Norma Audio Revo IPA-140
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Historia marki Norma Audio zaczyna się w 1987 roku w Cremonie - mieście, z którego pochodzili nie tylko słynni kompozytorzy, tacy jak Ponchielli czy Monteverdi, ale także znakomicie mistrzowie lutnictwa - Stradivari, Amati i Guarneri. Tworzeniem aparatury, na której można posłuchać takich wspaniałości w zaciszu własnego domu, zajął się człowiek o równie włosko brzmiącym nazwisku - Enrico Rossi. Pierwszym urządzeniem wyprodukowanym pod marką Norma Audio był wzmacniacz oznaczony symbolem NS 123. Nie odniósł on spektakularnego sukcesu komercyjnego, ale prawdopodobnie nikt nawet się tego po nim nie spodziewał, ponieważ był to poboczny, może nawet lekko hobbystyczny projekt. Zupełnie nowy rozdział w historii włoskiej manufaktury zaczął się, kiedy została ona przejęta przez należącą do Enrico Rossiego firmę Opal Electronics, która zajmowała się produkcją urządzeń pomiarowych. I co? Kolejne urządzenia, pierwsze sukcesy, rosnąca sprzedaż i kilka prestiżowych nagród na koncie w przeciągu kilku lat? Nie. W 1991 roku właściciel Normy rozpoczął projekt badawczy, którego celem było zrozumienie tego, w jaki sposób sprzęt grający może degradować dźwięk i jak można tego uniknąć. To, czego tak uparcie szukał, znalazł dopiero niecałe siedem lat później. Na pewno nie było to jedno genialne rozwiązanie, a raczej zbiór wielu odkrytych osobno reguł i wskazówek. W przeciwieństwie do manufaktur, które zbudowały swoją reputację na jakimś konkretnym rozwiązaniu technicznym, Norma niczego takiego nie opisuje i nie opiera całej swojej promocji na jednym patencie. Jeżeli jednak chcielibyście wiedzieć, jakiego brzmienia można się po tym sprzęcie spodziewać, Enrico stawia sprawę jasno - dźwięk ma być naturalny, dynamiczny i treściwy, a jego kluczowym atutem powinna być realistyczna średnica.
Jako dobrze wyszkolony słuchacz, który od dzieciństwa regularnie bywał na koncertach muzyki klasycznej, włoski konstruktor był w stanie dość szybko zrozumieć, jak różne wzmacniacze grają i jak ich parametry przekładają się na to, co wychodzi z głośników. Można się domyślać, że długo analizował to, w jaki sposób na charakterze brzmienia danego układu odbijają się chociażby zniekształcenia czy błędy fazowe. Podczas swoich prac Enrico Rossi badał, w jaki sposób wpływają na siebie nawzajem takie czynniki jak topologia obwodów, jakość komponentów, konstrukcja mechaniczna i struktura zasilania, a także jak można je łączyć, aby uzyskać najlepszą możliwą jakość dźwięku. Miał odkryć między innymi to, że aby wzmacniacz był w stanie natychmiast dostarczyć prąd, wymagane jest znacznie bardziej wydajne zasilanie, niż się powszechnie uważa, a do osiągnięcia neutralnego, przekonującego brzmienia niezbędne jest także szerokie pasmo przenoszenia, daleko wykraczające poza granice, które większość specjalistów uważa za kres możliwości ludzkiego narządu słuchu. Wzmacniacz szerokopasmowy stawia konstruktorowi wysokie wymagania w zakresie projektu obwodu elektronicznego, a także jego zasilania i uziemienia. 20 kHz? Phi... W urządzeniach Enrico Rossiego pasmo przenoszenia kończy się nieraz na wartościach stukrotnie większych, sięgając 2 MHz! Początkowo nie mogłem w to uwierzyć, ale kiedy przyjechał do mnie wzmacniacz zintegrowany Revo IPA-140, z ciekawości przejrzałem jego dane techniczne i odkryłem, że deklarowane przez producenta pasmo przenoszenia to 0,1 Hz - 2 MHz (-3 dB). Dodam tylko, że nie mówimy tu o jakimś cyfrowym wynalazku albo dziwnym układzie bazującym na komputerowych kartach graficznych (podobno ostatnio jest to bardzo poszukiwany towar), ale o zupełnie normalnym, klasycznym, analogowym piecyku. Już dawno tak nie kusiło mnie, aby posłuchać sprzętu, który poza wyśrubowanymi parametrami nie wyróżnia się niczym szczególnym. A może to tylko pozory?
Wygląd i funkcjonalność
Revo IPA-140 jest topowym wzmacniaczem zintegrowanym w ofercie włoskiej manufaktury. Obecnie produkowana generacja tego modelu jest już piąta, przy czym producent jakoś nie chwali się tym faktem ani nie stosuje ani nowych oznaczeń, twierdząc, że lepiej jest wprowadzać drobne udoskonalenia na bieżąco niż raz na dwa lata prezentować światu "nowy model", który różni się od poprzedniego tylko kilkoma detalami. W epoce, w której większość firm bombarduje klientów nowościami i robi mnóstwo hałasu wokół zbliżających się premier, jest to polityka tak niekonwencjonalna, że prawie niezrozumiała. Jak wskazuje jej symbol, opisywana integra dostarcza 140 W na kanał przy 8 Ω i podwaja tę moc przy 4 Ω. Jak już wspominałem, jest to konwencjonalna konstrukcja pracująca w klasie AB, wyposażona w dwanaście tranzystorów MOSFET, po sześć w każdym kanale. Co wydaje się lekko nietypowe dla włoskiego producenta audiofilskiej aparatury, wygląd zewnętrzny wydaje się tu odgrywać drugoplanową rolę w stosunku do projektu układu elektronicznego. Moim zdaniem Revo IPA-140 jest pięknym wzmacniaczem, co wynika nie tylko z kształtu jego obudowy, ale przede wszystkim z wysokiej jakości materiałów, precyzji obróbki poszczególnych elementów i sprytnych pomysłów, takich jak ukrycie radiatorów w przestrzeni między podstawą a pokrywą.
TECH CORNER: Podstawowe własności i parametry wzmacniaczy stereo
Praktycznie cała obudowa opisywanej integry została wykonana ze szczotkowanego aluminium. Klienci mają do wyboru dwie wersje kolorystyczne - czarną i srebrną, przy czym wewnętrzny szkielet, widoczne po bokach radiatory i tylna ścianka zawsze są czarne. W wersji srebrnej zmienia się barwa frontu i dwóch bliźniaczych płyt, z których jedna stanowi podstawę, a druga - pokrywę wzmacniacza. Co ciekawe, odmiana czarna wymaga dopłaty. I to niemałej, bo Norma liczy sobie za tę przyjemność 1200 zł. Niezależnie od wybranej opcji przedni panel będzie zdobiło stosunkowo duże, mocno wystające do przodu pokrętło regulacji głośności. W ten sam sposób wykończony będzie również umieszczony po jego prawej stronie przycisk, który służy jednocześnie do wybudzania lub wprowadzania włoskiego piecyka w tryb czuwania i przełączania wejść, co sygnalizują ulokowane obok niego niebieskie diody. Symetrycznie względem potencjometru wykonano podobne wgłębienie, w którym zamiast przycisku znalazł się odbiornik podczerwieni dla zdalnego sterowania. Jeśli chodzi o wzornictwo, to w zasadzie wszystko. Estetów mogą razić srebrne łby śrub utrzymujących na miejscu pokrywę włoskiego wzmacniacza. Na pewno można to było zrobić inaczej, chociażby mocując ten element od spodu, za pomocą kilku dłuższych śrub. Wydaje mi się jednak, że producent od razu przewidział coś, co na pewno przyjdzie do głowy niejednemu użytkownikowi. Ponieważ pokrywa delikatnie wystaje poza linię radiatorów, automatycznie powstają dwa miejsca, za które możemy chwycić i podnieść Revo IPA-140. A jest co dźwigać - dokładnie 25 kg. Początkowo obawiałem się, czy nie robię jakiejś głupoty i nie zniszczę testowanego urządzenia, podnosząc je w ten sposób, ale najwyraźniej nie jest to zabronione. Może właśnie dzięki tym siedmiu śrubom.
