My Monitors MY5
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego domowy sprzęt audio tak bardzo różni się od tego używanego przez profesjonalistów? Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda podobnie - mamy źródła, przetworniki, wzmacniacze i zestawy głośnikowe, a jednak przeniesienie urządzenia pracującego w studiu do salonu audiofila jest pomysłem co najmniej dziwnym. Nie to wyposażenie, nie te wymagania. O wzornictwie i wykończeniu nie wspominając. W drugą stronę działa to jeszcze gorzej. Mimo chwytliwych historii, jakie z lubością serwują melomanom producenci stereofonicznej aparatury, rzadko który zawodowiec korzysta w swojej pracy ze sprzętu uznawanego za audiofilski. Wbrew temu, co być może niektórym się wydaje, lista urządzeń działających w obu środowiskach jest wyjątkowo krótka. Nawet firmy, którym faktycznie udało się pogodzić interesy dźwiękowców i melomanów, najczęściej oferują różne wersje tych samych urządzeń. Ciężko sobie bowiem wyobrazić profesjonalistę pracującego na wzmacniaczach lampowych, tak samo, jak amatora wstawiającego do salonu brzydkie kolumny grające tak, że wiele płyt chciałoby się natychmiast wyrzucić do kosza. A jednak na styku tych dwóch światów powstają produkty wyjątkowe. Dziwne, ale intrygujące. Niezwykle kuszące, przemycające coś dobrego z każdej strony, czasami nawet przełomowe. Być może jednym z takich złotych strzałów będą aktywne monitory MY5 polskiej marki My Monitors.
Urządzenia o studyjnym rodowodzie zawsze kusiły miłośników wysokiej jakości sprzętu audio. No bo jak się nimi nie fascynować? W końcu właśnie na takiej aparaturze powstają nasze ukochane albumy. To na studyjnych monitorach realizatorzy dźwięku i sami artyści słuchają efektów swojej pracy. Audiofile od wielu, wielu lat obserwują ten rynek, a producenci amatorskich zabawek uwielbiają stosować rozmaite odniesienia do pro audio i chwalić się swoimi osiągnięciami na tym polu. PMC, Bryston, Dynaudio, Amphion, ATC, Sennheiser, JBL, Beyerdynamic... To tylko kilka firm, które z dobrym skutkiem działają na obu rynkach. Jeszcze więcej jest tych, które chwalą się swoim zaangażowaniem w studyjną pracę tylko po to, aby zyskać szacunek audiofilów. Czy jedne i drugie urządzenia są takie same? Oczywiście, że nie. Przykładowo, w systemach profesjonalnych używa się głównie kolumn aktywnych. W domowych zestawach stereo jest to mało popularne rozwiązanie. Tutaj w ogóle nie mówi się o monitorach bliskiego lub średniego pola. Głośniki to głośniki, prawda? Niech sobie każdy ustawia tak, jak mu pasuje. Nie chcę wchodzić w ten temat głębiej, ale mam wrażenie, że obie grupy dążą do tego samego celu dwoma zupełnie innymi ścieżkami, które na dodatek coraz bardziej się od siebie oddalają. A przecież wspólne ideały powinny sprawić, że wszystko to będzie się zbliżać, a nawet wzajemnie przeplatać.
Producenci elektroniki w pewnym momencie przestali z tym walczyć. Skoro zawodowi dźwiękowcy potrzebują aktywnych kolumn wykończonych czarną folią lub lakierem odpornym na zarysowania, zwracają uwagę na parametry i preferują równe, dynamiczne, rozdzielcze, a nawet lekko osuszone brzmienie, nie ma problemu - damy im to, czego potrzebują. Jeżeli audiofile kupują eleganckie głośniki w naturalnej okleinie, z dużym basem i lekko ocieplonym zakresem średnich i wysokich tonów, też da się zrobić. Dwa światy, dwa produkty. Pomysł stworzenia jednego urządzenia sprawdzającego się w obu środowiskach jest bardzo odważny. A jednak podjęła się go warszawska firma, o której pewnie nigdy nie słyszeliście.
