Audio Analogue AAcento
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Audio Analogue to marka, która od wielu lat traktowana jest jako ciekawa alternatywa dla, nazwijmy to, mainstreamowych producentów wysokiej klasy sprzętu audio. Oczywiście piszę to z lekkim przymrużeniem oka, bo w dzisiejszych czasach posiadacze komponentów stereo dowolnej firmy uważanej za audiofilską mogą czuć się wyjątkowi. Dla melomanów, którzy nie interesują się tematem, Audio Analogue jest taką samą egzotyką jak Hegel, Rotel czy Audiolab, ale jeśli trochę się orientujecie, powinniście kojarzyć włoską markę z pięknymi urządzeniami noszącymi zazwyczaj nazwiska słynnych kompozytorów, jak Puccini, Verdi czy Paganini. Firma powstała w 1995 roku w Toskanii, a założyło ją kilku znajomych audiofilów specjalizujących się w różnych dziedzinach. Wspólny wysiłek inżynierów elektroników i specjalistów do spraw sprzedaży pozwolił w stosunkowo krótkim czasie zbudować i utrzymać całkiem silną pozycję nie tylko na rodzimym rynku, ale także w wielu krajach na całym świecie. Włosi dali nam mnóstwo ciekawych i pięknych urządzeń, śmiało wkraczając nawet w rejony hi-endowe. Prawdziwym przełomem było jednak stworzenie wzmacniacza Puccini Anniversary dwa lata temu. Zbudowano go dla uczczenia podwójnego święta - dwudziestych urodzin marki Audio Analogue i jednocześnie dwudziestu lat od wprowadzenia pierwszego modelu o nazwie Puccini. Konstrukcja ta zapoczątkowała nowy etap rozwoju włoskiej firmy. Kolejny rozdział właśnie się pisze.
Tak naprawdę zmiany w firmie zaczęły się już wcześniej. Moim zdaniem należałoby je liczyć od momentu pojawienia się w katalogu serii ArmoniA. Składa się ona tak naprawdę z dwóch dwuczęściowych systemów - Crescendo i Fortissimo - oraz przetwornika o nazwie Vivace. Pozostajemy więc przy terminologii muzycznej, ale w odróżnieniu od wcześniejszych urządzeń włoskiej firmy, ceny zaczynają się na naprawdę przyzwoitym poziomie. Wzmacniacz i odtwarzacz Crescendo to z pewnością ciekawa opcja dla audiofilów, którym nie odpowiadają urządzenia popularnych marek, jak Pioneer czy Cambridge Audio. Za takie same lub niewiele większe pieniądze można mieć coś, co nie pachnie masówką, a to już duży krok naprzód. Rozumiem jednak, że włoscy konstruktorzy naprawdę wzięli się do pracy, kiedy zbliżała się dwudziesta rocznica założenia firmy. Wsparci doświadczeniem i technologią firmy AirTech, zaprojektowali przepiękny wzmacniacz pracujący bez sprzężenia zwrotnego, oddający 80 W na kanał przy 8 Ω i 160 W na kanał przy 4 Ω.
Puccini Anniversary to dla audiofila małe dzieło sztuki. Klasyka w świetnym, europejskim wydaniu. Zgodnie z oczekiwaniami jego twórców, jubileuszowy model przyjął się świetnie. Włosi postanowili pójść za ciosem i zaoferowali nam coś jeszcze potężniejszego. Maestro Anniversary to prawdziwy potwór. Wzmacniacz zbudowany w oparciu o te same pomysły, ale zdecydowanie większy i mocniejszy. Audio Analogue prawdopodobnie w najbliższym czasie go nie przebije, chyba, że w katalogu pojawi się hi-endowy przedwzmacniacz i dopasowana do niego końcówka mocy. Na razie jednak skupiono się na innych projektach, z których pierwszym jest integra o nazwie AAcento, otwierająca serię PureAA. Nie wiem co oni mają z tymi wielkimi literami, ale postanowiłem zachować oryginalną pisownię. Czym jest AAcento? To taki nieco tańszy brat modelu Puccini Anniversary z dodatkowymi funkcjami - wbudowanym przedwzmacniaczem gramofonowym dla wkładek MM i MC oraz wzmacniaczem słuchawkowym, z wyjściem na przedniej ściance. Co ciekawe, nowy model oferuje moc 100 W na kanał przy 8 Ω i 200 W na kanał przy 4 Ω, wciąż bez sprzężenia zwrotnego. W dodatku jest o 2000 zł tańszy i przyjeżdża do nas w komplecie z pięknym, metalowym pilotem. Na papierze wygląda to jak okazja, a czy jest nią naprawdę? Pora się przekonać!
