
Zabawa w sprzęt audio przypomina czasami pogoń za czymś, czego do końca złapać się nie da, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób samo próbowanie potrafi sprawić mnóstwo przyjemności. Podobnie mają się sprawy, kiedy spojrzymy na rynek audio z szerszej perspektywy. Na świecie działają setki, a nawet tysiące firm produkujących różnego rodzaju przedmioty do odtwarzania muzyki - kolumny, wzmacniacze, wkładki gramofonowe, kondycjonery, przetworniki, a nawet specjalne, audiofilskie meble. Gracze mainstreamowi już tylko w pewnym zakresie dyktują warunki i wyznaczają trendy. Prawdziwych odkryć lepiej szukać na tej drugiej lub nawet trzeciej linii - w katalogach mniejszych, ale wysoce wyspecjalizowanych manufaktur prowadzonych przez ludzi z pasją. Wszystkiego ogarnąć się nie da, wszystkich kolumn czy wzmacniaczy przesłuchać nie sposób, ale próbować warto. Przed nami urządzenie należące do tej potencjalnie bardzo ciekawej grupy - przetwornik cyfrowo-analogowy z poważnym wzmacniaczem słuchawkowym i przedwzmacniaczem pozwalającym na podłączenie końcówki mocy lub kolumn aktywnych. Na pokładzie mamy także zbalansowane gniazdo słuchawkowe - idealne do napędzenia hi-endowych ortodynamików, zdalne sterowanie i coś dla fanów słuchania muzyki bez kabli ze smartfonów, tabletów i laptopów - łączność Bluetooth. Czyli wszechstronny, bardzo chodliwy ostatnio sprzęt od mało znanej, jeszcze nie zmanierowanej firmy.

[English version] Nazwa Lumin nie powinna być obca audiofilom. Choć firma rozpoczęła swoją działalność nie tak dawno temu (pierwszy produkt pojawił się w 2012 roku), jej produkty dość szybko zdobyły uznanie na całym świecie. W Polsce na szczęście nie musieliśmy długo czekać na pojawienie się Lumina na rynku - dystrybutor szybko zorientował się w potencjale tego urządzenia i sprowadził go do naszego kraju. Dla kronikarskiego porządku trzeba wspomnieć, że początki Lumina były nieco kontrowersyjne, ponieważ streamer bardzo przypominał z zewnątrz inny produkt tej kategorii, produkowany przez szkocką firmę Linn. Szybko się okazało, że pomimo pewnych podobieństw zewnętrznych, Lumin jest zupełnie innym urządzeniem pod względem brzmienia i oferowanych możliwości. Od samego początku potrafił odtwarzać pliki DSD oraz grać z podłączonych bezpośrednio do niego dysków czy pamięci USB, a te możliwości nie były dostępne u konkurencji.

Astell&Kern to firma, do której doskonale pasuje powiedzenie "kto gra grubo, wygrać musi". Marka utworzona przez Irivera - producenta przenośnych odtwarzaczy i akcesoriów audio - od początku miała być kojarzona ze sprzętem luksusowym. Udało się to osiągnąć w bardzo krótkim czasie, co jednak nie powinno nikogo dziwić zważywszy na kierunek, jaki obrano i konsekwencję, z jaką realizowana jest pierwotna wizja. Astell&Kern wprowadził do świadomości audiofilów hi-endowe odtwarzacze przenośne, po czym jeszcze przesunął granice tego hi-endu z kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Pomysł kupna osobistego playerka w cenie naprawdę dobrej integry mógł się niektórym wydawać idiotyczny, ale chwycił. I to jak! Hejterzy oczywiście będą twierdzić, że takie urządzenia nie różnią się niczym szczególnym od odtwarzaczy za 600-800 zł, ale posiadacze playerów Astell&Kern wiedzą swoje i mają ich opinie w głębokim poważaniu. Skoro można wydać kilkadziesiąt tysięcy na piękny, automatyczny zegarek i nikomu to nie przeszkadza, to cóż może być złego w posiadaniu audiofilskiego odtwarzacza i adekwatnej jakości słuchawek? Po wprowadzeniu modelu AK240 wydawało się, że w najbliższej przyszłości firma już niczym szczególnym nas nie zaskoczy, a tu znowu - bach! We wszystkich mediach pojawiła się informacja o planowanej premierze serwera muzycznego AK500N - pierwszego stacjonarnego urządzenia Astell&Kern, z marszu okrzykniętego potencjalnie najlepszym streamerem na świecie.

iFi Audio to przykład projektu, który po prostu musiał wypalić. Ludzie stojący za tą marką idealnie wstrzelili się w zapotrzebowanie rynku, zrobili wszystko we właściwy sposób i we właściwym czasie. Firma produkuje niewielkie pudełeczka do bardzo konkretnych zastosowań, a wśród nich przetworniki, wzmacniacze słuchawkowe, przedwzmacniacze gramofonowe i tak zwane wszystko ze wszystkim. Brakuje chyba tylko miniaturowych końcówek mocy i streamerów, ale domyślam się, że i nad nimi pracuje w tym momencie kilku bystrych inżynierów. Urządzenia iFi Audio można oczywiście łączyć ze sobą, a nawet zabierać w podróż, ponieważ niektóre mają wbudowane akumulatory pozwalające na kilka lub kilkanaście godzin pracy bez zasilania. W domu lub w pracy można natomiast zbudować sobie sympatyczną wieżę i ustawić ją na miniaturowym, firmowym stoliczku.

[English version] Marantz to jedna z firm, której udało się wejść w temat kina domowego, amplitunerów i nowoczesnych streamerów, a jednocześnie zachować audiofilskie korzenie i pewną aurę ekskluzywności. Wydaje się, że firma znalazła receptę na to, jak prawidłowo balansować pomiędzy światem najnowszych technologii a tym, co sprawdzone, klasyczne i tak bardzo lubiane przez miłośników wysokiej jakości brzmienia. Jeżeli interesujecie się sprzętem z minionych epok i lajkujecie profile o tematyce vintage audio, z pewnością natknęliście się tam na całe mnóstwo urządzeń Marantza - piękne wzmacniacze, tunery z podświetlaną skalą i oscyloskopami, odtwarzacze płyt kompaktowych z masywnymi szufladami i zaawansowaną optyką, a wszystko to w obudowach z metalu, drewna i szkła. Nic dziwnego, że w czasach wszechobecnego plastiku moda na sprzęt retro wróciła, jednocześnie przywracając sprzęt stereofoniczny na właściwe miejsce.

Skandynawowie to postępowi ludzie, co wynika nawet nie tyle z jakiejś szalonej chęci zaimponowania innym, ale raczej z ich naturalnej otwartości. Kiedy na świecie pojawiają się nowe rozwiązania i pomysły na to, aby uczynić życie odrobinę lepszym, wielu ludzi zastanawia się czy naprawdę warto, czy opłaca się zrywać z tradycjami, czy potem nie będzie im przykro... Oni natomiast nie mają takich wątpliwości. Jeśli coś jest lepsze, wchodzą w to z marszu. Skandynawia jest regionem, w którym pije się tradycyjne piwo, ale samochód zasila gazem, alkoholem, biopaliwem, kiełkami rzodkiewki albo prądem z elektrowni wodnych i wiatrowych. Muzyki słucha się już niemal wyłącznie z plików, czy to przechowywanych na dysku komputera czy też streamowanych bezpośrednio z sieci. Fizyczne nośniki stanowią podobno nie więcej, niż kilka lub co najwyżej kilkanaście procent tamtejszego rynku. Nic dziwnego, że jeden z największych i najlepiej rozpoznawalnych producentów sprzętu stale rozwija swoją ofertę w tym temacie.

Z firmą AMR, brytyjską matką produktów iFi Audio produkującą urządzenia klasy hi-end, spotykam się już od kilku ładnych lat. Miałem okazję słuchać odtwarzacza CD-77 i wzmacniacza AM-77, jak i kilku urządzeń z serii 777. Każdy kontakt był bardzo pozytywny, zarówno pod względem odsłuchowym, jak i estetycznym. Dlatego też ucieszyłem się na wieść, że ta firma ma zamiar zawojować rynek urządzeń przenośnych z nową marką, która miała pełnymi garściami czerpać z opracowań i patentów AMR-a, a przy tym być dostępna cenowo dla wszystkich. Ustawiłem się więc w kolejce do posłuchania pierwszych urządzeń, które pojawią się na rynku. Na szczęście dla polskich miłośników dobrego dźwięku, dystrybutor stanął na wysokości zadania i ściągnął do Polski produkty iFi Audio niemal w momencie ich światowej premiery. Pierwsze pojawiły się klocki z serii Micro - iDAC i iCAN, a potem iPhono i iTube. Niektóre z nich trafiły do mnie na odsłuchy i zostały. iDAC pracuje w jednym z systemów komputerowych, a iPhono trafił do mojego głównego systemu odsłuchowego. Oba te urządzenia grały bardzo dobrze w kategoriach bezwzględnych, a patrząc na nie w kontekście ceny, przestaje się mieć ochotę na jakąkolwiek dyskusję.

Mimo dużej różnorodności dostępnego na polskim rynku sprzętu audio, wciąż pojawiają się u nas nowe urządzenia i nieznane dotąd marki, które potencjalnie mogą nawet narobić zamieszania w tym nieco hermetycznym świecie. Do chwili dostarczenia do testu opisywanego urządzenia, nie miałem do czynienia z żadnym produktem marki Aqua Acoustic Quality, będącej własnością firmy AQ Technologies z siedzibą w Milanie. Pewnie kojarzyłbym ją, gdybym śledził zagraniczne czasopisma poświęcone tematyce audio, ale aż tak zapalonym audiofilem nie jestem. Na swojej drodze wielokrotnie spotykałem jednak produkty firm pochodzących ze słonecznej Italii i przychodzą mi do głowy trzy główne skojarzenia. Po pierwsze - niebanalne wzornictwo. Wystarczy w tym miejscu wspomnieć chociażby o kolumnach Sonusa czy wzmacniaczach Pathosa. Po drugie - zaawansowana technologia. Włochy może nie są krajem, który wymienilibyśmy na pierwszym miejscu jeśli chodzi o rozwój technologiczny, ale w dziedzinie sprzętu audio dzieje się tam naprawdę wiele. I wreszcie po trzecie - brzmienie.

Atoll to francuski producent elektroniki audio funkcjonujący na naszym rynku już od jakiegoś czasu i kojarzony głównie ze wzmacniaczami. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, ponieważ znaczna część katalogu to właśnie piece w różnych postaciach. Sympatią i uznaniem cieszą się zwłaszcza integry ze średniej półki oraz bardzo sensowne i stosunkowo niedrogie kombinacje dzielone. Francuzi zazwyczaj nie szczypią się z zasilaniem, dzięki czemu ich wzmacniacze mają opinię wydajnych, dynamicznych i uniwersalnych. W katalogu Atolla znajdziemy jednak znacznie więcej produktów. Do wyboru mamy na przykład kilka odtwarzaczy płyt kompaktowych, tuner, phono stage, dwa przetworniki i dwa odtwarzacze sieciowe, co pozwala na złożenie całkiem pokaźnej i funkcjonalnej wieży. Teraz konstruktorzy postanowili wprowadzić kolejną nowość z gatunku urządzeń modnych i chwytliwych - niewielki klocek będący połączeniem DAC-a, wzmacniacza słuchawkowego i przedwzmacniacza.

[English version] Hegel w całkiem niedługim czasie zyskał status producenta zaliczanego do grona najbardziej audiofilskich marek. Wydawałoby się, że najlepszą metodą wejścia na rynek w tak spektakularny sposób jest zaprojektowanie jakiegoś odjazdowego wzmacniacza z lampami wielkości butelek whisky i wskaźnikami wychyłowymi oświetlającymi nie tylko pokój odsłuchowy, ale nawet elewacje sąsiednich budynków. Nie mówcie, że nie... Wielu ludzi wciąż kupuje nie uszami, ale oczami, a grubość portfela nie zawsze idzie w parze z dobrym gustem. Norweskie urządzenia zawsze były jednak wyjątkowo skromne. Matowe fronty z maksymalnie dwoma pokrętłami i wyświetlaczem idealnie wpisują się w skandynawską stylistykę, ale też nie zapowiadają nic rewolucyjnego. Pamiętajmy jednak, że czasami najbardziej liczy się wnętrze.
Bartin