Exposure XM7 + XM9
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Dawno, dawno temu marzeniem każdego audiofila było posiadanie systemu stereo składającego się z przynajmniej trzech, czterech albo pięciu urządzeń. Do pewnego momentu większość elementów takiej wieży stanowiły źródła. W pewnym momencie wypadało mieć na wyposażeniu magnetofon, tuner radiowy, gramofon i odtwarzacz płyt kompaktowych, więc wystarczyło dodać do tego wzmacniacz zintegrowany i już robiło się kilkadziesiąt kilogramów elektroniki. W czasach niepodzielnego panowania srebrnych krążków wiele z tych urządzeń trafiło na strych, jednak wtedy zakręconym melomanom śniło się po nocach co innego - przedwzmacniacze, końcówki mocy, monobloki, a nawet odtwarzacze podzielone na transport i przetwornik cyfrowo-analogowy. Każde urządzenie zajmuje się przecież czymś innym, a z technicznego punktu widzenia wciskanie do jednej obudowy przedwzmacniacza operującego na słabszych sygnałach i końcówki mocy z potężnym zasilaczem to mimo wszystko kompromis. W świecie hi-endu do pewnego momentu nie istniało takie pojęcie, jak wzmacniacz zintegrowany. Przeskakując na najwyższy poziom jakościowy musieliśmy przyjąć do wiadomości, że zamiast kompaktowych, jednoczęściowych piecyków będziemy teraz bawić się przedwzmacniaczami i końcówkami mocy, a może nawet monoblokami i zewnętrznymi zasilaczami. Zastąpienie jednego klocka trzema lub pięcioma wydaje się co najmniej nierozsądne, jednak często wystarczyło porównać takie systemy pod kątem jakości brzmienia, aby raz na zawsze zmienić punkt widzenia i zapałać miłością do dzielonek. Kiedy weszło się na tę drogę, najczęściej nie było już powrotu. Do dziś przedwzmacniacze i końcówki mocy pozostają raczej domeną hi-endowców. Tańsze urządzenia tego typu owszem istnieją, czasami można je nawet zobaczyć na sklepowych półkach, jednak nie jest to popularne rozwiązanie. Dzielone wzmacniacze widuje się na wystawach, gdzie pokazywane są systemy warte setki tysięcy złotych, ale w domach, w realnych sytuacjach, jako alternatywa dla integry ze średniej półki? Raczej nie. A może warto?
Mam wrażenie, że na przestrzeni kilkunastu lat audiofile przestali myśleć o tego typu systemach. Dlaczego? Przede wszystkim od dłuższego czasu świat idzie w kierunku upraszczania i miniaturyzowania wszystkiego, co nas otacza. Powiecie, że wyjątkiem są telewizory, lodówki i samochody? Fakt, ale ekrany stały się płaskie, lodówki są energooszczędne i bardziej dopracowane, a większość samochodów, mimo rosnących wymiarów zewnętrznych, ma coraz mniejsze silniki. W domach chcemy otaczać się przedmiotami ładnymi i wygodnymi. Każde urządzenie ma zajmować tyle miejsca, ile to konieczne. Nie chcemy aby z każdej strony atakowały nas kilogramy plastikowych lub metalowych pudełek. Wszystko w naszym otoczeniu ma być schowane, zabudowane, niemal niewidoczne. Dzielony wzmacniacz to w tym świecie taki sam relikt, jak kuchenka mikrofalowa zajmująca połowę kuchennego blatu. Niby coś tam robi, ale można przecież osiągnąć to samo kupując mały, ładny system all-in-one. Dzisiaj "system dzielony" to wzmacniacz i streamer. Dwa klocki to już czysta ekstrawagancja, no bo po co dokładać sobie problemów, skoro można kupić coś takiego, jak Naim Uniti Atom, Hegel H190 lub Devialet Expert 140 Pro. Kupno wzmacniacza dzielonego, w jakiejkolwiek wersji, zakrawa na szaleństwo. A już przedwzmacniacza i dwóch monobloków? Toż to hi-end. Niezależnie od ceny, taka konfiguracja powinna dawać nam wstęp do klubu elitarnego audio.
Niestety, ów "postęp" wymiótł z rynku większość fajnych i niedrogich dzielonek. Firmy, w których katalogu jeszcze nie tak dawno można było znaleźć sensowny preamp za trzy tysiące lub potężną końcówkę za sześć tysięcy, zaczęły się z tego wycofywać. Nie opłacało się. No bo dla kogo to produkować? Dla garstki audiofilów, którzy nie boją się wieloelementowego systemu, a wręcz czerpią frajdę z dostrajania systemu poprzez zmianę interkonektów między preampem a monoblokami? Lepiej już zainwestować w nowego DAC-a. Na sklepowych półkach zostały pojedyncze sztuki. Ale... W ostatnich latach sytuacja znów uległa zmianie. Trend jakby się odwrócił. Czyżby ludziom znów zachciało się szukać dobrego dźwięku? Moim zdaniem doprowadziły do tego trzy rzeczy. Po pierwsze, coraz więcej melomanów przestało zawracać sobie głowę konwenansami. Niektórzy nawet nie mieli szansy nimi przesiąknąć. W pewnym momencie dołączyli do tego grona bez ciężaru przyzwyczajeń, posiadanego już systemu czy innych ograniczeń. Pomogli im w tym także producenci sprzętu. I to jest właśnie "po drugie". Zrobienie przetwornika lub streamera z regulowanym wyjściem nie jest wielkim problemem. A skoro tak, to może zamiast integry od razu walnąć sobie monobloki? Pomysł z pewnością nie jest głupi i wydaje mi się, że wielu melomanów to zauważyło. O ile znalezienie dobrego, bogato wyposażonego przedwzmacniacza wciąż nie jest łatwe, o tyle końcówki mocy przetrwały tę zawieruchę i mają się dobrze. Kuszą nie tylko posiadaczy źródeł z regulacją głośności, ale też właścicieli wzmacniaczy zintegrowanych chcących zakosztować bi-ampingu czy użytkowników, którzy po pewnym czasie dochodzą do wniosku, że wykorzystanie możliwości nowoczesnego amplitunera i nagłośnienie drugiej strefy też nie jest głupim pomysłem. I wreszcie po trzecie, cały ten minimalizm jest super, a apartamenty utrzymane w tym stylu świetnie prezentują się na zdjęciach, ale po pewnym czasie człowiek dochodzi do wniosku, że w takiej przestrzeni nie ma nic, ale to nic fajnego poza nią samą. Skoro ze swojego otoczenia chcemy usuwać to, co nas nie kręci, jednocześnie eksponując rzeczy, które sprawiają nam radość, to po której stronie barykady znajduje się sprzęt audio? Wielu ludzi zakwalifikuje go do pierwszej kategorii, obok klimatyzatorów, grzejników i piekarników. Będą chcieli go schować, zabudować, zamontować w podłodze albo w suficie. Mam jednak przeczucie, że rośnie grono osób, dla których system stereo jest jednym z tych elementów wyposażenia domu, którym należy się cieszyć. W takiej sytuacji nie ma problemu, aby centralne miejsce w domu zajmował duży wzmacniacz podłączony do pięknego gramofonu. A jeżeli miejsce integry miałyby zająć trzy stosunkowo niewielkie pudełka? Spoko. Przed nami taki właśnie zestaw.
Wygląd i funkcjonalność
Jeszcze do niedawna Exposure'a zaliczałem do grona firm, w których czas stanął w miejscu. Brytyjczycy nie tyle nie potrafili znaleźć odpowiedzi na problemy zmieniającego się świata elektroniki audio, co totalnie nie zaprzątali sobie głowy pogłoskami o melomanach porzucających płyty kompaktowe na rzecz plików i streamingu, inwestujących w hi-endowe słuchawki, a nawet wracających do klimatycznego brzmienia winyli. Funkcjonowali jakby żyli na innej planecie. Gdy podobne manufaktury specjalizujące się w produkcji audiofilskich wzmacniaczy i odtwarzaczy z lepszym lub gorszym skutkiem szukały swojego miejsca w tym nowym porządku świata, katalog Exposure'a wyglądał niemal dokładnie tak samo, jak w latach dziewięćdziesiątych. Konserwatyści byli usatysfakcjonowani, bo znakomite wzmacniacze i niewiele gorsze odtwarzacze produkowano bez większych zmian. Kiedy ekologiczna klasa D zaczęła wypierać tradycyjne konstrukcje, u Brytyjczyków wciąż można było znaleźć wzmacniacze zaprojektowane i zbudowane "po bożemu". Nawet ceny niewiele odbiegały od tych z poprzedniej epoki. Wszystko fajnie, jednak prędzej czy później trzeba było coś z tym zrobić. Po takich czy innych zawirowaniach konkurencja zaczęła bowiem produkować sprzęt, który bardzo, ale to bardzo audiofilom odpowiada, a pod względem wzornictwa, jakości wykonania czy funkcjonalności wyprzedza klasyczne wzmacniacze już nie o lata, ale dekady. Brytyjczycy zaczęli więc montować w swoich wzmacniaczach przetworniki cyfrowo-analogowe. Fajnie, ale większość firm robiła to jakieś pięć albo dziesięć lat temu. Stało się jasne, że trzeba porządnie się nad tym wszystkim zastanowić i podjąć bardziej zdecydowane kroki, aby Exposure miał coś do zaoferowania audiofilom szukającym już nie tylko dobrego dźwięku, ale także bogatego wyposażenia, wysokiej jakości wykonania i możliwości rozbudowy systemu tak, aby po dodaniu streamera lub gramofonu wciąż cieszył ich oczy i uszy. Tak powstała seria XM - sześć kompaktowych klocków, z których złożymy ciekawy i funkcjonalny system stereo. Wzmacniacz zintegrowany? Jest. Odtwarzacz płyt kompaktowych? Oczywiście jest. Całkiem ciekawy, bo ładowany od góry. Pozostała czwórka jest jednak bardzo ciekawa i dość niestandardowa. Mamy tu przedwzmacniacz gramofonowy XM3, wzmacniacz słuchawkowy XM HP oraz dwa klocki ewidentnie stworzone z myślą współpracy ze sobą - przedwzmacniacz XM7 i monofoniczny wzmacniacz mocy XM9.
TEST: Exposure XM5
Elegancki preamp i para monobloków to interesująca alternatywa dla integry. I to nie byle jakiej, bo XM7 kosztuje 6490 zł, a za sztukę XM9 zapłacimy 3495 zł. Brytyjska dzielonka musi więc wytrzymać porównanie z jednoczęściowymi wzmacniaczami z wysokiej półki. 13480 zł moglibyśmy przecież wydać na takie integry, jak ATC SIA2-100, Gato Audio DIA-250S NPM, Parasound Halo Integrated, Atoll IN300, Primare I25 DAC, Bladelius Tyr III, Unison Research S6, Hegel H190, Pathos Classic Remix czy NAD M10. No tak, ale integra to jednak nie to samo, co przedwzmacniacz i para monobloków. Przynajmniej nie dla audiofila, w którego świadomości wciąż funkcjonują pewne ideały i uniwersalne zasady rządzące światem. Wiecie - te, które mówią, że system gra tylko tak dobrze, jak jego najsłabszy element, albo że im więcej klocków na stoliku, tym lepszy dźwięk. Nikt nie powiedział, że trzeba ufać wszystkim regułom powtarzanym nawet przez początkujących miłośników grającej aparatury (niektóre z nich to zresztą całkowita bzdura), jednak patrząc na dzielonkę, która po połączeniu w jeden element bez problemu mogłaby rywalizować z wymienionymi wyżej integrami, ciężko było mi wypędzić z głowy myśl, że jeśli w cenie niezłego, ale wciąż dalekiego od hi-endu wzmacniacza jednopudełkowego można teraz kupić przedwzmacniacz i dwa monobloki, to z tym całym audiofilizmem chyba nie jest tak źle, jak nam się jeszcze do niedawna wydawało.
Podobnie, jak podczas rozpakowywania opisywanych niedawno monitorów Wharfedale Linton Heritage, zastanawiałem się gdzie tutaj jest haczyk. No bo gdzieś przecież kryć się musiał. Odpowiedzi udzielił mi już kurier niosący wszystkie trzy pudełka z dziecinną łatwością. XM7 może być całkiem bogato wyposażonym przedwzmacniaczem, a monobloki XM9 mogą dysponować bardzo sensowną mocą i mieć w środku transformatory toroidalne, ale jeżeli ktoś wyobrażał sobie coś na kształt zmniejszonej dzielonki Marka Levinsona, McIntosha lub Passa, od razu mogę powiedzieć, że zabrnął za daleko. Wszystkie komponenty z serii XM mają obudowy o takich samych wymiarach - 8,9 x 21,8 x 36,3 cm, czyli połowa standardowej szerokości. Można powiedzieć, że to takie "boxy", ale bardzo porządnie wykonane. Aluminiowe fronty, pokrętła i przyciski, przyzwoite nóżki i gniazda, z jakimi zetknęliśmy się już testując inne modele Exposure'a. Co ciekawe, przednia ścianka przedwzmacniacza XM7 wygląda dokładnie tak samo, jak front opisywanego przez nas wcześniej wzmacniacza zintegrowanego XM5, a końcówka mocy XM9 z przodu prezentuje się identycznie jak przedwzmacniacz gramofonowy XM3. Widać, że producent nie kombinował na siłę, a być może nawet zaoszczędził trochę pieniędzy na wykonaniu poszczególnych części, jak chociażby panele czołowe prezentujące pod światło charakterystyczną fakturę szczotkowanego metalu. Moim zdaniem bardziej atrakcyjnie prezentuje się wersja srebrna, ale dystrybutorzy od pewnego czasu namiętnie dostarczają do naszych testów urządzenia w kolorze czarnym. U Exposure'a wybór innej kolorystyki frontu powoduje też zmianę koloru LED-ów i opisów poszczególnych przycisków i wejść.
Widok tylnej ścianki przedwzmacniacza będzie dla niektórych fanów brytyjskiej marki sporym zaskoczeniem. Ależ tu tłoczno! Do dyspozycji mamy aż pięć wejść cyfrowych, tym jedno gniazdo USB, dwa optyczne i dwa współosiowe (BNC), wejście gramofonowe dla wkładek MM (z zaciskiem uziemiającym), dwa wejścia analogowe (RCA), dwa wyjścia z przedwzmacniacza w tym samym standardzie, a także - i tu ciekawostka - dwa wyjścia słuchawkowe (3,5 i 6,3 mm). Z prawej strony umieszczono jeszcze trójbolcowe gniazdo zasilające. Jak na tak kompaktowe urządzenie, jest tego naprawdę sporo. Wbudowany DAC może nie wykorzystuje najnowocześniejszych kości dostępnych na rynku, ale radzi sobie z sygnałami PCM w jakości do 24 bit/192 kHz oraz DSD64. Nie rozumiem jednak dlaczego producent zdecydował się zamontować tu aż dwa gniazda BNC. Gdyby na miejscu jednego z nich pojawiło się standardowe wejście koaksjalne (RCA), nie miałbym do tej sekcji żadnych zastrzeżeń. A tak, wielu użytkowników może mieć problem, bo ani w serii XM, ani w całym katalogu Exposure'a nie znajdziemy porządnego streamera, a brak typowego wejścia koaksjalnego oznacza, że podłączenie zewnętrznego transportu cyfrowego może być utrudnione. Zawsze można oczywiście skorzystać z trzech pozostałych wejść cyfrowych, jednak "optyk" nie jest najlepszym rozwiązaniem z punktu widzenia jakości dźwięku, a liczba dostępnych na rynku streamerów z wyjściem USB jest wciąż ograniczona. Z tańszych rozwiązań do głowy przychodzi mi tylko Auralic Aries Mini. Z drugiej strony, zawsze możemy też zdecydować się na streamer z normalnym wyjściem analogowym. No tak, ale wówczas wbudowany przetwornik wykorzystamy jedynie do podłączenia telewizora lub konsoli? Trochę szkoda.
Rozumiem, że firma liczy na to, że część klientów pójdzie za ciosem i zdecyduje się na odtwarzacz płyt kompaktowych XM CD, który wyposażono w dwa wyjścia cyfrowe (optyczne i BNC) oraz standardowe wyjście analogowe. W porządku, ale co z drugim gniazdem BNC w opisywanym przedwzmacniaczu? Czyżby firma jednak szykowała się do wypuszczenia streamera i pozostanie przy takich gniazdach? Jeżeli tak, to rozumiem, że mimo wszystko będzie on wyposażony w wyjście analogowe, a więc użytkownik decydujący się na przedwzmacniacz i dwa źródła będzie miał w systemie trzy przetworniki. Myślę, że firma mogła jednak w tej serii przyjąć filozofię systemową i umieścić DAC-a w modelach XM5 i XM7 (które raczej nie będą pracowały obok siebie), a z odtwarzacza XM CD zrobić transport. Nie jest to zresztą jedyny przykład mnożenia bytów. Wystarczy bowiem spojrzeć na wzmacniacz słuchawkowy XM HP, który oprócz wyjść słuchawkowych (także zbalansowanych) ma na wyposażeniu... Tak, zgadliście - przetwornik z takim samym kompletem wejść. Obecność przedwzmacniacza gramofonowego i wyjścia z przedwzmacniacza sprawia, że XM HP jest tak naprawdę konkurencją dla modelu XM7. Mogą go wziąć pod uwagę melomani, którzy naprawdę często korzystają ze słuchawek. W opisywanym przedwzmacniaczu wyjścia słuchawkowe znajdują się bowiem na tylnej ściance, co jest dość niewygodne. Możliwe, że taka decyzja była podyktowana oszczędnościami lub brakiem miejsca, ale bez przesady - jedna, duża dziurka z przodu na pewno by się zmieściła. Po co na siłę wciskać tu dwa gniazda? Jeszcze większą ciekawostką jest przełącznik służący do aktywacji wspomnianych wyjść. Jeśli go wciśniemy, sygnał zostanie przekierowany na słuchawki, natomiast w drugiej pozycji dźwięk "idzie" na wyjścia pre-out. Po pewnym czasie zrozumiałem o co tutaj chodzi. Być może będzie to dobre rozwiązanie dla kogoś, kto ma system biurkowy lub słuchawki czekające w pogotowiu gdzieś w okolicach stolika ze sprzętem. W wielu domach słuchawki idą w ruch wtedy, gdy pozostali domownicy uciekają w objęcia Morfeusza, a komuś zachce się jednak posłuchać ulubionej muzyki, obejrzeć kolejny odcinek serialu lub drugą połowę meczu, który wydaje się przegrany. Wówczas takie rozwiązanie nawet miałoby sens, bo z przodu nie wystaje nam brzydka wtyczka, a obok wzmacniacza nie leży zwinięty kabel. Przy odrobinie szczęścia uda się to wszystko ładnie uporządkować. Trzeba jednak zostawić sobie trochę miejsca, aby sięgnąć do przełącznika. Ten mimo wszystko mógłby wylądować z przodu i byłoby to o wiele wygodniejsze. Czyli jak to u Brytyjczyków - do różnych rozwiązań można się przyzwyczaić, co nie zmienia faktu, że samochody z kierownicą po prawej stronie i umywalki z dwoma kranami to dla nas nie lada dziwactwo.
Tylna ścianka monofonicznej końcówki mocy XM9 wygląda o wiele prościej, ale znajdziemy tu wszystko, czego w takich monoblokach moglibyśmy potrzebować. Jest gniazdo zasilające, dwa wejścia - zbalansowane (XLR) i niezbalansowane (RCA) oraz typowe dla wielu brytyjskich urządzeń terminale głośnikowe w formie otworów, do których pasują tylko wtyki bananowe. Gniazda są zdublowane, więc można nawet poeksperymentować z bi-wiringiem (choć w wielu przypadkach praktyka pokazuje, że jedna para lepszych kabli wygrywa z dwiema parami gorszych). Obecność XLR-ów w sprzęcie z tej półki pozytywnie mnie zaskoczyła, ale też trochę zdziwiła, bo - po raz kolejny - nie pasuje mi to do żadnego innego urządzenia z serii XM, a w szczególności do przedwzmacniacza XM7, który XLR-ów nie ma. Im dłużej zastanawiałem się nad sensownością zakupu innych komponentów z tej samej rodziny, tym dziwniejsze wnioski wyłaniały się zza horyzontu. Jedynym wytłumaczeniem, które jakoś trzyma się kupy byłaby decyzja, aby każdy z klocków był projektowany nie pod kątem współpracy z innymi, ale jako samodzielne urządzenie zdolne nawiązać walkę z konkurencją. XM CD miał być po prostu dobrym, ciekawym top-loaderem, który można podłączyć do dowolnego systemu, a XM HP - wzmacniaczem słuchawkowym z nieprzeciętnie bogatym wyposażeniem. Kiedy zaczniemy przyglądać im się osobno, każdy model wydaje się sensowny. Tak samo jest z monoblokami XM9. Pomyślcie, że to końcówka mocy oddająca 80 W na kanał przy 8 Ω, ale z pełnym dual-mono, w tym dwoma transformatorami toroidalnymi, a na dokładkę z wejściami RCA i XLR. To już robi się bardzo ingrygujące, prawda? A że w połączeniu z XM7 tych XLR-ów nie wykorzystamy? No nie, bo tam na takie gniazda zwyczajnie zabrakło miejsca. Można powiedzieć, że XM5 i XM7 są modelami, które siłą rzeczy musiały wziąć na siebie prawie wszystkie obowiązki typowej integry, co przy tak małej obudowie musiało się na czymś odbić. Ale nikt przecież nie powiedział, że dobry sprzęt gra tylko na XLR-ach.
Brytyjczycy musieli wiedzieć, że urządzenia z serii XM trafią w ręce audiofilów szukających sprzętu, który pozwoli im rozbudować istniejący system i wynieść jakość brzmienia na wyższy poziom. Wielu z nich ma już wysokiej klasy źródło, więc taki komplet będzie dla nich po prostu alternatywą dla wzmacniacza zintegrowanego. Podwójne gniazda w zestawach głośnikowych otworzą przed nami kolejną opcję - dokupienie dwóch kolejnych monobloków. Bi-amping na przedwzmacniaczu i czterech monoblokach? Czad!Mimo różnych kontrowersyjnych decyzji podjętych przez brytyjskich konstruktorów, bardzo szybko polubiłem opisywany zestaw. Nowoczesna forma i wyposażenie świadczące o tym, że Exposure wreszcie tworzy sprzęt spełniający wymagania klientów mieszają się tu z minimalistycznym wzornictwem i na wskroś tradycyjnym podejściem do projektowania obwodów elektronicznych. Nie zobaczymy tu kolorowego wyświetlacza, cyfrowego potencjometru ani wylewających się z każdego kąta zabezpieczeń, których zadaniem jest ochrona sprzętu przed głupotą użytkownika. Opisywany system potrafi dać swojemu właścicielowi przyjemne wrażenie obcowania z czymś, hmm... Prawdziwym. Poważnym. Trzeba wiedzieć jak się z takim sprzętem obchodzić, a nawet jak go włączać i wyłączać, ale nawet patrzenie na obracający się i odbijający światło pod innym kątem potencjometr będzie fajnym bonusem dla osób przyzwyczajonych do nowoczesnego sprzętu, w którym cała ta mechanika i elektronika jest od nas oddzielona dotykowymi ekranami i przyciskami. Dołączony do przedwzmacniacza pilot zdalnego sterowania jest średnio atrakcyjny, ale robi to, co powinien. Czymś, czego nie dostaniemy we wzmacniaczach zintegrowanych za podobne pieniądze jest też możliwość ustawienia wieży w orientacji poziomej lub pionowej. W wielu domach ten jeden szczegół pozwoli wygospodarować miejsce na streamer lub gramofon. Jakieś źródło trzeba przecież mieć. Myślę, że użytkownicy, którzy dopiero budują swój system hi-fi powinni zainteresować się czymś takim, jak Auralic Aries Mini (w wersji budżetowej), Auralic Aries G1 lub Lumin U1 Mini (w tej bardziej wypasionej). Brytyjczycy musieli jednak wiedzieć, że urządzenia z serii XM trafią w ręce audiofilów szukających sprzętu, który pozwoli im rozbudować istniejący system i wynieść jakość brzmienia na wyższy poziom. Wielu z nich ma już wysokiej klasy źródło, więc taki komplet będzie dla nich po prostu alternatywą dla wzmacniacza zintegrowanego. Podwójne gniazda w zestawach głośnikowych otworzą przed nami kolejną opcję - dokupienie dwóch kolejnych monobloków. Bi-amping na przedwzmacniaczu i czterech monoblokach? Czad! Dysponując streamerem z regulacją głośności, możemy z kolei pokusić się o dorzucenie do niego samych monobloków. Minusem będzie oczywiście brak możliwości podłączenia gramofonu lub jakiegokolwiek innego źródła analogowego (rzadko który streamer ma tego typu wejścia), jednak jeśli korzystamy wyłącznie ze źródeł cyfrowych, a nasz streamer oferuje naprawdę przyzwoitą jakość sygnału na wspomnianym wyjściu, opcja skrócenia ścieżki sygnałowej i wyeliminowania fizycznego przedwzmacniacza naprawdę nie brzmi głupio.
Brzmienie
Odsłuch zacząłem właśnie w takiej konfiguracji. Być może powinienem był najpierw podłączyć opisywany komplet w całości, jednak kończyłem właśnie zabawę ze streamerem Auralic Altair G1, w związku z czym postanowiłem sprawdzić jak zmieni się jakość brzmienia po przełączeniu jego wyjścia w tryb regulowany. Szybka zmiana ustawień w pokładowym menu, odłączenie kabli od lampowego Unisona i w ruch poszły monobloki Exposure'a. Powiem krótko - dawno nie słyszałem tak dobrego dźwięku z systemu wartego mniej niż dwadzieścia tysięcy złotych (bez kolumn i akcesoriów). Wspominałem już o tym wyjątkowo udanym eksperymencie w teście Auralica, więc jeżeli wyłapaliście ten fragment i czekaliście na uzupełnienie, właśnie nadszedł ten moment. Zestaw złożony ze streamera z wbudowanym przedwzmacniaczem i pary monobloków można traktować jako bardziej rozbudowaną wersję systemu all-in-one. Mamy dwa dodatkowe pudełka i to w zasadzie wszystko. Sterowanie odtwarzaniem muzyki i regulację głośności bierze na siebie źródło, a końcówki mocy zajmują się tym, do czego zostały zaprojektowane - dają nam pewność, że głośniki otrzymają solidną dawkę prądu, a sprzęt nie wymięknie nawet wtedy, gdy zechcemy podkręcić poziom decybeli do poziomu nazywanego "koncertowym". Brytyjskie monobloki, mimo niepozornych gabarytów, dokładnie taki dźwięk nam fundują. Ich brzmienie jest dynamiczne, zdecydowane, bardzo mocne, konkretne, przejrzyste i muskularne. Chciałoby się powiedzieć - męskie.
TECH CORNER: Podstawowe własności i parametry wzmacniaczy stereo
Osiemdziesiąt watów na kanał to jeszcze żaden rekord świata, ale wielu audiofilów wie, że w przypadku niektórych firm wartości wpisane do tabelki przekładają się na odsłuch zupełnie inaczej. Jakby te brytyjskie waty były jakieś niedoszacowane i bardziej kaloryczne. Sytuacja przypomina trochę to, z czym mamy do czynienia w samochodach (przepraszam, że tak często odwołuję się do motoryzacji, ale jest to moje drugie największe hobby i nic na to nie poradzę). Możemy bowiem testować trzy auta o takiej samej mocy, ale jeśli pierwsze będzie miało silnik wolnossący, w drugim tę moc będzie dostarczał mniejszy motor z turbosprężarką, a trzecie będzie miało pod maską silnik elektryczny, wrażenia z jazdy będą zupełnie inne. Ze wzmacniaczami jest podobnie. Modele pracujące w klasie D charakteryzują się zazwyczaj bardzo wysoką mocą, jednak w odsłuchu przeważnie się tego nie czuje. Dwieście watów z klasycznego tranzystora brzmi po prostu inaczej. Drugą, a czasami nawet pierwszą rzeczą, na jaką zwracam uwagę jest zasilanie. Gdy widzę mały transformator połączony z mikroskopijnymi kondensatorami lub maleńką płytkę z układem impulsowym, przy której karta graficzna w moim komputerze to szczyt zaawansowanej technologii, producent może wypisywać dowolne bzdury, a ja wiem swoje. I najczęściej potwierdza się to w odsłuchu. Być może dlatego monobloki Exposure'a dały mi tyle frajdy. To po prostu stara szkoła budowania wzmacniaczy. Z zewnątrz - nic specjalnego. Klocki z włącznikiem. Taki typowy, miejski hatchback. Ale ma silnik przeszczepiony z większej limuzyny, sportowe zawieszenie i duży, głośny wydech.
Najlepsze jest jednak to, że mimo tego dziarskiego, energicznego, czasami nawet odrobinę ekstrawertycznego charakteru, XM9 mają nam do zaoferowania znacznie więcej. W połączeniu ze streamerem Auralica brzmienie było zadziwiająco spójne, sprężyste i barwne. W niektórych nagraniach spod tego całego naparzania wyłoniła się odrobina przyjemnego ciepła i tak potrzebnej w spokojniejszych gatunkach muzycznych gładkości. Oczywiście nie zmienia to faktu, że monobloki Exposure'a mają jasno określone priorytety. Nigdy o nich nie zapominają i raczej nie ma co liczyć na to, że przeskok z wymagającej elektroniki lub gęstego rocka na jazzowe ballady spowoduje nagłe odwrócenie sytuacji o sto osiemdziesiąt stopni, a nasze dziarskie, tranzystorowe końcówki mocy zaczną nagle grać jak lampowiec na triodach 300B. Cieszę się jednak, że ten dźwięk nie był tak jednowymiarowy, jak mogłoby się wydawać. Długo mógłbym rozwodzić się nad pozostałymi zaletami zestawienia, które w dużej mierze było dziełem przypadku (celowo ustawiłem oba testy tak, abym mógł wykonać taki eksperyment, jednak nie spodziewałem się, że efekt będzie aż tak dobry). Oprócz dynamiki i szeroko rozumianego realizmu, największe wrażenie zrobiła na mnie przestrzeń. Trójwymiarowa scena stereofoniczna z wyraźnie zaznaczoną głębią, ostro naszkicowanymi dźwiękami pierwszoplanowymi i drobnymi dodatkami, pogłosowym planktonem rozciągającym się poza bocznymi ściankami kolumn to coś, co bardzo mi pasuje. Szczerze mówiąc, jeszcze zanim odkryłem wszystkie zalety opisywanego zestawienia, zacząłem się zastanawiać czy to nie jest przypadkiem właściwa droga - tak dla wielu melomanów szukających nowoczesnego sprzętu obdarzonego wysokiej klasy brzmieniem, jak i dla mnie prywatnie. Gdyby nie to, że zajmuję się testowaniem sprzętu, a oprócz streamerów i monobloków na liście urządzeń czekających na swoją kolej mam kolumny, przetworniki, słuchawki, kable, listwy zasilające, gramofony i przedwzmacniacze gramofonowe, po tym jednym odsłuchu mógłbym zacząć poważnie zastanawiać się nad kształtem swojego systemu. Obawiałem się, że brak zewnętrznego przedwzmacniacza okaże się tym "najsłabszym ogniwem", ale nic takiego się nie stało. Każdy kolejny utwór utwierdzał mnie w przekonaniu, że powinienem dokładniej przyjrzeć się takim konfiguracjom i zestawom dzielonym w ogóle.
Niezwykle pozytywny rezultat wspomnianego połączenia nie udzielił mi jednak odpowiedzi na dwa bardzo ważne pytania - jaki udział w tym sukcesie miał sam Altair G1 i jak zmieni się brzmienie po podłączeniu przedwzmacniacza XM7. Nie pozostało mi nic innego, jak podłączyć go, z powrotem przełączyć wyjście Auralica w tryb stałopoziomowy, ustawić ten sam poziom głośności i ponownie przesłuchać kilka ostatnio odtwarzanych utworów. I co? Najogólniej rzecz ujmując, zmieniło się raczej mniej niż więcej. Różnice były stosunkowo niewielkie i dotyczyły aspektów, które nie mają wielkiego wpływu na to, jak postrzegamy charakter brzmienia systemu jako całości. Dźwięk nadal był naturalny, dynamiczny, przejrzysty i trójwymiarowy. Pojawiło się w nim jeszcze trochę ciepła i gładkości, a scena stereofoniczna delikatnie zmieniła kształt. Była bardziej skoncentrowana na wydarzeniach pierwszoplanowych i minimalnie wysunięta w kierunku słuchacza. Coś tam oczywiście zmieniło się w zakresie niskich i wysokich tonów, jednak skala zmian była znacznie mniejsza, niż się spodziewałem. Takie drobiazgi równie dobrze moglibyśmy zwalić na dodatkowy interkonekt, który dołączył do systemu wraz z przedwzmacniaczem. A skoro opisywany system miałem już podłączony w całości, ostatnim etapem testu była zmiana źródła i porównanie brytyjskiej dzielonki z dwoma wzmacniaczami zintegrowanymi z tej samej półki cenowej - ATC SIA2-100 i Unisonem Triode 25. Choć monobloki XM9 wciąż pozostały dla mnie gwiazdą tego zestawienia, ich połączenie z przedwzmacniaczem XM7 to po prostu bardzo sensowna alternatywa dla jednopudełkowych wzmacniaczy za te same pieniądze. Lepsza, gorsza? Tutaj sytuacja nie różni się od wyboru między jedną a drugą integrą. Sam fakt rozdzielenia wzmacniacza na trzy klocki pewnie nie daje nam aż tak dużej przewagi, jak to, że dostajemy tu połączenie dwóch bardzo fajnych końcówek mocy i funkcjonalnego, dobrze wyposażonego preampu. Wyobraźmy sobie przez chwilę jak by to wyglądało gdyby wszystkie te urządzenia zostały umieszczone we wspólnej obudowie. Dostalibyśmy wzmacniacz dysponujący mocą 80 W na kanał z wyjściem słuchawkowym, przedwzmacniaczem gramofonowym i przetwornikiem z pięcioma wejściami cyfrowymi, a w środku - kilkoma gęsto zabudowanymi płytkami drukowanymi i potężnym zasilaniem z trzema transformatorami toroidalnymi. Niejeden audiofil na taki widok aż jęknąłby ze szczęścia, uznając, że 13480 zł za taki wzmacniacz to prawdziwa okazja.
Wyobraźmy sobie przez chwilę jak by to wyglądało gdyby wszystkie te urządzenia zostały umieszczone we wspólnej obudowie. Dostalibyśmy wzmacniacz dysponujący mocą 80 W na kanał z wyjściem słuchawkowym, przedwzmacniaczem gramofonowym i przetwornikiem z pięcioma wejściami cyfrowymi, a w środku - kilkoma gęsto zabudowanymi płytkami drukowanymi i potężnym zasilaniem z trzema transformatorami toroidalnymi. Niejeden audiofil na taki widok aż jęknąłby ze szczęścia, uznając, że 13480 zł za taki wzmacniacz to prawdziwa okazja.Brzmienie testowanego kompletu nie pozostawia żadnych wątpliwości. Jest naturalne, dobrze zrównoważone, dynamiczne, przejrzyste, przestrzenne, ale też jednolite, spójne, uzupełnione nasyconą barwą i odrobiną przyjemnej gładkości. Długo je analizowałem i nie dostrzegam w nim żadnych większych minusów. Oczywiście, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że jak na jego gust jest tutaj zbyt mało ciepła, a średnica nie jest wystarczająco plastyczna. Albo wymyśli coś jeszcze innego... Tak można jednak potraktować każde urządzenie. Hegel H190 dla jednych jest prawdziwym ideałem, a dla innych - wzmacniaczem zbyt neutralnym, zwyczajnie nudnym. Kwestia gustu, a czasami także sprzętu towarzyszącego. Ja nie znajduję tutaj powodów do narzekania. Przećwiczyłem XM-y w różnych konfiguracjach i nie odnotowałem tu nic, na co melomani zainteresowani tym zestawem powinni zwrócić szczególną uwagę, w sensie zabezpieczenia się przed podbitym basem tudzież czymś w tym rodzaju. Należy także pamiętać o tym, że - o ile pozwolą nam na to terminale w kolumnach - bardzo ciekawym bonusem wynikającym z kupna całej trójki będzie możliwość dołączenia do systemu dwóch kolejnych monobloków. Ja takiej możliwości nie mam, więc można powiedzieć, że teoretyzuję i wymyślam niestworzone historie z cyklu "a gdyby tu było przedszkole, w przyszłości". Gdyby jednak Audiovectory QR5 były wyposażone w podwójne terminale, na pewno przeciągnąłbym zabawę o kilka dni i poprosił dystrybutora o dosłanie dwóch kolejnych monobloków. Coś mi podpowiada, że byłaby to już jazda bez trzymanki. Warto również rozważyć zakup każdego z opisywanych komponentów oddzielnie, przy czym szczególnie mocno zwracałbym się w stronę końcówek mocy. XM9 to w tej cenie prawdziwy killer. XM7 jest fajnym, uniwersalnym przedwzmacniaczem, który został zaprojektowany jako centralny element systemu stereo. Jakiego systemu? Ano właśnie... Tutaj w dalszym ciągu ciężko jest strzelać. U jednego użytkownika będzie to cały stolik zastawiony streamerami, konsolami, dekoderami i gramofonem na górnej półce, a u innego - prosty, klasyczny zestaw z odtwarzaczem XM CD. Dlatego właśnie producent zdecydował się wrzucić do jednej obudowy prawie wszystko, co przyszło mu do głowy i na co znalazło się miejsce. Z założenia musiał to więc być taki świąteczny bigos. W każdym domu smakuje inaczej. Niektórzy lubią dodać do niego więcej grzybów, inni idą w rodzynki i suszone śliwki, nie wspominając już o metodach przygotowania kapusty i przyprawach. Ale ostatecznie wychodzi bigos. Ciężko żeby w garnku nagle pojawiły się pierogi albo szarlotka. I zawsze znajdą się jego amatorzy. XM9 to zupełnie inna historia. Wyobraźcie sobie to, na co zawsze czekacie przy świątecznym stole. Barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, karp, ryba po grecku, sałatka jarzynowa, krokiety, śledź, makowiec, kompot z suszu? Każdy ma swojego faworyta. To właśnie są opisywane monobloki. Dla mnie - prawdziwy hit. Nie tylko pod względem brzmienia, ale także - a może przede wszystkim - relacji jakości do ceny.
Budowa i parametry
Exposure XM7 to przedwzmacniacz wyposażony w przetwornik cyfrowo-analogowy z pięcioma wejściami cyfrowymi, dwa wyjścia słuchawkowe i phono stage dla wkładek MM. Urządzenie bazuje na przedwzmacniaczu będącym sercem integry 3010 S2D, będącej podobno najlepiej sprzedającym się obecnie wzmacniaczem tej marki. XM7 zawiera wszystko, co najlepsze w tym modelu, oczywiście za wyjątkiem końcówki mocy. Zastosowano tu przede wszystkim zasilacz skonstruowany w oparciu o 200-VA transformator toroidalny, a także wysokiej klasy rezystory, kondensatory i w pełni dyskretny układ wzmacniacza słuchawkowego. Zasadnicza ścieżka sygnałowa również wykorzystuje elementy dyskretne, zaś sekcję cyfrową zbudowano w oparciu o przetwornik WM8742 Wolfsona. Wewnątrz właściwie ciężko cokolwiek podejrzeć, co oczywiście było do przewidzenia z uwagi na kompaktowe wymiary obudowy. Po zdjęciu pokrywy widać jedynie niebieski potencjometr ALPS-a, część transformatora i dwa spore kondensatory. Dwie główne płytki drukowane zostały zamontowane jedna nad drugą i zwrócone do siebie, w związku z czym z góry widać tu głównie "dolną" część płytki zawierającej między innymi układy cyfrowe. W monoblokach XM9 jest trochę luźniej, choć tutaj również dostępna przestrzeń została wykorzystana w bardzo sprytny sposób. Co ciekawe, konstrukcja tego modelu również opiera się na układzie zastosowanym we wzmacniaczu 3010 S2D. Można więc powiedzieć, że opisywany komplet to coś na kształt wspomnianej integry, ale ze zdublowaną końcówką mocy. Aby zmieścić się w zakładanych gabarytach, bipolarne tranzystory mocy Toshiby przykręcono do podstawy urządzenia za pośrednictwem aluminiowej płytki. Dzięki temu nie trzeba było stosować dodatkowych radiatorów, bo ciepło oddawane jest przez samą obudowę. Przy okazji wyeliminowano także otwory wentylacyjne. Wychodzi na to, że na bazie istniejących rozwiązań Brytyjczykom udało się stworzyć dwa (nie wspominając o innych modelach z serii XM) urządzenia, które zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz prezentują się bardzo atrakcyjnie.
Werdykt
Jeżeli to miał być eksperyment, należy zakwalifikować go do tych jednoznacznie udanych. Połączenie przedwzmacniacza i dwóch monobloków to ciekawa alternatywa dla wzmacniacza zintegrowanego, ale oba urządzenia traktowane oddzielnie też mają sens i z pewnością znajdą w audiofilskiej społeczności wielu, wielu fanów. XM7 może stać się sercem naprawdę rozbudowanego systemu stereo. Dość powiedzieć, że w wydaniu ekstremalnym można do niego podłączyć słuchawki, gramofon, komputer, streamer, konsolę, telewizor, transport CD oraz dwa inne urządzenia analogowe, a sygnał wyprowadzić do czterech monobloków lub - bo czemu nie - stereofonicznej końcówki mocy i dwóch subwooferów aktywnych. Cała masa możliwości w jednym, skromnym pudełku. Dla mnie gwiazdą tego zestawienia będzie jednak model XM9. Może dlatego, że para takich monobloków połączona ze streamerem z regulowanym wyjściem stworzyła system grający lepiej niż jakikolwiek znany mi system all-in-one w zbliżonej cenie? A może dlatego, że to po prostu świetna, klasyczna końcówka mocy przepakowana w obudowę, która zmieści się wszędzie? Ech... Po raz kolejny testuję sprzęt Exposure'a, po raz kolejny narzekam na to, że firma nie idzie z duchem czasów i niechętnie wprowadza nowe rozwiązania, i po raz kolejny brzmienie jej sprzętu mi się, cholera jasna, podoba! Nic na to nie poradzę, a nawet trochę zazdroszczę konstruktorom Exposure'a. Dawno temu wymyślili swój przepis na sukces i trzymają się go w myśl zasady "jeśli coś działa dobrze, nie dotykaj". Następnym razem nie będę sobie zawracał głowy pisaniem nowego testu. Po co? Posklejam coś z kawałków tych starych i też wyjdzie dobrze. Skoro im się udało, to - że tak zacytuję klasyka - "how hard can it be"?
Dane techniczne
Exposure XM7
Wejścia analogowe: 2 x RCA, 1 x Phono (MM)
Wejścia cyfrowe: 1 x USB, 2 x optyczne, 2 x współosiowe (BNC)
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,5 dB)
Przetwornik: 24-bitowy
Stosunek sygnał/szum: 92 dB
Zniekształcenia: <0,005%
Zużycie energii: <25 W
Stosunek sygnał/szum: 120 dB (RCA), 130 dB (XLR)
Wymiary (W/S/G): 8,9/21,8/36,3 cm
Masa: 5 kg
Cena: 6490 zł
Exposure XM9
Wejścia: RCA, XLR
Moc wyjściowa: 80 W/8 Ω
Zniekształcenia: <0,005%
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,5 dB)
Wzmocnienie: 24 dB (RCA)
Impedancja wejściowa: >77 kΩ
Stosunek sygnał/szum: >92 dB
Zużycie energii: 200 W
Wymiary (W/S/G): 8,9/21,8/36,3 cm
Masa: 5 kg
Cena: 3495 zł (sztuka)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Wharfedale Linton Heritage, Marantz ND8006, Auralic Altair G1, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Sennheiser HD 600, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Light, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze