JBL Quantum One
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Słuchawki dla graczy to ciekawy temat, którego w świecie miłośników sprzętu audio praktycznie się nie dotyka. Dlaczego? Prawdopodobnie chodzi o to, że jest to sprzęt zbudowany w bardzo konkretnym celu, którym akurat nie jest słuchanie muzyki. Nie oznacza to jednak, że mówimy o nausznikach skierowanych do bardzo wąskiego grona odbiorców. Oj, nie... Przychody branży gamingowej rosną w szalonym tempie. Wartość światowego rynku gier szacuje się na 165 miliardów dolarów. Jeśli chodzi o tytuł, w który w tym samym momencie grało najwięcej osób, rekordzistą jest Fortnite Battle Royale z wynikiem 8,3 miliona graczy. To tak, jakby wszyscy ludzie mieszkający w województwach Mazowieckim i Dolnośląskim postanowili w tym samym momencie zagrać w swoją ulubioną strzelankę. W Polsce działa około 440 studiów zajmujących się produkcją gier. Zatrudniają one prawie 10 tysięcy pracowników i generują roczne przychody na poziomie 480 milionów euro, czyli grubo ponad dwa miliardy złotych. Największym i zarazem najbardziej rozpoznawalnym jest oczywiście CD Projekt, twórca Wiedźmina i Cyberpunka 2077, na premierę którego czekają chyba wszyscy zapaleni gracze. Nieodłączną częścią tej rzeczywistości jest sprzęt. Ostatnio ogromne emocje w tym środowisku wzbudziło pojawienie się nowych wersji najpopularniejszych konsol - Xboxa Series X i PlayStation 5. Pecety to już osobna kategoria. Testy potężnych kart graficznych i filmy dotyczące składania komputerów do gier nabijają setki tysięcy wyświetleń. Monitory, klawiatury, myszki, podkładki, fotele - wszystko, co zdaniem przeciętnego użytkownika ma tylko poprawnie działać, dla wkręconego gracza nabiera strategicznego znaczenia. Od każdej z tych rzeczy może przecież zależeć wynik wirtualnej rozgrywki. Naturalnie, ważnym elementem tego świata jest również sprzęt audio, a w szczególności zestawy słuchawkowe, takie jak JBL Quantum One.
Amerykański specjalista od głośników nie byłby sobą, gdyby zaatakował rynek gamingowych headsetów pojedynczym produktem, nie robiąc przy tym wielkiego szumu i unikając mocnych deklaracji na temat funkcjonalności i jakości brzmienia. Opisywany model jest częścią większej serii, którą w momencie pisania niniejszego testu tworzy siedem zestawów słuchawkowych oraz, i tu być może małe zaskoczenie, samotne głośniki komputerowe Quantum Duo. Co ciekawe, jest to całkowicie stereofoniczny system bez aktywnego subwoofera, przetworników emitujących dźwięk we wszystkich kierunkach czy innych tego typu rozwiązań, które akurat miłośnikom gier mogłyby się spodobać. Wyglądają oczywiście bardzo agresywnie, bo nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale jakikolwiek sprzęt gamingowy musi, po prostu musi prezentować się tak, jakby został wykonany z czarnego aluminium lub włókna węglowego poprzycinanego w najdziwniejszy możliwy sposób, a dodatkowo mieć kolorowe podświetlenie - najlepiej takie, którego barwa i jasność zmieniają się w bardzo dynamiczny sposób, niezależnie od woli użytkownika. Nie mam pojęcia, dlaczego na tym rynku kolorowe LED-y stały się obowiązującą normą, ale tak po prostu jest i trzeba się z tym pogodzić. Wentylatory w pececie (którego obudowa powinna mieć przynajmniej jeden przezroczysty panel boczny) muszą emitować kolorowe światło, klawiatura i myszka też, więc również z głośnikami i słuchawkami sprawa jest prosta. JBL ma tu spore doświadczenie, o czym wiedzą posiadacze głośników bezprzewodowych z serii Pulse i potężnych systemów z serii PartyBox.