My Monitors - cóż to takiego? Nazwa jest mało seksowna, ale za całym przedsięwzięciem stoją ludzie związani od wielu lat ze sprzętem audio - tym dla profesjonalistów i tym dla audiofilów. Marceli Latoszek i Robert Fijałkowski są zawodowo związani przede wszystkim ze światem pro audio, ale audiofilska elektronika też nie jest im obca. Dlaczego postanowili stworzyć własne aktywne monitory? Ponieważ twierdzą, że żadne z istniejących kolumn nie spełniają tak dobrze wymagań obu grup, a jeśli nawet są temu bliskie, problemem pozostaje cena. Co? Myśleliście, że producenci audiofilskich zestawów głośnikowych zdzierają kasę z "biednych ludzi", a sprzęt dla zawodowców jest tani? Jeśli mówimy o podstawowych, maleńkich monitorach lub słabych głośnikach estradowych, to tak. Profesjonaliści, którym zależy na wysokiej jakości brzmienia, nie mogą jednak polegać na tandetnych narzędziach. A te naprawdę dobre kosztują tyle samo, co wymyślny sprzęt dla audiofilów. MY5 to odpowiedź na problemy, z którymi mierzą się niektórzy zawodowcy, ale też propozycja dla amatorów, którzy uwielbiają urządzenia ze studyjnymi korzeniami i chcą zaznać tego wyjątkowego brzmienia, ale też potrzebują czegoś, co nie odstrasza wyglądem, nie wymaga stosowania dziwnej elektroniki, nie sprawia problemów w codziennym użytkowaniu i nie zrobi krzywdy naszym uszom ani ulubionym płytom. Hmm... Czy w ogóle da się to zrobić? Przekonajmy się!
Wygląd i funkcjonalność
Muszę przyznać, że ten test potraktowałem jako swego rodzaju eksperyment. Jednego z założycieli marki My Monitors - Roberta Fijałkowskiego - znam bowiem od wielu lat i bardzo cenię sobie jego trzeźwe, profesjonalne spojrzenie na tematykę sprzętu audio. Jako dystrybutor takich marek, jak Bryston czy Vicoustic, stara się on przemycić na to nasze podwórko odrobinę innego myślenia. Opartego na wiedzy, doświadczeniu i faktach, a nie subiektywnych odczuciach, ulotnych fantazjach i pomysłach nie mających żadnego oparcia w rzeczywistości. Choć sam uważam, że wielu profesjonalistów pewnych rzeczy wciąż nie docenia, lubię jego trzeźwe, techniczne postrzeganie tematu. Z modelem MY5 po raz pierwszy zetknąłem się na ubiegłorocznej wystawie Audio Video Show. Wówczas był to jeszcze produkt w stadium prototypowym, ale jego dźwięk przykuwał uwagę. Dopiero później dowiedziałem się z czym tak naprawdę mam do czynienia i co można z takimi głośnikami zrobić. Widząc obudowy wykończone naturalną okleiną, byłem przekonany, że My Monitors to po prostu nowa marka w dystrybucji MJ Audio Lab. Ale nie. Opisywane monitory są w całości produkowane w Polsce. Już wtedy wiedziałem, że pewnego dnia będę musiał wypróbować je u siebie, jednak na ten moment trzeba było jeszcze trochę poczekać. Projektanci postanowili wprowadzić kilka poprawek i doszlifować detale związane z wykończeniem, aby zaoferować klientom produkt skończony, dopracowany i powtarzalny. Niemal rok później, MY5 trafiły do naszej redakcji.
Produkty powstające na styku świata sprzętu profesjonalnego i audiofilskiego są zwykle nietuzinkowe i zaskakujące. Obie grupy znajdą w nich coś, co wymyka się obowiązującym normom. W przypadku MY5 poniekąd już się to potwierdziło. Profesjonaliści zwrócili bowiem uwagę na ich luksusowe wykończenie. Zupełnie jakby chcieli powiedzieć, że tak bardzo przyzwyczaili się do brzydkich, czarnych głośników, że widok naturalnej okleiny kojarzy im się z głośnikami dla tych świrów, którzy wydają dziesiątki tysięcy złotych na kable i słuchają muzyki tylko z płyt kompaktowych, nie wiedząc nawet jakiej "kastracji" poddawane są nagrania, aby mogły zmieścić się w wymaganiach tego formatu. Dla melomanów takie wykończenie będzie ogromnym plusem, jednak pojawia się dość oczywiste pytanie - czy w ogóle będą oni zainteresowani kupnem aktywnych monitorów? Jeśli spojrzymy na sprawę trzeźwym okiem, ma to sens. Odpada bowiem jeden z największych problemów, z jakim borykają się audiofile - dopasowanie kolumn do wzmacniacza (lub, jak kto woli - odwrotnie). Tutaj sprawę załatwił za nas producent. Pozostaje jedynie zaopatrzyć się w przedwzmacniacz lub źródło z regulowanym wyjściem. A o to też nie jest trudno. W epoce DAC-ów i streamerów takie rozwiązanie nie jest niczym niezwykłym. Wielu użytkowników dysponuje sprzętem z regulacją głośności, ale wykorzystuje go w komplecie z tradycyjnym wzmacniaczem i pasywnymi zestawami głośnikowymi. Co tu daleko szukać... Sam mam dwa źródła z regulowanym wyjściem. Ba! Oba mają nawet zdalne sterowanie. W biurze korzystam z Marantza HD-DAC1, najczęściej w parze z dobrymi słuchawkami, jednak w takiej konfiguracji MY5 mogłyby od razu pracować jako monitory bliskiego pola. W moim "dużym" systemie źródłem jest Marantz ND8006 z dwoma wyjściami. Jedno jest regulowane (z możliwością wyłączenia), a drugie - stałe. Oczywiście najczęściej używam tego drugiego, ale z aktywnymi monitorami to może być już pełny system stereo! Dwa głośniki, z których każdy ma swoją własną końcówkę mocy, plus streamer z regulacją głośności, obsługiwany z poziomu aplikacji? Bajka.
