Unison Research uPhono+
- Kategoria: Gramofony i sprzęt analogowy
- Tomasz Karasiński
Na łamach StereoLife staramy się nie komentować wydarzeń niezwiązanych ze sprzętem stereo. Nie poruszamy kwestii politycznych, nie powtarzamy fake newsów ani nie zmieniamy loga kilkadziesiąt razy w roku, aby pokazać poparcie dla ekologów, maturzystów, lekarzy, piłkarzy lub raperów. Nie od tego jesteśmy. Koronawirusa także mamy już serdecznie dosyć, jednak jest to jeden z tych tematów, od których naprawdę ciężko uciec. Pandemia szybko zaczęła zmieniać nasze życie, a z rynku audio płynęły różne, czasami zupełnie sprzeczne sygnały. Niektóre firmy już na wczesnym etapie epidemii pozamykały swoje siedziby i przestawiły się na działania online, co w niektórych przypadkach wyszło całkiem nieźle. Część dystrybutorów po pewnym czasie zaczęła donosić o rosnącej sprzedaży, wprowadzając środki bezpieczeństwa w swoich sklepach. W ostatnim czasie w Warszawie uruchomiono dwa nowe salony i jeden outlet ze sprzętem hi-fi. Jeśli więc chodzi o nasze rodzime poletko, naprawdę nie jest źle. Na świecie, jak można się było domyślać, wygląda to bardzo różnie. Pod koniec lutego odwołano zaplanowaną na maj wystawę High End. Od tego czasu z kalendarza wykreślono wiele podobnych imprez. Część fabryk pozamykano do odwołania, a terminy dostaw zmieniano tyle razy, że wciąż nie wiadomo która zmiana będzie tą ostatnią. Jedną z pierwszych manufaktur, w którą uderzył koronawirus był Unison Research. Fabryka zlokalizowana na obrzeżach Treviso znalazła się w "czerwonej strefie". Na początku marca Włosi informowali o związanych z tym faktem utrudnieniach, ale starali się pracować normalnie i całkiem dobrze im to wychodziło. W końcu nie mówimy o gigantycznej fabryce zatrudniającej tysiące ludzi, ale rodzinnej firmie, pod którą każdego dnia pojawia się może dwadzieścia samochodów, a technicy montujący wzmacniacze nigdy nie pracowali jeden obok drugiego i nie stukali się łokciami. Niestety, dwa miesiące później odszedł Giovanni Nasta - założyciel firmy Opera, która połączyła się z Unisonem pod skrzydłami jednej spółki i pod dachem jednego budynku. Ogromna strata. Mam nadzieję, że jego brak nie będzie wiązał się z jakąś rewolucją w firmie, o którą tak dbał. Jestem pewien, że Włosi - teraz zapewne pod dowództwem syna Giovanniego, Bartolomeo - poradzą sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu. Gdybyśmy jednak mieli kiedyś dzielić historię Unisona na "czasy przed" i "czasy po", ostatnim urządzeniem starej ery będzie jego najnowsze dzieło - przedwzmacniacz gramofonowy uPhono+.
Katalog Unisona jest właściwie kompletny. Może chciałoby się, aby pojawiło się w nim kilka streamerów, ale Unison całkowicie odpuścił ten temat, zostawiając go fachowcom, którzy potrafią ogarnąć wszystkie te aplikacje, oversamplingi, gaplessy i dziesiątki najróżniejszych kwestii, których w tym świecie nie można zlekceważyć, bo tylko się człowiek zbłaźni i nadszarpnie budowany latami wizerunek firmy. Do niedawna w ofercie włoskiej manufaktury można było znaleźć trzy odtwarzacze płyt kompaktowych, jednak nie wiem czy wciąż są produkowane, a nawet jeśli tak, to ile to jeszcze potrwa. Można powiedzieć, że jedynym realnym śladem obecności techniki cyfrowej w urządzeniach Unisona są montowane w wybranych integrach przetworniki cyfrowo-analogowe z wejściem USB. Inżynierowie z Treviso koncentrują się na tym, co robią najlepiej. Budują piękne i znakomicie wykonane (zarówno z zewnątrz, jak i w środku) wzmacniacze lampowe i hybrydowe. Klienci mogą zamówić także bardzo ciekawe zestawy głośnikowe. Wyobrażam sobie, że ich wprowadzenie nie było wielkim problemem, bo fabryka Unisona mieści się w tym samym budynku, w którym powstają kolumny marki Opera. Jedyny realny podział jest taki, że głośniki wytwarzane są na parterze, a wzmacniacze - na piętrze. Oczywiście, odpowiadają za nie dwa różne zespoły, jednak wszystko odbywa się pod jednym dachem i pod wspólnym dowództwem, więc nie ma się co oszukiwać - na stronie Unisona w dowolnym momencie mogły pojawić się nawet ekstremalnie hi-endowe kolumny, a Opera choćby i jutro mogłaby wprowadzić na rynek wyjątkowo piękny, odjechany wzmacniacz lampowy.