Wygląd i funkcjonalność
Bez owijania w bawełnę mogę powiedzieć, że AAcento to jeden z najładniejszych wzmacniaczy, jakie miałem okazję testować. Wrażenie robi nie tylko jakość zastosowanych materiałów i ogólna precyzja wykonania, ale przede wszystkim ascetyczne, wręcz bezkompromisowe wzornictwo i umiłowanie symetrii, które widać na każdym kroku. Modele z serii Anniversary idą w tej kwestii jeszcze dalej, głównie z uwagi na lustrzane rozmieszczenie gniazd na tylnym panelu, jednak na pierwszy rzut oka opisywana integra prezentuje się niemal identycznie. W rzeczywistości AAcento jest zauważalnie mniejszy od Pucciniego, jednak wszystkie charakterystyczne elementy zostały zachowane. Front to gruba i całkowicie płaska płyta ze szczotkowanego aluminium, w której wyfrezowano jedynie niezbędne otwory i niewielkie, centralne wcięcie. Po bokach znalazły się dwa okrągłe elementy - z jednej strony odbiornik podczerwieni, z drugiej zaś wyjście słuchawkowe 6,3 mm. Jedynym elementem służącym do obsługi wzmacniacza jest płaskie pokrętło, które możemy nie tylko obracać, ale i nacisnąć. Dzięki temu urządzenie obsługuje się leciutko i całkiem przyjemnie, choć wolałbym żeby gałka choć trochę wystawała poza obrys przedniej ścianki. Ma to jednak swoje plusy, bo wtopionego w obudowę potencjometru praktycznie nie da się uszkodzić ani urwać. Najciekawsze są jednak umieszczone z przodu białe diody. Sześć sztuk z lewej strony to oczywiście wybór źródła, natomiast po prawej jest ich aż szesnaście. Co ciekawe, zostały one rozstawione tak, aby oba rządki zajmowały tyle samo miejsca po obu stronach. Idealna symetria. W trybie podstawowym diody umieszczone z prawej strony pokazują nam aktualny poziom wysterowania, ale to nie koniec historii.
Wydawałoby się, że AAcento to klasyczny wzmacniacz, którego projektanci chcieli stworzyć prawdziwie minimalistyczny układ. Nie do końca. Lektura firmowych materiałów i dołączonej do opakowania instrukcji obsługi prowadzi do wniosku, że pod tym surowym płaszczykiem kryje się nowoczesny i całkiem zaawansowany układ sterowania. Dostęp do wszystkich ukrytych funkcji uzyskamy z poziomu centralnego pokrętła lub pilota, do którego jeszcze dojdziemy. Użytkownik może przykładowo wybrać jeden z czterech trybów pracy potencjometru aby lepiej dopasować wzmacniacz do posiadanych kolumn. Jeśli więc podłączymy do włoskiej integry kolumny o wysokiej efektywności, będziemy mogli wybrać tryb, w którym poziom głośności nie rośnie tak gwałtownie. Pozwala to na wygodne ustawianie siły głosu nawet podczas nocnych odsłuchów. Z kolei do bardziej prądożernych paczek przyda nam się na pewno inne ustawienie, w którym szybkość narastania sygnału jest większa. Nie trzeba się więc mocować z pokrętłem i jeździć nim w kółko pięć minut zanim cokolwiek usłyszymy. Różnice między poszczególnymi trybami są naprawdę duże i muszę przyznać, że jest to opcja, którą bardzo chciałbym mieć w swoim wzmacniaczu. Ale to nie wszystko. Właściciel AAcento będzie mógł także ustawić balans oraz zmienić jasność podświetlenia. Do wyboru mamy kilka poziomów oraz tryb, w którym diody zapalają się tylko wtedy, kiedy coś zmieniamy, a po kilku sekundach znów gasną. Ukryte menu przyda się także użytkownikom korzystającym z wejścia phono. Po użyciu odpowiedniej kombinacji przycisków będą bowiem mogli przełączyć się między ustawieniami dla wkładek MM i MC, a także włączyć wbudowany filtr subsoniczny. Wzmacniacz poinformuje nas też o ewentualnych problemach z temperaturą, przesterowaniem czy pojawieniem się napięcia stałego na wyjściach głośnikowych. Jak się okazało, jest też czuły na napięcie zasilające i potrafi zaprotestować jeśli prąd z gniazdka nie spełni jego wymogów.
