Rotel RA-1572MKII
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Szukając wzmacniacza zintegrowanego lub systemu all-in-one w cenie do dziesięciu tysięcy złotych, wielu audiofilów zacznie zastanawiać się nad odsłuchem takich urządzeń jak Hegel H95, Atoll IN200 Signature, NuPrime IDA-16, Primare I15 Prisma, Naim Uniti Atom, a może nawet Unison Research Simply Italy albo Cary Audio Xciter. Intuicja podpowiada, że lepiej mieć najtańszego Hegla, Naima lub Primare'a niż najdroższego Marantza, Denona, Cambridge'a albo Rotela. Ale czy na pewno? Logiczna analiza argumentów za i przeciw zdaje się wskazywać zupełnie inny kierunek. Specjaliści od sprzętu z wyższej półki za 8000-10000 zł proponują nam małe, skromnie wyposażone wzmacniacze, w których wnętrzu coraz częściej kryje się końcówka mocy pracująca w klasie D, a przednia ścianka może być nawet wykonana z plastiku. Marki kojarzone z tańszymi integrami i amplitunerami najczęściej są skłonne za te same pieniądze oddać w nasze ręce dużego, ciężkiego, obładowanego gniazdami kloca, który prezentuje się przy tamtych pudełeczkach jak zawodnik z zupełnie innej ligi. Przy okazji dostaniemy pewnie szereg przydatnych funkcji i trzycyfrową moc.
Miłośnikom audiofilskiej aparatury takie podejście do tematu kojarzy się z amerykańskimi piecami, jednak spełnienie takiego marzenia wymaga spenetrowania portfela bardzo, bardzo głęboko. Przykładowo Mark Levinson Nº 5805 kosztuje 35990 zł, a McIntosh MA7200 (obecnie jest to czwarta integra od góry, a więc "średniak") - 35500 zł. W poszukiwaniu tańszego odpowiednika zawsze można przejrzeć ofertę chińskich producentów, jednak wiąże się to z pewnym ryzykiem. Nie chodzi mi nawet o to, że wszystkie chińskie urządzenia są złe. Nie są. Niektóre są genialne, ale wciąż zdarzają się też koszmarne wpadki. Co by nie mówić, kupno europejskiego lub amerykańskiego wzmacniacza niemal zawsze daje nam gwarancję, że poniżej pewnego poziomu nie zejdziemy, natomiast Chińczycy są w stanie zapakować do pudełka sprzęt umorusany białą farbą albo wyprodukować hi-endową lampową integrę, w której opisy poszczególnych przycisków, pokręteł i wskaźników umieszczonych na przedniej ściance mają literówki. Na szczęście na tym wybór się nie kończy, bowiem w produkcji takich rozsądnie wycenionych spawarek do głośników wyspecjalizowali się Japończycy. Weźmy na przykład takiego Denona PMA-2500NE. Delikatnie przekracza próg dziesięciu tysięcy złotych, ale spójrzcie na niego - to 25 kg żelastwa, prawdziwa elektrownia. A Yamaha A-S1200? Spociłem się na samą myśl o wnoszeniu jej po schodach. Do tego to wzornictwo - miodzio. A Rotel RA-1572? Na pierwszy rzut oka nie wygląda jak rywal Hegla H95, ale raczej H190.
Gdzie jest haczyk? Cóż, jeszcze niedawno zawsze gdzieś się takowy krył. Potężne integry Marantza i Denona kusiły rozmiarami i muskularnym wnętrzem, jednak w praktyce często okazywało się, że ich brzmienie nie różni się w jakiś zasadniczy sposób od tego, co można było usłyszeć w wykonaniu tańszych modeli, plasujących się w katalogu jedno lub dwa oczka niżej. Zresztą nawet PMA-1600NE spokojnie poradzi sobie z wysterowaniem wymagających kolumn, a kosztuje 6995 zł. Piecyki Yamahy oprócz stylistyki retro i świetnej jakości wykonania oferowały bezkompromisowo japońskie brzmienie - skoncentrowane na średnich i wysokich tonach, pozbawione głębi, potęgi, a nawet makrodynamiki, a więc wszystkiego, co tak wielki i ciężki sprzęt powinien dawać nam na dzień dobry. Duże wzmacniacze Rotela grały bardzo dobrze, ale tutaj z kolei można było narzekać na brak funkcji sieciowych. Gdyby producent nie montował żadnych gniazd cyfrowych, pewnie nikt by nie narzekał, ale skoro już postanowił wprowadzić na rynek nowoczesne integry, możliwość podłączenia peceta przez USB, Bluetooth i złącze LAN służące nie wiadomo do czego szybko przestały klientom wystarczać. Cztery lata temu jeszcze jakoś można to było obronić, ale później zaczęły się schody. Dziś nawet tanie soundbary pozwalają użytkownikom słuchać muzyki z sieci i łączą się z asystentem głosowym. Co ciekawe, wszyscy wymienieni producenci w ten czy inny sposób poradzili sobie z tymi problemami. Marantz i Denon zaczynają iść zupełnie inną drogą, wprowadzając nowe wzornictwo i nowe "bebechy". Ortodoksyjnym audiofilom średnio się to podoba, ale niektórzy twierdzą, że nawet w przypadku klocków za kilkanaście tysięcy złotych to nie do nich należy decydujący głos. Liczą się raczej nowoczesność, stylistyka i kompatybilność z najnowszymi technologiami i aplikacjami, a nie jakieś pierdzielenie o klasach A, AB, D i G. Generalnie gdyby takim "trzydziestkom" Marantza przyczepić tabliczkę z napisem "klasa premium", grupa docelowa byłaby zachwycona, bo jeśli jest mowa o jakichś klasach, oni muszą mieć klasę premium i koniec. Yamaha również wykonała duży krok do przodu. Jej nowe wzmacniacze wyglądają praktycznie tak samo jak te starsze, ale nagle zaczęły grać, oferując dobrze zrównoważone brzmienie. Rotel natomiast unowocześnił swoje audiofilskie wzmacniacze - A14, RA-1572 i RA-1592. Cała trójka otrzymała oznaczenie "MKII". Co dokładnie się za tym kryje?
