Soul Note SD300
- Kategoria: Przetworniki i streamery
- Tomasz Karasiński
Zabawa w sprzęt audio przypomina czasami pogoń za czymś, czego do końca złapać się nie da, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób samo próbowanie potrafi sprawić mnóstwo przyjemności. Podobnie mają się sprawy, kiedy spojrzymy na rynek audio z szerszej perspektywy. Na świecie działają setki, a nawet tysiące firm produkujących różnego rodzaju przedmioty do odtwarzania muzyki - kolumny, wzmacniacze, wkładki gramofonowe, kondycjonery, przetworniki, a nawet specjalne, audiofilskie meble. Gracze mainstreamowi już tylko w pewnym zakresie dyktują warunki i wyznaczają trendy. Prawdziwych odkryć lepiej szukać na tej drugiej lub nawet trzeciej linii - w katalogach mniejszych, ale wysoce wyspecjalizowanych manufaktur prowadzonych przez ludzi z pasją. Wszystkiego ogarnąć się nie da, wszystkich kolumn czy wzmacniaczy przesłuchać nie sposób, ale próbować warto. Przed nami urządzenie należące do tej potencjalnie bardzo ciekawej grupy - przetwornik cyfrowo-analogowy z poważnym wzmacniaczem słuchawkowym i przedwzmacniaczem pozwalającym na podłączenie końcówki mocy lub kolumn aktywnych. Na pokładzie mamy także zbalansowane gniazdo słuchawkowe - idealne do napędzenia hi-endowych ortodynamików, zdalne sterowanie i coś dla fanów słuchania muzyki bez kabli ze smartfonów, tabletów i laptopów - łączność Bluetooth. Czyli wszechstronny, bardzo chodliwy ostatnio sprzęt od mało znanej, jeszcze nie zmanierowanej firmy.
Ponieważ niniejszym testem Soul Note debiutuje na naszych łamach, słówko o samej marce. Założył ją pan Norinaga Nakazawa, którego doświadczenie w branży audio sięga lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Po ukończeniu studiów został on zatrudniony na stanowisku inżyniera w dziale badawczo-rozwojowym firmy Standard Radio Corporation, blisko związanej z Marantzem. W tamtych latach pracodawca pana Nakazawy bezpośrednio nadzorował prace nad wieżami i amplitunerami tej marki, a niebawem stał się także wyłącznym dystrybutorem Marantza w Japonii. W 1975 roku Standard Radio Corporation zmieniła nazwę na Marantz Japan, a pięć lat później, po przejęciu części aktywów przez Philipsa, podjęto decyzję o podniesieniu statusu Marantza z klasy budżetowej do poziomu luksusowego. W zamian za to Marantz uzyskał pełny dostęp do różnych technologii znajdujących się w arsenale Philipsa. Kiedy po wielu latach działalności firma Marantz Japan postanowiła odłączyć się od Philipsa i podjąć partnerstwo z Denonem, tworząc jedną grupę o nazwie D&M Holdings, pan Nakazawa uznał, że czas wreszcie pójść swoją ścieżką. Postanowił opracowywać produkty będące odzwierciedleniem najlepszych marzeń ich użytkowników, a przede wszystkim utworzyć model biznesowy wolny od ryzyka fuzji i tak zwanych "rządów księgowych". W tym celu zdecydował się wystąpić o wykup menedżerski, wraz z grupą inżynierów dzielących jego poglądy i pasję. W wyniku tego ruchu duży oddział inżynierów liczący około 50 osób zdecydował się przejść do jego nowej firmy - CSR, będącej właścicielem marki Soul Note.
Historia na pewno ciekawa, ale nas przecież najbardziej interesuje sprzęt, a nie koleje losu prowadzące do jego powstania. Pierwszym modelem Soul Note'a wypuszczonym na rynek w 1988 roku był odtwarzacz CD o nazwie LHH1000. Rok później pojawił się kolejny kompakt - LHH500, a także amplituner AV1000. W późniejszych latach katalog zapełniał się odtwarzaczami, przetwornikami i wzmacniaczami. Jedno jest pewne - japońscy inżynierowie mają ogromne doświadczenie w budowie źródeł cyfrowych i audiofilskich piecyków. W tym kontekście nie dziwi skład dzisiejszej oferty Soul Note'a. Idąc od góry, mamy tu dwie integry - SA730 i SA710, przetwornik SD710 i odtwarzacz płyt kompaktowych SC710 - wszystkie oprócz słabszego wzmacniacza zintegrowanego kosztują po kilkanaście tysięcy złotych. Ale, ale... Jest też niższa seria, w której znajdziemy wzmacniacz SA300 za 6200 zł, odtwarzacz płyt i plików SC300 wyceniony na 4200 zł i będący obiektem naszego testu przetwornik SD300 w cenie 5990 zł.