Choć opisem wnętrza Revo IPA-140 zajmiemy się później, jestem przekonany, że doświadczeni audiofile dostrzegą prawdziwe piękno tego urządzenia w momencie uniesienia pokrywy. Ten wzmacniacz to jeden z najbardziej eleganckich przykładów układu dual mono, jakie ostatnio widziałem. Srebrne pokrętło wyznacza oś symetrii, a w "lustrze" odbija się wszystko, włącznie z transformatorami toroidalnymi. Coś cudownego! Idealną symetrię widać również z tyłu. W górnej części panelu z gniazdami umieszczono łącznie osiem gniazd RCA, po cztery dla każdego kanału. Ich opisy są trochę dziwne - o ile napisy "IN1 Phono" albo "IN4 Line" nie budzą specjalnych wątpliwości, o tyle "IN3 Out" u niejednego użytkownika wywoła konsternację. To co to w końcu jest - wejście, wyjście? Przed podłączeniem kabli na pewno warto skonsultować się z instrukcją obsługi. Posiadacze źródeł z wyjściem zbalansowanym będą mieli łatwiejsze zadanie, bowiem od razu skorzystają z XLR-ów, które rozmieszczono, podobnie jak gniazda niezbalansowane, symetrycznie. Producent w jakiś szczególny sposób nie zachęca jednak użytkowników do korzystania ze ścieżki zbalansowanej, a odsłuch potwierdził, że przesiadka z kabli RCA na XLR-y nie przynosi spektakularnej poprawy jakości brzmienia. Włosi prawdopodobnie nie są też fanami bi-wiringu, ponieważ po bokach zamontowano pojedyncze, zatopione w przezroczystym plastiku terminale głośnikowe. W centralnej części tylnej ścianki znajdziemy gniazdo zasilające z włącznikiem i bezpiecznikiem, wejście USB typu B i zacisk uziemiający dla gramofonu. Dwa ostatnie elementy są opcjonalne. Przetwornik, w który możemy wyposażyć Normę, nazywa się po prostu USB-2, bazuje na kości AKM 4391 i kosztuje 2990 zł. Phono stage PH-2 jest jeszcze ciekawszy. Ma postać dwóch identycznych płytek, które montuje się, jak rozumiem, za każdym z gniazd opisanych jako "IN1 Phono". Moduł współpracuje z wkładkami MM i MC, a jego cena to 1990 zł. Muszę przyznać, że widziałem już różne "karty" z sekcją przedwzmacniacza gramofonowego, ale dwa osobne moduły, po jednym dla prawego i lewego kanału, to mistrzostwo świata. Ale może nie ma w tym nic dziwnego, bo Enrico Rossi uzbierał podobno około trzydzieści tysięcy płyt winylowych. Dysponując taką płytoteką, chyba nie chciałbym testować, do którego nie można podłączyć gramofonu.
W pudełku oprócz wzmacniacza znajdują się tylko dwie istotne rzeczy - gruba instrukcja obsługi oraz pilot zdalnego sterowania w formie ciekawego, metalowego "statku kosmicznego". Niewielkie manufaktury kierujące swe produkty do wąskiego grona audiofilów coraz częściej odpuszczają sobie takie bibeloty, nawet gdy mówimy o stosunkowo drogich urządzeniach. Raz, że jest to kosztowna zabawa, a dwa, że duża część użytkowników i tak będzie regulować głośność ręcznie lub za pomocą suwaka w aplikacji na smartfonie lub tablecie. Włosi - i nie mam tu na myśli tylko Normy, ale także Unisona, Pathosa, Synthesisa czy Audio Analogue'a - wychodzą jednak z założenia, że z niektórych elementów wzmacniacza, takich jak gniazda, korzystamy rzadko, a podczas codziennego użytkowania nawet ich nie widzimy, natomiast pokrętła i przyciski umieszczone na przedniej ściance oraz pilot zdalnego sterowania to właśnie te rzeczy, z którymi właściciel ma najbliższy, bezpośredni kontakt, a zatem muszą być dopieszczone i sprawiać nam przyjemność każdego dnia. Tu mamy do czynienia ze sterownikiem systemowym, w związku z czym do obsługi samej integry jest tu stanowczo zbyt wiele przycisków, ale gdybyśmy chcieli wybrać pozostałe elementy zestawu z katalogu Normy, będzie jak znalazł. Średnio spodobały mi się maleńkie, ale mocno wystające przyciski, za to ogólna forma pilota oraz fakt, że zadbano nawet o gumowe nóżki, aby nie ślizgał się i nie rysował powierzchni stolika, zasługują na uznanie. Tak w ogóle, sytuacja ze zdalnym sterowaniem jest dość ciekawa. Pięć lat temu do zestawu dołączany był brzydki, plastikowy pilot, a za takie metalowe cudo trzeba było zapłacić ponad półtora tysiąca złotych. Teraz wzmacniacz jest droższy o tysiąc złotych (co, biorąc pod uwagę inflację, można uznać za symboliczną różnicę), a pilota dostajemy w standardzie. Z tym, że nie takiego, jakiego ja otrzymałem wraz z egzemplarzem testowym. Domyślny pilot nosi oznaczenie RC31, a ten, którym miałem przyjemność się pobawić, nazywa się RC-43 i kosztuje 1890 zł. Jak wygląda RC31? Niestety nie wiem, bo nie znalazłem jakichkolwiek jego zdjęć. Domyślam się, że nie jest tak luksusowy jak RC-43, ale chyba nie może być taki beznadziejny, bo gdyby się komuś zgubił, można go kupić oddzielnie za 1390 zł.
Wierzcie lub nie, ale jak zawodowo zajmuję się recenzowaniem sprzętu stereo już niespełna osiemnaście lat, tak po raz pierwszy widzę dołączony do zestawu woreczek z częściami zamiennymi. I to nie u rozsądnych Skandynawów, nie u praktycznych Niemców, ale w zalatującym pizzą i makaronem wzmacniaczu, który niejaki Enrico Rossi zbudował w Cremonie.Instrukcja obsługi ma postać zbindowanej książeczki i na pierwszy rzut oka nie wygląda szczególnie imponująco, ale kiedy ją wyjmowałem, usłyszałem dziwny dźwięk, jakby gdzieś między stronami zawieruszyła się saszetka z granulkami pochłaniającymi wilgoć. Byłem blisko, ale grzechotało tak co innego - maleńkie części zamienne, takie jak bezpieczniki, śrubki i plastikowe zaślepki. Producent włożył je do woreczka strunowego i przypiął do tylnej okładki instrukcji obsługi wraz z opisem parametrów poszczególnych bezpieczników. Muszę przyznać, że bardzo mi się to spodobało, a gdybym kupił ten wzmacniacz, a nie tylko wypożyczył go do testu, na pewno spodobałoby mi się to jeszcze bardziej. Takiego sprzętu nie kupuje się bowiem na rok czy dwa. Jego cykl życiowy jest znacznie dłuższy, a przynajmniej tak być powinno. Taka maszyna może po kilku latach trafić w ręce innego audiofila (którym czasami jest potomek nabywcy, przyzwyczajony do dobrego dźwięku od dziecka), później jeszcze innego i tak dalej. Pasjonaci sprzętu hi-fi zazwyczaj dbają o swoje zabawki, w związku z czym dziś w ogłoszeniach można znaleźć takie perełki jak Audio Physic Avanti III albo Mark Levinson Nº 383 w idealnym stanie wizualnym. Można jednak przypuszczać, że po dwudziestu latach taki sprzęt nadaje się do "sprawdzenia" w dobrym serwisie. Kolumny są z reguły bardziej długowieczne, ale we wzmacniaczu roboty może być sporo. Prace konserwacyjne obejmują zazwyczaj wymianę kondensatorów, czyszczenie lub regenerację potencjometru, wymianę pasty termoprzewodzącej między tranzystorami a radiatorami, usunięcie zimnych lutów i regulację biasu. Większość komponentów wewnętrznych dobry serwis jest w stanie wymienić, często nawet na znacznie lepsze niż te, których użył producent, jednak niektóre drobiazgi ciężko jest dopasować. Bezpieczniki można znaleźć w każdym sklepie z częściami elektronicznymi, ale spróbujcie wykręcić z jakiegoś hi-endowego wzmacniacza śrubkę i kupić gdzieś identyczną. Nie twierdzę, że się nie da, ale ja, rozkręcając sprzęt podczas testu, za każdym razem odkładam je do specjalnego pudełka. I to w taki sposób, aby każda wróciła później na swoje miejsce. Wierzcie lub nie, ale jak zawodowo zajmuję się recenzowaniem sprzętu stereo już niespełna osiemnaście lat, tak po raz pierwszy widzę dołączony do zestawu woreczek z częściami zamiennymi. I to nie u rozsądnych Skandynawów, nie u praktycznych Niemców, ale w zalatującym pizzą i makaronem wzmacniaczu, który niejaki Enrico Rossi zbudował w Cremonie. Wszystko wskazuje na to, że Revo IPA-140 to nie tylko ładna, ciężka i solidnie wykonana integra, ale także przykład gruntownie przemyślanego układu elektronicznego. Przywiązanie konstruktora do porządnego zasilania i budowania wszystkich sekcji parami jest tak oczywiste i tak czytelne, że samo w sobie stanowi pewną deklarację i rodzi wysokie oczekiwania co do jakości brzmienia. Pora zatem sprawdzić, jak ten włoski ogier poradzi sobie w teście odsłuchowym.
Brzmienie
Nie jest tajemnicą, że Włosi lubią zaszaleć. Przede wszystkim ze wzornictwem, ale czasami także z brzmieniem. Można odnieść wrażenie, że nie potrafią stworzyć urządzenia, które nie rzuca się w oczy i nie gra w jakiś charakterystyczny sposób. Spójrzmy na elektronikę. Unison postawił na lampy i hybrydy, w związku z czym idziemy w stronę ocieplenia. Mnie to akurat odpowiada, ale nie jest to dźwięk nastawiony na stuprocentową przezroczystość. Synthesis podobnie, przy czym tu mamy do czynienia z jeszcze większą frywolnością w kwestii wzornictwa i dziwnymi pomysłami, takimi jak stworzenie hybrydy z układem scalonym w sekcji przedwzmacniacza i lampową końcówką mocy. Pathos, Gold Note, Monrio, Riviera Audio Laboratories, Aqua - to wszystko urządzenia mające mnóstwo własnego charakteru. Sprzęt, który musi trafić w nasz gust. Oczywiście na widok wzmacniaczy Unisona albo Pathosa wielu audiofilom aż ślinka cieknie. Później okazuje się, że zakochać można się także w ich brzmieniu, a mimo to niektórzy zwyczajnie boją się postawić w domu coś aż tak odjechanego i decydują się na sprzęt wyglądający i grający, ehm, normalniej. Wybiorą Hegla, NAD-a, Marantza, może nawet Naima. Bo...? Bo może niedługo przyjdzie pora na zmianę kolumn, a do neutralnego wzmacniacza łatwiej dobrać głośniki. Bo nasze preferencje muzyczne z czasem się zmieniają, a dobry sprzęt stereo musi radzić sobie z każdym materiałem. Bo za kilka lat pewnie i tę wymarzoną integrę będzie można zamienić na coś lepszego, a znacznie łatwiej jest sprzedać urządzenie o równym i w miarę neutralnym brzmieniu niż piecyk, który ma swoje podejście do muzyki i w ogóle się tego nie wstydzi. Z włoskich producentów, którzy stawiają na zupełnie inny dźwięk, bez przesadnego ocieplania, bez podbarwień, idący raczej w stronę dynamiki i przejrzystości, przychodzą mi do głowy dwie duże marki - Audio Analogue i Audia. Pierwszy to, zarówno pod względem jakości wykonania, jak i brzmienia, bardzo wysoka półka. Zwykle w brzmieniu tych wzmacniaczy jest trochę ciepła, ale niedużo. Audia gra trochę bezkompromisowo. Z kolejnymi wersjami coraz mocniej, bardziej ofensywnie. Jest to bardzo imponujące i myślę, że to dobrze, bo ostatnio widać na rynku regres sprzętu zbudowanego i, co ważniejsze, grającego w iście amerykańskim stylu. Jeśli ktoś szuka brutalnej, muskularnej amplifikacji, wciąż może kupić potężne klocki McIntosha albo Passa, ale to już są ogromne pieniądze. Jeszcze nie tak dawno dysponując kwotą rzędu 15000-20000 zł można było opuścić sklep z fajną integrą Krella. Człowiek miał gwarancję, że dostanie dziarski, potężny dźwięk. Awaryjność, a więc i wartość tych urządzeń na rynku wtórnym to temat na zupełnie inną opowieść, ale brzmieniowo Krell był pewniakiem. Audia świetnie wstrzeliła się w ten rynek, ale znam też ludzi, którzy polują na starsze wersje wzmacniaczy tej marki, bo grały płynniej, trochę bardziej muzykalnie, a ich nowsze wersje są dla nich zbyt brutalne, brakuje im pierwiastka ludzkiego.
TEST: Soundgenic HDL-RA4TB
I gdzie w tym wszystkim jest Norma? Otóż tam, gdzie nie zabrnęło dotąd zbyt wielu włoskich producentów audiofilskiego sprzętu - obok Krella, Marka Levinsona, Parasounda, ModWrighta i innych marek słynących z produkcji niezwykle mocnych wzmacniaczy, które z jednej strony potrafią chwycić za gardło nawet wyjątkowo trudne do wysterowania kolumny, a z drugiej - zadbać o to, aby dźwięk był równy, naturalny, dobrze poukładany, bogaty w detale, po prostu odpowiednio przekonujący, nie tylko w dziedzinie dynamiki. Powiem krótko - już po kilku minutach słuchania wiedziałem, że mam do czynienia z konstrukcją wybitną, a podczas dłuższego testu różne warianty "ochów" i "achów", czasami nawet ubrane w niecenzuralne słowa, padną nie raz i nie dwa. Włoska integra natychmiast przejęła całkowitą kontrolę nad sytuacją. Właściwie nie obchodziło jej, jakie mam kolumny, jakie źródło i jakie kable. Audiovectorami QR5 miotała jak dziecko zabawkami. Wystartowała z taką charyzmą i pewnością siebie, że zmiana głośników pewnie nie zrobiłaby jej większej różnicy. Jeżeli więc tęsknicie za wzmacniaczami, które nie były jeszcze ekstremalnie drogie, ale potrafiły przywalić jak potężne monobloki, a jednocześnie grać na tyle normalnie i naturalnie, aby dźwięk nie wydawał nam się nienaturalny i przekombinowany, niosę dobrą nowinę - takie urządzenia wciąż są produkowane. Ale nie w Orange County, Stamford czy Binghamton, ale w Cremonie. Amerykańskie firmy wciąż mają w tej dziedzinie wiele do powiedzenia, ale niektóre poszybowały z cenami w stratosferę, a kiedy próbujemy zaoszczędzić, wybierając niższy model, podczas odsłuchu okazuje się, że to jeszcze nie to - i tak wydaliśmy dużo, a dźwięk nas nie przekonuje. Podczas testu Revo IPA-140 miałem zupełnie inne odczucia. Fakt, na pewno nie jest to budżetowy wzmacniacz, ale jego cena, jak na dzisiejsze standardy, jeszcze nie zwala z nóg, a brzmienie - owszem. Jeżeli do odsłuchu usiądziecie nastawieni krytycznie i zaczniecie szukać tu jakichś niedociągnięć, trochę to potrwa, zanim coś znajdziecie. O ile wcześniej zwyczajnie sobie nie odpuścicie i nie dacie się porwać muzyce.
Od pierwszych minut odsłuchu było jasne, że ten wzmacniacz nie będzie stawiał na jakąś jedną rzecz, proponując raczej holistyczne podejście do brzmienia. Nie oznacza to, że gra nudno. Kiedy zacząłem analizować poszczególne aspekty prezentacji, okazało się, że w każdej dziedzinie Revo IPA-140 ma nam do zaoferowania coś dobrego. Bas jest głęboki i sprężysty. Średnica - neutralna, szczegółowa i delikatnie, ale tylko delikatnie zagęszczona (na tyle, abyśmy nie mieli wrażenia, że wokaliści są tak naprawdę robotami, a nie ludźmi z krwi i kości). Wysokie tony - selektywne, dźwięczne i ładnie wypolerowane. Do tego mamy ogromny zapas mocy i coś, co dla wielu słuchaczy będzie prawdziwą wisienką na torcie - holograficzną przestrzeń, potwierdzającą wszystkie "stereotypy" na temat pełnego dual mono. Ale zdecydowanie najważniejsze jest tutaj co innego - ten dźwięk jest po prostu normalny. Nie słychać tu kombinowania, które podoba się tylko konstruktorowi i mniejszej lub większej grupce fanów marki, którzy z jakiegoś powodu również uważają, że fajny sprzęt to taki, który coś z muzyką "robi". I to jest prawdziwa siła tego wzmacniacza.
Enrico Rossi oparł się pokusie stworzenia kolejnego charakterystycznego urządzenia. Z wzornictwem trochę zaszalał, ale też nie tak, jak niektórzy jego rodacy. Z zewnątrz ta integra jest nie tyle ciekawie ukształtowana, co pięknie wykonana - zwracamy uwagę bardziej na piękno poszczególnych elementów i sposobu ich łączenia niż samą formę urządzenia, bo ta, mimo zaokrąglonych boczków, jest dość klasyczna. W warstwie brzmieniowej również słyszę w zasadzie tylko jeden element, który nosi ślady własnego zabarwienia - jest to zakres średnich tonów. Zresztą może nie ma w tym nic dziwnego, bo Enrico podkreśla, że jego zdaniem jest to najważniejszy przedział częstotliwości, a w muzyce najważniejsze są wokale. Powiedzmy, że się z tym zgadzam, chociaż osobiście lubię też słuchać muzyki instrumentalnej i elektronicznej, gdzie wokali nie ma, a i tak skutecznie zastępują je inne dźwięki i nie oznacza to, że odsłuch przelatuje bez emocji. Tak czy inaczej, cała reszta jest, no właśnie - normalna. I to przyjemnie normalna, cudownie łatwa w odbiorze. Dzięki temu Revo IPA-140 trafi zarówno do audiofilów, którzy szukają w brzmieniu "tego czegoś" i doskonale wiedzą, cóż takiego powinno to być, jak i do mniej doświadczonych melomanów, którzy nie są przyzwyczajeni do operowania fachowym słownictwem i nie do końca wiedzą, na co powinni zwracać uwagę, ale za to ufają swoim uszom i wiedzą, kiedy dźwięk im się podoba, a kiedy nie. Oni nie doszukują się w tym jakiejś filozofii. Nie łączą dynamiki z dużymi transformatorami, a trójwymiarowej stereofonii z lustrzanymi gniazdami i płytkami drukowanymi. Ale często potrafią bezbłędnie wskazać, który sprzęt gra dobrze. Jestem przekonany, że Revo IPA-140 jest wzmacniaczem tak udanym, że zrobi wrażenie nawet na początkujących słuchaczach. I uważam, że jest to duży komplement.
Bas jest głęboki i sprężysty. Średnica - neutralna, szczegółowa i delikatnie, ale tylko delikatnie zagęszczona. Wysokie tony - selektywne, dźwięczne i ładnie wypolerowane. Do tego mamy ogromny zapas mocy i coś, co dla wielu słuchaczy będzie prawdziwą wisienką na torcie - holograficzną przestrzeń, potwierdzającą wszystkie "stereotypy" na temat pełnego dual mono.Może to będzie głupie, ale można to porównać do włoskiej kuchni. Ludzie na całym świecie zadają sobie pytanie, co jest w niej takiego wyjątkowego. Każdy ma na to pytanie inną odpowiedź, ale moim zdaniem są to trzy rzeczy - doskonały smak każdego jednego składnika, zadziwiająca prostota każdego dania i lata doświadczenia, dzięki którym z czegoś zupełnie podstawowego, takiego jak mąka, oliwa, woda, jajka, pomidory, ser i zioła można wyczarować smak, który pieści zmysły i zostaje w pamięci na długo. Jest tylko jeden warunek - to nie może być zrobione byle jak. Nie może być podrabiane. Jeśli warzywa będą nieświeże albo po prostu nie będą pachniały tak, jak powinny - nic z tego nie wyjdzie. Jeśli ktoś zacznie wrzucać na patelnię jakieś egzotyczne składniki albo rzuci na pizzę ananasa - nic z tego nie wyjdzie. Jeśli kucharzowi zabraknie doświadczenia, jeśli nie będzie umiał zagnieść ciasta albo ugotować makaronu al dente z zamkniętymi oczami, jeśli zwyczajnie zabraknie mu wiedzy, wyczucia i serca do gotowania - nic z tego nie będzie. Bardzo prosto jest tę magię zabić, a bardzo trudno sprawić, aby wszystkie te elementy rzeczywiście ze sobą zagrały. Tak samo trudno jest stworzyć wzmacniacz, który z jednej strony zachowuje prawdę o muzyce, nie kombinuje i nie zmienia jej kształtu, a z drugiej - gra dźwiękiem imponującym i przyjemnym zarazem, od samego początku dając nam pewność, że mamy do czynienia z aparaturą z wysokiej półki.
Budowa i parametry
Norma Audio Revo IPA-140 jest to wzmacniacz zintegrowany o mocy 140 W na kanał (8 Ω). Po uniesieniu aluminiowej pokrywy od razu widać, że mamy do czynienia z układem dual mono, choć część komponentów, w tym dwa potężne transformatory toroidalne, ukryto w dodatkowych pudełkach wykonanych z anodowanego na czarno aluminium. Dzięki temu pod maską wzmacniacz wygląda co najmniej tak samo dobrze, jak z zewnątrz. Jeśli nie liczyć potencjometru, gniazda zasilającego, opcjonalnego wejścia USB i zacisku uziemiającego dla gramofonu, opisywany wzmacniacz jest w istocie dwoma monoblokami ze wspólną ścianką przednią. Co ciekawe, w środku nie zobaczymy ani jednego przewodu. Poszczególne płytki są ze sobą połączone ze sobą "na sztywno". Na samej górze umieszczono sekcję wzmacniacza mocy. Układ wykorzystuje po sześć tranzystorów MOSFET dla każdego kanału. Zostały one przykręcone do aluminiowych bloczków, które najwyraźniej montuje się wraz z całą płytką. Kiedy ta znajdzie się na miejscu, owe bloczki ściśle przylegają do właściwych radiatorów, które doskonale widać z zewnątrz. Kilka centymetrów pod płytką z końcówkami mocy znajduje się tej samej wielkości moduł z układami wejściowymi i dalszą częścią zasilacza. Do tej części wzmacniacza już się nie dostałem, jednak producent podzielił się z nami bardzo dokładnymi zdjęciami testowanej integry, na których widać przede wszystkim gęsto upakowane, czerwone kondensatory marki Itelcond, z których chętnie korzystają także Pathos i Unison Research. Zawsze zastanawiałem się, czy Pathos nie wybrał ich ze względu na charakterystyczny kolor, ponieważ w niektórych modelach (TT, InPol Heritage, Classic One MKIII, Kratos) te krwistoczerwone walce są eksponowane obok lamp, na zewnątrz obudowy. Enrico Rossi musiał jednak zdecydować się na nie ze względu na parametry, właściwości brzmieniowe i niezawodność, bowiem użytkownik nie zobaczy ich nawet po zdemontowaniu pokrywy Revo IPA-140. Jeśli chodzi o jakość zastosowanych podzespołów, właściwie nie ma tu słabych punktów. Nie zobaczymy tu może elementów ociekających złotem (oczywiście poza gniazdami), ale na pewno nie ma na co narzekać. Równie satysfakcjonująco wyglądają wartości podane przez producenta w tabeli danych technicznych, przy czym na tle konkurencji (i to nie tylko w tej cenie, ale w skali bezwzględnej) wyróżnia się pasmo przenoszenia. Jak to możliwe, aby aż tak odskoczyć rywalom? 0,1 Hz - 2 MHz?! Enrico Rossi tłumaczy, że prostsze układy niekoniecznie są lepsze od bardziej złożonych. Te, które projektuje dla komponentów Norma Audio, są bardzo rozbudowane, a ich pasmo przenoszenia znacznie wykracza poza zakres 20 Hz - 20 kHz wcale nie po to, aby sprawić przyjemność humbakom i nietoperzom, ale aby poprawić ogólną szybkość działania wzmacniacza i natychmiastowo dostarczyć do kolumn odpowiednią ilość prądu. Wzmacniacz skonstruowany w ten sposób ma także inne zalety. Ponieważ obwód działa liniowo aż do bardzo wysokich częstotliwości, pozostaje niewrażliwy na efekty intermodulacyjne i zakłócenia pochodzące na przykład z sieci zasilającej. Trzeba przyznać, że Włosi wykonali tu kawał dobrej roboty. Zarówno sam projekt, jak i sposób jego realizacji zasługują na uznanie.
Werdykt
Revo IPA-140 to wspaniały wzmacniacz. Piękny na zewnątrz, jeszcze piękniejszy w środku, mocny jak amerykańska końcówka mocy ważąca czterdzieści kilogramów i, co dla audiofila najważniejsze, obdarzony naturalnym, dynamicznym, przejrzystym dźwiękiem z potężnym basem, bogatą średnicą, holograficzną przestrzenią i wysublimowaną górą pasma. Gdyby ktoś poprosił, abym złożył dla niego jak najlepszy system stereo, w którym kolumny, źródło, kable i akcesoria mogą być dowolnie duże i drogie, ale w centrum tego wszystkiego musi znaleźć się integra kosztująca maksymalnie trzydzieści tysięcy złotych, zadzwoniłbym do najbliższego dealera Normy i zamówił Revo IPA-140, mając pewność, że misja zostanie wykonana. Właściwie żałuję tylko tego, że do testu otrzymałem wersję bez najważniejszych dodatków - z aluminiowym pilotem, ale bez przetwornika i phono stage'a. Na szczęście nic straconego, bowiem w ofercie włoskiej manufaktury można znaleźć kilka samodzielnych źródeł cyfrowych, które jakością wykonania i brzmienia podobno ani trochę nie ustępują wzmacniaczom. A skoro tak, już rezerwuję sobie termin na kolejny test.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 140 W/8 Ω, 2 x 280 W/4 Ω
Wejścia analogowe: 4 x RCA, 1 x XLR
Wejścia cyfrowe: 1 x USB (opcjonalne)
Impedancja wejściowa: 10 kΩ
Impedancja wyjściowa: 200 Ω
Pasmo przenoszenia: 0,1 Hz - 2 MHz (-3 dB)
Prąd wyjściowy: 36 A (ciągły), 150 A (chwilowy)
Wzmocnienie: 34 dB
Wymiary (W/S/G): 12,5/43/43 cm
Masa: 25 kg
Cena: 27500 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Marantz HD-DAC1, Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Sennheiser HD 600, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Tellurium Q Ultra Blue, Albedo Geo, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Adam
Panie Tomku, wspomniał Pan w tekście o również włoskiej marce - Riviera Audio. To podobno zjawiskowo grający sprzęt. Może zrecenzowałby Pan coś z jej portfolio? W Polsce mamy przecież dystrybutora - Audio Connect, ale dziwnym trafem żadnej polskojęzycznej recenzji nie ma. Moglibyście być pierwsi!
0 Lubię -
Piotr
Verdi pochodził z Roncole, Ponchielli z Paderno. Z Monteverdim trafiliście, gratulacje! :)
0 Lubię -
stereolife
@Piotr - Dziękujemy za poprawkę. Ale z Ponchiellim trzymamy się wersji podanej na stronie producenta.
0 Lubię -
Komentarze (4)