Bryston Mini A
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Jacek Stobiecki
[English version] Bryston to kanadyjska firma mieszcząca się w Peterborough, w stanie Ontario, na północny wschód od Toronto. Ostatnie 35 lat poświęciła na projektowanie i produkcję nowoczesnego sprzętu elektronicznego przeznaczonego zarówno dla klientów indywidualnych, jak i profesjonalnych studiów nagraniowych. Wspólnym mianownikiem wszystkich projektów jest wysoka jakość wykonania i legendarna już niezawodność. Bryston zapewnia, że jego inżynierowie nie są w swojej pracy ograniczani kosztami wykonania poszczególnych urządzeń i podzespołów. Mówiąc inaczej, nad głowami nie siedzi im księgowy patrzący spode łba na każdy porządniejszy kondensator i narzekający na to, że blacha na pokrywę jest stanowczo za gruba, a tak w ogóle to powinna być lakierowana tylko od zewnątrz, bo od środka to nikt nie widzi. Kanadyjczycy mają zupełnie odwrotne podejście - firma umożliwia inżynierom stworzenie urządzeń zbliżających się pod wieloma względami do perfekcji, zachęca do maksymalizacji niezawodności. Dlatego każdy komponent jest testowany i instalowany osobno, każdy przewód jest ręcznie cięty i zginany a połączenie lutowane. Każdy z produktów jest testowany przed dostawą - w firmie musi przepracować przynajmniej 100 godzin, a jeżeli zostaną wychwycone jakieś błędy, klocek wraca na stanowisko montażowe, jest sprawdzany i testowany ponownie. Nic dziwnego, że firma daje aż 20 lat gwarancji na sprzęt analogowy i 5 na cyfrowy.
Na rynek profesjonalny Bryston oferuje wszystko od bananów, wszelkiej maści kabli i końcówek mocy po sprzęt do nagłaśniania stadionów. Mnie osobiście logo tej marki kojarzy się właśnie ze sprzętem pro audio. Wchodząc do czeluści swojej podświadomości, usiłowałem sobie przypomnieć, gdzie już się z nim spotkałem i po dłuższym czasie kopania w katalogach mojej pamięci nastąpiło olśnienie - końcówka mocy stojąca u mojego kolegi w studio. Niewiele myśląc, chwyciłem za telefon z pytaniem czy ów sprzęt nadal pracuje, a jeśli tak, to jak się spisuje. Okazało się, że końcówka ma symbol 4B i pozostaje w użyciu nieustannie od 10 lat. Ponownie odwiedziłem stronę producenta aby sprawdzić czy w archiwum nie znajdę czegoś na jej temat. Ku mojemu zdziwieniu i zaskoczeniu, okazało się że końcówka mocy Bryston 4B jest nadal produkowana, z tym że jej nowe oznaczenie to 4BSST2. To w dużej mierze tłumaczy kwestię niezawodności. Może i elektronika Brystona nie jest tania, ale pomyślcie ile końcówek w tym czasie by się zepsuło, ile trzeba by było wymienić na lepsze i jaki mógłby być ostateczny koszt takiej imprezy ze wszystkimi stratami wynikającymi z serwisowania i odsprzedaży ze stratą. A tak płacimy tylko na początku i przez długie lata mamy sprzęt z kategorii "lać paliwo i jeździć". Potwierdzeniem tego są aukcje, na których można kupić urządzenia kanadyjskiej marki. Opisy w stylu "sprzedam Brystona, gwarancja jeszcze 15 lat" nie należą do rzadkości.
Wygląd i funkcjonalność
Przedmiotem naszego testu nie jest elektronika, ale kolumny - zgrabne monitory o nazwie Mini A. Jest to konstrukcja trójdrożna, w której zastosowano 16,5-cm woofer, 8-cm głośnik średniotonowy i 25-mm kopułkę. Na tylnej ściance umieszczono tunel rezonansowy, który na obrzeżach ma szereg przetłoczeń, co zapewne miało na celu zredukowanie zawirowań dźwięku przepływającego przez bas-reflex. Późniejsze doświadczenia ukazały zresztą skuteczność tego rozwiązania - przy dużych poziomach głośności i na niskich częstotliwościach port pozostaje cichy. Tweeter ma tytanową membranę, a jego zabezpieczenie stanowi siateczka zintegrowana z zewnętrznym kołnierzem. Woofer i głośnik średniotonowy zostały wyprodukowane przez kanadyjską firmę Axiom dostarczającą podobno głośniki o nieprzeciętnych walorach dynamicznych. To jeszcze sprawdzimy w praktyce.
Ze względu na rozmieszczenie trzech głośników w układzie pionowym, Mini A są dość wysokie, a dmuchający do tyłu bas-reflex każe zachować minimum kilkadziesiąt centymetrów odstępu od tylnej ściany pomieszczenia. Nie są to więc monitory, które z powodzeniem można wepchnąć w pierwszą lepszą meblościankę. Idealnie byłoby zapewnić im stabilne i ciężkie podstawki o wysokości około 60 cm. Należy przy tym zwrócić uwagę na wymiary górnego blatu. Obudowy w przekroju poziomym mają bowiem kształt rombu. Wybór odpowiednich standów nie powinien być jednak trudny, a w razie problemów zawsze można zamówić podstawki robione na zamówienie. To byłby prawdziwy czad.
Jeśli chodzi o dostępne opcje kolorystyczne, producent oferuje standardowo trzy kolory winylowych oklein - czarną i dwie czereśniowe, przy czym ta ciemniejsza wygląda bardziej jak coś w rodzaju drewna różanego czy mahoniu, a jaśniejsza podchodzi pod jesion lub buk. Naprawdę nie wiem kto wymyślił żeby obie te wersje nazwać czereśniowymi, bo tak naprawdę żadna z nich nie wygląda jak typowe, popularne "cherry" znane chociażby z kolumn Audio Physica. Na deser dostajemy maskownice z bardzo lubianym przeze mnie patentem mocowania na magnesik. Kto choć raz w życiu urwał te plastikowe kołeczki wchodzące w obudowy, z pewnością doceni to rozwiązanie.
Brzmienie
Brystony przyjechały do mnie nowiuśkie i świeże. Jak zawsze w takim przypadku, daję kolumnom czas na dojście do siebie. Załadowałem twardy dysk z przygotowanymi do tego celu katalogami oraz specjalnymi plikami z różnego rodzaju amplitudami i szumami przyspieszającymi proces wygrzewania. Czasami na tym etapie celowo nie słucham urządzeń przeznaczonych do testu, żeby nie wyrobić sobie opinii, która dla danego modelu mogłaby być krzywdząca. Przy Brystonach Mini A coś mnie jednak korciło aby zajrzeć do pokoju odsłuchowego i sprawdzić, co tam się dzieje. W pierwszej chwili lekko się załamałem. Dźwięk wydobywający się z kanadyjskich paczek uznałbym za cokolwiek dziwny - ostry, grający głównie wysokimi tonami, a przy tym owiany analitycznym chłodem. Było to coś na wzór studyjnych monitorów Yamahy przeznaczonych do wyłapywania przesterowań w górnym paśmie częstotliwości. W pierwszej chwili uznałem, że taki efekt jest winą złej konfiguracji sprzętowej. Jak to w życiu bywa, jeden z elementów systemu nie spodobał się kolumnom i mamy skutek odwrotny do zamierzonego. Po krótkim zastanowieniu doszedłem jednak do wniosku, że w torze nie ma wyraźnego kandydata do wymiany. Brystony grały z komputerem połączonym kablem USB Tellurium Q Black Diamond z przetwornikiem HRT Music Streamer Pro i wzmacniaczem T+A PA 1260 R, sygnał do kolumn płynął kablami Acoustic Zen Hologram II, a prąd filtrował terminal Furutech TP60E z kablami sieciowymi FP-314Ag. Co z tym fantem zrobić?
Niepewność przerodziła się w postanowienie, aby Brystony pograły sobie jeszcze parę dni. W spokoju czekałem, co się z tego pomysłu urodzi i obiecałem sobie okiełznać swoją ciekawość. Kiedy wreszcie wróciłem do pokoju odsłuchowego, trafiłem akurat na "Between us and the Light" tria Możdżer, Danielsson, Fresco. Requiem 18/09 rozpoczyna się spokojnie, delikatnie, po czym nabiera rozpędu z każdym taktem. I co? Rozpędu nabrały również Brystony! A ja wraz z nimi. Po tym, co zapamiętałem z pierwszych godzin słuchania, wyglądało to na jakiś cud. Mini A grały zupełnie inaczej niż kolumny, które pozostawiłem zamknięte na dwa dni. Oczywiście wiem, że każdy głośnik potrzebuje trochę czasu aby dojść do siebie, ale uprzedzam, że w tym przypadku zmiany nie polegają na doszlifowaniu jakichś detali - mają charakter skokowy i drastyczny. Cokolwiek nie przyjdzie Wam do głowy, nie słuchajcie ich na zimno. Po zakupie świeżej pary, podłączcie je do wzmacniacza, upewnijcie się że wszystko jest prawidłowo spięte, a po usłyszeniu pierwszych dźwięków opuśćcie dom na kilka dni. Kiedy wrócicie, Mini A powitają Was pełnym i audiofilskim dźwiękiem.
Brystony grają bardzo równo, spójnie i z dużą przestrzenią. W niektórych nagraniach miałem wrażenie, że wręcz wychodzącą poza ściany pomieszczenia. Źródłem tego efekciarstwa były jednak niektóre wykorzystane przeze mnie płyty, jak na przykład krążki Madonny wyprodukowane przez Williama Orbita, lubiącego przeprowadzać na słuchaczach eksperymenty psychoakustyczne. Kanadyjskie monitory umożliwiły jedynie realizację tego zamiaru, pozwalając dźwiękom pojawiać się w najróżniejszych, nawet nieco dziwnych miejscach. Z nagraniami zrealizowanymi prawidłowo otrzymamy natomiast zdrową, dobrze zorganizowaną scenę stereofoniczną bez sztucznie napompowanego trójwymiaru. Po odsłuchu z komputera przyszedł czas na podłączenie odtwarzacza CD. W tej roli wystąpił NAD C 565BEE, z którym pojawiło się więcej dynamiki i wyraźnie poprawiła się wyrazistość planów w wymiarze głębokości. Zostałem praktycznie otoczony dźwiękiem i czasami odwracałem się nawet za siebie aby sprawdzić, czy przypadkiem coś tam jeszcze nie gra. Brystony wyprodukowały naprawdę fajne pole rażenia, które pochłonęło mnie na kolejne kilka godzin. Dodam, że nie jest to sposób grania charakterystyczny dla kolumn budżetowych, które na siłę i w sposób chaotyczny umieszczają dźwięki wokół siebie, ani tym bardziej coś w rodzaju soundbara czy kinowego procesora tworzącego dziwne efekty wpadające w przeciwfazę. Tu wszystko działa w sposób zdrowy i fizjologiczny. Mini A zdają się wykorzystywać naturalną przewagę monitorów nad zestawami podłogowymi - szybko znikają z pokoju, zostawiając nas sam na sam z muzyką. Dodajmy - kreśloną zarówno z rozmachem, jak i poszanowaniem zasad dobrego smaku.
Przed zakończeniem procesu wygrzewania zaskoczyła mnie niezwykła analityczność testowanych monitorów. Po kilku dniach odsłuchów i pojawieniu się reszty pasma, zrozumiałem jak owa analityczność przekazywana jest dalej. Rzecz leży w rozległych planach, które raz za razem wydobywają się z wnętrza głośników. W tworzeniu muzycznego obrazu biorą udział wszystkie części pasma, ale bez przeszkadzania sobie nawzajem. Można powiedzieć, że przejrzystość wysokich tonów przekazywana jest średnicy, a ta z kolei w pewnym sensie podaje pałeczkę niskim częstotliwościom. Nic nie zamazuje się zarówno jeśli chodzi o pasmo przenoszenia, jak i fizyczne umiejscowienie poszczególnych zakresów w przestrzeni. Bas jest zazwyczaj ustawiany na linii bazy, a wyższe częstotliwości tworzą właściwą scenę stereofoniczną, co w dużej mierze gwarantuje dobrą separację między instrumentami oraz gradację głębi. Przejście średnicy w przedział wysokich tonów jest bardzo miękkie i gładkie, właściwie niewyczuwalne. Doprawdy niesamowite, w jaki sposób kolumny z tak dobrą równowagą tonalną potrafią jednocześnie w ten sposób oddzielać od siebie poszczególne warstwy muzyki. Właściwie jedynym elementem, który na tym etapie odsłuchów jeszcze delikatnie mi przeszkadzał było leciutkie rozjaśnienie wysokich tonów. Ale przecież test dopiero się rozkręcał...
Kilka dni później dostałem zastrzyk energii w nadziei, że za sprawą dostarczonego do testów wzmacniacza firmy Encore Seven zmieni się coś w przestrzeni i wspomnianych górnych rejestrach. A że to lampa, czekały mnie kolejne godziny wygrzewania. Ponieważ Brystony mają 87 dB skuteczności, zastanawiałem się czy to przedsięwzięcie ma szanse się udać. Ale ponieważ wzmacniacz dopiero co dotarł do mnie z redakcji, siłą rzeczy też musiał pograć sobie trochę przed poważnym testowaniem. Domyślam się, że lampa oferująca moc 12 W na kanał nie byłaby pierwszym wyborem do takich kolumn, ale efekt przeszedł moje oczekiwania. Brystony zagrały jakby były stworzone pod konstrukcję lampową. Wszelkie opisywane wcześniej przejaskrawienia zniknęły, pozostawiając tylko pełną otwartość i analityczność. Średnica stała się soczysta i delikatna zarazem, jak na dobre lampowe brzmienie przystało. Wszystkie detale były wyraźne, a scena mieniła się piękną paletą barw przeróżnych dźwięków. Niskie częstotliwości były bardziej sprężyste i dostały większego kopa, co w sumie nadało Brystonom jeszcze większej dynamiki. Bas otrzymał idealny ciężar, a przy tym pozostał szybki i żywy. W tym momencie wiedziałem już, że lampa z takim dołem to rzadkość, ale - co ważniejsze w tym teście - skromne monitory zapewniały wrażenia, jakich można by się spodziewać po zestawach podłogowych. Początkowo podłączenie Mini A do lampy wydawało się być kiepskim pomysłem. Ten system nie miał prawa zagrać, a zagrał. I to jak!
Kiedy już miałem pakować Brystony i odsyłać je w siną dal, pojawił się u mnie znajomy z kolumnami Audio Physica z prośbą o przetestowanie ich pod względem doboru wzmacniacza. Zaciekawiły go monitory czekające na pakowanie. Niewiele się zastanawiając, przystąpiłem do prezentacji Brystonów z udziałem przywiezionych przez kolegę kabli głośnikowych Cardas Clear Sky. Dzięki tej zmianie, zniknęły wszelkie wcześniejsze niedomówienia z podkreśleniem wysokich rejestrów, a dźwięk wydobywający się z Mini A nabrał pełnej synergii i to w wyjątkowo elegancki sposób. Żadnych podkreśleń w górze pasma, zwarty bas, a do tego przemiła i aksamitna średnica. No miód! Efekt ten pojawił się zarówno przy wzmacniaczu T+A PA 1260 R, jak i Egg-Shellu Prestige 12WKT. Wspomniana sytuacja ukazuje wyraźnie, ile uwagi należy poświęcić na dobór każdego elementu toru, z okablowaniem i zasilaniem włącznie, aby wydobyć ze sprzętu to, co najlepsze. Cardasy, które otrzymałem w dość przypadkowy sposób, okazały się tym brakującym ogniwem, ostatnim elementem układanki. Jeśli ktoś wciąż uważa, że kable nie grają, polecam przeprowadzić kilka eksperymentów z udziałem tak rozdzielczego i wrażliwego systemu.
Budowa i parametry
Bryston Mini A to trójdrożne zestawy podstawkowe charakteryzujące się mocą muzyczną na poziomie 175 W, 8-omową impedancją i pasmem przenoszenia od 60 Hz do 20 kHz. Z przodu mamy trzy głośniki - 16,5-cm jednostkę basową i 8-cm głośnik średniotonowy z aluminiowymi membranami oraz 25-mm tytanową kopułkę. Z tyłu znajduje się ciekawie wyprofilowany tunel rezonansowy i podwójne, pozłacane terminale. Co do zasadności bi-wiringu, mam swoje przemyślenia, natomiast bi-amping owszem ma swoje niepodważalne zalety, jednak nie widzę sensu stosowania takiego połączenia przy tak małych zestawach. Obudowy Brystonów wykonano z grubych płyt MDF. Wewnątrz znajdują się dwie poprzeczki wzmacniające oraz duże ilości materiału tłumiącego w postaci wełny mineralnej. Zwrotnica wygląda na prostą, ale zbudowano ją z elementów wysokiej jakości.
Piękno Brystonów tkwi w szczegółach. Kiedy kolumienki trafiły na sesję fotograficzną, stało się jasne, że poziom dbałości o detale jest tutaj iście hi-endowy. Rozkręcanie większości zestawów głośnikowych za te pieniądze wygląda tak, że najpierw trzeba chwilę pomocować się z marnymi wkrętami trzymającymi kosze głośników, później trzymać je aby od razu nie wypadły na stolik, a potem sprzątać wióry i kawałki waty, które przy tej całej operacji wylatują na zewnątrz. Może w niektórych kolumnach za 6000 zł wygląda to nieco lepiej, bo mamy na przykład gęstszy MDF lub kawałki wełny mineralnej przymocowane do bocznych ścianek, jednak generalna zasada jest podobna. Ale nie tutaj... W Mini A śruby należało jedynie poluzować kluczem - po wykonaniu jednego obrotu, wszystkie można było dalej odkręcać palcami. Oznacza to jedno - każda taka śruba nie wchodzi w "deskę", ale we wklejoną w MFD nagwintowaną tulejkę. Dzięki temu nie ma śmieci, a głośniki można wykręcać choćby i dwadzieścia razy, gdyby w ogóle zaszła taka potrzeba. Kolejny detal to precyzja wykonania obudowy. Frezy pod głośniki wycięto z dokładnością do ułamka milimetra - każdy przetwornik trzeba wyjmować z kolumny niemalże pod kątem prostym w stosunku do frontu, bo otwory są niewiele większe od magnesów, które nawiasem mówiąc też do małych nie należą.
Nic w tych kolumnach nie jest przypadkowe i zrobione na odczepnego. Nawet kable... Miejsca ich połączenia zabezpieczono koszulkami termokurczliwymi. Pracownik Brystona musiał więc wyciągnąć przewód z kolumny, uciąć dwa kawałki koszulki termokurczliwej, przeciągnąć je przez kabelek dodatni i ujemny, oba przylutować do styków głośnika, odczekać chwilę, naciągnąć koszulki i skurczyć je przy pomocy jakiejś opalarki. I tak trzy razy dla każdej kolumny. Jeśli tak wyglądają głupie luty, to domyślam się, że w czasie, w którym u Brystona składa się jedną parę Mini A, z niektórych fabryk na świecie wyjeżdża kilkanaście palet paździerzowych kolumn. Ale wszystko można zrobić albo porządnie, albo szybko i byle jak. Brystona interesuje najwyraźniej tylko jedna norma - jakościowa. W końcu jeśli daje się klientom taką gwarancję na sprzęt, lepiej się upewnić, że spokojnie tyle przepracuje.
Konfiguracja
T+A PA 1260 R, Tara Labs TL-201, Acoustic ZEN Hologram II, Cardas Clear Sky, Furutech TP60E, Furutech FP-314Ag, Tellurium Q Black Diamond USB, NAD C 565BEE, HRT Music Streamer Pro, Norstone Stylum 3.
Werdykt
Mini A wydobywają bardzo szczegółowy dźwięk i mają doskonałe rozciągnięcie na skrajach pasma. Budują też rewelacyjną przestrzeń - na tyle, że przebicie ich w tej dziedzinie i przy tej cenie będzie sporym wyczynem. Do tego niskie i średnie tony prezentują poziom, jakiego spodziewałbym się po prawdziwie hi-endowych konstrukcjach. Drobne niejasności związane z wysokimi częstotliwościami zostały rozwiane przy pomocy okablowania. Wychodzi na to, że jeśli tylko poświęci się tym monitorom minimum uwagi przy doborze sprzętu towarzyszącego, a także porządnie je wygrzeje, można przygotowywać się na długie wieczory sam na sam z muzyką. Dodatkową zachętą może być to, że ze względu na stosunkowo niski kurs dolara kanadyjskiego, ceny sprzętu Brystona są teraz wyraźnie niższe, niż jeszcze kilka miesięcy temu. Okazja? Moim zdaniem tak.
Dane techniczne
Konstrukcja: trójdrożna, wentylowana
Efektywność: 87db
Impedancja: 8 Ω
Maksymalny poziom SPL: 100 dB
Zalecana moc wzmacniacza: 10-175 W
Pasmo przenoszenia: 60 Hz - 20 kHz
Wymiary (W/S/G): 39,4/21,5/21 cm
Cena: 6500 zł (okleina winylowa), 7990 zł (fornir naturalny)
Sprzęt do testu dostarczyła firma MJ Audio Lab.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Adrianello
Mam małe wątpliwości dotyczące ostatniego akapitu dotyczącego budowy. Ze zdjęć nie wynika, że zastosowano tam lutowanie, tylko same konektory są osłonięte rurką termokurczliwą. Chyba, że dokonał Pan inspekcji i sprawdził, że pod rurką, konektor oprócz zwykłego zaciśnięcia, został również potraktowany spoiwem lutowniczym. Chociaż na pewno trzeba pochwalić producenta za grubość wewnętrznych przewodów.
0 Lubię -
kornik
Koszulki podczas testu nie były rozbrajane, jednak podczas sesji zdjęciowej próbowaliśmy odłączyć przewody od głośników i nie za bardzo chciały wyjść. Kable są więc albo lutowane albo łączone na złączki, które po zamontowaniu były jakoś dodatkowo zaciskane. Bez rozcinania koszulek mamy coś w rodzaju Kota Schrödingera - luty jednocześnie istnieją i nie istnieją. Gdybyśmy jednak zdjęli koszulki i zobaczyli, że kable są lutowane, musielibyśmy jeden z nich rozlutować i zlutować ponownie z nową koszulką. A ponieważ Brystony dotarły do nas nowiutkie, nie chcieliśmy ich w ten sposób dewastować.
0 Lubię
Komentarze (2)