Od dłuższego czasu w ofercie Unisona nic szczególnego się nie działo, bo i właściwie cóż się tu miało dziać... Są ekstrawaganckie lampy i eleganckie hybrydy. Są wzmacniacze o stosunkowo prostej konstrukcji i skromnej mocy, ale też hi-endowe potwory, takie jak Performance, Absolute 845 i topowa dzielonka Reference. Sporą popularnością, zapewne ze względu na niezwykle przystępną cenę, cieszy się maleńki Simply Italy. Oczko wyżej plasuje się para wzmacniaczy, które w mojej ocenie są prawdziwymi killerami - Preludio i Triode 25. Ten pierwszy oferuje mniejszą moc (14 W), ale jest to bardziej audiofilski układ single-ended z jedną lampą 6550/KT88 w każdym z kanałów, a do tego urządzenie jako całość prezentuje się zdecydowanie lepiej. Triode 25 ma więcej pary, dzięki czemu w wielu systemach zachowuje się jak wysokiej klasy tranzystor. Jest też bardziej funkcjonalny i można zamontować w nim DAC-a, który - wiem coś o tym - z odpowiednim źródłem naprawdę potrafi zaskoczyć jakością dźwięku. Jednym z bestsellerów Unisona jest także hybrydowa integra Unico Primo. I nie ma w tym nic dziwnego. Niecałe siedem tysięcy złotych za tak uniwersalny, zbudowany we Włoszech piecyk, który w środku wygląda nawet lepiej niż z zewnątrz? Rewelacyjna sprawa. Jeżeli chcemy pójść wyżej, zawsze możemy kupić coś takiego, jak Sinfonia lub Unico 90. Zmieścimy się w dwudziestu tysiącach, a prawdopodobieństwo wpadki w obu przypadkach jest minimalne. To wzmacniacze, które pracują w wielu hi-endowych systemach, często broniąc się nawet w wielokrotnie droższym towarzystwie. Co tu zmieniać? No właśnie... To jest bardzo dobre pytanie. Moim zdaniem Unison mógłby w najbliższym czasie przeprowadzić delikatny lifting modeli, które są produkowane najdłużej. Warto byłoby odświeżyć ich wygląd, a przy okazji wprowadzić możliwość montażu dodatkowych modułów w stylu przetwornika lub przedwzmacniacza gramofonowego. Na razie jednak wszystko wskazuje na to, że Włosi postanowili zaatakować rynek własnymi "boxami", co w gruncie rzeczy też nie jest takie głupie.
Wygląd i funkcjonalność
Wystarczy rzut oka, aby stwierdzić, że nie jest to typowy phono stage. I wcale nie mam tu na myśli drewnianego pierścienia otaczającego duży, metalowy potencjometr, ale - no właśnie - obecność samego potencjometru i zamontowanego nieopodal wyjścia słuchawkowego. Czyżby włoscy inżynierowie stworzyli przedwzmacniacz gramofonowy zaprojektowany nie tyle jako urządzenie pozwalające połączyć gramofon ze wzmacniaczem, ale umożliwiające odsłuch czarnych płyt na słuchawkach? Dokładnie tak! Dobrze - powiecie, ale kto tak robi? Faktycznie, grono potencjalnych klientów wydaje się mocno ograniczone. Mam wprawdzie kilku przyjaciół, którzy uważają, że nic, ale to nic nie pozwala zbliżyć się do muzyki tak, jak szlifowanie winyli z nausznikami na głowie (raz udało się nawet wykryć w ten sposób pewną mało uciążliwą wadę, o której nie wiedział ani dystrybutor, ani producent gramofonu), jednak jest to stosunkowo wąska grupa. Czy zatem wprowadzenie uPhono+ jest biznesową pomyłką, projektem bez najmniejszych szans powodzenia i strzałem w stopę? Nie do końca. Po pierwsze, umieszczone na przednim panelu gniazdo słuchawkowe jest tylko jednym z wielu elementów wyposażenia. Wystarczy zajrzeć na tylną ściankę. Urządzenie może pracować jak normalny phono stage, dostarczając wzmocniony i "wyprostowany" sygnał do wzmacniacza. Ale może też pełnić funkcję przedwzmacniacza. Skoro uPhono+ wyposażono w wyjście słuchawkowe, które siłą rzeczy musi iść w parze z potencjometrem, układ regulacji głośności został zaprzęgnięty do pracy w taki sposób, aby użytkownik mógł skorzystać zarówno z wyjścia stałego, jak i regulowanego. Jak przystało na wysokiej klasy preamp, Unison może współpracować z wkładkami MM i MC. Oba typy otrzymały osobne wejścia, w związku z czym na tylnym panelu zobaczymy cztery pary gniazd RCA oraz elegancki, pokryty złotem zacisk uziemiający. Ale to nie wszystko. Opisywany model wyposażono także w wyjścia cyfrowe. Nie jedno, nie dwa, ale trzy - koaksjalne, optyczne i USB.