Dawno nie miałem do czynienia z urządzeniem, które wyglądałoby tak niepozornie, a wewnątrz kryło zaawansowane menu z wieloma opcjami do wyboru. W pierwszej chwili wydawało mi się to dziwne, ale po dłuższym zastanowieniu muszę pochwalić włoskich konstruktorów. Nie dość, że dali swoim klientom kilka naprawdę przydatnych narzędzi, to jeszcze zaprojektowali wszystko tak, aby podczas normalnego użytkowania nie musieli oni o niczym myśleć. Owszem, procedura ustawiania tej czy innej funkcji jest trochę skomplikowana ponieważ do dyspozycji mamy tylko centralnie umieszczone pokrętło i rząd lampek informujących nas o wybranej opcji. Instrukcja obsługi naprawdę się przydaje, jednak kiedy trochę się z tym systemem oswoimy, bez problemu zmienimy na przykład tryb pracy potencjometru po zmianie kolumn lub słuchawek. Plus jest taki, że przedniej ścianki naszego wzmacniacza nie szpeci brzydki wyświetlacz z dodatkowym rządkiem przycisków i pokręteł. Domyślam się, że większość użytkowników po prostu ustawi sobie wszystko przy pierwszym uruchomieniu, a potem będzie już używać tylko podstawowych funkcji, i bardzo dobrze. Włosi naprawdę dobrze się nad tym zastanowili, dzięki czemu AAcento łączy minimalistyczny wygląd z funkcjami, o których klasyczne integry mogą tylko pomarzyć.
Tylna ścianka dowodzi, że konstruktorom zależało na stworzeniu wszechstronnego wzmacniacza, który sprawdzi się nawet w rozbudowanym systemie stereo. Do dyspozycji mamy wejście gramofonowe z zaciskiem uziemiającym, trzy wejścia RCA, jedno wejście zbalansowane w postaci pary gniazd XLR, a do tego wyjście z przedwzmacniacza i dwa wyjścia monofoniczne. To rzadko spotykane rozwiązanie, ale może komuś tam się przyda. Oprócz tego z tyłu znajdziemy pojedyncze terminale głośnikowe przyjmujące dowolny rodzaj końcówek i trójbolcowe gniazdo zasilające IEC z głównym włącznikiem sieciowym. Umieszczenie tego elementu w takim miejscu to chyba wyraźny sygnał aby nie odłączać wzmacniacza od prądu. W trybie czuwania pobór mocy spada poniżej 1 W, więc nie ma o co walczyć. Na osobny opis zasługuje zdalne sterowanie. W zestawie znajduje się bowiem metalowy pilot, jakiego nie powstydziłby się żaden hi-endowy wzmacniacz. Nie ma tu żadnych ekstrawagancji ani miliona niepotrzebnych przycisków. Siedem metalowych guziczków w zupełności wystarczy, ale samo trzymanie tego pilota w dłoni daje nam wrażenie obcowania z luksusowym sprzętem. Spodobało mi się również wcięcie nawiązujące do pionowego frezu na przedniej ściance wzmacniacza. Włosi jednak umieją rozwiązać pewne sprawy tak, że mucha nie siada.