W epoce dominacji formatu CD stosowanie aktywnych monitorów nie było dla audiofilów aż tak atrakcyjne. W końcu co to za różnica czy kupimy wzmacniacz zintegrowany i "normalne", audiofilskie kolumny, czy przedwzmacniacz i głośniki aktywne? Cenowo wychodzi podobnie, a gdybyśmy pewnego dnia zechcieli taki sprzęt sprzedać, na bank lepiej pójdzie nam z klasyczną integrą i pasywnymi głośnikami. Ale kiedy możemy kupić jakieś małe, funkcjonalne pudełko dające nam dostęp do muzyki z różnych źródeł, sprawa nabiera sensu. Naturalnie, nie musi to być ND8006 (choć używam go już jakiś czas i wciąż nie znalazłem w nim zbyt wielu minusów). Wybór jednego z najtańszych streamerów na rynku byłby pewnie przesadą, ale Yamaha WXC-50 lub Bluesound Node 2i - czemu nie? Opcją docelową będzie na pewno wyższej klasy źródło lub preamp z wyjściem zbalansowanym. Jedno jest pewne - jeśli brzmienie monitorów przypadnie nam do gustu, będziemy mogli "zamknąć" ten temat na długi, długi czas, skupiając się już wyłącznie na kwestii źródła i akcesoriach, takich jak okablowanie i zasilanie. Trzeba przyznać, że jest to kusząca perspektywa. Nie tylko dla audiofilów, którzy chcą wprowadzić do swojego systemu coś nowego, ale także dla tych, którzy są już lekko znudzeni, a nawet zmęczeni ciągłymi zmianami elektroniki, chcieliby wreszcie załatwić ten temat i zająć się tym, na co naprawdę mają ochotę - słuchaniem muzyki.
Wróćmy jednak do naszych monitorów. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak dwudrożne, podstawkowe zestawy jednej z audiofilskich manufaktur. Obudowy mają dość oryginalne proporcje - są wysokie i głębokie, ale wąskie. Dodatkowo z tyłu przykręcono do nich metalowe moduły zawierające całą elektronikę "aktywną" - końcówki mocy, zasilanie, regulację głośności, układy odpowiedzialne za sterowanie i procesor DSP. Są to w gruncie rzeczy gotowe moduły miniDSP PWR-ICE125. Czarne skrzynki wykonano z grubych blach pokrytych czarnym lakierem proszkowym. Wykonano w nich szereg otworów wentylacyjnych, a wnętrze wytłumiono kawałkami maty bitumicznej. Moduły nie są przesadnie duże, ale czynią monitory jeszcze głębszymi. Projektanci nie próbowali w jakikolwiek sposób zakamuflować ich obecności. Dla audiofila taka konstrukcja może wydawać się co najmniej dziwna. Większość firm próbuje w ten czy inny sposób integrować wzmacniacz z obudową. Mimo to, rozwiązanie z "zewnętrznym" wzmacniaczem ma kilka plusów. Elektronika ma porządną wentylację, co powinno korzystnie wpłynąć na bezawaryjność i długowieczność monitorów. Do wnętrzności czarnej skrzynki można się też bardzo łatwo dobrać. Co więcej, wyposażenie opisywanych głośników jest zaskakująco bogate. Na tylnym panelu umieszczono trójbolcowe gniazdo zasilające IEC z podświetlanym włącznikiem, wejście RCA w formie dwóch gniazd opisanych jako kanał lewy i prawy, analogowy potencjometr, trzy gniazda XLR, sieciowe złącze RJ-45 (LAN) i cztery diody, z których dwie sygnalizują wybór źródła analogowego, a kolejne informują nas o reakcji układów zabezpieczających - termicznego i prądowego.
