że coś mu w nim nie pasuje, nawet jeśli nie potrafiłby dokładnie określić co to takiego. Duńscy projektanci wiedzą, że wartościowy produkt musi spełniać wszystkie te kryteria i dokładnie taki jest Beoplay M3.
TEST: Wilson SUB-8
Gdybym miał dokonać wyboru między opisywanym modelem a Sonosem Play:1, Denonem HEOS 1, Harmanem Omni 10+ albo Yamahą MusicCast 20 tylko na podstawie brzmienia, miałbym ciężki orzech do zgryzienia. Wszystkie te głośniki są do siebie bardzo podobne, a ich projektanci postawili sobie za punkt honoru wydobycie z małych membran możliwie głębokiego i mocnego basu, w związku z czym każdy z nich gra dość efektownie, ale też z wyczuwalnym podbiciem pewnych częstotliwości. Mimo to, jedne kombinują trochę bardziej, a inne - w ramach tej samej estetyki - skręcają delikatnie w stronę niewysilonej neutralności, koncentrując się w większym stopniu na średnich i wysokich tonach. Beoplay M3 należy do głośników, które mają tendencję do grania dźwiękiem większym i bardziej napompowanym, niż wskazywałyby na to rozmiary obudowy. Ale, ale... Od czego jest kilka różnych układów korekcji, jakie znajdziemy w firmowej aplikacji? Już na starcie musimy przecież wprowadzić pozycję urządzenia w pomieszczeniu, a zmiany wprowadzone przez wbudowany procesor DSP są bardzo wyraźne. Jeżeli więc stwierdzimy, że niskich tonów jest za dużo, najprościej będzie powiedzieć aplikacji, że nasz głośnik znajduje się w narożniku. A jeżeli faktycznie tam się znajduje? Wówczas można skorzystać z equalizera. Nie mówię, że jest to absolutnie konieczne, bo podczas testu Beoplay M3 grał dobrze w trzech różnych miejscach, a ustawienia przewidziane przez producenta sprawdziły się znakomicie. Myślę, że 95% posiadaczy tego głośnika oceni jego brzmienie na piątkę z plusem.
Margines zostawiam sobie na audiofilów i chorobliwych malkontentów. Na co można tu ponarzekać? Wysokie tony nie są tak odważne i napowietrzone, jak by się chciało. Najwyraźniej zastosowana w tym modelu miękka kopułka ma tendencję do spokojnego, stonowanego grania. To samo można powiedzieć o zakresie średnich i niskich tonów, przy czym tutaj w uszy rzuca się raczej ogólne ciepło, czasami idące nawet w stronę zagęszczenia. W lżejszych gatunkach muzycznych sprawdza się to rewelacyjnie, ale w tych ostrzejszych, wymagających od sprzętu energii, szybkości i przejrzystości, a niekiedy nawet umiejętności pokazania dźwięku ze wszystkimi towarzyszącymi mu brudami? Tu nie będzie już tak cudownie, bo duńskiemu głośnikowi zdarza się skleić to i owo, szczególnie gdy sekcja rytmiczna pruje do przodu jak szalona. Nie wydaje mi się jednak, aby ten model przypadł do gustu fanom thrash metalu. To raczej sprzęt dla ludzi, którzy słuchają jazzu, progresywnego rocka lub spokojnej elektroniki, dopasowują skarpetki do krawatu, potrafią czekać cztery miesiące na samochód z szarym nadwoziem i białym dachem, po pracy jeżdżą rowerem na Halę Mirowską i wiedzą kim jest Kamil Pawelski.