Podsumowując, AAcento to naprawdę przyjemny i rozsądnie zaprojektowany, a do tego niesamowicie piękny wzmacniacz. Jest jednym z tych urządzeń, które od pierwszego kontaktu dają nam ogromną satysfakcję, na którą wbrew pozorom składa się nie tylko wzornictwo, ale też jakość wykonania. Obsługa wbudowanego menu wymaga chwili przyzwyczajenia, jednak po kilku minutach zabawy rozumiemy już wszystko, a nagrodą za poświęcony czas jest brak brzydkiego wyświetlacza lub innego elementu szpecącego nasz wzmacniacz. Zdecydowanie wolę takie rozwiązanie niż nowoczesne ekraniki, z których korzysta się raz na pół roku. Podoba mi się także wyposażenie włoskiej integry. Z wejścia gramofonowego i dużego gniazda słuchawkowego skorzysta na pewno wielu audiofilów. Nie każdy wzmacniacz w tej cenie ma też XLR-y. Dużym plusem jest też metalowy pilot dołączony do zestawu. Obawiam się tylko, że wszystkie te elementy podniosły cenę wzmacniacza, który miał być po prostu mniejszą i tańszą wersją modelu Puccini Anniversary. Gdyby wyrzucić z tej układanki phono stage i wzmacniacz słuchawkowy, a zamiast luksusowego sterownika dorzucić do pudełka coś znacznie prostszego, prawdopodobnie udałoby się zbić cenę do 11990 zł. Tymczasem AAcento kosztuje 13990 zł. Jak na jakość, którą widać na każdym kroku, nie jest to jeszcze żaden skandal. Jest to poziom Atolla IN300, Musical Fidelity M6si czy Hegla H160. Audio Analogue nie ma jednak ani jednego wejścia cyfrowego. Myślę, że wielu użytkowników z chęcią zamieniłoby wbudowany phono stage na DAC-a wyposażonego chociażby w gniazdo USB, dwa wejścia optyczne i jedno koaksjalne. Z drugiej strony, skoro mamy do czynienia ze wzmacniaczem z wysokiej półki, wypadałoby do niego podłączyć przetwornik lub streamer w adekwatnej cenie, a nie ratować się dodatkową płytką i udawać, że wielcy z nas hi-endowcy. Myślę, że włoscy konstruktorzy wyszli z takiego właśnie założenia i dlatego wyposażyli AAcento w wejście zbalansowane. O wiele większym problemem AAcento jest... Puccini Anniversary. W porządku, większa integra nie ma jakiegokolwiek dodatkowego wyposażenia, ale jest większa i zbudowana wewnątrz trochę inaczej, a kosztuje 15999 zł. Przy takich kwotach dwa tysiące złotych to żadna przepaść i jestem wręcz pewny, że każdy audiofil zastanawiający się nad kupnem AAcento będzie się zastanawiał czy jubileuszowa integra nie będzie lepszym wyborem. Jeśli komuś bardzo zależy na wejściu gramofonowym i wzmacniaczu słuchawkowym, to pewnie nie, ale na taką decyzję będzie miał wpływ szereg innych czynników. A wśród nich ten najważniejszy - brzmienie.
Brzmienie
Jeśli zapoznacie się z materiałami dostępnymi na stronie Audio Analogue'a, szybko zorientujecie się, że włoska firma w kwestii układów audio stawia na sprawdzone rozwiązania o bardzo audiofilskim profilu. Opisywany wzmacniacz jest tego świetnym przykładem. Wystarczy zajrzeć do środka lub przeanalizować dane techniczne dostępne na stronie producenta. Zasilanie zbudowane w oparciu o 480-W transformator toroidalny wykonany na zamówienie specjalnie dla tego modelu, brak globalnego sprzężenia zwrotnego zarówno w sekcji przedwzmacniacza, jak i końcówki mocy, do tego cyfrowa regulacja głośności zrealizowana bez użycia wzmacniaczy operacyjnych. Żadnej impulsowej taniochy, żadnych wyczarowanych z kosmosu kiloherców. Każdy wtajemniczony meloman z zadowoleniem pokiwa w tym momencie głową. Co więcej, włoscy inżynierowie wydobyli z AAcento aż 100 W na kanał przy 8 Ω. Stąd zresztą nazwa modelu. Przy czterech omach opisywana integra podwaja moc wyjściową, a to zapowiada co najmniej dobrą dynamikę. Łącząc to ze swoimi dotychczasowymi doświadczeniami ze sprzętem Audio Analogue'a, szykowałem się na dźwięk łączący w sobie tranzystorową szybkość i energię z odrobiną ciepła charakterystyczną dla układów pracujących bez sprzężenia zwrotnego. Przed rozpoczęciem sesji odsłuchowej wyobrażałem sobie, że AAcento zagra jak coś pomiędzy Heglem H160 a Baltlabem Epoca 3. I wiecie co? Miałem stuprocentową rację.