Wygląd i funkcjonalność
Z zewnątrz trudno jest zauważyć jakiekolwiek zmiany. Na przedniej ściance nie dodano ani nie usunięto choćby jednego przycisku. Tylny panel to również powtórka z rozrywki. RA-1572 i RA-1572MKII prezentują się dokładnie tak samo. Jeden do jednego. Spodziewałem się, że unowocześniony model otrzyma nową sekcję cyfrową z inaczej rozplanowanymi złączami i antenką, ale różnice między tymi modelami sprowadzają się do architektury wewnętrznej, a właściwie do kilku detali, które dla jednych będą mało istotne, a zdaniem innych całkowicie zmienią charakter i przeznaczenie japońskiego piecyka. Co na ten temat powie nam producent? Największym usprawnieniem ma być jego zdaniem moduł DAC-a zbudowany w oparciu o 32-bitową kość Texas Instruments, dzięki czemu RA-1572MKII może odtwarzać pliki PCM w jakości do 32 bit/384 kHz oraz dekodować format MQA. Ponadto projektanci zmienili ponad 33 komponenty, takie jak kondensatory filtrujące, czego efektem ma być szersza i głębsza scena dźwiękowa, a także lepsza stereofonia. Podobnie jak w poprzednim modelu, do dyspozycji mamy trzy analogowe wejścia niezbalansowane (RCA) i jedno zbalansowane (XLR), gniazda dla subwoofera, wyjście z przedwzmacniacza, wejście gramofonowe współpracujące z wkładkami typu MM, rząd gniazd cyfrowych (dwa koaksjalne, dwa optyczne i USB typu B), gniazdo LAN, kilka portów komunikacyjnych, Bluetooth z obsługą kodeków aptX i AAC, a także - uwaga - umieszczony na przedniej ściance port dla iPoda. Nie, nie dla iPhone'a lub iPada, ale iPoda. Nie chodzi mi oczywiście o kompatybilność, bo inne urządzenia z jabłuszkiem również powinny współpracować z tym złączem, ale o sam fakt, że Rotel chwali się gniazdem przeznaczonym dla odtwarzaczy, których prawie nikt już dzisiaj nie używa. Okej, wróciły winyle, podobno powoli wracają nawet kasety magnetofonowe, stare konsole w dobrym stanie są warte majątek, więc może pewnego dnia ktoś spojrzy na iPoda i pomyśli, że to kawał historii i kamień milowy w rozwoju przenośnego sprzętu audio, ale ja na miejscu japońskich projektantów umieściłbym w tym miejscu jakiekolwiek inne gniazdo.
TEST: Rotel RA-1572
Wyraźnie widać, że upgrade został przeprowadzony trochę na siłę. Zmiana kondensatorów i przetwornika mogła być przecież podyktowana nie tyle chęcią ulepszenia wzmacniacza, co brakiem części i koniecznością zastąpienia ich podzespołami, które może są lepsze, może gorsze, może takie same, ale przynajmniej odrobinę nowsze i dostępne u poddostawców w dużych ilościach. Niektóre firmy wprowadzają takie zmiany co najmniej kilka razy w ciągu całego cyklu życia konkretnego modelu, nikogo o tym nie informując. Wiadomo przecież, że takie urządzenie składa się z setek małych elementów, a jeśli któregoś z nich nagle zabraknie, lepiej wybrać jeden z wielu zamienników zamiast kończyć produkcję i w pośpiechu projektować nowy model. Właśnie dlatego niektórzy producenci informują, że parametry techniczne mogą ulec zmianie bez powiadomienia. Miło, że Rotel zdecydował się zrobić to w bardziej oficjalny sposób, ale z punktu widzenia potencjalnych klientów jeszcze fajniejszy byłby kompleksowy lifting. RA-1572MKII mógłby otrzymać na przykład łączność Wi-Fi, gniazdo HDMI albo zbalansowane wyjście słuchawkowe, nie wspominając już o obsłudze rozmaitych usług i serwisów sieciowych. Można jednak spojrzeć na temat z drugiej strony. Ulepszenie kluczowych komponentów może przynieść znaczącą poprawę brzmienia. Ostatecznie to właśnie na takim "strojeniu" swój sukces w branży audio zbudował nieodżałowany Ken Ishiwata. Doskonale znał brzmieniową sygnaturę większości dostępnych na rynku kondensatorów, rezystorów i scalaków. Wiedział, jaki efekt powinno dać zastosowanie konkretnego podzespołu, jakie komponenty dobrze czują się w swoim otoczeniu, a jakie się nie lubią. Po odejściu z Marantza wykorzystał swoje zdolności, aby poprawić niedrogi wzmacniacz A11, któremu z tej okazji nadano później oznaczenie "Tribute". Nie zdziwiłbym się, gdyby inżynierowie Rotela to i owo podpatrzyli i postanowili w ten sam sposób ulepszyć brzmienie modeli A14, RA-1572 i RA-1592 (wersje z dopiskiem "MKII" zostały wprowadzone na rynek w tym samym momencie). Nie można zachwycać się tym, jak to Ken Ishiwata potrafi przenieść wrażenia odsłuchowe na inny poziom, wymieniając kilkanaście kondensatorów, a jednocześnie dworować sobie z nieznanych z nazwiska projektantów, którzy robią to samo. Należy również zwrócić uwagę na to, że RA-1572MKII w stosunku do swojego poprzednika podrożał niewiele, albo - jeśli weźmiemy pod uwagę inflację - wcale. Cztery lata temu taki wzmacniacz kosztował 7699 zł, a dziś, po tym fabrycznym tuningu - 8599 zł. Niektórzy producenci audiofilskich gratów zdążyli w tym czasie podnieść ceny o 40-50%.
