Audiovector R1 Signature
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Dania. Siedmiokrotnie mniejszy od Polski kraj, który większość z nas kojarzy z klockami Lego i baśniami Hansa Christiana Andersena. Powszechnie uważa się, że jest to jedno z najlepszych miejsc do życia na naszej planecie. Może dlatego, że Duńczycy piją średnio cztery filiżanki kawy dziennie. Po drogach publicznych porusza się dwa razy więcej rowerów niż samochodów. W samej Kopenhadze jest więcej rowerów niż mieszkańców. Około 30% całego terytorium kraju stanowią wyspy. Jest ich 443, a tylko 76 z jest zamieszkanych. Na mapie Danii nie ma miejsca oddalonego o więcej niż 50 km od morza. Jej linia brzegowa jest dłuższa niż Wielki Mur Chiński. Szczyt najwyższego naturalnego wzniesienia kontynentalnej Danii moglibyśmy natomiast podziwiać z góry stojąc na tarasie widokowym Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Ten ostatni mierzy bowiem 231 m, natomiast ta imponująca "góra" o nazwie Møllehøj - nieco ponad 170 m. Ale to nie wszystko. Dania to także kraj wybitnych wynalazców, naukowców i artystów. Mówi się, że żyje tutaj najwięcej laureatów Nagrody Nobla w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Wszystko wskazuje na to, że Duńczycy, kiedy już wypiją wystarczająco dużo kawy i pojeżdżą sobie na rowerze, lubią zaszyć się w jakimś przytulnym miejscu i coś wymyślić, a najlepiej - zbudować. A kiedy już podejmą się jakiegoś wyzwania, niełatwo ich od niego odciągnąć. W 1934 roku pewien ślusarz i zegarmistrz z Kopenhagi, niejaki Jens Olsen, postanowił skonstruować zegar astronomiczny. Przygotowanie samych szkiców zajęło mu dwa lata, a budowa potężnej machiny trwała od 1943 do 1955 roku. Konstrukcja ma 18 tarcz i 12 mechanizmów, które wskazują godziny we wszystkich strefach czasowych, położenie gwiazd i innych ciał niebieskich oraz kolejne dni według kalendarza juliańskiego i gregoriańskiego. Przesada? Może i tak, ale eksperci twierdzą, że zegar Olsena będzie w stanie dokładnie utrzymać czas przez 570000 lat.
Jeśli chodzi o sprawy techniczne, Duńczycy z jakiegoś powodu szczególnie dobrze radzą sobie z głośnikami. Najlepiej rozpoznawalną marką jest tu z pewnością Bang & Olufsen, jednak jeśli spytacie audiofilów, szybko wymienią kilka innych, jak chociażby Dynaudio, DALI, Gato Audio, Gamut, Davone czy System Audio. Na polskim rynku już kilka ładnych lat doskonale radzi sobie także Audiovector. Wcześniej chyba nikt w tę manufakturę nie wierzył. Była, bo była i na tym koniec. Dopiero w pewnym momencie, za sprawą nowego dystrybutora, jej kolumny zaczęły pojawiać się tam, gdzie powinny - w testach, sklepach, na wystawach i w domach zadowolonych klientów. Jeśli się nad tym zastanowić, Audiovector ma wszystko, czego moglibyśmy wymagać od takiej firmy - czterdzieści lat doświadczenia na rynku, ciekawe projekty, autorskie rozwiązania techniczne, głośniki nie do podrobienia, własną fabrykę w Kopenhadze, ofertę skomponowaną z myślą o audiofilach oraz założyciela, który od początku wiedział czego chce, a swoją pasję przekazał synowi, który pewnego dnia pewnie też zarazi nią swoich potomków. Firma nie goni za gadżetami i nie wprowadza dwudziestu nowych modeli co pół roku. Duńczycy stawiają na stabilny rozwój i długoterminowe zadowolenie klientów. Dlatego też oferują im możliwość upgrade'u swoich kolumn, z których większość występuje w kilku wariantach różniących się, w ogromnym skrócie, poziomem zaawansowania technicznego. Z zewnątrz mogą one wyglądać tak samo, ale zmienia się to, co ma największy wpływ na brzmienie - przede wszystkim przetworniki i zwrotnice (choć nie tylko, bo w ramach takiego fabrycznego tuningu z zestawów pasywnych można też zrobić aktywne).