W pierwszej chwili aż nie wiedziałem która strona natury włoskiego wzmacniacza jest tą dominującą, a jeśli mam być szczery, to nie udało mi się tego ustalić aż do zakończenia testu. Zostańmy więc przy tym, że AAcento potrafi w bardzo przyjemny sposób połączyć cechy stereotypowego pieca tranzystorowego z odrobiną ciepła i łagodności. Czy ma w sobie coś z lampy? Może trochę, ale moim zdaniem w tym przypadku należałoby jednak trzymać się porównań z innymi wzmacniaczami solid-state, które potrafią wydobyć z siebie sporo organicznej barwy i niewymuszonej muzykalności. Włosi na pewno mogli pójść dalej w stronę dynamiki i przejrzystości, ale dalsze rzeźbienie brzmienia w tym kierunku mogłoby spowodować utratę tej trudnej do opisania przyjemności kontaktu z muzyką. Oczywiście w teorii brak sprzężenia zwrotnego powinien zapewniać naturalne brzmienie o mniejszych zniekształceniach, z mniejszą zawartością nieparzystych harmonicznych, jednak teoria i pomiary to co innego niż odsłuch. Tutaj wyraźnie słychać, że AAcento gra trochę po swojemu, a przede wszystkim zupełnie inaczej, niż większość wzmacniaczy do których jesteśmy przyzwyczajeni. Powstaje zatem pytanie czy to Audio Analogue pokazuje nam dźwięk bliższy oryginałowi czy jednak rację mają producenci, którzy nie podchodzą tak rygorystycznie do kwestii sprzężenia zwrotnego. Sam początkowo miałem wrażenie, że AAcento jednak troszeczkę kombinuje, ale muszę także przyznać, że wyjątkowo szybko przyzwyczaiłem się do jego brzmienia i później ciężko było mi wrócić do innych wzmacniaczy. No, może poza lampą. Domyślam się, że większość słuchaczy zaakceptuje brzmienie AAcento równie łatwo. O takim dźwięku ciężko jest powiedzieć o coś złego.
Połączenie dynamiki tranzystora z pewną dozą ciepła to klasyczna zagrywka, która zawsze na mnie działa, o ile oczywiście producent z niczym nie przesadzi. W tym przypadku brzmienie zostało zestrojone zupełnie prawidłowo. Nawet delikatna odchyłka w kierunku muzykalności nie powinna nikomu przeszkadzać. Domyślam się, że w pełni usatysfakcjonowani nie będą tylko poszukiwacze bezkompromisowej przejrzystości i neutralności czyli tak zwanej prawdy o muzyce, której zresztą wielu audiofilów nie potrafi zdefiniować. Ja przynajmniej nie ogarniam jak realizm brzmienia mogą oceniać ludzie, którzy ostatnio na koncercie byli piętnaście lat temu, a sami nie grają na żadnym instrumencie i nie mają kontaktu z muzyką graną na żywo. Wiem, że w audiofilskim środowisku istnieje duża grupa bezwzględnych purystów, ale kiedy oceniamy brzmienie sprzętu przeznaczonego do użytku domowego, warto też zastanowić się co dokładnie powinien on dawać swojemu właścicielowi. Dokładny wgląd w nagrania? Możliwość wyłowienia skrzypnięcia krzesła w piętnastym rzędzie? A może raczej przyjemność słuchania, z zachowaniem prawidłowych proporcji? Testowany wzmacniacz idzie właśnie w tym kierunku. Jego brzmienie wcale nie jest nienaturalne. AAcento nie zachowuje się tak, jakby chciał zmieniać muzykę po swojemu. Oferuje jednak taki rodzaj prezentacji, który nie zmusza nas do śledzenia nagrań sekunda po sekundzie. Nabieramy raczej ochoty aby odprężyć się i słuchać. Bez stresu, a nawet bez oceniania czegokolwiek. Audiofilskie nagrania będą prawdziwą ucztą dla uszu. Tym gorszym to i owo zostanie wybaczone. A wszystko po to, abyśmy nawet po kilku godzinach słuchania mieli wciąż ochotę na więcej.