RA-1572MKII to wciąż kawał kloca. Za to wrażenie odpowiada przede wszystkim wysoka obudowa, która chyba wcale nie musiała taka być, chyba że producent postanowił dmuchać na zimne i zadbać o to, aby wzmacniacz miał skuteczną wentylację i nie spalił się nawet wtedy, gdy użytkownik wciśnie go w ciasną szafkę pod telewizorem. Ponieważ przez wycięte w pokrywie otwory doskonale widać radiatory, stanowiące najwyższy punkt konstrukcji, wychodzi na to, że zamiast 14,5 cm, Rotel mógłby mierzyć 12 cm. Co do wyglądu przedniej ścianki, dla wielu audiofilów wciąż pozostaje on kontrowersyjny, a to dlatego, że stereofoniczne wzmacniacze tej marki niewiele różnią się od oferowanych przez nią amplitunerów. Duży wyświetlacz, mnóstwo przycisków, dodatkowe gniazda na przednim panelu i niebieskie diody - to nie jest skandynawski minimalizm, chociaż nikt mi nie powie, że wychyłowe wskaźniki, pięknie wyfrezowane pokrętła i aluminiowe hebelki w piecach Luxmana, Yamahy, Accuphase'a i McIntosha są po to, aby lepiej grało. Gdyby priorytetem była jakość dźwięku, wszystkich tego typu gadżetów powinno nie być. A jednak są, a melomani ślinią się do nich jak pies do karkówki. Z informacji technicznych odnowionego Rotela moją uwagę zwrócił jeden szczegół - certyfikat Roon Tested. Zazwyczaj oznacza on, że dane urządzenie jest streamerem, i to bardzo wartościowym, bo kompatybilnym z najlepszym moim zdaniem oprogramowaniem do odtwarzania muzyki dostępnym na rynku. Spodziewałem się, że po podłączeniu Rotela do sieci zobaczę go w ustawieniach Roona i po kilku sekundach rozpocznę wygrzewanie. Zdziwił mnie jednak brak informacji o obsłudze jakichkolwiek innych serwisów i funkcji sieciowych, takich jak chociażby Spotify Connect, Chromecast czy DTS Play-Fi. Przeważnie wszystko to dostajemy w pakiecie, bo nie każdy ma ochotę korzystać z Roona. Wielu melomanów wybierze darmową alternatywę, nawet jeśli jakość brzmienia nie będzie taka sama. Rozwiązanie zagadki okazało się banalnie proste - RA-1572MKII zasadniczo nie ma funkcji sieciowych. Naprawdę, nie ma. Certyfikat Roon Tested dotyczy tylko gniazda USB. Aby korzystać z Roona, musimy więc podłączyć do Rotela komputer lub zewnętrzny transport sieciowy kompatybilny z tym oprogramowaniem. Czemu w takim razie ma służyć zamontowane na tylnym panelu gniazdo LAN? Nie wiadomo. Pokładowe menu pokazuje nam tylko, czy wzmacniacz jest podłączony do sieci, czy nie. Jeśli jest, Rotel wyświetli nam kilka informacji, takich jak adres IP czy maska podsieci. Ale czemu to ma służyć? Nie mam pojęcia. Po wpisaniu adresu IP do przeglądarki na komputerze wyskoczy nam błąd. Producent nie udostępnia nam nawet czegoś w rodzaju aplikacji do sterowania wzmacniaczem z poziomu smartfona. W zestawie znajdziemy tylko klasycznego pilota.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Rotel miał możliwość przekształcenia bardzo ciekawego i dopracowanego pod względem brzmienia (co niespełna cztery lata temu sprawdził Jarek Święcicki) wzmacniacza w nowoczesny system all-in-one, który mógłby stanowić świetną alternatywę dla wielu usieciowionych piecyków, takich jak przywołane we wstępie Hegel H95 i Primare I15 Prisma, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Może japońscy inżynierowie mieli dobry pomysł, ale ich plany pokrzyżowała jakaś nagła zmiana planów? Może wypuszczenie na rynek spektakularnych, hi-endowych komponentów pod marką Michi pochłonęło znacznie więcej środków, niż pierwotnie planowano? Nie mam pojęcia, ale oczekiwałem więcej. Wychodzi na to, że dostaliśmy tylko delikatnie odświeżoną wersję wzmacniacza, który już kilka lat temu był lekko przestarzały. Wówczas nie rozumieliśmy, po co montować w takim urządzeniu gniazdo sieciowe, które właściwie do niczego nie służy. Dziś nie tylko nie umiem usprawiedliwić takiego posunięcia, ale wręcz chciałbym zadzwonić do centrali Rotela i spytać, co autor miał na myśli. Pół biedy, że firma nie wykorzystała możliwości wzbogacenia RA-1572 o pełną paletę funkcji sieciowych, ale dodatkowo wykonała jakiś dziwny manewr taktyczny, nawiązując współpracę z Roonem chyba tylko po to, aby coś jednak w tej materii ruszyło się do przodu. A że i tak mówimy tu o odtwarzaniu muzyki z komputera przez gniazdo USB? No cóż, ostatecznie na rynku dostępnych jest wiele przetworników z takim certyfikatem i nikt nie narzeka, że nie wszystkie łączą się z siecią. Jeśli chodzi o wygląd bohatera niniejszej recenzji oraz dokładny opis poszczególnych przycisków i funkcji, odsyłam do testu jego poprzednika, RA-1572. Poza parametrami sekcji cyfrowej praktycznie wszystko się tu powtarza.