To jednak nie wszystko, bo - jak można się domyślić - gniazdo sieciowe nie znalazło się z tyłu przez przypadek. Dzięki niemu możemy dostać się do ustawień naszych monitorów i trochę się z nimi pobawić. Producent zaznacza, że głośniki przyjeżdżają do nas w konfiguracji, która sprawdzają się w większości systemów i pomieszczeń odsłuchowych. Innymi słowy, jeżeli nie czujemy się na siłach albo nie wiemy co dokładnie robimy, nie powinniśmy niczego ruszać. Myślę, że jest to wyraźne ostrzeżenie dla klientów, którzy nie mają w tej kwestii żadnego doświadczenia. Jeżeli jednak chcielibyśmy wykorzystać potencjał drzemiący we wbudowanym systemie sterowania i cyfrowym procesorze dźwięku, wystarczy dostać się do ustawień każdej z kolumn przez sieć. Do dyspozycji mamy między innymi sześciozakresowy equalizer z oddzielnymi krzywymi dla woofera i głośnika wysokotonowego, wybór filtra w zwrotnicy, opóźnienia, poziomy wejściowe i wejściowe, a także opcja zmiany wejścia analogowego na cyfrowe AES/EBU. Wygląda to bardzo ciekawie, szczególnie dla osób mających problemy z konfiguracją swojego systemu lub akustyką pokoju odsłuchowego. Wielu producentów głośników aktywnych i sieciowych stosuje takie rozwiązania, choć zwykle są one zrealizowane w nieco prostszy sposób - na przykład na zasadzie wyboru jednego z trzech wariantów ustawienia (Audium), pomiaru przeprowadzanego za pomocą aplikacji na telefon (Sonos) lub automatycznego korektora wykorzystującego mikrofony zamontowane w samym głośniku (Dynaudio). Myślę, że większość audiofilów potraktuje ten gadżet jako rozwiązanie, z którego będzie można skorzystać jeżeli naprawdę zajdzie taka konieczność. Dobrze wiedzieć, że mamy coś takiego pod ręką, ale nie trzeba z tego korzystać zaraz po wyjęciu kolumn z kartonów.
Opisywane kolumny mają wiele plusów, które audiofile z pewnością dostrzegą i docenią. Wysokiej jakości komponenty obiecują wysokiej klasy brzmienie, a linia transmisyjna - brak problemów ze wzbudzającym się basem. MY5 nie powinny być zbyt wymagające w kwestii ustawienia. Jak pokazała praktyka, nawet niewielka odległość od tylnej ściany (20-40 cm) w zupełności im wystarcza. Dla mnie jednak hitem, rzadko spotykanym w tego typu konstrukcjach, jest wykończenie.MY5 bez wątpienia dają nam spore możliwości, ale nie sprawiają żadnych kłopotów jeśli chodzi o ustawienie, podłączenie i normalną, codzienną eksploatację. Można je traktować jak audiofilskie monitory z doczepionymi z tyłu monoblokami. Do każdego z kanałów podpinamy zasilanie i kabel sygnałowy, ustawiamy identyczną głośność, naciskamy włącznik i gotowe. Poziom wysterowania nie musi być maksymalny. W zależności od używanego źródła daje nam to dodatkową możliwość regulacji "czułości" działania całego systemu. Bez problemu znajdziemy poziom pozwalający zarówno wkręcić sprzęt na wysokie obroty, jak i komfortowo słuchać muzyki późnym wieczorem bez ogromnych przeskoków między początkowymi oczkami na potencjometrze. W przypadku niesymetrycznego ustawienia głośników, pokrętła można też wykorzystać do ustawienia balansu. Idealna sytuacja zakłada, że nie będzie takiej potrzeby, jednak z tego, co obserwuję, wielu audiofilów musi się borykać z takimi czy innymi ograniczeniami. Czasami jedna z kolumn musi wylądować w rogu albo stanąć w wolnej przestrzeni, z przejściem czy korytarzem za plecami. Konstruktorzy opisywanych paczek najwyraźniej brali pod uwagę niektóre (choć nie wszystkie) tego typu czynniki. MY5, przy swoim studyjnym charakterze, są bowiem dość kompaktowe, a nawet zgrabne. Z przodu umieszczono 12,5-cm głośnik średnio-niskotonowy z membraną z powlekanej celulozy i 25-mm jedwabną kopułkę. Uzupełnia je wylot tunelu rezonansowego, który - jak się okazuje - nie jest szczelinowym bas-refleksem, ale ujściem linii transmisyjnej o całkowitej długości 1,4 m. Połączmy to z porządną, sztywną obudową wykonaną z MDF-u i wykończoną naturalnym fornirem, a otrzymamy nietuzinkowy produkt wykorzystujący oryginalne rozwiązania i złożony z kosztownych elementów. Linia transmisyjna, wzmacniacz pracujący w klasie D, procesor DSP, wejścia analogowe i cyfrowe... Kurcze, za podobne monitory ozdobione logiem jednego z utytułowanych producentów musielibyśmy zapłacić, oj... Sporo. Myślę, że co najmniej kilkanaście tysięcy złotych. Najbliższa realna konkurencja MY5 to Dynaudio Xeo 20 za 8900 zł, KEF LS50 Wireless za 9925 zł, DALI Callisto 2 C za 11998 zł czy Audiovector SR 1 Active Discreet Super za 13990 zł. Modele te mają jedną, zasadniczą przewagę nad polskimi monitorami - większość z nich odtwarza dźwięk bezprzewodowo, w ten czy inny sposób. Oczywiście jest to wygodne, ale czy audiofilskie? W pewnym sensie wracamy tu do kwestii źródła, bo jeśli za dziesięć czy dwanaście tysięcy możemy kupić kolumny, które "grają same" (choć też mają swoje ograniczenia), może lepiej wziąć MY5 za 7000 zł, a resztę przeznaczyć na źródło dysponujące znacznie większymi możliwościami?
Opisywane kolumny mają wiele plusów, które audiofile z pewnością dostrzegą i docenią. Wysokiej jakości komponenty obiecują wysokiej klasy brzmienie, a linia transmisyjna - brak problemów ze wzbudzającym się basem. MY5 nie powinny być zbyt wymagające w kwestii ustawienia. Jak pokazała praktyka, nawet niewielka odległość od tylnej ściany (20-40 cm) w zupełności im wystarcza. Dla mnie jednak hitem, rzadko spotykanym w tego typu konstrukcjach, jest wykończenie. Do naszego testu dostarczono parę w standardowym fornirze. Nie jest to orzech ani czereśnia, ale piękny palisander. Na tegorocznej wystawie Audio Video Show pokazano parę w jeszcze ciekawszym klonie czeczotowym. Jeżeli poniesie nas fantazja, możemy zamówić dowolny fornir z katalogu firmy California Trading. Cena monitorów jest wówczas ustalana indywidualnie. Mimo to, wersja czarna prezentuje się na zdjęciach bardzo atrakcyjnie. Ach, no i zrób tu dobrze audiofilowi... Minusy? O ile do samych głośników trudno się przyczepić, to należy zwrócić uwagę na brak takich elementów, jak maskownice, dedykowane podstawki czy chociażby instrukcja obsługi. Możliwe, że jest to jeszcze problem wieku dziecięcego. W końcu My Monitors to młodziutka firma, a MY5 to jej pierwszy komercyjny produkt. Ze względu na brak dokumentacji i skromne opisy na stronie producenta, o wiele spraw musiałem dopytywać się w trakcie testu. Plus jest taki, że dowiedziałem się nawet więcej, ale jako klient wolałbym chyba znaleźć w kartonie ładnie wydaną instrukcję obsługi z opisami gniazd, schematami połączeń i zaleceniami producenta odnośnie zabawy wbudowanym korektorem. Osobiście dodałbym też automatyczny tryb czuwania, który aktywowałby głośniki po wykryciu sygnału na wejściu i odcinał prąd po ustalonym czasie bezczynności. MY5 mimo wszystko dość mocno się grzeją, a biorąc pod uwagę zapowiadane podwyżki cen energii elektrycznej, nie ma co trzymać głośników pod prądem cały dzień i całą noc. Małą niedogodnością dla audiofilów, którzy nigdy nie używali zestawów aktywnych, może być też konieczność użycia dłuższych interkonektów. Zamówienie kabli sygnałowych o odpowiedniej długości nie jest jednak niczym trudnym, a biorąc pod uwagę atrakcyjną cenę polskich monitorów i oszczędność wynikającą z brakiem wzmacniacza, spokojnie można przełknąć cenę długiej łączówki, a nawet - jeśli ktoś ma taką fantazję - dwóch audiofilskich przewodów zasilających.
Brzmienie
Czasami zastanawiam się czy największą barierą dzielącą sprzęt profesjonalny od amatorskiego nie jest przypadkiem charakter dźwięku. Zawodowcy mają jasno określone priorytety. Brzmienie ma być równe, neutralne, pozbawione zniekształceń i nastawione na dynamikę, czytelność i szybkość. Konkretny sprzęt ułatwia pracę. Człowiek odpowiedzialny za realizację nagrań nie może przecież zastanawiać się czy coś słyszał, czy tylko mu się wydawało. Podczas domowych odsłuchów, cechy kojarzone ze sprzętem studyjnym także odgrywają dużą rolę. Nikt nie twierdzi, że audiofile lubują się w sprzęcie oferującym nienaturalne, porozciągane i zamglone brzmienie, z którego nie da się wyłowić istotnych detali. Wielu melomanów szuka jednak odrobiny ciepła, gładkości i muzykalności, aby nawet długie godziny z ulubioną muzyką nie pozostawiały po sobie uczucia zmęczenia. Mam wrażenie, że obie grupy mogłyby się od siebie wiele nauczyć i "sprzedać" sobie coś dobrego. Idea połączenia tych dwóch światów jest bardzo pociągająca. Ale czy wykonalna?
