JBL Live 650 BT NC
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Charakterystyczne logo amerykańskiej firmy jeszcze nie tak dawno kojarzyło się melomanom z profesjonalnymi monitorami studyjnymi, sprzętem do nagłaśniania koncertów, sal kinowych i obiektów użyteczności publicznej. Niektórzy wiedzieli, że kolumny JBL-a można także mieć w domu. Owszem, audiofilskie zestawy głośnikowe funkcjonowały w jej katalogu od kiedy pamiętam, jednak prezentacje hi-endowych Everestów i luksusowych instalacji Synthesis - w połączeniu z mocno profesjonalnym wizerunkiem samej marki - sprawiły, że jej produkty kojarzyły się wielu miłośnikom sprzętu audio z czymś bardzo drogim i niedostępnym. Czy tak było naprawdę? Niekoniecznie. Ilekroć zbierałem grupę budżetowych kolumn, dzwoniłem do polskiego dystrybutora JBL-a z pytaniem, czy udałoby się wystawić do takiego testu jakiegoś reprezentanta tej marki, i zwykle się to udawało. Były na przykład fajne głośniki z serii Northridge, budżetowe TX-y, seria XTi z charakterystycznymi obudowami i rozsądnie wyceniona linia Studio. Duchowym spadkobiercą tych kolumn jest dziś seria Arena. Żadna z nich nie zmieniła jednak faktu, że duże, audiofilskie kolumny tej marki kojarzą nam się z czymś bardzo dobrym i - niestety - drogim. Wystarczyło zaledwie kilka, może kilkanaście lat, aby ten wizerunek odmienić. Audiofilskie kolumny na szczęście pozostały nietknięte, ale obok nich wyrosły dwa nowe światy, które dziś są dla JBL-a niezwykle ważne. Pierwszym są głośniki bezprzewodowe, a drugim - słuchawki.
Amerykanie zaczęli budować swą potęgę na tym runku już kilka ładnych lat temu, a mimo to wciąż atakują nas nowościami i udoskonalają produkowane już modele w takim tempie, że ciężko jest za nimi nadążyć. Co miesiąc notujemy przynajmniej jedną słuchawkową premierę JBL-a. Tylko w tym roku wprowadzono na rynek modele Everest 110 GA i Everest 710 GA, UA Sport Wireless React, Endurance PEAK, Tune 500, Endurance RUN BT, UA Sport Wireless Flash, Live 400 BT, Live 500 BT i Live 650 BT NC. Dziesięć nowości, a mamy dopiero końcówkę maja. Aby przetestować je wszystkie, musielibyśmy rzucić większość innych zajęć i wstawiać nową recenzję co dwa tygodnie. Jednak tak, jak nie każda z tych premier zainteresuje potencjalnych klientów, tak z punktu widzenia audiofila najciekawsze są duże słuchawki przewodowe i bezprzewodowe. Dlatego właśnie postanowiłem przyjrzeć się flagowym nausznikom z serii Live. Na pokładzie mają łączność Bluetooth, system aktywnej redukcji hałasu, akumulator pozwalający na 20 godzin pracy ze wszystkimi wspomagaczami, kompatybilność z Asystentem Google i kilka innych bajerów, a kosztują 849 zł. Świeżutkie, bogato wyposażone, bezprzewodowe, wokółuszne słuchawki znanego producenta za mniej niż tysiąc złotych? To spore zaskoczenie. A jak Live 650 BT NC sprawdzają się na żywo?
Wygląd i funkcjonalność
W czasach niesamowitej popularności słuchawek bezprzewodowych, coraz mniej użytkowników zwraca uwagę na rzeczy, które w słuchawkach przewodowych liczyły się najbardziej - jakość wykonania, zastosowane materiały, komfort użytkowania i oczywiście brzmienie. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Nagle pojawiło się bowiem wiele innych czynników, które można brać pod uwagę. Co więcej - w przeciwieństwie do tego, co możemy poczuć i usłyszeć - bez problemu da się je ubrać w liczby i opisać tak, aby można było wykazać wyższość jednego modelu nad drugim. Średnica przetworników, pojemność akumulatorów, czas pracy na jednym ładowaniu, wersja i zasięg łączności bezprzewodowej, dodatkowe funkcje i kompatybilność z nowymi systemami - to rzeczy, które można wydrukować na opakowaniu lub umieścić w tabeli danych technicznych i już wszystko wiadomo, prawda? Z tym, że wciąż nie wiadomo jak dane nauszniki prezentują się na żywo. Czy wyglądają jak porządny sprzęt, czy plastikowa zabawka? Czy wygodnie się je nosi? Jak długo można nosić je na głowie bez poczucia dyskomfortu i zmęczenia? Jak skuteczny jest system aktywnego tłumienia hałasu i jak dane słuchawki izolują nas od zewnętrznych dźwięków bez niego? Czy przyciski do sterowania poszczególnymi funkcjami są rozmieszczone w wygodny sposób? Czy uszy nie pocą się po dziesięciu minutach? Jak widać, nawet nie wspominając o dźwięku, możemy poruszyć wiele tematów, które nijak nie mieszczą się w tabelkach i opisach funkcjonalności, jakie znajdziemy w materiałach reklamowych. A przecież w słuchawkach bezprzewodowych każda z tych rzeczy liczy się tak samo, a może nawet bardziej, niż w ich przewodowych odpowiednikach. Mam wrażenie, że szybko zauważyli to również producenci nauszników. Skoro klienci zaczęli kierować się nieco innymi kryteriami, jakość wykonania i brzmienia można było zepchnąć na drugi plan. Inna sprawa, że słuchawki bezprzewodowe z definicji nie mogą być tak dobre, jak modele przewodowe za te same pieniądze. Trzeba przecież upchnąć w środku akumulator, moduł łączności bezprzewodowej, wzmacniacz, mikrofon, sterowanie i parę innych rzeczy. A przecież w życiu nie ma nic za darmo. Najczęściej to, co dostawaliśmy w sferze funkcjonalności, trzeba było odjąć w innych dziedzinach. Środki zainwestowane w dodatkową elektronikę, producenci słuchawek najczęściej odbijają sobie na jakości zastosowanych materiałów, wytrzymałości i wszystkim, co przekłada się na wygodę użytkowania i jakość brzmienia. Ale czy musi tak być? Wraz ze wzrostem popularności tego typu słuchawek, powoli zaczęły zmieniać się reguły gry. Pierwszoligowi gracze mogli pozwolić sobie na więcej, chociażby z uwagi na skalę produkcji. Kiedy jednak technologia staniała na tyle, aby nawet nieznana nikomu firma mogła wprowadzić na rynek plastikowe słuchawki bezprzewodowe za trzysta złotych, uznani producenci poszli po rozum do głowy i postanowili wskoczyć wyżej. Przy okazji przypomnieli sobie na czym jeszcze niedawno opierał się sukces nauszników do użytku domowego i postanowili przenieść tę wiedzę na grunt modeli bezprzewodowych.
Dlaczego o tym wspominam? Bo najbardziej pożądanym rodzajem słuchawek są dziś bezprzewodowe nauszniki, w których znajdziemy nie tylko nowoczesną technologię, ale też odrobinę luksusu, który powinien manifestować się na wielu różnych płaszczyznach, ale przede wszystkim w sferze tego, co widzimy, czego dotykamy i co czujemy, gdy korzystamy z takiego sprzętu. Marka, wzornictwo, materiały, akcesoria - aby klient poczuł się doceniony, wszystko musi się zgadzać. Ale, znów, nie ma nic za darmo. Ceny większości modeli, które moglibyśmy zakwalifikować do tej grupy, mieszczą się w przedziale od tysiąca do dwóch tysięcy złotych. Audio-Technica ATH-MSR7, AKG K845BT, Bang & Olufsen Beoplay H4, Denon AH-GC30, Focal Listen Wireless, Sennheiser PXC550, Beyerdynamic Aventho Wireless, Master & Dynamic MW50, NAD Viso HP70 czy Bowers & Wilkins PX to tylko kilka przykładów. JBL do tej pory raczej niechętnie wchodził w ten segment. Psychologiczną barierę tysiąca złotych przekraczały tylko niektóre modele bezprzewodowe. Zazwyczaj te zajmujące w danej serii pozycję flagowca, jak na przykład Everest Elite 750 NC za 1299 zł. Amerykanie naprodukowali nie wiadomo ile nauszników za dwieście, trzysta, pięćset, maksymalnie siedemset złotych, ale najwyraźniej nie zamierzają pchać się wyżej. No, chyba że udałoby im się wprowadzić model kosztujący mniej niż tysiąc złotych, ale wyglądający, działający i brzmiący tak, jak niektóre nauszniki za dwukrotnie większe pieniądze. Mam wrażenie, że taką śmiałą próbą rozbicia banku są właśnie Live 650 BT NC.
PREZENTACJA: Elektryczna podróż młodego geniusza - JBL
Jak przystało na produkt tej marki, opisywane słuchawki oferują wiele nowoczesnych funkcji, jak chociażby obsługa asystentów głosowych czy szybkie ładowanie, dzięki któremu już po piętnastu minutach nauszniki mają być gotowe na dwie godziny pracy. Największą różnicą w stosunku do tańszych JBL-i, a także wielu konkurencyjnych modeli jest jednak szeroko rozumiana jakość wykonania. Zauważyłem to natychmiast po wyjęciu słuchawek z opakowania, które swoją drogą też kiepskie nie jest. Ekstrawaganckich akcentów zarezerwowanych dla modeli hi-endowych jeszcze tu nie znajdziemy, ale całość robi bardzo dobre wrażenie. Oprócz dania głównego, w porządnym, rozsuwanym pudełku znajdziemy instrukcję obsługi, materiałowy worek ze ściągaczem i dwa przewody - pomarańczowy kabel USB do ładowania i elegancką, wzmacnianą łączówkę zakończoną wtykami jack (3,5-mm od strony źródła i 2,5-mm od strony słuchawek), oczywiście z jednoprzyciskowym pilotem wyposażonym w mikrofon, który przyda nam się nie tylko do prowadzenia rozmów telefonicznych, ale także do wydawania poleceń wirtualnemu asystentowi. Teoretycznie bezprzewodowe nauszniki nie powinny potrzebować kabla, ale żywotność akumulatora - choć całkiem długa - nieograniczona jednak nie jest. Z dołączonego do zestawu przewodu można skorzystać kiedy Live 650 BT NC się rozładują, ale też w innych sytuacjach - na przykład podczas słuchania muzyki lub oglądania filmów w domu. O tym, że tradycyjne połączenie przewodowe może pozwolić nam wycisnąć ze słuchawek wyższą jakość brzmienia, szczególnie jeśli zamiast smartfona czy tabletu użyjemy jakiegoś fajnego DAC-a lub DAP-a, nie będę nawet wspominał, bo większości normalnych użytkowników ani trochę to nie obchodzi. Jestem jednak przekonany, że każdy doceni to, jak najnowsze słuchawki JBL-a są zbudowane i jak pozytywnie wygląda nasz kontakt z nimi, już od pierwszych minut.
Zdaję sobie sprawę z tego, że część moich słów może się szybko zdezaktualizować. Przykładowo, kiedy piszę te słowa, Live 650 BT NC są najnowszymi nausznikami w katalogu JBL-a, ale - jeżeli firma nagle nie zmieni obranego kursu - ich dni na tym zaszczytnym stanowisku są policzone. Na premierę z pewnością czeka już kilka, jeśli nie kilkanaście innych modeli. Gadanie o wysokiej jakości wykonania może też zostać brutalnie zweryfikowane przez użytkowników, którzy - w odróżnieniu ode mnie - będą katowali te słuchawki dłużej niż dwa tygodnie i prawdopodobnie nie będą się z nimi obchodzili w tak łagodny sposób. Ja po skończonym teście muszę przecież odesłać sprzęt do dystrybutora, a nie mam wątpliwości, że niektóre egzemplarze będą wielokrotnie rzucane na podłogę, deptane, zgniatane w ciasnym plecaku i zalewane piwem. Jeśli nie wierzycie, powinniście posłuchać opowieści mojego kolegi, który w jednym z warszawskich salonów ze sprzętem audio przyjmuje do serwisu słuchawki objęte tak zwaną wieczystą gwarancją. Widział już nawet nauszniki, które wyglądały jakby zostały wrzucone do ogniska, a następnie przejechane przez czołg. Słyszałem także historie o słuchawkach, których pałąk niemal równo po sześciu miesiącach użytkowania łamał się na pół. Pewnie ktoś źle obliczył jego grubość i psuły się nie trzy miesiące po upływie terminu gwarancji, tylko półtora roku wcześniej. Nie mam stuprocentowej pewności, że z JBL-ami nie będzie podobnej historii, ale wiem dwie rzeczy. Po pierwsze, ze słuchawek tej marki korzystają już setki tysięcy ludzi i niczego strasznego o nich nie słyszałem. Nawet o modelach za dwieście czy trzysta złotych. Po drugie, Live 650 BT NC naprawdę wyglądają czadowo. To widać, słychać i czuć.
Do słuchania jeszcze przejdziemy, ale za wrażenia wizualne i dotykowe JBL-e dostałyby piątkę z plusem. Z zewnątrz widzimy tu głównie nauszniki z tworzywa sztucznego, jednak biorąc je do ręki zauważymy, że są przyjemnie ciężkie. Nie tak, jak hi-endowe słuchawki planarne, które potrafią dociążyć nasz czerep o dobre pół kilo, ale z pewnością nie są to kolejne podejrzanie lekkie nauszniki sprawiające wrażenie, jakby miały się rozwalić nie za pół roku, ale już po kilku tygodniach intensywnego użytkowania. Co więcej, nic tutaj nie trzeszczy ani nie stuka, a mechanizmy składania i obracania muszli pracują z wyczuwalnym oporem, jakby zostały złożone z dokładnością do ułamka milimetra. Sekret wychodzi na jaw, gdy zaczniemy przyglądać się szczegółom. Okazuje się, że pałąk jest metalowy, a mówiąc dokładniej, składa się z szerokiej, metalowej części zewnętrznej i dodatkowego elementu z tworzywa, do którego za pośrednictwem metalowych trzpieni i śrub przymocowane są muszle. Umiejętne połączenie tych dwóch materiałów sprawia, że całość jest mocna, ale też wystarczająco elastyczna, aby przypadkowe pociągnięcie czy odchylenie jednego z nauszników w trakcie odsłuchu nie skończyło się wizytą w serwisie.
Pałąk został obity dwoma rodzajami materiału przypominającego ten, z którego szyje się plecaki i torby sportowe lub obicia drogich mebli ogrodowych. Live 650 BT NC sprawiają więc wrażenie bardzo wytrzymałych i idealnie wpisują się w modę na produkty, które mają być nie tylko ładne, ale przede wszystkim funkcjonalne i gotowe na wszystko, co będziemy chcieli z nimi zrobić. Wewnętrzna strona pałąka jest przy tym stosunkowo miękka. Mechanizm jego rozkładania zrealizowano w klasyczny sposób - każdą z muszli wyciągamy na metalowej prowadnicy. Zakres regulacji nie wydaje się rekordowo duży, ale to tylko złudzenie. Jeżeli nawet mi zostały jeszcze dwa kliknięcia, a w pozycji złożonej JBL-e idealnie pasowały na mojego ośmioletniego chrześniaka, projektanci trafili w dziesiątkę. Niezwykle przyjemnie prezentują się także pady wypełnione pianką z efektem pamięci i wykończone ekologiczną skórą. Moim zdaniem tutaj również firma idealnie wstrzeliła się z rozmiarem, bo poduszki bez problemu objęły moje małżowiny, a mimo to nie wyglądałem w słuchawkach jak kosmita.
ANC działa dość skutecznie, chociaż testowałem w życiu słuchawki wycinające niemal wszystkie dźwięki otoczenia, czego JBL-e nie potrafią. Mimo to, zakładając je na głowę czułem się bardzo komfortowo ponieważ system ANC został tutaj wprowadzony jako uzupełnienie i tak już dobrego tłumienia pasywnego, w związku z czym w wielu sytuacjach nie trzeba będzie z niego korzystaćStylizowane oznaczenia kanałów nadrukowano na siateczkach osłaniających przetworniki. To dobry pomysł, chociaż lewa i prawa muszla różnią się także wyposażeniem. Na tej pierwszej znajdziemy tylko gniazdo USB do ładowania akumulatorów, natomiast na drugiej umieszczono wszystkie elementy sterujące i gniazdo 2,5 mm. Rolę włącznika pełni suwak z kolorową diodą informującą o aktywnym połączeniu Bluetooth, ładowaniu i innych funkcjach. Do regulacji głośności, sterowania odtwarzaniem lub odbierania połączeń służą trzy długie przyciski różniące się wysokością, dzięki czemu łatwo można wyczuć je pod palcem. W przedniej części muszli umieszczono dwa dodatkowe przyciski - pierwszy aktywuje łączność bezprzewodową, pozwalając nam sparować swój smartfon ze słuchawkami, natomiast drugi włącza lub wyłącza system ANC, czemu towarzyszy cichy sygnał głosowy i zapalenie się niewielkiej, białej diody. Prosto, elegancko i bezproblemowo. Oczywiście, producent mógłby dołożyć parę innych bajerów lub chociażby dać nam możliwość wyboru jednego z trzech trybów pracy układu aktywnej redukcji szumów, ale moim zdaniem byłoby to tylko niepotrzebne komplikowanie życia. ANC działa dość skutecznie, chociaż testowałem w życiu słuchawki wycinające niemal wszystkie dźwięki otoczenia, czego JBL-e nie potrafią. Mimo to, zakładając je na głowę czułem się bardzo komfortowo ponieważ system ANC został tutaj wprowadzony jako uzupełnienie i tak już dobrego tłumienia pasywnego, w związku z czym w wielu sytuacjach nie trzeba będzie z niego korzystać. Mówię absolutnie serio. W kiepsko wykonanych nausznikach, które mimo zamkniętej konstrukcji przepuszczają mnóstwo hałasu do środka, ANC musi działać na pełnych obrotach. Czasami wiąże się to nawet z dziwnym uczuciem zmiany ciśnienia, jakbyśmy lecieli samolotem lub zjeżdżali windą z trzydziestego piętra. Tutaj niczego podobnego nie zaobserwowałem. Elektronika owszem wycina sporą część zewnętrznych odgłosów, głównie w zakresie niskich i średnich tonów, jednak nie wiąże się to z żadnymi efektami ubocznymi. Aktywność systemu ANC objawia się jedynie cichutkim, ledwo słyszalnym szumem, który zauważyłem dopiero testując słuchawki w idealnie cichym pomieszczeniu. Szczerze? Podczas słuchania muzyki w domu, raczej dałbym sobie spokój. W bardziej hałaśliwym otoczeniu, na przykład w biurze lub kawiarni, a także podczas spaceru po mieście czy podróży komunikacją miejską, ANC na pewno nam się przyda. Wyciszy sporo nieprzyjemnego, niskotonowego huku, przy okazji "wyrównując" dźwięk, który słyszeć chcemy.
Jeśli miałbym na coś narzekać, brakowało mi tylko trybu Ambient Aware pozwalającego na szybkie wzmocnienie dźwięków z zewnątrz. Funkcja ta naprawdę czasami się przydaje, a skoro słuchawki mają system ANC, jej brak naprawdę mnie zdziwił. Znajdziemy ją przecież w tańszych modelach Live 400 BT i Live 500 BT. Nie wiem, może jestem głupi, ale przeszukałem instrukcję obsługi, naciskałem wszystko co się dało i nie udało mi się uruchomić tego trybu. Być może dlatego, że reagującą na dotyk lewą muszlę przypisano do czegoś zupełnie innego - obsługi wirtualnych asystentów, takich jak Alexa i Asystent Google. Wystarczy stuknąć jej powierzchnię dwukrotnie, aby móc zadać swojemu cyfrowemu pomocnikowi jakieś niezwykle ważne pytanie. Nie wiem czy w słuchawkach bezprzewodowych funkcja ta ma aż tak duże znaczenie, ale kto wie - może w niedalekiej przyszłości uzależnimy się od swoich asystentów tak, jak uzależniliśmy się od smartfonów. Asystent Google działa na razie w siedemnastu językach, ale wkrótce na liście ma się pojawić kilkanaście kolejnych pozycji, w tym polski. Na razie jest to jednak bajer dla wyjątkowych miłośników nowych technologii. Warto wspomnieć, że Live 650 BT NC potrafią połączyć się bezprzewodowo z dwoma urządzeniami źródłowymi jednocześnie, a ich brzmienie można dostosować do własnych preferencji za pomocą aplikacji My JBL Headphones. Muszę przyznać, że aplikacja szybciutko wykryła jakie słuchawki są sparowane z moim telefonem i wyświetliła ich aktualne ustawienia, włącznie z aktywnością systemu ANC. Jej największą atrakcją jest jednak korektor graficzny, który ma przygotowane trzy gotowe presety, jednak umożliwia również dodanie własnego ustawienia, które możemy utworzyć w bardzo dokładny sposób. Na wykresie tworzymy punkty, które nie są sztywno uwiązane w żadnym kierunku. Przesuwając daną kropkę w płaszczyźnie poziomej, zobaczymy jaką częstotliwość regulujemy. W zakresie niskich tonów możemy ustawić taki punkt co do herca, zaczynając od 32 Hz. Jeżeli chcemy tylko podbić bardzo konkretną częstotliwość, wystarczy postawić jedną kropkę między skrajnymi punktami, a system wyrówna dla nas całą resztę. Jeżeli dojdziemy do wniosku, że powinniśmy delikatnie podnieść okolice 50 Hz, ale złagodzić przełom średnich i wysokich tonów, powiedzmy od 1500 do 4000 Hz, nie ma problemu. Jeżeli przesadzimy, każdy z punktów możemy usunąć, przeciągając go do któregoś z sąsiednich znaczników. Maksymalnie udało mi się postawić na wykresie aż piętnaście kropek, a pewnie nie jest to jeszcze szczyt możliwości tej aplikacji. Jeden z najlepszych equalizerów, jakie widziałem na ekranie smartfona.
Brzmienie
Być może niektórych to zaskoczy, ale Amerykanie w swojej pracy nigdy nie stawiali na neutralność i wierność wobec oryginału. Czasami dobrze zrównoważony, zdrowy dźwięk wychodzi im trochę od niechcenia, jakby przypadkiem, jednak nigdy nie upierali się, że ich głośniki pokazują prawdę i tylko prawdę. Tak właściwie, na ich stronie internetowej ciężko jest znaleźć cokolwiek, co moglibyśmy podciągnąć pod tak zwaną filozofię brzmienia. Wielu producentów audiofilskiej aparatury w kółko opowiada nam te same historie, natomiast tutaj można tylko trafić na jedno określenie - "legendarny". Czyli jaki? Trudno powiedzieć. Ale może nie ma w tym nic dziwnego. JBL jest głośnikowym gigantem o zasięgu światowym. Firmą, której sprzęt nagłaśnia wielkie koncerty i sale kinowe. Jeżeli więc chcielibyście się przekonać na czym polega fenomen jego głośników i słuchawek, nie musicie umawiać się na odsłuch w salonie z hi-endowymi kolumnami i wzmacniaczami. Swoją drogą, to bardzo ciekawe, bo miłośnicy takich zabawek często szukają dźwięku "jak na żywo", ale to, co faktycznie można usłyszeć podczas koncertu, w większości przypadków trafia do nas przez głośniki JBL-a, mikrofony i kilogramy profesjonalnej elektroniki. W takich warunkach nie liczą się audiofilskie kocopały. W multipleksach i salach koncertowych nie ma miejsca na kręcenie siwym wąsem i ocenianie czy średnica jest wystarczająco uśredniona, a bas nie przebasowiony. Liczy się efekt i zadowolenie słuchaczy. Amerykanie, jak to mają w zwyczaju, od dawna idą właśnie tą ścieżką. Dla nich dźwięk ma być potężny, czadowy, mocny i pełen fajerwerków. Po prostu koncertowy. I tak też grają Live 650 BT NC.
TEST: JBL Everest Elite 750 NC
Nie zrozumcie mnie źle - to nie są słuchawki, które na dzień dobry porzucają wszystkie audiofilskie ideały. Przy całej swojej atrakcyjności i widowiskowym charakterze, ich dźwięk sprawia wrażenie zdrowego. Wystarczająco równego, abyśmy nie zareagowali w sposób odwrotny do oczekiwanego i nie zaczęli nabierać podejrzeń, że całe przedstawienie w większym stopniu jest dziełem nauszników, niż artystów, których muzyki chcieliśmy w danej chwili posłuchać. Ale... Jednocześnie nie ma wątpliwości, że w wielu dziedzinach ich brzmienie zostało w ten czy inny sposób podrasowane. Jak na dobrze nagłośnionym koncercie. Wszystkiego jest tutaj dużo, a my mamy poczucie jakby do naszych uszu trafiało to, co w muzyce najlepsze. Przepis na ten dźwięk jest w istocie bardzo prosty. Jaki ma być bas? Głęboki, nasycony, mięsisty, zwarty i pulsujący. No to właśnie taki jest. Na czym najbardziej zależy nam w zakresie średnich tonów? Na czytelności wokali, naturalnej barwie, mikrodynamice i odpowiedniej separacji poszczególnych instrumentów. W porządku, da się to zrobić. Góra? Najlepiej jakby była czysta i rozdzielcza, ale bez cięcia uszu żyletkami. Tak, abyśmy słyszeli wiele detali, ale mogli słuchać muzyki wiele godzin bez uczucia zmęczenia. I tak właśnie jest. Na koniec wszystkie składniki należy zmieszać ze sobą w takich proporcjach, aby niczego nie było ewidentnie za dużo lub za mało i voilà! Oto nasz koncertowy dźwięk w bezprzewodowych słuchawkach.
Muszę przyznać, że JBL-e naprawdę mi się spodobały. Możliwe, że oceniałbym je inaczej gdyby były normalnymi, otwartymi, przewodowymi nausznikami do użytku domowego. Może kładłbym wówczas większy nacisk na neutralność i narzekał na to, że w gruncie rzeczy w każdym fragmencie pasma akustycznego Live 650 BT NC troszeczkę kombinują, starając się to i owo ubarwić, podkręcić i podkolorować. Sęk w tym, że nie ich ingerencja nigdy nie była na tyle duża, abym zaczął traktować je podejrzliwie i stwierdził "ooo nie, tak to ten utwór na pewno nie powinien brzmieć". Co więcej, jeśli chodzi o barwę, opisywane słuchawki nie idą ani w stronę romantycznego ocieplenia, ani analitycznego chłodu. Nie mogę więc powiedzieć, że z neutralnością jest u nich kruchutko. Może nie są to najbardziej liniowe nauszniki na świecie, ale - no właśnie - które bezprzewodowe słuchawki w tej cenie mogłyby zasłużyć sobie na to miano? Inna sprawa, że nie zaprojektowano ich z myślą o masteringu - nie mają służyć profesjonalistom, ale melomanom. I to nie tylko w domu, ale także - a może przede wszystkim - poza nim. W takich warunkach lekkie turbodoładowanie bardzo muzyce służy. Zamiast szarego, płaskiego i nudnego dźwięku, który z trudem przebija się przez myśli towarzyszące nam podczas pracy, spacerów po mieście lub podróży pociągiem, dostajemy prawdziwie koncertowy efekt, który trudno jest zignorować nawet gdy jesteśmy zaspani, zmęczeni albo po prostu wkurzeni wszechobecnym zgiełkiem.
Żeby do czegoś się przyczepić - tak dla zasady - napiszę, że twardy pokrowiec z pewnością byłby miłym dodatkiem. Osobiście dopłaciłbym za tę przyjemność te pięćdziesiąt czy sto złotych, gdyby była taka możliwość. Z drugiej strony, Live 650 BT NC są tak wygodne, że nawet po trzech godzinach słuchania nie zdejmowałem ich z głowy mrucząc pod nosem "ufff", więc może porządniejszy futerał wcale nie jest niezbędny.Doskonałym przykładem takiego "miejskiego strojenia" są słuchawki Koss Porta Pro. W domowym zaciszu ich brzmienie jest takie sobie. Zdecydowanie za dużo basu, wyostrzony przełom średnich i przestrzeń budowana raczej do wnętrza głowy, niż gdziekolwiek poza nią. Taka trójka z plusem. Ale wystarczy przejść się w nich po Marszałkowskiej albo przejechać się metrem, aby zmienić zdanie. Tam, gdzie z innymi słuchawkami połowa dźwięku po prostu nam znika, Porty Pro wciąż grają pełnym pasmem. Tak, że słyszymy wszystko, co powinniśmy usłyszeć w normalnych warunkach. Live 650 BT NC stosują dokładnie tę samą zagrywkę, z tym, że ich brzmienie nie jest aż tak podrasowane i charakterystyczne. Nie musi być, bo - w odróżnieniu od Kossów - mamy tu do czynienia z zamkniętymi słuchawkami wokółusznymi, które wyposażono w system ANC. Zakładając je na głowę, nawet bez włączonej muzyki, w dużym stopniu izolujemy się od świata, w związku z czym ich konstruktorzy nie musieli już niczego nadrabiać w tak drastyczny sposób. Ale to i owo podkręcili. I dobrze, bo bez takich produktów świat byłby nudny jak flaki z olejem. A jeśli dodamy do tego nowoczesność, funkcjonalność, wygodę użytkowania, wysoką jakość wykonania i jak najbardziej akceptowalną cenę, otrzymujemy jedne z najlepszych słuchawek w swojej kategorii. Minusy? Nie wiem... Żeby do czegoś się przyczepić - tak dla zasady - napiszę, że twardy pokrowiec z pewnością byłby miłym dodatkiem. Osobiście dopłaciłbym za tę przyjemność te pięćdziesiąt czy sto złotych, gdyby była taka możliwość. Z drugiej strony, Live 650 BT NC są tak wygodne, że nawet po trzech godzinach słuchania nie zdejmowałem ich z głowy mrucząc pod nosem "ufff", więc może porządniejszy futerał wcale nie jest niezbędny. W zestawie nie znajdziemy też ładowarki, co niektórych użytkowników wkurza, ale bądźmy szczerzy - większość z nas ma ich w domu przynajmniej kilka, nie wspominając już o gniazdach USB w komputerach, laptopach, wieżach i konsolach. JBL doszedł do wniosku, że nie ma sensu produkować jeszcze więcej plastiku, co akurat rozumiem i popieram. Jeśli chodzi o dźwięk, niczego szczególnego nie odnotowałem w dziedzinie stereofonii. Przestrzeń tych słuchawek jest po prostu normalna. Ani wąska, ani szeroka. Po zamkniętych nausznikach za te pieniądze nie spodziewałem się jednak żadnych spektakularnych efektów. Prawdę mówiąc, nawet trochę mnie to ucieszyło, bo przy tak efektownym brzmieniu, kombinowanie z przestrzenią mogłoby być niepotrzebne.
Budowa i parametry
JBL Live 650 BT NC to bezprzewodowe słuchawki wokółuszne z funkcją aktywnej redukcji szumów. Wyposażono je w przetworniki o średnicy 40 mm, które zdaniem producenta zapewniają legendarne brzmienie podkreślone wzmocnionym basem. Łatwy dostęp do Asystenta Google, aktywowany dotknięciem muszli słuchawki, pozwala odtwarzać ulubione playlisty, wysyłać wiadomości do znajomych, sprawdzać pogodę i robić o wiele więcej, a wszystko to bez potrzeby patrzenia na telefon. Opisywany model umożliwia streamowanie muzyki nawet do 30 godzin (20 godzin przy włączonym ANC), posiada funkcję połączenia wielopunktowego Multi-Point Connection oraz odłączany przewód wyposażony w pilota i mikrofon, który pozwala słuchać muzyki w trybie pasywnym, kiedy akumulator się rozładuje. Szybkie, 15-minutowe ładowanie, pozwala korzystać ze słuchawek przez kolejne dwie godziny. Wygodny pałąk pokryto tkaniną świetnie dopasowującą się do kształtu głowy, a muszle wyposażono w miękkie poduszki wypełnione pianką z efektem pamięci kształtu. Ciekawostką jest również aplikacja My JBL Headphones, dzięki której w prosty sposób wybrać można spersonalizować brzmienie słuchawek. Jeśli chodzi o parametry, Live 650 BT NC charakteryzują się czułością 100 dB i 32-omową impedancją. Parametry te zainteresują nas oczywiście tylko wtedy, gdy będziemy chcieli skorzystać z połączenia przewodowego. Łączność bez kabla zapewnia technologia Bluetooth w wersji 4.2, a odpowiedni zapas energii to zasługa akumulatora o pojemności 700 mAh. Pasmo przenoszenia zawiera się w przedziale 16 Hz - 20 kHz. Słuchawki ważą 260 g.
Werdykt
Wydawało mi się, że Live 650 BT NC będą kolejnymi, plastikowymi słuchawkami JBL-a, które może nie dadzą mi powodów do narzekania, ale też jakoś specjalnie nie wciągną mnie w słuchanie ulubionej muzyki. Ciężko jest bowiem stworzyć naprawdę wyjątkowy produkt, kiedy priorytetem wydaje się być zarzucanie rynku głośnikami i słuchawkami bezprzewodowymi w takim tempie, żeby konkurencja dosłownie zwariowała, złapała doła i złożyła broń. Tymczasem, flagowy model z serii Live zrobił na mnie tak dobre wrażenie, że aż zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie jest to początek większych zmian w ofercie JBL-a. Live 650 BT NC wyglądają i grają tak, jak niektóre nauszniki za 1299, 1399 albo 1499 zł. Robią robotę, a przy tym są też niesamowicie sympatyczne. Wygodne, funkcjonalne i znakomicie wykonane. Pod koniec testu przeszła mi nawet przez głowę myśl, czy może by sobie takich nie sprawić. Zwykle w takich sytuacjach mój portfel chowa się pod zalegającą na biurku stertą papierów, ale tym razem wyrok jest tak łagodny, że nie dostał ataku paniki i grzecznie leży na swoim miejscu. Serio, 849 zł za takie słuchawki to lepszy interes niż kupno jakiegokolwiek smartfona w nie wiadomo jakiej promocji.
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, zamknięte, wokółuszne, bezprzewodowe
Zastosowane przetworniki: 40 mm
Technologie: ANC, Multi-Point Connection
Łączność: Bluetooth 4.2, Asystent Google, Amazon Alexa
Czułość: 100 dB
Impedancja: 32 Ω
Pasmo przenoszenia: 16 Hz - 20 kHz
Maksymalna moc wejściowa: 30 mW
Czas pracy: do 30 h (bez ANC)
Masa: 260 g
Cena: 849 zł
Konfiguracja
Marantz HD-DAC1, Astell&Kern AK70, Asus Zenbook UX31A, Apple iPhone SE.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
-
Wiesiek
Szanowni Państwo, w jaki sposób ucho jest wentylowane? Czy z czasem nie mamy uczucia, że się spociliśmy? Czy są one półotwarte? Nie mam doświadczenia z nausznikami a jednak nadmiar dzwięku i ciepłota wydają mi się istotne. Z wyrazami szacunku.
0 Lubię -
stereolife
JBL Live 650 BT NC są oczywiście słuchawkami zamkniętymi, inaczej wprowadzanie funkcji aktywnej redukcji hałasu byłoby pozbawione sensu. Jak na ten rodzaj konstrukcji, nie zauważyliśmy efektu przesadnego pocenia się skóry, aczkolwiek wiadomo, że słuchawki otwarte są pod tym względem bezkonkurencyjne. Jeśli chciałby Pan dowiedzieć się więcej, proponujemy zajrzeć do działu poradników, ze szczególnym uwzględnieniem artykułów Jak wybierać słuchawki oraz Kupujemy słuchawki - co, jak, gdzie. Pozdrawiamy!
0 Lubię -
Piotr
Witam, kupiłem te słuchawki kilka dni temu i mam problem. Kiedy słucham muzyki i otrzymam e-mail lub SMS lub jakieś powiadomienie na telefon, muzyka się wycisza. Proszę o jakąś poradę.
0 Lubię -
Grzegorz
@Piotr - Nie wiem jak z telefonem, ale na Win 10 na PC w Dźwięk -> Komunikacja jest ustawienie, że jak zostanie wykryta inna komunikacja, to inne dźwięki są przyciszane o powiedzmy 80%. Podejrzewam, że zasada jest podobna.
0 Lubię -
Dawid
Po rocznym słuchaniu jakoś dźwięku dobra, problem w jakością - skóra na słuchawkach paru miejscach się rozkleiła i wygląda to beznadziejnie i powoduje dyskomfort słuchania, a "wentylacja" słuchawek zerowa, ucho się poci!
0 Lubię -
Krystian
Witam, w moim modelu przestała działać prawa strona w formie bezprzewodowej (na kablu działają obie strony). Czy ktoś miał taki problem wcześniej i wie jak go rozwiązać? Dodam, że wyciszenie ANC działa bez problemu po obu stronach.
0 Lubię -
Jakub
Nie polecam! Kupiłem dwa egzemplarze w różnym okresie i obie te pary po jakimś czasie nagle przestały działać poprawnie - nie dało się ich wyłączyć i za każdym razem trzeba je resetować do ustawień fabrycznych. Szmelc!
0 Lubię
Komentarze (7)