Testując stricte analogowy wzmacniacz, pewnie nie narzekałbym na brak funkcji sieciowych, obsługi asystenta głosowego i wbudowanego ekspresu do kawy. Nie o to chodzi. Ale skoro już Rotel postanowił pójść w tym kierunku, umieszczając na tylnej ściance gniazdo LAN, dlaczego nagle się zatrzymał? Dlaczego już po raz drugi widzimy tu złącze, które tak realnie do niczego nie służy?Po przejrzeniu informacji na temat opisywanego modelu byłem święcie przekonany, że Rotel wreszcie zdecydował się wykonać ogromny krok do przodu i nie dość, że "odblokował" gniazdo LAN, to jeszcze wybrał sobie najlepszego, najbardziej audiofilskiego partnera software'owego, dzięki czemu RA-1572MKII będzie mocnym (dosłownie, bo 120 W na kanał przy 8 Ω to nie przelewki) zawodnikiem, który da popalić znacznie mniejszym systemom all-in-one w cenie do 10000 zł. Wychodzi jednak na to, że wciąż jest to integra z niezłym przetwornikiem, a więc piecyk, do którego większość melomanów będzie musiała podłączyć zewnętrzne źródło - pecet, streamer, odtwarzacz płyt kompaktowych lub gramofon. Nie żeby to był jakiś wielki problem, ale przez chwilę poczułem się, jakbym z samochodu wyposażonego w czujniki, kamery i tryb jazdy autonomicznej musiał przesiąść się do starszego o kilka lat auta, które z tych wszystkich udogodnień ma tylko Bluetooth. Powiecie, że jazda zabytkowym Mustangiem z potężnym silnikiem V8 potrafi dostarczyć jeszcze więcej frajdy niż wożenie tyłka jakimś elektrycznym komputerem na kołach? Pewnie, że tak. Testując stricte analogowy wzmacniacz, pewnie też nie narzekałbym na brak funkcji sieciowych, obsługi asystenta głosowego i wbudowanego ekspresu do kawy. Nie o to chodzi. Ale skoro już Rotel postanowił pójść w tym kierunku, umieszczając na tylnej ściance gniazdo LAN, dlaczego nagle się zatrzymał? Dlaczego już po raz drugi widzimy tu złącze, które tak realnie do niczego nie służy? Albo w lewo, albo w prawo. Przypomina mi się tu zbiór oryginalnych zapisków z policyjnych opisów wypadków drogowych. "Pieszy nie miał żadnego pomysłu którędy uciekać, więc go przejechałem" - miał zeznać jeden z kierowców. Rotel chyba również nie wie, co zrobić ze swoimi integrami. Rozwiązaniem może być kupno tunera T14, który oprócz łączności Wi-Fi ma obsługę DTS Play-Fi. Ostatecznie nie każdy musi produkować systemy all-in-one, prawda? Ale skoro tak, równie dobrze można rozejrzeć się za innym źródłem. Chcąc wykorzystać wbudowanego DAC-a i idąc po linii najmniejszego oporu, można przecież zaopatrzyć się w coś takiego, jak Bluesound Node albo Primare NP5 Prisma.
Brzmienie
Podczas pierwszego odsłuchu RA-1572MKII zastąpił lampową integrę Unison Research Triode 25. To wzmacniacz, którego brzmienie znam na wylot. Moim zdaniem w dalszym ciągu jest to także jeden z najbardziej uniwersalnych lampowców w swoim przedziale cenowym. Nie dość, że jego charakter można delikatnie modyfikować za pomocą dwóch przełączników hebelkowych i nie dość, że ten stosunkowo skromny piecyk nie ma problemów z napędzeniem większości testowanych kolumn, to jeszcze jego dźwięk jest dobrze zrównoważony, dynamiczny i konkretny, aby opisywanie urządzeń pracujących w jego towarzystwie nie odbywało się na zasadzie błądzenia w ciemnościach i zastanawiania się, czy coś drgnęło, czy tylko tak nam się wydawało. Triode 25 był też jednym z pierwszych dostępnych na rynku wzmacniaczy lampowych, w których można było zainstalować bardzo przyzwoity przetwornik. Wtedy wielu audiofilów wciąż krzywo patrzyło na wejścia USB, a niektórzy producenci utwierdzali ich w przekonaniu, że to zbędny gadżet, zabawka dla ciekawskich. Kiepskiemu DAC-owi było wszystko jedno, czy podłączyliśmy do niego komputer, czy audiofilski serwer i czy odtwarzaliśmy muzykę zgraną z płyt kompaktowych, czy pliki hi-res. Tak czy inaczej, mówimy o wzmacniaczu za 13499 zł (i to bez przetwornika). Przesiadka na Rotela przebiegła tak płynnie, że w ślepym teście mógłbym obstawiać, że w torze zmieniono co najwyżej kable głośnikowe. Może trochę przesadzam, ale w pierwszej chwili zacząłem się zastanawiać, na czym powinienem oprzeć opis brzmienia, w jakich obszarach cokolwiek drgnęło, a jeśli już, to w jakim kierunku poszły owe zmiany. Bez ponownego przełączenia kabli się nie obyło. Dopiero po kilku porównaniach miałem jakiś obraz sytuacji, jednak wciąż nie mogę powiedzieć, aby obie te konstrukcje dzieliła jakaś przepaść. Rotel ma oczywiście o wiele większe możliwości jeśli chodzi o dynamikę, ale jeżeli na co dzień nie słuchacie muzyki na granicy interwencji dzielnicowego, ten argument przestaje mieć znaczenie. Zresztą i tak jest to plus dla RA-1572MKII, bo zawsze lepiej mieć zapas mocy, niż nie mieć. Unison wygrywał barwą i przestrzenią, w tym charakterystyczną dla dobrych lampowców namacalnością wokali, co szczególnie dobrze słychać było w trybie triodowym. Rotel w tej sytuacji kierował się w stronę neutralności, oferując wyważony, dojrzały, niemal idealnie przezroczysty dźwięk. Chciałoby się wręcz powiedzieć - zdystansowany, obiektywny, uniwersalny. Do pewnego stopnia jest to prawda, ale muszę zaznaczyć, że dotyczy to porównania ze stuprocentową lampą. Po przełączeniu włoskiego pieca w tryb pentodowy różnice zaczęły się zacierać. Nie jest to pierwszy odnotowany przypadek, kiedy urządzenia z zupełnie innych przedziałów cenowych zaprezentowały bardzo podobny dźwięk, praktycznie na tym samym poziomie jakościowym, a do tego porównywalny pod względem usposobienia i ogólnego podejścia do muzyki. W świecie sprzętu audio zdarza się to częściej, niż mogłoby się wydawać. Sęk w tym, że Triode 25 i tak jest w moim przekonaniu wzmacniaczem wybijającym się na tle konkurencji do 15000 zł. A jeżeli faktycznie tak jest, to co powiedzieć o Rotelu, który kosztuje 8599 zł, a depcze Unisonowi po piętach?
W tym momencie stało się jasne, że narzekanie na brak obsługi popularnych serwisów strumieniowych lub aplikacji do sterowania wzmacniaczem z poziomu smartfona jest trochę nie fair. Jeśli patrzymy na dane urządzenie tylko pod kątem jego wyposażenia, funkcjonalności, jakości wykonania i ceny, trudno jest obronić decyzję producenta o zamontowaniu na tylnej ściance gniazda sieciowego, które zasadniczo do niczego nie służy. Raz, że nie powinno go być, a dwa, że firma nie powinna w takiej sytuacji stosować dziwnych zagrywek z certyfikatem Roon Tested, który dotyczy tylko gniazda USB. Ale sprzętu stereo nie kupuje się po to, aby poklikać sobie guziczkami, wetknąć odpowiedni przewód w każde jedno złącze i w ciszy patrzeć na wskazania wyświetlacza. Kupuje się go po to, aby słuchać na nim muzyki, w związku z czym kluczowym, a przynajmniej jednym z najważniejszych kryteriów jego oceny powinna być jakość brzmienia. Jeżeli do równania, które wcześniej wyglądało co najmniej dziwne, dopiszemy to, co RA-1572MKII zaprezentował podczas odsłuchu, wszystko nagle zacznie się zgadzać. Ba! Okaże się, że wychodzimy na plus. Wydaje mi się, że Japończycy popełnili kilka drobnych błędów taktycznych, które sprawiają, że opisywana integra nie trafia do odbiorców żywo zainteresowanych kupnem wzmacniacza z wyższej półki. Po pierwsze, RA-1572MKII wygląda jak amplituner. Po drugie, ma to nieszczęsne gniazdo LAN, które trzeba było wyrzucić za burtę albo zakryć jakąś zaślepką, aby nikt nie poczuł się zrobiony w balona. I wreszcie po trzecie, mając świadomość jego możliwości, producent powinien raz po raz podkreślać brzmieniową klasę tego wzmacniacza i zachęcać nas do odsłuchu, bo dźwięku nie widać ani na zdjęciach, ani w tabelach danych technicznych. Tutaj wracamy do kwestii, którą poruszyłem we wstępie. Za 6500 zł można kupić wypasiony laptop Asusa albo najtańszego MacBooka. Za 100000 zł dostaniemy 204-konnego Hyundaia i20N albo 136-konne BMW 118i. Za 8500 zł także można już kupić wzmacniacz jednej z marek jednoznacznie kojarzonej ze sprzętem z wyższej półki. Ale czy to dobra decyzja? Jeśli elektronikę oceniamy oczami albo staramy się oszacować, ile dostaniemy za takie urządzenie za kilka lat, to jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Ale jeżeli sprawę mają rozstrzygnąć nasze uszy, wybór wydaje się oczywisty.
Brzmienie RA-1572MKII jest pod wieloma względami przedłużeniem tego, co zaprezentował A11 Tribute. Tutaj przenosimy wszystko na wyższy poziom, zachowując jednak firmowy styl i przepisując listę priorytetów bez zmieniania ich kolejności. Na czele peletonu jadą tutaj równowaga tonalna, naturalna barwa, dynamika, przejrzystość i bas.Po włączeniu Rotela do kolejnego systemu moja opinia na jego temat właściwie nie uległa zmianie. Tu z kolei RA-1572MKII zastąpił Hegla H20, w związku z czym to Japończyk sprawiał wrażenie cieplejszego i spokojniejszego. Ale tylko odrobinę. W ogólnym rozrachunku jest to wyjątkowo neutralne urządzenie. Czy dostajemy tu coś poza prawidłową równowagą tonalną i dynamiką? Owszem. Pierwszym ciekawym elementem jest tutaj bas. Głęboki, przyjemnie pulsujący, zróżnicowany i barwny, a do tego odpowiednio zwinny. RA-1572MKII ma charakterystyczny dla klocków tej marki drive, którym możemy cieszyć się nawet przy wysokim poziomie wysterowania, bo kiedy postanowimy przeprowadzić próbę ognia, ten piecyk nie wymięknie tak szybko, jak czterdziestowatowe naleśniki. Średnica jest delikatnie ocieplona, ale nie stara się uwieść nas romantycznym klimatem i nie wychodzi do przodu bardziej, niż powinna. W zakresie wysokich tonów również nie ma żadnych udziwnień. Z jednej strony nic wyjątkowego się tu nie dzieje, z drugiej - wszystko jest na swoim miejscu, wyłapujemy wiele szczegółów, ale tweetery nie piszczą jak hamulce podjeżdżającego na peron pociągu, więc nikt nie powinien narzekać. Przestrzeń też jest co najmniej dobra. Może nie tak głęboka, jak by się chciało, ale za to świetnie rozciągnięta na boki i dobrze zorganizowana. Brzmienie RA-1572MKII jest pod wieloma względami przedłużeniem tego, co zaprezentował A11 Tribute. Tutaj przenosimy wszystko na wyższy poziom, zachowując jednak firmowy styl i przepisując listę priorytetów bez zmieniania ich kolejności. Na czele peletonu jadą tutaj równowaga tonalna, naturalna barwa, dynamika, przejrzystość i bas, w związku z czym głębia sceny stereo jest już znacznie dalej, poza podium, a może nawet poza pierwszą dziesiątką. Trudno, w życiu nie można mieć wszystkiego.
Istnieje jednak jedno bardzo ważne "ale". Powyższy opis dotyczy odsłuchu ze źródłem podłączonym w czysto analogowy sposób. W pierwszym systemie był to Marantz HD-DAC1 współpracujący z komputerem, natomiast w drugim - Auralic Vega G1. Taki test nie pozwalał mi ocenić jakości wbudowanego przetwornika, więc na koniec sprawdziłem, jak RA-1572MKII zagra w połączeniu z pecetem i dwoma transportami sieciowymi. W tej roli wystąpiły Soundgenic HDL-RA4TB i Auralic Aries G1. Już z komputerem Rotel zagrał bardzo obiecująco, ale z transportami Soundgenica i Auralica nastąpił mały przełom. Brzmienie stało się bardziej rozdzielcze, klarowne i konkretne, lepiej zdefiniowane, a jednocześnie taka sama, jeśli nie większa poprawa dokonała się w sferze szeroko pojętej kultury przekazu. RA-1572MKII pracował z większym spokojem i pewnością siebie, jakby nie musiał się napinać, aby osiągnąć znacznie lepsze rezultaty. Poprawiła się też głębia, może po części za sprawą wyraźnie ciemniejszego tła. Tak czy inaczej, odsłuch z wykorzystaniem zewnętrznych źródeł cyfrowych był niczym ostatni, decydujący cios. Powiem więcej - jakość wbudowanego przetwornika jest na tyle wysoka, że grzechem byłoby go nie wykorzystać. Najbardziej przypadło mi do gustu zestawienie z Ariesem G1, w której to konfiguracji uzyskałem wyjątkowo równy, uniwersalny, wybitnie naturalny i łatwo przyswajalny dźwięk, ale pliki odtwarzane z Soundgenica HDL-RA4TB też narobiły niezłego zamieszania, a przecież mówimy tu o kompaktowym streamerze za 2790 zł. Tym sposobem po raz kolejny zostałem zmuszony do wprowadzenia zmian w równaniu, które przed rozpoczęciem odsłuchów zupełnie mi się nie podobało. Było brzydkie, jakby niedokończone. Albo nie chciało dać się rozwiązać, albo wynik wydawał się głupi. No bo jeśli pojawiają nam się kolejne pierwiastki, silnie, całki, piszczałki i kuchenne wałki, jeżeli zaczynamy już stawiać nawiasy okrągłe, kwadratowe, klamrowe i ostrokątne, jeśli po kolejnym znaku równości rysujemy kreskę ułamkową na całą stronę, to zwykle coś jest nie tak. Wystarczyło jednak wrzucić do niego brzmienie, a następnie dodać wartość, jaką wprowadza do całej tej kompozycji znakomity przetwornik, aby gra się odwróciła, a plusy zaczęły przeważać nad minusami. Na koniec należałoby ująć w naszych wyliczeniach jeszcze jeden ważny współczynnik - stosunek jakości do ceny. Taka matematyka nie pozostawia wątpliwości, że RA-1572MKII jest bardzo, bardzo udanym wzmacniaczem.
Budowa i parametry
Rotel RA-1572MKII jest wzmacniaczem zintegrowanym dysponującym mocą 120 W na kanał przy 8 Ω i 200 W na kanał przy 4 Ω. Solidny piec został wyposażony w szeroką gamę złącz zarówno analogowych (w tym jedną parę gniazd XLR oraz wejście gramofonowe dla wkładek typu MM). jak i cyfrowych (dwa wejścia optyczne, dwa koaksjalne i USB typu B). Urządzenie można sparować ze sprzętem przenośnym lub komputerem przez Bluetooth z obsługą kodeków aptX i AAC. Do obsługi źródeł cyfrowych użyto 32-bitowego przetwornika Texas Instruments (który zastąpił kość AKM AK4495) obsługującego sygnały o rozdzielczości do 32 bit/384 kHz i wyposażonego w możliwość dekodowania formatu MQA. Poza przetwornikiem i zastąpieniu trzydziestu trzech komponentów nowymi, wewnątrz nie zmieniło się praktycznie nic. Rotel RA-1572MKII to wciąż kawał porządnego wzmacniacza. Rozlokowane po bokach końcówki mocy pracują w klasie AB, a zasilaniem całego układu zajmuje się produkowany przez Rotela transformator toroidalny, odpowiadający za sporą część masy całego urządzenia. Producent twierdzi, że oferuje on nie tylko doskonałą wydajność prądową, ale również generuje wyjątkowo mało zakłóceń w swoim otoczeniu, co korzystnie wpływa na pracę wrażliwej elektroniki i parametry opisywanej integry. Umieszczony w centralnej części obudowy toroid współpracuje z czterema kondensatorami foliowymi o wysokiej efektywności. Na stronie producenta przeczytamy, że wszystkie podzespoły dobierane są zgodnie z firmową filozofią Balanced Design Concept. Zakłada ona, że każdy projekt powinien zostać zoptymalizowany pod kątem osiągnięcia rozsądnej równowagi celów. "Każdy aspekt projektu technicznego został zoptymalizowany w taki sposób, aby zapewnić najbardziej efektywny rezultat muzyczny. A przy tym żaden z aspektów projektu nie może być uwypuklany kosztem innego czy powodującym gorsze działanie w innym miejscu produktu. W myśl tej koncepcji projektowanie produktów hi-fi to połączenie nauki i sztuki. To także racjonalne połączenie dyscyplin takich jak fizyka, elektronika i mechanika. Łączące w sobie dobór podzespołów, typologię obwodów oraz krytyczną ocenę w celu uzyskania efektu, który będzie czymś więcej niż tylko sumą poszczególnych elementów." - napisano na stronie polskiego dystrybutora Rotela. Brzmi rozsądnie, ale czy każde urządzenie nie jest, a przynajmniej nie powinno być projektowane w ten sposób? To trochę tak, jakby firma specjalizująca się w budowie mostów napisała, że każdy jej projekt uwzględnia szereg czynników, takich jak wytrzymałość materiałów, odporność na porywy wiatru, ekstremalne temperatury, drgania i szereg innych czynników, a do tego jest przygotowywany tak, aby most nie był ani za krótki, ani za długi, lecz w sam raz. Drodzy państwo, to się po prostu nazywa projektowanie. Czegokolwiek. Ale rozumiem, że stylizowany napis "Balanced Design Concept" świetnie prezentuje się w katalogach i na opakowaniach. Nie zmienia to faktu, że Rotela należy pochwalić za rozsądne rozplanowanie wnętrza i wysoką jakość zastosowanych do jego budowy komponentów. In minus wyróżnia się tu tylko złożony na maleńkiej płytce przedwzmacniacz gramofonowy, ale nie oszukujmy się - większość użytkowników w ogóle z niego nie skorzysta, a jeśli już, to tylko po to, aby uruchomić jakąś budżetową szlifierkę. A do tego akurat taki miniaturowy phono stage w zupełności wystarczy. Ciekawostką jest zamontowana w centralnej części obudowy "piąta nóżka". Przy stawianiu urządzenia na stoliku trzeba uważać, aby o nią nie zahaczyć.
Werdykt
RA-1572MKII to audiofilska integra w obudowie amplitunera. Nie wygląda jak hi-endowy wzmacniacz. Nic nie wskazuje na to, że pod tą niepozorną powłoką kryje się przemyślany, klasyczny, sprawdzony układ elektroniczny zbudowany z wysokiej jakości elementów. Zewnętrzne ulepszenia względem poprzedniego modelu zasadniczo kończą się na wydłużeniu symbolu o dopisek "MKII". Użytkownik nie dostaje właściwie żadnych nowych gniazd ani funkcji, a łączność sieciowa, podobnie jak w RA-1572, pozostaje sprawą czysto iluzoryczną - wzmacniacz pokazuje, że się połączył, ale kompletnie nic z tego nie wynika. Certyfikat Roon Tested dotyczy gniazda USB, a w praktyce niewiele nam to daje, bo większość przetworników zadziała tak samo dobrze bez oficjalnej aprobaty twórców Roona. Zdalne sterowanie Rotelem odbywa się tylko za pomocą pilota, a na przedniej ściance japońskiej integry umieszczono złącze, które w firmowych materiałach opisane jest jako wejście dla iPoda. Co za podróż w czasie, prawda? Na szczęście jest też druga strona medalu. RA-1572MKII może i wygląda jak wzmacniacz, który co najmniej dziesięć lat przeleżał w formalinie, ale to samo można powiedzieć o jego wnętrzu i brzmieniu, a dziś to bardzo, bardzo duży plus. Tutaj nie ma małych transformatorków, części wymontowanych ze starego serwera i gotowych końcówek mocy pracujących w klasie D. Jest za to mnóstwo komponentów, które musiały być dobierane na ucho. Widać, że ktoś się do tego przyłożył, a odsłuch tylko te przypuszczenia potwierdza. Wbudowany DAC nie odtwarza plików DSD1024, ale dla większości melomanów nie będzie to miało żadnego znaczenia. Ważne, że w połączeniu z audiofilskim transportem sieciowym potrafi wyczarować dźwięk, który jeszcze bardziej podbija stawkę, stawiając kropkę nad "i". Podsumowując, jeśli szukacie wysokiej klasy wzmacniacza, który zastąpi starą, budżetową integrę lub wysłużony amplituner, ale nie chcecie, aby domownicy się zorientowali i zaczęli pytać, ile ta przyjemność kosztowała, poznajcie swój nowy sprzęt.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 120 W/8 Ω, 2 x 200 W/4 Ω
Wejścia analogowe: 3 x RCA, 1 x XLR, 1 x phono (MM)
Wyjścia analogowe: 2 x mono sub out, 1 x pre-out
Wejścia cyfrowe: 2 x koaksjalne, 2 x optyczne, 1 x USB
Wyjście słuchawkowe: 3,5 mm
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 90 kHz
Stosunek sygnał/szum: 100 dB
Zniekształcenia: < 0,018%
Pobór mocy: 400 W (max)
Wymiary (W/S/G): 14,4/43,1/35,8 cm
Masa: 13,6 kg
Cena: 8599 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Marantz HD-DAC1, Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Sennheiser HD 600, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Tellurium Q Ultra Blue, Albedo Geo, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
Christopher
Swoje 3 grosze na ten temat. Jak to kiedyś pewna mądra pani powiedziała w porannej telewizji przy kawie o polityce: "Abstrahując od treści oto temat jest do dyskusji i na przyszłe wieści"... Pomijając więc przeczytaną recenzję tego wzmacniacza Rotela (która też jest de facto bardzo wymowna i interesująca jak większość tekstów na tej stronie dla audiofilów), to mimo wszystko napiszę, że jestem bardzo ciekaw konfrontacji (porównania) lampowego Unisona Triode 25 (którego mam i użytkuję) ze wzmacniaczem Heed Lagrange (którego mam zamiar mieć w przyszłości). Ciekawe, czy szanowna redakcja pokusi się o takie zestawienie tego sprzętu w recenzji, którą mam nadzieję w niedalekiej przyszłości przeczytać na łamach stereolife.pl. Heed Lagrange to ponoć mało znany i jeszcze nie doceniany hit wśród wzmacniaczy ze swojej półki cenowej i wrzucenie go "na tapetę" do recenzji na StereoLife byłoby myślę wielce interesujące nie tylko dla mnie jako stałego czytelnika i sympatyka tej redakcji... Pozdrawiam!
2 Lubię -
Maciej
Bardzo długi wstęp i rozważania i dużo lania wody. Prawda jest prozaiczna. Kilka miesięcy temu był pożar w fabryce AKM. Są kłopoty z dostępnością układów tej firmy a takie DAC były w Rotelach stąd nagła zmiana na DAC Texas Instruments i to cały powód wersji MKII. Podobnie Primare ogłosiło nową wersję transportu cyfrowego NP5 bo też brak dostępności jakiegoś układu scalonego od AKM.
3 Lubię -
Piotrek
Dla wygody podaję link do recenzji rzeczonego Unisona Triode 25. Sugeruję jednak większe skupienie na głośnikach, a szczególnie ich efektywności. Link: www.stereolife.pl/2931-unison-research-triode-25
0 Lubię -
Piotr
Właśnie się pozbyłem, może i coś ma, niestety według mnie to porostu nie gra. I nie chodzi o wymianę kolumn, pomieszczenie i tym podobne handlowe farmazony. Wzmacniacz gra płasko, pudełkowo, nieszczgłółowo, bas nie istnieje. Można oczywiście dodać wysokich lub niskich ale wiąże się to z szumem! Po odłączeniu mojej ukochanej integry Onkyo 9000r i podłączeniu tego wzmacniacza nie mogłem uwierzyć że coś takiego kosztuje 8k. Ktoś, kto nigdy nie miał dobrego sprzętu może się zachwycać, ale gwarantuję, że jak usłyszy Denona, Onkyo, Sony w podobnej cenie, to od razu zorientuje się, jaką głupotę zrobił.
1 Lubię -
Grzegorz
Ten Rotel 1572 blednie nawet przy starym Radmorze. Mam jeden i drugi. Radmor to jest coś, jeśli chodzi o brzmienie, a Rotel to jak głośnik z
radiowęzła zakładowego i to wszystko. Pozdrawiam!0 Lubię
Komentarze (5)