JBL SA750
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Niesamowita aktywność, żeby nie powiedzieć dominacja JBL-a na rynku nowoczesnych słuchawek i głośników bezprzewodowych sprawiła, że logo tej marki doskonale kojarzą już nie tylko audiofile i profesjonaliści zajmujący się nagłaśnianiem koncertów, sal kinowych oraz mniejszych i większych obiektów użyteczności publicznej, ale właściwie wszyscy. Nawet nastolatkowie marzący o tym, aby w przyszłości zawodowo zajmować się wstawianiem filmów na YouTube'a. Jestem pewien, że część użytkowników tego sprzętu nie ma zielonego pojęcia, co właściwie oznaczają te trzy litery. A wiedzę tę warto posiąść z kilku powodów. Po pierwsze - aby nie wyjść na idiotę, kiedy ktoś nas o to zapyta. Po drugie - ponieważ historia firmy uważanej dziś za największą potęgę w branży głośnikowej jest naprawdę ciekawa, pełna zaskakujących wydarzeń i nagłych zwrotów akcji. Po trzecie - dlatego, że w tym roku JBL obchodzi siedemdziesiątą piątą rocznicę istnienia. Grzechem byłoby nie zrobić z tej okazji czegoś wyjątkowego. Amerykanie doszli do tego samego wniosku i postanowili wypuścić na rynek dwa jubileuszowe produkty. Pierwszy to kolumny L100 Classic 75, będące w gruncie rzeczy zmodyfikowaną wizualnie wersją potężnych monitorów L100 Classic, które testowaliśmy trzy lata temu. Drugi to prawdziwy rarytas - jedyny w ofercie tej marki wzmacniacz stereofoniczny, SA750. Jego obudowa nawiązuje do stylistyki klasycznych modeli SA600 i SA660, w środku natomiast kryje się nowoczesny układ ze 120-watową końcówką mocy pracującą w klasie G, przetwornikiem cyfrowo-analogowym oraz modułem strumieniowym, obsługującym UPnP, Chromecast, Apple Airplay 2, a nawet Roona i pliki zakodowane w standardzie MQA. Jakby tego było mało, to piękne urządzenie wyposażono w system korekcji akustyki pomieszczenia Dirac Live. "SA750 łączy w sobie atrakcyjność stylu retro z najnowszymi technologiami optymalizacji pomieszczenia i transmisji strumieniowej na rynku. To wszystko co najlepsze ze świata przeszłości i teraźniejszości. Już teraz wywołuje spore podekscytowanie wśród audiofilów i entuzjastów, którym go pokazaliśmy." - powiedział Jim Garrett, starszy dyrektor ds. strategii i planowania produktu w Harman Luxury Audio. Nic dziwnego, że nowy wzmacniacz JBL-a trudno było nawet wypożyczyć do testu, ponieważ w kolejce ustawili się wszyscy dziennikarze i blogerzy, których znam oraz kilku, których zupełnie nie kojarzę. Ale spójrzcie tylko na niego. Nie zdziwiłbym się, gdyby egzemplarz demonstracyjny w przerwach między odsłuchami zaliczał nawet sesje zdjęciowe do magazynów o wystroju wnętrz. Na szczęście ja również zawczasu zapisałem się na listę, dzięki czemu SA750 trafił do mnie jeszcze w tym roku.
Jeśli mam być szczery, nie spodziewałem się, że opisywana integra wywoła aż takie zamieszanie. Tak, jest przepiękny, a dodatkowo jest to na wskroś audiofilskie urządzenie - coś, czego amerykańska firma już dawno nam nie proponowała. Należy jednak pamiętać, że nie każdy o tym wie. Odnoszę wrażenie, że JBL tak mocno zaangażował się w produkcję słuchawek i głośników bezprzewodowych, że zepchnął ogromną część swojego wizerunku na dalszy plan. Kiedyś mówiło się o profesjonalnych korzeniach tej marki, o salach kinowych, niesamowitych instalacjach Synthesis i hi-endowych kolumnach, w których zastosowano głośniki wzorowane na sprzęcie nagłaśniającym koncerty. Dziś do tych informacji trzeba się dokopać, przegrzebując sterty stron ze zdjęciami roześmianej młodzieży imprezującej na plaży albo przy basenie. Nie żebym miał coś przeciwko ludziom, którzy nie budzą się następnego ranka z kacem i bólem pleców, ale do diaska, jeśli firma bezustannie, w każdej jednej notce prasowej, powołuje się na legendarne brzmienie, dobrze by było zadbać o to, aby w jej ofercie znajdował się sprzęt, który właśnie takie brzmienie oferuje (bo dokanałówki za trzysta złotych mają z nim mniej więcej tyle wspólnego, co ja z Elonem Muskiem - też prowadzę firmę, mam wiele ciekawych pomysłów, odłożyłem nawet trochę grosza i nigdy nie poleciałem w kosmos).
Obraz JBL-a jako producenta poważnego sprzętu dla wymagających audiofilów jeszcze do niedawna podtrzymywany był przez nielicznych entuzjastów, którzy nie zapomnieli o studyjnych monitorach amerykańskiej firmy, takich jak 4429, 4309 czy 4367, nie mówiąc już o luksusowych zestawach głośnikowych do użytku domowego, jak S3900, S4700, K2 S9900 czy Everest DD67000. W 2018 roku JBL przypomniał nam o swojej historii, prezentując nową wersję swojego wielkiego hitu - L100 Classic. Jak to w życiu bywa, przez jakiś czas było o nich głośno, po czym wielu melomanów doszło do wniosku, że ślicznie, pięknie, ale za takie pieniądze można kupić inne kolumny, niekoniecznie gorsze, a nawet niekoniecznie brzydsze. Amerykanie nie odpuścili, dając nam mniejsze L82 Classic i jeszcze mniejsze L52 Classic. Zrobiło się wokół nich trochę szumu, ale jest jeszcze za wcześnie, aby stwierdzić, czy któraś z tych konstrukcji ma szansę stać się rynkowym hitem. Prawdziwe poruszenie wywołały jednak pierwsze zdjęcia, a właściwie wizualizacje wzmacniacza SA750. Co za cudo! Co za rozkosz dla oczu! Taki wzmacniacz może nawet brzmieć jak tranzystorowe radyjko, a audiofile i tak będą chcieli go dopaść. Wszystko wskazywało jednak na to, że pod obudową wzorowaną na lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte skrywać się będzie urządzenie, które potrafi zagrać. Urządzenie, które niektórzy bardzo dobrze znają...
Wygląd i funkcjonalność
JBL przygotował dla swoich fanów niezwykle smakowity tort. Kolumny L100 Classic 75 to tylko L100 Classic z przednią ścianką wykończoną fornirem, ale wyglądają świetnie, a ponieważ wyprodukowano tylko 750 par, pewnego dnia takie monitory mogą stać się poszukiwanym rarytasem. SA750 sprawia wrażenie urządzenia zaprojektowanego od podstaw, bowiem w aktualnej ofercie JBL-a nie ma niczego podobnego. Przez chwilę myślałem, że firma sięgnie po technologię ze wzmacniaczy instalacyjnych z serii SDA, ale przyjęte przez nią rozwiązanie okazało się jeszcze bardziej pragmatyczne. Wykorzystano bowiem gotowy projekt opracowany przez markę należącą do tego samego koncernu. Tak, JBL SA750 to pod maską prawie to samo, co Arcam SA30. Jeśli nie wierzycie, porównajcie tylne ścianki i wnętrza obu urządzeń. Zdziwieni? Ja widzę w tej sytuacji zarówno plusy, jak i minusy. Plusem z pewnością jest to, że mamy do czynienia ze sprawdzoną konstrukcją, w której zmieniono właściwie tylko zewnętrzną powłokę. Od razu dodam, że ta została dopracowana do perfekcji. Wszystko, co wydaje się metalowe, jest metalowe, boczki wykonano z prawdziwego drewna, a wzmacniacz od razu po wyjęciu z pudełka robi nieprawdopodobnie dobre wrażenie. I choć nie jest to najdroższe urządzenie, jakie zdarzyło mi się testować, jest jednym z nielicznych, które dystrybutor postanowił wysłać do naszej redakcji na palecie. SA750 jest po prostu przepiękny. W rzeczywistości prezentuje się lepiej niż na jakichkolwiek zdjęciach. Minus jest taki, że kiedy posiadacz opisywanej integry trafi na znawcę tematu, będzie musiał wysłuchać tyrady o tym, że tak naprawdę jest to przepakowany w inną obudowę Arcam. JBL nie jest jednak jego wierną kopią. Inne są niektóre komponenty wewnętrzne, a jeśli to kogoś nie przekonuje, proponuję poszukać w SA750 gniazda HDMI, które w SA30 znajduje się tuż obok złącza RS232. Nie ma? A to psikus!
PREZENTACJA: Elektryczna podróż młodego geniusza - JBL
Moim zdaniem nie ma w tym nic złego, bowiem brytyjska firma słynie z produkcji znakomitego sprzętu. Sama marka nigdy jednak nie miała takiej siły przebicia jak JBL. Siła oddziaływania "znaczka" jest tutaj nieporównywalnie większa. Dodatkowo w Polsce o komponentach Arcama ostatnio niewiele się słyszy. Już nawet nie pamiętam, kiedy jakikolwiek klocek tej marki gościł w moim systemie. Nie widzę też zbyt wielu dyskusji ani pytań o tę elektronikę. Kiedyś jeszcze widać było ruch wokół małych przetworników, takich jak rDAC, irDAC czy rBlink, ale nie są one już produkowane. Dziś najtańszy wzmacniacz Arcama - SA10 - kosztuje 4090 zł, wyższy model SA20 - 5990 zł, a flagowy SA30 - 11990 zł. Ze stereofonicznych piecyków to by właściwie było na tyle, bo katalog tej marki zdominowały wypasione amplitunery kina domowego. Szkoda, ale Arcam najwyraźniej postanowił sukcesywnie odcinać się od budżetówki, idąc w kierunku tak zwanego segmentu premium. JBL mógłby to wykorzystać, ale jeśli Amerykanie wpadli na pomysł ponownego wykorzystania wnętrzności urządzeń Arcama do budowy czegoś innego, zadanie to powinna tak naprawdę wziąć na siebie marka Harman Kardon. Chyba żadnemu audiofilowi nie trzeba przypominać, ze w przeszłości to właśnie ona znana była z produkcji "klocków". Jestem przekonany, że w dzisiejszych czasach takie "retro stereo" chwyciłoby od razu, stając się uzupełnieniem oferty Harmana - głośników sieciowych, gustownych soundbarów, słuchawek i innych urządzeń, które dla wielu klientów są tylko nieco lepszymi odpowiednikami samograjów JBL-a. Coś mi mówi, że na razie takich planów nie ma, a SA750 został zaprojektowany wyłącznie jako swego rodzaju eksperyment i prezent dla wiernych fanów, ale skoro już zdecydowano się na wypuszczenie takiego rodzynka, reakcja klientów na pewno nie jest bez znaczenia. A jaka jest, widać chociażby w mediach społecznościowych. Każda wzmianka o SA750 wywołuje lawinę lajków, serduszek i komentarzy z memem "shut up and take my money".
Wracając do wykorzystania podzespołów marek należących do tego samego koncernu, szeroko pojętej globalizacji i tak zwanej inżynierii emblematowej, za każdym razem, bez względu na branżę i rozpatrywany przypadek, ludzie wylewają w komentarzach swoje żale, jakby dowiedzieli się, że barszcz na obiedzie u teściowej jest z torebki, a pierogów nie lepiła ciocia Krysia, tylko pani Ludmiła z garmażerki. Doskonale widać to na przykład na rynku motoryzacyjnym. Koncernom mającym pod swoimi skrzydłami kilkanaście marek nie opłaca się utrzymywać oddzielnych działów projektowych, więc rozmaite części, w tym silniki, a nawet całe płyty podłogowe, migrują z jednego auta do drugiego. Często powstają też konstrukcje bliźniacze, różniące się właściwie tylko wyglądem zewnętrznym i wykończeniem wnętrza. Przykłady można mnożyć bez końca. Ba! Nie musi to być nawet ten sam koncern. Toyota GT86 to to samo, co Subaru BRZ. Z kolei Supra jest bliźniakiem BMW Z4. Rolls-Royce Ghost to pod spodem BMW Serii 7. Nowy Peugeot 308 to Opel Astra, a 208 to Corsa. Samochody zbudowane na bazie Fiata 500 albo Volkswagena Golfa trudno nawet zliczyć. Założę się jednak, że gdybyście mieli Rolls-Royce'a i zaliczyli niewielką stłuczkę, nie przeglądalibyście portali aukcyjnych w poszukiwaniu zderzaka od BMW. Bardzo często różnice nie sprowadzają się tylko do elementów zewnętrznych, ale nie dowiadują się o tym ludzie, którzy doszukali się podobieństw i postanowili pochwalić się w komentarzu swoją "tajemną" wiedzą, lecz ci, którzy takie auto kupią i po pewnym czasie przekonają się, jak wiele części z jednego "bliźniaczego" modelu nie pasuje do tego drugiego. Naprawdę nie wiem, skąd bierze się przekonanie, że gdyby oba takie auta powstawały niezależnie od siebie, każde z nich byłoby lepsze. To samo zresztą dotyczy miejsca, w którym odbywa się produkcja. Jeżeli JBL postawi fabrykę w Polsce, nie będzie to automatycznie oznaczało, że jego kolumny należy obwołać polskimi.
Patrząc na SA750, zacząłem się jednak zastanawiać, czy jest to tylko urodzinowy prezent, czy może coś więcej, początek większej ofensywy JBL-a. Amerykanie zasadniczo w ogóle nie robią tego typu urządzeń na rynek domowy, dlatego widzę tylko dwie możliwości - albo mamy do czynienia z jednostkowym przypadkiem, po którego wyprzedaniu JBL wróci do produkcji niedrogich zestawów głośnikowych, soundbarów, słuchawek i głośników bezprzewodowych, albo SA750 został wypuszczony na rynek jako eksperyment i swego rodzaju zanęta na klientów szukających markowego, dobrze wyposażonego, audiofilskiego sprzętu utrzymanego w stylu retro. Bo tego w sferze elektroniki amerykański koncern jeszcze nie próbował, a kolumny L100 Classic, L82 Classic i L52 Classic pokazały, że zainteresowanie taką aparaturą nie słabnie. Moim zdaniem JBL mógłby zrobić na rynku ogromne zamieszanie, gdyby tylko zdecydował się pójść za ciosem i wprowadzić do swojego katalogu więcej takich urządzeń. Mógłby pojawić się na przykład tańszy odpowiednik SA750, bo to na pewno pozwoliłoby podtrzymać zainteresowanie melomanów komponentami tej marki, utwierdzając ich w przekonaniu, że Amerykanie nie żartują. Pewnego dnia może nawet doczekalibyśmy się hi-endowego zestawu złożonego z pięknego streamera, lampowego przedwzmacniacza i potężnych monobloków. W tej dziedzinie JBL mógłby pójść za ciosem, przejmując podzespoły i kompletne układy potrzebne do zbudowania takiego sprzętu nie tylko od Arcama, ale też od Marka Levinsona. Ech, rozmarzyłem się.
Dobrze, zejdźmy na ziemię i sprawdźmy, co o SA750 pisze sam producent. JBL informuje, że integra została wyposażona w przedni panel z frezowanego aluminium z eleganckimi pokrętłami selektora źródeł, głośności i balansu oraz solidnymi przełącznikami zasilania, wyciszenia, trybu direct, phono i kalibracji pomieszczenia Dirac Live. Panel czołowy zawiera wejście i wyjście słuchawkowe 3,5 mm oraz dwuwierszowy, pomarańczowy wyświetlacz. Całości dopełniają klasyczne panele boczne z forniru z drewna tekowego, które pasują do jubileuszowej edycji kolumn JBL L100 Classic 75. Styl retro SA750 kontrastuje z najnowocześniejszą technologią wzmocnienia klasy G o wysokiej mocy i protokołami przesyłania strumieniowego. SA750 zawiera również przetwornik cyfrowo-analogowy o wysokiej rozdzielczości, przełączany moduł przedwzmacniacza gramofonowego MM/MC (z osobnymi wejściami dla różnych wkładek), obsługę łączności bezprzewodowej UPnP, a także szereg dodatkowych funkcji, w tym kalibrację Dirac Live Room dla zoptymalizowanej wydajności w każdym pomieszczeniu odsłuchowym. Sercem urządzenia jest wydajny wzmacniacz pracujący w klasie G, który dostarcza 120 W mocy na kanał przy 8 Ω i 220 W na kanał przy 4 Ω. Producent zapewnia, że taka konstrukcja gwarantuje wysoką jakość dźwięku, działając jako wzmacniacz klasy A dla sygnałów o niskim poziomie. Łączność obejmuje Ethernet i Wi-Fi, USB do odtwarzania plików z przenośnych nośników pamięci, złącze RS-232 dla systemów sterowania innych firm, dwa optyczne i dwa koncentryczne wejścia cyfrowe oraz sześć par analogowych wejść RCA.
Czytając o klasie G, odruchowo myślimy o czymś gorszym niż znienawidzona przez audiofilów klasa D, a to zupełnie nie tak. Zamiast małych płytek przypominających podzespoły komputerowe i zasilacza impulsowego w środku zobaczymy normalny, porządny, na pierwszy rzut oka całkowicie klasyczny wzmacniacz tranzystorowy z dużym radiatorem i zasilaczem zbudowanym w oparciu o ciężki transformator toroidalny.W rzeczywistości urządzenie jest dużo cięższe, niż mogło by się wydawać. Czytając o klasie G, odruchowo myślimy o czymś gorszym niż znienawidzona przez audiofilów klasa D, a to zupełnie nie tak. Nie dość, że inna jest zasada działania takiego układu, to jeszcze zamiast małych płytek przypominających podzespoły komputerowe i zasilacza impulsowego w środku zobaczymy normalny, porządny, na pierwszy rzut oka całkowicie klasyczny wzmacniacz tranzystorowy z dużym radiatorem i zasilaczem zbudowanym w oparciu o ciężki transformator toroidalny. Innymi słowy, nie ma żartów. To nie jest szmelc kupiony w formie gotowca za pięć dolarów. Jeśli chodzi o panel czołowy, jest niewątpliwie intrygujący. Pionowa linia biegnąca po lewej stronie dzieli aluminiową płytę na dwie części, od których światło odbija się zupełnie inaczej, a to dlatego, że obie zostały wyszczotkowane w innym kierunku - lewa pionowo, a prawa poziomo. Wciąż jest to jednak jeden element, co znakomicie widać chociażby od góry. Patrząc na rozmieszczenie poszczególnych pokręteł i przycisków, wyraźnie widać, że konstruktorzy faktycznie inspirowali się modelami SA600 i SA660. Czy słusznie? Moim zdaniem, akurat pokrętła mogłyby zostać zamienione, bo podczas testu ciągle robiłem coś nie tak. Chcąc zmienić głośność, człowiek odruchowo sięga do gałki po prawej. Umieszczenie obok siebie wyboru źródła i balansu byłoby nielogiczne, ale to już osobna kwestia. Myślę, że mniejsze pokrętło powinno wylądować na lewej części przedniego panelu, nad gniazdem słuchawkowym, w jednej linii z podświetlanym wykrzyknikiem, i powinno pełnić rolę selektora źródeł. Większa, prawa część frontu byłaby wtedy idealnie symetryczna i duża gałka po lewej służyłaby do regulacji balansu, a ta po prawej - poziomu głośności. I byłoby genialnie. Ale i tak nie jest to żaden problem, bo do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nawet do tego, że wszystkie pokrętła chodzą leciutko, a potencjometr jest cyfrowy. Natomiast hebelki działają bombowo. Po naciśnięciu wracają do pozycji "górnej", więc nie ma znaczenia, którego z nich i ile razy użyjemy, a wzmacniacz zawsze będzie wyglądał tak samo. Wystające "pstryczki" odrobinę latają na boki. Mam wrażenie, że jest to po prostu zabezpieczenie przed niewłaściwym użytkowaniem.
Choć od samego początku wiedziałem, że pod spodem SA750 to tak naprawdę Arcam SA30, przez cały czas trwania testu towarzyszyło mi poczucie, że ten wzmacniacz jest jakiś taki, hmm, prawdziwy. Czyżbym dał się nabrać na vintage'owe wzornictwo? Nie wiem, ale nie jestem przekonany. JBL dał nam kawał porządnego grata. Poza tym wszystko, co wydaje się metalowe, w istocie takie jest, a drewniane boczki naprawdę są drewniane. Nie powinienem się tym przesadnie ekscytować, ale widziałem już tak wiele plastikowych elementów udających szczotkowane aluminium lub metal, że nawet w tak wyjątkowym wzmacniaczu zupełnie by mnie to nie zdziwiło. A jednak, pod tym względem JBL postanowił zachować klasę. Deseczki po bokach oznaczają też możliwość ukrycia brzydkich anten Wi-Fi. Jak widzicie, nie ma ich na tylnym panelu, więc zza wzmacniacza nie wystają plastikowe patyczki jak z taniego routera. Spodobały mi się nawet duże, miękkie nóżki i masywne gniazda głośnikowe. Obecność przedwzmacniacza gramofonowego współpracującego z wkładkami MM i MC to też nie lada rzadkość w integrach za te pieniądze. Jedyny mały minus jest taki, że ten wyjątkowy, jubileuszowy wzmacniacz noszący logo JBL-a, został wyprodukowany w Chinach. Prawdopodobnie dlatego, że właśnie tam powstaje również Arcam SA30. Ale cóż, komputery, tablety i smartfony Apple'a też powstają w tym kraju, a jednak ich właściciele uważają, że mają stuprocentowo amerykański sprzęt zaprojektowany przez Steve'a Jobsa.
Jeśli chodzi o funkcjonalność, opisywanego modelu chyba nie powinniśmy nazywać wzmacniaczem zintegrowanym, bo pod tym względem jest to pełnoprawny system all-in-one. Konstruktorzy nie poszli na łatwiznę, montując w środku tani przetwornik i zrzucając na nas kwestię wyboru źródła. SA750 nie dość, że łączy się z siecią, to jeszcze sprawia wrażenie urządzenia bardzo, ale to bardzo nowoczesnego. Szczególnie ucieszył mnie fakt, że opisywany wzmacniacz jest jedynym produktem JBL-a z certyfikatem Roon Ready. Oznacza to, że użytkownik po podłączeniu integry do sieci może korzystać z prawdopodobnie najlepszego dostępnego komercyjnie oprogramowania do odtwarzania muzyki. Bardzo interesującym dodatkiem jest też Dirac Live, czyli rozwiązanie, które wykorzystuje analizę głośników i pomieszczenia odsłuchowego w celu udoskonalenia działania systemu stereo i usunięcia podkolorowań wprowadzanych przez pomieszczenie. SA750 jest dostarczany z mikrofonem kalibracyjnym, który należy włożyć do gniazda USB w komputerze PC lub Mac podłączonym do tej samej do tej samej sieci i ustawionym zgodnie z zaleceniami aplikacji Dirac Live. Mikrofon odbiera specjalne tony kalibracyjne generowane przez głośniki, następnie wzmacniacz analizuje sygnał i wprowadza korektę dla częstotliwości rezonansowych pomieszczenia. Oprócz wspomnianego mikrofonu do zestawu dołączono bardzo długi kabel USB, dzięki któremu nawet w dużym pomieszczeniu nie powinno być problemów z wykonaniem pomiaru. Szkoda, że producent nie dorzucił jeszcze jakiegoś statywu, chociażby prowizorycznego. Leciutko rozczarował mnie też dołączony do SA750 pilot. Jest plastikowy i zupełnie zwyczajny. Szkoda, że nie postarano się bardziej. Poza tym jednak ciężko jest tu na cokolwiek narzekać. SA750 to nie tylko ładny klocek dla kolekcjonerów, ale kawał porządnego sprzętu, który w swojej cenie broni się jakością wykonania i funkcjonalnością. To nie jest eksperyment, z którego nic nie wynika. To poważny, groźny rywal dla takich wzmacniaczy jak Gato Audio DIA-250S, Yamaha A-S1200, Musical Fidelity M6si, ATC SIA2-100 czy Copland CSA 100, a nawet urządzeń, które możemy zbiorczo nazwać systemami all-in-one, takich jak Lyngdorf TDAI-1120, Hegel H190, Naim Uniti Atom czy Primare I25 Prisma.
Brzmienie
Dawno nie miałem już do czynienia z urządzeniami Arcama. Gdyby nie wzmacniacze zintegrowane, marka ta pewnie w ogóle zniknęłaby z mojego radaru. Powód jest bardzo prosty - w jej ofercie nie widzę zbyt wielu urządzeń dla audiofilów. Dominują procesory i amplitunery zbudowane z myślą o systemach kina domowego. Spośród trzech końcówek mocy tylko jedna jest dwukanałowa. Jednoczęściowy system Solo Uno wygląda fajnie, ale nie wiem, czy należy spodziewać się po nim wybitnego dźwięku. Zostają tak naprawdę trzy integry, odtwarzacz płyt kompaktowych, streamer i wspomniana już końcówka oferująca moc 225 W na kanał przy 8 Ω. Choćby każde z tych urządzeń było wybitne, z tak wąską ofertą świata się nie zawojuje. Najbardziej interesującym modelem w aktualnym katalogu Arcama jest SA30, ale ponieważ go nie testowałem, do odsłuchu SA750 mogłem podejść bez jakichkolwiek oczekiwań czy uprzedzeń.
Gdybym miał opierać się na swoich dotychczasowych doświadczeniach, po wzmacniaczu Arcama spodziewałbym się delikatnie rozjaśnionego, szybkiego i rześkiego dźwięku. Starsze komponenty tej marki miały w sobie fajną lekkość, co przekładało się na szybkość reakcji i poczucie nasycenia dźwięku detalami, szczególnie w zakresie średnich i wysokich tonów. Najwyraźniej to już dawno nieaktualne. Tutaj od samego początku rzucała się w uszy jedna rzecz - neutralność wynikająca z dbałości o każdy aspekt przekazu, połączona ze znakomitą równowagą tonalną i fantastyczną dynamiką. W rezultacie otrzymałem dźwięk, który z jednej strony był wyjątkowo dojrzały i dobrze skomponowany, a z drugiej - mocny, głęboki, dziarski, po prostu przekonujący. Już po kilku przesłuchanych utworach doszedłem do wniosku, że nie spotkają mnie tu żadne negatywne niespodzianki. JBL z każdą kolejną minutą utwierdzał mnie w przekonaniu, że nic mu nagle nie odbije. Ucieszyło mnie także to, że jego brzmienie nie było suche, techniczne, pozbawione emocji. Czy było ocieplone i zagęszczone? Może odrobinę, ale nie nie na tyle, abym właśnie na tych cechach mocno się koncentrował. SA750 grał równo, naturalnie, ze wszech miar poprawnie, ale też wystarczająco barwnie, gładko i spójnie, aby muzykę można było chłonąć w całości, aby dźwięk po prostu się kleił, a nie rozsypywał na kawałki, które należy konsumować osobno. Mimo to, byłbym daleki od przypisywania opisywanemu wzmacniaczowi cech konstrukcji lampowych. Owa gładkość oznacza, że poszczególne instrumenty i warstwy nagrania nie są oddzielone grubymi ścianami, a umiejętność różnicowania barw sprawia, że wokaliści mogą brzmieć jak ludzie z krwi i kości, a nie metalowe roboty. Ale to by było na tyle. Uważam, że wpisuje się to w definicję neutralności. Bo czy twarde, chamskie i jazgotliwe brzmienie można nazwać neutralnym? Nie do końca. JBL doskonale o tym wie, bowiem w jego dźwięku jest dokładnie tyle gładkości i miękkości, ile potrzeba, aby uniknąć tego efektu. Dalej już nie idzie, bo w przypadku wzmacniaczy tranzystorowych przynosi to zwykle więcej szkody niż pożytku.
SA750 odebrałem jako jedno z tych urządzeń, które chciałyby wyeliminować się z równania, usunąć się w cień, robiąc tylko to, co do nich należy. A przecież jeśli rozmawiamy o integrze wyposażonej w przetwornik cyfrowo-analogowy i moduł strumieniowy, to jest to praktycznie większość roboty, jaka jest do wykonania po stronie elektroniki. Tutaj już nawet nie ma zewnętrznego źródła. Każemy takiemu urządzeniu połączyć się z siecią, pobrać strumień danych z serwera naszego ulubionego serwisu muzycznego lub dysku sieciowego i z wykorzystaniem prądu z gniazdka przerobić ten ciąg zer i jedynek na mocny sygnał analogowy, który zostanie następnie przesłany do kolumn, gdzie zasadniczo następuje już etap zamiany prądu na fale akustyczne. Wiem, że od zestawów głośnikowych, ich ustawienia oraz samej akustyki pomieszczenia odsłuchowego zależy bardzo, bardzo wiele, ale jeśli odłożymy na bok wszystko, co dzieje się między membranami a naszymi uszami, koncentrując się tylko i wyłącznie na tym, co w całym tym łańcuchu robi elektronika, taki "strumieniujący wzmacniacz" bierze na siebie lwią część pracy (nie wspominając już o tym, że w testowanym modelu mamy jeszcze system korekcji akustyki pomieszczenia). To tak jakbyśmy założyli restaurację i zatrudnili do kuchni tylko jedną osobę, która ma robić wszystko - z samego rana pojechać do supermarketu, na targ po świeże warzywa, do piekarni po pachnący chleb, na fermę do pana Józefa po jajka od szczęśliwych kurek i do ubojni po mięso nieco mniej szczęśliwych kurczaków, świnek i krówek, potem przywieźć to wszystko i oporządzić, a przed dziesiątą przystąpić do gotowania, robiąc wszystko szybko i bezbłędnie. Goście będą zwracali uwagę także na inne rzeczy - czy wnętrze restauracji jest ładne i czyste, czy krzesła są wygodne, kelnerzy uprzejmi, a muzyka przyjemna i nie za głośna. Ale ostatecznie wszystko to liczy się o wiele mniej niż danie, które przygotuje dla nich ta jedna osoba, dwojąca się i trojąca w kuchni. Taką właśnie rolę odegrał podczas testu SA750. I zrobił to śpiewająco. Nie pomylił się ani razu. Nigdy nie wydał mi dania, które byłoby choć odrobinę kulawe. Nie musiał nawet długo pracować, abym wyrobił sobie o nim taką opinię. Już drugiego dnia testu byłem przekonany, że nie zawiedzie mnie w żadnym repertuarze, że zagra każdą muzykę z dowolnymi kolumnami, oferując zdrowy, neutralny, mocny dźwięk. Nie pomyliłem się.
Dla mnie sprawa jest jasna - dostajemy naprawdę kompetentny wzmacniacz, a właściwie gotowy system all-in-one, do którego wystarczy tylko podłączyć odpowiednio dobre kolumny, dostosowane gabarytami i możliwościami do naszego pomieszczenia odsłuchowego. Uzyskamy w ten sposób naturalny, uniwersalny, prawidłowo wyważony, dynamiczny i szczegółowy dźwięk, w którym nie brakuje ani basu, ani środka, ani góry. Nie powinno też zabraknąć nam mocy, nawet z wymagającymi i trudnymi do wysterowania głośnikami. Podczas testu przeprowadziłem kilka prób ognia i wszystkie zakończyły się moją kapitulacją. Te 120 watów na kanał to nie przelewki - naprawdę jest czym napędzić membrany. A czy czegokolwiek zabrakło mi w brzmieniu tego stylizowanego na lata siedemdziesiąte piecyka? Hmm... Naprawdę nie wiem. Może czegoś wyjątkowego, jakiejś kropki nad "i"? Nie potrafię jednak powiedzieć, co takiego mogłoby to być. Może ciut lepsza przestrzeń? Może wyjątkowo rozdzielcza góra, jak w starszych konstrukcjach Arcama? Sami widzicie, że mocno już kombinuję, bo tak naprawdę nie ma tu na co narzekać. Ten dźwięk jest po prostu dobry. Na każdej płaszczyźnie, i tak - nawet jak na wzmacniacz za te pieniądze (szczególnie biorąc pod uwagę jego funkcjonalność). Pod koniec poprzedniego rozdziału wymieniłem kilka modeli, z którymi moim zdaniem SA750 mógłby konkurować. Teraz już wiem, że najwięcej wspólnego ma z Heglem H190 i Coplandem CSA 100. JBL stworzył wszechstronny wzmacniacz, który może być czymś więcej niż ozdobą salonu. To poważny sprzęt, z którym można osiągnąć naprawdę wiele w sferze brzmieniowej.
Ten dźwięk jest po prostu dobry. Na każdej płaszczyźnie, i tak - nawet jak na wzmacniacz za te pieniądze (szczególnie biorąc pod uwagę jego funkcjonalność). JBL stworzył wszechstronny wzmacniacz, który może być czymś więcej niż ozdobą salonu. To poważny sprzęt, z którym można osiągnąć naprawdę wiele w sferze brzmieniowej.Na możliwość przeprowadzenia tego testu czekałem nie tylko dlatego, że SA750 jest wyjątkowo pięknym urządzeniem, ale także dlatego, że jest to jeden z pierwszych wzmacniaczy wyposażonych w system Dirac Live, z jakimi przyszło mi się zmierzyć w kontrolowanych warunkach. Zwykle działanie tego typu układów sprowadza się do korekcji charakterystyki częstotliwościowej. System "zdejmuje" buczenie w okolicach kilkudziesięciu herców, wprowadzając jeszcze niewielkie zmiany w wyższych partiach pasma, co oczywiście przynosi pewne korzyści - tym większe, im gorzej przystosowane do odsłuchu jest dane pomieszczenie. Minusem jest najczęściej poczucie pewnej sztuczności brzmienia, trochę jakby dźwięk został niepotrzebnie poddany dodatkowej obróbce lub podwójnej konwersji (bo zwykle tak właśnie się dzieje). Jest niby taki sam, ale oddalony, wyprany z emocji, przemielony, o wiele mniej przekonujący. Dirac Live to zupełnie inna historia. Nie spodziewałem się po tym systemie zbyt wiele, ale szybko okazało się, że nie miałem racji. Dodam tylko, że tego typu gadżety mają u mnie trudniejsze zadanie, bo muzyki słucham w przystosowanym do tego celu pomieszczeniu, w którym na podstawie pomiarów zainstalowane zostały ustroje akustyczne Vicoustica, a kanapa została ustawiona dokładnie tak, aby w miejscu głowy słuchacza nic się na siebie nie nakładało, nie dochodziło do podbicia konkretnych częstotliwości ani żadnych innych zaburzeń. Na pewno da się to zrobić jeszcze lepiej, ale dla mnie efekt jest świetny i nie wymaga użycia inteligentnych systemów przepuszczających dźwięk przez dodatkowy procesor. Dirac najwyraźniej doszedł do podobnych wniosków, bowiem równowaga tonalna z punktu "sweet spotu" praktycznie się nie zmieniła. Dźwięk delikatnie wyrównał się za to poza tym obszarem, co jest oczywiście godne odnotowania, ale clou programu leży zupełnie gdzie indziej. Otóż po włączeniu korekcji diametralnie zmieniła się scena stereofoniczna. To, co Dirac robi z przestrzenią, to jakieś czary. I nie jest to efekt, na którego charakter nie mamy już wpływu. W zależności od wybranego trybu pracy, który można zmienić za pomocą jednego z hebelków na przednim panelu wzmacniacza, scena dźwiękowa może być albo schowana w głębi za kolumnami, jakbyśmy siedzieli w jednym z ostatnich rzędów na kameralnym koncercie w klubie jazzowym, albo zupełnie trójwymiarowa, stadionowa, rozciągnięta na boki, obejmująca nas ze wszystkich stron. Naturalnie, w drugim wariancie nie dostaniemy już tak dokładnej lokalizacji instrumentów w centralnej części bazy, ale jeśli mam być szczery, trudno było mi odmówić sobie tego poczucia otoczenia dźwiękiem, bo właśnie taka przestrzeń kojarzy mi się z dźwiękiem na żywo. Co ciekawe, podczas odsłuchu z włączoną korekcją nie miałem wrażenia sztuczności uzyskanego efektu, które towarzyszyło mi praktycznie zawsze, gdy korzystałem z podobnych systemów. Podsumowując, Dirac Live to coś więcej niż ciekawa zabawka, która nudzi się po piętnastu minutach. A już szczególnie cieszy mnie to, że nie jest to tylko koło ratunkowe dla ludzi, którzy kupili sobie drogi sprzęt, ale nie zamierzają zrobić absolutnie nic ze swoim pokojem odsłuchowym, bo ważniejsze są dla nich lustrzane szafki, lakierowane parkiety i ściany wyłożone płytkami imitującymi beton.
Budowa i parametry
JBL SA750 to wzmacniacz zaprojektowany wyposażony w przetwornik cyfrowo-analogowy i moduł łączności sieciowej. Jedną z najciekawszych sekcji tego urządzenia jest końcówka mocy pracująca w klasie G. Pierwotnie rozwiązanie to opracowano z myślą o ograniczeniu zużycia energii, na przykład w urządzeniach przenośnych. Działanie układu polega na dostosowaniu napięcia zasilania wzmacniacza do wymaganej w danym momencie mocy wyjściowej. Kiedy nie potrzebujemy dużej mocy, wzmacniacz zasilany jest ze źródła o niższej wartości, natomiast gdy pojawi się taka konieczność, następuje przełączenie na źródło zasilania o wyższym napięciu. Podobnym rozwiązaniem jest topologia z dwoma całkowicie oddzielnymi stopniami wzmacniającymi. Zasada działania pozostaje podobna. Przy małych sygnałach pracuje tylko stopień o mniejszej mocy, a kiedy zapotrzebowanie na moc rośnie, dołączany jest drugi stopień. Producent twierdzi, że SA750 to wzmacniacz hybrydowy (choć to określenie wydaje się mało szczęśliwe, bo nie mamy tu lampowego przedwzmacniacza) - przy niewielkich mocach pracuje w klasie A i wówczas pojedynczy zasilacz pracuje na pełnych obrotach, a przy wyższym poborze prądu włącza się dodatkowy zasilacz, który zapewnia odpowiednie wysterowanie kolumn przy wysokiej amplitudzie sygnału. W rezultacie użytkownik ma otrzymać połączenie mocy i delikatności. Dzięki temu wzmacniacz JBL-a może się pochwalić mocą na poziomie 120 W przy 8 Ω i aż 220 W przy 4 Ω, a to wciąż przy niewielkich rozmiarach. Zwolennicy gęstych formatów ucieszą się z tego, że SA750 dekoduje pliki MQA (Master Quality Authenticated). Urządzenie otrzymało również certyfikat Roon Ready, co oznacza, że przyjmuje sygnał audio z urządzeń cyfrowych wyposażonych w oprogramowanie Roon. Wewnątrz opisywanej integry gołym okiem widać geny Arcama. Wzrok przyciąga spory transformator toroidalny Noratela współpracujący z czterema dorodnymi kondensatorami i licznymi układami stabilizującymi. Kluczowe podzespoły zmieściły się na dwóch dużych płytkach ułożonych jedna nad drugą. Dolne piętro to sekcja wzmacniacza, a górne - przetwornik cyfrowo-analogowy oraz układy odpowiedzialne za łączność sieciową i streaming. Końcówka mocy z tranzystorami przykręconymi do dużego, aluminiowego radiatora wygląda, przynajmniej na pierwszy rzut oka, zupełnie standardowo. Każdy z kanałów obsługują dwie komplementarne pary tranzystorów ON Semiconductors NJL3281D (NPN) i NJL1302D (PNP). Sekcja DAC-a została natomiast wyposażona w 32-bitowy przetwornik ESS Sabre ESS9038. Układ Dirac Live obsługuje natomiast 24-bitowa kość PCM4202 Burr-Browna.
Werdykt
Znam ludzi, którzy po rocznicowych produktach JBL-a spodziewali się czegoś więcej - mieli nadzieję, że firma zaprezentuje z tej okazji nową wersję flagowych kolumn Everest DD67000 albo coś w tym stylu. Dla nich taki SA750 będzie co najwyżej zabawką do sypialni. Po prostu nie jest to sprzęt wyczynowy, ultra hi-endowy, stworzony dla garstki najbardziej zamożnych melomanów, arabskich szejków oraz właścicieli domów z lądowiskiem dla helikopterów na dachu, szesnastoma pokojami gościnnymi i widokiem na ocean. Ale chyba nie o to chodziło. Zamiast wprowadzać coś, co większość klientów zobaczy co najwyżej na zdjęciach w Internecie lub na jednej z największych wystaw sprzętu hi-fi, o ile tego typu imprezy wrócą kiedyś w dawnym kształcie, JBL uświetnił swoją rocznicę wzmacniaczem, który - mimo wnętrza pochodzącego niemal w całości z przeszczepu - jest naprawdę wyjątkowy i został wyceniony tak, że wielu klientów będzie mogło sobie na niego pozwolić, realnie brać go pod uwagę w swoich planach zakupowych. W porządku, integra za 13900 zł nie jest produktem dla każdego, ale nie jest to na przykład 39900 zł. Dodatkowo nikt nie powiedział, że audiofilski sprzęt jest dla każdego. Zasadniczo jest dla audiofilów, a więc pasjonatów, którzy od wielu lat uparcie szukają coraz lepszego brzmienia i aby to osiągnąć, godzą się na wiele wyrzeczeń, nie tylko tych finansowych. Część z nich, widząc cenę SA750, zacznie zastanawiać się, czy nie jest to kwota w dolarach, bez podatku. Pytanie tylko, czy nie będą chcieli zaoszczędzić, wybierając Arcama SA30, który kosztuje 11990 zł. Moim zdaniem nie ma to najmniejszego sensu. Gdybym kupił Arcama, a później zobaczył gdzieś JBL-a, zwyczajnie plułbym sobie w brodę i głośno wyzywał sam siebie od skończonych idiotów. Nawiasem mówiąc, nie do końca wiadomo, jak długo SA750 będzie produkowany. Udało mi się ustalić tylko tyle, że na rynek trafiło 750 zestawów złożonych z tego wzmacniacza i kolumn L100 Classic 75. Z monitorami sprawa jest zamknięta, bo właśnie na tym polega ich wyjątkowość, natomiast integra prawdopodobnie pozostanie w katalogu dopóki klienci będą się nią interesować. Może nawet skłoni to szefostwo koncernu do kontynuowania tej przygody i stworzenia całej serii podobnych urządzeń, tak jak stało się to kiedyś z Yamahą i jej serią S2000. W dzisiejszych czasach nic jednak nie jest pewne. Równie dobrze może się okazać, że opisywany model w przyszłym roku zostanie wycofany i tyle będziemy go widzieli.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 120 W/8 Ω, 2 x 220 W/4 Ω
Wejścia analogowe: 3 x RCA
Wejście gramofonowe: 2 x RCA (MM i MC)
Wyjścia analogowe: 1 x RCA (pre-out)
Wejścia cyfrowe: 2 x optyczne, 2 x koaksjalne, 1 x USB, 1 x LAN
Łączność: Wi-Fi, AirPlay 2, Chromecast, Roon Ready
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 1 dB)
Impedancja wejściowa: 10 kΩ
Stosunek sygnał/szum: 120 dB
Zniekształcenia: 0,002%
Wymiary (W/S/G): 11,4/44,9/32,7 cm
Masa: 12 kg
Cena: 13900 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Marantz HD-DAC1, Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Sennheiser HD 600, Tellurium Q Ultra Blue, Albedo Geo, Cardas Clear Reflection, KBL Sound Red Corona, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Piotr
Oczywiście, przyjmuję do wiadomości, że "to nie jest Arcam", ale zakładam, że firmware jest podobne, a SA30 miałem - i miło wspominam jego brzmienie, znaczenie mniej - dopracowanie. Przez ponad rok (czy bliżej dwóch) obecności na rynku firma nie opanowała tego, by wbudowany DAC grał pliki hi-res. Problem był szeroko opisywany na forach, po jakimś wczesnym update okazało się, że gra wyłącznie 44/16, każdy inny plik (a także MQA w TIDAL-u) wywoływał po chwili (krótszej lub dłuższej) grania brum i trzaski. Były też inne niedoróbki software'owe. Bardzo mnie też śmieszyła informacja marketingowa, że "najnowszy chip Sabre ES9038 potrafi dekodować pliki nawet do DSD-ileś-tam" - zapomnieli tylko dodać, że tej opcji w ogóle nie zaimplementowali i DSD nie jest grane natywnie, a jedynie po konwersji do PCM. Poczułem się więc zrobiony w bambuko takim wzmacniaczem za - było nie było - ponad 10000 zł. Zdaje się w w końcu, po wielu, wielu miesiącach poprawili to oprogramowanie, ale w międzyczasie straciłem serce do SA30, nie będąc pewnym, czy jakaś nowa aktualizacja znowu czegoś nie popsuje. Mam nadzieję, że JBL lepiej dopracował swoją wersję. No i na pewno o wiele ładniejszy jest pilot:)
1 Lubię -
Lolek
Może i pilot ładniejszy, ale patrząc na zamieszczone zdjęcia (fakt - tylko zdjęcia, na żywo nie widziałem i nie macałem), jak dla mnie, krzyczą z każdego punktu: "cięcie kosztów". Niby rocznicowe wydanie, powinni się postarać. Pilot plastik-fantastik, jaki można znaleźć w wielu sprzętach, wyświetlacz średni, pokrętła i hebelki tanie. Jasne, może gra pięknie i niby jest to najważniejsze ale mierzi mnie obecne marketingowe podejście - robimy coś po taniości, a sprzedajemy za nadmuchaną cenę i więcej przeznaczamy na marketing niż na R&D. Sprzęt tani wcale nie jest, aby uzasadniać takie oszczędności. Po prostu wydali zupełnie budżetowy produkt za nie budżetową cenę.
0 Lubię -
Piotr
Piloty to w ogóle ciekawy temat. Okazuje się bardzo trudno takie coś sensownie zaprojektować. Albo są paskudne (jak np. większość do Cyrusów, wyglądających jak pilot do koreańskiej bazarowej wieży z lat 90., pewnie zresztą stamtąd i z tamtej epoki pochodził design i wykonanie), albo nadmiarowe - muszą setką guzików obsłużyć 7 sprzętów, do tego jeszcze klimę i bramę garażową (takie właśnie bywają piloty, NAD-a, czy Arcama), albo zbyt minimalistyczne (jak "żartobliwe" piloty starych Hegli). Naprawdę rzadko trafia się coś, co łączy urodę i funkcjonalność, ostatni taki, jaki widziałem to pilot do Cambridge Audio Evo. Miał wszystko, a do tego oryginalne i po prostu ładne wzornictwo, wzorcową (przynajmniej dla mnie, słyszałem też narzekania) ergonomię.
0 Lubię
Komentarze (3)