Wracając do linii Quantum, w ogromny sukces stereofonicznych głośników komputerowych firma chyba nie wierzy. Aby korzystać z takiego dobrodziejstwa, trzeba by było mieć własne mieszkanie lub przynajmniej dobrze odizolowany od pozostałych pomieszczeń pokój, więc takie Quantum One, mimo ceny wynoszącej 719 zł, są rozwiązaniem dla "szczęściarzy", którzy nie muszą się obawiać, że ktoś nagle wparuje im do pokoju i będzie krzyczał, żeby przyciszyć te wybuchy, wyścigi czy co to tam tak dudni. Szczerze mówiąc, wyglądają jak bajeranckie głośniki do akademika. Ze słuchawkami sprawy mają się zupełnie inaczej. Tutaj może nam zależeć na różnych funkcjach i wrażeniach, w związku z czym w serii Quantum znalazło się aż siedem modeli - Quantum 100, Quantum 200, Quantum 300, Quantum 400, Quantum 600, Quantum 800 oraz Quantum One. Chyba widać, gdzie plasuje się testowany model. Quantum 100 kosztują zaledwie 179 zł i mają odłączany mikrofon, ale generalnie niczym nie zaskakują. Z każdym kolejnym krokiem w górę dostajemy coś ciekawego. Modelem, który moim zdaniem ma spore szanse na rynkowy sukces jest Quantum 800 - bezprzewodowy zestaw słuchawkowy z łącznością Bluetooth 5.0 i systemem aktywnej redukcji szumów. No, ale... Jeżeli zależy nam na wciągających wrażeniach z gry i nie chcemy iść w tej dziedzinie na żadne kompromisy, pozostaje nam tylko przetestować flagowy model Quantum One, który wyceniono na 1129 zł. Tak, maksymalnie wypasiony gamingowy headset od JBL-a kosztuje mniej niż mocno średni soundbar (BAR 2.1) albo spory głośnik bezprzewodowy (Xtreme 3). Lista rozwiązań zastosowanych w Quantum One zdaje się ciągnąć w nieskończoność. Może więc tego typu zestawy mają w sobie coś, czego nie oferują żadne słuchawki dla audiofilów? Może znajdziemy w nich jakieś naprawdę ciekawe rozwiązania? Może, tak po ludzku, warto się nimi zainteresować?
Wygląd i funkcjonalność
Słuchawki otrzymujemy w sporym pudełku, którego wygląd nie ma nic wspólnego z minimalizmem i elegancją, do której przyzwyczaili nas producenci hi-endowych nauszników, a nawet bezprzewodowych dokanałówek z wyższej półki. W tych kategoriach dominuje obecnie albo całkowita asceza w stylu opakowań Apple'a, albo przepych spod znaku drewna, skóry i profesjonalnych neseserów wyłożonych gąbką czopową. JBL obrał zupełnie inną drogę. Powiem tak - gdybyście w drodze na dłuższą posiadówkę na ceramicznym tronie zorientowali się, że rozładował wam się telefon, będziecie mogli szybciutko chwycić opakowanie Quantum One i wypełnić ten czas, czytając o wszystkich wspaniałościach, jakie producent zawarł w tym modelu. Mowa między innymi o funkcji śledzenia ruchu głowy QuantumSPHERE 360, systemie DTS Headphone:X w wersji 2.0, certyfikacie Hi-Res Audio, aktywnej redukcji hałasu, kompatybilności z konsolami Xbox, PlayStation i Nintendo Switch oraz komunikatorami Skype, Discord i TeamSpeak, 50-mm przetwornikach, możliwości podłączenia słuchawek do komputera przez złącze USB i do innych urządzeń przez standardowe gniazdo 3,5 mm... Generalnie informacji jest sporo, a same słuchawki błyszczą się, jakby chciały wyjść z nadruku na pudełku, wciągając nas w świat wirtualnego dźwięku. Napis "sound is survival" sugeruje, że flagowy model z serii Quantum został zaprojektowany z myślą o poważnych zawodnikach, dla których każdy szmer może być kwestią życia lub śmierci. Oczywiście w grze...