Kilka lat temu w katalogu Audiovectora pojawiła się zupełnie nowa seria QR, do której niedawno dołączyły imponujące podłogówki QR5. Duńczycy zrezygnowali tutaj z systemu IUC (Individual Upgrade Concept), dając klientom produkt "skończony", bez możliwości wymiany przetworników i innych elementów w przyszłości. Jest to zrozumiałe, bo - jak na standardy europejskich producentów kolumn - seria QR to zaledwie średnia półka, a nie żaden hi-end, gdzie producentowi faktycznie mogłoby zależeć na utrzymaniu najwyższego poziomu obsługi klientów, nawet wiele lat po sprzedaży. Na wstęp do tego klubu mogli natomiast liczyć właściciele kolumn z serii SR. Kto umie liczyć, ten wie, że miało to sens, bo między najtańszymi przedstawicielami serii SR a porównywalnymi gabarytowo "QR-kami" nie było jeszcze przepaści cenowej, a ścieżka do ulepszenia systemu bez bolesnej odsprzedaży sprzętu była zawsze otwarta. Jednocześnie jednak konstruktorzy postawili się w sytuacji, która w dzisiejszym świecie jest cokolwiek dziwna. Aby patent z fabrycznym tuningiem faktycznie zadziałał, kolumny objęte systemem IUC musiały być produkowane wiele, wiele lat. I to we wszystkich wersjach. Rzadko kto decyduje się bowiem ulepszyć głośniki do najlepszej specyfikacji pół roku po zakupie modelu bazowego. Zwykle odbywa się to po kilku, czasami kilkunastu latach, a czasami - nigdy. Skoro jednak umowa była taka, by właściciel najtańszej wersji Signature w dowolnym momencie mógł przerobić ją na model z dopiskiem Avantgarde Arreté, trzeba było się tego trzymać. Konkurencja raz na dwa lata wprowadza "zupełnie nową" serię z odświeżonym tweeterem i ładniejszymi gniazdami, a my co? Wciąż oferujemy takie same kolumny, które audiofilom zdążyły się już trochę znudzić? Wszystkie recenzje dawno napisane, nagrody przyznane, a niektórzy fani doszli już do końca przewidzianej ścieżki i zastanawiają się co dalej. Fakt, zawsze zostają flagowe modele R8 i R11, jednak to już zabawki dla dużych chłopców i sprzęt do nagłaśniania sporych pomieszczeń. Stało się jasne, że ze swoją kultową serią Audiovector będzie musiał w końcu coś zrobić...
Wygląd i funkcjonalność
I zrobił. Raz a dobrze. Okazuje się, że Duńczycy już od dawna pracowali nad kolejną generacją tych kolumn. Czasu mieli pod dostatkiem. Jasno wyrazili swoją filozofię, więc nikt nie spodziewał się po nich gwałtownych ruchów. Rewolucji też nie chcieli. Ich klienci przyzwyczaili się do pewnego stylu - tak w sferze wzornictwa, jak i brzmienia. Na przestrzeni lat pojawiło się jednak wiele nowych materiałów i rozwiązań technicznych, które razem składają się na dużą różnicę jakościową. Wyobrażam sobie to tak, że ilekroć Ole Klifoth lub jego syn, Mads, dostrzegli możliwość poprawy jakiegoś elementu kolumn z serii SR - głośników, membran, obudów, a nawet terminali czy cokołów stabilizujących - sprawdzali go, testowali i słuchali, a pozytywnie zweryfikowane pomysły odkładali na jakąś specjalną półkę. Kiedy podjęli decyzję, że to już ten moment, wyciągnęli je wszystkie i zbudowali kolumny o dobrze znanych kształtach praktycznie od podstaw. Tak narodziła się seria R. W stosunku do starszych zestawów, w nowych modelach wprowadzono łącznie 164 zmian. Ponieważ z zewnątrz zmieniło się raczej mniej, niż więcej, laicy pewnie mieliby problem ze znalezieniem choćby pięciu kluczowych różnic, jednak znawcy tematu od razu dostrzegą inne membrany, inne rodzaje wykończenia, cokoły, gniazda, a nawet oznaczenia. Producent mówi krótko - nowa seria ma łączyć jakość brzmienia najwyższych modeli R 11 Arreté i R 8 Arreté z rozmiarami i cenami, z jakimi mogliśmy do tej pory spotkać się w kolumnach z serii SR.
Podobnie, jak dotychczas, Audiovector nie bawi się w mnożenie bytów i wymyślanie mniejszych monitorów, większych monitorów oraz największych monitorów z tweeterem zamontowanym w oddzielnej obudowie, a następnie małych, średnich, dużych i bardzo dużych podłogówek. Jak na dzisiejsze standardy, nowa seria R zadziwia minimalizmem. Jeżeli interesują nas kolumny do systemu stereo, do wyboru mamy właściwie tylko dwie pozycje - monitory oznaczone symbolem R1 lub podłogówki o nazwie R3. System kina domowego możemy uzupełnić głośnikiem centralnym RC i subwooferem R SUB Arreté. I to właściwie wszystko. Oczywiście, zgodnie z koncepcją IUC, każdy z modeli dostępny jest w kilku wersjach, jednak teraz zamiast czterech "stopni wtajemniczenia" mamy trzy - Signature, Avantgarde i Arreté. Różnice między nimi, nawet na przykładzie opisywanych monitorów, widać gołym okiem. W najtańszej odmianie zastosowano głośnik nisko-średniotonowy z membraną z włókna węglowego i wklęsłą nakładką przeciwpyłową oraz jedwabną kopułkę R Evotech. W wersji Avantgarde wysokie tony obsługuje już tweeter AMT z filtrem S-Stop. W odmianie Arreté znajdziemy natomiast szereg innych rozwiązań technicznych, w tym woofer z korektorem fazy, ulepszoną wersję tweetera AMT, zwrotnicę z systemem DFF, przewodniki poddane wymrażaniu NCS (Natural Crystal Structure) oraz gniazda z systemem uziemienia FREEDOM, który zdaniem producenta pozwala na uzyskanie czystszego, bardziej przestrzennego brzmienia.
