Audeze LCD2 Closed-Back
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Audeze to jedna z firm, które narodziły się ponad dekadę temu w odpowiedzi na rosnące zainteresowanie audiofilów hi-endowymi słuchawkami. Wiedząc jaki sukces odniosła i jak potoczyły się jej losy, możemy dziś z pełnym przekonaniem powiedzieć, że stworzenie luksusowych i zaawansowanych technicznie nauszników wykorzystujących oryginalne przetworniki planarne było bardzo dobrym posunięciem, jednak w 2008 roku musiało wydawać się co najmniej odważne, żeby nie powiedzieć - szalone. Aby rozsmakować się w dźwięku wytwarzanym nie przez klasyczne głośniki dynamiczne, ale lekkie, płaskie membrany o dużej powierzchni, miłośnicy osobistego sprzętu audio musieli wcześniej wybrać jedną z kłopotliwych lub koszmarnie drogich opcji. Jednym z bardziej racjonalnych rozwiązań było kupno elektrostatycznych słuchawek Staxa. Japońskie nauszniki nigdy nie były tanie, a dodatkowo trzeba było dokupić do nich specjalny wzmacniacz (energizer), ale przynajmniej były to urządzenia dostępne w regularnej sprzedaży. Alternatywą było zdobycie flagowego zestawu Sennheisera - Orpheusa. Dla większości audiofilów zupełnie nierealne z przyczyn finansowych. Jeżeli nawet astronomiczna cena nie stanowiła dla kogoś problemu, musiał działać szybko, bo komplet składający się z elektrostatycznych słuchawek HE90 i lampowego wzmacniacza HEV90 został wyprodukowany w ilości zaledwie 300 egzemplarzy. Zobaczyć oryginalnego Orpheusa na własne oczy to duże przeżycie. Posłuchać go - niezwykła rzadkość. Posiadać? Marzenie.
Aby zbliżyć się do tego niedostępnego idełu, można było szukać innych opcji, jak chociażby AKG K1000. Choć wykorzystywały przetworniki dynamiczne, trudno było nazwać je normalnymi nausznikami. Dzięki nietypowej konstrukcji, zapewniały niezwykłe wrażenia odsłuchowe, ze spektakularną dynamiką i przestrzenią. Ale i tu krył się haczyk. K1000 nie dość, że nie należały do tanich, to na dodatek stosunkowo szybko zostały wycofane z oferty. Wielu audiofilów próbowało kupić je w ostatniej chwili, ale większość musiała obejść się smakiem. Wydawałoby się, że najwięksi gracze zauważą zapotrzebowanie na hi-endowe słuchawki. Nie doczekaliśmy się jednak ani następcy modelu K1000, ani tańszej wersji legendarnego Orpheusa. Zamiast tego dostaliśmy AKG K701, Sennheisery HD 800 i Beyerdynamiki T1. Wszystkie były bardzo dobre, ale nawet nie zahaczały o poziom jakościowy, który zdeklarowani miłośnicy słuchawek chcieli osiągnąć, i za co byli skłonni zapłacić. Niektórzy stwierdzili, że starzy wyjadacze zwyczajnie nie dali rady. Rozczarowali audiofilów pokazując im flagowce niegodne tego miana. Mało przełomowe i niezdolne zaspokoić ich apetytu. W tym momencie na scenie pojawiło się kliku nowych graczy, którzy mieli dość stania z boku, przyglądania się bierności wielkich marek i czekania na cud. Postanowili stworzyć słuchawki planarne kosztujące tyle samo lub niewiele więcej, co HD 800.
Pomysł był świetny. Pytanie tylko jak nadać mu rzeczywisty kształt. Jednymi z pierwszych ludzi, którzy znaleźli odpowiedź na to pytanie, byli założyciele firmy Audeze - Sankar Thiagasamudram, Alexander Rosson, Pete Uka i Dragoslav Colich. Wszystkich łączył wspólny cel, a doświadczenie i wiedza techniczna dwóch ostatnich panów (Pete Uka pracował dla NASA, gdzie odpowiadał za opracowanie specjalnych, elastycznych materiałów dla obwodów elektronicznych, natomiast Dragoslav Colich miał już w tamtym momencie ponad 30-letnie doświadczenie w projektowaniu przetworników planarnych) pozwoliły na stworzenie pierwszych słuchawek oznaczonych symbolem LCD-1. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Audiofile pokochali nowe nauszniki z Kalifornii, nie tylko za technologię i brzmienie, ale także za wysoką jakość wykonania, klasyczne wzornictwo, królewski rozmiar muszli i wysoki komfort użytkowania, pozwalający słuchać muzyki godzinami. Firma poszła więc za ciosem, wprowadzając kolejne modele LCD-2, LCD-3, LCD-X i LCD-XC. W ostatnich latach postanowiła też wejść w zupełnie inny obszar, uzupełniając ofertę tańszymi modelami EL-8, Sine i iSine, a nawet ładnymi i funkcjonalnymi nausznikami o nazwie Mobius, stworzonymi przede wszystkim z myślą o graczach i osobach spędzających mnóstwo czasu przed komputerem.
Co natomiast dzieje się z audiofilską serią LCD? Widać, że konstruktorzy stale ją poszerzają i szukają... Czego? To zależy od konkretnego modelu. Impulsem do wprowadzenia flagowych nauszników LCD-4 na pewno było dążenie do jeszcze wyższej jakości dźwięku. Sporym zaskoczeniem dla fanów marki była na pewno premiera dokanałówek LCDi4 z przetwornikami planarnymi. Kiedy jednak spojrzymy na pozostałe nowe modele z tej rodziny, trudno oprzeć się wrażeniu, że stworzono je na bazie dostępnych już wcześniej lub lekko zmodyfikowanych elementów, w wyniku eksperymentu. Niektóre są bardzo udane. Ot, chociażby testowane przeze mnie wcześniej LCD2 Classic. To jedna z najrozsądniejszych propozycji w katalogu Audeze. Sto procent firmowej technologii i zero zbędnych bibelotów. Świetny dźwięk w dobrej cenie. Fajnie, ale co zrobić, jeśli z takich czy innych względów potrzebujemy słuchawek zamkniętych? Do niedawna w serii LCD były tylko jedne takie nauszniki - LCD-XC, wycenione na 8495 zł. Amerykanie postanowili więc powtórzyć manewr przećwiczony już z modelami LCD-2 i LCD2 Classic, wprowadzając zamkniętą wersję o nazwie LCD2 Closed-Back. Cena? 3999 zł. Nie trzeba być ekspertem, aby zorientować się, że może to być prawdziwa okazja. A jak jest w rzeczywistości?
Wygląd i funkcjonalność
LCD2 Closed-Back przyjeżdżają do nas w zwyczajnym (choć całkiem sporym), kartonowym pudełku. Nauszniki spoczywają w grubej wytłoczce z szarej gąbki, a oprócz nich w zestawie znajdziemy ładnie wykonany przewód o długości 1,9 m (zakończony z jednej strony 6,3-mm wtykiem jack, a z drugiej - dwoma małymi XLR-ami, które wpinamy do ustawionych pod kątem gniazd w słuchawkach), przejściówkę na wtyk 3,5 mm i dwa firmowe gadżety - certyfikat autentyczności w formie plastikowej karty z numerem seryjnym i odręcznym podpisem pracownika firmy oraz pendrive z instrukcjami obsługi. Tak naprawdę, do szczęścia potrzebne nam będą tylko słuchawki i kabel. Pozostałe akcesoria można spakować z powrotem do pudełka i wynieść je na strych, bo i ciężko mi sobie wyobrazić, aby ktokolwiek używał fabrycznego opakowania do przechowywania słuchawek po skończonym odsłuchu. Niektórzy powiedzą, że dostarczanie klientowi słuchawek za 3999 zł w standardowym, niewyszukanym, kartonowym pudełku to cios poniżej pasa. Należy jednak pamiętać, że opisywany model od początku miał być tańszą alternatywą dla LCD-XC kosztujących ponad dwa razy więcej, lub - jeżeli podejdziemy do sprawy z innej strony - zamkniętą wersją modelu LCD-2, za który trzeba zapłacić 5495 zł. Podobnie, jak w modelu LCD2 Classic, amerykańscy projektanci musieli wprowadzić tu pewne oszczędności. Inaczej nie byliby w stanie zmieścić się w zakładanym budżecie. Ustalili jednak, że program zaciskania pasa nie może dotknąć tego, co najważniejsze z punktu widzenia jakości dźwięku i komfortu użytkowania - przetworników, najważniejszych elementów konstrukcyjnych, a także padów czy pałąka. Z kosztorysu wypadło drewno, zastąpione tworzywem sztucznym, a także firmowe pudełko w formie profesjonalnej walizeczki. To ostatnie zresztą też średnio nadaje się do codziennego użytku. Jeżeli regularnie wozimy swoje słuchawki do studia nagraniowego i zabieramy je w każdą podróż, plastikowy neseser jest super, ale w warunkach domowych zdecydowanie lepszym pomysłem jest kupno praktycznego, eleganckiego stojaka. Jeżeli na tym miałyby się kończyć różnice między wymienionymi wyżej modelami, kartonowe pudełko przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Mała strata, krótki żal.
TEST: Audeze LCD2 Classic
Amerykańskie słuchawki zawsze były stosunkowo ciężkie i LCD2 Closed-Back nie są wyjątkiem. Audiofile będą się zastanawiać czy tak naprawdę mamy tu do czynienia z odchudzoną wersją zamkniętych słuchawek LCD-XC, czy może zamkniętą wersją modelu LCD2 Classic. Zarówno cena, jak i niektóre szczegóły konstrukcyjne sugerują raczej tę drugą opcję. Jeżeli natomiast mielibyśmy kierować się masą, będziemy mieli problem, bo w tej kategorii LCD2 Closed-Back plasują się dokładnie pośrodku. Ważą 641 g - niecałe 100 g więcej, niż LCD2 Classic, a zarazem niecałe 100 g mniej, niż LCD-XC. Tak czy inaczej, są stosunkowo ciężkie. Na szczęście są też bardzo, ale to bardzo wygodne. Jeszcze pałąk jak pałąk. To po prostu szeroki, podziurkowany, skórzany pasek dobrze przylegający do głowy. Ale muszle i poduszki... Bajka. Duże, miękkie, głębokie, wypełnione pianką z pamięcią kształtu, po prostu luksusowe. Naturalnie, wciąż nie są to nauszniki, w których można biegać, tańczyć, jeździć na rowerze i wspinać się na Mount Everest. W zależności od rozmiaru głowy słuchacza, przy gwałtowniejszym ruchu mogą zacząć się zsuwać. Jeżeli jednak nie szukamy sprzętu, który "idealnie sprawdzi się w miejskiej dżungli" albo "zmotywuje nas do jeszcze większego wysiłku", ich wysoka masa nie powinna nam przeszkadzać. Podczas odsłuchu w domowym zaciszu liczy się przede wszystkim poczucie komfortu i izolacji od otoczenia, a w tych kwestiach LCD2 Closed-Back nas nie zawiodą.
Przystępna - w porównaniu z innymi słuchawkami tej marki - cena opisywanych słuchawek wynika też z tego, że pracownicy kalifornijskiej manufaktury w zasadzie nie musieli wymyślać tu niczego nowego. Przetworniki są takie same lub bardzo zbliżone do tych, jakie znajdziemy w LCD2 Classic. Oba modele charakteryzują się identycznymi parametrami elektrycznymi, więc sprawa wydaje się jasna. Porządne gniazda w każdej z muszli, solidne elementy konstrukcyjne, mechanizm regulacji długości pałąka - wszystko to widzieliśmy już wcześniej. Jeżeli spojrzymy na testowany model z dystansu, właściwie jedyną nowością są tutaj mocno wypukłe, plastikowe pokrywy muszli, z dwoma białymi liniami układającymi się w kształt litery "A". Nie mam pojęcia czy projektantom chodziło bardziej o wyróżnienie nowego modelu na tle serii LCD, czy może zachowanie wizualnej zgodności z modelami otwartymi, których muszle wyposażone są w kratownice z podobnymi "przecięciami", ale pomysł okazał się kontrowersyjny i raczej nie przypadł audiofilom do gustu. Sam również wolałbym, aby firma wymyśliła coś innego, albo darowała sobie wszelkie dekoracje i zostawiła pokrywy muszli w spokoju. Muszę jednak powiedzieć, że po pewnym czasie zwyczajnie się do tego przyzwyczaiłem. Po kilku dniach obcowania z LCD2 Closed-Back spojrzałem na te "kreski" i stwierdziłem, że ani mnie one ziębią, ani grzeją. Tak właściwie, to nawet pasują do firmowego loga na "kostkach" łączących pałąk metalowymi tulejkami, do których przymocowane są nauszniki.
Z punktu widzenia melomana słuchającego muzyki godzinami, LCD2 Closed-Back to całkiem fajne, choć z pewnością jeszcze nie idealne słuchawki. Są zbudowane jak amerykańskie krążowniki szos z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ich projektanci nie przejmowali się wysokim zużyciem paliwa ani innymi mocno przyziemnymi problemami. Dobry samochód musiał być ogromny, ciężki, luksusowy i błyszczący. Na jego desce rozdzielczej miały zmieścić się nogi Claudii Jennings, a samo obejście go dookoła miało zajmować tyle czasu, aby przeciętny klient zdążył się zmęczyć i już w połowie tej wędrówki zaczął prosić o szklankę wody. Z dzisiejszego punktu widzenia to niedorzeczne, ale wiele z tych samochodów miało tak niezaprzeczalny i niepowtarzalny urok, że dziś ich fani, specjaliści i kolekcjonerzy odbudowują nawet najbardziej zniszczone egzemplarze. LCD2 Closed-Back mogą być jedną z najtańszych propozycji w ofercie Audeze, ale w porównaniu z wieloma innymi słuchawkami prezentują się bardzo, bardzo bogato. Spodobały mi się ich grube, mięciutkie pady, prosty system regulacji długości pałąka, a nawet dołączony do zestawu przewód - stosunkowo lekki, elastyczny i zakończony wysokiej jakości wtykami. Wygląda jakby maczał w nim palce Ray Kimber. Co ciekawe, podczas testu prawie nie zaobserwowałem typowego dla wielu słuchawek efektu mikrofonowego. Z przewodów wychodzących z metalowego rozdzielacza (na wysokości naszej klatki piersiowej) mogą jeszcze przenosić się jakieś szmery i stuknięcia, ale z pozostałym, dłuższym odcinkiem można robić co nam się podoba, a i tak nic nie zakłóci nam odsłuchu, nawet przy niskich poziomach głośności.
Dużym plusem amerykańskich nauszników jest możliwość dokupienia opcjonalnego, zbalansowanego kabla zakończonego 4-pinowym XLR-em, a nawet wymiana pałąka na nowy. Co prawda, nie sądzę, aby ten zaczął zużywać się wyjątkowo szybko, ale gdyby ktoś się tego obawiał, nie ma żadnego problemu. Na stronie producenta, w zakładce z akcesoriami, można znaleźć nawet pałąk z włókna węglowego, zestaw do czyszczenia elementów skórzanych oraz dłuższe, srebrne tulejki umożliwiające zwiększenie rozmiaru nauszników.Po stronie minusów należy zapisać przede wszystkim wysoką masę opisywanego hełmofonu. Podczas testu modelu LCD2 Classic jeszcze tak nie dawało mi się to we znaki, ale tutaj już po kilku minutach czułem, że coś naprawdę mocno naciska mi na głowę, a nawet na szyję i ramiona. Mieszkańcy niektórych rejonów Afryki lub Półwyspu Indyjskiego, noszący w ten sposób baniaki z wodą i kosze z owocami, na pewno nie odczuliby takiego ciężaru, ale ja chyba nie jestem do tego przyzwyczajony i po dwudziestu minutach musiałem zrobić sobie przerwę. Nie mogę też powiedzieć, aby LCD2 Closed-Back plasowały się w ścisłej czołówce jeśli chodzi o tłumienie zewnętrznego hałasu. Mimo zamkniętej konstrukcji, na pewno nie pozwolą nam zupełnie odciąć się od dźwięków otoczenia. Znam wiele tańszych słuchawek (nawet tych klasycznych, bez systemu aktywnej redukcji szumów), które radzą sobie z tym zadaniem znacznie, znacznie lepiej. Dużym plusem amerykańskich nauszników jest możliwość dokupienia opcjonalnego, zbalansowanego kabla zakończonego 4-pinowym XLR-em, a nawet wymiana pałąka na nowy. Co prawda, nie sądzę, aby ten zaczął zużywać się wyjątkowo szybko, ale gdyby ktoś się tego obawiał, nie ma żadnego problemu. Na stronie producenta, w zakładce z akcesoriami, można znaleźć nawet pałąk z włókna węglowego, zestaw do czyszczenia elementów skórzanych oraz dłuższe, srebrne tulejki umożliwiające zwiększenie rozmiaru nauszników. Moim skromnym zdaniem, przydałaby się raczej możliwość jego zmniejszenia. Sam mam bowiem na tyle dużą głowę, że niektóre słuchawki są dla mnie zwyczajnie za małe, a tutaj miałem jeszcze spory zapas. Moja żona wyglądała natomiast tak, jakby wyrosły jej dwie dodatkowe głowy. "Gdybym odbierała dźwięk migdałkami, te słuchawki byłyby idealne" - powiedziała. Dziwi mnie natomiast brak możliwości wymiany padów. Prawdopodobnie to właśnie na nich zauważymy pierwsze ślady zużycia. Audeze oferuje nowe pady do tańszych modeli EL-8 i Sine. W firmowym sklepie znajdziemy nawet twarde pokrowce na słuchawki, stojaki, przewody, przejściówki i koszulki, ale poduszek do słuchawek z serii LCD niestety nie ma. Pozostaje wierzyć, że ich wymiana, nawet po kilku latach, nie będzie konieczna.
Brzmienie
Uwielbiam testować nowe, ciekawe produkty, których brzmienie jest dla mnie jedną wielką zagadką. Ponad dekadę temu taki powiew świeżości wprowadziły do słuchawkowego świata planarne nauszniki Audeze. Niemal równocześnie wystartowało też kilku innych producentów, z których - z uwagi na podobne przetworniki - w pierwszej kolejności należy wymienić HiFiMAN-a. Gdyby nie ich sukces, pewnie nie zobaczylibyśmy wielu hi-endowych nauszników, za którymi szaleją audiofile na całym świecie - Final Audio Design D8000, Meze Empyrean, ENIGMAcoustics Dharma D1000, Erzetich Phobos czy MrSpeakers Ether 2. Na wprowadzenie własnych, zaawansowanych technicznie słuchawek prawdopodobnie nigdy nie zdecydowałyby się też takie firmy, jak AudioQuest czy Focal. Co więcej, w takiej sytuacji wielcy gracze nie czuliby absolutnie żadnej presji. Ta wywierana wyłącznie przez pewną - dodajmy, stosunkowo nieliczną (jak na ogólną skalę produkcji) - grupę odbiorców, nie doprowadziłaby ani do zmiany ich polityki, ani nawet nie zachęciła nikogo do zainwestowania w rozwój nowych słuchawek z najwyższej półki. Innymi słowy, Audeze jest jedną z firm, które przebiły szklany sufit wiszący nad rynkiem hi-endowych nauszników od dłuższego czasu. Dzięki nim, na przestrzeni zaledwie dziesięciu lat zobaczyliśmy wiele, wiele ultra audiofilskich konstrukcji. Dopiero teraz widać, że były potrzebne. Coraz więcej melomanów żywo się nimi interesuje. Ludzie dyskutują o wyższości LCD-3 nad LCD-X lub odwrotnie. Czytają, słuchają, porównują i przychodzą na największe wystawy z mocnym postanowieniem przesłuchania wszystkich nowych modeli, często przynosząc ze sobą własny odtwarzacz lub kieszonkowy przetwornik podłączony do smartfona. Jedynym minusem - poza zbyt dużą różnorodnością oferowanych modeli (LCD-2 Shedua, LCD-X Creator Edition, LCD-XC Limited Edition Alligator) - jest błyskawiczne podnoszenie poprzeczki cenowej. Wraz ze szklanym sufitem, pękły wszelkie bariery. Otworzyła się puszka pandory, z której, niczym najgorsze nieszczęścia, wylatywały kolejne kwoty. 8995 zł, 13999 zł, 18995 zł... Nawet najwięksi miłośnicy słuchawek zaczęli się zastanawiać o co w tym wszystkim chodzi. Producenci, którzy zaczynali od ciekawych i atrakcyjnych cenowo słuchawek planarnych, nagle zaczęli prowadzić jakąś głupią, dziecinną grę. Dziesięć tysięcy, dwadzieścia tysięcy, trzydzieści tysięcy... A co tam, milion! Niech ktoś powstrzyma to szaleństwo!
PORADNIK: Wszystko o wzmacniaczach słuchawkowych
LCD2 Closed-Back to w pewnym sensie powrót do korzeni. Kolejny dowód na to, że cenowa i jakościowa wojna chwilowo zeszła na dalszy plan. Może to tylko moje spostrzeżenie, ale mam wrażenie, że Amerykanie postanowili odzyskać zaufanie audiofilów, którzy po przekroczeniu pewnej bariery zwyczajnie przestali interesować się ich słuchawkami. Tych, którzy mogą sobie pozwolić na nauszniki za 3999 zł nie jest dwa razy więcej, niż tych, których stać na model za 8495 zł. Nie prowadziłem żadnych badań na ten temat, ale wydaje mi się, że może ich być co najmniej cztery, a może i osiem razy więcej. Należy też zwrócić uwagę na to, że niemal każdy klient zostawia sobie pewien margines błędu, niewielki bonus do wykorzystania na wypadek, gdyby udało mu się znaleźć naprawdę doskonały sprzęt. W przypadku LCD-XC, ów zapas finansowy może poszerzyć zakres naszych poszukiwań nawet do kwoty pięciocyfrowej. Innymi słowy, nauszniki te muszą wytrzymać starcie z Sennheiserami HD 820, a kto wie czy i nie z HiFiMAN-ami HE-1000 V2 czy Focalami Stellia. LCD2 Closed-Back sprowadziły tę rywalizację do zupełnie innego poziomu. Bach, i jesteśmy z powrotem na ziemi. Wciąż wysoko, ale przynajmniej mamy kontakt z podłożem. Nie obracamy się w cenowej stratosferze. I jak lubię sobie posłuchać hi-endowych nauszników, tak chyba nic nie cieszy mnie bardziej, niż udane próby przeszczepienia technologii i jakości brzmienia flagowców do modeli wielokrotnie tańszych. A właśnie z takim działaniem mamy do czynienia w tym przypadku.
Amerykańska firma zdążyła zbudować sobie na tyle silną pozycję, że zarówno klienci, jak i recenzenci w pierwszej kolejności porównują jej nowe modele do tych, które już dobrze znają. W sieci można więc przeczytać mnóstwo soczystych opisów zahaczających moim zdaniem o absurd. Czy jedne słuchawki tej marki mają bardziej otwartą górę niż inne? Czy najnowszy model idzie bardziej w stronę jakiejś tam limitowanej wersji, czy może bliżej mu do najbliższego konkurenta, który ma już fazory? Które nauszniki najlepiej nadają się do słuchania cięższego rocka w połączeniu z lampowym wzmacniaczem słuchawkowym? I tak dalej, i tak dalej... Domyślam się, że fani Audeze za chwilę mnie zjedzą, ale dla mnie praktycznie wszystkie konstrukcje tej firmy prezentują różne odmiany tego samego brzmienia. Naturalnego, spójnego, barwnego, nasyconego, z mniejszym lub większym dodatkiem dynamiki, przejrzystości i szerokiej, napowietrzonej przestrzeni. Słuchając ich, można odnieść wrażenie jakby słuchawki w ogóle nie musiały się wysilać. To, co w wielu innych nausznikach uznalibyśmy za wielki sukces, przychodzi im łatwo, bezproblemowo, chciałoby się powiedzieć - mimowolnie. LCD2 Closed-Back to kolejne słuchawki Audeze, które grają w ten sposób. Nie wiem czy dokładne analizowanie ich brzmienia ma jakikolwiek sens. Po pierwsze dlatego, że kiedy czytam te opowieści, że nowe słuchawki tej marki najbardziej przypominają LCD-2, ale na przełomie średnich i wysokich tonów zachowują się bardziej, jak LCD-3, a ich przestrzeń przypomina to, co pokazują LCD-XC, czuję się jak na zebraniu ogólnopolskiego fanklubu zupy pomidorowej. A czy lepsza taka, czy taka... A czy z ryżem, czy z makaronem... Kto lubi zabielaną, a kto kwaśną... Członkowie klubu uważają, że różnice są kolosalne, ale cała reszta uważa ich za świrów dyskutujących o czymś, co w gruncie rzeczy jest rosołem pomieszanym z ketchupem. A przecież na świecie są jeszcze inne zupy. Ogórkowa, żurek, grochówka, kapuśniak, krupnik, pieczarkowa, kalafiorowa, jarzynowa, barszcz ukraiński, kwaśnica, chłodnik, barszcz biały, gulaszowa, brokułowa... Namawianie członków klubu, aby przerzucili się na coś innego, sensu nie ma pewnie żadnego. Warto jednak zdawać sobie sprawę z tego, że rozmowy o wyższości pomidorowej cioci Grażynki nad pomidorową wujka Mariana interesują tylko tych, którzy i jedną i drugą mogliby jeść na okrągło.
Dlaczego mielibyśmy wybrać LCD2 Closed-Back, a nie LCD2 Classic? Odpowiedź wydaje się oczywista - bo jedne są zamknięte, a drugie otwarte. Ale czy na tym koniec historii? Nie.Jeśli mam być brutalnie szczery, odsłuch LCD2 Closed-Back był dla mnie praktycznie powtórką tego, czego doświadczyłem podczas testu otwartego modelu LCD2 Classic. Zainteresowanych odsyłam więc do tamtej recenzji, bo nie mam ochoty pisać tego samego po raz wtóry. Gdyby jeszcze LCD2 Classic wylądowały u jednego z moich kolegów, być może znalazłbym siłę, by napisać to samo własnymi słowami. Rzecz w tym, że i tamten artykuł wyszedł spod mojej klawiatury. Różnice? Hmm... Mając w pamięci to, co pokazały LCD2 Classic, wskazałbym (ewentualnie) dwie rzeczy. Wydaje mi się, że LCD2 Closed-Back są ciut ciemniejsze, przez co ich brzmienie odbieramy jako jeszcze bardziej uspokojone i relaksujące. Drugim drobiazgiem jest przestrzeń. W opisywanym modelu jest ona odrobinę węższa. Niewiele, ale moim zdaniem zauważalnie. Jak można było się spodziewać, LCD2 Closed-Back bardziej skupiają dźwięk w środku czaszki, dając nam bliższy, może bardziej intymny, ale też mniej trójwymiarowy dźwięk. W ogólnym rozrachunku są to jednak tylko detale. Na pewno wyjdą na jaw podczas bezpośredniego porównania, ale czy są na tyle ważne, aby dyskutować o nich dłużej? Moim zdaniem nie. Byłoby to już dzielenie dźwięku na atomy. Pozostaje więc najważniejsze pytanie. Dlaczego mielibyśmy wybrać LCD2 Closed-Back, a nie LCD2 Classic? Odpowiedź wydaje się oczywista - bo jedne są zamknięte, a drugie otwarte. Ale czy na tym koniec historii? Nie. Owszem, LCD2 Closed-Back mają zamknięte muszle, jednak - jak już zauważyłem wcześniej - tłumienie dźwięków otoczenia nie jest ich największym atutem. Na pewno jesteśmy izolowani lepiej, niż w otwartych LCD2 Classic, ale o całkowitym odcięciu od świata nie ma mowy. Chyba, że mocno odkręcimy potencjometr w prawo. To samo możemy jednak zrobić w modelu otwartym. Gdyby obie wersje kosztowały tyle samo, można by było zrobić listę plusów i minusów, decydując się na korzystniejszą dla nas opcję. Problem w tym, że LCD2 Closed-Back kosztują 3999 zł, a więc dokładnie tysiąc złotych więcej, niż LCD2 Classic. Przepraszam, ale dlaczego? Być może producent widzi jakieś uzasadnienie, ale z punktu widzenia klienta zaczyna to tracić sens. Korzyść w postaci lepszego (choć nie idealnego) tłumienia hałasów z zewnątrz chyba nie jest warta tak dużej dopłaty. To oczywiście moja, być może skrajnie subiektywna opinia, ale wolałbym wziąć tańsze, ładniejsze i lżejsze LCD2 Classic. Sprawę komplikuje fakt, że oba modele są obecnie dostępne w promocyjnych cenach. LCD2 Closed-Back kosztują 3444 zł, a LCD2 Classic - 2699 zł. I co? I wciąż wolałbym te drugie. Nie widzę powodu, by za wersję zamkniętą dopłacać więcej, niż 200-300 zł. Co jednak nie zmienia faktu, że gdyby LCD2 Classic nie istniały, powiedziałbym, że LCD2 Closed-Back to świetne słuchawki, w stu procentach warte swojej ceny. Bo tak po prostu jest. Szczególnie, jeśli porównamy je z droższymi modelami Audeze.
Budowa i parametry
Audeze LCD2 Closed-Back to jeden z najnowszych modeli w ofercie amerykańskiej firmy. Jak twierdzi producent, stworzono go w oparciu o klasyczne słuchawki LCD-2 i ich sygnaturę brzmieniową, jednak w odróżnieniu od bardzo podobnych, jeszcze bliższych im konstrukcyjnie LCD2 Classic, opisywane nauszniki mają budowę zamkniętą. W czarnych muszlach z białymi akcentami stylistycznymi zamknięto planarne przetworniki magnetyczne będące wizytówką kalifornijskiego producenta. Najważniejszym elementem tych przetworników są cieniutkie membrany (106 mm), wprawiane w ruch przez neodymowe magnesy N50 umieszczone po obu stronach. Autorski układ pozwala odtwarzać dźwięki z zakresu 10 Hz - 50 kHz przy niezwykle niskim poziomie zniekształceń (poniżej 0,1% przy 100 dB). Impedancja słuchawek wynosi 70 Ω, a ich czułość sięga 97 dB. Do każdej z muszli doprowadzone są odpinane przewody zakończone 4-pinowymi złącza mini-XLR. Dołączony do zestawu kabel ma długość 1,9 m, co ma stanowić kompromis pomiędzy 1,2-metrowymi przewodami charakterystycznymi dla konstrukcji mobilnych i 3-metrowymi, stosowanymi w typowo domowych słuchawkach. Muszle pokryte są ekologiczną skórą i zawieszone na lekkim, stalowym pałąku. Elementem charakterystycznym dla LCD2 Closed-Back są także nylonowe pierścienie z krystalicznymi wtrąceniami, którymi otoczone są muszle. Miłośników słuchawek planarnych z pewnością zainteresuje jeszcze jeden szczegół konstrukcyjny. Podobnie, jak w LCD2 Classic, w testowanym modelu nie zastosowano fazorów czyli elementów, których zadaniem jest uporządkowanie sposobu rozchodzenia się fal dźwiękowych zaraz za membraną przetwornika. W swoich materiałach informacyjnych, Audeze dość dokładnie tłumaczy na czym polega ta technologia. W dużym skrócie, idealnym rozwiązaniem byłaby drgająca samoczynnie, lekka folia, której nic nie oddzielałoby od naszych uszu. W rzeczywistości potrzebny jest jakiś element generujący pole magnetyczne, dzięki któremu - po przyłożeniu napięcia - nasza folia zacznie się poruszać. Podobnie, jak w głośnikach elektrostatycznych, ów element napędzający musi znajdować się w sąsiedztwie membrany, oddzielając nas od generowanego przez nią dźwięku. Najczęściej jest to coś w rodzaju siatki, przez co dochodzi do nas przez dziesiątki lub setki drobnych szczelin. W przypadku kolumn nie ma to wielkiego znaczenia, ale w słuchawkach nasze uszy są tak blisko, że kluczową sprawą staje się opanowanie interferencji fal dźwiękowych, a także ciśnienia wytwarzanego przez cienką membranę. Stosowane przez Audeze fazory służą temu, aby zamiast serii małych, punktowych źródeł dźwięku, za przetwornikiem wytworzyło się coś, co bardziej przypomina jednolitą falę dźwiękową. Podobne rozwiązania stosuje MrSpeakers, a w swoim pierwszym modelu planarnym - D8000 - coś zbliżonego wprowadziła także firma Final Audio Design, chociaż japońscy inżynierowie bardziej, niż na interferencji fal dźwiękowych, skupiali się na regulowaniu ruchu membrany.
Werdykt
W słuchawkowym świecie od kilku ładnych lat panuje wzmożony ruch. Producenci audiofilskich nauszników nie mają zamiaru odpuszczać, na czym w coraz większym stopniu korzystają sami klienci. Do pewnego momentu można było zastanawiać się czy ceny, które poszybowały w kosmos, nigdy już nie wrócą na ziemię. Teraz wiadomo, że obok ultra hi-endowych modeli pojawiła się cała masa słuchawek korzystających z podobnych rozwiązań, ale kosztujących znacznie, znacznie mniej. Ponieważ na zatłoczonych, sklepowych półkach wciąż pojawiają się nowe konstrukcje, mamy do czynienia z tak zwaną klęską urodzaju. LCD2 Closed-Back są tego doskonałym przykładem. To bardzo, bardzo fajne słuchawki. Gdyby weszły na rynek dwa, trzy, może cztery lata temu, wyjąłbym z szuflady młotek, rozbił skarbonkę i udał się do najbliższego sklepu. Zamknięte, planarne nauszniki od Audeze za 3999 zł? To byłaby prawdziwa sensacja. Rzecz w tym, że amerykańska firma - podobnie, jak wiele innych - zaczęła już wprowadzać do sprzedaży modele zaprojektowane na zasadzie mieszania jednych konstrukcji z innymi i zapełniania luk w katalogu. Jeżeli nie wypuściła jeszcze zamkniętej wersji modelu LCD-X z fazorami albo specjalnej edycji LCD-3 z pałąkiem z włókna węglowego i futerałem wyłożonym wełną alpaki, pewnie jest to tylko kwestia czasu. LCD2 Closed-Back to zamknięta odmiana LCD2 Classic, której największym problemem jest... LCD2 Classic. Moim zdaniem ten model jest w tej chwili absolutnym hitem w katalogu Audeze i ciężko będzie go pokonać. To pierwsza sprawa. Drugą są promocyjne ceny modeli, za które jeszcze niedawno trzeba było zapłacić ponad siedem lub osiem tysięcy złotych. LCD-X Creator Edition dostaniemy za 3999 zł. LCD-XC Creator Edition kosztują 4444 zł. Nawet jeśli opisywane LCD2 Closed-Back też zostały już przecenione na 3444 zł, naprawdę nie zastanawialibyście się nad modelem z wyższej półki? Wiem, że promocja nie będzie trwała wiecznie, ale w tym momencie przeszedłbym obok LCD2 Closed-Back i wziął albo LCD2 Classic, oszczędzając prawie siedemset pięćdziesiąt złotych, albo dołożył jeszcze tysiąc i zdecydował się na lepsze i ładniejsze LCD-XC Creator Edition. Ale śmiało kochani, wprowadzajcie jeszcze więcej nowych modeli i limitowanych edycji. Dla mnie pomidorowa to pomidorowa. Zawsze zjem ze smakiem. A jeśli mogę zapłacić mniej? Hulaj dusza, piekła nie ma!
Dane techniczne
Typ słuchawek: zamknięte, wokółuszne, planarne
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 50 kHz
Impedancja: 70 Ω
Skuteczność: 101 dB
Zniekształcenia: < 0,1%
Przewód: 1,9 m/6,3 mm
Cena: 3999 zł
Konfiguracja
Marantz HD-DAC1, Astell&Kern AK70, Apple iPhone SE, AudioQuest Cinnamon, Enerr Tablette 6S.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
-
Jack Black
Witam, świetny artykuł. Piękny zarys podejścia producentów do naszej kasy. Gratuluję dobrego pióra, uśmiałem się po pachy, zupa dużo wyjaśnia.
0 Lubię
Komentarze (1)