Wygląd i funkcjonalność
W tym miejscu muszę nadmienić, że to nie pierwsze nasze spotkanie z najnowszym modelem Soul Note'a. Opisywany przetwornik wzbudził zainteresowanie już podczas naszego słuchawkowego weekendu - sympatyczny klocek napędzał jednocześnie nawet dwie pary audiofilskich słuchawek i nie dawał za wygraną nawet, gdy do wyjścia zbalansowanego podłączyliśmy Audeze LCD-2, a do niezbalansowanego - Sennheisery HD700. Już sama funkcjonalność czyni z SD300 potencjalny obiekt zainteresowania wielu melomanów i nie mówię tu tylko o możliwości podłączenia dwóch par nauszników. Wyjście z przedwzmacniacza, zdalne sterowanie, łączność bezprzewodowa? A więc wystarczy dokupić końcówkę mocy lub kolumny aktywne, aby stworzyć pełny system stereo, z którego będą mogli korzystać wszyscy domownicy? Jak najbardziej. Muszę przyznać, że już po kilku dniach użytkowania Soul Note kompletnie mnie kupił. Zazwyczaj jestem w tej materii dość wybredny, bo nie rozumiem sensu kupowania sprzętu, który jest tak audiofilski, że wymaga abyśmy to my podporządkowali mu swój styl odtwarzania muzyki. Jeśli ktoś wydaje trzy lub cztery średnie krajowe na jakiś niszowy streamer, który wymaga skonwertowania całej kolekcji płyt i plików na jakiś tam format i zgranie ich na dysk obsługiwany własną aplikacją, to... Powiedzmy sobie w ten sposób - jestem tolerancyjny, ale na konferencji prasowej usiadłbym z dala od takiego osobnika. Wszyscy lubimy dobry dźwięk, ale przecież nie musi się to wiązać z rytuałami, przez które tak zwani normalni ludzie uważają nas za czubków.
SD300 przy całym swoim audiofilskim rodowodzie zdaje się wspierać tę filozofię. Przede wszystkim jest to urządzenie kompaktowe i obiektywnie ładne, a ponad wszelką wątpliwość - bardzo porządnie wykonane. Panel frontowy wykonano z anodowanego na czarno aluminium i umieszczono na nim kilka kluczowych elementów - włącznik, dwa gniazda słuchawkowe (6,3 mm jacka i 4-pinowego, zbalansowanego Neutrika), metalową tabliczkę z logiem firmy, dwa pokrętła do wyboru źródła i regulacji głośności, wyświetlacz z wbudowanym odbiornikiem podczerwieni i jeszcze jeden przycisk służący do odłączania wyjścia z przedwzmacniacza. W pierwszej chwili mnie to zastanowiło, bo niezbyt często spotyka się takie rozwiązanie, ale w praktyce jest ono genialnie proste i użyteczne. Przycisk można potraktować jako wyciszenie, które działa tylko na głośniki - no bo w większości przypadków coś tam będzie do tego gniazda podpięte - końcówka mocy, integra, może jakiś amplituner lub kolumny aktywne. Możemy więc słuchać muzyki na głośnikach, a jeśli przyjdzie nam ochota na słuchawki lub ktoś z domowników poprosi nas o zakończenie odsłuchu - odcinamy pre-out, zakładamy nauszniki i jedziemy dalej. W wielu urządzeniach tego typu funkcja ta jest realizowana przez samo gniazdo słuchawkowe - w momencie wsunięcia wtyczki do końca, kolumny są automatycznie odłączane. Ale nie wszystkim się to spodoba. Pierwsza lepsza sytuacja to wygrzewanie nauszników. Ponieważ Soul Note nie wybiera za nas, możemy przynieść ze sklepu nowiutkie słuchawki, wpiąć je do przetwornika i odstawić nawet na tydzień, słuchając w tym czasie muzyki z kolumn. Fajnie, aczkolwiek zabrakło mi jednej ważnej opcji - możliwości przełączenia wyjścia analogowego w tryb stałopoziomowy. Jeżeli chcemy aby SD300 był normalnym przetwornikiem łączącym komputer ze wzmacniaczem zintegrowanym, będziemy musieli po prostu ustawić odpowiednio wysoki poziom głośności w DAC-u. A to z kolei bywa problematyczne, kiedy do urządzenia mamy podłączone słuchawki. Na czas odsłuchu przez kolumny najlepiej jest po prostu wypiąć nauszniki z gniazda, ale szkoda, że nikt nie pomyślał o takiej funkcji, jak przestawienie wyjścia w tryb stały, z ominięciem regulacji głośności, za pomocą jakiegoś hebelka lub przycisku. Sprawdzałem nawet w instrukcji obsługi - nie ma takiej możliwości.
Z tyłu mamy cyfrowe wejście optyczne, koaksjalne i USB, jedno wejście analogowe (opisane jako gniazdo dla odtwarzacza CD, aczkolwiek sam chętniej podłączyłbym takowy przez kabel koaksjalny, a wejście analogowe zostawił na przykład dla gramofonu), a do tego wyjście analogowe w trzech formach - na gniazdach RCA, XLR i pojedynczym 3,5 mm. Oprócz tego na zapleczu mamy trójbolcowe gniazdo zasilające i złącze dla dołączonej do kompletu anteny Bluetooth. Powiecie, że to nie po audiofilsku słuchać muzyki z tabletu i to jeszcze bezprzewodowo? Owszem, nie da się ukryć ze Bluetooth ma swoje ograniczenia, ale dzięki niemu można chociażby puścić przez kolumny dźwięk z laptopa - bez względu na to czy słuchamy gęstych plików, czy akurat kumpel przesłał nam przez Facebooka link do teledysku zamieszczonego na YouTubie. Nawet jeśli macie srebrne kable, koszulkę z okładką "Dark Side of the Moon", kota, gramofon, zardzewiały samochód, siwą brodę, dywan w tulipany i inne obowiązkowe atrybuty prawilnego, ortodoksyjnego audiofila, to nie uwierzę że nigdy w życiu nie słuchaliście muzyki z YouTube'a, Vimeo, SoundClouda lub innego serwisu, dla którego jakość dźwięku nie jest priorytetem. Dlatego mając SD300 możemy sobie podłączyć komputer do gniazda USB i słuchać gęstych plików z komputera, możemy też podłączyć zewnętrzny streamer lub odtwarzacz CD i cieszyć się wysoką jakością brzmienia, ale gdy wpadnie do nas kumpel i będzie chciał na szybko pokazać nam coś na tablecie, w ciągu dziesięciu sekund puścimy dźwięk przez kolumny.
Minusy? Japoński przetwornik ma jedną cechę, która może denerwować, gdy ustawimy go w pobliżu swojego stanowiska odsłuchu tudzież pracy - dość głośno klika przy każdym uruchomieniu lub zatrzymaniu odtwarzania. Przy normalnym, ciągłym użytkowaniu problemu właściwie nie ma, ale bywa to uciążliwe na przykład podczas przeglądania Facebooka - raz na kilka postów trafia się filmik, który na szczęście jest wyciszony (chociaż obawiam się, że już niedługo zaczną nam tu krzyczeć w twarz o ubezpieczeniach, kredytach i tabletkach na konar, który nie chce zapłonąć) - przy takim scrollowaniu Soul Note ciągle włącza się i wyłącza, za każdym razem manifestując to głośnym kliknięciem. Mój HD-DAC1 też tak robi, ale znacznie ciszej. Drugi minus SD300 to... Brak dopasowanej gabarytowo końcówki mocy. Domyślam się jednak, że jest to tylko kwestia czasu. Tą drogą poszły już takie marki, jak T+A, Pro-Ject, Naim czy Atoll, więc nie mam wątpliwości, że i Soul Note zaprezentuje niedługo piecyk w identycznej obudowie - obstawiam, że będzie się nazywał po prostu A300. Małą niedogodnością jest również konieczność zainstalowania sterowników - znalezienie ich w sieci nie było proste, ale kiedy pobrałem odpowiednią paczkę, poszło już z górki. Zresztą domyślam się, że za pół roku dojdę już do momentu, w którym na moim komputerze będę miał poinstalowane sterowniki do każdego możliwego DAC-a i wtedy w którymś teście radośnie napiszę, że nie było to konieczne. Z czepiania się to by było na tyle. Największe plusy? Jakość wykonania SD300 sprawia, że mamy wrażenie obcowania z urządzeniem nawet nieco droższym. Na oko dawałbym mu jakieś 8-9 tysięcy, bo już sama obecność zbalansowanego wyjścia słuchawkowego zwiastuje, że mamy do czynienia z poważnym zawodnikiem. Podoba mi się także klasyczny, czerwony wyświetlacz - szkoda, że obie diody nie są w tym samym kolorze. Pochwalić należy także precyzyjną regulację głośności, kompatybilność z wymagającymi słuchawkami i zdalne sterowanie w formie solidnego pilota z metalowym panelem. SD300 wygląda na urządzenie, które nie ma słabych punktów, a więc pozostaje nam sprawdzić jak zaprezentuje się w teście odsłuchowym.
Brzmienie
Pierwsze spotkanie z testowanym przetwornikiem przeprowadziłem przy użyciu firmowego odtwarzacza CD i szeregu hi-endowych słuchawek - Sennheiserów HD 600 i HD 700 oraz kilku wysokich modeli Final Audio Design i Audeze, z czego te ostatnie wypróbowałem również w połączeniu zbalansowanym. Dodam tylko, że odtwarzacz pełnił w tym zestawieniu rolę transportu, przesyłając do DAC-a sygnał za pośrednictwem kabla koaksjalnego. Nie ukrywam, że już po kilku pierwszych odsłuchach SD300 zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Jego brzmienie odczytałem jako naturalne i dynamiczne, a już szczególnie zapadła mi w pamięć jego przejrzystość. Japoński przetwornik gra tak, jakby chciał odkryć przed nami wszystkie tajemnice odtwarzanych nagrań i wykorzystywanych przez nas słuchawek, jednak - co w tym wszystkim najlepsze - robi to w sposób bardzo elegancki, niewymuszony. Różnice między poszczególnymi modelami nauszników stają się nawet nie tyle wyraźne, co oczywiste. Dysponując takim wzmacniaczem, nie ma potrzeby zmieniać hełmofonu po pięć czy dziesięć razy - jedno lub dwa bezpośrednie porównania w zupełności wystarczą, aby zidentyfikować wszystkie wady i zalety danych słuchawek. Ponieważ możliwość bezpośredniego porównania wielu hi-endowych nauszników, włącznie z tymi za kilkanaście a nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, nie trafia się co dzień, przeprowadziłem szereg prób z ich wykorzystaniem i muszę powiedzieć, że SD300 przebrnął przez ten tor przeszkód bez najmniejszych śladów zadyszki. Mocy na pewno mu nie brakuje, jednak jeszcze ważniejsze jest to, że jakość dźwięku w każdej sytuacji nadąża za jego ilością - nawet przy odtwarzaniu gęstej muzyki elektronicznej lub czegoś z gatunku cięższych brzmień.
Drugi odsłuch słuchawkowy przeprowadziłem już na spokojnie w domowym zaciszu. Tutaj do dyspozycji miałem zdecydowanie tańsze, za to bardzo dobrze znane mi nauszniki. Zacząłem od Beyerdynamików DT 990 PRO w wersji 250-omowej, spodziewając się dźwięku dobrego, ale bez przesadnego optymizmu - w końcu są to słuchawki, które można obecnie kupić za 639 zł. To, że są lepsze od większości plastikowego, iPhone'owego szmelcu za tysiąc złotych, to inna sprawa, ale nie oszukujmy się - do poziomu HD 700 lub LCD-X jeszcze sporo im brakuje. Zakładam je na głowę, włączam playlistę i... Uwierzyć nie mogę. Nooo moi mili - to, co SD300 zrobił z tych słuchawek można określić tylko jednym zdaniem - mistrzostwo świata! Ostatnio moje DT 990 PRO zagrały z taką werwą, kiedy testowałem player Astell&Kern AK240. Oczywiście wciąż było słychać ich charakter, ale - przepraszam, że nie potrafię znaleźć innego słowa - zasuwały jak afrykański lekkoatleta na sterydach. Ich dźwięk spełniał wszystkie kryteria audiofilskości - nie był przesterowany ani nienaturalny, a jednak czułem się jakby Beyery zamiast skromnego, czarnego pudełeczka napędzała para monobloków Marka Levinsona. Oczywiście trochę w tym momencie przesadzam, ale dopiero ten odsłuch z wykorzystaniem słuchawek, które mam na głowie najczęściej, uświadomił mi jak wielki potencjał kryje się w przetworniku Soul Note'a.
Choć po tak pozytywnych wrażeniach nie miałem ochoty ściągać Beyerdynamików z głowy, sięgnąłem po inne słuchawki aby zweryfikować swoje obserwacje i spróbować znaleźć jakieś słabsze punkty w brzmieniu SD300. Zacząłem od B&W P5, później podłączyłem Sennheisery HD 630VB, następnie 32-omowe Beyerdynamiki DT 770 PRO, a na samym końcu Final Audio Design Pandora Hope VI i wypożyczone na chwilę od kolegi NightHawki AudioQuesta. W tej grupie nie ma słabych nauszników, jednak pomimo znacznego rozrzutu cenowego i jakościowego, to przetwornik Soul Note'a wciąż dyktował zasady gry, zmniejszając dystans pomiędzy nimi. Nie chcę przez to powiedzieć, że kupując taką maszynę, można wybrać jakiekolwiek dobre słuchawki za 500 zł i cieszyć się dźwiękiem najwyższej jakości. Oczywiście, że nie. Mam jednak ogromny szacunek do urządzeń, które potrafią ustawić do pionu cały system. SD300 jest jednym z takich klocków. Z jednej strony jego brzmienie jest naturalne i uniwersalne. Z drugiej - w tym niewielkim, czarnym pudełeczku drzemie taki diabeł, że nawet hi-endowe słuchawki podchodzą do niego z szacunkiem.
No dobrze, a jaki tak naprawdę jest opisywany przetwornik, jakie są jego cechy charakterystyczne? O równowadze tonalnej, dynamice i przejrzystości już wspominałem - w tych dziedzinach nie zawaham się wystawić mu ocen maksymalnych. Poszanowanie neutralności objawia się również w sferze barwy. Soul Note zachowuje tutaj wzorową przezroczystość - ani nie ociepla, ani nie schładza przekazu. W takim obrazie trudno doszukiwać się cech szczególnych, jednak pewne elementy powtarzały się z każdymi nausznikami. Chodzi głównie o detaliczność połączoną z wysoką kulturą grania. SD300 potrafi dać dokładny wgląd w nagrania, ale nie wyostrza i nie pastwi się nad słabszymi realizacjami. Zamiast piszczeć, woli błyszczeć. W środkowym i górnym zakresie pasma, wszystkie dźwięki są bardzo elegancko wykańczane, ale nie czujemy się jak w klinice dentystycznej. Czystość nie wiąże się z suchością, na co niestety często cierpią urządzenia ukierunkowane na ten rodzaj grania. Jeżeli występuje jakiekolwiek rozjaśnienie, to raczej minimalne. Powiedziałbym, że to raczej ilość informacji w górze pasma i ogólne wyrafinowanie dźwięku może sprawiać takie wrażenie, ale moim zdaniem manipulacji pasmem tutaj nie ma. Mało tego - w nagraniach symfonicznych, wokalistyce czy lekkim jazzie możemy nawet liczyć na sporą dawkę przyjemnej płynności. Japoński przetwornik nie jest jednym z tych urządzeń, które rozkładają muzykę na kawałki, a później zapominają złożyć ją z powrotem do kupy. Tutaj zawsze dostajemy dźwięk jako całość i możemy nawet przypatrywać się wydarzeniom z lotu ptaka, a że w każdej chwili mamy możliwość przełączenia się w tryb analizy i dojrzenia najdrobniejszych szczegółów, to już zupełnie inna sprawa. Przypomina to trochę oglądanie map satelitarnych na wielkim monitorze - możemy zacząć od podziwiania całego globu, a za sprawą kilku ruchów myszki zobaczymy nawet kretowisko na własnym podwórku. SD300 daje nam podobną możliwość wyboru. Generalnie jest urządzeniem grającym w sposób zdecydowany, konkretny i dobrze zdefiniowany, jednak jeśli zechcemy się przy nim zrelaksować, nie będzie zmuszał nas do wyłapywania potknięć artystów.
Ponieważ do tej pory koncentrowałem się na odsłuchach słuchawkowych, kilka ostatnich dni z SD300 postanowiłem przeznaczyć na test w towarzystwie dużego systemu - w tym przypadku z integrą T+A E-Serie Power Plant Balanced i kolumnami Equilibrium Ether Ceramique oraz przetwornikiem Marantz HD-DAC1 w roli urządzenia pomocniczego. Żeby nie przedłużać ani się nie powtarzać, powiem tak - Soul Note dał mi niesamowicie wiele frajdy. Po prostu. Nie mogę napisać, że dawno nie miałem tak dobrego dźwięku w domu, bo zaledwie parę tygodni temu testowaliśmy flagowego Hegla H360, który również dał popalić ceramicznym głośnikom, jednak nie ma się czemu dziwić - jego przewaga nad Power Plantem od początku była oczywista. Byłem przekonany, że na kolejny spektakl tego typu będę musiał poczekać kilka miesięcy, a tymczasem zamiana Marantza na Soul Note'a pozwoliła w dużym stopniu zbliżyć się do tamtego efektu. Podobnie, jak w przypadku odsłuchu z wykorzystaniem słuchawek, poprawiła się dynamika i rozdzielczość, a także stereofonia. Tutaj SD300 zaprezentował sporo szczególnie w wymiarze szerokości, jednocześnie zwiększając ostrość lokalizacji źródeł i wprowadzając więcej powietrza między nimi. Wzmacniacz pozostał ten sam, a jednak odczuwalna moc dźwięku wyraźnie się zwiększyła. Nawet niskie tony nabrały głębi, której nie boję się nazwać subwooferową, a przypominam, że ostatnim elementem tego systemu były kolumny z pojedynczymi, 15-cm wooferami. Teoretycznie nic, co mogłoby zatrząść ścianami i meblami w kuchni, ale w praktyce - ściana wielkiego, czystego, pięknego dźwięku. Tym odsłuchem Soul Note kupił mnie już całkowicie.
Wady? No dobrze, obiecałem sobie że choćby testowane urządzenia bardzo mi się podobały, zawsze będę się starał znaleźć ich słabsze strony. W przypadku SD300 nie obraziłbym się, gdyby zakres średnich tonów był nieco cieplejszy i bardziej "papierowy". Dlaczego? Nie potrafię podać logicznego uzasadnienia - po prostu lubię, kiedy wzmacniacz ma w duszy coś z lampy. Tutaj tego nie ma, więc jeśli uwielbiacie długodystansowe, relaksujące sesje w nausznikach na głowie, musicie wybrać takie, które same wprowadzą w tor odpowiednią ilość ciepłej barwy. Co poza tym? Hmm... Pokrętło regulacji głośności jest śliskie. Poważnie - po dziesięciu minutach myślenia i rozglądania się dookoła, jest to jedyny minus Soul Note'a, który przychodzi mi do głowy.
Budowa i parametry
Soul Note SD300 to przetwornik cyfrowo-analogowy z wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym, funkcją przedwzmacniacza i łącznością Bluetooth. Urządzenie zamknięto w obudowie nieco większej, niż połowa standardowej szerokości 43-44 cm. Dwa gniazda z przodu (6,3 mm jack i 4-pinowe zbalansowane) nie pełnią bynajmniej funkcji ozdobnej - moc wzmacniacza słuchawkowego przy 32 omach wynosi 190 mW, a zakres impedancji nauszników obsługiwanych przez SD300 rozciąga się od 16 do 600 omów. Według zapewnień producenta, taki wzmacniacz poradzi sobie nawet z hi-endowymi słuchawkami Audeze, HiFiMAN-a czy Sennheisera. Sekcję przetwornika zbudowano w oparciu o kość ESS Technology ES9016, co umożliwia odtwarzanie DSD64 i DSD128. Asynchroniczne wejście USB umożliwia również odtwarzanie sygnałów w rozdzielczości do 32 bit/384 kHz, natomiast maksymalne parametry dla wejścia optycznego i koaksjalnego to 24 bit/192 kHz. Bluetooth zapewnia natomiast wsparcie kodeka aptX, co na pewno ucieszy wszystkich użytkowników korzystających z połączenia bezprzewodowego.
Wnętrze zabudowano elektroniką niemalże do ostatniego centymetra, z czytelnym podziałem na część cyfrową i analgową, wzmacniacz słuchawkowy i zasilacz zbudowany w oparciu o transformator R-Core o niskim rozproszeniu strumienia magnetycznego, co zdaniem producenta gwarantuje cichą i stabilną pracę urządzenia. Sekcja analogowa to właściwie pełna symetria, co szczególnie dobrze widać w pobliżu wyjść RCA i XLR. Co ciekawe, maksymalny poziom wyjściowy na tych gniazdach jest stosunkowo wysoki - odpowiednio 4,2 i 8,4 V. Oznacza to, że przy maksymalnej głośności SD300 będzie grał głośniej, niż typowe źródła. Wewnątrz zastosowano układy NJW1194V (New Japan Radio) oraz wzmacniacz operacyjny MUSE8920, a także cenione przez audiofilów kondensatory firmy ELNA. Obudowę w całości wykonano z metalu i osadzono na czterech solidnych nóżkach. Co ciekawe, w komplecie znajdziemy także kolce, które można wkręcić w specjalne gniazda rozstawione nieco szerzej - kolce mają oczywiście tłumić rezonanse pomiędzy podłożem a urządzeniem.
Konfiguracja
Beyedynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Final Audio Design Pandora Hope VI, Sennheiser HD 600, Sennheiser HD 630VB, Sennheiser HD 700, Audeze LCD-3, Audeze LCD-X, Audeze LCD-XC, B&W P5, Sennheiser Momentum On-Ear, q-Jays, Marantz HD-DAC1, T+A E-Serie Power Plant Balanced, Audia Flight Three S, Cardas Clear Light, Albedo Geo, KBL Sound Zodiac, Enerr AC Point One, Enerr Symbol Hybrid, Ostoja T4.
Werdykt
Soul Note to poważny zawodnik w segmencie audiofilskich przetworników. Do przeprowadzenia testu zachęciła mnie jego funkcjonalność, później wysoka jakość wykonania, a na końcu - brzmienie. Mam wrażenie, że na odsłuchy mógłbym zwołać do siebie wszystkich członków naszej redakcji i nikt nie powiedziałby o SD300 złego słowa. Takie połączenie neutralności, dynamiki i przejrzystości po prostu nie ma prawa się nie podobać. Co więcej, japoński DAC jest urządzeniem, które wywiązuje się ze wszystkich obietnic. Tutaj nic nie jest zrobione na odczepnego. Przetwornik jest znakomity i łyka wszystkie gęste pliki, wzmacniacz słuchawkowy radzi sobie nawet z hi-endowymi nausznikami planarnymi, jakość połączenia bezprzewodowego jest naprawdę niezła, a wbudowany przedwzmacniacz nie jest tylko po to, "żeby był". Wszystko, w co japońscy konstruktorzy wyposażyli ten skromny klocek, jest zrobione na poważnie. Szczerze polecam.
Dane techniczne
Wejścia cyfrowe: USB, optyczne, koaksjalne
Wejścia analogowe: RCA
Wyjścia analogowe: RCA, XLR
Przetwornik: 32-bitowy
Gniazdo słuchawkowe: 6,3 mm, XLR (4-pinowy)
Moc wzmacniacza słuchawkowego: 190 mW/32 Ω
Pasmo przenoszenia: 5 Hz - 80 kHz
Stosunek sygnał/szum: 115 dB
Zniekształcenia: 0,0015%
Wymiary (W/S/G): 10/29/27 cm
Cena: 5990 zł
Sprzęt do testu dostarczył salon Audiopunkt.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze