Xavian Jolly
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Niektóre produkty na rynku audio są tak charakterystyczne, że oddziałują na ludzi piszących ich recenzje. Xavian jest tego znakomitym przykładem. Dla pierwszego lepszego klienta z ulicy będą to prawdopodobnie kolumny, które tylko trochę różnią się od dokonań konkurencji, ale dla audiofila interesującego się tematem czeska manufaktura jest jedną z niewielu, które dzięki wyjątkowej dbałości o szczegóły wybijają się wysoko ponad poziom masówki. Różnica między kolumnami Xaviana, nawet tymi tańszymi, a typowymi zestawami produkowanymi w tysiącach egzemplarzy jest mniej więcej taka jak między doskonałym piwem warzonym w małym browarze z tradycjami a puszkowanymi popłuczynami dostępnymi w każdym osiedlowym spożywczaku. Nic dziwnego, że dziennikarze testujący kolumny Xaviana są zwykle tak zadowoleni z tego faktu, że większość recenzji wygląda dokładnie tak samo. Najpierw jest opowieść o utalentowanym konstruktorze z Włoch, który dla swej żony przeprowadził się do Czech, zatrudnił genialnych stolarzy i założył firmę produkującą zestawy głośnikowe. Później mamy tradycyjne cmokanie nad jakością stolarki, dopracowanymi detalami i ogólną estetyką kolumn, a cała opowieść kończy się zachwytami nad naturalnym, wciągającym i audiofilskim brzmieniem, którego cechą charakterystyczną jest wyjątkowa umiejętność skupienia uwagi słuchacza na muzyce, a nie dźwięku. Wiem, bo sam wiele takich recenzji Xavianów wyprodukowałem. Kiedy więc dowiedziałem się, że firma wypuszcza na rynek dwa nowe modele, obiecałem sobie, że tym razem moja recenzja będzie zupełnie inna. Jak piękne i wyjątkowe by te nowe kolumny nie były, nie ma mowy żebym znów rozwodził się nad rewelacyjną stolarką, pięknymi detalami, ręczną robotą i muzykalnym brzmieniem! Atmosferę dodatkowo podgrzewał fakt, że nowe modele miały być, jak na Xaviana, całkiem tanie. Och, no to się wreszcie po nich przejadę! Kartony dotarły do naszej sali odsłuchowej, no i patrzcie co z nich wyjęliśmy...
Dobra, opowieści o zakochanym Włochu sobie daruję, ale jeśli chodzi o pozostałą część planu, to chyba na dzień dobry mi ją pokrzyżowano. Panie Barletta, jesteś Pan huncwot i kawał drania! Jak tak można najpierw rozpowiadać, że firma pracuje nad budżetowymi kolumnami i dawać dziennikarzom nadzieję, że wreszcie będą mogli się po nich ostro przejechać, a potem wypuścić na rynek takie ślicznotki... No dobrze, ale ja teraz też trochę oszukuję, bo zanim pudełka z kolumnami przyjechały do naszej redakcji, otrzymałem już od dystrybutora informację prasową dotyczącą dwóch wprowadzanych modeli - monitorów Joy i podłogówek Jolly. Obie konstrukcje już na zdjęciach prezentowały się znakomicie, głównie za sprawą obudów wykonanych nie z płyt wiórowych, nie z MDF-u, ale z litego drewna dębowego. Joy i Jolly wykorzystują także autorskie przetworniki AudioBarletta. Możliwe, że są to tylko mocno zmodyfikowane wersje ogólnie dostępnych driverów, ale fakt jest taki, że za wyjątkiem komponentów użytych w zwrotnicach i być może kabli, nowe Xaviany to stuprocentowo oryginalne kolumny, nie do podrobienia. Jeszcze lepsze jest to, że monitory kosztują 3490 zł, a podłogówki - 5490 zł. Nie, nie za sztukę. Za parę. Albo nie znam się na rynku audio, albo takie rzeczy w tej cenie po prostu się nie zdarzają. Może za jakiś czas znajdzie się jakaś dalekowschodnia firma oferująca podobne kolumny, ale Xavian to nie firma-krzak, tylko producent cieszący się doskonałą opinią w audiofilskim środowisku.
Przed przystąpieniem do testu nowych podłogówek martwiła mnie tylko jedna rzecz... Dotychczas kiedy Roberto Barletta wprowadzał do katalogu nowe, przystępne cenowo kolumny, wychodziło mu różnie. Na przykład ostatnia z "tych tańszych" seria NEOX była znakomita, ale oferowane jeszcze wcześniej monitory Bonbonus były nieudane. Grały dziwnie, a ratowała je tylko ponadprzeciętna jakość wykonania i szeroka paleta dostępnych kolorów. Może zatem jest jeszcze szansa, bym wreszcie mógł bezczelnie zjechać jakieś kolumny Xaviana? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Joy i Jolly będą świetne, ale z tańszymi produktami firm kojarzonych ze sprzętem z wysokiej półki bywa różnie. Czasami można dorwać prawdziwą okazję, ale zdarzają się też ewidentne niewypały. Nie ma co dywagować - czas brać się do roboty!
Wygląd i funkcjonalność
Kolumienki od początku mi się spodobały, i nie była to nawet zasługa ich wykończenia, ale raczej rozmiarów i proporcji obudowy. Jolly to kompaktowe i bardzo smukłe słupki, które w pomieszczeniach mocno zabudowanych meblami powinny wcisnąć się w każdą szczelinę, a ustawione w wolnej przestrzeni wyglądają po prostu spektakularnie. Cieszy mnie to z kilku względów. Po pierwsze - poręczne rozmiary ułatwiają pracę zarówno recenzentom, jak i fotografom. Po drugie - producent wyraźnie daje nam do zrozumienia, że wysokiej jakości materiały liczą się dla niego bardziej, niż wypuszczanie na rynek kolejnych ciężkich skrzyń z sześcioma czy ośmioma głośnikami. I wreszcie po trzecie - widać, że Xavian stara się przypodobać nie tylko audiofilom, ale też melomanom szukającym sprzętu ładnego i funkcjonalnego. Takiego, który wtopi się nie tylko w jakieś domowe studio wyklejone szarą gąbką, ale przede wszystkim nowoczesne mieszkanie. Bądźmy szczerzy - o ile dla przeciętnego audiofila kupno fajnych kolumn i wzmacniacza nie jest wielkim problemem, to zorganizowanie miejsca w salonie lub oddzielnego pokoju odsłuchowego jest już sprawą zupełnie innego kalibru. W Warszawie za 5490 zł ciężko jest kupić metr jakiegokolwiek lokum, no chyba że w szczerym polu 15 kilometrów od centrum. A ponieważ największym zainteresowaniem cieszą się mieszkania o powierzchni od 30 do 50 metrów kwadratowych, to salon będzie miał w porywach 15-20 metrów. Niestety nie są to idealne warunki dla dużych, miotających basem kolumn, choć można takie kupić w cenie Xavianów. Sam na widok nowych Jolly od razu się uśmiechnąłem... Przecież dokładnie czegoś takiego szuka co najmniej trzech moich znajomych! Po Xavianach zwykle można się spodziewać bardzo dobrego lub wręcz rewelacyjnego dźwięku, skrzyneczki są smukłe i można je mocno dosunąć do ściany ponieważ producent zamiast bass-reflexu zastosował membranę bierną z przodu, a drewniane obudowy powinny spodobać się małżonce. Jolly są nawet dociążone piaskiem, więc przy odrobinie szczęścia uda się nawet zabezpieczyć je przed ciekawskim dzieckiem lub nieostrożnym kotem. Kurczę, z której strony bym nie patrzył, widzę w tej konstrukcji prawie same plusy.
Kiedy przyjrzycie się czeskim skrzyneczkom z bliska, będziecie już wiedzieć o czym rozpisują się recenzenci w praktycznie każdym teście kolumn tej marki. W Xavianach stolarka stoi na najwyższym poziomie już od dawna, ale moim zdaniem wprowadzając modele z serii Natura i Epica, firma osiągnęła już absolutne mistrzostwo. Nie spodziewałem się, że uda się przenieść choćby jakieś elementy tamtych skrzynek do tańszych modeli. Wydawało się to wręcz niemożliwe i byłem przekonany, że oferta Xaviana zostanie raz na zawsze podzielona - na hi-endowe kolumny wykonane z litego drewna i budżetowe zestawy z MDF-u pokrytego fornirem. A szczerze mówiąc, zastanawiałem się czy Roberto Barletta będzie w ogóle chciał w dalszym ciągu robić kolumny w cenie poniżej dziesięciu tysięcy złotych za parę. Gdybym umiał stworzyć coś takiego, jak Ambra, Stella czy Orfeo, to chyba by mi się nie chciało. A jednak Joy i Jolly pokazały, że się da! Naprawdę trudno będzie znaleźć w tej cenie kolumny, które tak wyglądają. Nie chodzi nawet o użycie drewna dębowego, co oczywiście jest ewenementem w tym przedziale cenowym, ale o precyzyjne wykończenie detali i wrażenie obcowania z produktem dopracowanym w każdym calu. Przyjrzyjcie się chociażby łączeniom, narożnikom czy frezom pod głośniki, a będziecie wiedzieli o czym mówię. Nie ulega wątpliwości, że połączenie naturalnych materiałów i wybitnej jak na te pieniądze troski o szczegóły dało rewelacyjny efekt. Jasne - pewnie znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że za 5490 zł za parę producent żadnej łaski nam nie robi i że wszystkie kolumny za te pieniądze powinny być już wykonane idealnie. Praktyka pokazuje jednak, że nie jest tak różowo i dopiero kiedy wydamy 10-15 tysięcy złotych (może ciut mniej w przypadku monitorów), mamy gwarancję otrzymania produktu, do którego nie można się przyczepić. No, chyba że ktoś trafi na coś bardzo "oryginalnego". Tutaj natomiast ogólna jakość wykonania jest tak wysoka, że praktycznie odbiera nam prawo do narzekania. Stolarka, głośniki, konstrukcja, wykończenie, opakowanie... Żaden z tych elementów nie wskazuje na to, że producent przyoszczędził. Jedyną rzeczą, która nie przypadła mi do gustu, są gniazda - zwykłe "dziurki" przypominające te we wzmacniaczach Naima czy Exposure'a. Na pewno celem konstruktorów było ułatwienie dosunięcia kolumn do tylnej ściany, choćby i "na styk". Dzięki takim terminalom faktycznie jest to możliwe, co poniekąd sugeruje, że takie akustyczne wspomaganie może być w przypadku tych kolumn wskazane. Ja jednak wolałbym zobaczyć z tyłu parę porządnych terminali a'la WBT, wystających wprost z obudowy i przystosowanych do montażu zarówno bananów, jak i widełek, których tutaj nijak nie przykręcimy. I jest to w zasadzie jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić.
Jolly w pewnym sensie nowe Xaviany przypominają mi Gradienty 6.0, z którymi bardzo się polubiliśmy. Fińskie kolumienki mają zbliżone gabaryty i obudowy wykonane z klejonej warstwowo sklejki, która z zewnątrz również wygląda jak naturalne drewno. Do tego cały układ akustyczny sugeruje, że konstruktor celował przede wszystkim w pomieszczenia o małym lub średnim metrażu, a moim zdaniem tego typu kolumn wciąż na rynku brakuje. Powiecie pewnie, że do niewielkiego pokoju można zawsze kupić monitory, ale nie wszyscy je lubią, a chęć uzyskania potężniejszego dźwięku z nisko schodzącym basem skutkuje często zakupem większych skrzynek, które w małym pomieszczeniu prędzej się uduszą, niż rozwiną skrzydła. Zarówno Xaviany, jak i Gradienty mają membranę bierną - to kolejny punkt wspólny, choć różne jest w tych modelach jego umiejscowienie. Finowie wstawili swój eliptyczny radiator z tyłu, a Xavian - z przodu, co w teorii czyni Jolly nawet bardziej uniwersalnymi jeśli chodzi o ustawienie. Spora jest jednak różnica w cenie obu modeli - testowane kolumny kosztują 2/3 tego, co Gradienty. Nie mają wprawdzie głośnika koncentrycznego, ale może również potrafią dobrze zagrać? Istotną zaletą Jolly jest również ilość dostępnych wersji kolorystycznych. Widoczny na zdjęciach naturalny dąb to wbrew pozorom nie jedyna oferowana odmiana, bo czescy stolarze do perfekcji opanowali barwienie drewna, a przynajmniej tak można wnioskować z firmowych zdjęć na których Jolly są prezentowane w sześciu wariantach kolorystycznych. Drewno może iść bardziej w ciemny brąz, czerwień a'la drewno różane, a także ciemną szarość z wyraźnym rysunkiem słojów. Dla amatorów bardziej nowoczesnego wystroju wnętrz przewidziano natomiast wersję białą i czarną. Naturalny dąb ma jednak jedną zaletę - nie wymaga dopłaty. Kolumny w wersjach barwionych kosztują 5990 zł za parę. No ale jeśli komuś akurat jedno z tych "kolorowych" wykończeń będzie pasowało, to chyba nie ma się co zastanawiać. To przecież tylko 500 zł, a wiadomo, że takie pieniądze można wydać na różne rzeczy i kolumny w kolorze barwionego drewna jak najbardziej mieszczą się w normie.
Brzmienie
Zanim przystąpiłem do formalnych odsłuchów, zafundowałem czeskim kolumienkom kilka dni solidnego wygrzewania. Aby w tym czasie nie oceniać ich brzmienia zbyt szybko, przy całym tym procesie byłem nieobecny - Xaviany pracowały sobie w naszej sali odsłuchowej i kto akurat używał redakcyjnego systemu, ten siłą rzeczy wykonał za mnie trochę brudnej roboty. Wiedząc, że testowanych podłogówek słuchali już moi koledzy oraz przynajmniej kilku ludzi, którzy zainteresowali się Xavianami widząc ich pierwsze zdjęcia w sieci, wypytałem wszystkich o wrażenia z odsłuchów i za każdym razem słyszałem to samo. "Wiesz, ja już mam swoje zdanie na temat tych kolumn, ale jestem ciekawy co ty o nich powiesz". No i o co chodzi? Czyżby Jolly okazały się tak oryginalne, że nikt nie chciał wychodzić przed szereg? A może wszyscy skapowali się, że wystawiłem ich na pierwszy ogień i postanowili nie ułatwiać mi zadania? Cóż, musiałem zmierzyć się z nowymi paczkami pana Barletty osobiście.
Okazało się, że ziarno niepewności co do ich brzmienia zostało zasiane niepotrzebnie. Już po kilku minutach przeskakiwania po ulubionych kawałkach wiedziałem, że mogę odetchnąć z ulgą. Jolly to z pewnością bardzo dobre kolumny, które w pewnych aspektach odkrywają przed nami bardzo, bardzo wiele - znacznie więcej, niż sugerowałaby ich cena. No więc o co chodziło moim kolegom? Najprawdopodobniej o to, że czeskie słupki obok wielu zalet mają również coś, co z definicji może się nam spodobać lub nie - odrobinę własnego charakteru, nadającego muzyce pewien kształt i smak, który w mniejszym lub większym stopniu powtarza się przy każdej kolejnej płycie. Żeby nie było wątpliwości, napiszę to od razu - nie mówimy o jakimś nienaturalnym naruszeniu zdrowego balansu tonalnego czy chamskiej ingerencji w barwę. Absolutnie nie. Co więcej, Jolly mają moim zdaniem bardzo ciekawie poustawiane priorytety, dzięki czemu grają trochę jak klasyczne, brytyjskie monitory czerpiące z legendarnych konstrukcji BBC. W tym momencie audiofile natychmiast odpalą o co chodzi. Jeśli to taki charakter ma na myśli szanowny pan redaktor, to nie mamy nic przeciwko, prawda? No i otóż to - mnie również brzmienie nowych Xavianów od początku się spodobało, ale też nie ulega wątpliwości, że obierając taką drogę konstruktor był świadomy, że w mniejszym lub większym stopniu trzeba będzie poświęcić idealną neutralność na rzecz innych dźwiękowych korzyści. No ale nudnych i grających bardzo podobnie kolumn można w tym przedziale cenowym znaleźć dziesiątki, jeśli nie setki. A piękne, smukłe podłogówki, które dźwiękowo autentycznie przypominają kultowe monitory takich marek, jak Harbeth, ProAc, Spendor czy Chartwell? To już prawdziwa perełka, choć wiadomo, że nie każdemu taka estetyka będzie pasowała.
Wtajemniczonym audiofilom wyjaśniłem już prawie wszystko. Mniej zaawansowanym w swojej chorobie już tłumaczę dokładniej. Brytyjskie monitory, za których dźwięk i szeroko rozumianą estetykę wielu melomanów dałoby się pokroić, grają zwykle w sposób bardzo bezpośredni, koncentrując uwagę słuchacza na zakresie średnich tonów oraz wszystkim, co do nich przylega. Fani tych konstrukcji pewnie powiedzą, że strasznie generalizuję, więc od razu proszę o wybaczenie - wiem, że nawet operując w ramach podobnej konwencji można uzyskać wiele różnych odmian brzmienia zestrojonego wedle tych samych reguł, ale dla obserwatora z zewnątrz dźwięk kultowych monitorów z Wielkiej Brytanii opiera się właśnie na średnicy. Temu przecież służą wszystkie radialowe membrany i średniotonowe kopułki, a także obudowy "grające" wraz z głośnikami wedle ściśle określonych zasad, niczym pudło rezonansowe w instrumentach akustycznych. Ale zaraz, jak to? Czyżby właśnie przed chwilą pan redaktor porównał jakieś czesko-włoskie podłogówki do legendarnych monitorów BBC? Ano tak, moi mili. Może nie jest to dokładnie ta sama estetyka, może również nie aż tak wyczynowy poziom muzycznego realizmu, ale ogólny charakter prezentacji Xavianów to właśnie ten klimat.
Jolly fundują nam podczas odsłuchu mnóstwo wrażeń opartych na prawdziwych, muzycznych emocjach. Kluczem do tego zamka jest oczywiście zakres średnich tonów, który Jolly traktują niezwykle poważnie. Myśleliście, że za reprodukcję detali odpowiedzialne są głównie głośniki wysokotonowe? Byliście przekonani, że barwa i głębia brzmienia jest powiązana przede wszystkim z dźwiękami leżącymi w zakresie niskich tonów? W takim razie wystarczy w zupełności jeśli poświęcicie tym kolumnom pół godziny, a raz na zawsze wyprowadzą Was z błędu. Xaviany potrafią wyczarować swoją średnicą najróżniejsze odcienie muzyki, w dużej mierze wpływając na nasze postrzeganie pozostałych części pasma. Nie chodzi nawet o to, że nagle zaczniemy w brzuchu czuć subwooferowe pomruki, bo akurat tutaj raczej ich nie będzie, ale kiedy słyszymy tak angażujący, bezpośredni i namacalny dźwięk, wiele rzeczy przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Nawet jeśli wcześniej wydawało nam się, że są one bardzo ważne. Nie zdziwię się jeśli Jolly przekonają do siebie nawet tych audiofilów, którzy na odsłuchy chodzą z zestawem obowiązkowych utworów i wymagają aby kolumny odtworzyły każdy zawarty na nich szczegół i pokrywały jak najszersze pasmo, a jednocześnie miały w sobie coś, co zostanie nam w pamięci na dłużej. Tutaj subsonicznego basu nie ma. Pod względem ilości i zejścia jest raczej taki, jak można się było spodziewać patrząc na gabaryty kolumn i rozmiary zastosowanych w nich wooferów. Wysokim tonom niczego nie brakuje, choć mam wrażenie, że delikatnie dopasowano je do charakteru średnicy. Ale za to Xaviany mają w opór "tego czegoś", co sprawia, że słuchanie muzyki staje się naprawdę wyjątkowe. Wokale w ich wykonaniu to w tej cenie mistrzostwo świata i okolic. Szybkość, realizm, namacalność i różnicowanie barw na bardzo wysokim poziomie. Mikrodynamika i stereofonia - miód. W zakresie wysokich tonów konstruktorowi udało się z kolei połączyć rozdzielczość z kulturą grania i aksamitnym wykończeniem, bez zbędnych wyostrzeń. Obiektywnie w niektórych nagraniach przydałoby się jeszcze trochę więcej blasku lub wręcz metalicznej poświaty, ale za to w takim wydaniu brzmienie jest bardzo spójne i harmonijne, więc nie ma się czego czepiać. No ale ta średnica... Jak udało się to zrobić bez głośników wymontowanych lub skopiowanych z monitorów BBC, bez utalentowanego konstruktora imieniem Spencer lub jego syna, a do tego z tak pięknymi obudowami i w takiej cenie? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Ale z drugiej strony czy ja mam się przejmować tym w jaki sposób Roberto Barletta osiągnął to, co usłyszałem? Skoro mu się udało, to najwyraźniej jest to możliwe, nawet jeśli musiał w tym celu spędzić dwieście nocy w fabryce, ręcznie modyfikować każdą cewkę albo słuchać jakie efekty daje przesunięcie jednej deseczki o trzy milimetry w dół. Nie będę przecież narzekał na to, że wyszło zbyt dobrze i w dodatku zbyt tanio...
Domyślacie się pewnie, że sposób prezentacji średnich tonów nie jest jedyną rzeczą, jaka łączy Jolly z kultowymi, brytyjskimi monitorami. Miłośnicy tego typu konstrukcji pewnie uśmiechną się pod nosem słysząc to, co Xaviany mają do zaoferowania w zakresie basu. Osobiście trochę się tu zdziwiłem, bo zastosowanie membrany biernej zwykle kojarzy mi się z podobnym efektem - osiągnięciem większej głębi kosztem szybkości i punktowego ataku. O ile kolumny z bass-reflexem lub linią transmisyjną bywają bardzo różne, bo efekt końcowy mocno zależy od konkretnego głośnika i strojenia całej obudowy, tak membrana bierna to dla mnie jasna informacja - będzie niżej, grubiej, ale też trochę luźniej niż byśmy się spodziewali. A tu proszę, psikus! Po raz kolejny nie wiem co to za czary, ale Jolly brzmią jak dobrze zaprojektowane kolumny w obudowie zamkniętej. Ich bas nie jest ekstremalnie niski, ale za to ma nieprawdopodobnego kopa. Jest zwarty, punktowy, bardzo dynamiczny, a przy tym odpowiednio treściwy. Jak ulał pasuje mi tu określenie "monitorowy", ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Jeśli komuś będzie mało, może dosunąć kolumny do tylnej ściany i zadbać o wzmacniacz, który trochę ten dół "dopali". Jeżeli i to okaże się niewystarczające, zawsze można uzupełnić system aktywnym subwooferem. Wydaje mi się jednak, że w większości przypadków nie będzie to konieczne. To samo można powtórzyć w kwestii makrodynamiki. To nie są kolumny do nagłaśniania stadionów i sal kinowych. Ale jeśli zgodnie z przeznaczeniem wylądują w pomieszczeniu o powierzchni kilkunastu, maksymalnie 20-30 metrów kwadratowych, a do tego ich właściciel popracuje nad ustawieniem i dobierze pozostałe komponenty tak, aby wydobyć z kolumn ich największe zalety i odrobinę pogłębić bas, powinien być pełen sukces. Mnie Xaviany po raz kolejny urzekły. Mam pełną świadomość, że nie każdemu przypadną do gustu, ale nawet jeśli ich nie pokochacie, będziecie musieli przyznać, że tak wyglądające, tak wykonane i tak brzmiące kolumny za pięć i pół tysiąca złotych to po prostu duża, duża klasa.
Budowa i parametry
Xavian Jolly to niewielkie, dwudrożne zestawy podłogowe blisko spokrewnione z podstawkowym modelem Joy. Ich obudowa jest wykonywana ręcznie z litego drewna dębowego, a oprócz widocznej na zdjęciu naturalnej wersji kolorystycznej dostępnych jest jeszcze kilka wariantów barwionych na różne odcienie. Z przodu Jolly wygląda jak klasyczna, dwudrożna lub dwuipółdrożna kolumna wykorzystująca dwa woofery i jeden głośnik wysokotonowy, ale tak naprawdę tylko jedna z dużych membran jest połączona z cewką i magnesem ponieważ producent zdecydował się na konstrukcję z membraną bierną. Umieszczenie jej na przedniej ściance ma ułatwić użytkownikowi ustawienie kolumn w pomieszczeniu. Dodatkowo dolna część obudowy jest wypełniona piaskiem aby poprawić stabilność i zminimalizować rezonanse. Przy odwracaniu kolumn do góry nogami, na przykład w celu wkręcenia kolców w lakierowane na czarno podstawy, można więc usłyszeć dźwięk piasku przesypującego się w specjalnej komorze. Użytkownik nie ma jednak do niej dostępu, a przynajmniej ja nie zauważyłem nigdzie korka lub nakrętki dającej nam możliwość dosypania piasku lub zastąpienia go innym wypełniaczem. Zastosowane w Jolly głośniki marki AudioBarletta są produkowane we Włoszech zgodnie ze specyfikacją założyciela Xaviana - Roberto Barletty. Przetwornik niskośredniotonowy o rozmiarze 150 mm ma papierową membranę, miękką kopułkę przeciwpyłową i miedziany pierścień zwierający przy nabiegunniku, natomiast głośnik wysokotonowny to 26-milimetrowa kopułka z impregnowanego jedwabiu. Zwrotnica wykorzystuje firmową technologię Fase Zero, a częstotliwość podziału ustalono na 3500 Hz. Z tyłu zastosowano pojedynczą parę prostych, ale wygodnych w użyciu terminali. W komplecie otrzymujemy również maskownice montowane magnetycznie.
Jeśli chodzi o parametry, Jolly mają efektywność 85 dB, a ich impedancja nominalna wynosi 8 Ω. Tradycyjnie więc należy się rozglądać raczej za mocnymi wzmacniaczami, choć praktyka pokazuje, że nawet fajna lampka potrafi te kolumny napędzić, dając przy okazji jeszcze więcej przyjemności ze słuchania. Na pewno warto również szukać sprzętu towarzyszącego, który delikatnie podbije najniższe rejestry, ale nie zabije charakteru Xavianów w wyższych partiach pasma akustycznego. Jedno jest jednak pewne - jeśli chcecie się cieszyć tym, co te kolumny mają do zaoferowania, nie oszczędzajcie na elektronice. To, że Jolly kosztują 5490 zł nie oznacza, że cały system zmieści się w kwocie dziesięciu tysięcy złotych i będzie fajnie. Moim zdaniem należy wydać minimum 4000 zł na wzmacniacz, następnie prawie drugie tyle przeznaczyć na źródło, a potem zacząć odkładać na porządne kable i sensowne zasilanie. Wtedy usłyszycie to, o czym napisałem powyżej. A jeśli uznacie, że gadam głupoty i postanowicie napędzić Jolly wzmacniaczem za dwa tysiące podłączonym do DAC-a za tysiąc z kawałkiem, pewnie nie poznacie nawet połowy ich możliwości. Tak tylko mówię, żeby potem nie było, że "kupiłem w ciemno, podłączyłem do swojego vintage'owego amplitunera i gra jak tranzystorowe radyjko".
Konfiguracja
Marantz HD-DAC1, T+A MP 1000 E + PA 1000 E, Unison Research Triode 25, NAD C368, Cardas Clear Light, Acoustic Dream Cu-1, Solid Tech Radius Duo 3.
Werdykt
Obiecałem sobie, że bez względu na wynik testu, nie będę się zachwycał nowymi Xavianami, więc może przynajmniej zakończę ten test bez latających w każdym kierunku ochów i achów. Zresztą patrząc na ich zdjęcia większość osób będzie mogła sobie wyobrazić jak Jolly prezentują się na żywo. To po prostu kolejne piękne, eleganckie i dopracowane kolumienki czeskiej firmy, które na dodatek nie powinny sprawiać problemów nawet w niewielkich pomieszczeniach. Jednak w odróżnieniu od NEOX-ów, które grały naturalnym, pełnym i uniwersalnym dźwiękiem, Jolly mają znacznie więcej własnego charakteru i dlatego nie można ich polecić każdemu. Jednym takie brzmienie od razu się spodoba, a inni stwierdzą, że choć jest bardzo ciekawe, to jednak nie ich bajka. Ja zapisuję się do pierwszego obozu i jestem przekonany, że podejście czeskich kolumienek do muzyki docenią przede wszystkim doświadczeni audiofile, którym nie imponuje już subwooferowy bas i sztucznie podkręcona góra pasma. I bardzo dobrze, bo to właśnie oni będą umieli wydobyć z Xavianów to, co mają najlepszego poprzez właściwy dobór sprzętu towarzyszącego. Dla mnie Jolly to taki prezent dla tych, którzy znają się na rzeczy, ale nie mogą sobie pozwolić na zakup kultowych monitorów za kilkanaście tysięcy złotych. I życzę im aby właśnie do takich odbiorców trafiły.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podłogowe, dwudrożne
Efektywność: 85 dB
Impedancja: 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 50 Hz - 20 kHz
Częstotliwość podziału: 3500 Hz
Zalecana moc wzmacniacza: 30 - 140 W
Wymiary (W/S/G): 90/17/20 cm
Masa: 15 kg (sztuka)
Cena: 5490 zł (naturalny dąb), 5990 (black, white, coffee, cognac, metropolitan grey)
Sprzęt do testu dostarczyła firma Moje Audio.
Zdjęcia: Marcin Jaworski, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Adam
Panie Tomku, a czy miał Pan okazję posłuchać referencyjnych monitorów Xavian Orfeo? Jeśli tak, jakie są Pana wrażenia?
0 Lubię -
kornik
Słuchaliśmy ich tylko gościnnie w salonie Premium Sound. Później już nie miałem okazji, ale pamiętam że Orfeo grały bardzo dużym, wręcz potężnym dźwiękiem z ciekawą przestrzenią. Aby rozwinąć skrzydła, na pewno potrzebują dużego pomieszczenia i mocnego wzmacniacza, ale z nowych monitorów Xaviana moimi ulubionymi są Ambry, a do mniejszych pokoi - Perle. Pełna relacja z Premium Sound tutaj: https://www.stereolife.pl/archiwum/artykuly/reportaze/2123-xavian-w-premium-sound
0 Lubię
Komentarze (2)