TEST: Unison Research Preludio
Po co to wszystko? Konstruktorzy chyba wyszli z założenia, że użytkownik nie powinien zastanawiać się czy będzie mógł podłączyć do swojego nowego sprzętu wzmacniacz, końcówkę mocy, kolumny aktywne, słuchawki czy może głośnik sieciowy z wejściem optycznym. Tutaj funkcji, gniazd i przełączników nie powinno mu zabraknąć. Rozumiem audiofilów, którym takie wyposażenie wyda się co najmniej dziwne. W przetworniku lub wzmacniaczu słuchawkowym - okej, ale w przedwzmacniaczu gramofonowym? Co tu robią wyjścia cyfrowe... Wystarczy jednak chwilę się nad tym zastanowić, aby dojść do wniosku, że uPhono+ nie jest taki głupi i raczej nie został zaprojektowany pod wpływem impulsu. Po pierwsze, sygnał z gramofonu jest bardzo delikatny, w związku z czym skrócenie jego drogi ma większy sens niż w przypadku odtwarzaczy płyt kompaktowych czy streamerów. Z technicznego punktu widzenia opłaca się wsadzić takie moduły do tej samej obudowy (oczywiście pod warunkiem, że poszczególne sekcje nie będą się ze sobą gryzły i wzajemnie zakłócały swojej pracy). Wygląda jednak na to, że na rynku jest niewiele przedwzmacniaczy gramofonowych, które robią coś poza korekcją i wzmocnieniem prądu dostarczonego z wkładki. Niektóre mają jakieś dodatkowe atrakcje, ale najczęściej jest to coś w rodzaju wystających z obudowy lamp, zewnętrznego zasilacza albo pilota pozwalającego zmienić parametry elektryczne z fotela lub kanapy. Phono stage z wyjściem słuchawkowym? Biorąc pod uwagę stale rosnącą popularność winyli i nauszników, znalezienie takiego urządzenia nie powinno być żadnym problemem. Ale nie. Okazuje się, że w dzisiejszym świecie jest to praktycznie nieistniejący gatunek sprzętu audio. To samo jeśli chodzi o preampy korekcyjne z regulowanym wyjściem. Niektóre modele mają oczywiście regulację wzmocnienia, jednak najczęściej umożliwia ona dopasowanie poziomu wyjściowego do innych źródeł - nie jest montowana po to, aby ktoś faktycznie w ten sposób sterował głośnością całego systemu. Phono stage z wyjściami cyfrowymi? To także rzadkość. Jeśli już, gniazda USB widuje się w gramofonach. Z tym, że większość z nich to budżetówka. O ile więc samo wyjście cyfrowe jakoś tam działa, jakość napędu, ramienia i fabrycznie zamontowanej wkładki, delikatnie mówiąc, nie powala. Muszę przyznać, że wyposażenie opisywanego przedwzmacniacza w pierwszej chwili całkowicie mnie zaskoczyło, ale im dłużej zastanawiałem się nad sensem ich istnienia, tym więcej owego sensu widziałem i zacząłem wyobrażać sobie różne sytuacje, w których klasyczny phono stage się nie sprawdzi, a uPhono+ - owszem.
Puśćmy wodze fantazji i przeanalizujmy kilka scenariuszy. Po co nam wyjścia cyfrowe w przedwzmacniaczu gramofonowym? Widzę tu dwa zastosowania. Po pierwsze, możemy w ten sposób zgrać muzykę z czarnych krążków do postaci plików, najlepiej bezstratnych. Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że winyle z biegiem czasu się niszczą i choćbyśmy stosowali najdroższy sprzęt na świecie, pilnowali jego ustawień, dbali o czystość płyt i wkładki, a ramię opuszczali milimetr po milimetrze, jest to czysto mechaniczny proces, który można porównać z tarciem opon o asfalt podczas jazdy samochodem. Teoretycznie nic specjalnego się nie dzieje - szczególnie, gdy jeździmy spokojnie - ale po kilku latach bieżnik magicznie znika i opony nadają się do wyrzucenia. Nie zachęcam do zgrywania całej swojej płytoteki na dysk, ale jeżeli mamy płyty, które są już niedostępne, a muzyka na nich zapisana nie występuje ani w formie plików, ani w zasobach serwisów strumieniowych, to jednak warto wykonać ich cyfrową kopię. Po drugie, producenci sprzętu audio zaczynają powoli rezygnować z gniazd analogowych. No bo po co one komu? Do podłączenia magnetofonu? Tunera radiowego? Gramofonu? No właśnie - część klientów chce jeszcze od czasu do czasu skorzystać z tego ostatniego, ale czy tylko dla nich opłaca się montować we wzmacniaczu gniazda analogowe? Większość firm daje audiofilom wybór. Mark Levinson Nº 5802 ma wyłącznie wejścia cyfrowe, ale możemy dopłacić i wziąć jego droższego brata - Nº 5805. W integrach Lyngdorfa gniazda analogowe są połączone z bardzo kiepskim przetwornikiem. Aby mieć "te prawdziwe", trzeba kupić opcjonalną płytkę. Brzmi mało przekonująco? W takim razie załóżmy, że mamy DAC-a Auralic Vega G1 z końcówką mocy (Auralic ma świetną regulację głośności, więc integra staje się zbędna). Z normalnym przedwzmacniaczem gramofonowym moglibyśmy się w tym momencie pożegnać z czarnymi płytami. Do końcówki mocy nie da się podłączyć klasycznego phono stage'a, bo przy pierwszym dźwięku membrany wylecą z kolumn i nas zabiją. Do DAC-a też się nie podepniemy, no bo jak... Podobnie, jak wiele innych streamerów i przetworników z regulacją głośności, Vega G1 nie ma wejść analogowych. Byłoby to co najmniej dziwne. I tak oto, w zupełnie prosty sposób, weszliśmy w świat absurdu. Stoimy. Ale z takim Unisonem natychmiast dostajemy dwa wyjścia - możemy albo skorzystać z wyjścia koaksjalnego i podpiąć phono stage do DAC-a, albo podpiąć się do końcówki mocy i skorzystać z regulacji głośności w uPhono+. Druga opcja wydaje się lepsza, bo pozwala uniknąć całkowicie niepotrzebnej, podwójnej konwersji. Wydaje mi się jednak, że części klientów nie interesują takie "niuanse". W dzisiejszych czasach niektórzy z nich naprawdę mogą znaleźć się w sytuacji bez wyjścia. Unison im takie wyjście daje. Najbardziej naturalna wydaje się jednak sytuacja, w której uPhono+ bedzie pełnił rolę "normalnego" phono stage'a, podłączonego do wzmacniacza zintegrowanego, ale od czasu do czasu będzie też używany ze słuchawkami, na przykład w systemie biurkowym. Fajna sprawa.
Wyposażenie przedniej i tylnej ścianki właściwie już omówiliśmy. Pozostaje nam tylko trójbolcowe gniazdo zasilające i umieszczony tuż obok niego włącznik. Ale... To jeszcze nie koniec atrakcji. Porządny przedwzmacniacz gramofonowy powinien przecież umożliwić nam regulację kilku kluczowych parametrów, a tutaj niczego takiego nie widać. Ani z przodu, ani z tyłu. Włoski preamp ma jednak pewien sekret. Aby go odkryć, wystarczy odwrócić urządzenie do góry nogami. W podstawie, w pobliżu gniazd analogowych, znajduje się dość skomplikowany panel z maleńkimi przełącznikami hebelkowymi. Za ich pomocą wyregulujemy obciążenie dla wkładek MM i MC (w pierwszym przypadku - pojemność, w drugim - impedancję), ustawimy wzmocnienie dla wkładek MC oraz włączymy filtr zasilający, który w niektórych przypadkach może pomóc nam pozbyć się niepożądanego przydźwięku. Co ciekawe, wszystkie te parametry ustawiamy osobno dla prawego i lewego kanału. Ale jest jeszcze coś. To właśnie tutaj, na dole, znalazł się przełącznik służący do wyboru wejścia - MM lub MC. Zamontowano go w takim miejscu, że bez podniesienia obudowy raczej nie mamy co marzyć o zmianie aktywnego gniazda wejściowego. Oczywiście, umiejscowienie hebelków jest ściśle związane z konstrukcją układu elektronicznego i pozwala znacznie skrócić ścieżkę sygnałową, co jednak nie zmienia faktu, że z punktu widzenia normalnego użytkownika jest to bardzo, ale to bardzo niewygodne. Przedwzmacniacz gramofonowy jest zwykle połączony z pozostałymi klockami co najmniej trzema kablami (wliczając w to przewód zasilający), w związku z czym jego uniesienie lub obrócenie nie zawsze jest możliwe. Wyciąganie przewodów za każdym razem, gdy chcemy zmienić impedancję dla wkładki MC i ocenić czy 150 Ω będzie lepszą opcją niż 100 Ω? No nie, to chyba nie powinno tak wyglądać. Nie wspominając już o tym, że w niektórych systemach taki phono stage będzie stał gdzieś między innymi klockami, a nie na reprezentacyjnym miejscu obok gramofonu. Lokalizacja panelu z hebelkami wymusiła także ustawienie uPhono+ na trzech, a nie czterech nóżkach. W większości urządzeń jest to całkiem fajne i wygodne rozwiązanie, jednak kiedy mówimy o mniejszych pudełeczkach, takich jak biurkowe przetworniki czy wzmacniacze słuchawkowe, sytuacja trochę się zmienia. Obudowa jest na tyle mała i lekka, że montaż grubych, ciężkich przewodów staje się ryzykowny. W szczególności mam tu na myśli sieciówki. Wypełniony "gwiezdnym pyłem" kabel Enerr Transcenda Ultimate Source poszedł w odstawkę, bo z takim ciężarem uPhono+ zaczynał przewracać się na bok.
Czy zamontowane w takim miejscu hebelki to bardzo duży grzech? Pytanie jak często zmieniamy wkładkę i grzebiemy przy swoim torze analogowym. U niektórych miłośników winylu cała ta machina znajduje się w ciągłym ruchu. Znam ludzi, którzy mają dwa gramofony, z czego jeden z dwoma ramionami, w szufladzie przechowują siedem wkładek na różne okazje, do tego lubią zmieniać sobie kable, dociski, maty i nóżki antywibracyjne, a wszelkiego rodzaju płyny, szczoteczki i myjki praktycznie nigdy nie stoją dalej niż pół metra od gramofonu, bo nie ma sensu ich odkładać. W takim układzie raczej nie zdecydowałbym się na przedwzmacniacz z przełącznikami zamontowanymi od dołu. Wydaje mi się jednak, że większość audiofilów ma jeden gramofon z jedną wkładką, więc raz wprowadzonych ustawień nie trzeba będzie korygować co kilka dni. Nawet jeśli raz na pół roku będziemy coś w takim systemie zmieniać, i tak nie będzie to problem. W końcu sprzęt wypada raz na jakiś czas rozłączyć i porządnie wyczyścić. Podczas pierwszego uruchomienia, przy odrobinie luzu na kablach, Unisona będzie można postawić na boku (używając oczywiście jakiejś miękkiej podkładki), w ten sposób wyregulować wszystkie parametry, a później ustawić go w normalny sposób i pozwolić mu pracować. Hebelki w podstawie z pewnością są jakimś minusem, ale czy takim strasznym? Na to pytanie każdy odpowie inaczej.
uPhono+ to kolejne ładne i porządnie zbudowane urządzenie włoskiej manufaktury. Sęk w tym, że nie pasuje do żadnego innego modelu (w szczególności mam tu na myśli integry). Najbliżej mu do lampowych wzmacniaczy Simply Italy, Triode 25 i S6, jednak tam mamy inne fronty i srebrne pokrętła. Przednia ścianka uPhono+ - będąca grubym kawałkiem szczotkowanego, anodowanego aluminium - pasuje raczej do urządzeń z serii Unico, ale żadne z nich nie ma drewnianych obwódek wokół potencjometru. Możliwe, że jest to zapowiedź kierunku, którym przy najbliższym liftingu pójdą pozostałe, produkowane od wielu lat modele.Jeśli natomiast chodzi o plusy, w pierwszej kolejności wymieniłbym wysoką jakość wykonania. uPhono+ to kolejne ładne i porządnie zbudowane urządzenie włoskiej manufaktury. Sęk w tym, że nie pasuje do żadnego innego modelu (w szczególności mam tu na myśli integry). Najbliżej mu do lampowych wzmacniaczy Simply Italy, Triode 25 i S6, jednak tam mamy inne fronty i srebrne pokrętła. Przednia ścianka uPhono+ - będąca grubym kawałkiem szczotkowanego, anodowanego aluminium - pasuje raczej do urządzeń z serii Unico, ale żadne z nich nie ma drewnianych obwódek wokół potencjometru. Możliwe, że jest to zapowiedź kierunku, którym przy najbliższym liftingu pójdą pozostałe, produkowane od wielu lat modele. Domyślam się jednak, że wtedy Włochom przyjdzie do głowy jakiś nowy pomysł i znów poszczególne grupy urządzeń będą wyglądały jak z różnych parafii. Choć w wielu modelach zobaczymy drewniane ozdóbki, elementy ze stali nierdzewnej i pięknie wykończone pokrętła, umiejętność przyjęcia jakiegoś jednego, optymalnego schematu w sferze wzornictwa nigdy nie była ich mocną stroną. Dopasowane do siebie wzmacniacze i odtwarzacze z serii Unico były właściwie jedynym przejawem myślenia systemowego. Reszta katalogu to w zasadzie eksperymenty. Jedne niezwykle udane (Preludio), inne ekscentryczne (Absolute 845), a jeszcze inne - brzydkie i niezrozumiałe (S6). Ale ponoć nie to ładne, co ładne... Tak w ogóle, opisywany phono stage wciąż nie figuruje na stronie producenta. Zwykle mamy do czynienia z sytuacją, w której najpierw w świat puszczane są zapowiedzi i materiały prasowe, później dystrybutorzy informują o dostawach, pojawiają się zagraniczne recenzje i dopiero w tym momencie pierwsze egzemplarze trafiają w ręce klientów. Czasami cały ten proces może trwać nawet kilka miesięcy. W tym przypadku jest zupełnie inaczej. O istnieniu testowanego przedwzmacniacza dowiedziałem się z mediów społecznościowych. Ponieważ jednak nie ma go jeszcze ani na stronie Unisona, ani polskiego dystrybutora tej marki, dokładnych informacji na jego temat musiałem szukać gdzie popadnie. Wszystko wskazuje na to, że w tym momencie nie ma nawet zgody co do tego, jak brzmi jego prawidłowa nazwa. Dominuje wersja "uPhono+", jednak w niektórych sklepach opisywany phono stage widnieje jako "uPhono+ D" (domyślam się, że "+" oznaczałby wyjście słuchawkowe, a "D" - obecność przetwornika i wyjść cyfrowych). Postanowiłem więc dokładnie obejrzeć Unisona i przyjąć wersję, która pojawi się na jego obudowie. I teraz - uwaga - siedzicie wygodnie? Na przednim panelu umieszczono napis "uPhono+", na tylnym - "uPhono", a na płytce drukowanej w środku - "uPhono+ D" (a właściwie "uPHONO+ D"). I bądź tu człowieku mądry. Dobrze, niech będzie tak, jak na przedniej ściance. Oczywiście, widziałem już wiele podobnych przypadków. Nie raz zastanawiałem się, czy pisać jakiś symbol z myślnikiem czy bez, z zachowaniem wielkości znaków czy "po ludzku", ze spacją czy jednym ciągiem... Ale tym razem poziom niezdecydowania sięgnął zenitu. Nie zdziwię się, jeśli opisywany phono stage - kiedy już pojawi się na stronie producenta - będzie nazywał się jeszcze inaczej.
Brzmienie
Kiedy przystępowałem do odsłuchu, liczba gniazd i funkcji włoskiego przedwzmacniacza, a co za tym idzie - sposobów jego wykorzystania i możliwych kombinacji sprzętowych - delikatnie mnie przeraziła. Okazało się jednak, że w większości przypadków jego brzmienie było bardzo, ale to bardzo podobne. Czy to na wyjściu regulowanym, czy nawet cyfrowym, rezultat zasadniczo nie odbiegał od pewnej normy, którą Unison nakreślił już podczas pierwszego odsłuchu w najbardziej typowej, klasycznej konfiguracji z wykorzystaniem wyjścia stałopoziomowego. Zmiana wkładki również nie wywróciła testu do góry nogami i nie zmieniła mojej opinii o uPhono+. Wychodzi na to, że nie mamy do czynienia z dziwnym zlepkiem kilku różnych urządzeń, ale spójnym projektem, którego charakter i typowe dla klocków Unisona podejście do muzyki słychać właściwie w każdej konfiguracji, z każdym gramofonem, każdą wkładką i na każdym możliwym wyjściu. Z jednym wyjątkiem, któremu poświęcę osobny akapit.
PORADNIK: Wszystko o phono stage'ach
Wielu producentów elektroniki uważa, że phono stage powinien podkreślać "analogowość" brzmienia. I jest właśnie w tym przypadku. Nie wiem czy wynika to z chęci podkreślenia walorów dźwięku odczytywanego z winylowych krążków, czy raczej mamy do czynienia z charakterystyczną dla klocków Unisona muzykalnością zamkniętą w tym razem nie w lampowej integrze lub potężnej hybrydzie, ale w przedwzmacniaczu gramofonowym. Możliwe, że włoscy konstruktorzy po prostu zawarli w uPhono+ swój sposób postrzegania dźwięku i nie sugerowali się tym, że pierwszym elementem toru będzie w tym przypadku wysokiej klasy gramofon. Mamy więc do czynienia z naturalnym, lekko ocieplonym, ale też bardzo spójnym i niesamowicie płynnym brzmieniem, z którego manufaktura z Treviso znana jest nie od dziś. Jeżeli więc mieliście do czynienia z którymkolwiek wzmacniaczem Unisona, czy to z lampą w stylu Preludio lub Triode 25, czy hybrydą, taką jak Unico Primo lub Unico 90, od pierwszych sekund będziecie wiedzieli co jest grane. Jest to ten rodzaj prezentacji, w którym pierwsze sekundy niczym nas nie szokują, ale kolejne minuty, godziny i dni dają ogromną przyjemność obcowania z muzyką. Można więc zastanawiać się czy projektanci nie przesadzili z zagęszczaniem średnich tonów, można analizować głębię i szybkość niskich tonów, mierzyć uszami scenę stereofoniczną i rozkładać dźwięk na części pierwsze, ale tak naprawdę doprowadzi nas to do tego samego wniosku - uPhono+ gra tak, aby słuchało nam się dobrze i abyśmy mogli robić to godzinami. Nie ma tu porażającej dynamiki i hiperprzejrzystości dającej poczucie, że słyszymy więcej. W tych dziedzinach włoski przedwzmacniacz wypada po prostu dobrze i nic ponadto. Ale cała reszta jest już lekko magiczna.
Unison spodoba się przede wszystkim melomanom, którzy nie traktują odsłuchów jak zawodów sportowych, a zamiast analizować nagrania centymetr po centymetrze chłoną muzykę w sposób syntetyczny. Automatycznie pojawia się jednak pewna wątpliwość. O ile bowiem ogólny charakter brzmienia jest bardzo przyjemny, po pewnym czasie człowiek zaczyna się zastanawiać czy w przypadku przedwzmacniacza gramofonowego jest to właściwa droga. Czy winylom trzeba jeszcze dodawać tego muzykalnego, analogowego charakteru? No właśnie nie wiem... To tak, jakby ktoś miał zaprojektować kolumny do wzmacniaczy lampowych, a wynikiem jego pracy były zestawy grające ciepło, gładko, kulturalnie, z wyeksponowanym pierwszym planem i podkreśloną średnicą. Tymczasem kolumny "do lampy" są zwykle całkowitym przeciwieństwem takiego grania. Lampiarze kochają francuskie zestawy z tubowymi tweeterami i wszelkiego rodzaju głośniki o wysokiej skuteczności dające dynamiczny, rześki, szybki dźwięk. Uwielbiają też srebrne kable, które wcale się ze swoją naturą nie kryją. Łączenie przeciwieństw potrafi dać zaskakująco dobre rezultaty. Karmel odrobiną soli smakuje przecież o wiele lepiej niż karmel posypany cukrem. Na szczęście w przypadku Unisona ów analogowo-lampowy charakter nie odbija się na brzmieniu aż tak mocno, aby nie można było znaleźć w nim nic innego. Prawdopodobnie dlatego, że jego konstruktorzy nie przesadzili i nie wcisnęli do środka lamp, których jedynym zadaniem byłoby dodatkowe, zupełnie zbędne ocieplenie brzmienia. Gdyby uPhono+ był wzmacniaczem zintegrowanym, nie byłby przesłodzoną triodą, ale tranzystorem o lekko lampowym charakterze. Idzie w kierunku przyjemnego ciepła, ale nigdy na tyle mocno, aby nie zostawało nam nic innego. Skojarzyło mi się to z hybrydami Unisona, w których generalnie mamy do czynienia z muzykalnym, miłym dla ucha dźwiękiem, jednak czasami kontrolę nad sytuacją przejmuje ich tranzystorowa natura, dzięki czemu możemy również cieszyć się nagraniami, które lampom z jakiegoś powodu nie zawsze "podchodzą". W ujęciu całościowym jest to urządzenie grające naturalnie, bezpiecznie i zupełnie prawidłowo. Mimo to, w teście najlepiej sprawował się z wkładką Audio-Technica AT-OC9XML, co chyba wskazuje właściwy kierunek poszukiwań. Być może jest to urządzenie dla kogoś, kto już dawno przeszedł etap "och, jaki ten dźwięk inny, jaki ciepły, jaki gładki, jaki przytulny" i zaczął odkrywać drugą stronę winylu - szczegółowość, dynamikę, stereofonię i cały plankton, którego nie ograniczają parametry cyfrowych formatów. Wtedy uPhono+ będzie znakomitym partnerem muzycznych podróży.
Ostatni etap testu uPhono+ zdaje się potwierdzać, że Włosi zwyczajnie nie lubią siedzieć w nausznikach i traktują je jako swego rodzaju ostateczność - coś, co pozwala słuchać muzyki wtedy, gdy absolutnie nie można robić tego z wykorzystaniem kolumn.Na koniec zostawiłem sobie wyjście słuchawkowe. Jest to bowiem ten wyjątek, o którym napisałem na początku. Po przesiadce na słuchawki potwierdziło się coś, co zauważyłem już w teście modelu SH. Dźwięk wciąż był dobry, ale stał się jakiś taki, hmm... Sztucznie uprzestrzenniony. Poczułem się jakbym nie siedział w typowych nausznikach, ale miał na głowie coś bardzo specyficznego, w rodzaju wstęgowych monitorów odsłuchowych RAAL-requisite SR1a. Jak można się domyślać, efekt był dość niecodzienny - trochę jak podczas słuchania kolumn, które znajdują się bardzo blisko nas, a dodatkowo są rozstawione bardzo szeroko. Dla melomanów przyzwyczajonych do słuchawek może to być trochę dziwne. Trzeba się przyzwyczaić. Nie wiem czy jest to wynik jakichś kombinacji z fazą, czy może zastosowano tu delikatne mieszanie kanałów, którego nie można wyłączyć. Ostatni etap testu uPhono+ zdaje się potwierdzać, że Włosi zwyczajnie nie lubią siedzieć w nausznikach i traktują je jako swego rodzaju ostateczność - coś, co pozwala słuchać muzyki wtedy, gdy absolutnie nie można robić tego z wykorzystaniem kolumn. Znam kilku ludzi, którzy podchodzą do słuchawek w ten sposób i za wszelką cenę starają się wydobyć z nich trójwymiarową przestrzeń. Ale to nie zawsze się udaje. Nauszniki służą po prostu do czegoś innego. Dają możliwość zetknięcia się z muzyką w sposób bardzo bliski, wręcz intymny. Często podczas takiego odsłuchu można odkryć szczegóły, których głośniki nigdy nam nie pokazały. A że przestrzeń jest inna? Że nie mamy możliwości zaobserwowania takiej samej głębi? To oczywiste i nie wiem czy należy z tym zjawiskiem walczyć, bo wychodzi z tego dziwny surround, jakieś kino domowe, a zupełnie nie o to chodzi. O ile więc brzmienie uPhono+ w klasycznej konfiguracji bardzo mi się spodobało, nie jestem pewien czy mogę polecić ten przedwzmacniacz ludziom, którzy lubią słuchawki, akceptują wszystkie ich wady i zalety, a od sprzętu towarzyszącego wymagają przede wszystkim neutralności i prawdomówności. Tutaj brzmienie ma prawidłowe proporcje, leciutko ocieploną barwę (chyba w mniejszym stopniu niż na wyjściu RCA), czuć w nim spory potencjał, ale wszystko odbywa się w jakiejś takiej wirtualnej przestrzeni, która teoretycznie jest bardzo obszerna, ale tak naprawdę dźwięk jest mało namacalny, jakby półprzezroczysty. Zrozumiem natomiast tych, którym takie podejście się spodoba. Jeżeli ktoś uważa, że słuchawki to taka audiofilska patologia i zamierza używać ich wtedy, gdy zwyczajnie nie będzie mógł uruchomić wzmacniacza i kolumn, wyjście na przednim panelu Unisona jak najbardziej może się sprawdzić.
Budowa i parametry
Unison Research uPhono+ to przedwzmacniacz gramofonowy z regulacją głośności, przetwornikiem analogowo-cyfrowym i wysokoprądowym wzmacniaczem słuchawkowym. Urządzenie zostało wyposażone w oddzielne wejścia dla wkładek MM i MC, dwa wyjścia analogowe (stałe i regulowane) oraz trzy wyjścia cyfrowe - koaksjalne, optyczne i USB typu B. Melomani zmuszeni do skorzystania z transmisji cyfrowej (na przykład ze względu na brak wejść analogowych we wzmacniaczu) wybiorą zapewne pierwsze lub drugie gniazdo, natomiast złącze USB przyda się do zgrywania czarnych krążków do postaci plików. Procedura ta została dość dobrze opisana w instrukcji obsługi, co pozwala sądzić, że producentowi chodziło właśnie o takie wykorzystanie wewnętrznego konwertera (być może niektórzy posiadacze audiofilskich gramofonów zazdroszczą tej opcji użytkownikom budżetowych modeli wyposażonych w gniazdo USB). Układ DAC-a (a raczej ADC-a) zbudowano w oparciu o kość Cirrus Logic CS5341 IC, dzięki czemu na wyjściu możemy otrzymać sygnał w jakości 24 bit/96 kHz. Za pomocą zlokalizowanych w podstawie przełączników możemy ustawić pojemność dla wkładek MM (od 100 do 420 pF), oraz impedancję dla wkładek MC (od 20 do 1000 Ω). Wzmocnienie dla wkładek MM wynosi 38 dB, natomiast dla wkładek MC możemy ustawić jedną z dwóch wartości - 58 lub 69 dB. Wbudowany wzmacniacz słuchawkowy obsługuje nauszniki o impedancji od 16 do 600 Ω. Wnętrze Unisona wygląda naprawdę zacnie. Cały układ elektroniczny zmieścił się na jednej, dużej płytce. W samym centrum znalazł się potencjometr ALPS Blue Velvet, połączony z umieszczonym na przedniej ściance pokrętłem za pomocą metalowej przedłużki. Szkoda, że producent nie przewidział opcji montażu zmotoryzowanego tłumika. Na pewno spodobałoby się to klientom, którzy mają zamiar wykorzystać uPhono+ także w roli przedwzmacniacza. Dzięki zastosowaniu komponentów przeznaczonych do montażu SMD włoskim projektantom udało się zminimalizować długość ścieżki sygnałowej. Na pochwałę zasługuje także całkowite rozdzielenie zasilania obwodów analogowych i cyfrowych. Obie sekcje korzystają tylko ze wspólnego transformatora, który zamknięto w metalowej puszce, aby chronić całą resztę przed zakłóceniami. Całość prezentuje się, jak to u Unisona, bardzo czysto, schludnie i rozsądnie.
Werdykt
Włosi postanowili stworzyć phono stage, który oprócz swojej podstawowej funkcji pełni jeszcze kilka innych. Z jednej strony bardzo mi się to podoba, bo wiele dostępnych na rynku przedwzmacniaczy gramofonowych to takie "golasy", że aż szkoda gadać. Możemy wydać nawet cztery albo sześć tysięcy złotych i wcale nie ma pewności, że dostaniemy urządzenie wyposażone w komplet niezbędnych regulacji, w zestawie nie znajdziemy zasilacza wyglądającego jak ładowarka od starego telefonu, a w sporej, ładnej, eleganckiej obudowie nie będzie zamontowana płytka wielkości paczki papierosów. uPhono+ nie dość, że jest bardzo kompetentnym preampem, to jeszcze ma na pokładzie kilka całkiem przydatnych funkcji, a jego brzmienie ani trochę nie rozczarowuje. Ma swój charakter, ale tak naprawdę ciężko mu cokolwiek zarzucić. Zastanawiałem się nawet czy nie jest to poziom nieco droższych przedwzmacniaczy, takich jak 1ARC Arrow 2 czy Audio Analogue AAphono, jednak nie chciałbym ogłaszać takich rewelacji bez bezpośredniego porównania. Tak czy inaczej, jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Jedynym minusem jest dziwna przestrzeń na wyjściu słuchawkowym. Być może niektórym przypadnie do gustu taka trójwymiarowa scena, jednak dla mnie jest to walka z wiatrakami. Nauszniki to nie kolumny i w żaden sposób się tego nie przeskoczy. Kiedy uPhono+ pojechał do dystrybutora, przyszła mi do głowy taka myśl... A może jednak Włosi powinni stworzyć jego tańszy odpowiednik? Bez wyjścia słuchawkowego, bez regulacji głośności i bez przetwornika, ale na bazie tego samego układu elektronicznego i z tym samym dźwiękiem? Chyba nikt nie skorzysta bowiem ze wszystkich "pobocznych" funkcji. Ze wszystkimi dodatkami urządzenie kosztuje 3999 zł. Gdyby po ich wyrzuceniu cena spadła do, powiedzmy, 3299 zł, mielibyśmy prawdziwy hit - przedwzmacniacz, który mógłby stawać w szranki z dwukrotnie droższą konkurencją.
Dane techniczne
Wejście: RCA (MM i MC)
Wyjście: RCA (stałe i regulowane)
Wzmocnienie: 38 dB (MM), 58 lub 69 dB (MC)
Pojemność wejściowa (MM): 100, 200 ,320 lub 420 pF
Impedancja wejściowa (MC): 20, 50, 100, 150, 250, 500 lub 1000 Ω
Impedancja słuchawek: 16- 600 Ω
Zniekształcenia: 0,07%
Cena: 3999 zł
Konfiguracja
Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Audio-Technica AT-OC9XML, Unison Research Triode 25, Audiovector QR5, Auralic Vega G1, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
Kuba
Panie redaktorze, bardzo ciekawa recenzja, przecząca pohukiwaniom o sponsorowanych recenzjach lejących lukier na każde badziewie. Ale do rzeczy. Wiele razy wyrażał Pan uznanie dla Clearaudio. Czy miał Pan okazję zapoznać się z Nano Phono Headphone v2? Sprzęt podobny do recenzowanego, chociaż tańszy i o okrojonej funkcjonalności. Pozdrawiam.
1 Lubię -
Sławomir
Divaldi to też coś w rodzaju prekursora, słyszałem dwa razy przelotnie ze słuchawkami HiFiMAN HE-6, powinien był polec, ale dawał radę. Funkcjonalność Włocha wyższa, choć jeśli dobrze pamiętam, to PS Audio ma taki phono stage z cyfrowym wyjściem, ale Włosi to wszystko połączyli w logiczną całość.
0 Lubię
Komentarze (2)