Onkyo A-9130
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Onkyo to japońska firma będąca jednym z prawdziwych gigantów na rynku elektroniki audio. Jej początki sięgają 1946 roku, kiedy to powołano do życia przedsiębiorstwo o nazwie Osaka Denki Onkyo. Dobrze poinformowanym audiofilom być może obiło się o uszy coś podobnego, ale od razu uprzedzam, że w tamtych czasach manufaktura z Osaki nie miała jeszcze nic wspólnego z założoną w 1910 roku firmą Nippon Denki Onkyo, znaną dziś jako Denon. Okres powojenny musiał być dobrym momentem na podejmowanie prób podboju świata nie za pomocą karabinów, okrętów, samolotów i chorej ideologii, ale ciężkiej pracy, nowoczesnych technologii i budowania własnej potęgi gospodarczej. Japonia miała wkrótce stać się jednym z niekwestionowanych liderów na tym polu, w czym spory udział miała właśnie branża elektroniczna. Jeszcze zanim klienci na całym świecie zaczęli masowo kupować japońskie samochody czy obiektywy, do europejskich i amerykańskich domów wparowały odbiorniki radiowe, wzmacniacze, gramofony i magnetofony z Kraju Kwitnącej Wiśni. Wystarczy rozejrzeć się na forach i grupach zrzeszających fanów sprzętu stereo z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Sansui, Pioneer, JVC, Yamaha, Marantz, Technics, Denon, Onkyo, Kenwood, Nakamichi, Luxman, Sony, Toshiba, Akai, Sharp, Hitachi... Przed tą inwazją dosłownie nie dało się uciec. I choć Europa miała takie firmy, jak Philips, Grundig czy Siemens, a w Polsce królowały urządzenia Unitry, Diory i Foniki, do dziś rynek sprzętu audio, szczególnie jeśli chodzi o komponenty budżetowe, jest totalnie zdominowany przez Japończyków.
Nie wszystkie z wymienionych wyżej legend japońskiego hi-fi poradziły sobie z wyzwaniami, jakie stawiał przed nimi zmieniający się rynek. Niektóre, zamiast walczyć niczym nieustraszony samuraj, zwyczajnie wycofały się z produkcji sprzętu audio. Inne zostawiły w katalogu jedynie tanie miniwieże, słuchawki lub głośniki bezprzewodowe, a jeszcze inne postawiły na telewizory, radia samochodowe lub cyfrowe lustrzanki. Onkyo należy natomiast do tych, które poradziły sobie znakomicie, wciąż trzymają na swoim talerzu spory kawałek tego elektronicznego tortu i nie mają zamiaru nikomu go oddać. Konkurencja jest jednak ogromna, a ponieważ na tym poziomie gra się o naprawdę duże pieniądze, każdą dobrze prosperującą lub nawet nieźle rokującą firmą interesują się inni. W połowie maja o zawarciu wstępnej umowy na zakup działu konsumenckiego audio firmy Onkyo Corporation poinformowała grupa Sound United, mająca już w swoim portfolio takie marki, jak Denon, Polk Audio, Marantz, Definitive Technology, HEOS, Classé i Boston Acoustics. To odważna zagrywka, a należy przecież pamiętać, że cztery lata temu Onkyo przejęło inną japońską markę - Pioneera (który w zamian otrzymał niecałe 15% akcji Onkyo Corporation). Można więc powiedzieć, że kierownictwo Sound United upiekło dwie pieczenie na jednym ogniu. Na efekty tych działań - jeżeli w ogóle będą widoczne z punktu widzenia zwykłego klienta - pewnie trzeba będzie jeszcze poczekać, ale wszystko wskazuje na to, że w niedalekiej przyszłości japońska firma może być jeszcze silniejsza. Jeżeli jednak nie wykształci się mocniejszy podział obowiązków, możliwe, że wszystkie marki będą rywalizować o tych samych klientów.
Onkyo jest postrzegane jako specjalista od amplitunerów AV, jednak niedawno firma zaczęła wzmacniać ofertę sprzętu dwukanałowego. Najpierw obok kombajnów do kina domowego postawiono ich stereofoniczne odpowiedniki. To był strzał w dziesiątkę. Nagle okazało się, że wielu, wielu klientów wcale nie szukało w amplitunerach możliwości napędzenia pięciu, siedmiu lub jedenastu kolumn, ale wszystkiego poza tym - łączności bezprzewodowej, funkcji sieciowych, tunera radiowego, a nawet przedwzmacniacza gramofonowego. Wielu decydowało się nawet na zakup wielokanałowego amplitunera, choć od początku w grę wchodziły tylko dwie kolumny. Inżynierowie japońskiej firmy stworzyli więc całą serię urządzeń, które nie mają piętnastu końcówek mocy, dekoderów, procesorów i innych typowo kinowych dupereli, ale wciąż dają nam mnóstwo przydatnych funkcji i gniazd, które w systemie stereo faktycznie możemy wykorzystać. O ogromnej popularności takich urządzeń może świadczyć chociażby fakt, że recenzja modelu TX-8150 jest najczęściej czytanym testem w historii naszego portalu. W połowie 2017 roku firma poszła o krok dalej, ogłaszając wprowadzenie pięknego i bogato wyposażonego wzmacniacza zintegrowanego A-9150. Oczywiście, podobne piecyki widzieliśmy w katalogu Onkyo już wcześniej, jednak jeszcze niedawno wydawało się, że koncern z Osaki powoli odpuszcza sobie ten segment. A-9150 okazał się naprawdę dobry, a do tego nie kosztował majątku. No, ale... Na tym poziomie nawet kilkaset złotych może robić klientom różnicę, w związku z czym niebawem wprowadzono dwie tańsze, odchudzone odmiany tego wzmacniacza - A-9110 i A-9130.
Wygląd i funkcjonalność
Audiofilów i melomanów - zwłaszcza tych, którzy nie mogą lub zwyczajnie nie chcą wchodzić na poziom sprzętu w cenie kilku średnich krajowych za klocek - niewątpliwie cieszy fakt, że mainstreamowi producenci systematycznie odświeżają swoje najtańsze wzmacniacze, przetworniki i streamery. Wydawałoby się, że stereofoniczne amplitunery sieciowe zmiotą je z powierzchni ziemi, jednak wielu klientów rozumie lub podświadomie kojarzy, że system złożony z kilku oddzielnych komponentów to wyższy poziom wtajemniczenia, inny rodzaj zabawy z elektroniką i lepszy dźwięk, a często także możliwość dokładnego dopasowania funkcjonalności zestawu do naszych potrzeb. Japończycy pewnie mogliby dać sobie spokój z klasycznymi integrami, ale najwyraźniej nawet w tym przedziale cenowym chcą dać swoim klientom wybór. Decyzja na pewno nie będzie łatwa, bo dwukanałowe amplitunery Onkyo są po prostu świetne. Weźmy na przykład taki TX-8270. Z punktu widzenia przeciętnego użytkownika, ma dosłownie wszystko, czego potrzeba do szczęścia. Wejścia analogowe i cyfrowe, wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy, cztery wejścia i jedno wyjście HDMI, Wi-Fi, Bluetooth, Chromecast i DTS Play-Fi, aplikację sterującą Onkyo Controller, tuner FM i DAB+, AirPlay, obsługę serwisów Spotify, TIDAL, Deezer i TuneIn, a nawet odtwarzanie plików DSD 5,6 MHz. Prawdziwy dzik. A kosztuje tylko 2499 zł. Myślę, że nawet Onkyo zdawało sobie sprawę z tego, że zbudowanie rywala dla takiego wymiatacza nie będzie łatwe.
TEST: Onkyo A-9150
A-9130 ma o wiele skromniejsze wyposażenie. Dwa wejścia cyfrowe i phono stage to właściwie wszystko, co wykracza poza funkcje, które w dobrym wzmacniaczu zintegrowanym powinniśmy otrzymać. Jest też regulacja barwy, duże wyjście słuchawkowe, wyjście dla subwoofera i pilot zdalnego sterowania, ale o łączności sieciowej czy sterowaniu z poziomu aplikacji możemy zapomnieć. Ale, ale... Nie mamy tu do czynienia z wielofunkcyjnym kombajnem, ale klasycznym, niemal całkowicie analogowym piecykiem. "No i co z tego?" - zapytają specjaliści od analizowania tabelek i parametrów. Przecież w porównaniu z TX-8270, A-9130 nie potrafi prawie nic. Tak, ale w tabelkach nie da się ująć tego, co najważniejsze - brzmienia. Można w nieskończoność analizować dane techniczne i wewnętrzną budowę interesujących nas modeli, można sprawdzać jaki zastosowano w nich przetwornik i jaką pojemność mają kondensatory filtrujące, a jakość dźwięku i tak poznamy dopiero podczas pierwszego odsłuchu. Mimo to, każdy doświadczony audiofil wie, że systemy złożone z oddzielnych komponentów są z reguły lepsze niż wielofunkcyjne kombajny. W amplitunerze sieciowym sekcja wzmacniacza jest tylko jedną z wielu płytek upchniętych wewnątrz obudowy, podczas gdy A-9130 ma tylko jedno zadanie, co z pewnością ułatwia mu sprawę. A ponieważ jest to zadanie niezwykle ważne, korzyści płynące z takiego rozwiązania mogą okazać się niebagatelne. Co więcej, partnera dla naszej integry nie trzeba będzie długo szukać. Oczywistym wyborem wydaje się być odtwarzacz sieciowy NS-6130, będący jedną z najmocniejszych propozycji japońskiej firmy. Opisywany model kosztuje 1699 zł. Katalogowa cena streamera NS-6130 to 1599 zł, ale w sieci bez większych problemów znalazłem go za 1199 zł. Komplet kosztowałby więc 2898 zł, a to tylko 399 zł więcej niż TX-8270. Wyposażenie wprawdzie wciąż nie takie samo, ale opcja audiofilska wydaje się niezwykle kusząca. W cenie amplitunera możemy dostać o wiele ładniejszy, bardziej elegancki system obiecujący lepsze brzmienie i możliwość rozbudowy w przyszłości.
Nowa integra japońskiej firmy to nie byle wzmacniaczyk w plastikowej obudowie. Od razu widać, a raczej czuć, że manufaktura z Osaki nie poszła na łatwiznę, montując w środku gotowe końcówki mocy pracujące w klasie D i impulsowe zasilacze warte tyle, co ładowarka do smartfona. A-9130 przyjeżdża do nas w standardowej wielkości opakowaniu. Jego masa nie pozostawia wątpliwości, że w środku znajduje się solidny kawał żelastwa. I dobrze, bo mimo postępu technicznego, miłośników sprzętu audio ciężko jest przekonać do nowoczesnych, ekologicznych rozwiązań. Nie jestem przeciwnikiem klasy D, bo wiele wzmacniaczy wykorzystujących przełączane końcówki mocy pozytywnie mnie zaskoczyło. Devialety są super, Lyngdorf jest super, nawet tańsze integry Primare'a i NuPrime'a dają radę. Ale są to urządzenia ze średniej i wysokiej półki. Te z niższej to, niestety, najczęściej straszny syf. Tradycyjne piecyki są z reguły znacznie bezpieczniejszym wyborem. Co ciekawe, Onkyo trzyma się sprawdzonej receptury we wszystkich trzech klockach z "nowego rozdania" - A-9150, A-9130 i A-9110. Różnic jest jednak więcej, niż można by się spodziewać. Pierwsze dwa modele dysponują taką samą mocą - 60 W na kanał przy 4 Ω, natomiast najtańszy model jest tylko o 10 W słabszy. A-9150 jest też pierwszym wzmacniaczem Onkyo wyposażonym w system Discrete SpectraModule czyli ekranowane stopnie wejściowe końcówki mocy zbudowane na elementach dyskretnych. Pozostałe dwie integry tego rozwiązania nie posiadają. Najwięcej różnic znajdziemy jednak, gdy porównamy ze sobą przednie i tylne ścianki wszystkich trzech piecyków. Z każdym krokiem w dół ubywa przycisków, gniazd i funkcji. Mimo to, A-9130 wydaje się przynajmniej równie ciekawy, jak jego starszy brat. A-9110 kusi niską ceną, ale jest to już bardzo okrojona konstrukcja, bez jakiegokolwiek gniazda cyfrowego i z kablem zasilającym zamontowanym na stałe. Opisywany model wciąż ma natomiast jedno wejście koaksjalne i jedno optyczne, a w porównaniu z A-9150 nie ma na przykład podwójnych wyjść głośnikowych, stereofonicznego wyjścia z przedwzmacniacza (jest tylko jedno gniazdo RCA dla subwoofera) i kilku innych gadżetów. Nie wygląda na to, abyśmy tracili coś, czego naprawdę potrzeba w codziennym użytkowaniu. Różnica w cenie jest natomiast spora - 2499 kontra 1699 zł. Od razu widać, że A-9130 ma zadatki na hit.
Co więcej, japońska integra prezentuje się naprawdę dobrze. Spodziewałem się, że od razu będzie tu widać elementy, na których producent zaoszczędził. Ale nie. Nie ma paskudnie tanich terminali głośnikowych, zwisającego z tyłu kabelka, plastikowego frontu ani odkształcających się nóżek. Nic z tych rzeczy. A-9130 to porządnie zrobiony wzmacniacz, który wzbudza zaufanie wysoką masą i iście japońską precyzją wykonania. Jego front to właściwie kwintesencja budżetowej, audiofilskiej integry. Idąc od lewej, mamy tu płaski włącznik i okrągły odbiornik podczerwieni, trzy pokrętła służące do ustawienia barwy dźwięku i balansu, duży, całkowicie analogowy potencjometr, trzy maleńkie przyciski aktywujące funkcję Direct (ominięcie regulacji barwy), Phase Matching Bass i bezpośrednie wejście do końcówki mocy, następnie pokrętło selektora wejść z wąskim "ekranikiem" pokazującym aktywne źródło i 6,3-mm gniazdo słuchawkowe. Prosto, schludnie i funkcjonalnie. Żaden element nie powinien budzić jakichkolwiek wątpliwości. No, może poza funkcją Phase Matching Bass. Zdaniem producenta, system ten ma sprawić, że nawet z małych głośników wydobędziemy potężne niskie tony. W praktyce sprawdza się to średnio, więc radziłbym zostawić ten guzik w spokoju. Poza tym wątpliwym udogodnieniem, wszystko działa tu jak należy. Co prawda, oznaczenia na wyświetlaczu są tak małe, że nawet uzbrojony w nowe okulary, z odległości 1,5 metra nie byłem już w stanie odczytać napisów. Mimo to, chyba wolę takie rozwiązanie, niż zastosowany w wyższym modelu A-9150 rząd LED-ów z opisami wszystkich dostępnych źródeł. Z takim poziomym okienkiem, przednia ścianka wzmacniacza prezentuje się bardziej minimalistycznie. A że literki są mikroskopijne? Prędzej czy później przecież trafi się we właściwe źródło. Można też zapamiętać jego położenie na czarnym, lustrzanym pasku i problem z głowy. Jeszcze wyraźniej byłoby to widać w wersji srebrnej, która moim zdaniem prezentuje się bardziej seksownie, ale co kto lubi. Podobno czarny sprzęt gra lepiej...
Dobra wiadomość dla leniuchów i wnikliwych słuchaczy jest też taka, że siedząc na kanapie można odpalić niemal wszystkie funkcje wzmacniacza. Włącznik, wybór źródła, regulacja głośności, a nawet uruchomienie trybu Direct lub funkcji Phase Matching Bass... Pilot nie pokręci za nas potencjometrami regulacji barwy i balansu, ale jeśli ustawimy je sobie wcześniej i będziemy chcieli porównać je z trybem Direct, nie ma problemu.Testowaną integrę wyposażono w pięć pozłacanych wejść analogowych RCA, dwa wejścia cyfrowe (koaksjalne i optyczne), wejście gramofonowe współpracujące z wkładkami MM, analogowe wyjście liniowe, bezpośrednie wejście do końcówki mocy i pojedyncze wyjście dla aktywnego subwoofera. Pojedyncze terminale głośnikowe wyglądają całkiem nieźle, ale kompletnie nie rozumiem dlaczego gniazda dla prawego i lewego kanału umieszczono tak blisko siebie. W przypadku wtyków bananowych nie ma to może większego znaczenia (ciężko spodziewać się, by właściciel takiego wzmacniacza chciał skorzystać z wyjątkowo grubych przewodów zakończonych masywnymi wtyczkami), jednak z widełkami i gołymi kablami trzeba będzie bardzo, ale to bardzo uważać. Wystarczą dosłownie trzy milimetry wystającego drucika i zwarcie gotowe. Projektanci nie wykorzystali nawet kwadratowego pola wydzielonego na te złącza, nie mówiąc już o dobrych piętnastu centymetrach dzielących je od gniazda zasilającego. Domyślam się, że za tą decyzją stały jakieś niewielkie oszczędności wynikające z uproszczenia procesu produkcyjnego, bo nie uwierzę, że chodziło o skrócenie ścieżki sygnałowej o dwa centymetry. Ucieszył mnie natomiast dołączony do zestawu pilot zdalnego sterowania. Jest duży i plastikowy, ale dobrze leży w dłoni, a jeśli zdecydujemy się na firmowy odtwarzacz, będzie jak znalazł. Dobra wiadomość dla leniuchów i wnikliwych słuchaczy jest też taka, że siedząc na kanapie można odpalić niemal wszystkie funkcje wzmacniacza. Włącznik, wybór źródła, regulacja głośności, a nawet uruchomienie trybu Direct lub funkcji Phase Matching Bass... Pilot nie pokręci za nas potencjometrami regulacji barwy i balansu, ale jeśli ustawimy je sobie wcześniej i będziemy chcieli porównać je z trybem Direct, nie ma problemu. A jeśli zapomnimy wyłączyć wzmacniacz po wieczornym odsłuchu, ten po pewnym czasie sam przejdzie w tryb czuwania, sygnalizując to miganiem oznaczenia aktywnego źródła. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, uważam, że położenie potencjometru powinno być oznaczone wyraźniej niż maleńkim, okrągłym wgłębieniem, które przy słabszym świetle zwyczajnie znika nam z pola widzenia. Wątpię jednak, by ktokolwiek przyglądał się takim detalom. Prawda jest taka, że A-9130 to, jak na ten przedział cenowy, niezwykle dobrze wykonany wzmacniacz. Pora sprawdzić jak poradzi sobie w teście odsłuchowym.
Brzmienie
Kiedy ktoś zwraca się do mnie z prośbą o pomoc w wyborze wzmacniacza do dwóch tysięcy złotych, odruchowo pytam, czy przypadkiem nie udałoby mu się wygospodarować na ten cel trochę więcej pieniędzy lub przełożyć ten zakup w czasie, aby dołożyć do skarbonki jeszcze kilka stówek. Rzadko kiedy jest to bowiem jakaś nieprzekraczalna granica, a budżetowe wzmacniacze z reguły nie mają zbyt wiele do zaoferowania w kwestii brzmienia. Owszem, działają, napędzają membrany głośników, czasami nawet pozwalają nam skorzystać z jakichś dodatkowych funkcji, ale jakość dźwięku jest zwykle taka sobie. Jeżeli trafimy na sprzęt o naturalnym, pełnym i dobrze zrównoważonym brzmieniu, oznacza to, że albo mieliśmy wyjątkowe szczęście, albo trafiliśmy w udane połączenie wzmacniacza z kolumnami, źródłem, kablami i całą resztą. W większości przypadków należy jednak nastawić się na dźwięk, w którym po pięciu lub piętnastu minutach nawet zupełny laik zacznie dostrzegać coś dziwnego. Może będzie to nierówny, buczący bas, może podkreślony przełom średnich i wysokich tonów, a może płaska i zupełnie nienaturalna przestrzeń. Najbardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym dostaniemy dźwięk podkręcony w taki sposób, aby podczas krótkiego odsłuchu wydawał się bardziej efektowny. Tani sprzęt ma naparzać, a nie bawić się w subtelności. Jeżeli nie mamy w tych sprawach żadnego doświadczenia, dopiero po kilku godzinach lub dniach zrozumiemy, że taki charakter prezentacji miał maskować wady, które być może byśmy zauważyli, gdyby nie to, że nie wiedzieliśmy czego szukać. Podbity zakres średniego basu miał przykryć brak najniższych rejestrów? Syczące sybilanty miały zakamuflować sztuczną, plastikową barwę wokali? Cóż, zdarza się... A w najtańszych urządzeniach dostępnych na rynku zdarza się to, rzecz jasna, najczęściej. Najmniej prawdopodobne jest to, że za niewielkie pieniądze dostaniemy wzmacniacz oferujący naturalne, dobrze zrównoważone, pełne brzmienie mające w sobie odrobinę analogowej płynności i lampowego ciepła. Jeżeli chcemy zasmakować takiego luksusu, musimy wydać co najmniej 3000-4000 zł. Gdyby jeszcze tydzień temu ktoś spytał mnie, czy jest jakakolwiek szansa otrzymać takie brzmienie za mniej, niż dwa tysiące złotych, z dużą pewnością siebie powiedziałbym - "nie". Ale po odsłuchu A-9130 zmieniłem zdanie.
TEST: Onkyo NS-6170
Nie sądziłem, że ten wzmacniacz będzie aż tak dobry. Testowałem wprawdzie jego starszego, droższego brata i wiem, że jest to bardzo wartościowa integra, ale różnica w cenie obu modeli jest na tyle duża, że przed odsłuchem asekuracyjnie obniżyłem swoje oczekiwania. Niepotrzebnie. Choć od tamtego testu minęło już trochę czasu, A-9130 przypomniał mi za co polubiłem A-9150. Japoński piecyk pokazał dojrzały, uniwersalny, pełnopasmowy dźwięk oparty na głębokim, mięsistym, przyjemnie mruczącym basie i doprawiony odrobiną przyjemnej gładkości. W przeciwieństwie do A-9150, opisywany wzmacniacz nie podkreślał obu skrajów pasma. Jego góra była w moim odczuciu trochę przyjemniejsza, choć z pewnością nie tak przejrzysta i bezpośrednia. Sęk w tym, że z wykorzystanymi przeze mnie kolumnami, takie brzmienie sprawdziło się znakomicie. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie jest to przesłodzony, kluchowaty i ślamazarny dźwięk, jaki mogłaby nam zaserwować kiepsko wykonana hybryda lub słabiutka lampa. Nic z tych rzeczy. A-9130 to wciąż kawał porządnego, tranzystorowego piecyka. Jego brzmienie jest jednak tak kulturalne, homogeniczne i barwne, że zaczynamy się zastanawiać czy przypadkiem na stoliku nie wylądował wzmacniacz dwukrotnie droższy. Wysokie tony nie wwiercają nam się w czaszkę, w zakresie średnich tonów nie ma nieprzyjemnego spłaszczenia, bas nie nosi znamion chamskiego podbicia, schodząc coraz niżej i niżej w bardzo równy, przewidywalny sposób... Brak jest typowych dla niskobudżetowego sprzętu elementów agresji, zapiaszczenia i dominacji jednych elementów nad innymi. Najlepsze jest jednak to, że Onkyo nie przegina też w drugą stronę, dzięki czemu muzyka nie brzmi nudno i jednostajnie.
Taki charakter prezentacji może być dla wielu słuchaczy nieco mylący. Mam tu na myśli przede wszystkim melomanów przyzwyczajonych do pewnej maniery, charakterystycznego stylu grania, typowego dla sprzętu z niższej półki. Może to być jedna z dwóch opcji. Albo dostajemy nudny, płaski dźwięk, w którym ani nic specjalnie nam się nie podoba, ani nic nie razi, albo rzeźnię obliczoną na efekt pięciu minut. Wiem, że troszeczkę w tym momencie wyolbrzymiam, ale jeśli próbowaliście kiedyś złożyć naprawdę dobry system stereo z urządzeń kosztujących mniej niż dwa tysiące złotych, na pewno wiecie, że uzyskanie doskonale zrównoważonego, naturalnego i spójnego dźwięku bez żadnych "niespodzianek" jest wyjątkowo trudne. Praktycznie każdy wzmacniacz w tej cenie ma coś na sumieniu, a jego charakter, włącznie z trudnymi do zlekceważenia i odfiltrowania przywarami, przebija się później podczas każdego odsłuchu. Można poświęcić wiele czasu na wybór właściwych kolumn, można ratować się kablami, a nawet unikać nagrań ukazujących największe wady naszego systemu, ale jeżeli jeden klocek wprowadza od siebie coś nieprzyjemnego, prędzej czy później to usłyszymy. A-9130 jest wyjątkowy, bo takich elementów w jego brzmieniu albo nie ma, albo są one ukryte bardzo, bardzo głęboko. Muzyka płynie sobie spokojnie, bez szarpaniny i niepotrzebnego wzburzenia, a my wiemy, że jest odwzorowana w prawidłowy, stuprocentowo naturalny sposób. Jest bas, środek i góra. Jest dynamika i przestrzeń. Jest neutralność umożliwiająca odtwarzanie każdego gatunku muzycznego bez kręcenia nosem i sztucznej nieśmiałości. I to wszystko za 1699 zł? Ech... Chyba wciąż mam pewien problem z zaakceptowaniem tego faktu. No bo jak to się stało? To jednak można zrobić świetny wzmacniacz za takie pieniądze? Przecież większość audiofilów narzeka, że dzisiaj dobrego sprzętu już się nie produkuje. Przecież integry z niższej półki miały być już wyłącznie plastikowymi pudełkami ważącymi w porywach dwa kilogramy, z zasilaczami od laptopa i gotowymi końcówkami mocy pracującymi w klasie D. A tu co? Onkyo?! Specjalista od amplitunerów kina domowego wprowadził na rynek niedrogi, elegancki wzmacniacz oferujący taki dźwięk? Różne rzeczy w życiu słyszałem, ale w kategorii pozytywnych zaskoczeń A-9130 ma szansę zmieścić się w pierwszej trójce wszystkich urządzeń opisywanych przeze mnie w tym roku.
Co najbardziej spodobało mi się w brzmieniu A-9130? To proste - brak sztucznych zabiegów upiększających, wszechobecnego jazgotu i innych cech, które w urządzeniach z tego przedziału cenowego są właściwie standardem. Onkyo gra inaczej i choćby dlatego jest wart uwagi. Ale na tym lista jego plusów się nie kończy. Podczas odsłuchu nie sposób nie zwrócić uwagi na to, jak radzi sobie z niskimi tonami. Bas w jego wydaniu jest głęboki, sprężysty i nasycony. Japońska integra z chęcią zapuszcza się w rejony subwooferowe. W wielu wzmacniaczach z tej półki oznaczałoby problemy z kontrolą, ale A-9130 dobrze wie, że prawdziwa moc niskich częstotliwości wynika nie tylko z ich rozmiarów, ale także umiejętności nadania dźwiękom właściwych kształtów i ułożenia ich w domenie czasowej tak, aby głębia naprawdę miała jakiś sens i wywoływała coś więcej, niż tylko jednostajne buczenie. Bas w wykonaniu japońskiego piecyka jest wprawdzie delikatnie zaokrąglony, jednak mówimy tu tylko o krawędziach, konturach, a nie zachodzeniu poszczególnych impulsów na siebie. Przeciwległy skraj pasma zrobił na mnie równie dobre wrażenie. Nawet nie dlatego, że znalazłem w nim coś wybitnego. Raczej dlatego, że nie wyłapałem tu wyraźnego przeostrzenia lub zapiaszczenia. A po integrze za 1699 zł można się przecież było tego spodziewać. Nawet gdyby góra pasma trochę syczała, z uwagi na cenę nie pastwiłbym się nad tym wzmacniaczem. Wspomniałbym o tym z dziennikarskiego obowiązku, ewentualnie dodając, że jeśli ktoś życzy sobie usłyszeć bardziej szlachetne, krystalicznie czyste i dźwięczne wysokie tony, musi pogodzić się ze znacznie większym wydatkiem. No i co? Pomyliłem się. Nie wiem, czy wsłuchując się w ten zakres można zaznać sonicznej ekstazy, ale nic nie powinno też rozpraszać naszej uwagi i raz po raz wwiercać się w uszy. Średnica jest mniej angażująca, ale zgrabnie łączy się zarówno z niskimi, jak i wysokimi tonami. A-9130 stawia tu na neutralność i rzetelność, co w wielu przypadkach wychodzi muzyce na dobre. A jeśli komuś zabraknie lampowego ciepła? Cóż, trzeba będzie uzbierać co najmniej trzy razy tyle i kupić prawdziwą lampę lub hybrydę.
A-9130 szybko pokazał, że mimo swego przyjaznego usposobienia, potrafi też ostro dołożyć do pieca. Muzyka leci sobie w najlepsze, w dźwięku nie pojawiają się żadne niepokojące artefakty, więc odruchowo robimy coraz głośniej i głośniej. Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że membrany wooferów zaczynają skakać jak Kamil Stoch.Ostatniego dnia testu, do naszej redakcji zawitały Audiovectory QR5. Kiedy testowałem je kwietniu, byłem bardzo bliski podjęcia decyzji o zakupie. Ponieważ jednak nikt nie wywierał na mnie presji, a do przesłuchania miałem jeszcze kilka bardzo obiecujących zestawów w zbliżonej cenie, wrzuciłem na luz i odłożyłem zmiany w systemie na później. Szybko jednak okazało się, że żadne z konkurencyjnych kolumn nie wywołały u mnie takich emocji. Nie wiem, może QR5 aż tak się Audiovectorowi udały, a może wyjątkowo pasowało im otoczenie, w którym się znalazły - nasze pomieszczenie odsłuchowe, wzmacniacz, kable... Tak czy inaczej, z Kopenhagi przyjechała świeżutka para, której - znając wrażliwość duńskich głośników na kwestię wygrzewania - obiecałem sobie nie wykorzystywać w celach testowych przez dobry miesiąc. Niech im się rozprostują resory, niech im się ułożą elektrony w cewkach... W ramach wygrzewania, podłączyłem je do A-9130. Test skończony, wzmacniacz za chwilę wróci do dystrybutora, więc niech sobie chociaż chwilę popracuje z wielokrotnie droższymi kolumnami. No i popracował. Kochani, nie chcę zagłębiać się w szczegóły, bo nie chcę, aby moje postanowienie runęło już pierwszego dnia, ale powiem tylko tyle - Onkyo po raz kolejny mnie zaskoczył. Spodziewałem się, że nowiutkie Audiovectory pokażą jedynie jego największe wady. Że zadziałają jak szkło powiększające i udowodnią mi, że japońska integra nie gra tak naturalnie, jak mi się wydawało. Ale nie. System, którego w innych okolicznościach nigdy bym nie złożył, i którego z uwagi na ogromną różnicę klasy i ceny poszczególnych komponentów nikomu bym nie polecił, zagrał naprawdę świetnie. A-9130 szybko pokazał, że mimo swego przyjaznego usposobienia, potrafi też ostro dołożyć do pieca. Muzyka leci sobie w najlepsze, w dźwięku nie pojawiają się żadne niepokojące artefakty, więc odruchowo robimy coraz głośniej i głośniej. Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że membrany wooferów zaczynają skakać jak Kamil Stoch. Mimo swoich gabarytów, "piątki" są raczej łatwe do napędzenia, ale mimo to, nie spodziewałem się, że wzmacniacz za 1699 zł uciągnie je z takim spokojem, prezentując przy okazji tak zdrowy, kulturalny i uniwersalny dźwięk. Nie sądzę, aby ktoś normalny zechciał powtórzyć mój eksperyment, ale jego wynik świadczy o tym, jak duży potencjał drzemie w A-9130 i co, przy odrobinie szczęścia, można z tego wzmacniacza wyciągnąć.
Budowa i parametry
Onkyo A-9130 to wzmacniacz zintegrowany dysponujący mocą 60 W na kanał przy 4 Ω. Urządzenie wyposażono w potencjometr głośności napędzany silnikiem z aluminiową gałką oraz niezależną regulację niskich i wysokich tonów oraz balansu. Ustawienia te można ominąć wybierając tryb Direct. A-9130 posiada również system Phase Matching Bass, które zdaniem producenta ma korygować charakterystykę odtwarzania niskich częstotliwości tak, aby nawet z niewielkich kolumn można było wydobyć naprawdę głęboki bas. W rzeczywistości jednak owo podbicie działa dość dziwnie. Na tyle, że w większości przypadków nie będzie sensu z niego korzystać, a jeśli ktoś stwierdzi, że po naciśnięciu tego przycisku dźwięk jest lepszy, prawdopodobnie będzie to wyraźny sygnał, aby rozejrzeć się za lepszymi głośnikami. Ciekawe jest natomiast rozwiązanie o nazwie Optimum Gain Volume Circuitry, które ma zapewniać czyste odtwarzanie dźwięku przy niskim poziomie głośności. Sekcję końcówki mocy wykonano w technologii szerokopasmowej WRAT (Wide Range Amplifier Technology), z zastosowaniem wyłącznie tranzystorów. Jak tłumaczy producent, w czasie dynamicznych zmian w muzyce, następują gwałtowne zmiany impedancji obciążających wzmacniacz głośników. W przypadku jej mocnego spadku, reprodukcja dźwięku ulega wyraźnemu pogorszeniu, spowodowanemu utratą kontroli nad dużymi membranami niskotonowymi. By to zniwelować i nadal kontrolować pracę głośników, potrzebny jest stopień końcowy i układ zasilania zdolny do wytwarzania i pracy z wysokimi wartościami prądu wyjściowego. Wzmacniacze zbudowane w technologii WRAT pracują z płytkim ujemnym sprzężeniem zwrotnym, co ma pozwalać na uzyskanie ciepłego, żywiołowego dźwięku przy jednoczesnej redukcji niepożądanych zniekształceń. Stabilność pracy opisywanego wzmacniacza ma być także zasługą zasilacza opartego na sporym, produkowanym na zamówienie transformatorze i dwóch dużych kondensatorach o pojemności 10000 µF każdy. Obsługą sygnałów dostarczanych na wejścia cyfrowe zajmuje się przetwornik cyfrowo-analogowy Wolfson WM8718. Obudowę A-9130 oparto na mocnym, antyrezonansowym szkielecie wykonanym z blachy o grubości 1,6 mm. Integra dostępna jest w kolorze czarnym i srebrnym.
Werdykt
Jak udało się zrobić tak dobry wzmacniacz za tak niewielkie pieniądze? Domyślam się, że japońscy inżynierowie wykorzystali model A-9150 jako bazę, pozbawili go kilku mało istotnych funkcji i gniazd, a na koniec delikatnie uprościli układ elektroniczny, między innymi poprzez zastąpienie modułów Discrete SpectraModule prostszymi, klasycznymi stopniami wejściowymi. Ale czy którykolwiek z tych zabiegów sprawił, że ten budżetowy wzmacniacz stracił cokolwiek ze swojego uroku, szczególnie w kwestii jakości brzmienia? Moim zdaniem nie. A jeśli już, to bardzo niewiele. Różnica w cenie obu modeli jest z pewnością większa, niż przewaga A-9150 nad A-9130 w kategoriach funkcjonalności i tego, co możemy poczuć podczas odsłuchu. W rezultacie mamy do czynienia z dość nietypową sytuacją, w której urządzenie, które powinno znaleźć się w klasie wyższej i być porównywane z zupełnie innymi rywalami, wylądowało w klasie niższej. I może narobić tu niezłego zamieszania. Szczerze? Gdybym szukał wzmacniacza w cenie do 2000 zł, oprócz A-9130 brałbym pod uwagę chyba tylko NAD-a C326 BEE i Denona PMA-800NE. Więcej realnych konkurentów dla niego widzę w przedziale 2500-3000 zł. Mocna rekomendacja!
Dane techniczne
Wejścia analogowe: 5 x RCA, 1 x phono (MM/MC), 1 x main-in (RCA)
Wyjścia analogowe: 1 x pre-out, 1 x line-out
Wejścia cyfrowe: 1 x optyczne, 1 x koaksjalne
Wyjście słuchawkowe: 6,3 mm
Moc wyjściowa: 60 W/4 Ω
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz
Stosunek sygnał/szum: 106 dB
Zniekształcenia: 0,04%
Zużycie energii: 150 W
Wymiary (W/S/G): 12,9/43,5/33 cm
Masa: 8 kg
Cena: 1699 zł
Konfiguracja
Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition, Audiovector QR5, Marantz ND8006, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT990 PRO, Melodika Purple Rain, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Light, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
1piotr13
W teście była również mowa o kolumnach Audiovector QR5, których osobny test na Waszej stronie już kiedyś przeczytałem. Mam zamiar je kupić i będę je napędzał Denonem PMA-1600NE i w związku z tym chciałbym się dowiedzieć jakiego okablowania kolumn używaliście podczas tamtego testu lub jakie ewentualnie polecacie? Nie będę ukrywał, że pieniądze grają rolę, więc szukałbym coś budżetowego, ale w miarę dobrego.
0 Lubię -
stereolife
Urządzenia, kable i akcesoria, z których korzystaliśmy podczas testu, są zawsze wymienione w ramce "Konfiguracja". W tym przypadku użyliśmy kabli Melodika Purple Rain i Equilibrium Pure Ultimate, a do łączenia Audiovectorów z droższymi wzmacniaczami używamy również Cardasów Clear Reflection. Mimo to, radzilibyśmy nie sugerować się naszym okablowaniem, ale kupić kolumny, wygrzać je, posłuchać czego ewentualnie w zestawieniu z Denonem brakuje i dopiero wtedy wybierać kable. Nikt na sto procent nie wie, jak dany zestaw zagra w takich czy innych warunkach, dlatego sugerowalibyśmy nawet nie przymierzać się do kabli jeżeli jeszcze nie kupił Pan kolumn. Jest to zamykanie sobie możliwości "dopieszczenia" systemu dokładnie w takim kierunku, w jakim będzie Pan chciał pójść. Jedno wiadomo na pewno - budżetowe kable do QR5 to zły pomysł. Szkoda zabijać ich potencjał kiepskimi drutami. Lepiej już nacieszyć się nowymi głośnikami korzystając z takich kabli, jakimi Pan w tym momencie dysponuje, a w międzyczasie odkładać oszczędności na okablowanie z prawdziwego zdarzenia. Audiovectory potrafią się za to pięknie odwdzięczyć.
1 Lubię -
-
-
Piotr
Przy tej mocy wzmacniacza podawanej na kanał, najlepiej podłączyć kolumny z dużą skutecznością, np. takie Klipsch Reference 52/62 grają wyśmienicie (sprawdzone też na seriach TX od Onkyo).
0 Lubię -
Damian
Bardzo dobra recenzja, która zachęciła mnie do zmiany wzmacniacza. Obecnie mam NAD C326BEE i niestety trochę się męczę z tym klockiem. Za dużo średnicy przy głośniejszym słuchaniu, dźwięk jakby sklejony, bas średni podbity, a brakuje niższego rejestru. Spięty jest z Tannoyami Mercury 7.4. Po recenzji Onkyo dochodzę do wniosku, że zmiana NAD-a na Onkyo będzie dobrym wyborem, tym bardziej, że A-9130 ma lepsze wyposażenie. Jak Pan uważa? Czy słusznie?
0 Lubię -
Patryk
Wow, świetny tekst! Do tego stopnia, że jutro jadę go kupić, bo nosiłem się ze zmianą! Dzięki :)
0 Lubię -
Pocztom
A czy ta funkcja Phase Matching Bass to nie jest przypadkiem coś jak loudness do słuchania wieczorem, kiedy leci muzyka po cichu w tle?
0 Lubię
Komentarze (8)