TEST: Audiovector QR5
Wszystko to wygląda bardzo zachęcająco. Podejrzliwym audiofilom może wydawać się, że większość tych wynalazków i trzyliterowych skrótów to marketingowy bełkot i najzwyklejsza ściema, jednak ja miałem okazję przekonać się, że za każdym lub prawie każdym pomysłem Duńczyków kryje się przemyślane rozwiązanie, którym każdy inny producent zestawów głośnikowych chwaliłby się na wszystkich odpustach. Sam kiedyś podchodziłem do tych "systemów" z dużym dystansem, jednak Ole Klifoth wytłumaczył mi działanie każdego z nich w ciągu pięciu minut, wykorzystując rekwizyty, które wozi ze sobą w małej walizeczce. Ma tam cewki, magnesy, membrany, przewody i szereg innych rzeczy, które razem wyglądają jak miniaturowe laboratorium elektrotechniczne albo model czegoś bardzo, ale to bardzo podejrzanego. Nie mogę się nadziwić, że wpuszczają go z czymś takim do samolotów. Od razu widać, że facet zna się na robocie. Dlatego też poszczególne wersje tych samych kolumn brzmią zupełnie inaczej. Podczas testu odsłuchowego wyraźnie słychać za co płacimy decydując się na droższy model lub ulepszenie naszych głośników w systemie IUC. Jeżeli jednak myśleliście, że wskoczenie na wyższy poziom wymaga jedynie niewielkiej dopłaty, mocno się zdziwicie. Za parę opisywanych monitorów w bazowym wykończeniu trzeba zapłacić 11490 zł. Na wersję Avantgarde trzeba wyłożyć już 18490 zł. Siedem tysięcy złotych za tweetery AMT? Okej, nie takie rzeczy w życiu widziałem, ale uważam, że to gruba przesada. Przecież za 4490 zł można kupić monitory QR1 z bardzo podobnymi głośnikami wysokotonowymi. Identyczne na pewno nie są, ale 11490 a 18490 zł to przepaść. Topowe R1 Arreté kosztują natomiast 22990 zł. Nie rozumiem dlaczego w tym przypadku dopłacamy mniej, otrzymując w zamian więcej ciekawych rozwiązań technicznych. Wygląda to tak, jakby producent chciał zachęcić posiadaczy bazowej wersji Signature, by wskoczyli od razu na najwyższy poziom, omijając odmianę Avantgarde. Ja raczej nie zawracałbym sobie nią głowy. Co ciekawe, możliwość upgrade'u dla posiadaczy kolumn z serii SR (2014-2019) i jeszcze starszej Si (2008-2014) będzie wciąż utrzymywana. Dokładnie nie wiadomo jak długo, jednak Audiovector z pewnością nie zamierza zostawić swoich klientów na lodzie. Jest to także dobra informacja dla wszystkich zainteresowanych nowymi "R-kami". To nie jest jednorazowa przygoda, która może zakończyć się tylko odsprzedażą kolumn za grosze lub wywiezieniem ich na śmietnik.
Godne uwagi są natomiast trzy inne opcje. Pierwsza to biały lub czarny lakier fortepianowy, którego zaznaczenie w przypadku testowanych monitorów wiąże się z dopłatą 2200 zł, niezależnie od wersji. Standardowe wykończenia też brzydkie nie są, ale jeżeli zamierzamy w przyszłości zafundować naszym kolumnom firmowy upgrade, chyba nie ma co oszczędzać. Tym bardziej, że w takim przypadku Audiovector może pokryć kolumny lakierem o wysokim połysku w dowolnym wybranym przez nas kolorze. Wielu właścicieli kolumn z serii SR wybrało je może nie "tylko", ale "również" ze względu na możliwość wyboru nawet bardzo odjazdowego lakieru - pomarańczowego, zielonego, niebieskiego, czerwonego... Warto też zaznaczyć, że dopłata za lakier jest teraz znacznie niższa, niż w serii SR. Druga opcja to dedykowane podstawki, które kosztują 3200 zł. Sporo, jednak firmowe standy są idealnie dopasowane do zaokrąglonych obudów "jedynek". Inna sprawa, że są po prostu bardzo, bardzo solidne i zapewniają monitorom doskonałe oparcie. Trzecia opcja zainteresuje melomanów ceniących sobie wygodę i funkcjonalność. Chodzi o upgrade do wersji Active Discreet czyli "zaktywizowanie" naszych kolumn tak, aby można było podłączyć je bezpośrednio do źródła lub nawet słuchać muzyki prosto z sieci. Dla audiofilów nie jest to zbyt kuszące rozwiązanie. Oni wolą samodzielnie dobrać do kolumn jakiś fajny wzmacniacz. Co innego ludzie, którzy szukają prostoty i luksusu, a sprzęt audio służy im do wspomagania telewizora, kiedy oglądają mecz lub serial, ewentualnie słuchania radia lub muzyki z YouTube'a, przez Bluetooth. Pomyślicie, że nikt przy zdrowych zmysłach nie kupuje kolumn za kilkadziesiąt tysięcy złotych, aby na dzień dobry wyrzucić do kosza to, nad czym duńscy inżynierowie pracowali wiele, wiele lat? Zdziwilibyście się... Ole Klifoth jest ze swoich aktywnych kolumn bardzo dumny. Podkreśla nawet fakt, że stosowane w nich wzmacniacze celowo "wzbogacają" sygnał pewną dawką zniekształceń, aby słuchacze odbierali brzmienie jako przyjemne i muzykalne. Ja jednak byłbym ostrożny. Audiofile zawsze traktowali aktywne głośniki z rezerwą. Dla nich to daleko idące uproszczenie, które dodatkowo ogranicza nam wybór sprzętu towarzyszącego. Coś, co może sprawdza się w studiach nagraniowych, ale w domu - niekoniecznie. O aktywnych wersjach modeli z serii R na razie wiadomo jednak niewiele. Zakładam, że w pewnym momencie się pojawią, jednak w tej chwili nie znamy ani ich parametrów, ani cen. Z tego względu uważam, że przygodę z kolumnami z serii R należy zacząć od najtańszej wersji Signature, a później odkładać na upgrade do modelu Arreté.
Kolumny prezentują się nie tylko elegancko, ale i profesjonalnie. Ich stylistyka kojarzy mi się z luksusowymi samochodami. lakier, metal, włókno węglowe, bass-reflexy wyglądające trochę jak dyfuzory lub sportowe wydechy... Podobno nie jest to przypadek, a kolor wersji dostarczonej do naszego testu został zainspirowany nowym modelem Porsche.Na pierwszy rzut oka, R1 Signature to po prostu poprawiona wersja modelu SR1 Signature, z innym głośnikiem nisko-średniotonowym i ładniejszymi gniazdami. Jeżeli jednak mieliście kiedyś do czynienia z kolumnami ze starszej serii, zauważycie kilka mniejszych różnic, jak kształt maskownic, kolorystyka poszczególnych elementów czy ogólna sztywność obudów, przekładająca się na lepszy "wynik" opisywanych monitorów w tak zwanym teście opukiwania. Czuć, że jest lepiej. Jednak z zewnątrz, to by było na tyle. Nie wiem czy to dobrze, że Duńczycy zdecydowali się zachować generalny kształt zestawów z tej serii. Niektórzy klienci mogą uznać, że nic wielkiego się nie zmieniło. Na szczęście ceny też utrzymano na podobnym poziomie. Testowane monitory imponują przede wszystkim technologią i dbałością o detale, takie jak pięknie położony lakier, tunele rezonansowe zabezpieczone metalowymi siateczkami czy pojedyncze, masywne terminale. Swoją drogą, sesja zdjęciowa ujawniła, że za wspomnianymi siateczkami kryje się coś jeszcze. Gąbki? Wygląda na to, że bass-reflexy są tutaj w jakiś sposób wytłumione. Całkowicie raczej nie, bo jaki sens miałoby montowanie z tyłu tuneli, które tak naprawdę są fabrycznie zatkane? Widać jednak, że konstruktorom bardzo zależało na tym, aby uzyskać bardzo konkretny dźwięk, a do tego w jakimś stopniu uniezależnić rezultat brzmieniowy od warunków panujących w pomieszczeniu odsłuchowym. Spójrzcie też na śruby utrzymujące na miejscu głośniki. Mają nietypowe, ale bardzo eleganckie łby. Dzięki temu bez odpowiedniego narzędzia nikt nie dostanie się do środka, a użytkownik nie musi oglądać brzydkich "krzyżyków" lub "gwiazdek" wyglądających jakby zostały kupione na kilogramy w najbliższym sklepie z artykułami metalowymi. Niby drobiazgi, ale Duńczykom chciało się nad nimi pochylić. Zastanawiam się tylko dlaczego kosz głośnika nisko-średniotonowego wygląda inaczej niż kołnierz tweetera i umieszczony w górnej części przedniego panelu "daszek" z logiem Audiovectora. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo faktur i odcieni metalu lub lakieru jest tutaj całkiem sporo. Ważne, że całość ze sobą współgra, a kolumny prezentują się nie tylko elegancko, ale i profesjonalnie. Ich stylistyka kojarzy mi się z luksusowymi samochodami. lakier, metal, włókno węglowe, bass-reflexy wyglądające trochę jak dyfuzory lub sportowe wydechy... Podobno nie jest to przypadek, a kolor wersji dostarczonej do naszego testu został zainspirowany nowym modelem Porsche. Tak czy inaczej, można tu znaleźć wiele elementów, które z pewnością przypadną do gustu fanom luksusowego sprzętu i zabawek dla dużych chłopców. Sprawdźmy więc czy nowe Audiovectory tylko wyglądają groźniej, czy może potrafią też o wiele lepiej zagrać.
Brzmienie
Od razu słychać, że potrafią. Zanim jednak przejdziemy do dokładnej analizy ich brzmienia, pozwolę sobie odejść od tematu (ale na krótko i niedaleko, obiecuję). Pierwszymi kolumnami Audiovectora, które wypożyczyliśmy do testu po zmianie dystrybutora były podłogówki SR3 Avantgarde Arreté. Zagrały bardzo ciekawie, ale początkowo miałem z nimi pewne problemy. Pod wieloma względami były to zestawy bezkompromisowe. Wymagały ogromnej cierpliwości jeśli chodzi o ustawienie, reagując na najdrobniejszą zmianę odległości od ścian lub kąta dogięcia, a w kwestii sprzętu towarzyszącego i jakości serwowanych im nagrań nie pozwalały na żadne oszustwa, nie przymykały oka na najdrobniejsze błędy. Dodatkowo cena, jak za średniej wielkości podłogówki z trzema głośnikami, była bardzo wysoka. Później testowaliśmy modele Ki3 Super, QR1 i SR1 Avantgarde Arreté. Gościnnie, podczas wrocławskiego Audiofila, miałem okazję posłuchać także potężnych "szóstek". Wszystkie fajne, ale moim ulubionym modelem z serii SR była podstawowa odmiana SR3 - Super. Nie dość, że stosunek jakości do ceny był w tym przypadku nie do pobicia, to jeszcze brzmienie było, hmm... W kategoriach bezwzględnych na pewno słabsze. Nie tak szybkie, dynamiczne i przejrzyste, jak w wersji Avantgarde Arreté. Ale wciąż bardzo ciekawe, naturalne, zwarte i przestrzenne, a do tego mniej bezwzględne, bez tendencji do stawiania wszystkiego na ostrzu noża, a przez to - bardziej uniwersalne, łatwiejsze do przyswojenia i znacznie, znacznie prostsze w "obsłudze". Znalezienie partnera dla tych kolumn nie stanowiło żadnego problemu. Z niektórymi tranzystorami rozumiały się tak sobie - grało dobrze, ale jeszcze bez szału. Natomiast z lampami i nowoczesnymi piecykami pracującymi w klasie D - miód, rozkosz i synergia. Szczerze mówiąc, w pewnym momencie byłem już bardzo bliski ich kupna, ale wtedy pojawiły się podłogówki QR5 i, co tu dużo mówić, rozwaliły system. Nie miały tej średnicy i tej gładkości, co SR3 Super lub SR3 Signature (które też grały bardzo podobnie), jednak ich swobodne, głębokie, stadionowe brzmienie udekorowane wysokimi tonami wydobywającymi się z powiększonego tweetera AMT kupiło mnie w ciągu kilkunastu minut. To jedne z najlepszych kolumn w swoim przedziale cenowym i zarazem jedne z najtańszych podłogówek, jakim przyznaliśmy nagrodę "High End", ale... Nie każdy potrzebuje tak potężnych "paczek". W otwartym na przedpokój i kuchnię salonie o powierzchni ponad trzydziestu metrów kwadratowych sprawdzają się znakomicie, jednak w mniejszym pomieszczeniu na pewno miałbym problem z "opanowaniem sytuacji". Zestawy z serii SR - oprócz tego, że jest to po prostu wyższa półka jakościowa - wydają się być bardziej odporne na warunki akustyczne. Kilka metrów kwadratowych w jedną czy drugą stronę nie robi im wielkiej różnicy.
WYWIAD: Ole Klifoth - Audiovector
I właśnie tutaj do gry wchodzą R1 Signature. Dwudrożne monitory, które gabarytami i skalą dźwięku na pewno nie będą mogły rywalizować z największym reprezentantem serii QR, ale jakością i ceną - jak najbardziej. Nie ukrywam, że byłem bardzo, ale to bardzo ciekawy jakie będą moje pierwsze odczucia po przepięciu kabli głośnikowych z QR5 do R1 Signature. I co? Ech... Fajne są. Oczywiście, nie otrzymałem równie głębokiego basu ani przyjemnie lekkich, napowietrzonych, rozpływających się w powietrzu wysokich tonów, jakimi potrafią oczarować słuchaczy QR5. Dostałem jednak szereg innych atrakcji, których z kolei "piątkom" trochę brakuje, czego jestem całkowicie świadomy i o czym pisałem w ich teście. Przede wszystkim - średnica. Matko jedyna, jak R1 Signature potrafią w tym zakresie czarować! Muszę przyznać, że tego akurat po kombinacji woofera z włókna węglowego i jedwabnej kopułki absolutnie się nie spodziewałem. Wydawało mi się, że Duńczycy zdecydowali się na "karbonowe" membrany po to, aby brzmienie było gęstsze, lepiej dociążone, bardziej mięsiste. Zamiast tego, opisywane zestawy pokazały rewelacyjnie bliską, realistyczną, namacalną i "obecną" średnicę, która - mówcie sobie, co chcecie - błyskawicznie skojarzyła mi się z tym, co w tej dziedzinie potrafią zafundować kultowe monitory BBC. Jeżeli skupimy się wyłącznie na skrajach pasma, dojdziemy do wniosku, że R1 Signature grają, jak na ten przedział cenowy, zupełnie poprawnie. Najniższe rejestry są delikatnie osłabione, więc subwooferowych pomruków raczej nie będzie. Wyżej jest już zupełnie dobrze. Średni bas potrafi kopnąć, a do tego porusza się bardzo żwawo i nie ma problemów z dudnieniem. Niektórzy producenci "dopalają" ten zakres tak, aby nadrobić brak najniższych częstotliwości. Tutaj żadnego oszukiwania nie ma, w związku z czym sytuacja jest całkowicie jasna i klarowna. Audiovectory robią to, co do nich należy (choć kilka soundtracków pokazało, że gdy się porządnie skupią, potrafią też wytoczyć z siebie coś cięższego). Wysokie tony, jak to z jedwabnego tweetera, są raczej delikatne. Nie można powiedzieć aby to brzmienie było przyciemnione, chociaż nie jest to też taki blask, jaki potrafią dać metalowe kopułki, wstęgi, głośniki tubowe czy inne ciekawe wynalazki. Ale średnica... Co tu dużo mówić, jest absolutnie magiczna. Szczerze? Gdyby jakiś magik umiał "wszczepić" ten zakres dowolnym kolumnom i sprawić, że moje QR5 pokażą taki środek, zapłaciłbym mu tyle, ile kosztują R1 Signature. I byłaby to bardzo, bardzo dobra inwestycja.
Niektórzy powiedzą, że porównywanie dwudrożnych monitorów z trójdrożnymi podłogówkami nie jest do końca uczciwe. To prawda. Są to zestawy stworzone z myślą o innych zastosowaniach, innych pomieszczeniach i słuchaczach o zupełnie innych preferencjach. Łatwo jednak wyobrazić sobie sytuację, w której zarówno jedne, jak i drugie kolumny będą miały sens. Do pokoju o powierzchni dwudziestu, może dwudziestu pięciu metrów kwadratowych można już startować z dużymi podłogówkami, ale monitory powinny dać nam jednak inną jakość brzmienia, a cena, nawet po doliczeniu porządnych standów, jest praktycznie taka sama. Wystarczy spojrzeć na zwrotnice. To jeden z niewielu elementów, na które w QR5 można ponarzekać. Tymczasem filtry w R1 Signature to już wyższa szkoła jazdy. Zobaczymy tu komponenty, jakich nie powstydziłyby się najlepsze kolumny na rynku. Jedwabna kopułka może jeszcze hi-endem nie pachnie, ale głośnik nisko-średniotonowy z membraną z włókna węglowego wygląda już bardzo smakowicie. Wszystko to przekłada się na brzmienie, w którym nie słychać subwooferowego basu ani fruwających po całym pokoju sybilantów, ale od pierwszych minut słychać coś innego - jakość. Duńskie monitory grają tak bezpośrednio, czytelnie, komunikatywnie i bezpretensjonalnie, że nie trzeba doszukiwać się w ich brzmieniu jakiejś głębszej filozofii. Wszystko jest tu wyłożone na tacy. Dźwięk jest monitorowy w sensie skali, dynamiki i basu, ale za to obdarzony elementami zahaczającymi o poziom hi-endowy. Średnica swobodnie tę granicę przekracza. Kiedy w nagraniu pojawiają się wokale lub dowolny instrument operujący głównie w tym zakresie - fortepian, gitara elektryczna, wiolonczela, saksofon - brzmienie katapultuje się na wyższy poziom. A, bądźmy szczerzy, te elementy niemal we wszystkich gatunkach muzycznych pojawiają się bardzo często. Nie sposób nie zauważyć tego, co R1 Signature w tej dziedzinie wyprawiają. Jeżeli lubicie jazzujące ballady, pokochacie je za wokale i pewną "klubową" bliskość. Jeśli wolicie mocniejszą, ostrzejszą muzykę, wybitnie namacalna i klarowna średnica Audiovectorów ujawni się, gdy do akcji wejdą gitary, a nawet w popisach perkusistów.
Myślę, że skojarzenie z kultowymi monitorami BBC nie jest ani przypadkowe, ani bezpodstawne. Różnica jest taka, że tam średnica podana jest "na ciepło". Harbethy, Chartwelle, Spendory i Grahamy lubią podgrzać nie tylko ten zakres, ale w zasadzie cały dźwięk - z miękkim basem i górą, którą często obsługuje metalowa kopułka (wówczas wysokie tony mogą nawet przyjemnie zabłyszczeć), ale jeżeli konstruktorzy użyją "klasycznego" głośnika z miękką membraną, nawet na wykresach widać, że powyżej kilkunastu tysięcy herców nic się już nie dzieje (w monitorach Graham Audio LS5/9 pasmo przenoszenia kończy się na 16 kHz). R1 Signature dają bardzo podobną namacalność i bliskość, ale jednocześnie podają dźwięk w sposób neutralny, bez kombinowania z barwą. Z perspektywy słuchacza, oznacza to co najmniej dwie istotne korzyści. Pierwszą jest podniesienie poprzeczki w dziedzinie szeroko rozumianego realizmu. Wielu audiofilów zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że średnica może być nawet bardzo gęsta i czarująca, ale im bardziej kolumny ją ocieplają, tym bardziej oddalają się od dźwięku "jak na żywo". Audiovectory grają bardziej jak wysokiej klasy monitory studyjne, chociaż - na szczęście - bez śladów nieprzyjemnej suchości czy twardości. Drugim plusem wynikającym z takiej sytuacji jest większa uniwersalność - zarówno jeśli chodzi o odtwarzany materiał, jak i konfigurację sprzętową. Chcąc dobrać odpowiedni wzmacniacz do Harbethów czy Grahamów, właściwie z definicji należy odpuścić sobie próbę "normalizowania" ich dźwięku. Zazwyczaj nawet elektronika o chłodnym, przejrzystym brzmieniu nie potrafi zlikwidować ich naturalnego ocieplenia, a w najgorszym przypadku możemy schrzanić wszystko, za co takie zestawy można polubić lub nawet pokochać. Z Audiovectorami powinniśmy mieć znacznie szersze pole manewru. Mierząc w konkretne, zwarte, neutralne i rozdzielcze brzmienie, wystarczy wypróbować coś w rodzaju Hegla, Naima, T+A, Cyrusa, Exposure'a, Lyngdorfa albo NAD-a. Jeżeli ma być cieplej - Unison Research, Musical Fidelity, Audio Analogue, Pathos, Synthesis itd. Druga opcja to pewniak. Połączenie duńskich kolumn z elektroniką, która lubi to i owo dogrzać (nawet jeśli mówimy o wzmacniaczu lampowym) to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Nie jest to jednak jedyne dobre rozwiązanie. Fani bezkompromisowej przejrzystości lub stuprocentowej neutralności również będą mogli zbudować na bazie Audiovectorów swój wymarzony system. R1 Signature są tak wszechstronne, że wybór odpowiedniego wzmacniacza, źródła i kabli nie będzie łamigłówką nie do rozwiązania. Będzie czystą przyjemnością.
Połączenie duńskich kolumn z elektroniką, która lubi to i owo dogrzać (nawet jeśli mówimy o wzmacniaczu lampowym) to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Nie jest to jednak jedyne dobre rozwiązanie. Fani bezkompromisowej przejrzystości lub stuprocentowej neutralności również będą mogli zbudować na bazie Audiovectorów swój wymarzony system.Minusy? Jedyne o jakich warto wspomnieć wynikają z gabarytów duńskich monitorów oraz faktu, że zastosowano w nich jedwabną kopułkę. W końcu klienci, którzy zdecydują się na którąś z droższych wersji muszą wiedzieć za co płacą. Klasyczny tweeter daje wystarczająco rozdzielczą i przyjemnie gładką górę pasma. Wysokie tony nie są wycofane, ale też trudno spodziewać się po nich tej otwartości i lekkości, jaką z pewnością da nam głośnik AMT. Dla melomanów szukających brzmienia neutralnego i kulturalnego nie będzie to jednak wada, lecz zaleta. Znam kilka osób, które uważają, że "wstęga" na górze to już trochę za wiele dobrego. Na tej samej zasadzie można przyczepić się do niskich tonów. Bas w opisywanych monitorach nie został obliczony na powalenie słuchacza w ciągu pierwszych pięciu minut. Jest po prostu taki, jakiego moglibyśmy oczekiwać po monitorach tej wielkości. W średniej wielkości pomieszczeniu i ze wzmacniaczem, który potrafi uderzyć, R1 Signature nie będą wymagały żadnego wspomagania. Mogą być nawet odkryciem dla audiofilów, którzy zawsze mieli problem z opanowaniem tego zakresu, a na odsunięcie kolumn od tylnej ściany na półtora metra zwyczajnie nie mogą sobie pozwolić. Jeżeli koniecznie będziecie chcieli połączyć je z lampą, która nie ma jakiegoś wybitnego basu, albo wstawić je do dużego pomieszczenia zostawiając sporo miejsca dookoła, sugerowałbym zastanowić się nad uzupełnieniem systemu aktywnym subwooferem lub wziąć pod uwagę podłogówki R3 Signature. Niektórym może też przeszkadzać to, że w R1 Signature zakres średnich tonów jest jednak delikatnie uprzywilejowany. Plus jest natomiast taki, że dźwięk jest mimo wszystko bardzo spójny, a niskie i wysokie tony są ze średnicą znakomicie sklejone. Nie sposób wyłapać punktu, w którym głośniki dzielą się obowiązkami. No i przestrzeń... Celowo nie rozpisywałem się na ten temat, bo musiałbym wyprodukować co najmniej dwa albo trzy akapity. Zamiast tego, powiem tylko, że Audiovectory potrafią zbudować fenomenalną scenę stereofoniczną, całkowicie oderwaną od głośników. Podczas odsłuchu zdarzyło się nawet, że dźwięki lądowały gdzieś z boku, obok mojej głowy, jakby kolumny były w stanie wyczarować jakiś trzeci, wirtualny kanał i przestraszyć mnie dla zabawy. Ale nie. To tylko klasyczne stereo w bardzo, bardzo audiofilskim wydaniu.
Budowa i parametry
Audiovector R1 Signature to dwudrożne, podstawkowe zestawy głośnikowe w obudowie wentylowanej. Duńskie monitory zachowały charakterystyczny kształt ze zwężającymi się ku tyłowi, lekko zaokrąglonymi ściankami bocznymi, jednak w porównaniu ze starszym modelem SR1 w tej samej odmianie, zmieniło się całkiem sporo. Producent zachował system fabrycznego upgrade'u o nazwie IUC (Individual Upgrade Concept), dzieki któremu klienci mogą w dowolnym momencie odesłać do fabryki w celu ulepszenia. Specjaliści z Audiovectora zamontują w nich lepsze komponenty, a przy okazji odświeżą lakier i odnawią gwarancję. Można więc otrzymać lepsze kolumny bez konieczności ich odsprzedaży. W nowej serii R mamy jednak tylko trzy "stopnie wtajemniczenia" dla każdej z kolumn, w związku z czym podstawowy model Signature można upgrade'ować tylko do dwóch wersji - Avantgarde i Arreté. W opisywanej odmianie wysokie tony odtwarza jedwabna kopułka R Evotech, natomiast średnimi i niskimi częstotliwościami zajmuje się 6,5-calowy woofer z membraną wykonaną z włókien węglowych, które mają zapewniać jej wysoką sztywność i doskonałe tłumienie wewnętrzne. Przetwornik zastosowany w testowanym modelu nie ma korektora fazy, a jedynie wklęsłą nakładkę przeciwpyłową. Otrzymał natomiast solidny napęd i obojętny magnetycznie, tytanowy karkas drugiej generacji. Konstruktorzy włożyli także sporo wysiłku, aby ulepszyć obudowy kolumn z serii R przy zachowaniu znanych już kształtów i rozsądnych gabarytów. We wszystkich modelach zastosowano przede wszystkim nowe panele frontowe wykonane ze specjalnego laminatu o wysokiej sztywności. Rozwiązanie to ma pomóc w odseparowaniu wibrującej obudowy od frontu i zamontowanych na nim głośników. Duńczycy twierdzą, że w znacznym stopniu przyczynia się to do redukcji podbarwień dźwięku. Tylne panele we wszystkich kolumnach z nowej linii są głębsze i zostały wykonane z mocniejszych niż poprzednio materiałów. Ze względu na szary lakier o metalicznej fakturze, jakim standardowo wykańczane są wspomniane elementy, niektórzy sądzą, że są one metalowe. Nie jest to prawda, o czym można się szybko przekonać, chociażby przykładając dłoń do przedniej ścianki i metalowego kołnierza tweetera. To częsta pomyłka, którą widziałem nawet w niektórych testach. Tymczasem konstruktorzy Audiovectora nigdy nie twierdzili, że mamy do czynienia z elementami metalowymi. Chodziło raczej o wizualne uzupełnienie obudowy wyróżniającym się frontem i zaokrąglonym tylnym panelem, który zapewne mocno ułatwia wykonanie obudowy o takich kształtach (gdyby go nie było, zamiast dwóch lekko wygiętych bocznych ścianek Duńczycy musieliby zapewne zastosować jeden znacznie większy, zaokrąglony element wykonany z giętego MDF-u lub klejonej warstwowo sklejki). Producent twierdzi, że ułatwienie procesu produkcji nie musi jednak oznaczać kompromisów jeśli chodzi o mechaniczne i akustyczne właściwości obudowy. Wygięte boczki mają zapobiegać powstawaniu fal stojących wewnątrz skrzynek, a wspomniane panele frontowe wykonane z laminatu mają być o minimum 25% sztywniejsze w porównaniu do tych, które widzieliśmy w kolumnach z serii SR. Ciekawostką są umieszczone z tyłu tunele rezonansowe - jeden mniejszy, drugi większy. Oba zostały wyrzeźbione w tylnym panelu i stanowią jego integralny element. Dodatkowo zabezpieczono je metalowymi siateczkami, za którymi zobaczymy coś w rodzaju ustawionej pionowo gąbki. W zestawie znajdziemy tylko instrukcję obsługi i maskownice mocowane na magnesy. Producent nie przewidział możliwości całkowitego zatkania bass-reflexów. Zwrotnica to prawdziwe dzieło sztuki. Filtry umieszczono na jednej płytce drukowanej zamontowanej po wewnętrznej stronie metalowego panelu z pojedynczymi, złoconymi terminalami. Zobaczymy tu wyłącznie komponenty wysokiej i bardzo wysokiej jakości, w tym polipropylenowe kondensatory Bennica z gumowymi pierścieniami tłumiącymi drgania. Punkt podziału ustalono na 3100 Hz, a więc całkiem wysoko. Z pozostałych parametrów, warto zwrócić uwagę na skuteczność wynoszącą 87 dB i przyjazną, 8-Ω impedancję nominalną. W praktyce okazuje się, że R1 Signature bezproblemowo współpracują nawet ze wzmacniaczami o niższej mocy.
Werdykt
W świecie Audiovectora dzieje się ostatnio dużo dobrego. Jeszcze niedawno duńska firma wprowadzała do oferty bardzo udaną serię QR, której topowy reprezentant pojawił się w katalogu zaledwie rok temu, później pokazała światu znakomite, hi-endowe podłogówki R8 Arreté, a teraz udało jej się ulepszyć serię, która zdaniem wielu ekspertów jest zdecydowanie najciekawsza i najbardziej reprezentatywna. Aby nie psuć sobie zabawy, postanowiłem przetestować najtańszy model zbudowany z myślą o systemach stereo. Ot, skromny monitor, jeszcze bez wszystkich firmowych rozwiązań technicznych, ekstremalnie drogich części i dziwnych gniazd z ciekawym systemem uziemienia. Nuda. Standard. Głośnik jak każdy inny... A jednak nie. Audiovector R1 Signature to prawdziwa petarda. Wybitnie audiofilski monitor dla osłuchanego melomana o wyrobionym guście. Zestaw, który za jak najbardziej akceptowalne pieniądze oferuje naturalny, spójny, uniwersalny dźwięk z rewelacyjną, trójwymiarową przestrzenią i średnicą przywodzącą na myśl kultowe monitory BBC, ale podaną bez niepotrzebnego ocieplenia. Głośnik, który z jednej strony umożliwia dogłębną analizę nagrań, a z drugiej - zachęca do konsumowania muzyki godzinami, bez pośpiechu, w poczuciu całkowitego komfortu. Takiego dźwięku nie szukają przypadkowi ludzie, którym do szczęścia wystarczy mocny, nienaturalnie głęboki bas, cykająca góra i sztucznie podrasowana przestrzeń. Dobierzcie do nich odpowiedniej klasy elektronikę, nie żałujcie pieniędzy na kable i podstawki, a otrzymacie dźwięk, który dla większości kolumn z tego przedziału cenowego pozostaje w sferze marzeń.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, wentylowane
Pasmo przenoszenia: 42 Hz - 28 kHz
Impedancja: 8 Ω
Skuteczność: 87 dB
Częstotliwość podziału: 3100 Hz
Wymiary (W/S/G): 37/19,6/29 cm
Cena: 11490 zł
Konfiguracja
Unison Research Triode 25, Marantz ND8006, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Light, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze