HiFiMAN Edition X
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Bartłomiej Basilewski
Patrząc na to, co w ciągu kilku ostatnich lat działo się na rynku słuchawek można odnieść wrażenie, że producenci audiofilskiego sprzętu urządzili sobie na tym polu regularny wyścig. Zupełnie jakby w jednym momencie wszyscy wyznaczyli sobie cel skonstruowania najlepszych słuchawek, jakie są w stanie wykonać. Batalia rozpoczęła się już kilka lat temu, kiedy to uznanym markom zaczęła wyrastać poważna konkurencja. Sennheiser, Beyerdynamic, Grado, Audio-Technica czy AKG najpierw ujrzeli atak na segment eleganckich słuchawek do smartfona, a następnie kolejną falę bezkompromisowych nauszników dla audiofilów. Żeby było ciekawiej, rywale szybko zaczęli oferować słuchawki znacznie droższe i - w domyśle - lepsze, niż to, co mieli do zaoferowania starzy wyjadacze. Niektórzy twierdzą nawet, że to dzięki takim firmom, jak HiFiMAN, Audeze, Ultrasone czy OPPO, dotychczasowi specjaliści od hi-endowych słuchawek musieli podnieść poprzeczkę. Sennheiser podniósł rękawicę prezentując nowego Orpheusa - luksusowy zestaw, który pewnie ciężko będzie przebić. Ultrasone co chwila wypuszcza jakąś limitowaną edycję w cenie przekraczającej kilkanaście tysięcy złotych. Focal zaprezentował referencyjne Utopie zbudowane z najlepszych materiałów dostępnych na naszej planecie i wycenione na kilkanaście tysięcy złotych. Górna półka w katalogu Audeze to również okolice dziesięciu tysięcy. Nie jest jednak żadną tajemnicą, że specjalistą od podnoszenia poprzeczki jest właśnie HiFiMAN. Firma znana z produkcji słuchawek planarnych weszła na zupełnie nowy poziom wprowadzając model HE-1000 - ogromne, luksusowe i piękne słuchawki wykorzystujące prawdopodobnie największe na rynku przetworniki magnetostatyczne, których membrana ma grubość jednej milionowej milimetra. Każdy, ale to każdy miłośnik słuchawek chciałby mieć w domu coś takiego. Jedynym problemem jest oczywiście cena - 14395 zł to dla wielu audiofilów bariera nie do pokonania, a przecież takie nauszniki trzeba jeszcze czymś napędzić. Koniec marzeń? Okazuje się, że nie, bo firma postanowiła wprowadzić nieco tańszą odmianę HE-1000 - mniej wypasioną, ale wyposażoną w bardzo, bardzo podobne przetworniki. Stosując nieco tańsze materiały udało się zejść z ceną do 8799 zł. Czy to naprawdę "HE-1000 za pół ceny"? Przekonajmy się - przed nami Edition X.
HiFiMAN to marka, która jeszcze kilka lat temu nie budziła szczególnych emocji, jednak teraz znajduje się w obszarze zainteresowania każdego audiofila szukającego wyjątkowych, porządnych słuchawek. Firma od początku mierzyła wysoko, stawiając sobie za cel popularyzację nauszników określanych jako planarne lub ortodynamiczne. W przeciwieństwie do klasycznych modeli dynamicznych, tutaj dźwięk jest wytwarzany przez cieniutką folię, która sama jest elementem układu napędowego. Firma, której właścicielem jest przedsiębiorstwo Head Direct z siedzibą w Nowym Jorku odniosła również spory sukces na rynku odtwarzaczy przenośnych. Warto w tym miejscu wspomnieć chociażby jedno z najlepszych urządzeń tego typu - HM-801. To produkt, który dał firmie międzynarodową sławę oraz bardzo mocną pozycję na amerykańskim rynku audiofilskim. HiFiMAN słynie z tego, że prototypy najwyższych modeli słuchawek dopracowuje przy udziale swoich potencjalnych klientów. Każdy nowy przetwornik przechodzi aż roczny okres testowy, co wydaje się szczególnie ważne w przypadku firmy uderzającej w tak wysokie rejony cenowe.
Flagowy model HE-1000 naprawdę narobił na rynku zamieszania. Kiedy firma wypuszczała coraz to nowsze, lepsze, lżejsze i ładniejsze słuchawki z przedziału 4000-6000 zł, nikt jeszcze nie panikował. Egzotyczne ortodynamiki mogły być przecież traktowane jako konkurencja dla flagowych modeli uznanych producentów - Sennheiserów HD 800, Beyerdynamiców T1 czy Grado PS1000. HiFiMAN jednym ruchem przebił praktycznie wszystkich, serwując słuchawki trzykrotnie droższe od HD 800, które przecież wyznaczyły w słuchawkowym świecie pewien poziom odniesienia. Dla wielu był to prawdziwy szok, jednak od razu pojawiło się oczywiste pytanie - czy to tylko pokazówka z ceną z kosmosu, czy rzeczywiście HE-1000 są aż tak dobre? Okazało się, że są. W tym momencie HiFiMAN przeniósł się do ekstraklasy, a HE-1000, mimo wysokiej ceny, znalazły wielu nabywców, co automatycznie udowodniło innym producentom, że chętni na tak ekstremalnie hi-endowe słuchawki na pewno się znajdą. Pięciocyfrowa kwota dla wielu melomanów jest jednak czymś, co stawia słuchawki nawet ponad sferą marzeń. Być może szybko takie sygnały zaczęły docierać do producenta ponieważ niedługo światło dzienne ujrzał model Edition X. Słuchawki na zdjęciach prezentowały się niemal identycznie. Miały tylko trochę inny pałąk i ciemnogranatowe elementy muszli zamiast drewnianych. Wyglądało jednak na to, że to te same przetworniki zapakowane w trochę inne ubranko wystylizowane trochę na produkt dla profesjonalistów. W zagranicznych magazynach i portalach Edition X były praktycznie wszędzie, u nas oczywiście z lekkim opóźnieniem. Każdy dobry sklep z hi-endowymi słuchawkami chwalił się na Facebooku i Instagramie, że już je ma. Naturalnie nowe HiFiMAN-y trafiły również do testów, z których w globalnym ujęciu wynika, że to znakomite słuchawki, choć w porównaniu z HE-1000 - trochę plastikowe. Teoretycznie tak miało być, a jak jest naprawdę?
Wygląd i funkcjonalność
Zanim Edition X trafiły do mnie na odsłuchy, przeczytałem kilka recenzji dotyczących tego modelu i muszę przyznać, że najbardziej zaciekawiło mnie właśnie podejście osób testujących do tematu jakości wykonania i ceny tego modelu. Zazwyczaj testerzy zaczynali swoje recenzje chwaląc firmę za decyzję o wypuszczeniu na rynek tańszej odmiany HE-1000, w której zaoszczędzono na materiałach, ale zachowano elementy kluczowe dla brzmienia, a potem mimo wszytko narzekali na to, że Edition X są wykonane gorzej, niż HE-1000. Od początku pachniało mi to lekką niekonsekwencją, bo chyba nikt nie spodziewał się, że słuchawki za 8799 zł będą dokładnie takie same, jak te za 14395 zł. Rozwiązanie tej zagadki wydaje się banalnie proste - owszem, producent zdecydował się wprowadzić tańszy model, w którym trzeba było wprowadzić pewne oszczędności, ale niespełna dziewięć tysięcy złotych to wciąż kupa pieniędzy. Jeżeli więc zaczniemy przedstawiać sprawę tak, że oto mamy przed sobą słuchawki warte 8799 zł, w których "są pewne oszczędności", to tak zwany normalny klient złapie się za głowę - przecież w takich nausznikach już wszystko powinno być mega luksusowe, prawda? Tak, zgadzam się. Ale jeśli zaczniemy od tego, że z flagowych słuchawek za niecałe piętnaście tysięcy udało się zrobić coś bardzo podobnego za niecałe dziewięć, stosując w pewnych miejscach plastikowe elementy zamiast metalowych, ale z prawie takimi samymi przetwornikami, które "robią" większość końcowej ceny, to już brzmi tak, jak "sześć tysięcy w kieszeni w zamian za trochę gorszy wygląd". A to już spora różnica.
Edition X przyjeżdżają do nas w dużym kuferku obszytym skórą. Same nauszniki prezentują się bardzo dobrze, choć niektórzy mogą poczuć pewien niedosyt związany z plastikowymi elementami pałąka. Tu mała uwaga - nie oznacza to, że całe słuchawki są plastikowe. Chodzi tylko i wyłącznie o "widelce" do których przymocowane są właściwe muszle. Nauszniki mają metalowe obudowy z bardzo ciekawymi pokrywami przypominającymi żaluzje - producent opatentował zresztą to rozwiązanie nadając mu nazwę Window Shade. Asymetryczne muszle są ogromne i bez problemu obejmują małżowiny. Metalowy jest również pałąk - ma postać wąskiej poprzeczki zagiętej z dwóch stron i zamykającej całą konstrukcję. Z naszą głową styka się natomiast duży kawałek materiału przypominającego perforowaną skórę. Jest dość elastyczny i bardzo wygodny, a regulację jego długości zrealizowano tak samo, jak w modelu HE-1000 - za pomocą mechanizmów szczebelkowych, które przesuwamy na końcach pałąka, w pobliżu muszli. Ciekawostką są hybrydowe pady, których zewnętrzna część została obszyta skórą, a elementy stykające się ze skórą - miękkim welurem. Trzeba przyznać, że HiFiMAN wpadł tutaj na doskonały pomysł łącząc dwa światy i zapewniając użytkownikom maksymalny poziom komfortu. Mając Edition X na głowie czujemy się jak wtuleni w ulubioną poduszkę. Dzięki skokowej regulacji długości pałąka możemy natomiast ustawić lub zapamiętać najlepsze dla nas położenie i wówczas po skończonym odsłuchu odkładać słuchawki na stojak lub do szuflady. Szkoda, że twardy, skórzany kuferek jest wewnątrz tak ciasny - wycięcia w piankowych elementach pozwalają oczywiście na przechowywanie słuchawek, ale raczej z odpiętym kablem i pałąkiem złożonym na maksa. Ponowne wyjęcie nauszników też wymaga sprytu i delikatności. Lepszą opcją jest kupno specjalnego, drewnianego stojaka.
Dołączony do zestawu przewód również był krytykowany przez niektórych recenzentów, choć ja nie mam z nim żadnych problemów. Zresztą zastosowanie dość standardowych wtyków pozwala nam na eksperymenty. Specjalnych kabli słuchawkowych jest na rynku sporo, wystarczy wymienić serię Kimber Kable Axios w której znajdziemy dedykowany kabel dla HE-1000, a więc można założyć, że do Edition X będzie bardziej niż odpowiedni. Wraz ze słuchawkami dostajemy dwa przewody - jeden z wtykiem 3,5 mm, drugi z większym jackiem 6,3 mm. Firmowe kable wyglądają solidnie i jedynie ich kolorystyka trochę nie pasuje do czarno-granatowego wykończenia słuchawek. Z kwestii praktycznych największą zaletą Edition X i jednocześnie jednym z elementów, w którym mogą one nawet mieć przewagę nad flagowymi HE-1000 jest wysoka skuteczność. 103 dB i impedancja na poziomie 25 Ω to parametry, które w tego typu słuchawkach jeszcze niedawno wydawały się wręcz nierealne. Sam producent twierdzi, że dzięki tak przyjaznej efektywności, Edition X można podpiąć do dowolnego źródła, w tym nawet do komputera czy smartfona, bez dodatkowego wzmacniacza. Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia jakości brzmienia, ale samo osiągnięcie takich parametrów jest sporym wyczynem. Nawet jeśli nie planujecie używać Edition X ze smartfonem, dobrze wiedzieć, że przy wyborze wzmacniacza słuchawkowego nie będzie trzeba się ograniczać tylko do modeli oferujących wysoką moc. Słabiutka, ale czarująca lampa OTL? Czemu nie! To może być nawet bardzo fajny pomysł.
Na koniec tego akapitu garść plusów, minusów i innych obserwacji. Edition X są bardzo komfortowe chyba, że macie małą głowę. Dla osób o mniejszym rozmiarze czaszki, założenie tych słuchawek może być hmm... Wiecie jak wygląda Pomnik Małego Powstańca w Warszawie? No właśnie - w tych nausznikach można się dosłownie zanurzyć i jeśli nie macie odpowiednio dużej głowy, będziecie mieć muszle w okolicach szyi, a pady obejmą nie tylko uszy, ale i policzki. Plastikowe elementy konstrukcyjne wyglądają bardzo przeciętnie i zgodzę się z tym, że do słuchawek za takie pieniądze zupełnie to nie pasuje. Gdybym miał taki wybór, dopłaciłbym jeszcze kilkaset złotych za metalowe mocowania pałąka - w stosunku do HE-1000 testowane słuchawki wciąż byłyby o wiele tańsze, ale ogólnie prezentowałyby się lepiej. Bardzo spodobało mi się za to obicie padów. Czarny welur jest bardzo miękki i nawet przy dłuższych odsłuchach nie zniechęca do siebie. Co najwyżej potrafi przyciągnąć nieczystości, ale trzeba się z tym liczyć - taka jest natura tego materiału. No i na koniec - Edition X są słuchawkami otwartymi, więc każdy użytkownik siedzący w promieniu nawet kilku metrów, będzie nas wyraźnie słyszał, a jeśli mocno damy w palnik, z perspektywy współlokatorów wrażenie będzie takie jakbyśmy odpalili średniej wielkości radio. Podsumowując - ciekawe, nietuzinkowe i niezwykle komfortowe słuchawki, które mimo pewnych oszczędności bardzo łatwo polubić.
Brzmienie
Powiem wprost - jakość brzmienia tych słuchawek z co najmniej dwukrotną siłą rekompensuje tańsze materiały użyte do ich wykonania. Po odpowiednim wygrzaniu, ich dźwięk jest bardzo otwarty, szeroki, wychodzi daleko poza słuchawki i daje bardzo przyjemny efekt przestrzenny. Dawno nie zdarzyło mi się poczuć takiego powiewu powietrza wokół głowy i jednocześnie spokoju. Typowej dla ortodynamików otwartości towarzyszy znakomita wręcz szczegółowość. Nie wiem ile czasu inżynierowie HiFiMAN-a spędzili nad tym projektem, ale góra pasma jest tutaj wręcz mistrzowskim popisem. Delikatna, nasycona detalami, czyściutka, a jednocześnie słodka - po prostu wielka klasa. Niezależnie od repertuaru, wysokie tony trzymają się pasma niczym przyklejone na mocny klej. Nie ulegają, nie rozjaśniają, ale wiernie towarzyszą średnicy. Czasem można nawet odnieść wrażenie lekkiego przyciemnienia, ale moim zdaniem wynika to właśnie ze znakomicie zrealizowanego połączenia tych dwóch zakresów. Choć nie mogłem bezpośrednio porównać Edition X z flagowymi HE-1000, słuchałem tych drugich jakiś czas temu i na pierwszy rzut ucha powiedziałbym, że Edition X są odrobinę ciemniejsze i bardziej plastyczne. Być może producent celowo nadał im taki charakter, aby można było odróżnić oba modele od siebie? Jeśli to prawda, to pozostaje pytanie czy aby nie strzelił sobie w stopę, bo niektórzy mogą uznać Edition X za lepsze, bardziej muzykalne słuchawki. To już oczywiście zależy od tego, czego w brzmieniu szukamy, ale faktem jest, że brzmieniowe różnice między tymi dwoma modelami są naprawdę niewielkie. Na tyle, że aż można zacząć zadawać sobie pytanie, które będą dla nas faktycznie lepsze.
Jedną z największych zalet Edition X jest prezentacja średnich tonów. Tutaj słuchawki grają bardzo równo i audiofilsko. Średnica nie dominuje nad przekazem, ale wyraźnie słychać, że bardzo dużo się tutaj dzieje. Równowaga tonalna nie jest zachwiana, przez co odbieramy dźwięk jako naturalny i proporcjonalny. Inna sprawa, że jakość środka pasma jest wybitna - wokale brzmią organicznie i przyjemnie. Bardzo podobne podejście prezentują Audeze LCD-XC i Beyerdynamiki T1. Chyba nie jest to żaden przypadek. Moim zdaniem producenci hi-endowych nauszników doskonale zdają sobie sprawę z tego, do jakiego klienta są one kierowane. Audiofilskich słuchawek nie kupuje pierwsza lepsza osoba "z ulicy" - to raczej meloman o wyrobionym guście, który potrafi odróżnić dobry, równy dźwięk od taniego efekciarstwa. Edition X owszem czarują przestrzenią i lekkością grania, ale w szerokim ujęciu stawiają raczej na muzykalność i przyjemność płynącą z długodystansowego odsłuchu. Nie ma tutaj żadnych zabiegów obliczonych na pięć minut. Brak nienaturalnych zabiegów, naturalna barwa dźwięku, doskonała spójność i zgranie na całej szerokości pasma - to właśnie cechy, które przez osłuchanych audiofilów zostaną od razu przyjęte z uznaniem i aprobatą. Nie widzę i nie słyszę w tym dźwieku słabych stron. To po prostu kawał dobrej roboty.
Na deser zostawiłem sobie niskie tony. Jak można było się spodziewać po przetwornikach tej wielkości, bas jest duży, szybki i mocny. Osobiście uważam, że właśnie taki powinien być dół pasma w hi-endowych nausznikach. W żadnym kawałku wykorzystanym podczas testu nie było go za dużo, ani za mało. Niskie tony nie były przy tym rozlane ani nudne. Wypełnienie, różnorodność i niesamowita szybkość - to cechy, które wyróżniają Edition X z tłumu. Słuchawki wykreowały też bardzo dobrą dynamikę w skali mikro i makro. Bas jak dzwon to może trochę za mocne określenie, ale dobrze pasuje do timingu HiFiMAN-ów i tego, jak panują nad wybrzmieniami. A jak mają się sprawy z tą wysoką efektywnością? Rzeczywiście, Edition X można podłączyć nawet do iPada i czerpać z odsłuchu wiele przyjemności, ale jeżeli tylko spróbujecie posłuchać ich z dobrym wzmacniaczem słuchawkowym lub DAC-em, tudzież hi-endowym odtwarzaczem przenośnym, szybko nie wrócicie do słuchania z laptopa, smartfona czy tabletu. Oba wykorzystane przeze mnie palyery Astell&Kern wniosły do brzmienia bardzo dużo i pozwoliły słuchawkom zaprezentować się z jak najlepszej strony. HiFiMAN zachęca nas do korzystania z urządzeń z najwyżej półki aby wydobyć z Edition X wszystko, co tylko można i te rady na pewno należy sobie wziąć do serca. Wysoka efektywność nie może usprawiedliwiać wprowadzania dalszych oszczędności w torze. Jeżeli chcecie uzyskać prawdziwie hi-endowe brzmienie, postawcie sprawę jasno - Edition X są o kilka tysięcy tańsze od HE-1000, ale w kwestii jakości sprzętu towarzyszącego należy je traktować tak samo, jak model flagowy. Raczej trudno będzie znaleźć na rynku wzmacniacz słuchawkowy lub przetwornik, który okaże się dla nich za dobry. Złośliwi twierdzą, że Edition X faktycznie niewiele ustępuje starszemu bratu, a różnicę dopłacamy jedynie do wyglądu. I możliwe, że sporo w tym racji. Jeżeli faktycznie tak jest, to sami zdecydujcie, co Wam bardziej pasuje.
Budowa i parametry
HiFiMAN Edition X to słuchawki planarne wykorzystujące jedne z największych na rynku przetworników tego typu, zapożyczone z flagowego modelu HE-1000 i prawdopodobnie w bardzo niewielkim stopniu zmodyfikowane. Zastosowanie takich przetworników mogło sprawić, że słuchawki nabiorą ciężkiego wyglądu, ale w rzeczywistości nauszniki wyglądają całkiem elegancko, choć nie da im się odmówić ani słusznych gabarytów ani surowego, nieco studyjnego uroku. Podawana przez producenta masa to 399 gramów, ale w rzeczywistości Edition X to lekka i przyjemna konstrukcja. Wracając do przetworników, warto zaznaczyć, że zastosowana w nich membrana ma grubość jednego nanometra, co nie dziwi aż tak bardzo jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że w dziedzinie nanotechnologii założyciel HiFiMAN-a, Fang Bian, uzyskał stopień doktora. Ultracienka membrana zapewnia błyskawiczną reakcję na sygnał elektryczny, co wedle zapewnień producenta przekłada się na niewiarygodną detaliczność oraz praktycznie zerowy poziom zniekształceń. Opatentowany system obudowy Window Shade ma ograniczać odbicia dźwięku od elementów ochronnych z powrotem w stronę membrany, co pozwoliło uzyskać lepiej zogniskowane źródła pozorne. Edition X są przy okazji jednymi z niewielu słuchawek reprezentujących ten poziom cenowy i jakościowy, których parametry pozwalają na podłączenie ich nawet do laptopa lub smartfona. Skuteczność wynosząca 103 dB przy 25-omowej impedancji to naprawdę dobry wynik - zupełnie jak w typowych słuchawkach mobilnych, choć z uwagi na otwartą konstrukcję HiFiMAN-ów i przyciągający spojrzenia wygląd, raczej trudno będzie używać ich w komunikacji miejskiej. Pasmo przenoszenia jest bardzo szerokie - rozciąga się od 8 Hz do 50 kHz. Powinno wystarczyć. O przyjemność słuchania dbają także znakomicie wykonane, hybrydowe nauszniki. Dzięki nim odsłuch może trwać nawet kilka godzin bez efektu zmęczenia.
Konfiguracja
Astell&Kern AK70, Astell&Kern AK120 II, iPad 4, iPhone 5s, Soul Note SD300, ADL Stratos, T+A DAC8 DSD, Chord Hugo, AudioQuest Golden Gate.
Werdykt
Nowe słuchawki HiFiMAN-a to propozycja godna uwagi. Nawet wybredni audiofile będą musieli sporo się natrudzić aby znaleźć jakieś niedoskonałości w ich brzmieniu. Edition X to pozycja, którą można stawiać wśród najlepszych słuchawek na rynku. Jedyne minusy tych słuchawek dotyczą kwestii pozadźwiękowych. To przede wszystkim kiepska jakość elementów wykonanych z tworzywa sztucznego i niepraktyczne opakowanie. Jeśli macie nieco mniejszą głowę, przed zakupem trzeba będzie te nauszniki przymierzyć aby upewnić się, że wszystko będzie w porządku. Ale, ale... Tak dobry dźwięk, niesłychanie wysoki komfort użytkowania, przyjazne parametry i niższa - w stosunku do HE-1000 - cena to plusy, które z nawiązką rekompensują wszystkie drobne niedociągnięcia. A zatem wracając do postawionego na początku testu pytania, czy Edition X to takie HE-1000 za pół ceny, odpowiadam - tak! A ponieważ mówimy o słuchawkach należących do ścisłej, światowej czołówki, taka oferta jest moim zdaniem więcej niż uczciwa. Żeby nie było, że staram się namówić kogoś aby wydał na nie własne, ciężko zarobione pieniądze, zdecydowałem się zrobić to sam. Edition X po teście zostają u mnie z jednego, prostego powodu - jako audiofila interesuje mnie tylko stosunek jakości brzmienia do ceny, a tutaj w skali od 1 do 10 HiFiMAN-om należałoby postawić 11.
Dane techniczne
Typ słuchawek: ortodynamiczne, wokółuszne, otwarte
Skuteczność: 103 dB
Impedancja: 25 Ω
Pasmo przenoszenia: 8 Hz - 50 kHz
Masa: 399 g
Cena: 8799 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Rafko.
Zdjęcia: HiFiMAN, Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
-
Marcin
Stałem się szczęśliwym posiadaczem drugiej (poprawionej) wersji, czyli HEX v2. Te słuchawki pokazują jak muzykalna i angażująca może być zwykła neutralność. Do tej pory moimi ulubionymi były Sundary, choć są deczko jaśniejsze. Na równi z nimi lubiłem HD650 i dla minimalnej odmiany HD600. HEX v2 to zdecydowanie ulepszone na maxa coś pomiędzy HD600 a HD650. Sundary niestety, mimo spektakularnego grania, zasługują być jedynie księciem, a król jest tylko jeden HEX v2:) Po HD565 Ovation II są najwygodniejszymi słuchawkami, jakie miałem na głowie. HD565 są lżejsze i dlatego minimalnie wygrywają.
0 Lubię
Komentarze (1)