Sam padłem ofiarą Audio Analogue'a i muszę przyznać, że nie miałbym nic przeciwko gdybym miał grać sobie na takim wzmacniaczu prywatnie, w domu. Co ciekawe, AAcento sprawdził się ze wszystkimi kolumnami, które wykorzystałem w teście. Z Audiovectorami SR3 Signature dał brzmienie ostrzejsze, bardziej skoncentrowane na szczegółach, ale wciąż bardzo płynne i muzykalne. Z podłogówkami Equilibrium Ether D6 muzyka nabrała wręcz koncertowego rozmachu. Z nowymi monitorami Dynaudio Special Forty uzyskałem rewelacyjnie namacalną średnicę, czytelną górę pasma i zaskakująco głęboki bas. Nie spodziewałem się, że trzy pary kolumn o tak różnym charakterze zrozumieją się z włoskim wzmacniaczem bez trudu. Zwykle co najmniej jedna kombinacja okazuje się mniej udana, a tu proszę - trzy strzały i każdy dobry. Wszystko byłoby pięknie, gdyby na koniec nie podkusiło mnie aby porównać AAcento z jego największym rywalem... Na stoliku wylądował Puccini Anniversary i dopiero w tym momencie zaczęło grać! Brzmienie nie straciło przyjemnej barwy, ale nabrało wyraźniejszych kształtów i konturów. Dźwięk był bardziej skondensowany, ale też szybszy i lepiej wypełniony. Zupełnie jakby coś się w nim otworzyło. Przestrzeń, dynamika, rozdzielczość, namacalność niskich tonów... Puccini Anniversary przebił AAcento w praktycznie każdym aspekcie, nie tracąc przy tym fantastycznej muzykalności. W porządku, testowany model ma wbudowany wzmacniacz słuchawkowy, który okazał się naprawdę dobry, a także phono stage, którego możliwości niestety nie zdążyłem sprawdzić. Domyślam się, że wejście gramofonowe też jest niczego sobie. Ale wzmacniacz słuchawkowy czy przedwzmacniacz korekcyjny zawsze można sobie dokupić, a takiej różnicy w brzmieniu nijak się nie nadrobi. Za 13990 zł AAcento to świetny, wszechstronny wzmacniacz, który łączy w swoim brzmieniu wiele ciekawych elementów. Ale Puccini Anniversary kosztuje tylko dwa tysiące złotych więcej, a dźwiękowo ociera się już o prawdziwy hi-end. Co ciekawe, na papierze jest o 20 W słabszy, a brzmi jakby był o 50 W mocniejszy. To kolejny dowód na to, że przy wyborze sprzętu audio nie można polegać na parametrach. Jedynym sprawdzonym sposobem jest odsłuch, a ten nie pozostawia żadnych wątpliwości. AAcento to bardzo fajny i sympatyczny wzmacniacz, ale Puccini Anniversary to w swojej cenie dźwiękowe mistrzostwo.
Budowa i parametry
Audio Analogue AAcento to wzmacniacz zintegrowany dysponujący mocą 100 W na kanał przy obciążeniu 8 Ω i 200 W na kanał przy 4 Ω. Urządzenie zamknięto w obudowie o dość standardowych wymiarach, a oprócz trzech wejść niezbalansowanych i jednego zbalansowanego z tyłu zamontowano wyjście z przedwzmacniacza, dwa wyjścia mono i wejście dla gramofonu z wkładką MM lub MC. Wnętrze zostało podzielone na dwie komory długim pasem aluminiowych radiatorów. Z jednej strony umieszczono układy zasilające z 480-VA transformatorem toroidalnym zaprojektowanym specjalnie dla tego modelu oraz drugim, znacznie mniejszym, prawdopodobnie dla trybu standby lub zaopatrywania w prąd sekcji przedwzmacniacza i sterowania. Większą część obudowy zajmuje płytka drukowana zawierająca wszystkie kluczowe obwody, w tym lustrzane końcówki mocy, układ przedwzmacniacza gramofonowego i wzmacniacza słuchawkowego. Dodając do tego sekcję sterowania przytuloną do panelu frontowego, otrzymujemy wnętrze szczelnie wypełnione wysokiej klasy komponentami. Na samym środku znajdziemy opis układu i - co ciekawe - producent używa tu symbolu AA100. Może właśnie tak miała brzmieć nazwa tego modelu i dopiero w ostatniej chwili zmieniono ją na oznaczenie "słowne"? Dobrze, że wzmacniacz nie oddaje 500 W na kanał, bo musiałby się nazywać AAcinquecento. Ciekawie prezentują się także radiatory wyrastające niejako z samej płytki drukowanej, choć po dokładniejszym zbadaniu sprawy okazało się, że zostały one po prostu ciekawie ukształtowane tak, aby elektronika częściowo wchodziła pod aluminiowe pióra. Po obu stronach zamontowano zabezpieczenia termiczne, a oprócz tego wzmacniacz reaguje też w przypadku przesterowania i pojawienia się napięcia stałego na wyjściach głośnikowych. Producent zdecydował się na układ bez globalnego sprzężenia zwrotnego zarówno w sekcji przedwzmacniacza, jak i końcówki mocy. Cyfrowa regulacja głośności została zrealizowana bez użycia wzmacniaczy operacyjnych. Układy selektorów wejść mają minimalizować nieliniowość, a dodatkowo w układzie zastosowano rezystory o dużej pojemności w celu zminimalizowania zniekształceń indukowanych termicznie. Wejście gramofonowe wyposażono w przełączany filtr subsoniczny, a wzmacniacz słuchawkowy pracuje w czystej klasie A, również bez sprzężenia zwrotnego, oddając 1 W na kanał przy 32 Ω i 120 mW przy 300 Ω. Z pozostałych parametrów warto wymienić stosunek sygnału do szumu wynoszący dokładnie 100 dB. Co ciekawe, producent nie podaje dolnej granicy pasma przenoszenia, a górna zgodnie z jego deklaracją wynosi 100 kHz ze spadkiem 3 dB.
Konfiguracja
Audiovector SR3 Signature, Equilibrium Ether D6, Dynaudio Special Forty, Marantz HD-DAC1, Pioneer N-70AE, Cardas Parsec, Enerr Tablette 6S, Enerr Symbol Hybrid.
Werdykt
Nie ma to jak wziąć do testu jeden wzmacniacz, a skończyć zachwycając się brzmieniem zupełnie innego modelu. Domyślam się jednak, że każdy audiofil zainteresowany nową integrą Audio Analogue'a będzie rozważał zakup droższego modelu. Moim zdaniem nie ma się nad czym zastanawiać, bo w odsłuchu Puccini Anniversary wygrał z AAcento pod każdym względem. Jest tak dobry, że obiecałem sobie kiedyś zabrać go na odsłuch pozakonkursowy. AAcento też jest propozycją godną uwagi. Brzmieniowo daje bardzo przyjemną kombinację tranzystorowej dynamiki i ciepła charakterystycznego dla konstrukcji bez sprzężenia zwrotnego. Do tego jest niezwykle elegancki, przepięknie wykonany, ma hi-endowego pilota, kilka ciekawych funkcji i wyposażenie dodatkowe w postaci phono stage'a i wzmacniacza słuchawkowego. To naprawdę dobry, audiofilski all-rounder. Niższa cena też nie jest bez znaczenia. Ja mógłbym jednak pracować pół roku w kamieniołomie aby w moim systemie wylądował Puccini Anniversary.
Dane techniczne
Wejścia analogowe: 3 x RCA, 1 x XLR, 1 x phono MM/MC
Wyjścia: 1 x pre-out, 2 x mono
Wyjście słuchawkowe: 6,3 mm
Moc wyjściowa: 100 W/8 Ω, 200 W/4 Ω, 300 W/2 Ω
Wyjście słuchawkowe: 1 W/32 Ω, 120 mW/300 Ω
Impedancja wejściowa: 47 kΩ
Stosunek sygnał/szum: 100 dB
Wejścia: 3 x RCA , 1 x XLR
Wejście phono: MM/MC
Wymiary (W/S/G): 9,2/44,5/40 cm
Masa: 14 kg
Cena: 13990 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Audio Analogue Polska.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Komentarze