Final Audio Design Sonorous X
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Wydawałoby się, że do obleganego ostatnio świata audiofilskich słuchawek bardzo trudno będzie się wedrzeć firmie, która nie dysponuje wieloletnim doświadczeniem w dziedzinie produkcji mikrofonów, zestawów głośnikowych lub chociażby wkładek gramofonowych. Okazuje się jednak, że w obliczu dość przewidywalnych posunięć wielkich graczy, to właśnie stosunkowo nowe marki mogą zagarnąć spory kawałek słuchawkowego tortu. No bo kto jeszcze pięć lat temu słyszał o czymś takim, jak Audeze, HiFiMAN, Masterdynamic czy OPPO? Kto spodziewał się, że produkcją nauszników zajmą się KEF, Focal, B&W, Musical Fidelity czy AudioQuest? Jakieś półtora roku temu w naszym kraju pojawiły się słuchawki japońskiej firmy Final Audio Design. Wtedy jeszcze nie kojarzył jej prawie nikt, a dziś jest to już jedna z marek wymienionych wśród ważniejszych producentów słuchawek dla wymagających audiofilów.
Choć ceny za podstawowe modele dokanałowe zaczynają się od 179 zł, to jednak te wyższe, lepsze modele zdobyły największe uznanie klientów i to właśnie ze średnią i wyższą półką marka jest dziś kojarzona. Wizerunek ten w dużej mierze wykreowały modele Pandora Hope IV i Pandora Hope VI - kosztowne, ale też bardzo dobre. Japończycy zdecydowali się więc pójść na całość. Niecały miesiąc temu otrzymaliśmy informację o wprowadzeniu do oferty hi-endowych słuchawek Sonorous VIII i Sonorous X. Te drugie wyceniono na okrągłe 20000 zł. I to właśnie te nauszniki otrzymaliśmy do testu jako jedna z pierwszych redakcji na świecie.
Wygląd i funkcjonalność
Wyobraźnię pobudza nie tylko cena najnowszych flagowców Final Audio Design, ale także zastosowana w nich technologia. W szczegóły budowy wewnętrznej tych nauszników zagłębimy się później, ale wystarczy przytoczyć kilka faktów - konstrukcja wykonana prawie w całości ze stali nierdzewnej i aluminium, dostępna tylko w wykończeniu srebrno-złotym z czarnymi skórami, kryjąca wewnątrz 50-mm tytanowe przetworniki dynamiczne połączone hybrydowo z mechanizmem BAM. Krótko mówiąc - zwieńczenie dotychczasowych osiągnięć japońskiej firmy opakowane jak limitowana edycja złotego iPada dla arabskich szejków. O ile sam nie jestem fanem ostentacyjnego pokrywania wszystkiego złotem i srebrem, to muszę przyznać, że poczułem lekką suchość w gardle, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Sonorousy X. Dla porządku należy dodać, że swoim nowym flagowcem Final Audio Design od razu wskakuje na poziom absolutnie najdroższych nauszników na rynku. Sennheisery HD 800 uważane przez wielu za słuchawki referencyjne to przy nich taniocha. W poszukiwaniu konkurencji dla topowego hełmofonu japońskiej firmy przebrnąłem przez strony kilku największych polskich sklepów i z tego, co widzę, jedyne dwa modele zdolne nawiązać jakiś kontakt cenowy z Sonorousami X to HiFiMAN HE-1000 za 13595 zł i Ultrasone Edition 5 za 14990 zł. Jeżeli więc po przeczytaniu niniejszej recenzji zdecydujecie się na zakup opisywanych słuchawek, będziecie mogli z dużą pewnością siebie powiedzieć - tak, mam na głowie najdroższe nauszniki dostępne na naszym rynku.
W teście modelu Pandora Hope IV napisałem, że słuchawki dostajemy w kartonowym pudełku, które od razu po rozpieczętowaniu i wyjęciu cennej zawartości można wyrzucić albo spalić w piecu. Tutaj jest oczywiście inaczej. Sonorousy X przyjechały do nas w drewnianym pudełku wyłożonym czymś na kształt białego futerka. Po zdjęciu dużego wieka naszym oczom ukazuje się już właściwa zawartość - masywne, srebrno-złote nauszniki. Kiedy je wyjmiemy i uniesiemy futrzastą wkładkę, dostaniemy się do pudełka z akcesoriami. W testowanym komplecie były dwa przewody - krótszy i dłuższy - oraz przejściówka z małego wtyku na duży. I tylko ten element od początku nie pasował mi do ogólnego, obrzydliwie luksusowego anturażu. Nie żebym miał coś przeciwko przejściówkom (chociaż tak naprawdę producent mógłby nawet dorzucić cztery kable - dwa z wtykami 3,5 mm i dwa z 6,3 mm) ale ta po prostu wyglądała jakby pospiesznie wyjęto ją z opakowania ze słuchawkami za 49 zł i dorzucono do kompletu. Ani złoty kolor przejściówki nie zgadzał się z tym na końcówkach fabrycznego przewodu, ani też oba te elementy po złączeniu nie stykały się ze sobą... No coś tutaj było nie tak, jednak mam wrażenie, że mogło to być pewne niedopatrzenie wynikające z tego, że prawdopodobnie dotarł do nas jeden z pierwszych wyprodukowanych egzemplarzy słuchawek. Poza tym detalem, absolutnie nie mam się do czego przyczepić.
Podobnie, jak w innych nausznikach Final Audio Design, tak i tutaj użytkownik może niemal od razu skupić się na podstawowym przeznaczeniu swojego nowego nabytku. Sonorousy X nie wymagają praktycznie żadnych skomplikowanych operacji - po wyjęciu z opakowania i przyłączeniu kabla do każdej z muszli, są gotowe do grania. Regulacja rozmiaru odbywa się poprzez przesuwanie zaczepów nauszników po szynach na końcach pałąka. Tak naprawdę można też założyć na głowę słuchawki w pozycji minimalnej i przeciągnąć obie muszle w dół - ich ciężar (630 g) ułatwia tę robotę. No właśnie, ze względu na wysoką masę całych słuchawek, do odsłuchu można podejść jak do czytania książki. Warto znaleźć sobie wygodne siedzenie i zadbać o to, abyśmy w miarę możliwości utrzymywali pion. Pochylenie głowy do przodu lub do tyłu może spowodować, że hełmofon zacznie nam się ześlizgiwać. Poza tym - zero filozofii. Sonorousy X to słuchawki dynamiczne o skuteczności 105 dB i 16-omowej impedancji. Teoretycznie powinny zagrać nawet ze smartfonem lub budżetowym przetwornikiem. Czyżby najbardziej hi-endowe nauszniki w ofercie japońskiej firmy miały być też jednymi z najłatwiejszych w użyciu?
Brzmienie
Pierwszy odsłuch japońskich flagowców przeprowadziłem z wykorzystaniem własnego, stacjonarnego systemu słuchawkowego - przetwornika Marantz HD-DAC1 wspomaganego odtwarzaczem Naim CD5 XS pracującym jako źródło analogowe. Przyznam, że po Sonorousach X spodziewałem się wiele, ale zupełnie nie miałem pojęcia, na jaki charakter brzmienia mam się szykować. Po doświadczeniach z Pandorami Hope IV i VI oraz kilkoma modelami dokanałowymi tej marki wyrobiłem sobie takie przekonanie, że ich konstruktorom zależy przede wszystkim na osiągnięciu jak najlepszej otwartości i rozdzielczości. Wyobrażałem sobie, że ich ideałem są słuchawki działające na zasadzie grającego powietrza - nieskończenie szybkie, idealnie przezroczyste i niesamowicie przestrzenne. Pandory Hope IV i VI definitywnie zmierzają gdzieś w tym kierunku, a ich mikrodynamika i detaliczność z nieodpowiednim sprzętem towarzyszącym może być nawet niebezpieczna. Wyobrażałem sobie więc, że Sonorousy X będą czymś w rodzaju dynamicznych elektrostatów, jeśli można tak powiedzieć - słuchawkami o klasycznej w gruncie rzeczy konstrukcji, które jednak w wielu dziedzinach będą mogły nawiązać równą walkę z najlepszymi modelami wykorzystującymi przetworniki planarne i inne tego typu wynalazki.
Wrażenia po pięciu minutach słuchania japońskich flagowców mogę opisać na dwa sposoby. Pierwszy będzie w miarę oczywisty, zważywszy na cenę testowanego modelu - to bardzo, bardzo dobre słuchawki. Od razu słychać, że jest to produkt wysokiej klasy, oferujący wizję brzmienia, która natychmiast trafi do audiofilów wyznających zasadę wysokiej wierności wobec materiału muzycznego. Ich dźwięk jest wyrównany, spójny, naturalny, a w pod pewnymi względami nawet zbliżony do tego, za co wielu z nas kocha klasyczne, brytyjskie monitory. Delikatna ekspozycja średnich tonów połączona z ich klarownością, bliskością i swego rodzaju dosłownością, szybki bas, pięknie wykończona góra pasma, a całość osadzona w fizjologicznej, bezpiecznej przestrzeni. I gdzieś w tym momencie do głosu dochodzi drugie spojrzenie na dźwiek tych słuchawek. No cóż, choć szanuję ich podejście do muzyki, to jednak żadnego szoku nie doznałem. W ciągu piętnastu minut po założeniu japońskich słuchawek na głowę, nie wykryłem niczego, co natychmiast rozłożyłoby mnie na łopatki. Owszem, ich dźwięk jest szybki, dość bezpośredni, a niskie tony to naprawdę duża, duża klasa. Wszystko fajnie, ale jednak brakowało mi w tej całej kompozycji jakiegoś elementu wyczynowego. Przed odsłuchem wyobrażałem sobie brzmienie niesłychanie przejrzyste, trafiające wręcz bezpośrednio do mózgu. A jeśli nie to, to może przestrzeń, albo dynamika zwali mnie z nóg? Nic podobnego się jednak nie stało. Sonorousy X zachowały całkowitą powagę i ani na moment nie pozwalały sobie na odejście od grania, które pod każdym względem mieści się w definicji hi-fi.
Ponieważ jednak nie musiałem przeprowadzać całego testu w ciągu jednego wieczora, dałem sobie trochę czasu na odkrycie tajemnicy japońskich flagowców. Choć w pierwszym kontakcie nie wyrwały mnie z butów, to i tak słuchało mi się ich bardzo przyjemnie. Bądźmy szczerzy - nawet jeśli wyobrażałem sobie zbyt wiele, to siedzenie w wygodnym fotelu ze słuchawkami za dwadzieścia kawałków na głowie i przeszukiwanie ulubionej muzyki nie jest najgorszym sposobem spędzania wolnego czasu. Powoli zagłębiałem się więc w brzmienie tych srebrno-złotych nauszników i po kilku dniach słuchania doszedłem do wniosku, że mają w sobie coś wciągającego, jednak prawdopodobnie mój dyżurny system jest jeszcze zbyt słaby, by cieszyć się tym w stu procentach. Kolejne dni testu poświęciłem więc na sprawdzenie możliwości Sonorousów X z kilkoma innymi przetwornikami i wzmacniaczami słuchawkowymi, a także najlepszymi odtwarzaczami z oferty Astell&Kern.
Zastanawiam się, czy w tym czasie bardziej ewoluowało brzmienie samych słuchawek, czy moja opinia o nich? Prawdopodobnie to drugie, jednak ostateczny werdykt wciąż będzie bliski temu, co zaobserwowałem na początku. Flagowe nauszniki Final Audio Design wcale nie mają zamiaru atakować słuchacza jakimiś trójwymiarowymi efektami lub robić mu sieczki z mózgu. Choć obiektywnie są szybsze, bardziej dynamiczne i dysponują lepszą rozdzielczością, niż Pandory Hope VI, to jednak ogólny charakter ich brzmienia jest przyjemniejszy, bardziej plastyczny i skoncentrowany na przyjemności kontaktu z muzyką. Sonorousy X to słuchawki długodystansowe. Odkrycie i docenienie ich walorów w ciągu pięciominutowego odsłuchu jest praktycznie niemożliwe, a już na pewno nie dla osób, które nie wiedzą czego szukać. Już po kilku próbach z innymi urządzeniami towarzyszącymi wiedziałem, że miałem rację co do ich średnicy - jest po prostu magiczna. Nie wiem też czy którekolwiek ze znanych mi hi-endowych słuchawek potrafią zaoferować coś takiego - brzmienie będące połączeniem słuchawkowej szybkości z pewną wizją i namacalnością środkowego zakresu pasma, dobrze znaną chociażby posiadaczom wysokich modeli Harbetha. Dzięki tym słuchawkom uzyskujemy niemalże fizyczny kontakt z wokalistami - tak bliski, jak to tylko możliwe.
W pewnym sensie wiąże się to także ze stereofonią Sonorousów X. Przestrzeń w ich wydaniu nie jest rozepchnięta na boki. Wręcz przeciwnie - powiedziałbym nawet, że słuchawki koncentrują się na tym, co dzieje się między przetwornikami. Zamiast trójwymiarowych efektów otrzymujemy coś, co bardziej kojarzy mi się ze sprzętem studyjnym - dźwięk jest podawany w konkretne miejsce, ale do naszej głowy, a nie przed nią lub za okno. Dla niektórych ten klimat może być zbyt ciasny, natomiast większość słuchaczy pewnie uzna taką przestrzeń za zupełnie normalną, typowo słuchawkową. Tutaj nie ma zbyt wiele do odkrycia. O wiele więcej można znaleźć w samej strukturze dźwięków. Dokładność i szybkość Sonorousów X daje nam wgląd w mikroskopijne detale. Słuchawki dostarczają informacji nie tylko o czasie trwania czy sile każdego dźwięku, ale także pokazują jego fakturę i doskonale różnicują barwy. Wszystko to odbywa się jednak w atmosferze spokoju, którego nie są w stanie zburzyć żadne nieprzyjemne zdarzenia. Nie grozi nam nagły atak wysokich tonów ani przerwa w dostawie muzycznych kolorów. No, chyba że wykorzystamy jakieś bardzo, bardzo kiepskie nagranie. Generalnie jednak Sonorousy X należą do słuchawek wysoce kulturalnych i przewidywalnych, co w żaden sposób nie kłóci się z tym, że w wielu dziedzinach stawiają poprzeczkę bardzo, bardzo wysoko.
Budowa i parametry
Final Audio Design Sonorous X to wokółuszne słuchawki zamknięte wykorzystujące przetworniki dynamiczne o średnicy 50 mm. Tytanowe membrany zostały osadzone na bardzo szerokim, aluminiowym kołnierzu, który jest jednocześnie przednim panelem każdego z nauszników, ukrytym pod skórzanymi padami i warstwą ochronnego materiału. Kluczowe elementy konstrukcyjne, w tym pokrywy muszli wykonane są z aluminium i stali nierdzewnej, aby zapewnić słuchawkom maksymalną sztywność i wytrzymałość. Japończycy twierdzą, że jest to niezbędne aby osiągnąć pożądany realizm brzmienia. Przetworniki wykorzystują mechanizm Balancing Air Movement poprawiający przepływ powietrza wewnątrz nauszników. Mimo ekstremalnie wysokiej ceny, słuchawki mają przyjazną, 16-omową impedancję i skuteczność 105 dB. Do kompletu dostajemy dwa przewody o długości 1,5 oraz 3 m. Każdy zakończony małym jackiem, a od strony słuchawek zakończony dwoma wtykami z możliwością zablokowania końcówki na miejscu. Aby zadbać o każdego nabywcę tak luksusowego produktu, producent opublikował na swojej stronie internetowej listę wszystkich wyprodukowanych egzemplarzy Sonorousów X wraz z numerami seryjnymi, krajem do którego słuchawki zostały dostarczone i ich przeznaczeniem. Jedne są na przykład opisane jako właściwy produkt, inne jako próbki. Według tej rozpiski do Polski trafiły dwie pary flagowych słuchawek japońskiej firmy - jeden produkt i jedna próbka. Można się domyślić, że próbkę otrzymaliśmy do testu, a produkt przeznaczony dla klienta leży fabrycznie zapakowany gdzieś na honorowym miejscu w magazynie dystrybutora.
Konfiguracja
Zamiast wymieniać po kolei wszystkie urządzenia, na których słuchałem Sonorousów X, napiszę słówko o zestawieniach, które spodobały mi się najbardziej. Marantz HD-DAC1 okazał się być całkiem dobrym partnerem dla japońskich nauszników, wydobywając z nich sporo detali w zakresie wysokich tonów i pozwalając na usłyszenie tego, co w nich najlepsze, oczywiście w jakimś stopniu. Jeszcze bardziej spodobało mi się połączenie odtwarzacza T+A E-Serie Music Player ze wzmacniaczem słuchawkowym Pathos Aurium. Hybrydowy piecyk pozwolił wydobyć niemal całą magię średnicy tych słuchawek, nie odpuszczając również w pozostałych dziedzinach. Zaskoczenia nie było w przypadku playerów marki Astell&Kern - najpierw wypróbowałem model AK240, który miałem przyjemność testować dwa miesiące temu, a następnie AK380, którego test niebawem ukaże się na naszych łamach. W obu przypadkach grało to znakomicie, choć z AK380 - co pewnie nie będzie dla nikogo zaskoczeniem - zauważalnie lepiej. Oba odtwarzacze wyciągnęły z japońskich flagowców mnóstwo detali, pozwoliły im pokazać swą szybkość i precyzję, a przy tym nie zabiły przyjemnej barwy Sonorousów X. Z ciekawych strzałów warto wspomnieć także wzmacniacz Divaldi AMP 01 - na nim słuchałem krótko, ale również mi się podobało. Nie byłbym sobą, gdybym nie podłączył słuchawek do iPhone'a 5s, a także do laptopa - bezpośrednio oraz z wykorzystaniem przetwornika Meridian Explorer. Parametry Sonorousów X jak najbardziej na takie eksperymenty pozwalają, jednak nic nadzwyczajnego z tego nie wyszło - wszystkie trzy urządzenia dawały sobie radę jeśli chodzi o moc, ale Sonorousy X bezlitośnie obnażyły ich niedostatki w dziedzinie jakości dźwięku. Z laptopem było kiepsko, z Meridianem już trochę lepiej, natomiast z iPhone'a uzyskałem brzmienie tylko nieznacznie lepsze, niż gdybym podłączył do niego coś w rodzaju Sennheiserów HD 630VB. Jeśli więc miałbym coś doradzić przyszłym posiadaczom testowanych słuchawek - nie warto iść na kompromisy. Osobiście poszedłbym w jakiś mocny, ale ciepły wzmacniacz słuchawkowy, może nawet coś w rodzaju lampy OTL, a do tego maksymalnie przejrzyste źródło i okablowanie. Ale oczywiście w przyrodzie zawsze istnieje więcej, niż jedna droga prowadząca do celu. Sonorousy X stawiają przed nami tylko wymaganie jakościowe. Reszta zależy od ich szczęśliwego właściciela.
Werdykt
Znakomite, ale też trochę zaskakujące słuchawki. Niespodzianką na pewno nie jest ekstremalnie wysoka jakość ich wykonania i brzmienia, za to jeśli chodzi o sam charakter - można się zdziwić. Topowe, najbardziej wyczynowe i najdroższe produkty często okazują się tak ekstremalne, że aż ciężkostrawne i trudne do przyswojenia na dłuższą metę. Tutaj jest dokładnie odwrotnie - Sonorous X to chyba najbardziej muzykalny, przyjemny i stosunkowo łatwy do ujarzmienia model wokółuszny w ofercie japońskiej firmy. Dodatkowo oferuje brzmienie przywodzące na myśl najlepsze, brytyjskie monitory, tak uwielbiane przez wielu audiofilów. Wszystko to złożone w jedną całość daje słuchawki, których trudno nie polubić. Szkoda tylko, że nie tak łatwo je kupić. Kwota dwudziestu tysięcy złotych skutecznie blokuje apetyt na ten dalekowschodni klejnot. Na pewno jednak znajdą się melomani, dla których jest to mało znacząca kwota. Jeżeli należycie do tej grupy i chcecie uzyskać odpowiedź na pytanie, czy Sonorousy X są lepsze niż inne słuchawki w tej cenie, odpowiem wprost - nie wiem, bo nie znam zbyt wiele modeli, które można by uznać za konkurencję dla nich. Mogę jedynie powiedzieć, że jeśli postaracie się o odpowiedni sprzęt towarzyszący, po kilku wieczorach sam na sam z muzyką będziecie wiedzieć, że nie zmarnowaliście swoich pieniędzy.
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, wokółuszne, zamknięte
Skuteczność: 105 dB
Impedancja: 16 Ω
Długość kabla: 1,5 + 3 m (wtyk 3,5 mm)
Masa: 630 g
Cena: 20000 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Fonnex.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
Komentarze