Nie wydaje mi się, aby ten model przypadł do gustu fanom thrash metalu. To raczej sprzęt dla ludzi, którzy słuchają jazzu, progresywnego rocka lub spokojnej elektroniki, dopasowują skarpetki do krawatu, potrafią czekać cztery miesiące na samochód z szarym nadwoziem i białym dachem, po pracy jeżdżą rowerem na Halę Mirowską i wiedzą kim jest Kamil Pawelski.Tak naprawdę, największym minusem opisywanego głośnika jest to, że - mimo ogólnej poprawności - gra trochę nudno. W rezultacie już drugiego dnia testu zacząłem go przestawiać i zmieniać ustawienia korektora aby wyciągnąć z dźwięku coś, czego tak naprawdę w nim nie ma. Oczywiście żaden głośnik sieciowy za tysiąc złotych z kawałkiem nie zagra jak pełnowymiarowy system stereo, ale ciężko było pozbyć się wrażenia, że Beoplay M3 mógłby być odrobinę odważniejszy. Może to subiektywne odczucie, ale większość głośników biorących udział w naszym megateście grała w różnych miejscach po kilka dni i zazwyczaj nie kusiło mnie tak mocno, by zajrzeć do korektora i uczynić ich dźwięk bardziej ekscytującym. Na koniec ciekawostka. Nawet jeśli za pomocą firmowej aplikacji zmienicie charakterystykę brzmieniową głośnika tak, aby wyeliminować podbicie basu, od czasu do czasu niskie tony i tak wyskoczą z niego jak drogówka zza zakrętu. Dzieje się to sporadycznie, ale przez to wzbudzający się na konkretnych częstotliwościach bas jeszcze bardziej przykuwa naszą uwagę. Oczywiście wiem, że w dużej mierze wynika to z uwarunkowań akustycznych, ale niewiele testowanych głośników zachowywało się w ten sposób. Jeżeli niskie tony się wzbudzały, robiły to cały czas, a tutaj siedzimy sobie spokojnie, Beoplay M3 gra jak gdyby nigdy nic, a tu bum! Jakby ktoś podkręcił głośność o 50%, ale tylko dla basu. Ot, taki niuans.
Budowa i parametry
Bang & Olufsen Beoplay M3 to w chwili obecnej najbardziej kompaktowy członek rodziny sieciowych głośników duńskiej firmy. Producent zapewnia, że największe wrażenie robi w połączeniu z innymi modelami z funkcją Beolink Multiroom. Główny korpus wykonany ze sztywnego polimeru mieści komorę akustyczną, a dzięki gumowej podstawie zapewniającej stabilność i separację od podłoża, głośnik niskotonowy może pracować w optymalnych warunkach. Beoplay M3 został wyposażony w cyfrowy procesor dźwięku (DSP) i technologię adaptacyjnej linearyzacji basu (ABL), a także ochronę przed przeciążeniem termicznym i mechanicznym. Dwudrożny zestaw wykorzystuje 9,5-cm przetwornik średnio-niskotonowy o dużym skoku, który wyposażono w specjalny reflektor akustyczny. Wysokie tony odtwarza miękka, 19-mm kopułka z neodymowym układem magnetycznym. Każda z jednostek jest napędzana 40-W wzmacniaczem pracującym w klasie D. W tabeli danych technicznych najważniejsze wydawałoby się pasmo przenoszenia, które rozciąga się od 43 Hz do 22 kHz. Z tym, że jest to wartość zmierzona przy spadku 10 dB. A to trochę tak, jak powiedzieć, że Volkswagen Polo brzmi jak Ferrari 488 GTB jeśli zrobi mu się dziurę w tłumiku, wjedzie do tunelu i wystawi głowę przez okno. Ale miło, że cokolwiek wpisali.
Werdykt
Beoplay M3 to jeden z produktów, które brzmieniowo może nie robią wielkiego szału i nie wybijają się daleko ponad poziom konkurencji, ale w kategoriach ogólnych są co najmniej godne polecenia. Duńczycy proponują nam niezwykle dizajnerski głośnik, który w codziennym użytkowaniu okazuje się być dość uniwersalny, przyjemny i bezproblemowy. Rewelacyjnie prosta w obsłudze aplikacja z wieloma trybami zmieniającymi charakterystykę częstotliwościową w zależności od ustawienia urządzenia i naszych osobistych preferencji to kolejny plus, a dla wielu klientów nie bez znaczenia będzie też logo B&O związane z luksusową otoczką, która nie urosła wokół produktów duńskiej firmy przez przypadek. Kupno tego głośnika na pewno nie będzie błędem. Ale jeśli chcecie mieć coś podobnego i zaoszczędzić kilkaset złotych, konkurencja ma w tym temacie dużo do powiedzenia.
Dane techniczne
Łączność: Wi-Fi, Bluetooth 4.2, AirPlay
Wejścia: 3,5 mm, micro USB
Głośniki: 1 x 95 mm, 1 x 19 mm
Wzmacniacz: 2 x 40 W
Pasmo przenoszenia: 43 Hz - 22 kHz (-10 dB)
Wymiary (W/S/G): 15,1/11,2/14 cm
Masa: 1,46 kg
Cena: 1299 zł
Konfiguracja
iPhone SE, Astell&Kern AK70, Asus Zenbook UX31A.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Komentarze