TEST: JBL Club 950 NC
Widząc te wszystkie wspaniałości, zacząłem przekopywać materiały producenta i szukać informacji na temat każdej jednej technologii zastosowanej w testowanym modelu, ale wiecie co? To nie ma sensu. Zajmie mi to cały wieczór, a efektem tej pracy będzie zbiór sloganów, które każdy może znaleźć w sieci. Do firmowych opisów zawsze łatwo się dokopać, tylko nie wiadomo, czy faktycznie przekładają się one na to, co otrzymujemy. Dlatego daruję sobie te dywagacje i przejdę od razu do opisu naszego headsetu. Po uchyleniu wieka kartonu naszym oczom ukazuje się kolejna, zupełnie zbędna, plastikowa osłona, pod którą czekają już nasze słuchawki. Umieszczono je w plastikowej wytłoczce, która może wybitnie piękna nie jest, ale skutecznie zabezpiecza zawartość na czas transportu i na tym jej rola się kończy. Na niższym poziomie znajdziemy jeszcze pudełko z akcesoriami, a w nim mikrofon wpinany do lewej muszli, kabel do komputera z ciekawym, podklejonym gumą pokrętłem, mały mikrofon kalibracyjny, standardowy kabel analogowy 3,5 mm i niewielką gąbeczkę do dużego mikrofonu. Muszę przyznać, że dla melomana przyzwyczajonego do "normalnych" słuchawek niektóre elementy wyposażenia Quantum One są trochę nieoczywiste. Przykładowo, kabel z pokrętłem jest zakończony z jednej strony wtykiem USB typu A, a z drugiej - mniejszym złączem USB typu C. Właśnie to wpinamy do słuchawek. Pokrętło znajduje się mniej więcej w połowie długości całego przewodu. Byłem przekonany, że jest to potencjometr, ale nic z tych rzeczy - płaska gałka jest tutaj ustawiona w pozycji centralnej, od której możemy wykonać obrót o 30-45 stopni w lewo lub w prawo. Regulujemy w ten sposób balans między dźwiękami gry a czatem z innymi graczami. Mikrofon kalibracyjny wygląda jak pojedyncza dokanałówka. Zgodnie z instrukcją obsługi, powinniśmy podłączyć go do słuchawek, następnie wsadzić go sobie do ucha i przytrzymać przez 15-30 sekund. Jest to jedyna rzecz, z której nie skorzystałem ze względów higienicznych. Spodobało mi się natomiast to, że producent zadbał zarówno o możliwość użytkowania Quantum One z komputerem, jak i z innymi urządzeniami wyposażonymi w klasyczne gniazdo 3,5 mm. A przecież wciąż jest ich całkiem sporo. Jeżeli więc będziemy chcieli wykorzystać je jako normalne, zamknięte słuchawki, na przykład aby podpiąć je do pada od PlayStation albo obejrzeć serial na tablecie, nie ma problemu - możemy odłączyć mikrofon, skorzystać z kabla analogowego (na którego przewodzie znajdziemy pilota z mikrofonem i pokrętłem do regulacji głośności) i jedziemy. W takiej konfiguracji nie będziemy oczywiście mogli skorzystać z niektórych funkcji zarezerwowanych dla połączenia USB, ze względu na brak dodatkowego zasilania. Odpada więc podświetlenie muszli i tryb ANC. Szkoda, że producent nie dorzucił do zestawu zwykłego kabla USB typu C bez tego biurkowego pokrętła, ale można chyba założyć, że każdy użytkownik Quantum One już taki przewód posiada. Można wtedy podłączyć testowane słuchawki na przykład do laptopa i wszystkie ich funkcje działają.
Same nauszniki zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. W porządku - wyglądają dziwnie, dla niektórych pewnie zbyt obciachowo, ale muszę przyznać, że kiedy wieczorem siadałem przy komputerze i witał mnie widok mieniących się różnymi kolorami JBL-i, zacząłem rozumieć, o co w tym gamingowym osprzęcie chodzi. Inna sprawa, że nie mamy tu do czynienia z katastrofalnie kiczowatym zestawem słuchawkowym, który nie zapewnia nam wystarczającego komfortu, rozlatuje się w rękach, skrzypi i śmierdzi jak płonące składowisko opon, a ich jedyną zaletą są właśnie kolorowe diody. Wszystko wskazuje na to, że Quantum One to naprawdę porządny sprzęt, prawdopodobnie wzorowany na którymś z "cywilnych" modeli. Skojarzenia z Club One nasuwają się same, aczkolwiek od razu widać tu dwie zasadnicze różnice - Quantum One nie mają łączności Bluetooth i wykorzystują 50-mm przetworniki, podczas gdy w Club One mają one średnicę 40 mm. Trzeba przyznać, że Quantum One są ogromniaste, za co odpowiadają między innymi grube obicia muszli i pałąka. Pady są wielkie, głębokie i przyjemne w dotyku. Przez półprzezroczyste siateczki z pomarańczowymi literami "L" i "R" doskonale widać membrany przetworników. No, no... Amerykanie ani trochę się tutaj nie pieścili. Regulacja rozmiaru pałąka jest klasyczna, przy czym warto zwrócić uwagę na jej wyjątkowo duży zakres. Jeżeli ja miałem jeszcze trochę zapasu, do znaczy, że nawet użytkownicy i nieprzeciętnie wielkich głowach i uszach będą z Quantum One zadowoleni. Muszle można obrócić o 90 stopni, chociażby po to, aby bezpiecznie odłożyć słuchawki na biurko. W porządku - wszystkie elementy konstrukcyjne zostały wykonane z plastiku, ale całość wyjątkowo dobrze się trzyma i nie wydaje z siebie żadnych, ale to żadnych niepokojących dźwięków. Co więcej, podczas testu okazało się, że Quantum One - mimo zamkniętych muszli - nie męczą przy dłuższym użytkowaniu. Wbrew temu, czego się obawiałem, nie są zbyt ciężkie i zbyt mocno nie grzeją w głowę, w związku z czym zostaje nam właściwie tylko wrażenie komfortu wynikające z zastosowania grubych i miękkich obić nauszników i pałąka. Przeszkadzała mi właściwie tylko jedna rzecz - kabel. Jest bardzo sztywny i układa się tak, jak mu się podoba. Powiedzmy, że odpowiada za to ochronny oplot, dzięki któremu nie powinien się przetrzeć ani złamać, więc niesforne zachowanie jestem skłonny mu wybaczyć. O wiele bardziej niepokoił mnie efekt mikrofonowy. Wszystkie odgłosy ocierania się przewodu o biurko lub ubranie były natychmiast przenoszone na nauszniki. Pozostaje jedynie ułożyć sobie cały zestaw tak, aby przewód między nausznikami a pokrętłem z niczym się nie stykał. Ze względu na dużą sztywność, jest to możliwe.
Zamontowane na lewym nauszniku pokrętło do regulacji głośności to jedna z fajniejszych rzeczy, jakie widziałem w słuchawkach od dłuższego czasu. W modelach bezprzewodowych zwykle mamy przyciski lub panel dotykowy, przy czym oba rozwiązania mają swoje wady. Pokrętło pewnie również, ale z tych trzech sposobów sterowania głośnością wybrałbym właśnie ten.Przejdźmy zatem do największych plusów i największych minusów testowanych słuchawek. Tych pierwszych jest całkiem sporo. Spodobało mi się przede wszystkim to, że JBL oferuje nam naprawdę bogaty zestaw, który przekonuje funkcjonalnością i komfortem użytkowania. Drugą największą zaletą Quantum One jest moim zdaniem sterowanie. Wszystkie przyciski umieszczono tu na lewym nauszniku (wiadomo - w wielu grach znacznie łatwiej jest oderwać rękę od klawiatury niż od myszki), regulację głośności zrealizowano za pomocą wtopionego w słuchawki pokrętła, z przydatnych rzeczy jest jeszcze tryb ANC i funkcja TalkThru oraz wyciszenie mikrofonu, które sygnalizuje czerwona dioda na jego końcu (widać ją kontem oka, gdy mamy nauszniki na głowie). W trybie TalkThru muzyka tudzież dźwięki gry są niemal całkowicie wyciszane, a odgłosy z zewnątrz - wpuszczane do nauszników. Można więc powiedzieć, że ten tryb mógłby się nazywać "dobrze mamo, zjem te mielone później". Szkoda tylko, że nie przewidziano trybu łączącego obie te funkcje, abyśmy jednocześnie mogli słuchać, oglądać lub grać i wiedzieć, co dzieje się wokół nas. Tutaj wielkiego wyboru nie ma - albo granie, albo pogaduszki. Natomiast zamontowane na lewym nauszniku pokrętło do regulacji głośności to jedna z fajniejszych rzeczy, jakie widziałem w słuchawkach od dłuższego czasu. W modelach bezprzewodowych zwykle mamy przyciski lub panel dotykowy, przy czym oba rozwiązania mają swoje wady. Pokrętło pewnie również, ale z tych trzech sposobów sterowania głośnością wybrałbym właśnie ten. Niektórzy powiedzą, że taki potencjometr nie sprawdzi się podczas spaceru po mieście lub przejażdżki autobusem, ale nie jestem co do tego przekonany. Pokrętło mogłoby wtedy obracać się z nieco większym oporem i wszystko byłoby w porządku. Szkoda, że producent nie przewidział możliwości wymiany elementów mających kontakt z głową. Jeżeli słuchawki będą używane naprawdę intensywnie, poduchy na muszlach i pałąku mogą się wytrzeć lub zwyczajnie stracić swą sprężystość. Nie lada ciekawostką jest funkcja QuantumSPHERE 360. Producent twierdzi, że dzięki czujnikowi śledzącemu ruch głowy, słuchawki powinny zapewnić nam bardziej wciągające i realistyczne wrażenia przestrzenne. W rzeczywistości działa to tak sobie i moim zdaniem jest zupełnie niepotrzebne. Zdaje się, że specjaliści od gier i sprzętu komputerowego mają na ten temat podobne zdanie. Do wszystkich ustawień słuchawek i opcji dodatkowych dostaniemy się za pośrednictwem aplikacji JBL QuantumENGINE, którą należy pobrać ze strony producenta. Powiedzmy, że można się pobawić, ale to tylko dodatek do dania głównego - słuchawek, które przekonują swoją funkcjonalnością i wysokim komfortem użytkowania. Nie rozumiem jednak, dlaczego producent nie skorzystał z okazji i nie wyposażył flagowego zestawu z serii Quantum w łączność bezprzewodową. Coś mi mówi, że niejeden użytkownik z chęcią przehandlowałby te wszystkie QuantumENGINE'y i QuantumSPHERE'y za możliwość połączenia się z laptopem lub telefonem przez Bluetooth. W porządku, może Quantum One zostały zaprojektowane z myślą o czymś innym, ale zyskałyby w ten sposób kolejną funkcję i mogłyby towarzyszyć nam choćby i poza domem, a dzięki wbudowanemu akumulatorowi funkcja ANC mogłaby działać bez konieczności podłączania kabla USB. A teraz, uwaga, najlepsze - łączność Bluetooth 5.0 i akumulator litowo-jonowy o pojemności 1300 mAh znajdziemy w modelu Quantum 800, który wygląda bardzo podobnie i również otrzymał 50-mm przetworniki, ale kosztuje 899 zł.
Brzmienie
Przekaz płynący z broszurek dotyczących gamingowych headsetów jest w gruncie rzeczy bardzo prosty - dzięki naszym słuchawkom usłyszysz przeciwnika wcześniej, będziesz wiedział, skąd dobiegł strzał albo po prostu uzyskasz bardziej realistyczny dźwięk, który pozwoli ci się zatopić w wirtualnym świecie i poczuć, jakbyś był tam naprawdę. Zaraz, zaraz... Czy to wszystko nie powinno pasować do brzmienia, na jakim zależy także audiofilom? Czystego, dynamicznego, przejrzystego, konkretnego, realistycznego, wyraźnego i przestrzennego? Może posuwam się za daleko, ale wychodzi na to, że świetne słuchawki audiofilskie powinny - pomijając konstrukcję i funkcjonalność - doskonale sprawdzać się jako nauszniki dla graczy, i odwrotnie - najlepsze gamingowe headsety powinny charakteryzować się namacalnym i przekonującym brzmieniem, które melomanom pozwoliłoby melomanom czerpać maksymalną przyjemność ze słuchania muzyki. W rzeczywistości oba te światy prawie w ogóle się ze sobą nie zazębiają. Graczy raczej nie interesują audiofilskie słuchawki, bo są zbyt drogie i nie mają odpowiedniego wyposażenia ani mikrofonu. Jeżeli chcemy tylko pograć sobie w wyścigi na konsoli i nie interesuje nas zabawa w trybie multiplayer, możemy podłączyć do pada jakiekolwiek przyzwoite słuchawki i to powinno nam w zupełności wystarczyć. Czym innym jest drużynowa gra w Counter-Strike: Global Offensive albo turniej League of Legends, nie wspominając już o tym, jak bardzo jakość dźwięku może wpłynąć na nasze wrażenia podczas gry z wykorzystaniem okularów VR. Tu zaczynają się schody, a szybkie, dynamiczne i dokładne brzmienie jest na wagę złota. Nie widziałem jednak graczy korzystających z hi-endowych słuchawek audiofilskich podłączonych do wysokiej klasy DAC-a. Z kolei audiofile generalnie nie interesują się słuchawkami gamingowymi, bo... W zasadzie po co? Ani to ciekawe, ani ładne, mikrofon wydaje się zupełnie zbędny, a już te wszystkie opowieści o cyfrowej obróbce sygnału ułatwiającej określenie kierunku, z którego ktoś do nas strzela - dramat. Z punktu widzenia audiofila właściwie każdy gamingowy zestaw słuchawkowy to zabawka dla dzieci mających nieograniczony dostęp do budżetu rodziców. A dobrych nauszników do użytku domowego przecież nie brakuje.
PORADNIK: Jak wybierać słuchawki
Wszystko to sprawia, że słuchawki dla graczy wylądowały w takiej dziwnej próżni między akcesoriami komputerowymi a sprzętem audio, i jakoś ani jedna, ani druga strona nie kwapi się, aby wziąć byka za rogi i sprawdzić, czy w ogóle warto się w ten temat wgryźć. A kiedy eksperci od komputerów biorą się za testowanie sprzętu grającego, a już w szczególności opisywanie wrażeń odsłuchowych, to matko jedyna ratuj... Jestem pewien, że gdyby jakaś firma wymyśliła sobie nieistniejący parametr, jak na przykład częstotliwość odświeżania basu, a następnie napisała na pudełku, że jej słuchawki osiągają w tej dziedzinie rekordowy wynik, nikogo by to nie zdziwiło. Z drugiej strony, ja średnio znam się na grach, więc mogę potraktować Quantum One jako ciekawostkę - fajne słuchawki z dodatkowymi funkcjami, jakich próżno szukać w klasycznych nausznikach. Swoich osiągnięć w CS:GO nie poprawię, bo żadnych nie mam. Od czasu do czasu gram na PS4 w Drivecluba, przeszedłem Call of Duty: Advanced Warfare i Diablo III krzyżowcem na najłatwiejszym poziomie, a z ciekawostek mam jeszcze symulator wędkowania. W zeszłoroczne wakacje grałem jeszcze w No Man's Sky, ale chyba nie ogarnąłem. Po kilkunastu godzinach udało mi się zebrać trochę żelaza, zwiedzić planetę lądownikiem i zostać zabitym przez jakiegoś drona. Na potrzeby niniejszego testu wyciągnąłem jeszcze kilka gier na peceta, z których najbardziej wciągnęła mnie nowa wersja strzelanki, która dla mnie jest absolutnie kultowa - Unreal Tournament. Że co, dziecinada? Hej, sorry - musiałem pograć w gry w ramach swojej pracy, aby przetestować słuchawki! To ci dopiero beczka... Mimo to, najwięcej czasu z JBL-ami na głowie spędziłem słuchając muzyki. Ale nie tylko. W dzisiejszym świecie komputer wyposażony w kamerkę i dobre słuchawki z mikrofonem stał się dziesięć razy ważniejszy niż telewizor. A to nauka zdalna, a to spotkanie z klientem, a to wirtualna konferencja prasowa... I mogę z ręką na sercu powiedzieć, że Quantum One we wszystkich tych sytuacjach sprawdziły się bardzo, bardzo dobrze. To po prostu świetne słuchawki. A że wyglądają tak, jak wyglądają, mają doczepiany mikrofon, podświetlane muszle i parę innych gadżetów? Ojej, po prostu taki ich urok.
Zacznijmy zatem od końca. Podczas grania z JBL-ami uzyskałem pełny, głęboki, wciągający i przekonujący dźwięk. Słuchawki na szczęście ani nie dudniły bez powodu, ani nie cięły uszu przesadnie syczącą górą pasma, ani nie pompowały decybeli do samego środka głowy, co - jak na zamknięte nauszniki z systemem aktywnej redukcji hałasu - należy uznać za ich ogromną zaletę. Quantum One są, mimo wszystko, całkiem relaksujące. Wynika to wprost ze świadomości, że z ich brzmieniem wszystko jest w porządku. Nic nie atakuje nas bez wyraźnego powodu, w związku z czym po pewnym czasie zaczynamy nabierać do nich zaufania. Wracając do tematu, który poruszyłem wcześniej - tak, gamingowy headset powinien oferować dynamiczny, przejrzysty i konkretny dźwięk, i właśnie tak jest w tym przypadku, ale JBL-e dodają do tej listy coś jeszcze. Coś, czego zupełnie się nie spodziewałem, a co stało się jasne po przesłuchaniu kilku utworów z czołówki naszej redakcyjnej playlisty - spójność, przyjemną barwę z lekką tendencją do ocieplania średnicy i wyjątkową, a do tego kłócącą się z zewnętrznym wyglądem słuchawek kulturę grania. Quantum One potrafią wiele, ale nie odczuwają potrzeby szpanowania swoim dźwiękiem na każdym kroku i przy absolutnie każdej nadarzającej się okazji. W grach może zaskoczyć nas ich potęga, dynamika, dokładność i stereofonia, a podczas słuchania muzyki lub oglądania filmów i seriali odkryjemy, że ten kosmiczny, mieniący się różnymi kolorami hełmofon potrafi dodać do tego przyjemną gładkość i swobodę obchodzenia się z dowolnym materiałem.
Szczerze mówiąc, dawno nie miałem tyle frajdy podczas testowania słuchawek. Wiem, że audiofile pomyślą, że upadłem na głowę, ale jeżeli na podstawie zdjęć i nieco infantylnych opisów na stronie producenta wysnujecie wniosek, że Quantum One nie mogą grać dobrze i na pewno nijak mają się do porównywalnych cenowo nauszników stworzonych z myślą o słuchaniu muzyki, proponowałbym po prostu skonfrontować swoje uprzedzenia z rzeczywistością. Jeżeli myśleliście, że dostaniemy tu mnóstwo marnej jakości basu, trochę cykającej góry, sztuczne efekty przestrzenne i nic poza tym, jesteście w dużym błędzie. To po prostu bardzo dobre słuchawki, które oferują naturalny, dobrze zrównoważony, dynamiczny i wyrazisty dźwięk. Wydaje się, że należałoby go oddzielić od aparycji i funkcjonalności tych nauszników. W tym przypadku te dwie rzeczy prawie w ogóle się ze sobą nie łączą. JBL umie robić świetne słuchawki i potwierdził to po raz kolejny. Te są, jak na audiofilskie standardy, wyjątkowo dziwne, mają dołączany mikrofon, podświetlane muszle i potrafią połączyć się komputerem przez USB (co w innych nausznikach tej marki jest nie lada rzadkością, bo nawet w modelach bezprzewodowych złącze to służy tylko do ładowania). Wydaje mi się, że amerykańscy konstruktorzy wykorzystali swoje doświadczenie w projektowaniu wysokiej klasy słuchawek, a dopiero później zaczęli dodawać różne gadżety, aby gotowy produkt wyglądał i sprawował się tak, jak oczekują tego gracze. Nie jestem przekonany, czy Quantum One były strojone pod nich. A może w tej dziedzinie już dawno dokonał się postęp, którego my, słuchający muzyki z winylowych płyt dziadersi, po prostu nie zauważyliśmy? Po kilku dniach testowania zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno coś mi się nie pochrzaniło. Polubiłem headset JBL-a do tego stopnia, że nie miałbym nic przeciwko, gdybym musiał korzystać z niego na co dzień. Mimo, że tuż obok mojego monitora wisi sobie sześć par audiofilskich nauszników. Nie, czekaj... Od niedawna już siedem!
Wiem, że audiofile pomyślą, że upadłem na głowę, ale jeżeli na podstawie zdjęć i nieco infantylnych opisów na stronie producenta wysnujecie wniosek, że Quantum One nie mogą grać dobrze i na pewno nijak mają się do porównywalnych cenowo nauszników stworzonych z myślą o słuchaniu muzyki, proponowałbym po prostu skonfrontować swoje uprzedzenia z rzeczywistością.Ostateczną próbą było więc porównanie Quantum One z konkurencją. Do zabawy wybrałem Sennheisery HD 600, Beyerdynamiki DT 990 PRO i Bowersy PX5. Do pierwszej dwójki przyrównałem JBL-e pod kątem brzmienia w połączeniu analogowym, z wykorzystaniem w roli źródła najpierw laptopa, a następnie przetwornika Marantz HD-DAC1. Pod względem charakteru, JBL-om znacznie bliżej było do Beyerów. HD 600 to inny charakter i niestety również trochę inna liga, ale to nie powinno nikogo dziwić, bo są od JBL-i droższe, a jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie akcesoria, gadżety i technologie, Sennheisery są wyposażone jak samochód z lat pięćdziesiątych - nie mają dosłownie nic. Z Bowersami sprawa jest o wiele trudniejsza, bo również można je podłączyć do komputera za pomocą kabla USB, ale oprócz tego są to słuchawki w pełni bezprzewodowe. Szczerze mówiąc, jeżeli nie potrzebujemy podświetlanych nauszników, wystającego do przodu mikrofonu i pokrętła, dzięki któremu możemy przełączać się między dźwiękami gry a czatem, takie PX5 również mogą sprawdzić się jako słuchawki gamingowe. Niektórzy zresztą i tak będą woleli najprostszy mikrofon, który można postawić na biurku. Bariera między tymi dwoma światami jest więc trochę sztuczna. Jeśli chodzi o dźwięk, B&W pokazały lepszą rozdzielczość i swobodną, niewymuszoną przestrzeń, natomiast JBL-e zagrały nieco cieplej i spokojniej, a ich bas chętniej zapuszczał się w prawdziwie subwooferowe rejony. Generalnie było jednak bardzo blisko. Wychodzi więc na to, że Quantum One to naprawdę wartościowe i uniwersalne słuchawki. A sztuczne ulepszenia i korektory nie są im do niczego potrzebne.
Budowa i parametry
JBL Quantum One to zamknięty, wokółuszny, przewodowy zestaw słuchawkowy z funkcją śledzenia ruchu głowy JBL QuantumSPHERE 360 oraz odłączanym mikrofonem. Dzięki technologii aktywnej redukcji szumów dźwięk ma pozostawać wolny od zakłóceń i niepożądanego hałasu otoczenia. Quantum One są zgodne z konsolami Xbox, PlayStation i Nintendo Switch, komputerami PC, urządzeniami mobilnymi, komputerami Mac oraz sprzętem VR. Jeśli chodzi o konstrukcję, najważniejsze wydają się być dynamiczne przetworniki o średnicy 50 mm. Ich membrany pokryte spiralnymi nacięciami prezentują się bardzo ciekawie i niemal w całości wypełniają przestrzeń wewnątrz nauszników. System JBL QuantumSPHERE 360 ma zapewniać dokładne pozycjonowanie dźwięku 3D. Indywidualna kalibracja algorytmu ze zintegrowanym czujnikiem śledzącym ruch głowy i pakietem mikrofonowym została stworzona wyłącznie dla opisywanego modelu. JBL Quantum One zostały też wyposażone w mikrofon z funkcją Voice Focus oraz technologią eliminowania echa. Słuchawki są także wyposażone w pokrętło regulacji balansu z certyfikatem Discord, które pozwala regulować poziom dźwięków w trakcie rozmów. Oddzielne karty dźwiękowe obsługują dźwięki gry i czatu, co pozwala ustawić odpowiedni balans na zestawie słuchawkowym bez konieczności wychodzenia z gry. Jest on również kompatybilny z komunikatorem TeamSpeak i innymi platformami komunikacyjnymi. Pakiet oprogramowania JBL QuantumENGINE służy do obsługi wciągającego dźwięku przestrzennego. Można w ten sposób wybrać preferowane ustawienia dźwięku przestrzennego i spersonalizować swój zestaw słuchawkowy do gier JBL Quantum One z poziomu przyjaznego dla użytkownika panelu nawigacyjnego i dołączonego do zestawu mikrofonu do kalibracji. Można tutaj również regulować korektor dźwięku lub wybrać jedno z sześciu ustawień predefiniowanych.
Werdykt
Dobrze, przyznaję się - flagowy zestaw słuchawkowy z serii Quantum wziąłem do testu trochę z ciekawości, a trochę dla hecy. Przede wszystkim chciałem sprawdzić, czy nauszniki gamingowe mogą zaoferować melomanom coś, czego inne modele nie mają i pewnie jeszcze długo mieć nie będą. Uznałem, że dodatkową atrakcją będzie zderzenie ze światem, który audiofile odwiedzają rzadko i który w ich mniemaniu jest całkowicie nieistotny. Gdybym sięgnął po model jakiejś nieznanej firmy za trzysta złotych, pewnie pożałowałbym tej decyzji po pierwszej minucie odsłuchu. Ale to jest JBL, a Quantum One potwierdziły, że na tę markę można liczyć nawet wtedy, gdy mówimy o tak nietuzinkowym i dziwny sprzęcie, jak gamingowy zestaw słuchawkowy. Miłośnicy gier komputerowych powiedzą po prostu, że to bardzo, bardzo dobry headset - wygodny, ciekawy, funkcjonalny, dobrze izolujący użytkownika od otoczenia, a do tego wyposażony w kilka naprawdę istotnych udogodnień i zapewniający dźwięk na wysokim poziomie. Ale... Największy szok w starciu z tym produktem - o ile w ogóle do niego dojdzie - mogą przeżyć audiofile. Bo Quantum One to po prostu znakomite słuchawki oferujące naturalne, dobrze zrównoważone, pełne, dynamiczne i spójne brzmienie. Gdyby nie wyglądały tak, jak wyglądają, w swoim przedziale cenowym mogłyby narobić sporo zamieszania. Ci, których nie odstraszy ich aparycja, dostaną świetne, uniwersalne słuchawki o wielu zastosowaniach.
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, zamknięte, wokółuszne
Połączenie: USB C (cyfrowe), 3,5 mm (analogowe)
Kompatybilność: PC, Mac, Android, Nintendo Switch, PlayStation, Xbox One
Impedancja: 32 Ω
Czułość: 95 dB
Poziom ciśnienia akustycznego: 97 dB
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 40 kHz
Masa: 369 g
Cena: 1129 zł
Konfiguracja
Asus Zenbook UX31A, Marantz HD-DAC1, Auralic Vega G1, Astell&Kern AK70, AudioQuest Cinnamon, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
Komentarze