MY5 pokazały, że tak. Myślę, że ich brzmienie usatysfakcjonuje wielu profesjonalistów. Może nie tych przyzwyczajonych do pracy na monitorach absolutnie najwyższej jakości, ale tych zainteresowanych aktywnymi zestawami do dziesięciu tysięcy złotych - spokojnie. Polskie głośniki spełniają swą najważniejszą funkcję - grają tak neutralnie i precyzyjnie, żeby można było na przykład wyłapać problemy z poziomami elementów miksu bez wielokrotnego przesłuchiwania lub sięgania po słuchawki. Ich brzmienie jest równe, czytelne i klarowne, w związku z czym nie powinno dojść do sytuacji, w której po zakończeniu pracy na MY5 przestawiamy się na inne zestawy i słyszymy coś zupełnie innego. Co więcej, testowane monitory charakteryzują się bardzo szerokim pasmem, szczególnie w zakresie niskich tonów. W ich brzmieniu nie ma jednak sztucznej suchości i wyostrzania dźwięku na siłę. Wszystko to z pewnością spodoba się także audiofilom. Nie dość, że mamy do czynienia ze zdrowym brzmieniem zbudowanym zgodnie z ideą hi-fi, dodatkowo otrzymujemy niesamowicie głęboki i mocny bas, średnicę obdarzoną niewielką dawką przyjemnego, papierowego zabarwienia, rozdzielczą ale kulturalną górę pasma, bardzo dobrą dynamikę i fantastyczną stereofonię. Kurczę... Ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Mało tego. Taki dźwięk od samego początku nam się podoba. Szybko zauważamy jego potencjał, napędzany nieprzystającym do tak niewielkich skrzynek basem, ale po wysłuchaniu kilku utworów zaczynamy już rozumieć, że to coś więcej, niż udany głośnik. To produkt, na którym można polegać.
TEST: Bryston BDP-3
W obliczu tak wysokiego poziomu neutralności, chciałbym skupić się na elementach, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Zacznę od niskich tonów. Ich zasięg to jakiś kosmos. Chyba tylko kilka razy w życiu słyszałem tak głębokie pomruki z tak niewielkich wooferów. Kiedy postawiłem MY5 obok podłogówek Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition, ich głośniki znalazły się praktycznie na tym samym poziomie. Z tym, że w większych skrzynkach były to przetworniki odpowiedzialne za wysokie i średnie tony, a na dole czaił się jeszcze 23-cm głośnik basowy. Mimo to, testowane monitory nie miały wobec nich żadnych kompleksów. Co więcej, ich bas był nie tylko głęboki, ale też doskonale wyrównany, prowadzony niemal zupełnie liniowo. Muszę przyznać, że doznałem tu lekkiego szoku. Rozumiem, że można wycisnąć taki dół z monitorów, ale zwykle w takiej sytuacji trzeba się liczyć z wyraźnym podbiciem pewnego zakresu lub innymi skutkami ubocznymi, wynikającymi na przykład z zastosowania nietypowego bass-reflexu lub membrany biernej. Tutaj natomiast możemy cieszyć się iście subwooferowym basem bez jakichkolwiek wyrzeczeń. Niektórzy powiedzą, że nie powinienem się temu dziwić, bo tak właśnie działa prawidłowo zaprojektowana linia transmisyjna. Teoretycznie tak, jednak w praktyce wychodzi to różnie. Żaden rodzaj obudowy nie jest wolny od wad. Nawet zamknięte skrzynki, uznawane przez niektórych audiofilów za wzór czystości i kwintesencję dobrego smaku, nie zawsze oferują dźwięk, który z pełnym przekonaniem można nazwać neutralnym. Wymagają bowiem stosowania głośników, które potrafią przezwyciężyć ciśnienie sprężanego w obudowie powietrza, o wzmacniaczach nie wspominając. Linie transmisyjne mają wiele plusów, ale są też skomplikowane, w związku z czym ceny naprawdę dobrych kolumn wykorzystujących to rozwiązanie zaczynają się od kilkunastu tysięcy złotych. I mówię tu o zestawach pasywnych. MY5 oferują natomiast niesamowicie głęboki bas, który niejako przy okazji jest też równy, wolny od podbarwień i doskonale zintegrowany z resztą pasma. Producentowi na pewno zależało na rozciągnięciu jego dolnej granicy bez wprowadzania niepożądanych elementów, a nie na imponowaniu audiofilom lubiącym łączyć odsłuch z solidnym masażem brzucha. Mimo to, udało się osiągnąć i jedno, i drugie.
Niewielkie rozmiary opisywanych zestawów z pewnością przyczyniły się także do uzyskania trójwymiarowej sceny stereofonicznej. Małym głośnikom z reguły łatwiej jest zniknąć z pomieszczenia odsłuchowego i MY5 z premedytacją tę przewagę wykorzystują. Muszę jednak w tym momencie zwrócić uwagę na jedną, bardzo ważną rzecz. Chodzi oczywiście o ustawienie. O ile manewrując głośnikami szybko udało mi się osiągnąć prawidłową równowagę tonalną i zachęcić monitory aby elegancko wtopiły się w nasze pomieszczenie odsłuchowe, tak w kwestii stereofonii sprawa wymagała wprowadzenia kilku maleńkich korekt. Testowane zestawy niezwykle dokładnie reagowały na każde kilka centymetrów poszerzenia bazy czy delikatne zmiany kąta dogięcia. Powiedziałbym, że odbywa się to bardziej na zasadzie zachęcania użytkownika do podjęcia wysiłku, niż narzekania na panujące w pokoju warunki. Nie sądzę, aby cały przestrzenny czar prysł, jeśli będziecie musieli rozstawić kolumny szerzej, niż by sobie tego życzyły. W odpowiednim ustawieniu możecie spodziewać się szerokiej, głębokiej sceny z wyraźnymi źródłami pozornymi, dobrze zdefiniowanymi odległościami i sporą dawką powietrza między instrumentami. Aby jednak tego doświadczyć, należy skrupulatnie podejść nie tylko do ustawienia samych głośników, ale i wybrać sobie jedno idealne miejsce odsłuchowe. Tutaj wszystko jest jasno określone, w związku z czym nie można do odsłuchu usiąść sobie byle jak. Sweet spot jest jednoosobowy. Jeżeli będziecie chcieli posłuchać muzyki ze swoją drugą połówką, hmm... Nikt nie powiedział, że trzeba siedzieć obok siebie, prawda? Wystarczy bowiem przesunąć głowę w bok i efekt nie jest już taki sam. Wciąż pozostaje dobry, ale jeżeli raz zauważymy, jak fantastycznie te głośniki rysują przed nami przestrzeń, nie będziemy chcieli słuchać muzyki w żadnym innym miejscu. Przetestowałem w życiu kilkaset zestawów głośnikowych i niewiele z nich budowało scenę stereofoniczną w tak ostry sposób. Potwierdziło się to zresztą podczas ostatniej wystawy Audio Video Show. Jeśli usiedliście z boku, przestrzeń była niezła, ale bez rewelacji. Ale jeśli komuś trafiło się to jedno, najlepsze miejsce - pozamiatane.
Brzmienie MY5 jest równe, konkretne i rzetelne. A jednak gdzieś w tym wszystkim czai się też pewna dawka, no właśnie, ciepła? Chyba nie, bo barwa pozostaje wyzerowana. Raczej spójności, gładkości, kultury pracy. Moim zdaniem wynika ona z zastosowania celulozowego woofera i jedwabnego tweetera oraz wzmacniacza opartego na modułach ICEpower.Jednym z największych plusów opisywanych monitorów jest fakt, że - przy całej neutralności i poprawności - ich konstruktorom udało się znaleźć złoty środek między przejrzystością a muzykalnością. Jak już wspomniałem, podczas odsłuchu nie mamy poczucia jakby coś ważnego nam uciekało. Brzmienie MY5 jest równe, konkretne i rzetelne. A jednak gdzieś w tym wszystkim czai się też pewna dawka, no właśnie, ciepła? Chyba nie, bo barwa pozostaje wyzerowana. Raczej spójności, gładkości, kultury pracy. Moim zdaniem wynika ona z zastosowania celulozowego woofera i jedwabnego tweetera (miękkie materiały często wprowadzają do dźwięku jakiś element łagodności) oraz wzmacniacza opartego na modułach ICEpower (klasa D w odpowiednich warunkach także potrafi pchnąć brzmienie w kierunku muzykalności). Jak by nie było, polskie monitory nie stawiają wszystkiego na jedną kartę. Nie są tylko brutalnymi, studyjnymi rozpruwaczami nagrań. Potrafią także pokazać muzykę w sposób syntetyczny. Nie przestawiają priorytetów tak, aby nagle mało istotne detale znalazły się ponad całością. Moim zdaniem jest to ich ogromna zaleta. Może patrzę na tę sprawę jak typowy audiofil, może byłbym bardziej krytyczny gdyby chodziło o wybór narzędzia do pracy, ale co tu dużo ukrywać - podobało mi się. I to bardzo.
Budowa i parametry
My Monitors MY5 to aktywne, dwudrożne monitory zbudowane w oparciu o 12,5-cm głośnik nisko-średniotonowy z powlekaną membraną papierową o dużym wychyleniu i 25-mm jedwabną kopułkę obsługującą zakres wysokich tonów. Membranę woofera wzmocniono specjalnymi, gumowymi pierścieniami, a dla zwiększenia wydajności przetwornika zastosowano w nim mocny układ magnetyczny i cewkę o średnicy 25,4 mm. Najciekawsza jest jednak konstrukcja obudowy, którą wykonano z gęstych płyt MDF i wzmocniono przegrodami tworzącymi tunel linii transmisyjnej ze szczelinowym, łagodnie wyprofilowanym wylotem na przedniej ściance. Labirynt ma łączną długość 1,4 m i wspomaga reprodukcję niskich częstotliwości bez typowego dla tradycyjnych bass-reflexów problemów fazowo-rezonansowych. Producent twierdzi, że dzięki temu MY5 oferują dźwięk o skali i rozdzielczości dużo większych i droższych monitorów, precyzyjnie oddając przestrzeń i ułatwiając umiejscowienie w niej poszczególnych partii miksu. Wnętrze wytłumiono sporymi płatami gąbki czopowej, a szerokie ujście tunelu wyfrezowano w przedniej ściance kolumn, dzięki czemu nie ma tu dodatkowego elementu w rodzaju plastikowej nakładki. W pierwszych wersjach coś takiego stosowano, jednak ostatecznie firma zdecydowała się na wersję bez tego ozdobnika. Czy słusznie? Nie potrafię tego ocenić. W obecnej formie MY5 przypominają niektóre monitory Xaviana, natomiast z plastikowym wylotem trącą głośnikami PMC, do których konstrukcyjnie bez wątpienia nawiązują. Jeśli chodzi o sekcję wzmacniającą, zastosowano tu moduły ICEpower pracujące w klasie D. System jest zintegrowany ze zwrotnicą połączoną z procesorem DSP i impulsowym zasilaczem, w związku z czym elektronika nie zajmuje zbyt dużo miejsca. Warto nadmienić, że dla woofera i tweetera zastosowano oddzielne wzmacniacze o mocy 125 W każdy. Jeśli chodzi o parametry, poza wymiarami głośników producent podaje tylko pasmo przenoszenia, które rozciąga się od 30 Hz do 20 kHz.
Werdykt
Wyjątkowo ciekawe zestawy głośnikowe oferujące zrównoważony, dynamiczny i uniwersalny dźwięk z głębokim basem i wyjątkową stereofonią. Jedne z niewielu zestawów głośnikowych, które potrafią łączyć ogień z wodą w tak naturalny sposób. Pozostaje tylko pytanie czy przesiadka na aktywne monitory nie będzie dla niektórych audiofilów zbyt odważnym przedsięwzięciem. Z pomocą przychodzi jednak rachunek ekonomiczny. MY5 do szczęścia potrzebują tylko źródła z regulacją głośności, dobrych podstawek i długich kabli sygnałowych. Kupując jeden z tańszych streamerów lub DAC-ów z regulowanym wyjściem, zmieścimy się w czterocyfrowej kwocie za cały system. Jeśli zdecydujemy się na lepsze źródło lub przedwzmacniacz, cenę integry lub końcówki mocy i tak mamy z głowy. Czy uzyskanie tej samej jakości brzmienia z zestawu z kolumnami pasywnymi jest niemożliwe? Nie, ale dla wielu melomanów będzie zdecydowanie trudniejsze. Kluczem jest bowiem odpowiednie dopasowanie wszystkich elementów do siebie, z czym nie zawsze radzą sobie nawet doświadczeni audiofile. MY5 dają nam możliwość zbudowania znakomitego systemu stereo na skróty. Gdybym przymierzał się do kupna systemu stereo z prawdziwego zdarzenia lub wymiany wzmacniacza i kolumn na coś lepszego, na pewno zainteresowałbym się taką opcją. Co do zastosowania MY5 w studiu, nie mogę postawić jednoznacznej diagnozy, ale mam wrażenie, że tam również się sprawdzą. Bo to po prostu znakomite monitory, z monoblokami w prezencie. Polecam!
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, aktywne
Obudowa: Linia transmisyjna STL (1,4 m)
Wejścia analogowe: XLR, RCA
Wejście cyfrowe: AES/EBU (opcjonalnie)
Moc wzmacniacza: 2 x 125 W (dla każdego kanału)
Pasmo przenoszenia: 30 Hz - 20 kHz
Wymiary (W/S/G): 31/16/30 cm
Cena: 7000 zł (para)
Konfiguracja
Marantz ND8006, Marantz HD-DAC1, Astell&Kern AK70, QED Qunex 3, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr Tablette 6S, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, AudioQuest NRG-2.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze