Exposure XM5
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Exposure to jedna z firm, dla których czas stanął w miejscu, a przynajmniej jeszcze do niedawna tak się wydawało. Brytyjscy producenci sprzętu audio są wprawdzie znani ze swego umiłowania tradycji i klasycznych rozwiązań, ale wielu z nich na przestrzeni lat udało się wejść na zupełnie inny poziom. Naim z producenta brzydkich wzmacniaczy dla najbardziej ortodoksyjnych audiofilów zmienił się w legendarną markę dostarczającą wszystko od eleganckich głośników sieciowych po nagłośnienie do luksusowych limuzyn. Linn nie jest kojarzony z gramofonami i odtwarzaczami płyt kompaktowych, ale hi-endowymi systemami z dopracowanymi funkcjami streamingowymi. Meridian przerzucił się z oldskulowych komponentów stereo na inteligentne kolumny aktywne, przetworniki i wzmacniacze biurkowe. Chord zawładnął rynkiem przetworników do tego stopnia, że reszta jego oferty dla wielu mogłaby nie istnieć. Arcam, Audiolab, Cyrus, Musical Fidelity, Quad i Roksan też starają się rozwijać swoje produkty. Od czasu do czasu wprowadzają jakiś przetwornik lub streamer, dorzucają wejścia cyfrowe do swoich wzmacniaczy zintegrowanych, niektórym udało się stworzyć bardzo nowoczesne systemy all-in-one lub inne urządzenia, których szukają dziś melomani. Dla mniejszych manufaktur, założonych i prowadzonych zwykle przez audiofilów starej daty, był to zawsze duży problem. Creek, Exposure, Sonneteer, Sugden? Tutaj może się pojawić co najwyżej nowy wzmacniacz z ładniejszymi przyciskami. Jednak im dłużej wydaje się trwać ten technologiczny zastój, tym bardziej ów zamrożony w czasie sprzęt różni się od nowych wynalazków. Czasami trudno oprzeć się wrażeniu, że te klasyczne konstrukcje są po prostu lepsze. Szczególnie jeśli chodzi o wzmacniacze. Wydajne układy impulsowe, zaawansowane przetworniki, wymienne moduły sieciowe, sterowanie z poziomu aplikacji... Wszystko to jest bardzo kuszące, ale jednak audiofilom trudno oprzeć się na widok porządnego pieca z ciężkim transformatorem, grzejącymi się radiatorami i analogową gałą w miejscu przycisków i wyświetlacza. Nic dziwnego, że producenci takiego sprzętu mocno się rozleniwili. Raz na milion lat przypominają sobie, że oprócz klepania w kółko tych samych wzmacniaczy, można też zaprojektować coś nowego. Kiedy dowiedziałem się, że Exposure przygotowuje dużą premierę, byłem pewny, że chodzi o kolejną generację klasycznych klocków z serii 2010 lub 3010, ewentualnie poprawioną wersję budżetowego systemu 1010. Ale nie! Brytyjczycy zaprezentowali całkowicie nową linię XM składającą się z czterech kompaktowych, ale funkcjonalnych urządzeń. Poczułem się wyróżniony, że doszło do tego za mojego życia.
TEST: Exposure 1010
Firma została założona w 1974 roku i od początku robiła to, co audiofile lubią najbardziej. Produkowała sprzęt stereo w oparciu o sprawdzone zasady inżynierii, odwołując się do tradycji prawdziwego hi-fi i podkreślając swoje pochodzenie na każdym kroku. Dowodzący całą operacją John Farlowe dysponował nie tylko wiedzą na temat elektroniki, ale i ważnym w tej branży doświadczeniem z aparaturą profesjonalną. Jak przeczytamy na stronie producenta, a jego studiach nagrywały takie gwiazdy, jak David Bowie czy Pink Floyd. Brytyjczycy sami przyznają, że na przestrzeni lat zmieniały się produkty, ale zupełnie nie zmieniła się filozofia tworzenia sprzętu stereo, który ma przede wszystkim cieszyć uszy słuchacza. Reszta jest zdecydowanie mniej ważna, choć osobiście uważam, że minimalistyczne wzornictwo klocków Exposure'a również okazało się ponadczasowe. Ich skromny wygląd ma odzwierciedlać tradycyjną prostotę i elegancję. Nowe modele wciąż produkuje się w Wielkiej Brytanii. Wydaje się, że seria XM miała być czymś, co połączy świat tradycyjnych wzmacniaczy z wymaganiami dzisiejszych klientów. Na przestrzeni lat zmienił się nie tylko sposób, w jaki słuchamy muzyki, ale też postrzeganie sprzętu hi-fi jako jednego z elementów wyposażenia nowoczesnego mieszkania czy domu. Elektronika musi się zgrabnie wtapiać w otoczenie. Absolutnie nie może być wielkim gratem stojącym na środku salonu. Dlatego inżynierowie Exposure'a postawili na mniejsze obudowy. Patrząc na lifestyle'owe zdjęcia urządzeń z serii XM można dojść do wniosku, że postąpili właściwie. Jeśli zaś chodzi o łączność, funkcjonalność i ogólną nowoczesność, świat jakby nagle poszedł do przodu. Przykładem może być opisywany wzmacniacz XM5. Na pokładzie ma przetwornik cyfrowo-analogowy z kilkoma wejściami, przedwzmacniacz gramofonowy, a nawet wyjście z przedwzmacniacza czy bezpośrednie wejście do końcówki mocy. Mamy więc kompaktową integrę, która może pełnić kilka innych funkcji. W połączeniu z komputerem, konsolą lub gramofonem dostaniemy gotowy system, do którego trzeba będzie tylko podłączyć dobre kolumny. Ultranowoczesny amplituner to nie jest. Przykładowo, o łączności bezprzewodowej, jakiejkolwiek opcji bezpośredniego odtwarzania muzyki z sieci czy obsłudze z poziomu aplikacji możemy zapomnieć. Ale to wszystko można dołożyć sobie kupując chociażby mały streamer, a XM5 może mieć w rękawie innego asa. To wciąż Exposure, a więc uczciwie zaprojektowany wzmacniacz dostarczający moc 60 W na kanał przy 8 Ω i to nie z przełączanych kosteczek i zasilacza od peceta, ale bipolarnych tranzystorów Toshiby karmionych prądem przez 200-VA transformator toroidalny i baterię kondensatorów. Wszystko to w obudowie z aluminiową płytą czołową, normalnymi przyciskami i analogowym potencjometrem. To nie ekologiczna, bezglutenowa sałatka, tylko schabowy jak u mamy.
Wygląd i funkcjonalność
Jako były posiadacz integry 2010 S2, poczułem się jakby odwiedził mnie stary, dobry znajomy. Zrzucił trochę kilogramów i kupił sobie kilka fajnych gadżetów, ale to wciąż ten sam Exposure. Zmniejszona obudowa robi bardzo dobre wrażenie. Jak zwykle w przypadku tego typu urządzeń, ograniczenie powierzchni przedniego panelu odbyło się koszem głębokości. XM5 nie jest więc połówką standardowego wzmacniacza, bo wspomniany 2010 S2 mierzy dokładnie 30 cm głębokości, a XM5 - 36,3 cm. Na pewno nie jest to rekord świata, ale ostrzegam, bo w niektórych sytuacjach może to być podchwytliwe. Patrząc na zdjęcia można dojść do wniosku, że mamy do czynienia ze sprzętem, który wciśnie się w każdy regał z książkami, ale to tylko pozory. To samo dotyczy masy. Powiecie, że 5 kg to stosunkowo mało? W porównaniu z potężnymi końcówkami mocy na pewno, ale weźcie pięć kilo ziemniaków i potrzymajcie dłuższą chwilę. Jak na takie urządzenie, to całkiem niezły wynik, a 2010 S2 waży tylko dwa kilogramy więcej. Osobiście uważam, że brytyjscy projektanci wykonali krok w dobrym kierunku, bo w ich starszych integrach było mnóstwo pustej przestrzeni. Wystarczy znaleźć rozbierane zdjęcia w sieci. Wielka płytka z długimi ścieżkami ciągnącymi się od gniazd aż do selektora wejść i potencjometru, do tego dwa duże kondensatory i trafo zamontowane na własnym placyku. Aż się prosiło aby ktoś złożył ten wzmacniacz na pół i mam wrażenie, że dokładnie tym jest XM5. Wystarczy porównać opisy obu modeli. Mają nawet transformator o takiej samej mocy, choć w 2010 S2 bipolarne tranzystory Toshiby dostarczają nieco więcej mocy. Może dlatego, że Exposure przykręca je bezpośrednio do obudowy, co eliminuje potrzebę stosowania radiatorów i wiercenia otworów w pokrywie. W mniejszej puszce, którą wzmacniacz musi dzielić z modułem DAC-a, efektywne oddawane ciepła jest na pewno trudniejsze i domyślam się, że właśnie dlatego XM5 ma o 15 W mniej. Tak czy inaczej, to wciąż mocny wzmacniacz, który powinien wysterować większość dostępnych na rynku kolumn.
Urządzenie jest wykonane bardzo porządnie, ale to akurat żadne zaskoczenie. Nie ma tu ani grama plastiku, a aluminiowy front z pięknie wyszczotkowaną gałką prezentuje się bardzo elegancko. Brytyjski piecyk jest dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych - srebrnej i czarnej. Co ciekawe, w tej pierwszej standardem są niebieskie diody i czarne opisy, natomiast z czarnym panelem frontowym dostaniemy czerwone diody i złote opisy. Obie opcje wyglądają apetycznie, a dbałość o takie detale ucieszy każdego potencjalnego klienta. Jedną diodę sprytnie wpasowano w firmowe logo, co pewnie nie wymagało wiele wysiłku, ale i tak fajnie, że komuś chciało się chwilę nad tym zastanowić. Pozostałe świecące punkciki informują nas o wybranym wejściu i poziomie głośności. Umiejscowienie diody na potencjometrze idealnie pasuje do kierunku jego "szlifu". W zaciemnionym pomieszczeniu bez większych problemów rozszyfrujemy na jakich obrotach pracuje nasz wzmacniacz, a jeśli światło będzie padało na pokrętło pod odpowiednim kątem, podczas jego obrotu będziemy obserwować zmieniającą się fakturę aluminiowej powierzchni. Ot, taki mały spektakl, który również pomoże nam rozszyfrować czy już przesadzamy. Jeśli chodzi o pozostałe elementy na przedniej ściance, nie ma ich zbyt wiele. Z lewej strony umieszczono włącznik sieciowy, a na środku pod diodami mamy dwa przyciski do wyboru źródła. Pod ostatnią diodą dla wejścia USB znalazł się odbiornik podczerwieni dla zdalnego sterowania i to wszystko.
Z tyłu mamy pojedyncze gniazda głośnikowe w formie płaskich dziur, do których pasują tylko wtyki bananowe. Jakby tego było mało, umieszczono je w orientacji pionowej, więc kanał lewy jest na górze, a prawy na dole. Dobrze, że przynajmniej zastosowano czerwone i czarne oznaczenia dla plusa i minusa, choć i tak jest to dla mnie zupełnie niepotrzebne kombinowanie. Nie wiem dlaczego niektóre brytyjskie firmy brzydzą się normalnymi gniazdami umożliwiającymi montaż widełek i gołych kabli, ale w praktyce i tak większość użytkowników wybiera banany, więc może nie ma się co gorączkować. Tuż obok umieszczono trójbolcowe gniazdo zasilające IEC, więc jeśli planujecie podpiąć do XM5 masywną sieciówkę i grube przewody głośnikowe, może się zrobić trochę ciasno. Nie wiem czy umieszczenie tych dwóch elementów w tak niewielkiej odległości jest dobrym pomysłem. Wydaje się, że nic nie stało na przeszkodzie, by przesunąć terminale głośnikowe w kierunku wejść analogowych. Takie klasyczne gniazdo mamy jedno, oznaczone jako AUX2. Trzy pozostałe pary gniazd RCA to wejście gramofonowe, bezpośrednie wejście do końcówki mocy oraz wyjście z przedwzmacniacza. Taki pakiet skutecznie podnosi funkcjonalność naszej integry. Kupując gramofon z wkładką MM, zaoszczędzimy na zewnętrznym phono stage'u, a jeżeli zdecydujemy się na rozbudowę systemu, nasz XM5 będzie mógł stać się przedwzmacniaczem lub końcówką mocy. Możliwości są, bo w serii XM znajdziemy też monobloki XM9 i to chyba najbardziej oczywista opcja rozwojowa. Miłośnicy słuchawek mogą zainwestować w oddzielny wzmacniacz XM HP, a analogowcy, którym przestanie wystarczać wbudowany phono stage, będą mogli dołożyć do wieży model XM3. Ostatnim krokiem może być zamiana integry XM5 na przedwzmacniacz XM7. Otrzymamy wtedy pięcioelementowy system o potężnych możliwościach, z osobnym przedwzmacniaczem gramofonowym, dwoma monoblokami oddającymi 80 W na kanał i wzmacniaczem słuchawkowym. Sprytnie to sobie wymyślili.
Ale wróćmy do naszej integry. Oprócz gniazd analogowych, mamy tu rządek wejść cyfrowych - jedno USB typu B, dwa optyczne i dwa koaksjalne. Te ostatnie są w standardzie BNC, czego zupełnie nie rozumiem, bo źródła wyposażone w takie wyjście praktycznie nie funkcjonują na naszym rynku. Może jakieś pojedyncze przypadki w rodzaju streamerów Naima. Na szczęście, producent dorzucił do zestawu małą przejściówkę BNC-RCA, która załatwia temat, przynajmniej dla jednego gniazda. To kolejny przypadek "oryginalnego" myślenia Brytyjczyków. Wiemy, że użytkownicy będą korzystać z cyfrowych gniazd RCA, więc damy im jedną przejściówkę, a w urządzeniu zamontujemy dwa gniazda BNC. Plus jest taki, że dzięki obecności pięciu wejść cyfrowych naprawdę możemy zrezygnować z zewnętrznego DAC-a. Możliwości gniazd optycznych i współosiowych kończą się na jakości 24 bit/192 kHz, ale z USB posłuchamy nawet DSD64. Rekord świata to nie jest, ale jak na przetwornik we wzmacniaczu, powinno wystarczyć. Dla mnie jednym z największych minusów Exposure'a jest brak wejścia LAN lub jakiejkolwiek łączności bezprzewodowej. Nie jestem fanem słuchania muzyki przez Bluetooth, ale niektórzy użytkownicy na pewno chętnie skorzystaliby z takiej opcji. W testowanej niedawno integrze NuPrime IDA-8 maleńki odbiornik bezprzewodowy był dołączony do zestawu. O połowę droższy XM5 tego nie ma. Co więcej, w serii XM nie ma żadnego streamera, który umożliwiałby nam chociażby odpalenie plików z lokalnej sieci, nie mówiąc już o kompatybilności z popularnymi serwisami streamingowymi. Ba! Nie ma też odtwarzacza płyt kompaktowych. Aby rozpocząć odsłuch, do brytyjskiego wzmacniacza trzeba będzie "coś" dokupić. Może to być niedrogi streamer, jak Auralic Aries Mini lub Sonos Connect, transport CD albo gramofon. Exposure wyraźnie daje nam do zrozumienia, że jest firmą "wzmacniaczową" i nie zamierza wychodzić poza swoją strefę komfortu. Z drugiej strony, może to i dobrze. W końcu testujemy audiofilski piecyk, a nie inteligentny system all-in-one.
Konstruktorzy tego wzmacniacza postawili na prostotę i myślę, że dla wielu melomanów może to być bardzo pożądane. Z drugiej strony, możliwość dorzucenia do kompletu chociażby dopasowanego gabarytowo i wzorniczo streamera lub transportu byłaby bardziej kusząca niż dwa monobloki i dodatkowy phono stage.Opisywany wzmacniacz od początku mi się spodobał, choć zarówno w nim samym, jak i w polityce producenta dostrzegam pewne minusy. Z jednej strony, XM5 to prosta i skromna integra, w której wszystko działa tak, jak byśmy się spodziewali. Bez aktualizacji oprogramowania i rozłączania się z siecią, a nawet bez cyfrowej regulacji głośności z wyświetlaczem od mikrofalówki. Konstruktorzy tego wzmacniacza postawili na prostotę i myślę, że dla wielu melomanów może to być bardzo pożądane. Z drugiej strony, możliwość dorzucenia do kompletu chociażby dopasowanego gabarytowo i wzorniczo streamera lub transportu byłaby bardziej kusząca niż dwa monobloki i dodatkowy phono stage. Ale cóż, takie są uroki posiadania sprzętu stosunkowo niewielkiej, audiofilskiej manufaktury. W pewnym sensie, kropką nad "i" jest tutaj pilot zdalnego sterowania. Wygląda jakby ktoś go ukradł z taniego hotelu. Jest plastikowy i zwyczajnie brzydki, z pokrywką baterii stukającą pod palcami. Z większości przycisków i tak zrobilibyśmy użytek tylko wtedy, gdyby w serii XM znalazło się jakiekolwiek źródło. Pilot od mojego dekodera jest ładniejszy, lepiej wykonany i ma mniej guzików. To nie żart - sprawdziłem i tam wyszło mi 36, a tutaj 39. Zważywszy, że działa tylko regulacja głośności i zmiana źródła (wyłączenie integry z pilota jest niemożliwe), producent mógł się postarać o coś mniejszego, ale ładniejszego. Plusem jest fakt, że pilot dobrze leży w dłoni i działa pod każdym kątem, nawet gdy celujemy za siebie. Spodobało mi się również wykończenie pokrywy XM5. Exposure stosował kiedyś lakier przypominający w dotyku papier ścierny. Pokrywa zbierała kurz i praktycznie niemożliwe było doprowadzenie jej do stanu wyjściowego. Tutaj wszystko wygląda normalnie, a doczyszczenie wzmacniacza nie jest wielkim problemem. Największym minusem opisywanego modelu nie jest jednak brzydki pilot ani dziwne gniazda głośnikowe, ale cena. W porządku, nie wiem jeszcze jak XM5 wypadnie w teście odsłuchowym, ale na pierwszy rzut oka 6490 zł za taki piecyk to trochę dużo. Brytyjczycy pewnie będą argumentować, że w pakiecie dostajemy przetwornik i przedwzmacniacz gramofonowy, co podnosi koszt produkcji. Z drugiej strony mamy mniejszą obudowę i skromniejszą moc niż w przypadku większej integry 2010 S2D, wbudowany phono stage to raczej prosta konstrukcja obsługująca tylko wkładki MM, a i DAC nie jest jakimś potworem obsługującym PCM tysiąc pięćset i DSD dwa dziewięćset. Przyjrzyjmy się konkurencji. Jeżeli potrzebujemy kompaktowego wzmacniacza z kilkoma gadżetami, do wyboru mamy takie modele, jak PS Audio Sprout (3900 zł), Pro-Ject MAIA DS2 (3990 zł), Denon DRA-100 (3995 zł), NuPrime IDA-8 (4295 zł), Marantz HD-AMP1 (4995 zł) czy Cyrus 6 DAC (5499 zł). Exposure XM5 jest jednym z najdroższych wzmacniaczy tego pokroju, a czy widać to na papierze i na żywo? Nie bardzo. DRA-100 jest lepiej wyposażony, IDA-8 ma ciekawszą technologię i lepszy przetwornik na pokładzie, a HD-AMP1 prezentuje się przy XM5 jak milion dolarów. Ale przecież w świecie sprzętu audio nie wszystko jest takie oczywiste. Kurt Cobain jest lepszy niż Justin Bieber, a nie miał nawet konta na Instagramie. Pora sprawdzić czy w naszym brytyjskim wzmacniaczu kryje się coś, co niewtajemniczeni mogą przeoczyć.
Brzmienie
Wszystkie wzmacniacze Exposure'a, z jakimi się do tej pory zetknąłem prezentowały dość charakterystyczny dźwięk oparty na energii, rytmie, przejrzystości i dynamice. Nie miało to nic wspólnego z brytyjską flegmą. Wręcz przeciwnie. Sprzęt tej marki zawsze grał tak, jakby chciał maksymalnie skrócić dystans między naszym fotelem a muzyką. Nie przypominało to obserwowania walki bokserskiej z bezpiecznej odległości. Ta estetyka bardziej kojarzyła mi się ze staniem pod samym ringiem, gdzie wszystko widać bardzo dokładnie i ma się nie tylko wrażenie uczestniczenia w całym wydarzeniu, ale wręcz pewnego niebezpieczeństwa. Brytyjscy inżynierowie wybrali drogę zmierzającą do przekazania słuchaczowi prawdy o nagraniach, choćby nawet chwilami miała być nieprzyjemna. Kwintesencją tego firmowego grania była dla mnie integra 3010 S2. Wzmacniacz trzymający kolumny żelazną ręką. Taki tańszy odpowiednik Krella, w swojej cenie prawdziwy cios. 2010 S2 był niewiele gorszy. Bardzo dobrze panował nad dźwiękiem i robił co mógł, aby odsłuch był niezwykle angażujący. W opisach zamieszczonych na stronie producenta było więc sporo prawdy. Exposure po prostu ustawiał nas na kursie kolizyjnym z muzyką i wystawiał nas na jej bezpośrednie działanie.
Włączając testowaną integrę, nie spodziewałem się niczego innego. Przygotowałem się na szybki, realistyczny dźwięk oparty na rytmicznym basie, czytelnej średnicy i nasyconej detalami górze pasma, z precyzyjną stereofonią i lekko sterylną barwą. Odpaliłem muzykę, podniosłem gardę i czekałem na pierwszy cios. Hmm... Czyżby jednak i tutaj zaczęło się coś zmieniać? XM5 zagrał naturalnie, równo, przestrzennie, ale też całkiem przyjemnie. Zaraz, jak to? Czyżbym coś źle ustawił? Po dokładniejszym zbadaniu sprawy okazało się jednak, że ten wzmacniacz po prostu tak gra. Sprawdziłem go z innym źródłem, innymi kolumnami i innym okablowaniem. Moje pierwsze obserwacje tylko się potwierdziły. Nie chodzi mi o to, że testowana integra nie dysponuje odpowiednią dynamiką ani przejrzystością. To wszystko również tu odnajdziemy, ale odsłuch nie przypomina oglądania miażdżącego reportażu lub filmu dokumentalnego, po którym musimy sobie odpocząć. Czujemy się bardziej jak podczas słuchania dobrze nagłośnionego koncertu, ale nie z perspektywy pierwszego rzędu, tylko ciut dalej. Trochę swobodniej i bezpieczniej. W każdym razie nie aż tak dosadnie, jak się spodziewałem. Oczywiście to wciąż Exposure, ale w innym, bardziej ludzkim i lekkostrawnym wydaniu.
W pierwszej chwili zacząłem się zastanawiać czy fani brytyjskiej marki nie będą trochę rozczarowani. Mają bowiem prawo sądzić, że XM5 to taki 2010 S2D w mniejszej obudowie, a nie jestem przekonany, czy naprawdę tak jest. Wprawdzie nie przeprowadziłem bezpośredniego porównania tych dwóch modeli, ale wydaje mi się, że opisywany model został trochę inaczej zestrojony. Wnętrze nie jest bowiem dokładnie takie samo, a niższa moc sugeruje, że XM5 nie będzie tak hardcore'owy. Moim zdaniem konstruktorzy uznali, że takim wzmacniaczem zainteresują się przede wszystkim ludzie szukający wygody i uniwersalności - także w kwestii brzmienia. Nie będą chcieli na co dzień słuchać sprzętu, który przesieje im płytotekę i będzie się obrażał, gdy zamiast plików wysokiej rozdzielczości wybierzemy jeden z popularnych serwisów streamingowych. Mamy więc do czynienia z pewnym kompromisem. I nie piszę tego z jakimś wyrzutem. Moim zdaniem to bardzo mądre posunięcie. Taki wybitnie bezpośredni, dynamiczny i przejrzysty dźwięk sprawdza się bowiem podczas krótkiego odsłuchu, ale na dłuższą metę może być męczący. Niektórzy łagodzą sytuację kolumnami o ocieplonym i łagodnym usposobieniu, inni szukają delikatności w kablach, a jeszcze innym pasuje takie męskie podejście do sprawy i wzmacniają efekt, idąc w kierunku maksymalnego realizmu. XM5 z jednej strony zachowuje dużą część firmowego charakteru, z drugiej zaś gra w sposób znakomicie wyważony i uniwersalny, nie zapominając o takich kwestiach, jak barwa, głębia czy spójność. Przystępując do testu wiedziałem, że będzie ciekawie, ale że przy okazji będzie mi się słuchało tak przyjemnie? Tego po prostu nie przewidziałem.
Z jednej strony otrzymujemy dobrą przejrzystość, dynamikę i wypełnioną powietrzem przestrzeń, z drugiej natomiast muzyka ma w sobie wystarczającą dawkę naturalnego spoiwa dającego poczucie równowagi, odrobinę gładkości i muzykalność, dzięki której odsłuch może trwać godzinami.Brytyjczycy nie tylko złapali kontakt z rzeczywistością, ale wykonali kawał dobrej roboty jeśli chodzi o jakość brzmienia opisywanego wzmacniacza. Spodziewałem się, że XM5 będzie takim mniejszym, skromniej wyposażonym odpowiednikiem systemu all-in-one Naim Uniti Atom. Tymczasem, gdybym miał go porównać z którymś z dobrze znanych mi wzmacniaczy, byłby to Hegel H80. Nie wiem czy Exposure jest aż tak dobry, ale ogólny charakter brzmienia jest bardzo podobny. Z jednej strony otrzymujemy dobrą przejrzystość, dynamikę i wypełnioną powietrzem przestrzeń, z drugiej natomiast muzyka ma w sobie wystarczającą dawkę naturalnego spoiwa dającego poczucie równowagi, odrobinę gładkości i muzykalność, dzięki której odsłuch może trwać godzinami. XM5 nie zwalił mnie z nóg w ciągu pierwszych piętnastu minut. Za to później zacząłem nabierać do niego zaufania i dostrzegać dużo sensu w jego filozofii kształtowania dźwięku. Wciąż jesteśmy bowiem blisko idealnej neutralności. W kategoriach równowagi tonalnej czy barwy, niewiele można temu wzmacniaczowi zarzucić. Bas jest mocny i szybki, ale wystarczająco głęboki i gęsty. Średnica praktycznie wzorowa. Góra pasma łączy dźwięczność i blask z odrobiną eleganckiego wykończenia. A więc wszystko w porządku. XM5 gra prawidłowo, rzetelnie i audiofilsko, choć nie tak bezkompromisowo, jak droższe modele Exposure'a. A może nowa seria od samego początku miała stanowić taką alternatywę dla 2010 S2D i 3010 S2D? Oczywiście to wciąż bardzo podobne urządzenia, ale mam wrażenie, że seria XM jest skierowana do ludzi, którzy uważają się w pierwszej kolejności za melomanów, a nie audiofilów. Mnie najbardziej spodobała się ogólna równowaga tonalna i przestrzeń. Wprawdzie nie na wszystkich nagraniach XM5 błyszczał, ale na odpowiednim materiale budował w pokoju piękną, trójwymiarową scenę, w której można było zanurzyć się z wielką przyjemnością.
Na koniec zostawiłem sobie dwie wbudowane funkcje - przetwornik i phono stage. W obu przypadkach mógłbym napisać praktycznie to samo. Jest, sprawdza się całkiem nieźle, ale jeżeli ktoś oczekuje prawdziwie audiofilskiej jakości, niestety i tak trzeba będzie sięgnąć po zewnętrzne źródło. Aby wyciągnąć jak najlepsze brzmienie z fabrycznego DAC-a, trzeba skorzystać z gniazda USB, a to oznacza konieczność podłączenia komputera lub serwera, który go zastąpi. Niektórzy i tak najczęściej słuchają muzyki siedząc przed ekranem laptopa lub peceta, jednak nawet w takiej sytuacji wbudowany przetwornik może okazać się niewystarczający. Niektórzy audiofile mają już sporą kolekcję plików w jakości DSD64 lub wyższej, i tu pojawia się pierwszy problem. To samo można powiedzieć o dźwięku. Dla wielu użytkowników DAC będzie jedną z kluczowych zalet tego wzmacniacza, a dla innych tylko fajnym dodatkiem. Chcąc wycisnąć z brytyjskiej integry jak najwięcej, trzeba będzie niestety zainwestować w lepsze źródło - przetwornik lub streamer z tej samej półki. Identycznie wygląda historia z przedwzmacniaczem gramofonowym. Z testowanym równolegle Reloopem Turn 5 wyposażonym we wkładkę Ortofon 2M Red nasz Exposure zagrał przyzwoicie, ale bez jakiegoś wielkiego szału. Przesiadka na preamp Audio Analogue AAphono pokazała, że nawet z tak podstawowej wkładki można wyciągnąć znacznie więcej. Pojawia się więc fundamentalne pytanie. Skoro ani wbudowany przetwornik ani phono stage nie oferują wybitnie audiofilskiej jakości dźwięku, jaki pożytek będzie z nich miał audiofil? Ano taki, że przynajmniej na początku nie trzeba będzie inwestować w kolejne klocki, a jeżeli z czasem przyjdzie nam ochota na więcej, zostanie nam bardzo dobry, uniwersalny wzmacniacz. Ale skoro tak, może lepszym pomysłem byłby XM5 bez dodatkowego wyposażenia, za które tak czy inaczej trzeba zapłacić?
Największą wadą testowanego wzmacniacza jest cena. Oczywiście testowałem w życiu droższe urządzenia, ale i tak wydaje mi się, że 6490 zł za taką integrę to sporo. Może nie powinienem wymagać, aby wzmacniacz za te pieniądze miał na pokładzie iście hi-endowy przetwornik, streamer, wzmacniacz słuchawkowy i przedwzmacniacz gramofonowy, ale w moim przekonaniu konkurencja potrafi wycisnąć z takich bonusów trochę więcej. Gdyby brytyjscy konstruktorzy wsadzili do środka nowoczesny przetwornik zbudowany na lepszych kościach i nieco bardziej audiofilski phono stage obsługujący również wkładki MC, z punktu widzenia audiofila byłaby to już ogromna różnica. Nawet, gdyby wzmacniacz kosztował tysiąc złotych więcej, to takie ulepszenia pozwoliłyby na jakiś czas zapomnieć o kupnie zewnętrznego źródła, co wiąże się ze znacznie większym wydatkiem. A tak? Dostajemy funkcje, które sprawdzają się tylko do pewnego momentu. No, ale... Znam wielu ludzi, którzy na widok kilku wejść cyfrowych i gniazdka dla gramofonu przestaną myśleć o rozbudowie systemu, a jeśli już, będą iść raczej w stronę większej funkcjonalności niż lepszego brzmienia. Powiedzą - mi to wystarczy, podłączę sobie konsolę, Blu-raya, potem dołożę jakiś mały streamer, a nawet budżetowy gramofon, bo lepszego i tak nigdy nie kupię. Mam wrażenie, że Exposure próbuje dotrzeć właśnie do takich klientów. Ale czy oni zapłacą 6490 zł za wzmacniacz? Nie wydaje mi się. Cztery tysiące - w porządku. Ale sześć i pół? Taka kwota oznacza, że ostatecznie tematem zainteresują się tylko audiofile. I to wcale nie jest takie głupie, bo brzmieniowo XM5 po prostu robi robotę. Podobnie, jak Hegel H80, ma praktycznie wszystko, czego moglibyśmy wymagać od wzmacniacza z tego przedziału cenowego. Jeżeli tylko dotrze do etapu odsłuchu, ma szansę wygrać z wieloma rywalami. Audiofila szukającego najbardziej wszechstronnej integry nie zniechęcą ani przeróżne udziwnienia i problemy natury praktycznej ani ograniczona funkcjonalność wbudowanego przetwornika i phono stage'a. Jeżeli zagra, dalej będzie już z górki. A wierzcie mi, że zagra. XM5 to bardzo fajny wzmacniacz, z którym można słuchać muzyki godzinami ani się przy tym nie nudząc, ani nie męcząc. Kilka dni w jego towarzystwie minęło mi bardzo przyjemnie.
Budowa i parametry
Exposure XM5 to kompaktowy wzmacniacz zintegrowany plasujący się w katalogu brytyjskiej firmy pomiędzy modelami 2010 S2D i 3010 S2D. Urządzenie wyposażone jest zarówno w przedwzmacniacz gramofonowy współpracujący z wkładkami MM, jak i przetwornik cyfrowo-analogowy bazujący na kości WM8742 Wolfsona. Producent twierdzi, że nie ma już żadnych wątpliwości co do tego, czy faktycznie mamy do czynienia z odrodzeniem winylu, a jednym z czynników powstrzymujących melomanów przed powrotem do tego formatu jest brak przygotowania od strony sprzętowej. "W czasach, kiedy płyty winylowe były standardem, wszystkie zintegrowane wzmacniacze i większość przedwzmacniaczy miało przedwzmacniacz gramofonowy na pokładzie ponieważ dla większości ludzi gramofon był podstawowym źródłem dźwięku w systemie stereo. Jednak wraz z pojawieniem się płyt kompaktowych, moduły phono stage'a przestały być standardem i zostały zepchnięte do roli zewnętrznych urządzeń dla zapaleńców." - wyjaśnia główny projektant Exposure'a, Tony Brady. Co ciekawe, wraz z miniaturyzacją obudów, konstruktorzy nie poszli w kierunku stosowania wzmacniaczy pracujących w klasie D czy zasilaczy impulsowych, które ich zdaniem nie mają zbyt wiele wspólnego z audiofilskim dźwiękiem, a dodatkowo wprowadzają mnóstwo zanieczyszczeń do sieci zasilającej. Dlatego integra XM5 posiada tradycyjny zasilacz z wykonanym na zamówienie 200-VA transformatorem toroidalnym. W ścieżce sygnałowej zastosowano wysokiej jakości rezystory i kondensatory, natomiast w stopniu mocy pracują bipolarne tranzystory Toshiby wybrane ze względu na swoje walory dynamiczne. Całość zamknięto w aluminiowej obudowie z anodowaną i szczotkowaną płytą czołową. Wzmacniacz oferuje moc 60 W RMS przy obciążeniu 8 Ω. Z ważniejszych parametrów warto wymienić zniekształcenia utrzymane na poziomie poniżej 0,01%, stosunek sygnału do szumu powyżej 100 dB oraz pasmo przenoszenia, które według producenta mieści się w przedziale 20 Hz - 20 kHz z odchyłką +/- 0,5 dB. Producent podaje także szereg parametrów samego przedwzmacniacza, sekcji phono i przetwornika. Maksymalne zużycie energii to 200 W przy pełnym wysterowaniu obu kanałów.
Werdykt
XM5 to bardzo sympatyczny wzmacniacz, który ma szansę sprawdzić się w wielu systemach niezależnie od rodzaju słuchanej muzyki. Pierwsze godziny testu nie zapowiadały trzęsienia ziemi, na które podświadomie się przygotowywałem, ale z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej, co daje nadzieję, że opisywana integra będzie po prostu dobrą, długoterminową inwestycją. Brytyjczycy popełnili jednak kilka błędów. XM5 pokazuje, że firma chce iść w dobrym kierunku, ale przetwornik obsługujący DSD64 i phono stage współpracujący z wkładkami MM to jeszcze żaden wypas, nawet w tym przedziale cenowym. Nietypowe gniazda głośnikowe, brak możliwości kupna dopasowanego gabarytowo i stylistycznie odtwarzacza lub streamera, a nawet pilot przywodzący na myśl lata osiemdziesiąte to minusy, które niejako przypominają nam o tym, że mamy do czynienia ze sprzętem niewielkiej, audiofilskiej manufaktury, a nie koncernu produkującego głównie bardzo nowoczesne amplitunery. Największym błędem jest jednak ubieranie klasycznego wzmacniacza w strój lifestyle'owego urządzenia mającego trafić do szerszego grona odbiorców. Trudno oprzeć się wrażeniu, że konstruktorzy wsadzili ten wzmacniacz w mniejszą obudowę i wyposażyli go w dwa dodatkowe moduły dlatego, że mogli to zrobić bez większego problemu. A gdzie łączność bezprzewodowa i podstawowe funkcje sieciowe? Gdzie sterowanie aplikacją? Gdzie gniazdko słuchawkowe i Bluetooth? Jeśli wzmacniacz ma trafić do ludzi szukających naprawdę uniwersalnego, musi mieć na wyposażeniu coś jeszcze, a przede wszystkim powinien być nieco tańszy. Co innego, gdy zaczniemy traktować go jak audiofilską integrę, która po prostu ma z tyłu kilka dodatkowych gniazd, ale przede wszystkim ma gwarantować wysokiej klasy brzmienie. Nie wszystkie lifestyle'owe klocki oferują dźwięk spełniający wymagania wybrednych melomanów, a Exposure XM5 w tej dziedzinie nie zawodzi. Gra tak, jak powinien grać dobry wzmacniacz za te pieniądze. Jeżeli więc szukacie kompaktowej integry, która sprawdzi się z szeroką gamą kolumn, wpiszcie go na listę kandydatów do odsłuchu. Wbrew pozorom, nie jest to bowiem rywal bogato wyposażonych piecyków i systemów typu all-in-one, ale raczej audiofilskich wzmacniaczy, takich jak Audiolab 8300A, Cyrus 6 DAC, Denon PMA-1600NE, Atoll IN200SE czy Hegel H90. Kto wie, może to XM5 spodoba Wam się najbardziej?
Dane techniczne
Wejścia cyfrowe: 2 x koaksjalne (BNC), 2 x optyczne, USB (B)
Obsługiwane sygnały: PCM 24 bit/192 kHz, DSD64 (tylko wejście USB)
Wejścia analogowe: 1 x RCA, 1 x AV
Wejście phono: 1 x MM (2,5 mV, 47 KΩ)
Wyjścia analogowe: 1 x RCA (pre-out)
Moc wyjściowa: 60 W/8 Ω
Zniekształcenia harmoniczne: <0,01%
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,5 dB)
Separacja kanałów: >60 dB
Wzmocnienie wyjścia pre-out: 12 dB
Stosunek sygnał/szum: >100 dB
Pobór mocy: 200 W
Wymiary (W/S/G): 8,9/21,8/36,3 cm
Masa: 5 kg
Cena: 6490 zł
Konfiguracja
Equilibrium Ether Ceramique, Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition, Onkyo NS-6170, Astell&Kern AK70, Reloop Turn 5, iPhone SE, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Tune 33 Light, Enerr Tablette 6S.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
Marek
Uważam, że legenda czy dobre notowania nie usprawiedliwiają wykonania na takim poziomie. Bywało, że sam robiłem porządniej wykonane konstrukcje. To niezły snobizm - zachwycać się czymś takim, bo tak wypada.
0 Lubię
Komentarze (1)